Tylko mój 7
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 21:51:31
7

Tomek rozciągnął nogi, po czym wziął skąpego łyka wody.
-Liczymy na ciebie, stary- powiedział kumpel z drużyny, klepnąwszy go w plecy.
-Idziemy!
Ledwo wszedł na boisko a zalała ich salwa oklasków. Jeszcze nigdy nie było tylu uczniów. Rozejrzał się po trybunałach w poszukiwaniu Teofila. Po jakimś czasie go znalazł, pomachał do niego. Tomek wyciągnął w jego stronę rękę.
-Zaczynam się spinać...- szepnął do niego Michał.
-Wyluzuj.
-Wiesz kim są nasi przeciwnicy?- podrzucił w ich kierunku głową- Nieźle napakowani, nie uważasz? Stratują nas jak słonie!
Przebiegł po nich oczyma zastanawiając się. Drużyna była mocna. Ale i nie takie przeszkody zdarzało mu się pokonywać. Złożył czerwoną chustkę zawiązując ją sobie na czole. Czuł, że sobie poradzi…, że był gotowy na wszystko.
Ale nie na to!!
Zamarł.
Nagle nie wiadomo skąd...pojawiła się Basia. Usiadła przy Teofilu. Rozmawiali o czymś i śmiali się. Tomek zwęził oczy czując, jak zaczyna wrzeć w nim krew.
,,Teofil jest mój ty podstępna żmijo!!!!!!!"
-Ufff!!! Zwariuję zaraz!!- Kilka osób najbliżej niego podskoczyło.
Wzniósł oczy do góry mając nadzieję, że spadnie śnieg. Pogoda jednak utrzymywała się dobrze. Nie było nawet mroźno.
,,Zapomnij o nim...Już dawno go straciłeś"- jakiś upierdliwy duszek szepnął mu na ucho-,, Nie!! Ja zawsze mam to czego pragnę!! Teofil należy do tego, co mieć muszę! Za wszelką cenę!!...-Zacisnął wargi mrużąc wściekle oczy- ,,Teofil nie jest przedmiotem, odmawiasz przyjacielowi szczęścia?- rozwijał monolog- A co z moim szczęściem?! Teofil powinien odnaleźć szczęście we mnie! Basia mu go nie da! Przecież ona kocha się we mnie!"
Ponownie spojrzał w ich stronę. Dziewczyna siedziała nieprzyzwoicie blisko Teofila. Nawet Tomek nigdy nie przekraczał odpowiedniej odległości.
,,Co ona sobie wyobraża!"
-Wszystko gra?- Ktoś złapał go za ramię.
Chłopak agresywnie zrzucił z siebie rękę. Kolega wycofał się ze strachem w oczach.
-Sory...- rzucił w jego stronę.
-Zaczynamy...
-Dobra...
Piłka poszła w ruch. Przemknęła koło niego jak błyskawica. Dostała się pod nogi przeciwnika. Gra rozpoczęła się ostro. Tylko jak można było zajmować cię dwiema czynnościami na raz, mianowicie śledzenie piłki i jednoczesne wpatrywanie się w Teofila i Basię. Było to prawie nie możliwe. Michał skarcił go wzrokiem. Tomek przeklął ruszając w stronę odebranej piłki. Uratował się zdobywając dla swojej drużyny gola.
Michał podszedł do niego i przybijając piątkę powiedział pozbawiony uśmiechu:
-Nie wiem co się dzieje, ale wydajesz się rozkojarzony. Jeszcze trochę, a urwałbym ci jaja.
Tomek poprawił opadającą chustkę.
-Nie jestem dziś natchniony by grać- odparł sucho.
-To znajdź natchnienie!!
Zacisnął zęby odwracając się do niego bokiem. W pewnym momencie uczuł na sobie czyjeś nieprzyjazne oczy. Spojrzał z ukosa na dryblasa stojącego z rozstawionymi nogami. Łypał na niego z pode łba. To jemu odebrał piłkę.
Nie mogąc się powstrzymać puścił mu oko. Chłopak wyprostował się na to, rozwierając szeroko oczy. Były koloru zielonego.
-Zaczynamy!!
Tomek szybko zapomniał o Teofilu. Mecz stał się bardziej zażarty. Zielonooki dryblas namiętnie deptał mu po piętach.
W pewnym momencie noga przeciwnika niespodziewanie podeszła pod niego i wywrócił go na trawnik.
-Nie wchodź mi w drogę, gówniarzu, bo cię zetrę!!- krzyknął z perfidnym uśmiechem zabierając mu piłkę.
Tomek porwał się na równe nogi nie mogąc uwierzyć w to, że nikt nie zareagował na jawny faul.
-Dawaj Tomek!!- zakrzyknął ktoś.
-Co to kurna ma znaczyć!!- wycedził przez zaciśnięte zęby.
Drużyna przeciwnika prowadziła dwoma punktami.
-Załatwię gościa...
Niebawem jednak znów znalazł się pupą na trawniku. Kumpel z drużyny pomógł mu wstać.
-Widziałeś to?
-Ostro grają...
-Trzeba w końcu zabrać im tę cholerną piłkę! Nie pozwolę się tak traktować!
Tamten westchnął przecierając mokre od potu czoło.
-Tomek!!- wrzasnął Michał podając mu z główki piłkę.
Odbił ją piersią przytrzymując nogą. Zielonooki natychmiast znalazł się przy nim. Tomek zwęził oczy następnie ostro skręcił w prawo, co spowodowało, że tamten się pośliznął.
-I jak to jest zaryć o glebę?! - zaśmiał się mściwie.
Dryblas uderzył pięścią w błoto rozpryskując je na boki.
W końcu to oni zaczęli prowadzić. Tomek jeszcze nigdy nie grał tak zacięcie. Mecz dobiegał końca. Ważyła się każda minuta. Wszyscy wstrzymywali oddech. Co do zwycięstwa nie było pewności...
W końcu ostatni strzał! Nastała przejmująca cisza by nagle zamienić się w głośny ryk kibiców.
Tomek opadł na kolana cały umazany w błocie. Udało się...Wygrali jednym punktem, ale co to była za walka!
-Tooomek!!!!
Poderwał się poczłapawszy do kumpli. Stanęli w półkole objąwszy się.
-Stawiam piwko!!!- zawołał Michał.
Drużyna zakrzyknęła z aprobatą.

***

-Gratuluję! Grałeś najlepiej z nich wszystkich!- zawołał Teofil.
Znajdowali się w szatni. Chłopak wrzucił do torby ubrudzony dres. Włosy miał jeszcze mokre, niedawno wyszedł z pod prysznica.
-Obawiam się, że jutro będą mnie boleć wszystkie mięśnie...
Założył torbę na ramię przypatrując się przyjacielowi, który wydawał się nieobecny duchem.
-Słuchaj...Tomek...- szurnął butem nogę ławki- Ja zostaję po lekcjach, więc jedziesz do domu sam..
Uniósł w zaskoczeniu brwi. Miał tyle do obgadania. Chciał mu powiedzieć o tamtym chłopaku, który wciąż na niego nacierał w czasie meczu i w ogóle...
-Masz...zajęcia teatralne, tak?
Nie patrzał na niego.
Ohoho...to raczej nie to...Czyżby Basia?- zastanawiał się spięty.
-Coś w tym rodzaju...- wyszczerzył zęby w zakłopotaniu.
Taaa...Nie do wiary!! Okłamał mnie! I to przez babę!!
Zarzucił na siebie kurtkę nabierając chmurnego wyrazu twarzy.
-Jesteś zły?- zapytał trochę zaskoczony- Jutro pogadamy...sory.
-Ależ oczywiście. Nie przejmij się. W końcu teatr to twoje drugie życie- kontynuował jego kłamstwo aby tamten miał wyrzuty sumienia. Oczywiście nie chodziło przecież o koło teatralne tylko o dziewczynę, która zaczynała być ważniejsza od przyjaciela. Tego właśnie Tomek przeboleć nie mógł.
Teofil mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.
-No to się trzymaj!- klepnął go po ramieniu wychodząc ze szkoły jak burza.
Przeżył jednocześnie zwycięstwo jak i porażkę. Nic już nie mogło być takie samo. Zaczynało go to powoli męczyć. Oparł się o mór szkoły przymykając oczy. Poczuł na swoim policzku zimny pocałunek płatka śniegu.
-Chlubimy się zwycięstwem, co kochasiu?
Otworzył oczy jak strzała odwracając głowę w stronę tamtego głosu.
Upuścił papieros przygniatając go butem. Nie był sam. Towarzyszyło mu jeszcze jakiś dwóch.
-Czego chcesz?- odparł ozięble, choć musiał przyznać, że ogarnęła go fala niepokoju.
-Hy!- Zasztyletował go zimnymi zielonymi oczami.- W rzeczy samej...chcę czegoś od ciebie!- Wyciągnął dłoń chwyciwszy go za włosy. Zabolało.
Kumple zaśmiali się na to.
-Myślisz, że zwyciężyłeś? Myślisz, że istnieje ktoś, kto byłby w stanie mnie pokonać? Tak myślisz?
-W tej chwili nie myślę o niczym innym jak tylko o tym, abyś się pieprzył!!
Uśmiech tamtego natychmiast spłynął z warg. Zacisnął pięść poczym trafił nią Tomka w żołądek. Chłopak zakrztusił się upadając na ziemię. Pociemniało mu w oczach. Przez chwilę nawet nic nie słyszał. Czuł przejmujący ból. Skulił się objąwszy ramionami.
-Przepraszam? Co takiego usłyszałem? Mógłbyś powtórzyć?- Chwycił go za szczękę przyglądając się jego ściągniętej w bólu twarzy.
-Pierdol się sukinsynie!!! -odparł na to.
Obstawa zielonookiego spojrzała na siebie z pewnym niepokojem.
Znów dostał. Tym razem w twarz. Podniósł się jednak. Do mięczaków nie należał...
-No, no...udajesz twardziela?- zaśmiał się przygotowując by znów uderzyć.
Stało się jednak coś nieoczekiwanego. Tomek w ostatnim momencie zrobił unik i nim tamten zdążył zareagować, dostał solidnego kopa i upadł w błoto.
Dryblas zawył. Dwaj pozostali natychmiast ujęli Tomka w swoje silne imadła.
-Tty...-Wyglądał jak rozjuszone zwierze.- Zapłacisz mi za to własną krwią!!!
Starał się im wyrwać, ale bolał go każdy skrawek ciała.
-Może...już dajmy temu spokój?- zaproponował kumpel tamtego.
-Kurwa! Żartujesz sobie?! Widziałeś co mi zrobił?!!
-Zabijesz go!
-A chciałbym...-Podszedł do Tomka przykładając mu pięść do twarzy- Nienawidzę takich bezczelnych małych szczurów. Nie trzeba było tak zagrywać na meczu! Ze mną się nie zadziera, nie rzuca w błoto! Zdechniesz smarku! I co? Jeszcze taki ważny???
-...Nie byłbym taki pewny co do tego kto zaraz zdechnie, więc zastanów się jeszcze raz nad tym dobrze.- usłyszeli za sobą.
Odwrócili się puściwszy go. Tomek zachwiał się, twardo upadając przed czyimiś czarnymi butami.
-Co ty za jeden?
-Nie przedstawiam się byle komu.
Zawahali się pod jego ciemnymi nieugiętymi oczami. Był od nich starszy...Wyglądał poważnie. Kim był?!! Jakiś nauczyciel?? Mieliby wtedy kłopoty.
-Pierwszy się zaczął.- zawołał zielonooki starając się utrzymać niewzruszony wyraz twarzy.
-Tak jeden na trzech?- zwęził oczy- Nie sądzę.- Zrobił nieznaczny krok w ich stronę.
-Zostaw...- Tomek chwycił go za nogę- Nie wtrącaj się...
Zatrzymał się spuściwszy na niego oczy.
Chłopak zakaszlał starając się podnieść. Patryk wyrwał nogę z jego żelaznego uścisku powodując, że znów się przewrócił do wcześniejszej pozycji.
-To ty się nie wtrącaj! Nie gadam z tobą...
Podniósł na niego oczy. Aż wyłaził z niego ogień.
-Chwileczkę...-przełknął dryblas.
Ten jednak nie pozwolił mu dokończyć. Pchnął go gwałtownie na ziemię i butem przygniótł jego głowę taplając ją w kałuży.
-Jesteś ścierwem.- powiedział spokojnie- Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę...Powiedz ładnie przepraszam, to może pozwolę ci się podnieść!
Dwójka pozostałych wycofała się dwa kroki, po czym w końcu rzuciła do ucieczki. Dryblas porwał się na równe nogi. Był poczerwieniały z furii i upokorzenia. Zacisnął pięści i bez żadnego wahania uniósł na niego dłoń .
Tomka ogarnęła zgroza. Patryk był mądry w gadce, ale nie wyglądał na takiego, co potrafi się bić. Zacisnął zęby starając się podnieść. Dryblas natarł na niego, lecz Tomek był szybszy. Zanim dosiągł Patryka ten rzucił się na niego powalając go całym swoim ciężarem na plecy.
Tamten ryknął z furii starając się go z siebie zrzucić. Tomek usiadł na nim okrakiem i walnął go pięścią w twarz pozostawiając na niej ciemną smugę krwi.
-Dość!!!- wrzasnął zielonooki przez łzy, kiedy ten pod wpływem jego szamotaniny zaczynał go uderzać.
W pewnym momencie uczuł jak chwytają go czyjeś ręce i odciągają od leżącego.
-Przestań!! Jeszcze ktoś cię zobaczy!
-Puszczaj!!!- Starał się wyrwać, ale był zbyt obolały- Nie wtrącaj się w czyjeś sprawy!!!
Puścił go. Tomek zachwiał się czując jak ogarnia go ciemność.
-Zjeżdżaj...- wycedził do zielonookiego, któremu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Śnieg rozpadał się na dobre. Tomek usiadł na ziemi nie przejmując się, iż się wybrudzi. Musiał do siebie dojść. Nie miał siły, aby o własnych nogach doczłapać do szkoły, a co dopiero na przystanek. Żołądek wciąż bolał. Zachciało mu się rzygać.
-Do diabła, Tomek, co tu się działo?!
-Jak już mówiłem...to nie twoja sprawa. Niepotrzebnie się wtrąciłeś. Mogłeś dostać.
-Miałem pozwolić aby cię skatowali?! Nie bądź niemądry.- Przykucnął przy nim.
Tomek zauważył dwie głębokie zmarszczki na jego czole. Patryk wyciągnął dłoń dotknąwszy napuchnięty policzek. Zabolało.
-Co robisz...-Strącił rękę- Precz!! Mam fatalny dzień! A tak w ogóle co ty tu robisz? Czasem czuję się przez ciebie prześladowany.
-Teofil wysłał mi wiadomość abym przyjechał po niego za godzinę.- Westchnął zapatrując się przed siebie- Pewnie mu się wydaje, że jego brat jest na każde jego skinienie. Za dwie godziny muszę być na uczelni. Nie mam czasu aby po niego jechać.
Tomek miał okazję, aby mu się lepiej przyjrzeć. Jeszcze nigdy nie był tak blisko niego...- a przynajmniej tak mu się zdawało, bowiem nie miał pojęcia o ich wspólnym pocałunku.
Patryk był naprawdę przystojny...Choć rysy jego twarzy zdawały mu się nieco zbyt ostre.
Spojrzenie spłynęło na usta chłopaka. Kształtem były wręcz stworzone do drwiącego uśmieszku. Tomek nienawidził tych ust, ale musiał przyznać, że były naprawdę ładne. Miękkie i zaróżowione, ale całkiem inne od Teofila… Niesamowite, jak bardzo się od siebie różnili, aż dziw, że byli rodzeństwem! Jak woda i ogień...
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?- zapytał zerknąwszy na niego z ukosa.
O cholera jasna!!!- przeklął w duchu- Jak to możliwe, że zauważył?!!
-Niby jak?- Był pewny na bank, że tamten głęboko się zamyślił, inaczej wcale by nie ryzykował!!!
Miał nadzieję, że nie był czerwony. W każdym razie, gdyby nawet tak było, przecież można się zasłonić mroźnym powietrzem. Na wszelki wypadek pociągnął nosem skrzywiając się z zimna, choć wcale nie czuł chłodu.
-Oglądałeś mnie sobie?- Uniósł brwi do góry- Co miał znaczyć ten dziwny wyraz twarzy?
-Jaki znów dziwny wyraz twarzy?!! O co ci chodzi?!- Chciał się podnieść, ale jęknął opadając z powrotem.
-Pomogę ci wstać.
-Daj mi lepiej spokój. Nie rozumiesz, że wkurzasz mnie do kresu możliwości?
-Czemu się denerwujesz? Przecież ja chcę ci tylko pomóc.- Uśmiechał się w sposób, którego najbardziej nienawidził.
-Powinieneś wiedzieć dlaczego tak bardzo cię nie cierpię, nie mam ochoty się nad tym rozwodzić. Nawet przez sen cię duszę w swojej wyobraźni! Miałeś okazję poczuć na własnej skórze w czasie urodzin i nic ci nie dało to do myślenia? Aleś ty jesteś głupi, że nie pytaj!
Patryk wciągnął usta nie reagując na jego sugestie. Bez słów zarzucił sobie jego rękę na ramię i ostrożnie podniósł do góry.
Nawet przez ból Tomek czuł delikatną woń jego wody toaletowej, która rozbudziła jego zmysły.
-Poczekasz sobie w samochodzie, a ja polecę po Teofila.
Zaprotestował. Patryk posadził go z przodu nachyliwszy się nad nim.
-Ty chyba lubisz, jak cię siłą do czegoś zmuszam, co? Lubisz mi się opierać, Tomuszko?
-Cco...?- Nie miał pojęcia o co mu chodziło, ale się strasznie zawstydził.
Patryk zatrzasnął za sobą drzwi zerknąwszy na zegarek, następnie ruszył pospiesznie po brata.
Tomek przymknął oczy wypuszczając przez usta powietrze. Czuł na policzku pulsujący ból. Znów był zdany na Patryka. To go przerażało. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby nie byli na ścieżce wojennej.
-Do diabła z tobą!!- jęknął uderzając pięścią w kolano.
Zawsze myślał o sobie, że był dostatecznie silny by podołać przeciwnościom...Jednak Patryk w jakiś sposób powodował, że czuł się bezbronny...wręcz do niczego. Nienawidził go za to....A przynajmniej tak mu się zdawało, że nienawidził...