Americana 17
Dodane przez Aquarius dnia Lutego 13 2017 12:50:58



Rozdział 17: Podręcznik do nauki nut

Wszystko, co dobre, zawsze szybko się kończy – stara, ale wcale nie tak głupia prawda, pomyślał Aleks, kiedy leżał przy Piotrku w drugi dzień świąt. Pewnie nabawią się przez to całe Boże Narodzenie jakichś chorób żołądka, cukrzycy albo i nawet raka od tej chemii, jaką w siebie wcisnęli, ale żaden z nich nie narzekał.
– Nie bolą cię zęby? – zapytał, jednym okiem oglądając „Ekspres polarny”, a drugim zerkając na brata, który wydawał się wciągnąć w bajkę.
– Nie, a dlaczego? – odpowiedział i wcisnął w siebie jeszcze jedną kostkę czekolady. Aleks przed świętami zrobił naprawdę spory zapas słodyczy i przekąsek, z którego teraz, po tych dwóch dniach obżarstwa, nie zostało mu już praktycznie nic.
– Pewnie dostaniesz próchnicy – odparł złośliwie – i powypadają ci wszystkie zęby – dodał, dźgając go palcem w plecy.
– Już wypadają – odpowiedział Piotrek ze słabym zainteresowaniem. – Jeden w tę czy tamtą różnicy mi nie zrobi – zażartował, oglądając się na niego z szerokim, faktycznie szczerbatym uśmiechem.
– Ale wiesz, że sztuczne szczęki są drogie? – zapytał. – A jedzenie dla niemowlaków niedobre – ciągnął dalej, ciekaw, co mu chłopak odpowie. Musiał przyznać, że Piotrek, jak na swoje osiem lat, miał całkiem cięty język. Oczywiście, to wszystko odziedziczył po nim, pomyślał z niejaką dumą.
– Jadłeś dokładnie to samo co ja – odpowiedział Piotr – a więc też stracisz zęby – zauważył ze złośliwym uśmiechem. – I dalej będziesz starym kawalerem ze szczurami! – wytknął, a Aleks aż uniósł brwi w grymasie zdziwienia. Tego się nie spodziewał
– Starym kawalerem?
– Mhm, widać, że nie masz dziewczyny. Jesteś strasznym bałaganiarzem – wyjaśnił, a w jego ustach wylądowała kolejna kostka czekolady. – No, a bez zębów to już w ogóle nie będziesz mieć szans na kobietę – dodał, na co Aleksandra na moment aż zatkało. A to złośliwy mały gówniarz, pomyślał i znów trącił go w plecy, tym razem jednak stopą.
– Nie rozkręcaj się – prychnął, właściwie nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Że żadnej dziewczyny mieć nie będzie, bo nie cycki mu w głowie? Aż uśmiechnął się kpiąco pod nosem i popił trochę Coca-Coli z puszki. Nie, Piotr był chyba trochę za młody na takie wyznania, pewnie nawet nie wiedział, czym jest homoseksualizm.
– No żartuuuję – burknął, przeciągając samogłoskę i zabawnie wydymając brudne od czekolady usta. – Jesteś fajny – powiedział, wzruszając ramionami, co wcale jednak nie zabrzmiało jak komplement, z którego Aleks powinien się cieszyć. Parsknął śmiechem.
– Co ten ton ma oznaczać, hm? – zapytał z rozbawieniem.
– No nic. Lubię cię – popatrzył na niego, całkowicie już niezainteresowany bajką. Aleksander przyjrzał się jego twarzy, nieco pyzatym policzkom, które teraz wydawały się nabrać koloru. – Zawsze chciałem mieć takiego brata – zdradził cicho, a Aleks poczuł dziwny ucisk w gardle. Cholera, znów się rozklejał. Jeszcze kilka takich akcji i pewnie mu się jaja cofną do środka, pomyślał gorzko, ale mimo to, nie mówiąc nic, przyciągnął dziecko do siebie. Objął je luźno i poklepał po plecach, jakby chciał mu tym powiedzieć coś w stylu „będzie dobrze”.
– Chciałbyś mieć inną rodzinę? – zapytał, kiedy już go puścił. Piotrek wpatrzył się w niego zdziwiony, ale po chwili spuścił dziwnie smutny wzrok.
– Nie – odpowiedział.
– Nie? – Zmarszczył z niezrozumieniem brwi, nie spuszczając z brata uważnego spojrzenia. – Nie chciałbyś normalnej mamy i normalnego taty? – Piotrek ni to pokręcił głową, ni to pokiwał. Zagryzł wargę, wyraźnie niekomfortowo czując się w tym temacie.
– Chciałbym, ale... nie będę mieć – burknął, co jeszcze bardziej zdziwiło Aleksa. Teraz jak na dłoni widział, jaki chłopiec był zagubiony, niepewny i taki po prostu... samotny?
– Dlaczego miałbyś nie mieć? – nie odpuszczał, nie miał zamiaru teraz przerwać tej rozmowy.
– Bo kto by mnie chciał? – Ta odpowiedź aż go poraziła. Na moment autentycznie zamarł, a później tak po prostu uderzył go lekko w potylicę, nie mogąc się powstrzymać. To był odruch.
– Głupi – prychnął. – Każdy by cię chciał. Nawet tak nie myśl, smarkaczu, rozumiesz? – fuknął, marszcząc groźnie brwi i wyglądając przez moment tak, jakby miał zaraz złapać go za fraki i naprawdę mocno sprać, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Dopiero, gdy Piotrek otworzył oczy szerzej, a na jego twarzy odmalował się wyraz przerażenia, Aleks uśmiechnął się, żeby jakoś załagodzić sytuację. Przecież nie chciał go bić, nigdy mu to nawet przez myśl nie przeszło. Nie był ich ojcem, który czuł się silniejszy po tym, jak sprzedał kilka ciosów mniejszemu, słabszemu dziecku. – Nigdy nie myśl o sobie, że jesteś gorszy – powiedział już przyjaźniejszym tonem głosu. – I nie pozwól nikomu tak o sobie mówić, znaczysz więcej niż połowa osób, które znam – dodał i poczochrał jego włosy, a Piotrek uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
– Chciałbym zamieszkać z tobą – powiedział chłopiec, wpatrując się w niego tymi swoimi błyszczącymi, ciemnymi oczami. Zapadła chwila milczenia, a Aleks poczuł, że nie ma gdzie się schować przed jego pełnym nadziei wzrokiem.
Cholera, kurwa, ja pierdolę.
– Zrobię nam herbaty – zmienił temat, wstał i szybko ukrył się w kuchni.
Po co w ogóle się w to mieszał? Powinien tylko zgłosić sprawę do opieki społecznej, z pomocą Krzysztofa dopilnować, żeby rodzice stracili swoje prawa do Piotrka i tyle. Nigdy nie powinien go do siebie zapraszać, przecież to jasne, że chłopiec się do niego przywiązał.
Ale on też. Też się, psia mać, przywiązał, też w krótkim czasie zaczęło mu na dziecku zależeć. Bo nagle okazało się, że nie jest sam. Że ktoś go potrzebuje.
Mimo wszystko opieka nad dzieckiem nie jest tym samym co zajmowanie się psem lub kotem. Dziecko wymaga o wiele więcej uwagi i nakładu pieniężnego. No i był w dupie. Miał wrażenie, jakby ktoś odciął mu ręce; kompletnie nie wiedział, jak sobie z tym wszystkim poradzić i – najważniejsze – jak wygrzebać z tego siebie i Piotrka.
Jednak najgorsze było to, że te ręce sam sobie odciął. Nikt mu nawet w tym nie pomagał, w końcu na własne życzenie nie miał pracy i perspektyw życiowych.

***

Święta, święta i po świętach, pomyślał Aleks z grobową miną, kiedy sterczał na przystanku w oczekiwaniu na autobus. Zapadł się w poły swojej kurtki, mając ochotę zniknąć. Wcale nie chciało mu się jechać na tę próbę i wcale nie miał ochoty na spotkanie z Jasiem. Gdyby tylko mógł, to zapomniałby, że w ogóle kiedykolwiek szczyla poznał, ale oczywiście takiej opcji nie miał do wyboru. Remek raczej nie byłby zadowolony i nie przystałby na jego pomysł, gdyby nagle wyskoczył: „hej, wiesz co? Pozbądźmy się Janka”.
Przestąpił z nogi na nogę, a jego humor z każdą chwilą coraz bardziej się pogarszał. I wcale nie chciał przyznać przed sobą, że po prostu stresuje się na samą myśl o spotkaniu z tym chłopakiem. Że będzie musiał mu spojrzeć w oczy i jakoś znieść jego kpiący uśmiech. Bo, cholera, powstrzymać się nie mógł! Jakby Jaś był nie wiadomo jak wielkim przystojniakiem, przy którym każdy po prostu traci umiejętność panowania nad sobą.
A przecież nie był. Był wysoki i chudy, miał dziecięce rysy twarzy, całkiem przeciętną urodę i zabawne ciuchy z najnowszej kolekcji Zary. Przy Macieju wypadał niezwykle słabo, taki nieopierzony kogucik, który stara się wyglądać doroślej i „groźniej” niż jest w rzeczywistości. W takim razie dlaczego wystarczyła chwila, żeby rzucił się na tego kogucika?
Autobus nadjechał, a on wsiadł do środka. Całe szczęście, że nie było tu tłumów, tylko jakiś dresik na samym końcu pojazdu umilał podróż kibicowskim rapem puszczanym z telefonu. Aleksowi jednak w tamtym momencie w ogóle to nie przeszkadzało, chociaż może w innym wypadku zwróciłby mu nawet uwagę (a później zapewne zostałby zwyzywany). Odwrócił się przodem do okna, zastanawiając się jeszcze, czy nie napisać chłopakom, że jest chory. I wtedy zrozumiał, jakie to głupie. Przez całe święta tamto jedno zdarzenie nie opuszczało jego głowy, jak mógł tak długo rozpamiętywać jeden pocałunek?
Cholera. Koniec, postanowił twardo, wyciągając smartfona i słuchawki. Musi się jakoś odciąć od tej muzyki serwowanej mu przez łysego dresa, bo powoli zaczynała go już drażnić. Zresztą, chyba nie tylko jego, bo jakaś starsza pani, obrończyni moralności, obejrzała się na chłopaka ze zgorszeniem, kiedy wyłapała jedną czy dwie „kurwy” spośród szybko wypowiadanych słów. Aleks na ten widok uśmiechnął się pod nosem, po czym włączył odtwarzacz w telefonie.

***

Powitał go, jakby nigdy nic. Uśmiechnął się do niego, zapytał, jak po świętach, a później przeszedł do ustalania tego, co zagrają w Krakowie. Jeżeli tak ma być, to dobrze, właściwie to najlepsze rozwiązanie, skoro muszą jeszcze trochę ze sobą funkcjonować.
– Zacząłbym od coverów, żeby zachęcić, a później coś z naszych kawałków – powiedział tym swoim wszystkowiedzącym tonem. A Aleksa jak zwykle szlag trafiał, kiedy go słuchał. – Najbardziej znany utwór, który gramy, to „Lonely day”, więc...
– Po co mamy znowu grać covery? – prychnął Aleks, zakładając ręce na piersi. Jak zwykle gotów był się z nim pokłócić o dosłownie wszystko, a więc wracali do normy. – Żeby nas zaszufladkowali jako zespół od coverów? – sapnął i przewrócił oczami, a Jaś popatrzył na niego z uniesioną brwią. Tak, on też z pewnością zauważył, że czasy, kiedy zaczynali ze sobą normalnie gadać, odchodzą w zapomnienie. Aż westchnął z miną, która jasno świadczyła, że przecież po Białeckim nie mógł się niczego innego spodziewać. Norma, chciałoby się powiedzieć.
– Słuchasz, o czym w ogóle mówię? Na początek, żeby zachęcić, wypadałoby zagrać cover – odparł, na co Aleks już miał odpowiedzieć, gdy głos zabrał Remigiusz.
– Spoko, też mi się wydaje, że najlepiej będzie zacząć od coverów znanych piosenek. A ty, Adam, co myślisz?
– Mhm, może być – odpowiedział ze znudzeniem i powrócił wzrokiem do ekranu komórki.
Białecki prychnął głośno, ale już nic nie powiedział. Wszyscy przeciwko niemu, pomyślał z irytacją i wsunął ręce do kieszeni, mierząc Janka nienawistnym wzrokiem. Chłopak od razu go wyłapał, ale zamiast odpowiedzieć tak samo zniechęconym spojrzeniem, uśmiechnął się.
– Zmarszczki będziesz mieć – skomentował, na co Aleks bardziej zmarszczył brwi, a pomiędzy nimi powstała jeszcze głębsza bruzda.
– Mężczyźnie zmarszczki dodają charakteru – odpowiedział, mając oczywiście na uwadze bardzo młodo wyglądającą twarz Janka. Nie miał pojęcia, jak chłopak będzie się starzeć, ale już teraz mógł dojść do wniosku, że na długo zachowa swój nastoletni urok. – Przypatrz się, bo w lustrze nie zobaczysz drugiego tak męskiego osobnika – dodał, sam nie wiedząc po co. Remek aż zerknął na nich zdziwiony, a Adam, jak to Adam, nawet nie poświęcił im większej uwagi. Albo może i poświęcił, tylko nie dał tego po sobie poznać.
– Jestem wdzięczny, że mogę na niego patrzeć – powiedział Jaś z kpiącym uśmiechem i wsunął ręce do kieszeni, kiedy nagle się zaśmiał i pokręcił głową. – Jesteś niemożliwy – stwierdził z rozbawieniem, a Aleks aż zapatrzył się na jego twarz. Gdy zrozumiał, że robił to odrobinę za długo, chrząknął i odwrócił wzrok prosto na Adama. Perkusista już nie wgapiał się w telefon, tylko uważnie śledził rozgrywającą się przed nim scenę, na co Białeckiemu zrobiło się głupio. Miał wrażenie, jakby mężczyzna potrafił odczytać wszystkie jego emocje. Adam i to jego przeklęte, przeszywające spojrzenie.
– Grajmy – mruknął Aleks, chcąc jakoś od tego uciec. A najprościej było po prostu zająć się muzyką. Nie musiał długo namawiać członków swojego zespołu. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie ma co marnować czasu, tylko trzeba zacząć ćwiczyć repertuar do Krakowa.

***

Adam zwinął się pierwszy. Niemal wyleciał z garażu, rzucając coś na odchodnym, że jest umówiony. Aleks przyglądał się ze zdziwieniem jego szybkim ruchom, temu, jak błyskawicznie narzucił na siebie kurtkę i już po chwili zniknął im z oczu. Od kiedy miał tyle energii? I od kiedy to dokądkolwiek tak się spieszył? Miał wrażenie, że nie poznaje własnego kumpla, który przecież bez enegretyka na rozruszanie nie mógł/potrafił wstać z łóżka!
– Dziewczyny zmieniają facetów – zamruczał pod nosem Remek, wyłączając wszystkie urządzenia. Białecki zerknął na niego z niezrozumieniem.
– Dziewczyna? – zapytał, udając, że nie widzi Jasia, który uwijał się podobnie jak Adam. Wcale nie chciał myśleć o tym, dokąd było mu tak spieszno, albo raczej - do kogo. I nie chciał też zastanawiać się, jak bardzo go to irytowało. Miał ochotę złapać dzieciaka za fraki, przycisnąć do ściany, walnąć kilka razy, a później może pocałować. Aż sapnął nerwowo, zerkając kątem oka na Jasia, zupełnie jakby naprawdę miał wcielić swoje zachcianki w życie.
– Pamiętasz tę Olę z ostatniej domówki u mnie? – zapytał Remigiusz, odwracając się do niego przodem z szerokim, jakby rozbawionym uśmiechem. – Nasz Adaś właśnie traci dla niej głowę – dodał, zamachując się ręką w powietrzu, jakby tym gestem chciał pokazać cały absurd sytuacji.
Aleks aż uniósł brwi, patrząc na Remka jak na ufo. Pierwsze słyszał... w ogóle przecież nie zauważył, że Adam jakoś się zmienił! Jasne, może na ostatnich próbach miał jakby więcej werwy, ale żeby to były jakieś szczególne różnice? Szkoda tylko, że dowiadywał się tego wszystkiego od Remigiusza, a nie od Adama. Co się jednak miał dziwić, prócz spotkań w garażu nie miał z nimi kontaktu. Właściwie to trochę jako przyjaciele przestali istnieć, całkowicie skupiając się na zespole.
– Musimy umówić się na jakieś piwo – burknął Białecki po wnikliwej analizie.
– Ale to po Krakowie – odezwał się w końcu Jaś, który już od kilku minut milczał, pakując po cichu wszystkie swoje rzeczy.
– Tak będzie najlepiej – mruknął Remek i kiwnął głową. – Dobra, chłopaki, zamkniecie, co? Będę leciał, bo też się umówiłem – powiedział, uśmiechając się szeroko i dając im jasno do zrozumienia, że też nie próżnował, jeżeli chodziło o kobiety.
Naprawdę? Wszyscy kogoś mieli?, pomyślał Aleks z niedowierzaniem. Miał tylko nadzieję, że Dzieci Ludwiczka na tym wszystkim nie ucierpią, bo jeżeli tak, to... no właśnie, co? Przecież nie zarabiali na tym, a nawet w najbliższej przyszłości nie zapowiadało się, by ten fakt miał się jakoś szczególnie zmienić. Nie mógł przecież ich wszystkich uwiązać do instrumentów. Dla niego ten głupi zespół był jak całe życie, wiązał z nim większość swoich marzeń, nic jednak nie poradzi, jeżeli oni traktowali go inaczej.
– Jasne, miłej randki – powiedział/rzucił Janek, rozglądając się po garażu w poszukiwaniu czegoś. Remek jeszcze wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, złapał za kurtkę i ruszył do wyjścia. Aleks śledził jego ruchy, czując, jak rytm jego serca przyspiesza. Miał świadomość, że zaraz zostanie sam na sam z Jankiem, tylko, do cholery, dlaczego wywoływało to w nim aż takie emocje? Przełknął ślinę i spojrzał na chłopaka, który w końcu chyba odnalazł to, czego szukał, czyli kartkę z nutami jednego z ich autorskich utworów. – Dosyć się spieszę, więc odstawisz się sam? – zapytał w końcu jakby nigdy nic, pakując papier do przezroczystej koszulki, którą ostatecznie wsadził do swojej torby. Przez ten czas ani razu nie spojrzał na Aleksandra. Białecki jakby zamarł przy swojej gitarze, śledząc uważnie ruchy wokalisty. Czuł się trochę tak, jakby znów cofnął się do liceum, ale jednocześnie było to zupełnie inne uczucie niż przy Macieju. Przy trzydziestolatku wszystko wydawało się jakby prostsze. Mężczyzna wiedział, czego od niego chciał i Aleks po prostu się temu poddawał, ale Jaś... Jaś, cholera, to była chodząca zagadka. Tu go całował, tam go odpychał, a później jeszcze wypisywał do niego na Facebooku i żartował sobie z nim na próbie.
Białecki często się w swoim życiu gubił. Teraz też nie powinien być za bardzo zaskoczony całym tym bałaganem.
– A, właśnie – odezwał się Janek i wyciągnął z torby dość cienką książkę. Wpatrzył się w jej okładkę, jakby usilnie unikał wzroku Aleksa. Miał świadomość, że Białecki już od kilku chwil przyglądał mu się bardzo uważnie, przed czym najwidoczniej starał się uciec. – Przyniosłem dla ciebie. To podręcznik do nut – mówił jakby nigdy nic. – Trochę sobie poczytasz, później sam ci wszystko to wyjaśnię w teorii i...
– O co ci, kurwa, chodzi, co? – zapytał, nie wytrzymując. Aż napiął wszystkie swoje mięśnie; teraz już naprawdę nabrał ochoty, aby do niego podejść i mu przyłożyć. Miał wrażenie, jakby Jaś przez cały ten czas wodził go za nos. Traktował jak taką zabawkę – patrzył, jak daleko Białecki może się posunąć, aż w końcu straci resztki swojej cierpliwości. No i właśnie powoli dopinał swego.
– Co? – Jaś aż zamrugał, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. W Aleksie się zagotowało. Najpierw pocałunek po pijaku, którego ten szczyl nie pamiętał, a którego on nie potrafił wyrzucić z myśli, później jakieś zagrywki typu „najlepsi kumple”, a teraz to... – Chyba o co tobie chodzi. Mówię, że pożyczę ci podręcznik, żebyś w końcu mógł... – Znowu to samo, kurwa. Wciąż chodzenie dookoła, jakieś głupie podchody, szczucie. Nawet nie wiedział, kiedy w furii pokonał dzielącą ich odległość. Nikt nie będzie go, kurwa, tak traktować!, huczało mu w głowie, kiedy złapał chłopaka za kurtkę i pchnął na najbliższą ścianę, do której docisnął go z wyrazem czystego szaleństwa na twarzy. Wpatrzył się w szeroko otwarte ze zdziwienia oczy, następnie zsunął wzrok niżej, na rozchylone w niemym szoku usta, których ostatecznie jednak nie pocałował. W tamtym momencie Janek wydawał mu się o wiele mniejszy od niego. Zgarbił się, skulił trochę ramiona, przez co Aleks odniósł wrażenie, że stał się drobniejszy i że może zrobić z nim, co tylko chce.
– Odpowiedziałeś na ten pieprzony pocałunek – warknął, pochylając się do niego i potrząsając nim jak szmacianą lalką. Janek był w zbyt dużym szoku, żeby jakkolwiek na to zareagować. Wpatrywał się tylko w niego spłoszonym wzrokiem, a Aleks był na tyle blisko, by móc wyczuć jego przyspieszony oddech, co chwilę owiewający mu usta, i szybkie bicie serca w klatce piersiowej. – Wtedy, gdy mnie pocałowałeś po pijaku, też byłeś chętny! – wysyczał, a krew aż szumiała mu w uszach. Nie zastanawiał się nad tym, co robił, po prostu działał. – Tak cię to, kurwa, bawi, co? – zapytał i znów nim potrząsnął, jakby dzięki temu mógł szybciej zdobyć odpowiedź.
– Nie bawi mnie – mruknął cicho Jaś, ale Aleks w swoim szale nawet tego nie dosłyszał.
– Gdybyś chociaż pamiętał, jak się na mnie rzuciłeś po pijaku – syknął, mrużąc oczy i patrząc na niego z czystą nienawiścią. Bo tak, w tamtym momencie naprawdę go nienawidził. Nie cierpiał, gdy ktoś tak sobie z nim pogrywał, jakby był, cholera, zabawką!
– Pamiętam – powiedział już głośniej Jaś, a jego słowa niemal od razu dotarły do Białeckiego. Aleks na moment tak po prostu zamarł w bezruchu, z pięściami zaciśniętymi na jego kurtce. Janek sięgnął do jego rąk, łapiąc za nadgarstki. – Pamiętam, że cię wtedy pocałowałem – wyjaśnił dość spokojnym głosem, patrząc mu nieustępliwie w oczy. – Tylko jaki to ma sens? – zapytał z godnym podziwu opanowaniem, odciągając jego dłonie od siebie.
– Jak „jaki sens”? – zapytał mało inteligentnie Białecki i prawdopodobnie gdyby nie szok, miałby ochotę uderzyć w coś głową w geście pożałowania za swoją głupotę.
Jaś uśmiechnął się smutno. Był już tym wszystkim zmęczony. Wybuch Aleksa go zdziwił, ale właściwie to gdyby nie on, ciągnąłby dalej tę całą farsę z udawaniem na próbach, że nic się nie stało, a zdarzenie w samochodzie nigdy nie miało miejsca.
– Nie chce mi się z tobą w nic bawić – wyjaśnił i zapobiegawczo odsunął się na bok, by nie zostać znowu przyciśniętym do ściany. – Nie jesteś najłatwiejszym człowiekiem. Nie potrafię cię zrozumieć – dodał i wzruszył ramionami.
– To po chuja mnie całujesz? – zapytał groźnie, zupełnie jakby ponownie miał się na niego rzucić.
– To ty mnie pocałowałeś w samochodzie. – Wzruszył ramionami. – Zresztą, kazałeś mi później zapomnieć – dodał. – No to zapomniałem. Zdecyduj się w końcu, czego chcesz – prychnął i złapał za torbę. – Zerknij do tej książki – to mówiąc, wskazał krzesło, na którym leżał podręcznik. Białecki nie miał pojęcia, kiedy tam się znalazł, ale to właściwie nie było ani trochę dziwne. Przecież skupił wtedy swoją uwagę na czymś innym. – I po sylwestrze możemy się umówić u mnie – powiedział najnormalniej w świecie, po czym wyszedł, zostawiając Aleksa z jeszcze większym mętlikiem w głowie. I z powoli budzącymi się do życia wyrzutami sumienia za swój nagły atak.