Wilk epilog
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 22:26:02
Epilog:

"Wilczek"



Stałem przy dużym oknie, przez które widziałem wielki, skąpany w słońcu ogród. Kilkanaście metrów od domu dostrzegłem Lucasa bawiącego się z kąpanymi przez ogrodnika psami. Wielkie wilczury obskakiwały obu młodzieńców, unikając strumienia wody z węża ogrodowego, to znów celowo łapiąc zimną strugę w paszcze. Ujadały przy tym wesoło i zamiatały długimi ogonami. Największy z nich przewrócił nawet Lucasa, usiłując polizać go po twarzy. Przyjrzałem się uważnie chłopakowi. Miał na sobie bardzo krótkie spodenki i koszulkę bez rękawów teraz pochlapane wodą. Było ciepło, ale chłopak prawie zawsze ubierał się tak jak kiedyś. Po prostu lubił te skąpe ubrania. Ja także je lubiłem, bo niewiele zakrywały i mogłem cieszyć się widokiem jego pięknego, teraz już nie tak wiotkiego, lecz wciąż smukłego i szczupłego ciała. Uśmiechnąłem się pod nosem i pociągnąłem łyk drinka z lodem.

- Więc co teraz zamierzasz? - usłyszałem. Odwróciłem się, patrząc na siedzącą w fotelu Kathy. - Wracasz do zawodu?

- Raczej nie... - pokręciłem głową. - Przez te trzy lata zarobiłem tyle, że odpowiednio gospodarując będę ustawiony do końca życia.

- No tak - przyznała niechętnie. - A czym się zajmiesz na tej wczesnej emeryturze, żeby się nie zanudzić?

- Czymś przyjemniejszym i spokojnym.

- Czym? - parsknęła. - Uprawą pomidorów? - zażartowała. Uśmiechnąłem się lekko.

- Chociażby - skinąłem. - Mam pomysł na własny interes... - wyjawiłem, popijając drinka.

- Ech, zazdroszczę ci, Jack! - rzekła, jednak w jej głosie nie zabrzmiała zazdrość. Wydawała się raczej zawiedziona.

- Zmień swój system pracy - poradziłem. - Bierzesz grosze za zlecenia...

- Robię to dla satysfakcji... i zabawy - uśmiechnęła się dziwnie i wstała, podchodząc do mnie. - Zresztą też za jakiś czas zrobię sobie przerwę, więc może posłucham twojej rady. - dodała z cichym westchnieniem. Mimowolnie popatrzyłem na jej łono. Przesunęła dłonią po lekko zaokrąglonym podbrzuszu.

- Chłopiec czy dziewczynka? - zapytałem. Spojrzała na mnie z ukosa. W jej oczach dostrzegłem radość.

- Dwa iksy - odparła.

- Wspaniale - uśmiechnąłem się ciepło. - Zawsze chciałem mieć córkę... - znowu wypiłem łyk i popatrzyłem na ogród.

- Wiesz, Jack...nie obraź się, ale... - zaczęła cicho.

- Wiem, Kathy - skinąłem głową. - Kiepski ze mnie byłby ojciec. Na pewno doskonale ją wychowasz - dodałem.

- Będziesz znakomitym wujkiem! - oświadczyła pocieszająco. - Obaj będziecie... - popatrzyła na Lucasa. - A ja w końcu dojrzałam, by ją wydać na świat - uśmiechnęła się, przesuwając dłonią po brzuchu. - Wtedy... gdy byliśmy razem nie byłam na to gotowa... - popatrzyła na mnie przelotnie.

- Dziękujmy medycynie za hibernację komórek... - rzekłem wesoło. Uśmiechnęła się, rozbawiona. Nagle rozległo się jakieś piknięcie z urządzenia na jej nadgarstku. Spojrzała nań niechętnie.

- No... muszę zmykać! - oznajmiła.

- Obowiązki?

- Nie takie, jak myślisz... - rzuciła mi przekorne spojrzenie i pocałowała mnie w policzek.

- Odwiedzaj nas częściej, Kathy! - szepnąłem.

- Nie omieszkam! - mrugnęła porozumiewawczo, po czym skierowała się do drzwi. Zatrzymała się jednak przed nimi i jej wzrok padł na obraz, który wisiał przy wejściu. - Na Boga, Jack! Zdejmij w końcu to paskudztwo! - wzdrygnęła się. Popatrzyłem w ślad za jej spojrzeniem. Obraz przedstawiał martwą naturę, jednak był on tak kiczowato wykonany, że nawet we mnie budził mieszane uczucia. Do końca nie wiedziałem, dlaczego dekorator wnętrz go tutaj umieścił. Może stwierdził, że skoro reszta domu jest doskonale urządzona, to odrobina kiczu nie zaszkodzi.

- Tak, wiem - westchnąłem. - Lucas też go nie cierpi. Krzywi się za każdym razem, gdy tędy przechodzi - zawsze zapominałem go zdjąć. Co prawda nawet tak prozaiczna czynność jak zdjęcie go, stanowiła pewien problem. Otóż obraz staro-nowoczesnym stylem wisiał na żyłce zawieszonej na haczyku. To był stary motyw. Nowatorstwem był fakt, że żyłka tak naprawdę nie była żyłką, tylko giętkim drucikiem z czegoś niewiarygodnie mocnego, a haczyk został tak wbity w ścianę, iż nie można było zdjąć obrazu bez wyciągania go, a tym samym robienia dziury w tynku. Za to przeciąć drucika też niczym się nie dało. Kto wymyślił tę metodę i dlaczego zastosował ją w tym pokoju, nie wiedziałem. Być może architekt wnętrz nie lubił, gdy mieszkańcy urządzonego przezeń domu wprowadzali zmiany w jego "dzieło". Bardziej jednak podejrzewałem dekoratora o swoistą złośliwość i mały sabotaż.
Kathy westchnęła i pokręciwszy z dezaprobatą głową wyszła, ja natomiast usiadłem w wygodnym fotelu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Urządzony w stylu retro przestronny salon był bardzo jasnym pomieszczeniem. Wielkie okna wychodziły na południowy zachód, a ściany były kremowe, natomiast meble obite jasną skórą i wykonane z sosny. Odstawiłem pustą szklankę na stolik z blatem z białego marmuru i zamknąłem oczy, rozkoszując się aksamitną ciszą położonego z dala od wielkich aglomeracji domu. Na podwórku szczekały psy, słychać było świergotanie ptaków, plusk oczka wodnego... no i ciszę... Ta cisza miała swój własny smak. Smak spokoju...
Nagle usłyszałem odgłos otwieranych drzwi i do pokoju wszedł Lucas. Zerknął na obraz z tym swoim uroczym grymasem zdegustowania na twarzy i podszedł do mnie.

- Zdejmij to - rzekł, siadając mi na kolanach. Pachniał czystą mokrą sierścią psów. Jego skąpy letni strój był pochlapany wodą i nosił pieczątki psich łap z błota i trawy.

- Tak, dzień dobry. Też się cieszę, że cię widzę - mruknąłem i nagle poczułem jego usta na moich oraz koniuszek jego języka wdzierający się między moje wargi. Pozwoliłem mu na tę chwilę dominacji, a gdy oderwaliśmy się od siebie, musnąłem jego w szyję i mocno przytuliłem do siebie.

- Kocham cię, Lucas... - wyszeptałem. Popatrzył na mnie z niejakim zdumieniem, jednak po krótkiej chwili uśmiechnął się uszczęśliwiony, a w jego oczach niespodziewanie pojawił się przekorny błysk.

- To wilki też potrafią kochać? - zdziwił się. Sięgnął do mojego lewego boku i wyszarpnął z kabury broń, natychmiast wyrzucając rękę w bok. Dostrzegłem, jak jego oczy dosłownie na ułamek sekundy zerkają na muszkę i niemalże równocześnie rozległ się strzał. Lucas znów patrzył tylko na mnie z zadziornym uśmieszkiem. Powoli przeniosłem wzrok na ścianę, gdzie niegdyś wisiał obraz. W białym tynku wyzierała czarna niewielka dziurka. Spojrzałem w dół. Na podłodze, oparty o ścianę, więc wciąż zachwycający swymi wątpliwymi walorami spoczywał obraz. Przecięta przez kulę metalowa żyłka zwisała przez ramę i płótno lekko połyskując. Naprawdę nieźle strzelał, a odkąd mu się to tak spodobało szkolił się coraz pilniej. Uśmiechnąłem się do siebie z zadowoleniem.
Będzie lepszy ode mnie...




KONIEC