Za trzy punkty 19
Dodane przez Aquarius dnia Wrze¶nia 04 2016 19:29:32


Rozdział 19.
Jaki Nowy Rok, taki cały rok


– Hej – przywitaÅ‚ siÄ™ Sebastian, kiedy otworzyÅ‚em mu drzwi. UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ do niego lekko i szybko obejrzaÅ‚em siÄ™ przez ramiÄ™, by sprawdzić czy aby na pewno jesteÅ›my sami w przedpokoju. Z najwiÄ™kszego pomieszczenia w mieszkaniu dobiegaÅ‚y gÅ‚oÅ›ne dźwiÄ™ki muzyki, jakieÅ› odgÅ‚osy rozmów, Å›miechów, ale tu akurat byliÅ›my tylko my. Szybko wiÄ™c, korzystajÄ…c z okazji, bo podejrzewaÅ‚em, że przez caÅ‚y wieczór wiele takich mogÄ™ nie mieć, pochyliÅ‚em siÄ™ i pocaÅ‚owaÅ‚em go, po czym odsunÄ…Å‚em siÄ™, wpuszczajÄ…c go do naszego biednego korytarza. – Mam rozumieć, że nikt oprócz Arka i PawÅ‚a nie wie? – zapytaÅ‚, kiedy Å›ciÄ…gaÅ‚ buty.
– Tak – odpowiedziaÅ‚em i nerwowo potarÅ‚em policzek na którym znajdowaÅ‚a siÄ™ blizna.
Sebastian odetchnął ciężko, ale kiwnął głową, odwieszając jeszcze kurtkę na wieszak oblepiony całą masą ubrań. Gdzieś dyndał różowy szalik dziewczyny Arka, gdzie indziej z kieszeni jakiegoś ciemnego płaszcza wystawała szara rękawiczka, na samą górę ktoś rzucił sweter, a buty porozrzucane na podłodze pod wieszakiem tylko dopełniały ten obrazek.

Akurat w momencie, gdy chciaÅ‚em powiedzieć Sebastianowi ciche, ale szczere: „fajnie, że jednak przyszedÅ‚eÅ›”, do przedpokoju wszedÅ‚ Kapsel. Godzina dwudziesta, a ten już miaÅ‚ nieźle w gÅ‚owie. Niemal odbijaÅ‚ siÄ™ od Å›cian. CoÅ› mi siÄ™ wydaje, że fajerwerków w tym roku to ty nie zobaczysz, pomyÅ›laÅ‚em zÅ‚oÅ›liwie, oceniajÄ…c jego stan.
Kapsel spojrzał na nas mało przytomnie, a jego pyzatą twarz rozjaśnił uśmiech.
– Oo, siema! – wybeÅ‚kotaÅ‚ i wyciÄ…gnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ w stronÄ™ Sebastiana. – Ja ciÄ™ skÄ…dÅ› znam… Ej, serio ciÄ™ znam… Ty graÅ‚eÅ› wtedy na boisku!
Sebastian uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ lekko i kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Moje towarzystwo caÅ‚kowicie różniÅ‚o siÄ™ od jego znajomych, jednak coÅ› mi podpowiadaÅ‚o, że Seba siÄ™ tu odnajdzie. Jak nikt inny potrafiÅ‚ przecież dopasowywać siÄ™ do sytuacji… Albo tylko tak siÄ™ pocieszaÅ‚em, bo naprawdÄ™ denerwowaÅ‚em siÄ™, jak ten wieczór może siÄ™ potoczyć.
Weszliśmy do pokoju, na środku którego znajdował się duży stół, a na nim pełno puszek po piwach, butelek wódki, szampanów i wszystkiego czego sobie alkoholik zapragnie. Wzrok ludzi siedzących w pomieszczeniu momentalnie skupił się na Sebastianie. Wydawało mi się nawet, że zrobiło się nieco ciszej, jakby mój facet był jakąś wielką atrakcją. Paweł i Arek wymienili między sobą dziwne spojrzenia, a ja w jednej chwili miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Jednak gdy Sebastian zaczął się z wszystkimi witać, zrobiło się nieco przyjemniej. Kątem oka uważnie obserwowałem brata. Denerwowałem się to mało powiedziane. Paweł przecież nie pałał do niego sympatią, nawet jeżeli prawie w ogóle go nie znał.
JakaÅ› dziewczyna, którÄ… przyprowadziÅ‚ Zbychu, wysoka, pulchna, ale Å‚adna, Ania chyba miaÅ‚a na imiÄ™, rzuciÅ‚a coÅ›, że „niezÅ‚e ciacho wytrzasnÄ…Å‚em” i momentalnie atmosfera staÅ‚a siÄ™ lżejsza. KtoÅ› siÄ™ zaÅ›miaÅ‚, ktoÅ› podgÅ‚oÅ›niÅ‚ muzykÄ™, a gdy już byliÅ›my po tym drugim piwie i dwóch kieliszkach wódki, zrobiÅ‚o siÄ™ naprawdÄ™ dobrze.
MaÅ‚o trzeźwym wzrokiem rozejrzaÅ‚em siÄ™ dookoÅ‚a, zostawiajÄ…c Sebastiana samego w rozmowie ze Zbychem. W Sylwestra nasze mieszkanie wcale nie prezentowaÅ‚o siÄ™ lepiej niż każdego innego dnia. No, może byÅ‚o tylko nieco czyÅ›ciej i poprzez pozawieszane wszÄ™dzie balony – bardziej kolorowo. Dziewczyna Arka, niziutka, drobniutka, ale sÅ‚odka i miÅ‚a Marysia (wszystko w niej byÅ‚o urocze, nawet imiÄ™, no rzygnąć tÄ™czÄ… przy niej siÄ™ chciaÅ‚o) zajęła siÄ™ dekorowaniem naszych czterech Å›cian. Nie bardzo nam na tym zależaÅ‚o, woleliÅ›my zająć siÄ™ tym co ważniejsze – alkoholem i jedzeniem.
Marysia, wbrew naszym podejrzeniom, byÅ‚a Å‚adna i towarzyska. NaprawdÄ™ dziwne, że Arek nam jej od razu nie przedstawiÅ‚. Ale co siÄ™ dziwić, dziewczyna pochodziÅ‚a z „dobrego domu”. Zawsze Å›wiadectwo z paskiem, ambitne plany na studia… Najwidoczniej przeciwieÅ„stwa siÄ™ przyciÄ…gajÄ…. TrochÄ™ w sytuacji Arka i Marysi widziaÅ‚em siebie i Sebastiana. Mnie też byÅ‚o wstyd zaprosić go do nas na Sylwestra. Nie wydawaÅ‚o siÄ™, żeby Seba byÅ‚ jakoÅ› specjalnie zadowolony z wizji spÄ™dzenia tej nocy w towarzystwie mojego brata, jednak zgodziÅ‚ siÄ™ i tak oto teraz siedziaÅ‚ obok mnie i dyskutowaÅ‚ ze Zbychem o drużynach NBA.
– Dobra, to co? Toast? – zapytaÅ‚ w pewnym momencie Arek i podniósÅ‚ siÄ™ z kieliszkiem wódki. Wszyscy spojrzeli na niego i na chwilÄ™ przerwali rozmowy. Nawet Kapsel tak jakby wytrzeźwiaÅ‚ i również siÄ™gnÄ…Å‚ po alkohol, jednak PaweÅ‚ dosyć szybko zareagowaÅ‚ i odebraÅ‚ mu butelkÄ™ z rÄ…k. ParsknÄ…Å‚em Å›miechem na widok zdezorientowanej miny pijanego Kapsla, który już kilka minut później zasnÄ…Å‚ na kanapie. – Za nowy rok, ludzie, żeby byÅ‚ lepszy od poprzedniego!
Spojrzałem na Sebastiana, który w tamtym momencie nalewał mi wódki do kieliszka.
– Nie jest tak źle, co? – zapytaÅ‚em szeptem. ZerknÄ…Å‚ na mnie kÄ…tem oka i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, a w jego policzkach jak zwykle pojawiÅ‚y siÄ™ doÅ‚eczki. PopatrzyÅ‚em na niego trochÄ™ dÅ‚użej niż powinienem i nie w taki sposób, w jaki patrzy siÄ™ na kumpla. UsÅ‚yszaÅ‚em wymowne chrzÄ…kniÄ™cie, na co prawie że podskoczyÅ‚em z nerwów, przypominajÄ…c sobie gdzie jestem. ZerknÄ…Å‚em na PawÅ‚a siedzÄ…cego naprzeciwko na fotelu. Momentalnie zrobiÅ‚o mi siÄ™ gÅ‚upio. Uczucie byÅ‚o porównywalne co wtedy, gdy spotkaÅ‚em ojca Sebastiana w kuchni.
– Za rok – powiedziaÅ‚ w pewnym momencie PaweÅ‚ i podniósÅ‚ siÄ™ z fotela razem z kieliszkiem w dÅ‚oni. NachyliÅ‚ siÄ™ przez stół tylko po to, żeby przybić toast ze mnÄ… i Sebastianem.
Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się lekko, patrząc jeszcze kątem oka na Sebę. W przeciwieństwie do mnie, nie był w ogóle zdenerwowany. A chyba powinien, no nie? No kuźwa! Ja bym był!
Z jednej strony ta jego pewność siebie byÅ‚a irytujÄ…ca, a z drugiej… Sebastian nie byÅ‚by tym samym Sebastianem, gdyby peszyÅ‚y go takie sytuacje.
Kolejka poszÅ‚a w ruch. Nie liczyÅ‚em już ile wypiÅ‚em, ale byÅ‚o tego naprawdÄ™ sporo. Z każdym kieliszkiem rozluźniaÅ‚em siÄ™ coraz bardziej. ZaciÄ™ta dyskusja, która narodziÅ‚a siÄ™ przy stole i która zaangażowaÅ‚a wszystkich, oprócz Å›piÄ…cego niedaleko Kapsla, przybieraÅ‚a na sile. Już nie pamiÄ™tam o czym tak zażarcie rozmawialiÅ›my, z pewnoÅ›ciÄ… przewinęły siÄ™ tematy polityczne, sportowe, muzyczne, a nawet coÅ› dla Seby: motocyklowe. PrzestaÅ‚em siÄ™ pilnować i czasami opieraÅ‚em siÄ™ na ramieniu Sebastiana, innym razem trzymaÅ‚em dÅ‚oÅ„ na jego kolanie, jeszcze w innych momentach on mnie obejmowaÅ‚. To byÅ‚o takie… naturalne. Nie panowaÅ‚em nad tym. I teraz nawet nie chcÄ™ zastanawiać siÄ™, jak to musiaÅ‚o wyglÄ…dać w oczach Zbycha. Przecież on, do cholery jasnej, nawet nie wiedziaÅ‚ o mojej orientacji!
Wszyscy jednak zdawali się tego w ogóle nie zauważać. I może faktycznie nie zauważyli, w końcu wódkę można było liczyć butelkami. Jedna za drugą, naprawdę mieliśmy spust, a wchodziło nam tak łatwo, że powoli przestawałem ogarniać.
W pewnym momencie ktoÅ› krzyknÄ…Å‚: „Ej! Sześć minut do północy!”. Nie pamiÄ™tam już kto to byÅ‚, wiem tylko, że jakiÅ› damski gÅ‚os. Może Marysia, może Ania. Nie wiem, miaÅ‚em wtedy już naprawdÄ™ dobrze wypite, a żeby byÅ‚o jeszcze fajniej – Sebastian trzymaÅ‚ siÄ™ caÅ‚kiem nieźle jak na takÄ… ilość alkoholu. NaprawdÄ™, mógÅ‚by go kiedyÅ› szlag wziąć, bo jest idealny we wszystkim. Nawet w piciu, do cholery.
Podtrzymał mnie, gdy zachwiałem się przy wstawaniu. Zażartował coś, że nie powinienem już pić i, mimo że już złapałem pion, wciąż mnie nie puszczał. Przeszliśmy do przedpokoju, ubraliśmy się i wyszliśmy. Arek szybko zawrócił, bo przecież fajerwerki! Jak można zapomnieć o fajerwerkach? Wrócił bez fajerwerków, ale za to z dwoma butelkami szampana. Nikt nie zauważył, że nie ma sztucznych ogni i że zamiast o godzinie dwunastej odpalać fajerwerki, my otwieraliśmy szampany i kolejną butelkę wódki, którą przemyciliśmy przed wyjściem na dwór.
Wypiliśmy i wróciliśmy do mieszkania w akompaniamencie huków.
– Dwa tysiÄ…ce czternasty! – krzyknęła Marysia, uwieszajÄ…c siÄ™ na szyi Arka. PamiÄ™tam, że w tamtym momencie spojrzaÅ‚em na nich mÄ™tnym od alkoholu wzrokiem i stwierdziÅ‚em, że naprawdÄ™ pasujÄ… do siebie. Idealna para.
– WesoÅ‚ego nowego roku! To co? Kolejeczka? – parsknÄ…Å‚ Zbychu i już dorwaÅ‚ siÄ™ do wódki. ZaÅ›miaÅ‚em siÄ™ i powiedziaÅ‚em, że tÄ™ kolejkÄ™ przepuszczam. PoszedÅ‚em do toalety, bo pÄ™cherz naprawdÄ™ zaczÄ…Å‚ mnie uwierać.
Kiedy tak stałem nad kiblem, pomyślałem, że ten Sylwester był całkiem fajny. Że Seba świetnie dogaduje się ze Zbychem, Arkiem, a nawet, o dziwo, z Pawłem. I że co najdziwniejsze, zaczynam uważać to za coś naturalnego.
Gdy wróciÅ‚em do pokoju, w tle przygrywaÅ‚a piosenka Icony Pop „I love it”, a przy stole zastaÅ‚ mnie niecodzienny widok. Przez gÅ‚owÄ™ przewinęła mi siÄ™ nawet myÅ›l, że za dużo już wypiÅ‚em i mam jakieÅ› halucynacje alkoholowe, czy coÅ› w ten deseÅ„.
Sebastian i PaweÅ‚ siedzieli obok siebie, PaweÅ‚ obejmowaÅ‚ go ramieniem i o czymÅ› zażarcie dyskutowali, caÅ‚kowicie ignorujÄ…c to, co dzieje siÄ™ obok, czyli dziwne, poÅ‚amane taÅ„ce Ani, Marysi, Zbycha i Arka oraz ich krzyki do refrenu: „I don’t care, I love it!”.
Nie chciałem przeszkadzać Pawłowi i Sebastianowi, więc zamiast do nich, podszedłem do grupy tańczącej i szybko zostałem wciągnięty do darcia gardła na refrenach typowo popowych utworów. A oni dalej rozmawiali. Cholera, ciekawość zżerała mnie od środka, ale mimo wszystko zostawiłem ich samych, bo czułem, że tak powinienem zrobić.

Nie wiem kiedy znalazłem się na swoim łóżku albo raczej materacu. Czy Sebastian doprowadził mnie do niego, czy ja prowadziłem jego, a może prowadziliśmy siebie nawzajem? Nie wiem, naprawdę, mało co już wtedy ogarniałem. Zresztą, nikt nic już nie ogarniał. Wszyscy pozalegali gdzieś w kątach i pozasypiali, zostawiając sprzątanie po imprezie na następny dzień. Kac już niemal wisiał w powietrzu. Cholera, ten Nowy Rok będzie całkiem ciekawy, w szczególności, że mamy tylko jedną łazienkę, a pijanych osób jest trochę więcej.
Leżałem na materacu w ubraniu, bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym je zdjąć i że bez spodni byłoby mi wygodniej. Tuż obok mnie zalegał Sebastian, luźno obejmując mnie ramieniem. W tamtej chwili wszystko wydawało się takie proste, poukładane.
– O czym gadaÅ‚eÅ› z PawÅ‚em? – zapytaÅ‚em w pewnym momencie. MusiaÅ‚em jednak powtórzyć, bo nie bardzo daÅ‚o siÄ™ zrozumieć moje seplenienie. NaprawdÄ™ ciężko byÅ‚o panować nad jÄ™zykiem, kiedy miaÅ‚o siÄ™ za sobÄ… tyle kolejek wódki, kilka kieliszków szampana i dwa piwa.
– O tobie – odpowiedziaÅ‚ i przysunÄ…Å‚ siÄ™ jeszcze bardziej do mnie.
– O mnie? – zapytaÅ‚em momentalnie w jakimÅ› przebÅ‚ysku trzeźwoÅ›ci.
– O nas – sprostowaÅ‚. Nie, Sebastian z pewnoÅ›ciÄ… nie byÅ‚ ani trochÄ™ przytomny. PieprzyÅ‚ jeszcze coÅ› pod nosem niezrozumiale, gÅ‚askaÅ‚ mnie po plecach i chyba po chwili zasnÄ…Å‚, gdyż zamilkÅ‚, a jego oddech ustabilizowaÅ‚ siÄ™.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w usta. Waliliśmy alkoholem na kilometr, pewnie zapach był porównywalny do zaprawionego w boju żula, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Zresztą, zdążyłem się już przekonać, że zapach rzadko kiedy nam przeszkadzał.
Zasnąłem z przyjemnym uczuciem, że wszystko w końcu jest tak jak powinno. Sebastian tuż obok mnie, Paweł i Arek za ścianą. Szkoda tylko, że wszystko minie, gdy wytrzeźwieję.

***


Ciężko mi okreÅ›lić relacjÄ™, jaka Å‚Ä…czyÅ‚a mnie z Sebastianem. Niby dalej byliÅ›my razem, ale z drugiej strony obaj wiedzieliÅ›my, że jeszcze chwila, a wszystko siÄ™ skoÅ„czy. Wyjedzie i co? I moje życie z powrotem bÄ™dzie takie jak przed poznaniem go? Czy może bÄ™dziemy przez chwilÄ™ bawić siÄ™ w zwiÄ…zek na odlegÅ‚ość, w rozmowy na skypie, aż w koÅ„cu albo on, albo ja sobie kogoÅ› znajdziemy i wszystko siÄ™ skoÅ„czy? Czasem miaÅ‚em ochotÄ™ to wszystko przerwać już teraz. WymyÅ›laÅ‚em sobie nawet dokÅ‚adnie, jak ta rozmowa przebiegnie. Co powiem, jakie postawiÄ™ argumenty, wydawaÅ‚o mi siÄ™, że byÅ‚em naprawdÄ™ Å›wietnie przygotowany. „Wiesz, to nie ma sensu. Jeszcze miesiÄ…c do matur, później drugi miesiÄ…c oczekiwania na wyniki i wyjeżdżasz”, a nastÄ™pnie coÅ› o tym, że obaj wiemy, że zwiÄ…zki na takÄ… odlegÅ‚ość siÄ™ nie sprawdzajÄ…. Jednak gdy stawaÅ‚em przed nim, patrzyÅ‚em na niego, na ten szeroki uÅ›miech, doÅ‚eczki w policzkach, jeszcze jak caÅ‚owaÅ‚ mnie na powitanie, kompletnie zapominaÅ‚em o tym, co chciaÅ‚em powiedzieć.
Temat nie istniaÅ‚… Tak jakby.

Spędzanie niedzielnego popołudnia u Sebastiana w pokoju, z kontrolerem w łapie stało się już dla mnie czymś w rodzaju tradycji. Nawet nie wyobrażałem sobie, że ten dzień mógłby mi przeminąć na czymś innym od zabijania zombie czy ścigania się w NFS. Nie chwaląc się, byłem w tym świetny. Początki były trudne, ale gdy już nabrałem wprawy, Sebastian mógł tylko patrzeć, jak go wyprzedzam i słuchać mojego triumfalnego śmiechu. Nauczył się też, że nie warto się ze mną zakładać. Kilka razy już takie zakłady wygrałem i Sebastian wylądował na dole. Nie, żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało, w seksie też nabrałem doświadczenia.
Już właśnie rozwalałem czaszkę dziesiątemu z rzędu zombiakowi, gdy nagle Sebastian odetchnął ciężko, wychylił się i zastopował grę.
– Ej! – krzyknÄ…Å‚em oburzony. – WygrywaÅ‚em! – WskazaÅ‚em na zatrzymany obraz na ekranie, na którym wyraźnie byÅ‚o widać, że poziom zostaÅ‚ już prawie ukoÅ„czony.
– Jedź ze mnÄ… – powiedziaÅ‚ nagle Sebastian, a mnie na chwilÄ™ zatkaÅ‚o. NaprawdÄ™ dÅ‚ugo nie poruszaliÅ›my tego tematu, nie byÅ‚em przygotowany, że teraz on o tym wspomni. OdetchnÄ…Å‚em ciężko, nagle zÅ‚y na wszystko. Na zastopowanÄ… grÄ™, na Sebastiana, na jego pieprzonÄ… maturÄ™, a nawet na niczemu winny Nowy Jork, do którego siÄ™ wybieraÅ‚.
– Już chyba o tym rozmawialiÅ›my – mruknÄ…Å‚em i wychyliÅ‚em siÄ™ do PlayStation, by wznowić grÄ™. ZdążyÅ‚em jednak dobić jednego zombiaka, gdy ta zostaÅ‚a znowu zastopowana. SpojrzaÅ‚em ze wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… na SebÄ™, który też nie wyglÄ…daÅ‚ na zadowolonego. Aż uniosÅ‚em w zdziwieniu brwi, bo naprawdÄ™ rzadko kiedy go takiego widywaÅ‚em. Ze zmrużonymi oczami i zaciÅ›niÄ™tÄ… szczÄ™kÄ…. Na skraju cierpliwoÅ›ci.
– To porozmawiajmy jeszcze raz – warknÄ…Å‚.
– I po co? Nie widzisz, że to nie ma sensu? Nie zostawiÄ™ PawÅ‚a tylko ze wzglÄ™du na ciebie! – OdÅ‚ożyÅ‚em kontroler i wstaÅ‚em, nie majÄ…c najmniejszej ochoty na siedzenie z nim w jednym pomieszczeniu. CzuÅ‚em, że muszÄ™ ochÅ‚onąć, bo emocje, które ukrywaÅ‚em przez tak dÅ‚ugi czas zaraz znajdÄ… ujÅ›cie i Seba skoÅ„czy z rozkwaszonym nosem. Och Boże, ale miaÅ‚em ochotÄ™ mu przyÅ‚ożyć. Tak jak kiedyÅ› nie przeszkadzaÅ‚o mi to, że byÅ‚ pewnym siebie dupkiem, wrÄ™cz przeciwnie, nawet to mi siÄ™ w nim podobaÅ‚o, tak w tamtym momencie miaÅ‚em go cholernie dosyć.
– Zawsze o nim! – warknÄ…Å‚, również siÄ™ podnoszÄ…c. – Tylko PawÅ‚a widzisz, nie mógÅ‚byÅ› raz zrobić czegoÅ› dla siebie?!
– A ty widzisz coÅ› innego poza czubkiem wÅ‚asnego nosa?! – odparowaÅ‚em. Po raz pierwszy dopadÅ‚o mnie uczucie, że ze zÅ‚oÅ›ci miaÅ‚em ochotÄ™ siÄ™ rozryczeć. Bo cholera, nie chciaÅ‚em, żeby mnie zostawiaÅ‚! Nie, kiedy siÄ™ w nim zakochaÅ‚em. – Lecisz tam tylko dlatego, bo twoja mama tak chce. Kurwa, nie mógÅ‚byÅ› jej ten jeden pieprzony raz w życiu powiedzieć: „nie”?!
– Czasem trzeba zrobić coÅ› dla innych. – NaprawdÄ™ nie mam pojÄ™cia, jak w tamtym momencie siÄ™ powstrzymaÅ‚em, żeby siÄ™ na niego nie rzucić. Å»eby nie przypieprzyć mu z trzy razy z pięści, potrzÄ…snąć i wrzasnąć mu prosto w twarz, że jest pieprzonym hipokrytÄ….
– To zrób coÅ› dla mnie! – krzyknÄ…Å‚em, nawet nad sobÄ… nie panujÄ…c. – Tak ci tu w tej Polsce źle? Bo och, pewnie, nie ma żadnych dobrych studiów, a ty tak bardzo potrzebujesz Å›wietnego wyksztaÅ‚cenia! Przecież musisz mieć zapewnionÄ… pracÄ™, bo już teraz nie starcza ci na chleb! – WpadÅ‚em w nerwowy sÅ‚owotok. – Cholera, ty nawet nie chcesz tam jechać! Ty to robisz tylko dla mamy… – Nie dokoÅ„czyÅ‚em, bo w tamtym momencie Sebastian zÅ‚apaÅ‚ mnie za przód koszulki i przyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie, caÅ‚ujÄ…c mocno.
Chciałem go odepchnąć, pokazać mu, że jestem naprawdę wkurwiony i że tym razem nie pozwolę przemilczeć sprawy. Ale przy nim stawałem się typową, mało stanowczą cipą, więc jedynie objąłem go i się do niego przytuliłem, odpowiadając na pocałunek.
– Chodźmy na boisko zagrać jeden na jeden – powiedziaÅ‚, kiedy siÄ™ ode mnie odsunÄ…Å‚. I tak oto zakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ nasza jedna z pierwszych prób rozwiÄ…zania problemu wyjazdu do USA, czyli ostatecznie stanęło na tym, na czym siÄ™ zaczęło. Sebastian wyjeżdża, a ja nie miaÅ‚em żadnego wpÅ‚ywu na zmianÄ™ decyzji.
Może tylko mi tak na nim zależało? Może on po prostu miał mnie gdzieś?

***


– Co siÄ™ staÅ‚o? – zapytaÅ‚ PaweÅ‚, patrzÄ…c na mnie zza swojego kubka czarnej kawy. OcknÄ…Å‚em siÄ™ z zamyÅ›lenia i spojrzaÅ‚em na niego zdezorientowany.
– Co? – PoruszyÅ‚em siÄ™ nerwowo na krzeÅ›le i siÄ™gnÄ…Å‚em po kanapkÄ™, którÄ… zrobiÅ‚em sobie jakieÅ› piÄ™tnaÅ›cie minut temu i nawet jej nie ruszyÅ‚em. UgryzÅ‚em wiÄ™c spory kawaÅ‚ek, chociaż nawet nie byÅ‚em gÅ‚odny. Ostatnio, jak nigdy, nie jadÅ‚em prawie nic. Po prostu mi siÄ™ nie chciaÅ‚o, co dziwiÅ‚o każdego. Arek nawet stwierdziÅ‚, że może by mnie zabrać do szpitala na badania, bo skoro nie chcÄ™ swoich ulubionych ciastek z czekoladÄ…, to coÅ› naprawdÄ™ musi być nie tak.
– WidzÄ™ już od kilku dni, że coÅ› siÄ™ dzieje – stwierdziÅ‚ i wzruszyÅ‚ ramionami. – Pytam wiÄ™c, co?
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się wymuszenie.
– Nic – odpowiedziaÅ‚em i żeby uniknąć kolejnej odpowiedzi na niezadane pytanie, które już prawie wisiaÅ‚o nade mnÄ…, zapchaÅ‚em siÄ™ kanapkÄ…. ChodziÅ‚o oczywiÅ›cie o SebÄ™, który wÅ‚aÅ›nie teraz pisaÅ‚ swojÄ… maturÄ™ z matmy i która, znajÄ…c życie, pójdzie mu zajebiÅ›cie, obstawiam nawet od dziewięćdziesiÄ™ciu piÄ™ciu procent wzwyż. A później co? A później nic. Koniec.
Paweł odetchnął ciężko. Odkąd rozstał się z Agą zauważyłem, że spędzaliśmy z sobą jeszcze więcej czasu, niż kiedy był z nią. A na dodatek nie chodził ciągle przygnębiony czy wkurzony, bo jego cudowna dziewczyna znowu coś wywinęła. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Paweł się po prostu odkochał i że teraz czerpał to co najlepsze z bycia singlem. Był przystojny (chociaż to może mało obiektywne stwierdzenie, w końcu byłem jego bratem), więc nie miał się co martwić, że zostanie sam.
– Sebastian, tak? – zapytaÅ‚. Nie wiem, czy on kuźwa ma jakieÅ› zdolnoÅ›ci telepatyczne, czy po prostu wie, że jak mam zÅ‚y humor to zawsze wplÄ…tany jest w to Seba, ale czasem cieszyÅ‚em siÄ™, że tak odgadywaÅ‚. JakoÅ› nie widzÄ™, że miaÅ‚bym teraz siÄ™ tu przed nim rozmazać i powiedzieć, że nie chcÄ™, aby mój facet wyjeżdżaÅ‚.
Kiwnąłem więc głową, uważając, że tyle wystarczy. I wystarczyło.
– RozmawiaÅ‚em z nim – powiedziaÅ‚ nagle, a mnie aż zamurowaÅ‚o. Jasne, PaweÅ‚ i Seba ostatnio, a dokÅ‚adniej od kilku miesiÄ™cy, od pamiÄ™tnego (albo raczej, ze wzglÄ™du na duże iloÅ›ci alkoholu, niepamiÄ™tnego) Sylwestra, caÅ‚kiem dobrze siÄ™ dogadywali. Jednak jakoÅ› nie spodziewaÅ‚em siÄ™, że mogliby rozmawiać w cztery oczy, do tej pory byÅ‚em obecny przy każdym ich spotkaniu.
– RozmawiaÅ‚eÅ›? – dopytaÅ‚em, obawiajÄ…c siÄ™, że wraz z wejÅ›ciem w dorosÅ‚ość mam problemy ze sÅ‚uchem i po prostu siÄ™ przesÅ‚yszaÅ‚em.
– No – mruknÄ…Å‚ i odchrzÄ…knÄ…Å‚. – To znaczy, na poczÄ…tku miaÅ‚em ochotÄ™ mu coÅ› zrobić, ale powiedzmy, że rozmawialiÅ›my. – SkrzywiÅ‚ siÄ™ i kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Nie wiedziaÅ‚em czy pytać dalej, bo to co usÅ‚yszÄ™ mogÅ‚oby mnie wprowadzić w jakiÅ› stan krytycznego zaszokowania. – I mówiÅ‚, że chce, abyÅ› poleciaÅ‚ z nim.
Sapnąłem ze złością i podciągnąłem jedną z nóg na krzesło. Sebastian chyba będzie to powtarzał jak jakąś mantrę. Uparta, egoistyczna łajza.
– Jedź – powiedziaÅ‚ nagle PaweÅ‚. – NaprawdÄ™, Kacper, nie patrz na mnie czy na Arka. Cholera, toć taka okazja nie zdarza siÄ™ na co dzieÅ„. – PokrÄ™ciÅ‚ z niedowierzaniem gÅ‚owÄ…. – MówiÅ‚, że jego ojciec ma znajomoÅ›ci i że wiza nie byÅ‚aby wielkim problemem. NaprawdÄ™, nie wiem nad czym ty jeszcze siÄ™ zastanawiasz, nawet ci przelot postawi.
Sebastian mu to wszystko powiedział? Nawet nie chciałem dociekać, ile ta ich rozmowa trwała i jak naprawdę przebiegała.
– Też chcÄ™ zdać maturÄ™ – powiedziaÅ‚em i wzruszyÅ‚em ramionami, dobrze wiedzÄ…c, że PaweÅ‚ tego nie zrozumie. Nigdy nie rozumiaÅ‚ moich chÄ™ci zdobycia wyksztaÅ‚cenia, co już chyba siÄ™ nie zmieni. Dla PawÅ‚a szkoÅ‚a byÅ‚a utrapieniem, czymÅ›, przez co trzeba jak najszybciej przebrnąć, ja to traktowaÅ‚em jak szansÄ™ na lepsze życie.
No i nawet gdyby nie chodziło tylko o tę maturę, nie mogłem ich zostawić. Tak po prostu się odciąć od nich tylko dlatego, że przytrafiła mi się szansa przeprowadzki do Nowego Jorku. Nie, to nie wchodziło w grę, a co najważniejsze, Sebastian doskonale zdawał sobie sprawę z tego ile Paweł i Arek dla mnie znaczą.
– Pieprzysz – warknÄ…Å‚ tylko PaweÅ‚ i wstaÅ‚, po czym odstawiÅ‚ kubek do zlewu. – ChcÄ™ tylko, żeby byÅ‚o jasne, nie bÄ™dÄ™ miaÅ‚ ci za zÅ‚e, jak skorzystasz z tej szansy. – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ lekko. – Może i jesteÅ› wkurwiajÄ…cym bratem, ale chcÄ™ dla ciebie jak najlepiej. – KlepnÄ…Å‚ mnie w ramiÄ™ i wyszedÅ‚ z kuchni.
– Sam jesteÅ› wkurwiajÄ…cy! – krzyknÄ…Å‚em jeszcze za nim, ale nie mogÅ‚em nie uÅ›miechnąć siÄ™ pod nosem.



NaprawdÄ™ nie wiedziaÅ‚em co zrobić. Wszystko wydawaÅ‚o siÄ™ tak pojebane, jak jeszcze nigdy. Niby PaweÅ‚ mnie namawiaÅ‚, żebym jechaÅ‚, ale coÅ› mi siÄ™ jednak wydawaÅ‚o, że wcale tego nie chciaÅ‚. Przecież nie mógÅ‚ mi powiedzieć: „nie jedź, nie chcÄ™, żebyÅ› mnie zostawiÅ‚”, bo jakim wtedy byÅ‚by bratem? No i miaÅ‚em jeszcze tÄ™ maturÄ™, dwa lata do niej albo raczej już rok, bo po raz pierwszy od sam nie wiem kiedy, zapowiadaÅ‚o siÄ™ na to, że klasÄ™ zaliczÄ™ bez problemów. OczywiÅ›cie Å›wiadectwo bÄ™dzie jeszcze prosiÅ‚o o pomstÄ™ do nieba, Å›rednia ledwo trzy–dwa, ale przynajmniej zdam. Z drugiej jednak strony, to, że nie wyjadÄ™ oznacza, że ze mnÄ… i Sebastianem już koniec. Nic nie wskazywaÅ‚o na to, żeby on miaÅ‚ zostać. PodejrzewaÅ‚em nawet, że nie porozmawiaÅ‚ z mamÄ… i nie próbowaÅ‚ jej przekonać do studiów w kraju. Już mógÅ‚by nawet jechać na ten drugi koniec Polski, ale przynajmniej wracaÅ‚by co tydzieÅ„ – dwa do miasta i mógÅ‚by siÄ™ ze mnÄ… widywać.
WydawaÅ‚o mi siÄ™, że Sebastian nawet nie chciaÅ‚ inaczej tej sprawy rozwiÄ…zać. StawiaÅ‚ na swoje, czyli ja jadÄ™ i koniec, innej opcji dla niego nie byÅ‚o. Od poczÄ…tku tego naszego „spotykania siÄ™”, czy jak to inaczej nazwać, jeszcze siÄ™ tak nie kłóciliÅ›my jak wtedy. Im bliżej do wyników matur, tym bardziej czuÅ‚em, że musimy to rozwiÄ…zać. Å»e to nie może siÄ™ tak skoÅ„czyć.
Ale nie wiedziaÅ‚em co robić. ByÅ‚em w kropce, nie miaÅ‚em nawet z kim porozmawiać, bo Arek i PaweÅ‚ mówili, abym jechaÅ‚, Seba mówiÅ‚, żebym jechaÅ‚… Nikt nawet nie próbowaÅ‚ mnie zrozumieć, jak staraÅ‚em siÄ™ im wytÅ‚umaczyć, dlaczego nie chcÄ™, zaczynali od poczÄ…tku to swoje gadanie: „no jedź, co ciÄ™ tu trzyma?!”. Och, cholera, ile razy to ja chciaÅ‚em im przywalić za takie pieprzenie, to już nie da siÄ™ zliczyć. Za każdym cholernym razem, gdy zaczynali swoje gderanie, widziaÅ‚em jak rozkwaszam im nosy.
Potrzebowałem kogoś, kto mnie posłucha. Może zaproponuje inną opcję, może nie, ale po prostu posłucha. Znowu dusiłem to w sobie, nic więc dziwnego, że chodziłem jak taka bomba. Denerwowało mnie już dosłownie wszystko.
Pewnego dnia, kiedy próbowałem robić porządki w pokoju, bo już naprawdę nie dało się tu żyć, natrafiłem na spraną, wygniecioną karteczkę i ledwo widoczne cyfry, jakie były na niej zapisane. Momentalnie przypomniał mi się jeden z wieczorów w klubie, kiedy Sebastian zachwycał się jakimś tam Wojtkiem, a ja poznałem Bartka. Starszego geja, któremu zwierzyłem się chyba ze wszystkiego, co mnie tamtej nocy denerwowało. Aż się uśmiechnąłem z zażenowaniem, jak to sobie przypomniałem.
Nie mam pojÄ™cia kiedy zÅ‚apaÅ‚em za telefon i wykrÄ™ciÅ‚em numer, zadajÄ…c sobie pytanie: „po co?”. Gdy usÅ‚yszaÅ‚em dźwiÄ™k poÅ‚Ä…czenia, chciaÅ‚em szybko odrzucić komórkÄ™, czego jednak ostatecznie nie zrobiÅ‚em.
– Halo? – odezwaÅ‚ siÄ™ gÅ‚os w sÅ‚uchawce. Jeszcze mam szansÄ™, myÅ›laÅ‚em. Przecież to chore, dzwonić do caÅ‚kowicie obcego czÅ‚owieka i…
– Bartek? Cześć, tu Kacper. PoznaliÅ›my siÄ™ w klubie kiedyÅ›, jakieÅ› pół roku temu, daÅ‚eÅ› mi numer, jak przyszedÅ‚ mój chÅ‚opak i byÅ‚ o ciebie zazdrosny. PamiÄ™tasz mnie? – Wszystko, ale to absolutnie wszystko powiedziaÅ‚em na jednym wydechu. Kiedy zdaÅ‚em sobie sprawÄ™, co tak naprawdÄ™ pieprzÄ™, miaÅ‚em tylko nadziejÄ™, że mówiÅ‚em zbyt szybko i beÅ‚kotliwie, aby w ogóle zrozumiaÅ‚.
– Kacper od „chÅ‚opaka, który wcale nie jest moim chÅ‚opakiem, tylko ze sobÄ… krÄ™cimy”? – ZaÅ›miaÅ‚ siÄ™ do sÅ‚uchawki. MiaÅ‚em ochotÄ™ spalić siÄ™ ze wstydu. – Jasne, że ciÄ™ pamiÄ™tam. Ciebie nie daÅ‚oby siÄ™ zapomnieć.