Serca w ogniu 9
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 18 2016 11:13:15


– Ojcze nie! – wrzasn膮艂 Arion, zas艂aniaj膮c sob膮 partnera. Craig pr贸bowa艂 si臋 temu sprzeciwi膰, samemu chc膮c ochroni膰 ukochanego, ale m艂ody Ognisty Smok postawi艂 na swoim.
– Dlaczego nie?!
– Bo jest moim partnerem! Zabijaj膮c jego zabijesz i mnie! – Wreszcie do niego dotar艂o, 偶e wi膮偶膮c si臋 z Craigiem, ratowa艂 mu 偶ycie. Gdyby to nie sta艂o si臋 tej nocy, teraz ojciec m贸g艂by strzeli膰, nawet bez zastanowienia. Tymczasem znieruchomia艂 patrz膮c na niego zaskoczonym wzrokiem. – Dzisiaj w nocy doko艅czy艂em nasz膮 wi臋藕. Wym贸wi艂em formu艂臋, nie ma odwrotu. Ailis umiera, chcesz 偶ebym ja te偶 do niej do艂膮czy艂? Mo偶e pragniesz 艣mierci swoich dzieci.
– Kocham was. Jestem surowym ojcem, lecz was kocham…
– To pozw贸l nam i innym, 偶y膰 wed艂ug tego, co podpowiada serce.
– Jest Tygrysem!
– I co z tego? M贸wi膮, 偶e najwi臋kszym cudem, a zarazem najtrudniejszym jest wybaczenie. To nie Craig zabi艂 twojego brata. To nie on przed wiekami rozp臋ta艂 piekieln膮 wojn臋 klan贸w. On, to zwyczajny zmienny, 偶yj膮cy w ma艂ym miasteczku, lecz膮cy swoich i ludzi. Powtarzam, zabijaj膮c jego zabijesz i mnie.
– Nigdy nie wybacz臋. To by艂 m贸j brat bli藕niak. Nie wybacz臋. – Opu艣ci艂 bro艅. – Nie zabij臋 go, bo ci臋 kocham, ale nie zaakceptuj臋 waszego zwi膮zku i nie b臋d臋 tolerowa艂 zmiennego Tygrysa na mojej ziemi.
– Nie musisz, tato. Dzisiaj postanowi艂em, 偶e dom zostawi臋 babci i dziadkowi, a sam zamieszkam w Camas. Tam czuj臋 si臋 swobodnie, a nie jakbym by艂 ci膮gle na uwi臋zi, 偶yj膮c w strachu przed lud藕mi, nie mog膮c si臋 zmieni膰 i da膰 odetchn膮膰 bestii. W ko艅cu czym si臋 staniemy, je偶eli nie b臋dziemy wolni? Camas to dobre miejsce.
Craig nie wierzy艂 w艂asnym uszom. Arion z nim wyjedzie? To dopiero spotyka go szcz臋艣cie. Ju偶 by艂 got贸w zosta膰 tutaj, na tej nieprzyjaznej ziemi, tymczasem uk艂ada艂o si臋 tak, jak tego oczekiwa艂. Mia艂 ochot臋 z艂apa膰 Ariona i uca艂owa膰 dzi臋kuj膮c mu za wszystko.
– Je艣li pozwolisz, b臋d臋 was odwiedza艂 – zwr贸ci艂 si臋 do swego ojca ju偶 w oficjalny spos贸b.
– Arionie – w jadalni pojawi艂a si臋 matka – ty zawsze b臋dziesz tu mile widziany, ale nie on.
– Prosz臋 si臋 nie obawia膰, nie mam zamiaru si臋 tutaj pokazywa膰.
– Widzicie. Jednak do naszego wyjazdu i za艂atwienia spraw z uzurpatork膮, ojcze, matko – Arion pok艂oni艂 si臋 – prosz臋 o to by m贸j partner m贸g艂 tutaj zosta膰. Zr贸bcie to dla Ailis. – Brzydkie zagranie z jego strony, ale ton膮cy nawet brzytwy si臋 chwyta.
– Dobrze. Natychmiast po tym jak twoja siostra odzyska swojego partnera, tw贸j ma opu艣ci膰 nasze ziemie.
– Zrobimy to razem – przypomnia艂 im Arion. – Teraz, prosz臋, wybaczcie nam, ale mamy plan do zrealizowania. – Spojrza艂 na Christiana, kt贸ry skin膮艂 g艂ow膮, 偶e jest got贸w.
Odczekali jeszcze, a偶 pa艅stwo Sulivan opuszcz膮 dom. Arion dopiero wtedy odetchn膮艂.
– Pora wyrusza膰 – powiedzia艂.
– Poczekaj. – Craig zatrzyma艂 go chwyciwszy za nadgarstek. Stan膮艂 przy nim tak blisko, jak tylko si臋 da艂o. Obj膮艂 jego twarz d艂o艅mi i uni贸s艂 do g贸ry. Arion spojrza艂 mu w oczy, a jego partner odczyta艂 w nich maluj膮cy si臋 spok贸j i szcz臋艣cie. W艂a艣nie to pragn膮艂 w nich ujrze膰. W ten prosty spos贸b, upewni艂 si臋, 偶e partner naprawd臋 go chce i p贸jdzie za nim wsz臋dzie, tak jak on za nim. – Wskoczy艂bym w czelu艣cie piekie艂, gdyby to oznacza艂o, 偶e b臋dziemy razem – szepn膮艂 wsuwaj膮c jedn膮 d艂o艅 we w艂osy Ariona tu偶 nad karkiem, a drug膮 wci膮偶 obejmuj膮c policzek.
– Nie musisz nigdzie skaka膰 – odpar艂 Arion i dosi臋gn膮 jego ust. Smakowa艂y kaw膮, Craigiem i czym艣… co m贸g艂 nazwa膰 esencj膮 partnerstwa, ewentualnie mi艂o艣ci. T膮 kr贸tk膮 pieszczot膮 pokaza艂 mu, 偶e jest jego i tylko jego. Nale偶eli do siebie i nic ani nikt tego nie zmieni.
– Ekhem… Panowie, fajnie, 偶e w ko艅cu jest tak jak powinno, ale mamy zadanie do wykonania. – Christian postanowi艂 im przerwa膰, bez wzgl臋du na to jak wspaniale razem wygl膮dali.
Craig zako艅czy艂 poca艂unek, nie potrafi膮c si臋 odsun膮膰 od Ariona. Niemniej mia艂 ca艂e 偶ycie przez sob膮, 偶eby nacieszy膰 si臋 ich zwi膮zkiem i tym, 偶e ten ognisty m臋偶czyzna by艂 jego. Na dope艂nienie, jeszcze cmokn膮艂 k膮cik ust kochanka i odsun膮艂 si臋.
– Zadzwoni臋 do Jasona i Sebastiana, 偶e ju偶 jedziemy – poinformowa艂 Arion przechodz膮c w tryb dzia艂ania. Teraz musia艂 my艣le膰 o siostrze, a nie o kochanku. – Jason, s艂uchaj…

* * *


Jaki艣 czas p贸藕niej zaparkowali przed wielkim domem uzurpatorki, obok kilku innych samochod贸w. Christian nie mia艂by nic przeciw, gdyby kto艣 zaj膮艂 miejsce przyw贸dcy. Jednak warunkiem by艂o, 偶e to ma by膰 kto艣, kto ma serce i jest zdrowy na umy艣le. Czeka艂 na spotkanie ze swoj膮 ciotk膮. Pierwszy wysiad艂 z samochodu. Odrzuci艂 na plecy swoje pi臋kne, d艂ugie do pasa w艂osy. Jego plan by艂 prosty – tylko pytanie czy zadzia艂a na t膮 kobiet臋, czy ugnie kolana przed nim tak – jak, spodziewa艂 si臋, 偶e zrobi膮 to inni. Tak jak zrobi艂 to Arion, mimo, 偶e nie nale偶a艂 do jego klanu.
– Kochanie, ci臋偶ko jest by膰 wodzem – powiedzia艂 Daniel.
– Nie jestem nim.
– Jeste艣, skarbie. – Martin stan膮艂 u drugiego boku partnera. – W ka偶dym razie, w tej chwili musisz nim by膰. Wyzw贸l, swoj膮 smocz膮 moc alfy i wejd藕 tam, jak burza.
– Dzwoni艂 Sebastian – wtr膮ci艂 Arion, kt贸ry przed chwil膮 sko艅czy艂 rozmow臋 telefoniczn膮. – Wi臋kszo艣膰 Diamentowych Smok贸w ju偶 tam jest. Fa艂szywa kr贸lowa nie wie, co si臋 dzieje. Chce ich wyrzuci膰, ale oni czekaj膮, bo po to zostali wezwani. Jason i Brian te偶 tam s膮. Twoja cioteczka chcia艂a Jaya wyrzuci膰, ale ten si臋 nie da艂, otwarcie stawiaj膮c jej czo艂a.
– W takim razie, ju偶 pora.
Zn贸w w pi膮tk臋, jak to w ostaniem czasie, sta艂o si臋 regu艂膮, przeszli d艂ugim podjazdem w stron臋 drzwi frontowych, otwartych szeroko, jakby czekaj膮cych na nich. Wst臋puj膮c w paszcz臋 gro藕nego Smoka, Christian poczu艂 ciarki na plecach. Jednak, nie zwa偶aj膮c na to, szed艂 naprz贸d, w stron臋 ogromnego salonu i podniesionych g艂os贸w. Na pewno kto艣 si臋 k艂贸ci艂. Nastawi艂 uszu. Niew膮tpliwie by艂a to kobieta oraz Jason. M臋偶czyzna doskonale sobie radzi艂. Kobieta przeklina艂a go, wysy艂aj膮c do stu diab艂贸w, a on sprzeciwia艂 si臋 jej m贸wi膮c, 偶e b臋dzie s艂u偶y艂 tylko dobremu w艂adcy. Chris ju偶 wiedzia艂, jak ma post膮pi膰, kiedy zrzuci z tronu z艂膮 kr贸low膮. Nie wa偶ne, 偶e by艂a siostr膮 jego matki. Czasami zwi膮zki krwi nie maj膮 znaczenia, je艣li dzieje si臋 z艂o. A ona, bez w膮tpienia, to z艂o czyni艂a.
Wszed艂 zamaszystym krokiem do salonu, czuj膮c na sobie wiele par oczu. Nie widzia艂 innych, bo jego celem by艂a rudow艂osa kobieta, stoj膮ca naprzeciwko. Kiedy tylko go spostrzeg艂a, otwar艂a szeroko oczy ze zdziwienia. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e w艂a艣nie zobaczy艂a w nim swoj膮 siostr臋.
– Kim ty jeste艣? I dlaczego oni przed tob膮 kl臋cz膮? – Cofn臋艂a si臋.
Chris nie spuszcza艂 z niej wzroku tylko k膮tem oka rejestruj膮c, 偶e niczym fala, wraz z ka偶dym jego krokiem, zgromadzeni w sali zmienni Smok贸w, upadali na kolana. Kobiety, m臋偶czy藕ni, dzieci. Jego ludzie, jego klan.
– Jestem Christian Elisander, syn swojej matki, twojej jedynej siostry. Prawowity Kr贸l i tw贸j W艂adca, kt贸ry odbiera ci to, co sobie sama wzi臋艂a艣. Od teraz – nie jeste艣 ju偶 w艂adczyni膮. Zostaniesz oddana pod s膮d Wielkiej Rady.
– Nie mo偶esz! – wrzasn臋艂a w艣ciekle. – Jeste艣 niczym! Jeste艣 na wp贸艂 cz艂owiekiem, nie mo偶esz by膰 przyw贸dc膮.
– Mog臋. Cz艂owiecze艅stwo mi w tym nie przeszkadza. Zmieniam form臋 tak jak inni. Jestem jednym ze zmiennokszta艂tnych. Jak sama widzisz, moja moc sprawi艂a, 偶e pod nimi ugi臋艂y si臋 kolana. Twoje, zreszt膮, te偶 chc膮 to zrobi膰.
– Ja jestem kr贸low膮! By艂a ni膮 moja siostra i ja ni膮 jestem!
– Nigdy ni膮 nie by艂a艣. Nie masz w sobie nawet pierwiastka mocy przyw贸dcy. Jeste艣 jak wyci艣ni臋ta pomara艅cza.
– Jak 艣miesz!
– Jeste艣 przesi膮kni臋ta z艂em. Nienawi艣膰 ci臋 zniszczy艂a. Nienawidzi艂a艣 swojej siostry, bo by艂a lepsza, 艂adniejsza, m膮drzejsza i mia艂a dobre serce.
– Moja siostra by艂a p艂odna, mia艂a da膰 wielu potomk贸w, a tymczasem da艂a si臋 porwa膰 i powi艂a b臋karta z cz艂owiekiem. To ja powinnam by膰 na jej miejscu! M贸c mie膰 dzieci! Zdrowe dzieci! Urodzi膰 przyw贸dc贸w, by sprawili, 偶e Diamentowe Smoki ros艂yby w si艂臋! Tymczasem powi艂am, nie wiem jakim cudem, to co艣! – Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 wskazuj膮c na Sebastiana. – Ni to baba ni ch艂op. Dlatego, 偶e to on jest w stanie rodzi膰 dzieci, wybra艂am mu m臋偶a. Wreszcie m贸j syn na co艣 by si臋 przyda艂.
– Nawet, jakby urodzi艂 zdrowe dziecko i zmar艂? – dopyta艂 Christian.
– Tak, bo co mi po chorym synu, kiedy mog艂abym wychowa膰, jak w艂asne, zdrowego wnuka.
Craig obserwowa艂 ca艂膮 t臋 sytuacj臋 i nie wierzy艂 w to, co s艂yszy. Co za wyrodna matka. Zreszt膮, nie powinno si臋 matkami nazywa膰 tych, co nie kochaj膮 swoich dzieci. To, 偶e urodzi艂a nie uprawnia jej do tego, 偶e mo偶e ona rz膮dzi膰 偶yciem dziecka. Skupi艂 spojrzenie na Sebastianie. Od razu zauwa偶y艂, 偶e co艣 jest nie tak. Ch艂opak sta艂, niemal偶e wci艣ni臋ty w 艣cian臋, a jego klatka piersiowa porusza艂a si臋 coraz szybciej. Stara艂a si臋, niejako 艂apa膰 powietrze i robi艂 coraz wi臋ksze wdechy. Od razu przypomnia艂 sobie, na co m艂odzieniec choruje. Odezwa艂a si臋 w nim natura wieloletniego lekarza. Ruszy艂 w jego stron臋 pozostawiaj膮c przedstawienie za sob膮.
– Sebastianie? – Po艂o偶y艂 mu r臋k臋 na ramieniu.
– Ona… mnie… nie… kocha… – m贸wi艂 urywanie po ka偶dym s艂owie pr贸buj膮c z艂apa膰 oddech.
– Uspok贸j si臋. Masz inhalator?
– Mam… Ale… On… Czasami… Ni… Nic… Nie… Daje…
– Jeste艣 Smokiem, nie cz艂owiekiem. Potrzebujesz innych lek贸w.
– Dusz… 臋…
– Wiem. – Poszuka艂 spojrzeniem partnera. Wskaza艂 na Sebastiana. Arion poruszaj膮c ustami szepn膮艂, 偶eby si臋 nim zaj膮艂, a on tu zostanie. Wzi膮艂 ch艂opaka na r臋ce i wyni贸s艂 z dusznego pomieszczenia przez drzwi, prowadz膮ce na taras.
Posadzi艂 Sebastiana na 艂awce w ogrodzie, szybko przeszukuj膮c jego kieszenie. Znalaz艂 inhalator, zdj膮艂 z niego zatyczk臋 i w艂o偶y艂 rudzielcowi ko艅c贸wk臋 do ust.
– Oddychaj. Spokojnie. Jestem tutaj i wszystko b臋dzie dobrze. – Obserwowa艂 jak powoli Sebastian uspokaja si臋, a jego oddech normuje. Nie przysz艂o to jednak 艂atwo. Zu偶yli prawie ca艂y inhalator, 偶eby ch艂opak m贸g艂 w ko艅cu nabra膰 powietrza. – To dawka na jeden raz?
– Niestety. – Z oczu m艂odego Smoka pociek艂y 艂zy. – Jest dla ludzi. Dla mnie jest za s艂aby. To cud, 偶e dzia艂a. Mama, zawsze m贸wi, 偶e dla mnie nie ma ratunku i w ko艅cu si臋 udusz臋.
Craig nie rozumia艂. Jak mo偶na, tak bardzo chcie膰 dziecka i wreszcie, kiedy przyjdzie na 艣wiat, nie kocha膰 go? Zrozumia艂, 偶e wypowiedzia艂 te s艂owa na g艂os, gdy Sebastian odezwa艂 si臋:
– Nie chce go, bo nie jest idealne. Staram si臋 trzyma膰, udawa膰… ale to boli. – Ch艂opak rozp艂aka艂 si臋.
Craig usiad艂 obok niego i go przytuli艂. Spojrza艂 w stron臋 drzwi, w kt贸rych sta艂 Jason. M臋偶czyzna wygl膮da艂 na zaniepokojonego, a widz膮c go skin膮艂 mu g艂ow膮.
– Jason, to dobry przyjaciel.
– Jedyny, poza Arionem i Brianem. Jedyny, kt贸ry z jakiego艣 powodu, si臋 o mnie troszczy.
– Pow贸d… – uwa艂, bo z wn臋trza domu dotar艂 do nich g艂o艣ny ryk. – To Smoki?

* * *


– Ja pierdol臋. – Arion sta艂 i nie wierzy艂 w to, co widzi. W jednej chwili sytuacja uleg艂a ca艂kowitej zmianie. Uzurpatorka i Christian si臋 k艂贸cili. Ch艂opak powiedzia艂 na g艂os, 偶e od tej chwili ona nie ma 偶adnych praw, zosta艂a wygna艅cem, a on przejmuje w艂adz臋. Wystarczy艂o tylko tyle, 偶eby zrzuci膰 z tronu kogo艣, kto nie ma do niego praw. Niestety, kobieta nie poddawa艂a si臋. Krzykn臋艂a, 偶e nie b臋dzie 偶adnego kr贸la, bo ona tu rz膮dzi, a on zginie i w jednej chwili, przemieni艂a si臋. W tej samej sekundzie zrobi艂 to Chris. Na szcz臋艣cie dom by艂 du偶y. Salon znacznie wi臋kszy od mieszkania Craiga, a sufit wysoki, wi臋c z 艂atwo艣ci膮 zmie艣ci艂y si臋 w nim dwa Diamentowe Smoki. Mniejsze ni偶 Ogniste, ale r贸wnie gro藕ne.
Smoczyca zaatakowa艂a, a bestia Christiana odpowiedzia艂a na atak. W powietrzu rozleg艂 si臋 d藕wi臋k zderzaj膮cych si臋 ze sob膮 pot臋偶nych cia艂. K艂apn臋艂y z臋by mog膮ce rozszarpa膰 jednym ruchem szcz臋ki szerok膮 szyj臋 przeciwnika.
– Cholera. – Spanikowany Daniel chcia艂 pom贸c swemu partnerowi.
– Spokojnie, Danielu, ta walka nale偶y do Christiana. – Arion uspokoi艂 jednego z partner贸w Chrisa i zauwa偶y艂, 偶e w drzwiach na taras, stoi Craig z przera偶onym Sebastianem.
Bestia Christiana zaatakowa艂a ponownie, a smoczyca musia艂a odskoczy膰. Nie wycofa艂a si臋 jednak na d艂ugo. Rykn臋艂a i unios艂a si臋 w g贸r臋, a jej skrzyd艂a sprawi艂y, 偶e wok贸艂 powsta艂 wiatr. Zmienni w ludzkiej postaci, cofn臋li si臋 jeszcze bardziej pod 艣ciany, 偶eby nie zosta膰 wci膮gni臋tym w wir walki. Smok zrobi艂 to samo pr贸buj膮c skoczy膰 na ni膮 i powali膰 j膮 pot臋偶nymi nogami. Jednak jego pazury tylko zadrapa艂y smoczyc臋, co wywo艂a艂o u niej jeszcze wi臋ksz膮 w艣ciek艂o艣膰. Zaatakowa艂a ponownie. Kolejny atak sprawi艂, 偶e Christian uderzy艂 w 艣cian臋, kt贸ra p臋k艂a w kilku miejscach. Opad艂 na ziemi臋, a widz膮c, 偶e przez ten atak jeden z jego partner贸w przewr贸ci艂 si臋, zarycza艂 gro藕nie. W jego oczach b艂ysn臋艂o co艣 z艂ego, pierwotnego. Skoczy艂 ku drugiemu Smokowi z tak膮 szybko艣ci膮, 偶e zanim druga z bestii zorientowa艂a si臋, co si臋 dzieje, d艂ugie k艂y wbi艂y si臋 w jej bark, rozrywaj膮c go. Opad艂a na pod艂og臋. Smok Christiana przytrzyma艂 j膮 艂apami i opu艣ci艂 艂eb zamierzaj膮c z艂apa膰 za jej szyj臋 i sko艅czy膰 z ni膮 na zawsze. Wtedy rozleg艂 si臋 przera偶ony g艂os, kt贸ry przebi艂 si臋 poprzez mur furii:
– Nie zabijaj!
Diamentowy Smok uni贸s艂 艂eb. Przed nim sta艂 ten sam ch艂opak, kt贸rego jego pan wczoraj pozna艂. Krewny pana. Sapn膮艂 i zn贸w skierowa艂 si臋 w stron臋 szyi skoml膮cej z b贸lu bestii.
– Nie! To, mimo wszystko, moja matka. Spotka j膮 kara. Nie zabijaj – prosi艂 ch艂opak.
– Christianie, wr贸膰 do nas – za偶膮da艂 twardo Daniel. Nie podni贸s艂 g艂osu, ale jego ton sprawi艂, 偶e nikt nie m贸g艂 si臋 sprzeciwi膰 rozkazowi.
Bestia, po raz kolejny, sapn臋艂a niezadowolona, jednak nie mog艂a sprzeciwi膰 si臋 temu m臋偶czy藕nie. Pu艣ci艂a smoczyc臋, zostawiaj膮c na jej ciele 艣lady pazur贸w, z kt贸rych, podobnie jak z du偶ej rany, wyp艂ywa艂a obficie krew. Smok cofn膮艂 si臋 i po chwili, na jego miejscu, sta艂 nagi Christian. Natychmiast na jego ramionach wyl膮dowa艂a koszula Martina, skrywaj膮c jego nago艣膰.
M艂ody kr贸l wsun膮艂 r臋ce w za du偶e r臋kawy i owin膮艂 si臋 szczelnie materia艂em. Przypomnia艂 sobie, 偶e ju偶 co艣 podobnego mia艂o miejsce, kilkana艣cie miesi臋cy temu, w gabinecie zdrajcy, Thomasa.
– Prze偶yje? – zapyta艂, chocia偶 nie obchodzi艂o go, co si臋 stanie z kim艣, kto zabija艂 swoich przeciwnik贸w, zabija艂 Smoki, po to tylko, 偶eby rz膮dzi膰. Jednak, mimo wszystko, by艂a jego podw艂adn膮.
– Musi wr贸ci膰 do ludzkiej postaci – powiedzia艂 Craig – wtedy b臋d臋 wiedzia艂 jak rozleg艂e s膮 rany.
– Mamo, zmie艅 si臋 – rozkaza艂 Sebastian, a si艂a bestii kobiety by艂a tak s艂aba, 偶e nawet polecenie syna spowodowa艂o, i偶 chwil臋 p贸藕niej, na jej miejscu le偶a艂o nagie cia艂o jego matki. Natychmiast si臋gn膮艂 po podany mu koc i przykry艂 j膮.
Craig zbada艂 rann膮, krzywi膮c si臋 na obraz, kt贸ry widzia艂.
– Nie mamy czasu. Straci r臋k臋, ale b臋dzie 偶y艂a, je艣li zatamuj臋 krwotok. Bez tego, nawet samoleczenie jej nie pomo偶e. Potrzebuj臋 miejsca, w kt贸rym j膮 zoperuj臋, sprz臋tu i pomocy.
Z t艂umu zmiennych wyszed艂 niski m臋偶czyzna i pok艂oni艂 si臋 swojemu kr贸lowi.
– Jestem lekarzem. Mog臋 pom贸c. Mam sw贸j gabinet w jej domu. – Na zdziwienie nieznajomego doda艂: – Wola艂a, 偶ebym zawsze tu by艂, by mie膰 na oku Sebastiana.
– Dobra, nie ma czasu. Przenie艣my j膮 do tego gabinetu i zabieramy si臋 do pracy.
Christian przygl膮da艂 si臋 ca艂ej operacji wyniesienia chorej, po czym rozkaza艂, 偶eby posprz膮tano salon. Sam poszed艂 si臋 ubra膰 i wr贸ci艂 dopiero, kiedy pomieszczenie w miar臋 wygl膮da艂 tak, jak go zasta艂.
– Wasza niby-kr贸lowa zosta艂a odsuni臋ta od w艂adzy. Teraz ja jestem waszym kr贸lem, ale nie mam zamiaru rezygnowa膰 z mojego 偶ycia. Nie przenios臋 si臋 tutaj. – W pokoju rozleg艂y si臋 szepty pe艂ne strachu i zaskoczenia. – Wiem, 偶e w艂adca powinien mieszka膰 ze swoimi podw艂adnymi. Mam inne wyj艣cie. Ja b臋d臋 daleko, lecz b臋d臋 mia艂 na wszystko oko. W dzisiejszych czasach, mamy do tego du偶o mo偶liwo艣ci. Tutaj zostawi臋 kogo艣, kto b臋dzie moj膮 praw膮 r臋k膮, moimi oczami i uszami.
– Kto to taki? Kto ma w sobie pierwiastek w艂adzy by ci臋 tu zast膮pi膰? – zapyta艂a jedna z kobiet tul膮ca do piersi malutk膮 dziewczynk臋.
– Sebastian. – Oczy Christiana zatrzyma艂y si臋 na drugiej parze oczu, wygl膮daj膮cych jak jego, ale nale偶膮cych do innej osoby.
– Ja?
– Ty, masz w sobie moc. Jest jej ma艂o i nie mo偶esz rz膮dzi膰 sam, ale pomog臋 ci i zrobi to tak偶e Jason. – Odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 m臋偶czyzny.
– Dlaczego ja? – zapyta艂 Jason, podchodz膮c bli偶ej. – Jestem zwyk艂ym zmiennym.
– Tym zmiennym, kt贸ry nie podda艂 si臋 w艂adzy z艂ej kr贸lowej, czekaj膮c na prawdziwego w艂adc臋. Kim艣, kto odda 偶ycie za dobrego pana. My艣l臋, 偶e b臋dziesz idealn膮 praw膮 r臋k膮 Sebastiana. Tym bardziej, 偶e… – zawiesi艂 sugestywnie g艂os. – Us艂ysza艂em dzisiaj jak k艂贸cisz si臋 z uzurpatork膮. Powiedzia艂e艣 jej, 偶e b臋dziesz s艂u偶y艂 tylko dobremu w艂adcy. Wtedy to, podj膮艂em decyzj臋 co zrobi膰. Od dzisiaj – m贸wi艂 tak g艂o艣no, 偶eby to dotar艂o do uszu wszystkich zgromadzonych – Sebastian oraz Jason s膮 tutaj pierwsi i najwa偶niejsi. Zostawiam was wszystkich, w najlepszych r臋kach i nie w膮tpi臋, 偶e Sebastiana r贸wnie偶. – U艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, patrz膮c znacz膮co na Jasona. – Zostan臋 tu jeszcze dwa, trzy dni i za艂atwi臋 wszystkie sprawy formalne. Co wy na to?
– Postawi艂e艣 mnie przed faktem, na kt贸ry nie mog臋 si臋 nie zgodzi膰, bo mi zaufa艂e艣, kuzynie.
– Zaufa艂em ci jak tylko ci臋 zobaczy艂em, Rudzielcu. Jason?
– Przyjmuj臋, to czym mnie obdarowa艂e艣 i b臋d臋 z ch臋ci膮 pomaga艂, tobie oraz Sebastianowi. – Pok艂oni艂 si臋 kl臋kaj膮c na jedno kolano.
– Cudownie. To tyle. A teraz wybaczcie, ale musz臋 zadzwoni膰 do domu i dowiedzie膰 si臋 jak tam moje dzieciaczki – powiedzia艂 na powr贸t staj膮c si臋 zwyk艂ym Christianem.
Arion uzmys艂owi艂 sobie, 偶e by艂 艣wiadkiem czego艣 wa偶nego. Do tego, ca艂y czas mia艂 niejasne wra偶enie, 偶e Christowi nie chodzi艂o tylko o to, 偶e ci dwaj spisz膮 si臋 doskonale na powierzonych im stanowiskach. Jako 偶e Sebastian jeszcze musia艂 si臋 uczy膰, Jason przejmie na siebie wi臋kszo艣膰 obowi膮zk贸w. Jednak dla wszystkich zaanga偶owanych w przebieg wypadk贸w, nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e Chris podj膮艂 najlepsz膮 decyzj臋.
Ognisty Smok us艂ysza艂 rumor w holu i wyszed艂 zobaczy膰, co si臋 dzieje. U艣miechn膮艂 si臋 widz膮c swoj膮 siostr臋, przywiezion膮 przez matk臋 i Briana, wtulonych w siebie. Dla takiego widoku, warto by艂o znie艣膰 wiele trud贸w. Wyruszy艂, aby ratowa膰 Ailis, a sam zyska艂 tak du偶o. To mu przypomnia艂o o operacji, kt贸r膮 przeprowadza jego partner. Mia艂 nadziej臋, 偶e mimo wszystko, uratuj膮 suk臋, bo dla niej 艣mier膰 nie by艂aby kar膮. Najwi臋cej wycierpi za kratami mur贸w, tak pot臋偶nych, 偶e nic nie mo偶e si臋 przez nie przebi膰.
– Braciszku…
Nim Arion si臋 zorientowa艂, wpad艂 w ramiona siostry i naprawd臋 uwierzy艂, 偶e od teraz wszystko si臋 u艂o偶y.