Kiedy wszystko się zmienia 11
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 18:50:33
11

Nad domem zawisł ponury cień, wypędzając z niego spokój. Wszyscy chodzili spięci i podminowani. Trudno było się odprężyć, chociaż na chwilę po tym, co się wydarzyło. Policja nadal przeczesywała okolicę, szukając śladów, na pomost nie mieli wstępu, żeby nie zatrzeć jeszcze jakiś śladów, które można było przeoczyć. Matt stwierdził, że jak tak dalej pójdzie to porąbią go na drzazgi i każdą będą badać osobno. Luc bardzo chciał by zabrali ten pomost, nie chciał go nigdy oglądać. Choć od tamtego czasu nie był nad jeziorem, był pewien, że krew wgryzła się w drewno i nic jej nie usunie.
- Dlaczego Cameron mnie nie lubi? - spytał cichutko, przytulając się do szerokiej piersi Zeke'a. Ciepła dłoń Mata, przesunęła się po jego ramieniu, gładząc go delikatnie. Poczuł ciało szatyna przytulające się do jego pleców, tulące się do niego, silne ramie, obejmujące jego i tors Zeke'a. Dziwne było tak leżeć z nimi oboma, wtulony w nich, obejmowany. Czuł się trochę niezręcznie, a z drugiej strony, ta sytuacja miała w sobie coś podniecającego. Nie po to się jednak tutaj znalazł. Zeke powiedział stanowczo, że nie pozwoli by Luc spał na górze sam, dopóki sprawa się nie wyjaśni. I na nic się zdały, protesty, tłumaczenia, że przecież nie jest sam, że ma wilka, że za ścianą jest James z Cameronem i na pewno nic mu się nie stanie. Na nic to się zdało. Został porwany do ich wspaniałej sypialni, utrzymanej w stylu orientalnym i wpakowany do łóżka. Mimo początkowej niechęci, zabawna była podróż do raju chłopaków, wisząc głową w dół na ramieniu przyjaciela i podziwiając jego pośladki, opięte jasnobłękitnymi dżinsami. Wilk też znalazł swoje miejsce na poduszkach, przy kominku, co zaraz wykorzystał i zasnął snem sprawiedliwego, stwierdzając najwyraźniej, że dzisiejszej nocy może darować sobie czuwanie.
- Tego to chyba on sam nie wie, aniołeczku. - powiedział Zeke, gładząc chłopaka po włosach, uspokajającym gestem. - Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tak się zachowuje. Czasem mam wrażenie, że nie jest to jego decyzja, że ktoś maczał w tym palce, ale to oczywiście tylko moje gdybanie. Miałeś się przecież już nim nie przejmować, prawda?
- Ale chciałbym po prostu wiedzieć, zrozumieć to wszystko co się dzieje. - przesunął policzkiem po torsie bruneta, westchnął cicho. Nie miał pojęcia, że może mu brakować obecności mężczyzny, do którego mógłby się przytulić, którego zapach mógłby wdychać.

- Tu chyba wcale nie chodzi o Cama, tylko o to, co tutaj się dzieje, prawda? - mruknął Matt zza jego pleców, nie przestając gładzić jego ramienia aż do dłoni i z powrotem, a potem jego palce zaczęły delikatnie gładzić kark rudzielca, zanurzając się powoli we włosach.
- Prawda, boję się i to bardzo i tak naprawdę nie mam nikogo. Ja wiem, że mam was, ale mi chodzi o coś innego... - przymknął oczy, podstawiając kark pod delikatną pieszczotę. -... o to co jest między wami... - zadrżał lekko, czując dłonie szatyna przesuwające się wzdłuż pleców, aż do pośladków. Za jego dłońmi powoli podążyły usta i język. - Co ty? - próbował spytać, uniósł się lekko i pojrzał na chłopaka. W tym samym momencie Zeke pochylił się ku niemu, odwrócił do siebie jego twarz i pocałował lekko w usta, ruchliwym językiem wypełniając je, zapraszając język drobnego chłopaka do namiętnego tańca. Luc jęknął prosto w usta mężczyzny, czując jak ruchliwy język przesuwa się po tym wrażliwym miejscu między pośladkami, próbował się wyswobodzić z objęć przyjaciela i odsunąć od siebie Matta.
- Ciii Luc, przecież żaden z nas nie zrobi ci krzywdy. Przecież chyba trochę za tym tęsknisz. - wyszeptał Zeke, z ustami tuż przy wargach chłopaka, niechcący powtarzając słowa Willa sprzed kilku dni.
- Chcę... - wyszeptał rudzielec, niezbyt przytomnie. Wypinał lekko pośladki w stronę chłopaka, pieszczącego intensywnie jego delikatny otworek. - Chcę...
Zeke przesunął się w górę, opierając się na poduszkach, przyciągając rudzielca do siebie, wciągając go w kolejny namiętny pocałunek. Matt przysunął się do nich obu, całując szyję, kark, policzek Lucasa, przygryzając jego ucho, jednocześnie dłonią gładził pośladki chłopaka, by po chwili wsunąć w niego delikatnie jeden palec. Podniecony rudzielec, ocierał się o ciało Zeke'a, jego męskość chwilami stykała się z naprężonym członkiem przyjaciela. Chciał się przesunąć w dół, by dać mu przyjemność tak jak kiedyś dawno, pokazał mu Cameron, tak jak to robił w snach z Gréagiem.
- Dzisiaj ty Lucky - szepnął mu brunet, odwracając go na plecy. Uniósł się jeszcze trochę na poduszkach, kładąc na sobie chłopaka. Szatyn, pociągnął Luca za nogi w swoją stronę, rozchylając je i usadawiając się między nimi. Płomienno-włosy popatrzył nieprzytomnym wzrokiem na przyjaciela sięgającego gdzieś za łóżko, zobaczył potem tylko coś, co wyglądało jak buteleczka żelu, po chwili w pokoju rozniósł się owocowy aromat.
- Zimne - wyszeptał, kiedy płyn spłynął mu między pośladkami. Zawiercił się lekko, czując męskość Zeke'a uwierającą go w plecy. Matt poruszył biodrami, wchodząc powoli w Lucasa, wyrywając z jego ust cichy okrzyk, który zmienił się w pełen przyjemności pomruk, gdy dłonie Zeke'a rozpoczęły wędrówkę po jego ciele, gładząc i podszczypując stwardniałe z podniecenia sutki, pieszcząc napięte mięśnie brzucha. Szatyn mocniej naparł biodrami, przyśpieszając, sprawiając, że rudowłosy leżący pod nim, krzyczał i jęczał z przyjemności, wyginając się, poruszając się w rytm ruchów Matta, oplatając go nogami w pasie. - -Mocniej.... jeszcze... - wyjęczał, unosząc lekko powieki, ukazując zamglone rozkoszą tęczówki, uniósł ręce do góry, obejmując nimi bruneta za szyję. Chwilę później jego ciałem targnął spazm. Kilka uderzeń serca później przyjaciel zostawił w nim dowód swego spełnienia. Lucas przeciągnął się rozkosznie, mrucząc zadowolony. Mężczyźni uśmiechnęli się do siebie. Zeke zepchnął chłopaka z siebie i obaj przyczepili się do niego zlizując dowody miłości z jego skóry, doprowadzając go tym znowu do stanu podniecenia. Rudzielec nie pozostał bierny, przekręcił się tak, by mieć dostęp do nadal niezaspokojonego podniecenia Zeke'a.
Minęło jeszcze dużo czasu, nim zasnęli wtuleni w siebie...

- Może powinieneś stąd wyjechać Lucas. - powiedział cicho Artur, przy którymś obiedzie.
- Przecież wiesz, że nie mogę, jeśli wyjadę ten debil uzna, że jestem winny i uciekam. - rudzielec dziabnął wściekle swoje ziemniaki.
- Powinien to zrozumieć. Tutaj nie jest bezpiecznie dla ciebie - dodał Alan. - Nie dość, że gdzieś tam włóczy się jakiś psychopata, to jeszcze w domu czyha inny, i dwaj dowcipni, tylko, że wyłącznie ich śmieszą dowcipy.
- Ale naprawdę nie mogę. Widzieliście jak nas traktuje. Jak mnie traktuje. Pewnie uważa, że to ja zabiłem tego chłopaka, wiem że uważa, że tamto to była moja wina, że sam się prosiłem, że zaprosiłem kolesia i przeholowaliśmy. Gdyby nie to, że wasze wyniki są negatywne to by wyszło, że przelecieliście mnie wszyscy. - westchnął na wspomnienie upojnej nocy z Mattem i Zeke'm, odchylając się na krześle. - Traktuje mnie nie lepiej niż te dwa pacany - pokazał widelcem, na Camerona i Jamesa. James spojrzał na niego spode łba, zaś Cameron wyglądał jakby nagle się obudził.
- No dobrze, to może powiedz... masz jakiś wrogów? - zapytał murzyn. Chłopak popatrzył na niego lekko zdumiony.
- Wrogów? Jeśli nie liczyć tych dwóch złamasów, to raczej nikogo. No mógłbym jeszcze włączyć tych, którym nie dałem. - spojrzał znacząco na Williama. Zastanawiał się, komu jeszcze mógł podpaść, ale nie znalazł na to odpowiedzi. Pokręcił głową. - nikomu nie podpadłem. Jestem grzeczny.
- Jasne jak cholera grzeczny. - odezwał się Will ponuro, masując obandażowaną dłoń.
- to nie ja cię ugryzłem i całkowicie na to zasłużyłeś. - mruknął Lucas, gładząc Kła, siedzącego przy jego krześle. - jeśli ktoś jest niegrzeczny to właśnie ty. - wystawił do mężczyzny język, dokończył to co miał na talerzu i poszedł na górę na taras. Oparł się o poręcz i zapatrzył w połyskującą wodę jeziora, na soczyście zielone lasy, wzgórza i dalekie góry. Gdzieś nad jego głową na rozpalonym do białości niebie, krzyczał orzeł. Wszystko było takie spokojne, nieskalane wręcz. Tak jakby nic się nie wydarzyło. On nie mógł być taki spokojny i nieskalany. To było po prostu niemożliwe. Miał uczucie jakby własnoręcznie zabił tamtego chłopaka. Strasznie się bał. Starał się to ukrywać przed nimi wszystkimi, ale wiedział, że nie wychodzi mu to za dobrze. Wszyscy to widzieli, wszyscy to czuli i wszyscy się nim opiekowali. Nawet Cameron zdawał się być zmartwiony całą tą sytuacją, już go nie wyzywał, nie popychał i był prawie miły. Czuł się dziwnie. Wiedział, że nie czuje już do niego, tego co czuł jeszcze niedawno, a z drugiej strony za nim tęsknił, nawet bardzo. Tęsknił za jego ramionami, za ciepłem jego ciała, za tym, co przez króciutką chwilę istniało między nimi, ale w tej chwili najbardziej tęsknił za bezpieczeństwem jego ramion. Za spokojem, który zawsze czuł w jego obecności. Nawet, kiedy blondyn traktował go jak śmiecia, kiedy go odpędzał, rudzielec czuł się przy nim spokojny i bezpieczny. Przy nikim nie czuł się tak jak przy nim. Tylko przy Gréag'u czuł się podobnie, ale przecież jego wyśniony kochanek właśnie tylko tym był. Pięknym, ale zupełnie nie realnym snem. Wychylił się przez barierkę i spojrzał w dół na niezadaszony taras na parterze. Zauważył dziwną kartkę papieru, przybitą do barierki. Dziwne, że jeszcze żaden z chłopaków jej nie zauważył. Zszedł na dół po zewnętrznych schodach, podszedł do barierki i zerwał przybitą kartkę. Ktoś na niej napisał na maszynie "TA RUDOWŁOSA DZIWKA TO TYLKO PRÓBA. BĘDZIESZ MOIM DOKOŃCZONYM DZIEŁEM". Teraz był pewny, że temu psychopacie chodziło o niego, że podobieństwo ofiary do niego nie było przypadkowe. Ktoś zabił tego chłopaka by mu pokazać, by go nastraszyć. Jakiś szaleniec czyhał na niego.
- Lucas, coś się stało? Jesteś strasznie blady. - mruknął Graham. Lucas bez słowa pokazał mu kartkę. Mężczyzna wciągnął głośno powietrze, bez słowa wszedł do budynku i natychmiast zadzwonił na policję.
Chłopak usiadł na sofie i ukrył twarz w dłoniach.
- Niech to się w końcu skończy, ja tak nie chcę! To jakiś straszny koszmar! Niech go złapią wreszcie, zamkną w pokoju bez klamek, albo powieszą. - powtarzał bez przerwy.
- Uspokój się kociaku, bo osiwiejesz ze zgryzoty. - mruknął Matt, obejmując chłopaka ramieniem. - A jak złapią tego debila to osobiście go utłuczesz, już my się o to postaramy, prawda chłopaki? - odpowiedział mu zgodny chór głosów. - Widzisz? Nie damy cię skrzywdzić. No juś uspokój się kochany, bo znowu się tobą z Zeke'm pobawimy. - wyszeptał mu na ucho, by rozluźnić trochę płomienno-włosego i nie pokazać przed nim, że sam jest przerażony.
Godzinę później, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi wejściowych, Lucas był już niemal spokojny i pomagał Zeke'owi w kuchni.
-Detektyw Gaan. Przejąłem sprawę morderstwa i gwałtu. Czy mógłbym zobaczyć ten list, o którym mówiła inspektor Creig? - usłyszał głos, niski i ciepły, niczym whisky powoli ogrzewana nad ogniem, od którego zjeżyły mu się włoski na karku. Podniósł głowę i zamarł. Tuż przy nim stał jego sen. Bardzo wysoki, wspaniale zbudowany, odziany w sprane, postrzępione dżinsy i luźny podkoszulek z jakimś nadrukiem. Długie złociste włosy, miał związane w luźną kitkę, kilka niesfornych pasemek, opadało mu na ogorzałą od słońca i wiatru twarz.
W tym momencie nóż, upadł na podłogę, ale rudzielec zupełnie tego nie zauważył.
- Gréagóir? - powiedział z niedowierzaniem. Mężczyzna odwrócił się w jego stronę i złociste oczy, otworzyły się szeroko z zaskoczenia, a potem na twarz wypłynął szeroki, rozbrajający uśmiech.
- Witaj Lucca...