In the shell 9
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 24 2018 11:38:52



Rozdział 9: Zimna rzeczywistość


Obudziła ich krzątanina rodziców na dole domu. Kiedy otworzyli oczy, okazało się, że prąd wrócił i w pokoju paliła się lampka, jak wcześniej. Mama Thomasa coś krzyknęła z dołu, chyba pytała się czy Harry jest u niego i nie otrzymawszy odpowiedzi weszła po schodach i zapukała do pokoju.
Obydwaj byli jak zamroczeni. Głowy mieli ciężkie, więc kiedy pani Green otworzyła drzwi nie usłyszawszy odpowiedzi, nie mieli czasu, aby wstać i wyplątać się ze swoich objęć. Matka zastała ich tak, jak zasnęli, zwróconych ku sobie z dłońmi splecionymi palcami.
- Och, Tom, przepraszam. To... To nie Harry? - spytała zaskoczona.
- Cześć mamo. To, yyy, Charlie, mój kolega. Chyba przysnęliśmy. Prądu nie było i ta burza? - Tom usiadł zakłopotany.
- Dzwoniliśmy do ciebie na komórkę, już zaczynałam się martwić. Wszędzie korki na mieście były, jakiś popsuty autobus, dlatego tak późno jesteśmy.
- Chyba mam wyłączony dzwonek, przepraszam. Która jest godzina?
- Dzień dobry - mruknął Charlie z czerwonymi policzkami. Nie patrzył mamie Toma w oczy.
- Raczej dobry wieczór, już dochodzi siódma. - Uśmiechnęła się nerwowo. - Kupiliśmy chińszczyznę, ale nie przewidzieliśmy gościa.
- W porządku, dziękuję, ja już wychodzę. Moja mama też pewnie się martwi.
- Dobrze, to ja... - odpowiedziała kobieta wskazując ręką na korytarz, ale nie dokończyła tylko wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Charlie wstając z łóżka.
- Ubrania pewnie już wyschły. Przebiorę się i idę.
Podniósł swój telefon, ale nie było na nim żadnych nieodebranych połączeń. Rodzice się nim nie interesowali. Za to było kilka smsów od Archiego. Otworzył je po chwili wahania i przeczytał.
- Oscar jest w szpitalu - powiedział zdławionym głosem cały czas wpatrując się w ekran komórki.
Tom zainteresował się i stanął za nim.
- Kto do ciebie napisał?
- Archie. Pisze, że wydzwaniał do Oscara, ale telefon odebrał lekarz. Pojechali tam z Benem. Wezwano policję, bo to pobicie.
Thomas zajrzał mu przez ramię.
?Kurwa, ale go zjebales chlopie! Wiesz ze on teraz cie wkopie??
?Powiedzial psom ze to ty. Podal twoje dane i oczywiście nas tez przesłuchali, ale powiedzieliśmy ze nic nie wiemy, ze nas tam nie było. Nie mam ochoty się pakowac w to gowno. Radzcie sobie sami?.

- Kurwa - zaklął Charlie. - I na co mi to było? To wszystko. - Odłożył telefon na biurko i potargał swoje włosy.
Thomas złapał go za ramiona i spojrzał w szkliste już oczy.
- Charlie - powiedział miękko. - Spokojnie. Nic ci nie udowodnią. Powiemy, że cały czas byłeś u mnie. Skasujemy smsy, wszystko. Nic na ciebie nie mają oprócz jego słowa.
Wilson zapatrzył się na niego.
- A jak wytłumaczysz nasze siniaki?
Tom wciągnął powietrze. Charlie miał rację. To wcale nie było takie proste. Nie ma ich kto kryć. Lecz nagle wpadło olśnienie.
- Harry! Przecież Harry tam był, wszystko widział. On nam zapewni alibi. - Jego uśmiech nagle zniknął z twarzy. - Miałem do niego zadzwonić. On jest... moim chłopakiem.
- Tak - przyznał Charlie zdejmując dłonie Toma ze swoich ramion. Coś kłuło go w sercu, ale wiedział, że nie należy do świata Thomasa. - Harry jest twoim chłopakiem, nie ja. Czas to zakończyć. - Część umysłu mówiła mu, że to dobra decyzja. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie powinien więcej wplątywać w to Toma. Jednak druga część umysłu krzyczała, żeby wpaść w ramiona Greena, całować go do utraty tchu i nie wypuścić z objęć. Nie obchodził go Harry, on chciał być z Tomem.
Bił się ze swoimi myślami, jednak słowa już wyleciały z jego ust i teraz wpatrywał się w zaskoczoną i smutną twarz Toma.
- Ja... - zaczął Green, ale nie wiedział, co ma powiedzieć. Po co w ogóle powiedział o Harrym, jako o swoim chłopaku. To było takie głupie, bo przecież chciał być z Charliem. Harry już... On już nie był ważny.
- Zadzwoń do niego - powiedział Charlie sucho i zaczął się ubierać.
- Nie chcę - obruszył się Tom. - Nie chcę z nim już być. Chcę być z tobą. To ty jesteś dla mnie najważniejszy.
Charlie uniósł brwi w zdziwieniu. Nie spodziewał się takiej reakcji. Dlaczego Tom musi wszystko komplikować? Charlie już przecież podjął decyzję zrzucając gdzieś na dno serca uczucia do niego. Dlaczego on chce to zmienić?
Objął się rękami i odwrócił w stronę ściany. Chciało mu się płakać. Jego dłonie drżały. Zacisnął oczy i zęby.
- Nie Tom. Nie możesz. Zostań z Harrym, tak będzie lepiej, dla ciebie, dla niego. Dla mnie.
Thomas zacisnął pięści. Miał ochotę przywalić temu głupkowi. Nigdy nie chciał pomocy, a teraz nie chce uczucia. Tak to ma wyglądać? Ma teraz o nim od tak po prostu zapomnieć?
Podszedł energicznym krokiem i łapiąc go mocno za głowę pocałował w usta. Charlie kompletnie się tego nie spodziewał i zabrakło mu oddechu. Chciał odepchnąć chłopaka od siebie, ale Tom tylko mocniej trzymał jego głowę.
- Zostaw mnie! - krzyknął Charlie i zaczęli się szarpać. On chciał odepchnąć Toma, który za wszelką cenę próbował go przytrzymać.
W końcu Charlie odepchnął go na ścianę, aż Tom jęknął z bólu pleców. To przebrało miarkę. W Greenie zawrzało i zrobił szybki krok w kierunku chłopaka. Uderzył go w twarz otwartą dłonią.
- Ogarniesz się wreszcie?! - krzyknął, a po jego policzkach popłynęło kilka łez.
Charlie patrzył na niego oszołomiony.
- Kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że chcę ci pomóc?! Bo zakochałem się tobie, ty debilu! Nie pozwolę, żeby to się tak skończyło!
Green oddychał ciężko i przetarł twarz dłońmi wycierając łzy.
- Zadzwonię do Harry?ego poprosić, żeby nas krył. A potem z nim zerwę. Ty wracaj do domu, bo pewnie policja się tam zjawi. Lepiej żebyś ty z nimi gadał niż twój ojciec. Pewnie zabiorą cię na przesłuchanie. Podasz im dane moje i Harry?ego.
- A jeśli się nie zgodzi? - zapytał Charlie nadal przejęty sytuacją, która się przed chwilą wydarzyła.
- Zgodzi się. Na pewno.
Ubrali się w ciszy. Twarz Toma cały czas miała zawzięty wyraz, ale już nic więcej nie powiedział. Bał się. Nie pokazywał na zewnątrz, że jego wnętrzności dosłownie bulgotały. Bolał go żołądek, serce waliło ciężko. Musiał działać, póki myślał trzeźwo. Póki władzy nad nim nie objął strach.
Za to Charliego dłonie cały czas drżały. Jego pewność siebie sprzed kilkunastu minut, gdy powiedział Tomowi, że nie mogą razem być, gdzieś zniknęła. Twardość Thomasa go zaskoczyła a jego wyznanie spowodowało, że rozpadał się na kawałki. Nie był gotowy na powrót do domu, na spotkanie z ojcem, policją. Nie był teraz w stanie zachowywać się racjonalnie i być silnym. Sytuacja go przytłaczała i z każdą następną chwilą było coraz gorzej.
Thomas odprowadził Charliego do drzwi. Jego rodzice nie czekali, nie podsłuchiwali ani się nie wtrącali. Charlie był pewny, że musieli słyszeć krzyki syna, ale byli na tyle wyrozumiali, że siedzieli teraz gdzieś w kuchni czy salonie nie wyściubiając stamtąd nosów.
Charlie, ubrany w buty i kurtkę, z plecakiem w ręku odwrócił się do Toma, ale więcej nie drgnął. Nie wiedział, co ma zrobić. Powiedzieć ?cześć? dodając ?dzięki?, czy może objąć go, pocałować? Niby miał na to ochotę, jego całe ciało krzyczało ?obejmij mnie!?, ale mięśnie nie potrafiły się poruszyć.
To Tom objął go pierwszy muskając ustami policzek.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze - szepnął mu w ucho.

* * *

Charlie nieprzytomny wracał do domu. Tak, jak myślał, przed domem stał wóz policyjny. W domu atmosfera była ciężka. Matka zapłakana, ojciec wkurwiony. Gdyby nie policja, to pewnie uderzyłby syna parę razy. Zaczęły się pytania i w końcu zabrali go na komendę na dalsze przesłuchania. Rodzice nie chcieli z nim jechać, co trochę zdziwiło policjantów, ale po chwili rozmowy z kimś przez telefon, Charlie dosłyszał jak mówią między sobą słowa ?patologiczna rodzina?. Po tym już policjanci nie dociekali spraw rodzinnych.
Tak, jak ustalił to z Tomem, nie przyznał się do pobicia Oscara. Po szkole Oscar pobił ich a potem oni uciekli. Powiedział również o poprzednich bójkach, o tym, że Oscar jest problematyczny, zastrasza wszystkich i trzyma w ryzach. Nie wspomniał o tym, że należał do jego paczki i o gwałcie, na którego wspomnienie wzdrygał się za każdym razem.
Policja wezwała na przesłuchanie Thomasa oraz Harry?ego wraz z ich rodzicami. Charlie jednak nie mógł się z nimi widzieć, więc miał tylko nadzieję, że ich zeznania się pokrywają. To również ustalił z Tomem, który zakomenderował, że po pobiciu przez Oscara, całe popołudnie siedzieli u niego w domu dopóki nie przyjechali rodzice z pracy. Godziny powinny się zgadzać, w końcu Harry też był na placu zabaw tuż przed bijatyką, a jego rodzice wrócili późno. Thomas pokazał smsa wysłanego do Harry?ego, żeby ten przyszedł pod ich szkołę, wyjaśniając, że jak tylko wyszli z budynku, wdali się w bójkę z Oscarem, podczas której oni oberwali, a gdy tylko zjawił się Collier, we trzech poszli do domu Toma.
Nie mogli im nic udowodnić mając dodatkowo na uwadze zeznania dyrektora szkoły, jakim uczniem jest Oscar oraz potwierdzenia lekarza po oględzinach siniaków chłopców. Oscar nie przyznawał się do ich pobicia, jedynie do tego, że został pobity, jednak jego wersji nikt nie chciał potwierdzić. Policja mogła tylko rozłożyć ręce i nie oskarżać nikogo konkretnego, chociaż rodzice Oscara wykłócali się o dobro syna.
- Niech ich zamkną! Tą całą patologię! Pobili mojego syna! Niech ktoś ich ukarze! - wrzeszczała matka Oscara na cały korytarz komendy.
Z pokoju do przesłuchań akurat wychodził policjant razem z Charliem. Pani Sykes wyrwała do nich od razu, wyciągając ręce.
- To ten chłopak! To on go pobił! Był u nas nie raz, udawał jego przyjaciela, a potem pobił go do nieprzytomności!
Kilku funkcjonariuszy musiało ją przytrzymać, a pan Sykes tylko stał z boku i patrzył z osowiałą miną na całe zajście.
Policjant, który był z Charliem miał dość już tej sytuacji. Domyślał się, że prawdopodobnie tak było, że Charlie i Tom naprawdę pobili Oscara, ale on nie był lepszy. Wiedział, jacy są w tym wieku chłopcy, wiedział jak nienawistni potrafią być. Zmarszczył brwi spoglądając na kobietę i wybuchnął.
- A niech pani zobaczy, co pani synek zrobił im! - krzyknął przysuwając pod jej nos zdezorientowanego Charliego i podciągnął jego koszulkę do góry. Dwa krwiaki biły po oczach jak syreny alarmowe. - Może i ten chłopak powinien wnieść zarzuty na pani syna za pobicie?!
Kobieta zamarła i zamrugała zdziwiona. Policjanci, którzy ją trzymali rozluźnili się nieco sądząc, że już się uspokoi, ale ona znowu rzuciła się w stronę chłopaka.
- Sam sobie to zrobił, gówniarz jeden! Kłamcy! To sami kłamcy!
Pani Sykes dosięgnęła Charliego jednym z palców i zadrapała na twarzy paznokciem. Policjant, który próbował interweniować w jej zachowanie odsunął chłopaka szybko do tyłu, a mama Oscara została odciągnięta w korytarz.
- Przepraszam, chłopcze - westchnął policjant, ale Charlie nic nie odpowiedział, tylko poszedł przed siebie.
W holu, przy wejściu, stali Thomas z Harrym i rodzicami. Charlie stanął u szczytu schodów patrząc na tą wesołą gromadkę. Zachowywali się, jakby nic nie zaszło. Rodzice jednego i drugiego rozmawiali, śmiejąc się od czasu do czasu.
Wilson czuł, że jego ręce drżą. Wsadził je do kieszeni kurtki próbując powstrzymać zdenerwowanie i ruszył w dół schodów. Wtedy dostrzegli go i wszystkie spojrzenia przeniosły się na niego. Zastanawiał się, czy Tom będzie miał jakiś szlaban czy coś, za całą ta akcję.
Podszedł do nich spoglądając to na Thomasa, to na Harry?ego zastanawiając się, czy Tom mu już powiedział. Chyba nie, bo ten nie byłby taki wesoły.
- Charlie - odezwała się mama Toma. - Odwieziemy cię do domu.
O dziwo była uśmiechnięta i bardzo miła. Jakby rozumiała, że to, co zaszło, nie było jego winą. Tak pewnie przedstawił to Thomas.
- Nie, dziękuję - odparł chrapliwie, gdyż zabrakło mu śliny w ustach od całego tego zeznawania.
- Nie będziesz taki kawał szedł na piechotę - zawtórował Tom.
Państwo Green powiedzieli, że poczekają na zewnątrz, a rodzice Harry?ego poszli z nimi zostawiając chłopców na chwilę samych. Cisza między nimi się przeciągała. Thomas zbierał się na odwagę, żeby zerwać z Harrym, ale okoliczności i obecność Charliego tego nie ułatwiały. Charlie chciał po prostu zostać sam, albo sam z Tomem, ale nie umiał zbyć Harry?ego. A Harry chciał usłyszeć wyjaśnienie od Charliego, chociażby krótkie i po prostu odejść stąd z Tomem i nigdy więcej już nie spotkać Wilsona. Ale niestety widział za dużo. Widział jak wzrok Thomasa prześlizguje się po twarzy i sylwetce Charliego z jakąś taką troską, którą wcześniej często widywał, gdy byli sami. Ale kiedyś. Już dawno nie widział jej w jego oczach.
A więc to tak ma wyglądać, pomyślał.
- Dziękuję - usłyszał nagle i spojrzał na Charliego. - Dziękuję za twoje zeznania.
- Zrobiłem to dla Toma, nie dla ciebie - odpowiedział ostro. Patrzył to na zmęczone oczy Charliego, to na zestresowaną twarz Thomasa i już wiedział, był na sto procent pewien.
- Więc tak to chcesz zakończyć? - zwrócił się do Greena.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko spuścił wzrok.
- Ja wam ratuję tyłki, a ty tak mi się odpłacasz - wydusił. - Mógłbyś chociaż mieć jaja i powiedzieć mi to prosto w twarz. - Zawahał się czy dodawać to, o czym myślał, ale jednak powiedział to nagłos: - Jesteś dla mnie kimś ważnym. Byłeś. Sądziłem, że między nami jest coś więcej. - Głos mu się łamał. Nie chciał się rozkleić, ale to było silniejsze od niego. Do oczu napłynęły mu łzy.
- Przepraszam - wydukał w końcu Thomas. - Ja nie chciałem...
Ale Harry mu przerwał uderzając go w twarz otwartą dłonią. Ludzie zebrani wokoło spojrzeli na nich zdziwieni. Jakiś policjant chciał już podejść, zapytać, co się dzieje, ale chyba zrezygnował, bo chłopcy nadal pozostali sami a świat wokół jakby zamarł nie licząc się dla nich.
- Gówno mi po twoich przeprosinach.
Harry szybkim krokiem wyszedł z komendy na dwór, do rodziców. Thomas i Charlie stali chwilę zerkając na siebie. Tom zrobił to, co obiecał Charliemu, ale nie w taki sposób jak planował. Był winny Harry?emu lepsze zerwanie, pożegnanie, ale to jakoś samo wyszło. Może, gdyby byli sami, w jego mieszkaniu, ta scena potoczyłaby się inaczej, ale tak się nie stało. Stali na komendzie, a Harry dopiero co im pomógł. Tom powinien był po prostu wyjść razem z nim i na spokojnie porozmawiać. Jednak na to było już za późno.
- Rodzice czekają na zewnątrz. Podwieziemy cię - powiedział tylko do Charliego.
- Nie - odparł. - Chyba lepiej jak się przejdę. Naprawdę.
Jego chłodny wzrok przytłaczał Thomasa.
- Rozumiem, że chcesz uniknąć niezręcznej gadki? - Spróbował się roześmiać, ale wyszedł mu tylko krzywy uśmieszek.
Charlie jedynie spojrzał na swoje buty.
- Dobrze. - Zwilżył wargi językiem i przełknął ślinę. - Zadzwonię później, albo coś.
- Albo coś - odparł Charlie czekając aż Tom sobie pójdzie.
Green odwrócił się na pięcie i wyszedł przez szklane drzwi. Charlie stał tam jeszcze chwilę obserwując mijających go ludzi. Bał się, że zaraz ktoś podejdzie i każe mu się stąd wynosić, ale nic takiego nie nastąpiło. A on po prostu nie potrafił ruszyć się z miejsca. Dłonie, cały czas schowane w kieszeniach kurtki dopiero teraz przestały drżeć. Ruszył do wyjścia i przekraczając próg wszedł w ciemność, która przywitała go chłodnym wiatrem. W powietrzu unosił się zapach minionej burzy. Czuć było lekkość i rześkość, której brakowało ciału Charliego. Wszystkie jego mięśnie były spięte, a serce waliło mocno. Odetchnął głęboko i wyjął z kurtki paczkę papierosów, żeby, znowu drżącymi dłońmi, podpalić jednego.
- Kurwa - mruknął pod nosem i usiadł na schodach. Nie zwracał uwagi na to, czy ktoś go zaczepi, zainteresuje się nim albo spojrzy krzywo. Łzy same popłynęły po jego policzkach. Cały stres zgromadzony przez te kilka godzin od wyjścia ze szkoły, właśnie odpuszczał. Zaciskał oczy i zęby dławiąc szloch, który chciał się przedrzeć przez jego gardło. Łzy skapywały na schody z nosa i brody. Dym z papierosa ulatywał w noc.
- Hej - usłyszał nagle obok siebie i drgnął, przestraszony. - Mogę się przysiąść?
Charlie spoglądając do góry dojrzał policjanta, który go przesłuchiwał i który wykrzyczał matce Oscara o tym, że jej syn także kogoś pobił, jednocześnie pokazując siniaki Charliego.
- O co chodzi? - warknął Wilson wycierając szybko twarz z łez i zaciągając się nerwowo papierosem.
Mężczyzna ociągał się z odpowiedzią, także zapalając papierosa. Wydmuchał dym w powietrze i zapatrzył się w niebo.
- Wiem, jak to jest bić się z kolegami - stwierdził. - Sam byłem porywczy w twoim wieku.
Charliego aż skręciło coś w żołądku. Kim on kurwa był, żeby strzelać mu takie gadki? Typowy frazes dorosłego. ?Wiem, jak to jest. Wiem, co czujesz. Daj sobie pomóc.? Takie pierdoły go jedynie wkurwiały. Chęć płaczu, która przed chwilą go objęła ramionami, właśnie gdzieś się zagubiła. Zaciągał się raz po raz, czekając na dalsze mądrości policjanta.
- Inspektor Jones - powiedział nagle mężczyzna wyciągając dłoń. Charlie tylko prychnął. - No tak. Chodź Charlie. - Inspektor wstał. - Odwiozę cię do domu. Nie będziesz się szlajał po nocy, bo jeszcze jakąś głupotę zrobisz.
Wilson uniósł brwi w zdziwieniu.
- Nie mam ochoty z panem nigdzie jechać.
- To nie podlega dyskusji. Jako funkcjonariusz mam obowiązek zadbać o nieletniego. Pakuj swój tyłek do wozu. - To mówiąc zszedł po schodach i udał się do samochodu stojącego tuż obok na parkingu. Charlie nie wiedział, co ma myśleć, ale wolał nie wdawać się w dyskusję z policjantem. Wypalił szybko papierosa i wsiadł do samochodu. Inspektor jednak nie zgasił swojego peta, tylko dymił w aucie uchyliwszy jedynie trochę okno. Oprócz zapachu tytoniu, w środku było bardzo czysto, a siedzenia wygodne. Jones nawet nie spytał, gdzie chłopak mieszkał, bo wiedział to z jego papierów. Ruszyli prosto do jego domu.
Obydwaj milczeli całą drogę. Dopiero, gdy samochód zatrzymał się przed domem chłopaka i dostrzegli zapalone światło w kuchni, inspektor się odezwał:
- Czy chcesz, żebym wszedł z tobą i porozmawiał z twoimi rodzicami?
Wilson przełknął ślinę. Cholernie bał się spotkania z ojcem, ale ten może już spał... Chociaż to nie oznaczało gadki następnego dnia, a może i jakiegoś pobicia. Matka pewnie mu przyłoży po głowie a potem zacznie lamentować. Nie sądził, aby wyjaśnienia policjanta coś tu pomogły.
- Nie. To nic nie zmieni - odparł spokojnym tonem.
Jones podał mu swoją wizytówkę.
- Jak coś by się działo, możesz do mnie dzwonić. Przyjadę ja albo patrol.
Charlie, zdziwiony, wziął od niego wizytówkę i chwilę przyglądał się literom na niej nadrukowanym. Nie rozumiał, dlaczego ten policjant tak się zachowuje. Już sięgnął do klamki, gdy zatrzymał go jego głos.
- Słuchaj. Sądzę, że ty i Thomas pobiliście Oscara. - Mężczyzna nie uśmiechał się, lecz ucieszył się, że Charlie w końcu na niego spojrzał. W jego, teraz szarych oczach, tliło się lekkie przerażenie. - Ale on najpierw pobił was. Rozumiem to, chociaż nie akceptuję. Ale wyglądasz mi na dobrego dzieciaka i nie chcę abyś spaprał sobie życie. Więc uważaj na siebie i nie rób głupstw.
Nieogolona twarz inspektora, jego delikatne zmarszczki mimiczne wokół ust i krótko obcięte włosy zdawały się być nieważne, bo gdy Charlie patrzył na niego, widział tylko te przenikliwe piwne oczy. Tak, jakby mogły go przeszyć na wprost. Ale on nie wiedział wszystkiego, nie mógł i raczej nigdy się nie dowie. Więc po co ta sztuczna dobroć i zainteresowanie nim? Co go obchodził jeszcze jeden dzieciak, który wdaje się w bójki?
Nic nie odpowiedział, tylko wcisnął wizytówkę do kieszeni i wychodząc trzasnął drzwiami. Inspektor poczekał, aż chłopak wejdzie do domu i odjechał.
W domu ojciec spał już pijackim snem, a matka, również podpita, siedziała w kuchni. Tak, jak sądził, nawrzeszczała na niego, zrobiła mu wykład, co to ona musi przez niego przechodzić, jacy oni są biedni przez niego, że policja przychodzi, sąsiedzi wiedzą, że tu patologia i że ma szlaban na całe życie. Charlie ugryzł się w język, prawie mówiąc, że patologię to już dawno mają nie z jego winy, ale tylko wysłuchał tyrady matki i zniknął w swoim pokoju.
Przez całą noc palił jednego papierosa za drugim i żyletką wyjętą z pudełka w biurku raz po raz nacinał skórę na udzie upuszczając krople krwi, które mieszały się z łzami.
Przecież Oscar nie mógł go na razie dosięgnąć, Thomas zerwał dla niego z Harrym i nie dostali żadnych zarzutów za pobicie, więc czemu było mu tak źle? Czemu tak cierpiał za wszystkich dookoła i za siebie?
Kilka razy wydzwaniał do niego Thomas, ale Charlie nie odbierał, więc oczywiście dostał kilka smsów, w których Tom drżał o jego życie. Jednak Wilson odpisał mu tylko ?śpię dupku? i smsy się skończyły, ale krwiste kreski nie.