In the shell 7
Dodane przez Aquarius dnia Maja 30 2018 08:31:29



Rozdział 7: Przynęta


Dni w szkole powoli wracały do normy. O ile normą można było nazwać totalną ignorancję Charliego przez Oscara. Sykes traktował go jak powietrze i to bolało. W tej chwili nawet bardziej niż wszelkie rany na jego ciele. Archie i Ben czasami go tylko pozdrawiali, ale Oscar przechodził obok bez mrugnięcia okiem. Charlie czuł się słaby i opuszczony. Nawet inni uczniowie zauważyli tą zmianę i już nie bali się go tak jak dawniej. Nie straszne im było przypadkowe szturchnięcie go, kiedy to wcześniej od razu łkali i przepraszali prawie na kolanach. Teraz jedynie rzucali zwykłe ?sorry? i szli dalej nie przejmując się nim, a raczej cieniem jego dawnego ?ja?. Bo wyglądał teraz jak duch. Całą swoją postawą pokazywał, że ma wszystkich gdzieś i mogą robić, co chcą.
Thomas martwił się o niego, ale bał się podejść. Bał się tego, co zaczyna do niego czuć, a Charlie nie wyglądał na takiego, który chciałby pomocy. Mimo zmizerniałego wyglądu, nadal biła od niego jakaś duma, która gołym okiem nie pozwalała się zbliżyć i wyciągnąć dłoń.
Po jakimś czasie Green zauważył kilka dziewczyn, które zaczęły się kręcić koło Charliego, wyraźnie będąc nim zainteresowane. Stanął niedaleko, gdy jedna z nich odważyła się podejść do chłopaka i go zagadać.
Wilson stał akurat przy swojej szafce i ją zamknął, gdy niska brunetka podeszła z uśmiechem do niego.
- Cześć Charlie - powiedziała nieśmiało, rumieniąc się. - Bo, umm, tak zauważyłyśmy, że w końcu jesteś sam, bez Oscara, a my, no wiesz, on jest trochę straszny i w ogóle.
Dziewczyna była strasznie zdenerwowana, a Charlie tylko patrzył na nią zastanawiając się, co ona do cholery od niego chce. Nie chciał ochoty z nikim gadać. Nie miał ochoty gadać z dziewczynami, bo pewnie któraś się w nim podkochuje, a on miał na to wyjebane.
- Tak czy siak, moja koleżanka chciała, to znaczy, podobasz się mojej koleżance, tamtej blondynce, tylko jest nieśmiała. I chciała?
- Przestań - warknął, a dziewczyna się lekko zlękła.
- Co?
- Spadaj stąd. Ty i twoja koleżanka mnie nie interesujecie. Jesteście żałosną bandą kretynek.
Brunetka zrobiła większe oczy i cała się zagotowała. Widać było, że zaraz albo wybuchnie gniewem albo płaczem. Zrobiła to drugie i odbiegła do koleżanek, którym zaraz się pożaliła i wszystkie odeszły.
Charlie odprowadził je wzrokiem i odwrócił się na pięcie. Ale nie uszedł zbyt daleko, gdy zaraz podszedł do niego Thomas, który widział całe zajście.
- Nawet dla dziewczyn jesteś chamski? - zapytał mając nadzieję, że Charlie nie wyrósł na aż takiego gbura.
- A co cię to obchodzi? - Wilson próbował być spokojny, ale jak tylko zobaczył Toma, serce zabiło mu mocniej. Co on takiego z nim zrobił? Czemu wywrócił całe jego życie do góry nogami? Nienawidził go za to, a jednocześnie?
- Bo nie można tak się zachowywać - stwierdził z prostotą Thomas.
- Jak? Prosić o czyiś numer a potem i tak go olewać? - Samo mu się wymsknęło, nie myślał o tym. Jednak faktycznie miał nadzieję, na jakiś kontakt z jego strony. W końcu, po co innego chciał mieć jego numer? Chyba nie miał nadziei, żeby znowu go przed czymś ratować?
- Ałć, zabolało. Byłem trochę zajęty. - Thomas zachował pokerową twarz, ale coś go skręciło w żołądku. Chciał napisać. Chciał napisać wiele razy, ale palce nie chciały nic wystukać na telefonie. Ile to razy łaził po pokoju z chęcią napisania mu czegokolwiek, chociażby głupiego ?cześć, jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie próbujesz się znowu zabić?, ale nie bardzo miał ochotę tak zaczynać bojąc się jego reakcji.
- Nie każę ci się tłumaczyć, to ty chciałeś mój numer.
Właśnie, Thomas chciał numer, nie Charlie. To on powinien był się odezwać, a teraz stali na korytarzu i się przekomarzali jak para po pierwszej randce, czekając aż ta druga osoba oddzwoni.
Mimo lekkiego uśmiechu na twarzy, Charlie nadal nie wyglądał zbyt dobrze. Twarz miał bladą, a oczy podkrążone. Na nosie nadal widać było siniaka i jakby bardziej spuchnięty garb niż zwykle. Czemu ten uśmieszek nie schodził mu z ust? Był taki zawadiacki. Taki zachęcający do tego, aby się z nim podroczyć. A jego usta były takie różowe i miękkie.
Thomas potrząsnął głową, aby odgonić tą ostatnią, głupią myśl.
- Tak, masz rację, przepraszam - powiedział w końcu poważnie.
- Przepraszasz? Serio? - Charlie uniósł brwi a uśmiech zniknął.
- Tak, na serio. Może ci to wynagrodzę i zjemy jutro razem lunch? - Thomas czuł, że nie panuje nad swoimi słowami. Chciał jakoś wynagrodzić Charliemu tą gafę z telefonem. To było głupie, po co tak się tym przejmował? Nie obiecywał mu przecież przyjaźni, czy czegoś, a on teraz się domagał jakiś zobowiązań. Najpierw sam go wyrzucał od siebie, kiedy Tom mu pomagał, a teraz miał czelność czepiać się, że nie napisał głupiego smsa. - Nie, ty pewnie nie chcesz. Przecież nigdy nie chciałeś pomocy, nawet, gdy podawałem ci ją na tacy. - Sam się nakręcał. Robił się coraz bardziej zły, mimo że Charlie nic nie zdążył odpowiedzieć. - Zapomnij o tym lunchu, to bez sensu. Po co ci moje sms?y skoro i tak masz mnie w dupie. I tak cię nie obchodzę.
Wilson słuchał i coraz bardziej się dziwił.
- Green, o czym ty do cholery mówisz?
- O tym, że najpierw masz mnie gdzieś i nie chcesz mojej pomocy a teraz się dąsasz o głupiego sms?a. Serio Charlie? Tak ma to teraz wyglądać, że ja wyciągam do ciebie pomocną dłoń, a ty mnie kopiesz, jak leżącego? To ja dziękuję, mam swoje życie. Z resztą zaraz kończą się lekcje, spotkam się ze swoim chłopakiem, który jakimś cudem mnie nie odtrąca i jak chcę mu pomóc to nie mówi ?spierdalaj?.
Tom wyjął telefon z kieszeni i zaczął go przeglądać, a Charliego zamurowało. Kompletnie nie wiedział, co odbiło Greenowi, ale coś na pewno, skoro się tak dziwnie zachowywał. Ale miał rację. W jakiś pokręcony sposób miał rację i teraz Charliemu było głupio. Podszedł szybko do niego i opuścił mu ręce żeby przerwać wystukiwanie czegoś na telefonie. Znaleźli się bardzo blisko siebie, patrząc sobie w oczy. Ręce Thomasa wcześniej drżały, gdy próbował napisać coś do Harry?ego, ale cały czas myślał o tym, żeby Charlie COŚ zrobił. Chciał, żeby go powstrzymał i powiedział coś, co zmieni jego tok myślenia, potwierdzi, że się myli i Charliemu zależy na nim.
- Dziękuję - powiedział Charlie, a Thomas poczuł jego ciepły oddech na swojej skórze.
Charlie zjeżył się trochę, gdy Thomas chciał nagle napisać do swojego chłopaka. Chciał mu teraz powiedzieć ?jesteś teraz ze mną, tutaj, to o mnie masz myśleć, nie o swoim chłopaku?, ale nie potrafił. Czuł, że trzyma dłoń na jego nadgarstku i ten dotyk zaczynał go palić. Czuł wewnętrzny ogień w całym ciele, gotowy by wybuchnąć jakimś głupim tekstem lub głupim ruchem. A nie mógł sobie na to pozwolić. Zrobił to raz z Oscarem i do czego go to doprowadziło? Do zagłady, a teraz? To mogło go zaprowadzić do czegoś dobrego, tylko czy on był na to gotowy?
Charlie puścił jego dłoń i odsunął się trochę.
- Dziękuję - powtórzył. - Nie pamiętam, czy ci to powiedziałem.
Thomas skinął tylko głową, ale obaj nie wiedzieli czy na znak, że tak, mówił już mu to, czy na znak, że okej, przyjmuje podziękowanie. Spojrzał na wyświetlacz telefonu zdając sobie sprawę, że jego palce zaczęły pisać sms?a do Harry?ego, ale sam nie wiedział, po co miałby do niego teraz pisać lub dzwonić. Nie chciał z nim teraz rozmawiać, wolałby, nawet w milczeniu, stać naprzeciwko Charliego.
Nagle za plecami usłyszeli kroki i zdali sobie sprawę, że zaczęły się już lekcje, a wszyscy uczniowie weszli do klas. Wszyscy, oprócz Oscara, Archiego i Bena.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy - zadrwił Sykes z uśmiechem na ustach.
Nim chłopcy zdążyli się zorientować, Oscar dwoma skokami zbliżył się do Thomasa i wyrwał mu komórkę z dłoni.
- Hej! - krzyknął Green łapiąc powietrze, ale chłopak tylko go odepchnął.
- Co my tu mamy? - zaśmiał się Oscar. - Chyba sms?y z chłopakiem. ?Dobranoc skarbie?, ?całuski?, oj tak, chyba mamy zwycięzcę.
Thomas uniósł brwi otwierając szeroko oczy w panice. Gula stanęła mu w gardle a nogi zrobiły się ciężkie jak kłody. Nie Harry, pomyślał. Odczep się od niego.
- Oddaj ten telefon - ostry głos Charliego rozległ się na korytarzu i jego były przyjaciel spojrzał na niego.
- Czyżbyś był zazdrosny? Ta ciota ma chłopaka, wiedziałeś o tym? Chyba pora abym i jego poznał, będziemy mieć zlot ciot dzisiaj, co ty na to? - Usta Oscara cały czas były wykrzywione w uśmiechu. Przeczesał jedną ręką swoje krótkie, czarne włosy. - Idźcie lepiej na lekcje, a potem spotkamy się przed szkołą - rzucił wesoło oddalając się od nich z telefonem Thomasa w ręku. Archie i Ben nie odezwali się słowem i teraz potulnie podreptali za swoim przywódcą.
- Harry - pisnął Tom. Charlie podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu, ale tamten się wyrwał. - To wszystko twoja wina! - Jego oczy płonęły gniewem, aż Wilson odsunął się na krok.
- Moja? - Speszył się, ale zaraz wrócił mu rezon. - Moja?! To twoja sprawa, z kim się pieprzysz i od początku ci mówiłem, żebyś się ode mnie odczepił!
Thomas zrobił się czerwony na twarzy ze złości. Nie był w stanie myśleć. Nie wiedział, co zrobi Oscar. Przetarł twarz dłonią i mruknął:
- Muszę iść na lekcje.
Odepchnął Wilsona i pobiegł korytarzem do klasy.
- Green! - krzyknął za nim chłopak, ale ten go już nie słyszał. - Kurwa mać! - zaklął pod nosem i ruszył korytarzem w przeciwnym kierunku, w poszukiwaniu Oscara.
Przecież można zgłosić kradzież dyrektorowi, myślał. Tylko pewnie Oscar się wyprze i zaraz odda Tomowi telefon z miną niewiniątka. Pobicie najpierw Toma, a potem Charliego mu nie wystarczyło. Teraz chciał spotkać chłopaka tego pierwszego i jego też pobić lub zastraszyć. Co chciał przez to osiągnąć? Obietnicę, że zdjęcie, jak dyma Charliego, nie ujrzy światła dziennego? Zastraszanie było, jak widać jego najlepszą obroną. A Wilson nie miał zamiaru stać z założonymi rękami i bynajmniej iść na lekcje, jak to zrobił Thomas.
Wybiegł przed budynek szkoły i za winklem, przy śmietnikach, w zwyczajowym miejscu, odnalazł bandę.
- Sykes! - krzyknął zdyszany. Nie wiedział co zrobi, było ich trzech, cały czas Oscar był od niego silniejszy. Czy chłopak Thomasa i sam Thomas byli tego warci? Zacisnął pięści. - Co ty wymyśliłeś?
- Ja tylko sms?em zaprosiłem naszego nowego kolegę do zabawy. Obiecał zjawić się tutaj zaraz po lekcjach. Napisałem, że to nagły wypadek i tak właśnie jest.
- Odpierdol się od Toma, to mnie chcesz zgnoić.
Oscar wykrzywił się.
- Poczekaj na swoją kolej, Thomas był pierwszy w kolejce.
- A może powiesz swoim chłopakom, o co tak naprawdę chodzi, co?! - Charlie zbliżył się do nich na kilka kroków. Ben wstał wyrastając jak wielka góra tłuszczu i mięśni. Nigdy zbytnio nie lubili się z Wilsonem i po ostatniej rozmowie zauważył, że ewentualnie w Archiem mógłby mieć oparcie, ale nie w nim. - Może powiesz kumplom, jaki z ciebie chojrak, co?!
- Zamknij się! - Sykes, poirytowany, wstał i podszedł do niego mając nadzieję, że ten nic więcej nie powie. Wiedział przecież, co by go czekało, gdyby wypaplał o całym zdarzeniu.
Złapał Charliego za koszulę.
- Mam ci znowu przywalić i tym razem naprawdę złamać nos? Bo chyba do ciebie nie dotarło?!
- Oscar!
Wszyscy spojrzeli w stronę wyjścia z alejki. Stanął w niej Thomas, o którym Charlie sądził, że zaszyje się tymczasowo w bezpiecznej klasie, z nauczycielem.
- Co napisałeś i komu?
Oscar puścił Charliego popychając go. Ten nie spodziewał się tego i chwiejąc się upadł na chodnik. Thomas go po prostu wyminął nie pomagając wstać. Był wściekły na wszystkich, na Charliego również. Oscar mógł sobie bić i jego i Toma, ale nie miał prawa sprowadzać tutaj Harry?ego i mu grozić.
- Harry Collier. Zgadza się? - Na twarz Oscara wypłynął bezczelny uśmiech, jak czerwone cięcie żyletką. - Będzie tu o trzeciej.
- Kazałem mu się trzymać z daleka od szkoły. Z daleka od ciebie. Nie przyjdzie. - Zacisnął dłonie w pięści, które teraz drżały. Charlie wyraźnie widział, jak żyły pulsują na jego knykciach.
- Oj będzie, będzie. Napisałem, że to sprawa życia i śmierci. Raczej się przejął. - Schylił się po swój plecak i nakazał coś gestem dłoni. - Chodźmy na plac zabaw. Tam się z nim spotkamy. Skoro tu już wszyscy jesteśmy.
- Nigdzie z tobą nie idę - wycedził przez zęby.
- Benjamin. - Oscar pstryknął palcami i Hall złapał go za ramię wykręcając je do tyłu aż Thomas syknął. - Ciebie Charlie chyba nie muszę zachęcać?
Wilson tylko splunął mu pod nogi w odpowiedzi, podnosząc się z ziemi.
- A więc idziemy - zarządził Oscar i poszli na plac zabaw.
Thomas najpierw próbował się uwolnić się z rąk Bena, ale potem stwierdził, że ucieczka nic nie da dopóki Oscar miał jego telefon i w każdej chwili Harry mógł wpaść w jego ręce. Więc w połowie drogi odpuścił i powiedział, że pójdzie i bez tego za nimi. Benjamin rozluźnił wtedy uścisk, ale całkiem go nie wypuścił ze swoich rąk.
Na placu Oscar rozsiadł się wygodnie na ławeczce. Zrobiło się późno i chłodno, zaczął siąpić drobny deszczyk, ale im to nie przeszkadzało. Archie wyjął dwie butelki z piwem zza desek i wręczył jedno Oscarowi.
Thomas cały czas wgapiał się w rękę Sykesa, tą, w której on trzymał jego telefon. Zastanawiał się, jak mógłby go odebrać, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Musiałby poprosić o pomoc Charliego, ale teraz nienawidził go tak samo jak bandy tych czubków. Po co mu był cały ten cyrk? Po co wtrącał się między Oscara a Charliego? Gdyby nie to, to możliwe, że nawet Oscar olałby Toma i tylko Wilsonem się zajął. Green w końcu miałby spokój. A tak wplątał w to wszystko również swojego, bogu ducha winnego chłopaka.
Widział, jak Charlie chce do niego podejść i porozmawiać, ale on już nie miał na to ochoty. Ciągle go odpychał i nie chciał patrzeć w jego zdeterminowane, niebieskie oczy. W końcu jednak Wilson złapał go za ramiona i wstrząsnął, przygważdżając do płotu.
- Zostaw mnie - wycedził przez zęby Thomas.
- Posłuchaj mnie, do cholery - warknął Charlie. - Jak tylko przyjdzie ten twój chłopak, ja odwrócę uwagę Oscara. Spróbuję mu wyrwać twój telefon, a wy w tym czasie po prostu uciekajcie. Chociaż ten twój kochaś będzie bezpieczny.
Tom ściągnął brwi w zdziwieniu.
- Rozumiesz, co mówię? - Szarpnął nim.
- O co chodzi? - zapytał, zastanawiając się nad motywami kolegi. - Chcesz zostać z nimi sam?
- Ktoś musi. - Charlie zdobył się na słaby uśmiech. Sam nie wiedział, po co chce to zrobić. Na pewno nie po to, żeby jakiś głupi chłopak Toma nie został pobity. Prędzej, żeby sam Tom nie oberwał. Przyjrzał się jego twarzy, gładkiej, jeszcze bez zarostu. Dojrzał kilka jasnych piegów na nosie, które dodawały mu uroku. Przygryzł wargę i szarpnął nim mocniej.
- Odwal się - krzyknął i odepchnął na bok, odchodząc, by zrobić pokazówkę, że Green go nie obchodzi. Chociaż obchodził go coraz bardziej.
- Czy mogę sobie już iść?! - wrzasnął do Oscara podchodząc do niego. - Masz Greena. Zaraz przyjdzie jego laska, więc masz, co chciałeś. Ja ci nie jestem potrzebny.
Sykes wstał i parsknął szyderczo.
- Z tobą też jeszcze nie skończyłem.
- A co jeszcze chcesz mi zrobić? Czy chwaliłeś się chłopakom, o co w ogóle między nami poszło?
Z twarzy przeciwnika zniknął uśmiech. Zgrzytnęły zęby.
- Powiedz im, proszę, czemu tak naprawdę uwziąłeś się na Toma i jego faceta.
Zauważył jak Archie i Ben przestępują z nogi na nogę, zaciekawieni.
- Może od razu powinienem był przesłać im zdjęcie, które zrobił Tom?
Thomas zerkał w stronę wejścia, czy nie idzie Harry. Charlie miał odwrócić uwagę, dopiero jak on przyjdzie, ale jak widać, spieszyło mu się, żeby dopiec Oscarowi. A dokładniej to żeby go wkurzyć. Zastanawiał się, czy już teraz nie wymknąć się stąd, ale martwił się o Charliego. Ich nadal było trzech, więc mógłby nie dać rady odebrać Oscarowi telefonu. Ale czy to o telefon tak naprawdę się niepokoił?
W tym momencie deski płotu poruszyły się i przeszedł przez nie jakiś chłopak. Rozejrzał się po wszystkich ze zdziwieniem.
- Co tu się dzieje?
Thomas spojrzał w stronę Harry?ego.
- Harry - jęknął.
- Proszę, proszę! - krzyknął Oscar. - I jest nasza dziewczynka. - Roześmiał się i gestem nakazał podejść Archiemu i Benowi.
- Tom, co się dzieje? Pisałeś, że coś się stało i...
- Będzie ok, Harry - odparł szybko Tom łapiąc go za ramię.
Charlie spojrzał w ich stronę i zmęczony przyjrzał się temu chłopakowi. Nie wiedzieć czemu, wydawało mu się, że chłopak Toma będzie kimś nadzwyczajnym. Jakimś super przystojniakiem, a okazał się zwykłym przeciętniakiem z brązowymi włosami. Myśl, że jednak ma szanse u Greena po kimś takim sama przebiegła mu przez głowę, kompletnie nieproszona. Ściągnął brwi, bo nie podobała mu się to nie spodobało. Nie chciał przecież być z Tomem. W ogóle nie chciał być gejem. Ale tamten pocałunek, ten delikatny, wtedy w jego pokoju zmienił wszystko. I ta jego cholerna troska.
Nagle poczuł szarpnięcie za ramię i zachwiał się, prawie upadając. Oscar przepchnął się obok niego i skierował w stronę pary.
- Sam jesteś pedałem Sykes! - Charlie wrzasnął za nim z całych sił zanim jeszcze tamten zdążył cokolwiek powiedzieć, lub zrobić. Stanął jak wryty, a Archie i Ben tuż obok. Oni uznaliby to za jakąś zwykłą obelgę, ale Oscar dobrze pamiętał, co zrobił Charliemu i że mają to na zdjęciu. Obrócił się do niego z szałem w oczach.
- Uciekaj stąd - szepnął Thomas do Harry?ego. - Nic ci nie zrobią, a ja dam sobie radę, serio. Wracaj do domu, a ja zadzwonię wieczorem.
Collier patrzył na niego przez chwilę przerażonym wzrokiem. Tom nie musiał mu nic mówić, domyślał się, co tu mniej więcej zaszło. Pułapka zastawiona na łatwowiernego idiotę, jakim okazał się Harry. Za to pluł sobie w brodę i nie chciał teraz przysporzyć swojemu chłopakowi więcej problemów.
- Na pewno zadzwonisz? - zapytał tylko szybko.
- Obiecuję. Wieczorem. - Pomyślał, że może powinien pocałować go na dowidzenia, dać jakąś obietnicę swojego uczucia, ale nie potrafiłby tego zrobić w obecności Charliego. Oscar i chłopaki go nie obchodzili, ale on? Ścisnął Harry?ego tylko mocniej za ramię i w końcu puścił, a on czym prędzej, nie oglądając się za siebie, przebiegł przez dziurę w płocie i pognał do domu. Nikt tego nawet nie zauważył. Wszyscy wpatrywali się w Charliego.
- Powiedz Archiemu jakim jesteś pedziem! - znowu krzyknął.
- Zamknij się!
- Nawet nie zaprzeczasz - parsknął sarkastycznie.
Oscar podszedł szybkim krokiem i złapał go za kurtkę.
- Ty gnoju!
- To prawda! - zawtórował mu Thomas. - Widziałem jak Oscar posuwa innego chłopaka i mam to na zdjęciach. To dlatego tak chciał się teraz na mnie zemścić.
Sykes odwrócił powoli głowę w jego stronę i łypnął okiem. Archie i Ben spojrzeli po sobie.
- Czy to prawda? Na serio dymałeś faceta? Fuj!
- To dlatego nie lubisz innych pedałów? - zapytał Benjamin. - Bo sam nim jesteś? Ja tam nie lubię ich tak po prostu, są obrzydliwi. - Założył ręce na piersi.
Charlie wykorzystał chwilę nieuwagi Oscara i sięgnął do jego spodni, aby wyjąć z kieszeni telefon ukradziony Tomowi.
- Tom! - krzyknął i rzucił mu go.
Nim ktoś się zorientował, aparat leciał w stronę Greena, który go ledwo złapał.
- Mam zdjęcie w telefonie, mogę wam pokazać.
Pospiesznie podszedł do chłopaków, chociaż trochę obawiał się ich reakcji, ale zaraz odnalazł zdjęcie i im podstawił pod nos.
- O fuuuu! - obruszyli się obaj.
- I to nawet wygląda na prawdziwe - stwierdził Archie. - Oscar, jak masz zamiar odwalać takie akcje, to ja chyba nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. Jak masz prywatne sprawy do załatwienia z Charliem i Greenem, to proszę bardzo. Ja umywam ręce.
Archie w ogóle nie spoglądając w stronę Oscara, wyminął ich i złapał za plecak leżący na ziemi. Ben również zabrał swój i już bez słowa obaj wyszli przez to samo wejście, co Harry.
Pozostała trójka stała przez chwilę w ciszy, którą nagle przerwał potężny huk. Po niebie przewalił się grzmot, a na horyzoncie pojawiła się błyskawica. Mżawka przestała już dawno padać, a od godziny na niebie zbierały się ciemne chmury, dotąd niezauważone przez nikogo. Mieli ważniejsze sprawy niż pogoda, chociaż teraz zapowiadało się na wielką burzę.
Mocny wiatr poruszył ich ubraniami i włosami. Piasek i liście zatańczyły przed twarzami. Thomas cały czas trzymał telefon w ręku i obserwował Oscara. Ten stał na szeroko rozstawionych nogach, wpatrzony w niego. Wargi, na wpół otwarte, odsłaniały mocno zaciśnięte zęby. Ściągnięte brwi wieńczyły oczy wypełnione szaleństwem.
Stojący za nim Charlie chciał coś powiedzieć, zaśmiać się z niego, ale nie zdążył. Oscar, w pełnej furii, wyskoczył do Thomasa, rzucając się na niego z pięściami. Po sekundzie znalazł się tuż przed nim i zamachnął się pięścią, która z łatwością dosięgnęła celu - twarzy chłopaka. Jeden cios powalił Toma na ziemię. Obił sobie ramię i głowę, a w ustach poczuł żelazny smak swojej krwi. Zaczął kasłać i podparł się dłońmi o piach. Wszystko przed oczami mu wirowało a gdzieś z oddali słyszał głos Charliego, który wołał jego imię.
Nim zdążył się obróć w kierunku swojego oprawcy, poczuł silny cios w brzuch, rozrywający mu wnętrzności. Stracił na chwilę oddech, by po chwili znowu zakasłać, próbując zapoznać się z rzeczywistością. Wydawało mu się, że widzi Wilsona biegnącego w ich kierunku, a nad sobą wyszczerzoną w uśmiechu i furii twarz Oscara.