Krew nie woda 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 21:47:47
II

-Tak, przeszła przez lustro, Jax. -powtórzyła Alicja po raz kolejny do telefonu.
Nadal była w jego pokoju.
-Nie. -Alicja spojrzała na nieznajomą. Kobieta leżała teraz nieprzytomna na łóżku, a jej prawe ramię było dokładnie zabandażowane. -Nie potrafię jej wyleczyć. Opatrzyłam ranę, ale moja magia na nią nie działa. Zupełnie, jakby dziewczyna nie była do końca prawdziwa. Co? Oczywiście, że jest prawdziwa, ochlapała ci krwią cały pokój. Co? Twoim koszulom nic nie jest, nim to się stało, wisiały już dawno w szafie. Masz szczęście, że ma ci kto sprzątać. Ta…? -Alicja zdziwiona zamrugała oczami. -Jax! Jak możesz w takiej chwili martwić się o tapety?! Nie, nie sądzę by umierała, ale…! Dobrze, czekam na ciebie. -westchnęła, poczym wyłączyła telefon.
Jax zjawił się zaledwie po pół godziny, wbiegając do pokoju. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na leżącą dziewczynę.
-Na Słońce, Sara! -krzyknął zaskoczony, poczym pytająco spojrzał na Alicję.
Janissary przewróciła oczami. Jeśli Jax zaklinał się na Słońce, nie oznaczało to niczego dobrego.
-Mówiłam ci, będzie żyć, choć zapewne szybko z tego nie wyjdzie. -odpowiedziała niechętnie.
Na tę wieść mężczyzna uśmiechnął się z ulgą i z całej siły przytulił Alicję do siebie.
-Wiedziałem, że jej pomożesz kochanie! -westchnął szczerze uradowany.
Ech… Momentami zachowywał się jak dziecko.
-No dobrze, kto to jest? -spytała. -Oprócz tego, że nazywa się "Sara"? -dodała widząc, jak Jax otwiera usta.
-Aaaa… to jest moja kuzynka. -odpowiedział.
-Kuzynka? -powtórzyła Alicja z podejrzeniem. Coś jej mówiło, że należy przygotować się na najgorsze.
-No, kuzynka. -powiedział raz jeszcze, z zakłopotaniem drapiąc się w tył głowy.
-Jaka kuzynka?
-Córka brata mojego ojca? -spróbował odpowiedzi, lecz w myślach słyszał już jak dopala się lont na bombie z napisem "Alicja". To będzie bolało, ostatnim razem skończył z nożem w udzie.
-A czy ona jest normalna? -spytała Alicja z podejrzeniem w głosie, poczym sama ugryzła się w język. Oczywiście, że Sara nie była normalna, przecież przeszła przez lustro! -Jax!
-No co!?
-Mówiłam ci już X razy! Nie chcę ich widzieć w tym domu! Nie chcę nawet o nich słyszeć!
-Nie moja wina! -bronił się. -Rodziny się nie wybiera.
-Nie obchodzi mnie to! -krzyknęła. -Ta dziewczyna nie zostanie w tym domu ani chwil dłużej!
-A co mam z nią zrobić? -spytał Jax. -Wyrzucić na bruk?
-Odeślij ją, skąd przyszła. -warknęła.
-A niby jak? -zapytał, rozkładając ręce. -Poza tym widzisz, że jest ranna. Nie mogę jej zostawić, to w końcu moja kuzynka.
-Jax, twoje "kuzynostwo" liczy się setkami!
-No co? -spytał z wyrzutem. -Mam dużą rodzinę!
-A my mały dom. Nie możesz zajmować się każdym, kto akurat się zjawia. -upomniała go.
-Ależ kochanie, to przecież tylko Sara!
-Tylko Sara? -prychnęła Alicja. -Przypominam ci, że wcześniej był tu również tylko Adam, tylko Inga, tylko Mat i Jesica, tylko Sabah i tylko Cztery Związane Pióra! I wierz mi, nikogo z nich już więcej do domu nie wpuszczę.
Nagle zamilkli oboje, słysząc, jak leżąca na łóżku kobieta poruszyła się.
-Wybaczcie proszę moją wizytę, nie chciałam się narzucać. -powiedziała, z wysiłkiem podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Sara… -Jax uśmiechnął się niepewnie, siadając obok niej.
-Witaj, Jax. -kobieta odpowiedziała mu równie niepewnym uśmiechem, poczym spojrzała na Alicję. -I tobie… Alicja-Viktoria, mam rację? -powiedziała, z wyraźnym trudem odgrzebując to imię z pamięci.
Przytaknęła.
-Czego od nas chcesz? -Alicja spiorunowała wzrokiem ranną kobietę.
-Ależ kochanie…! -westchnął Jax błagalnym tonem.
-Nie, kuzynie. Ona ma rację. -Sara delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. -Nie było by mnie tutaj, gdybym nie musiała się zjawiać. Potrzebujemy twojej pomocy, Jax. Cały nasz klan.
Słysząc to Janissary aż prychnęła i przez chwilę rozglądała się nerwowo po pokoju.
-Super! -westchnęła w końcu niezadowolona. -Niestety, będziecie musieli sobie poradzić bez. Jax nigdzie nie pójdzie.
-Kochanie…!
-Żadne mi kochanie. -warknęła. -Jeśli mają kłopoty, cóż, ich problem i nie próbuj im pomagać. Ostrzegam cię, że jeśli tylko spróbujesz ruszyć się gdziekolwiek z tego domu, rozpruję ci flaki bez ostrzeżenia, jasne?
-Ech, -Jax spojrzał łagodnie na wystraszoną Sarę -ona tak tylko…
-Ja wcale nie żartuję. -ostrzegła Alicja, przerywając mu.
-Co takiego się stało, Sara? -spytał Jax. -Skąd masz tę ranę?
Kobieta lekko spuściła głowę.
-Żmijowcy. -powiedziała cicho. -Żmijowcy zaatakowali gniazda. Broniliśmy się, ale ich było zbyt dużo. Nigdy nie widziałam na raz aż tak wielu. Zdołaliśmy ich odpędzić, lecz ponieśliśmy ogromne straty… -kobieta urwała i zamilkła.
-Ktoś zginął? -spytał Jax ostrożnie.
Potrząsnęła głową.
-Nie, ale zabrali jaja.
Mężczyzna wyprostował się nagle, głośno wciągając powietrze do płuc.
-Na Słońce! -westchnął przerażony. -Jak…!
-Mówiłam, było ich zbyt wielu. Powinniśmy zginąć, broniąc gniazd, ale… -Sara podniosła głowę i błagalnie spojrzała na Alicję. -Może nas nie rozumiesz, -powiedziała. -lecz strata choćby jednego jaja jest dla całej naszej rodziny ogromną tragedią, a co dopiero strata trzech. Strach pomyśleć co żmijowcy mogą z nimi zrobić! Biedne, małe pisklęta. -mówiąc to kobieta wtuliła głowę w ramiona Jaxa i rozpłakała się cicho.
-No już Sara, -pocieszał ją łagodnym głosem. -wszystko będzie dobrze. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by wam pomóc. Powiedz tylko co.
-Jax! -krzyknęła Alicja. -Nie widzisz jak dajesz im się znowu wrobić? Skąd możesz wiedzieć, że ta cała Sara mówi prawdę? Nie rozumiesz…
-Nie kochanie, to ty nie rozumiesz. -przerwał jej. -Jeśli żmijowcy porwali jaja, mogą stać się straszne rzeczy. Jajo jest tworem całkowicie duchowym, przypisanym do konkretnej, żywej osoby, która istnieje normalnie, w naszym świecie. Trzy jaja to trzy młode, czekające na chwilę, gdy ich duch wykluje się i przebudzi się w nich prawdziwa moc Kruka i jeśli ta moc zostanie skażona Żmijem… -urwał, zastanawiając się chwilę. -Cóż, na pewno widziałaś Tancerzy, kochanie.
-Nawet się z nimi tłukłam. -przyznała Alicja, wzdrygając się z obrzydzenia na samo wspomnienie tamtych istot. -Paskudnie silne i paskudnie brzydkie.
-I pozwolisz, by to samo stało się komukolwiek z mojej rodziny? By zostali skażeni i zmienieni w coś takiego? -spytał.
-Pozwolę? Ja? -spytała zdziwiona. -A co JA mam z tym wspólnego?
-Więc nie chcesz mi pomóc? -spytał.
-Jax…! -westchnęła kobieta. -Ja cię nigdzie nie puszczę!
-Pójdę tam z twoim błogosławieństwem, czy bez. -stwierdził twardo. -To moja rodzina i nie mogę oddać ich Żmijowi.
Alicja milczała przez chwilę, patrząc na oboje ze zrezygnowaniem.
-Jeśli dasz się tam zabić, -zaczęła. -nigdy ci tego nie wybaczę.
W odpowiedzi Jax uśmiechnął się radośnie.
-Dlatego… -kontynuowała. -osobiście dopilnuję, żebyś nie zrobił niczego głupiego.
-Jasne. -przytaknął wstając.
-Ale to dosłownie: Niczego. -ostrzegła.