Potęga miłości 9
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 26 2016 06:17:53



Przerwał swoją opowieść musząc na chwilę zaczerpnąć tchu. Cały dygotał, mimo tego starał się jakoś trzymać. Zaplątane wokół niego ręce partnera sprawiały, że był w stanie nie skulić się do pozycji embrionalnej i leżeć tak bez ruchu udając, że nie istnieje.
– Czy... Czy oni cię zgwałcili? – zapytał Dario trącając nosem jego szyję.
– Nie – odpowiedział szeptem. – Torturowali mnie inaczej. – Odsunął się trochę i rozpiął koszulę. Zdjął ją z ramion odsłaniając plecy. Dario wstrzymał oddech. – Nie są wielkie jak rany na duszy, ale do dziś zostały po nich blizny.
Starszy zmienny wyciągnął rękę i przesunął placami po długiej, białej i nierównej linii. Miejscu, które było widoczne z powodu otaczającej go ciemniejszej skóry, którego nigdy słońce nie opali. Blizna ciągnęła się od prawej łopatki w dół pleców. Obok niej była druga, a obie przecinały kolejne przechodzące w coraz to nowsze. Było ich mnóstwo, jedne krótsze, drugie długie. Wszystko to było pozostałościami po głębokich ranach zadanych sztucznymi szponami, najprawdopodobniej wykonanymi z metalu. Nie raz na zdjęciach widział coś takiego. Sama myśl, że sięgały one do mięśni, rozrywały je, burzyła w nim krew. Świadomość bólu, jaki przeżył Justin przygniotła go do ziemi. Przymknął powieki, by się uspokoić. Gdy to zrobił zapytał:
– Dlaczego pozostały ślady? Jesteś zmiennym, powinny zniknąć.
– Tojad mocny, sprowadzony z europy. – Założył koszulę, ale nie zapinał jej. – Rany posypywali proszkiem ze zmielonych liści. Wiesz, że na nas to działa jak trucizna, ale hamuje krwawienie.
– Kochanie, nie wiem, co powiedzieć. – Przytulił go mocniej.
– Po prostu mnie wysłuchaj. Te rany pochodzą w pierwszego dnia, a było ich więcej. – Spojrzał na Daria smutnymi oczami. – Lubili bawić się w ściąganie mi skóry z dłoni, wykorzystując to, że się uleczę, z czasem i to stało się niemożliwe, bili do nieprzytomności, ale najgorsze były męki psychiczne.

Pięć lat wcześniej.

Po tygodniu zafundowanej mu męki był ledwie żywy. Leżał we krwi na materacu czując ogromny ból całego ciała. Poszarpane plecy nie pozwalały mu zmienić pozycji i musiał leżeć na brzuchu, który także go bolał od licznych kopniaków. Dłonie z pozdzieraną skórą, bez paznokci wyglądały jakby przeszły przez maszynkę do mięsa. Śmierdział wynurzany we krwi, ekskrementach i pocie. Całe ubranie, a raczej jego resztki było brudne i śmierdzące. Chciał umrzeć. Człowiek już dawno odszedłby z tego świata. Zmienny mógł cierpieć męki i żyć. Gdy leżał w tej piwnicy to były jedyne chwile spokoju. Czasami zostawiali go tak na cały dzień lub dwa, aby doszedł do siebie, ale nie miał sił się uleczyć. Zdarzało się, że przysypiał, ale to też nie dawało ukojenia. Potrafił godzinami wpatrywać się w światło żarówki. Ciemność przerażała go. Zwłaszcza, że drugiego dnia pobytu zamknęli go w pogrążonym w ciemności pokoju i straszyli wydobywając z niego największy strach. Nękali go psychicznie przez wiele godzin aż stracił poczucie czasu i własnej wartości. Wmówili mu, że jest nikim. Dlatego kochał światło. Ono pokazywało mu, że jest jeszcze nadzieja. Tylko nadzieja, na co?
Chwile spokoju kończyły się, gdy znów po niego przychodzili. Tak jak i tym razem. Ledwie mógł ujrzeć swych oprawców z powodu opuchlizny na twarzy, która przysłaniała mu oczy. Powieki nie raz doklejane taśmą do brwi, by się nie zamykały były bardzo ciężkie i pokryte strupami, tak jak większa połowa jego ciała. Posadzono go na krześle w pokoju, w któryn jeszcze nie był. W jego oczy skierowano strumień światła ze stojącej na biurku lub czymś, co go przypominało, lampki.
– Wiesz, czemu tu jesteś? – zapytał nowy głos. Jego właściciel siedział za biurkiem z twarzą ukrytą w ciemności.
– Mój... wuj... nie chce... wam oddać ziemi – powiedział Justin. Miał głos zachrypnięty od ciągłych krzyków, a usta popękane.
– No właśnie. Myślę, że jak zobaczy ciebie zmieni zdanie. Twoja rodzina cię szuka. Nie mają pojęcia, co się dzieje. Czy nas podejrzewają? Wątpię. Sądzą, że uciekłeś z kochankiem. Zaraz się dowiedzą, gdzie jest ich pupilek. Zobaczymy, co powiedzą na propozycję wymiany. Twoje życie czy ziemia. – Mężczyzna wstał i wyszedł z ciemności. Odchylił klosz lampy na bok i stanął przed Justinem, który spojrzał na niego jednym okiem.
– Alfa Masterson.
– Do usług. – Pokłonił się Masterson. Był wysokim, dobrze zbudowanym trzystuletnim zmiennym o gładko ułożonych za pomocą żelu białych włosach i zimnych jadeitowych oczach. Nosił dobrze skrojony garnitur i muszkę. Udawał dżentelmena w każdym calu, ale nim nie był. Nie, kiedy chodziło o zdobycie nowych terytoriów. Justin doskonale znał reputację tego mężczyzny.
– Możesz mnie zabić, wuj nie da ci ziemi – wychrypiał.
– Zaryzykuję, bo jakoś zabicie cię nie przyniesie mi takiej satysfakcji, ale będzie nagrodą dla mnie. Moja sfora liczy pięćdziesięciu członków, muszę mieć większość ziem. Najchętniej to Arkadię.
– Nic nie dostaniesz. – Jeden cios sprawił, że upadł do tyłu wraz z krzesłem. Poorane plecy dały o sobie znak, a śmiech alfy Mastersona współgrał z wrzaskiem, jaki wydobył się z ust Justina i rozszedł nie tylko po pokoju, w którym przebywali. Echem odbił się od ścian wiele metrów dalej. – I milcz! Jak będziesz milczał nie będzie boleć!

Teraz.

– Kochanie, stop. – Dario nie potrafił tego słuchać. – Wystarczająco usłyszałem, a podejrzewam, że to kropla w morzu. Powiedz mi jedno jak w końcu się stamtąd wydostałeś?
– Dasz mi chwilę czasu? Chcę przemyć twarz i jeżeli nie sprawi ci to problemów to chętnie bym się czegoś napił.
– Łazienka jest obok, a ja przyniosę coś ciepłego.
– Herbaty z miodem?
– Nawet jakbym miał jechać po miód na koniec świata. – Cmoknął go w usta i wstał.
Czy czuł się lżej po opowiedzeniu mu, chociaż części tego? Trochę, ale wspomnienia odciskały na nim piętno. Nie zawsze pozbycie się ciężaru pomaga. Niemniej najważniejsze, żeby Dario wiedział. Opłukał z łazience twarz zimną wodą. Zamiast w lustro spojrzał w okno, za którym rozciągała się ciemność. Nie interesowało go jak bardzo jest późno. Nie chciał wracać do domu. Jego miejsce było u boku Daria i tam już zostanie. Przynajmniej tej nocy. Tym bardziej, że do opowiedzenia miał jeszcze bardzo wiele rzeczy.
Po wytarciu twarzy wrócił do pokoju, akurat w tym samym momencie przyszedł też Dario niosąc dwa kubki parującej cieczy. Postawił jeden przed nim od razu zabierając się za swój. Justin patrzył jak usta partnera obejmują brzeg kubka, a niegrzeczne myśli zaczęły wpełzać mu do głowy. Szybko je odgonił i napił się herbaty kontynuując swoją opowieść:
– Nagrali ze mną filmik. Taki minutowy. Gdy skończyli jeden z nich zapytał...

Pięć lat wcześniej

– Alfo może by mu tak coś obciąć? – odezwał się ktoś za nim, prawdopodobnie jeden z dryblasów, którzy go tu przyprowadzili.
– Zrobimy tak, kiedy zajdzie taka potrzeba. Paluszki lub dłoń, będą w sam raz.
Wzdrygnął się. Chciał umrzeć. Nie potrafił już znieść bólu, a myśli o jego większej ilości przywoływały ogromne przerażenie. Chciał zniknąć raz na zawsze. Cierpiała jego dusza i serce, że pozwolił się tak oszukać, wmówić sobie uczucia Cooperowi. Cierpiało jego poranione ciało. Ile ktoś normalny mógłby znieść? On już nie potrafił.

Spędzał w piwnicy kolejne dni i noce. Nie miał pojęcia ile ich było. Wszystkie zlały się w jedno stając się czymś niezauważalnym. Posiłek przynoszono mu raz na dobę, więc nie wiedział, o jakiej porze go dają. Z początku jadł, ostatnio tylko skubnął kawałek chleba. Bardzo schudł, wyglądał bardziej jak śmierć niż człowiek. Nadzieja, że go wypuszczą znikła. Przyszłość widział już tylko w czarnych barwach. Czy wuj i brat go odnajdą? Niby dzięki filmikowi wiedzą, kto za tym stoi, bo ta osoba chce ziemi, ale co mogą zrobić bez stuprocentowych dowodów? Głupie prawa zmiennych. Umarło w nim wszystko, tylko jakoś ciało nadal trzymało się życia. Głupie ciało! Głupia dusza, która nie chciała odejść!
Zabrali go, a raczej wywlekli z piwnicy jak worek ziemniaków. Nie mógł już chodzić. Miał skręconą kostkę lewej nogi i tak słabe mięśnie, że nie potrafiły go unieść. Znów posadzili go na znajomym krześle, przywiązali do niego, było mu już obojętne, co zrobią.
– Zabijcie mnie – wycharczał. Śmiech, szyderczy, zimny śmiech był jak miliardy igiełek wbijających mu się w ciało.
– Ależ on cuchnie i jeszcze chce by go zabić. Alfo, co ty na to? Pomogę mu umierać powoli.
– Zamknij się Luc! Jeszcze nie damy my umrzeć. Jest naszą kartą przetargową. Jego wuj odmówił nam oddania ziemi. Pasuje dać mu coś, co należy do śmierdziela. Może paluszek.
– Nie jesteś alfą. Jesteś szalony – powiedział szeptem Justin. Nie potrafił się powstrzymać. Wiedział, że za mówienie dostanie kilka razów, ale Masterson nie był alfą i nie chciał na ten temat milczeć.
– Co powiedziałeś? – Masterson pochylił się do niego i złapał za włosy tym samym unosząc posiniaczoną i opuchniętą twarz swej ofiary. – Dajcie mu wody, niech przemówi normalnie! – rozkazał.
Chwilę później otworzono mu usta i na siłę do gardła wlano wodę. Zimny płyn nawilżył jego suche gardło i pozwolił mu przez chwilę mówić.
– Nie jesteś alfą. Alfa rządzi silną ręką i miłością. Nie zdobywa ziemi siłą. Idzie dalej ze swą sforą, by gdzieś indziej znaleźć im dom. Twoja sfora jest chora, ludzie są chorzy i chcą niszczyć, bo niszczy ją ktoś taki jak ty... – Dłoń zaciśnięta na gardle nie pozwoliła mu więcej mówić. Nie potrafił złapać oddechu. Po raz pierwszy od dawna nie bał się. W końcu odejdzie tak jak tego pragnął. Śmierć przyniesie mu ulgę. Lecz nadzieja była głupia, bo zaraz dłoń przestała go dusić, a on znów mógł oddychać.
– Nie waż się mówić! Twoje usta mają milczeć! Już wiem, co zrobimy. Za gadanie obetniemy język gnojkowi. Luc.
– Tak jest, alfo. – Luc wyjął z pochwy przewieszonej przy pasku długi, wąski nóż. – Jest bardzo ostry. Kevin przytrzymaj go i otwórz mu paszczę – powiedział napastnik i zbliżył się do Justina. Nie zdążył jednak nic zrobić, bo rozległ się potężny huk i całym pokojem zatrzęsło.
– Kurwa! Przyszli po niego! – krzyknął Masterson i uderzył Justina tak mocno, że mężczyzna stracił przytomność, ostatkiem świadomości rejestrując strzały.

Teraz

Płakał przytulony do ramienia Daria. Zdarzało mu się wcześniej płakać, ale dopiero teraz czuł, jak go to oczyszcza. Partner pozwalał mu moczyć sobie koszulę i przytulał go mocno.
– To była twoja rodzina? Uwolnili cię?
– Tak. – Wsunął mu się na kolana okrakiem, objął Daria wokół pleców, a twarz wtulił w jego szyję.
– Dlaczego wcześniej...
– Nie wiedzieli gdzie mnie trzymają. Musieli się tego dowiedzieć. Uprzedzając twoje kolejne pytanie, to nie mogli im oddać ziemi, bo by mnie zabili. Wiedzieli, że mnie męczą, ale nie siedzieli bezczynnie. – Pociągnął nosem. – Cały czas działali, ale nie mogli nic zrobić dopóki nie wiedzieli gdzie jestem. Nie miej do mego brata pretensji.
– Nie mam, ale chcę zabić tych, co cię skrzywdzili.
– Oni nie żyją. Zginęli tamtego dnia. – Odsunął się i popatrzył w oczy Daria. – Starszyzna, a nawet Rada dali moim pozwolenie na atak. Jacob ich przekonał. Okazało się, że od dawna chcieli usunąć Mastersona. Ten atak był im na rękę. Mój brat ich zabił.
– A ten, co cię wydał? – Kciukami otarł mu łzy w policzków. – To też przez niego tak się mnie bałeś. Sądziłeś, że jestem taki jak on.
– Tak, ale to chodziło o to wszystko. On też wącha kwiatki od spodu. Jacob nie wybacza, kiedy ktoś krzywdzi jego bliskich. – Pochylił się i pocałował go lekko. – Chcę dziś zostać z tobą, ale... Jest jeszcze parę rzeczy, jakie muszę ci powiedzieć. Śpię przy zapalonym świetle. Boję się ciemności. Kiedy nie wytrzymuję uciekam do piwnicy, bo tam... Sam nie wiem, ale tam chwilami miałem spokój. Zabierali mnie, ale wracałem i jakiś czas istniałem tylko tam. Kazano mi milczeć, bo za mówienie obrywałem, więc mówiłem mało. Dzięki Christianowi i teraz tobie czuję, że przestaję być malutkim szczeniaczkiem.
– Jesteś mężczyzną. Moim mężczyzną. – Objął jego twarz dłońmi. – Masz swoje strachy, problemy, ale po to jestem bym mógł je od ciebie odegnać. I bardzo chcę, żebyś ze mną został. Nie tylko na tę noc. Na zawsze.
Justin przytknął nos do szyi partnera, a zapach Daria go obezwładnił. Przez ciało przeszedł olbrzymi dreszcz rozkoszy, a każdy mięsień napiął się. To była ta noc.
– Kochaj się ze mną. – Wiedział, co mówi i o co prosi. Chciał tego i był na to gotów. – Oznacz mnie, jako swojego i pozwól mi na to.
– Bardzo tego chcę, ale rano możesz powiedzieć, że żałujesz...
– Jestem świadom tego, czego chcę. I bardzo chcę, byśmy urządzili uroczystość oficjalnego parowania jak najszybciej. Chcę być z tobą w pełni. Kochaj się ze mną. – Chwycił brzegi swojej koszuli i zdjął ją.
Nagi, gładki tors przyciągnął wzrok Daria.
– Jak tu nie ulec takiemu kąskowi i takiej prośbie. – Położył jedną rękę na jego plecach, a drugą przesunął po torsie Justina, niby przypadkiem trącając jego sutek, który natychmiast zareagował na zaczepkę.
Siła pragnienia, jaka go ogarnęła była silna. Gorące dłonie Daria parzyły każdy cal skóry. Miejsca, których dotknęły nie sposób było ugasić. Same myśli, co będzie się działo, przypominanie sobie wydarzenia pod drzewem tylko bardziej rozbudzało pożar. Jęknął, gdy usta partnera pokryły drugi sutek, a język trącał go raz po raz. Justin chciał być pieszczony, dotykany, całowany. To była przyjemność, którą mu odebrano na wiele lat, a teraz chciał się jej poddać i zacząć żyć tak jak powinien, a usta i dłonie Daria prowadziły go ku temu. Do tego ten drażniący skórę zarost sprawiał, że włoski stawały mu dęba. Sama jego obecność, pojawienie się, zmieniała jego smutną egzystencję, A serce za każdym razem biło mocniej. Uczucia w Justinie rosły i wraz z pożądaniem, powodowały wrzenie krwi w żyłach.
Spragnione kontaktu usta scaliły się w jedno trąc o siebie i wyzwalając namiętność z potężną siłą. Podnieceni zmysłowymi doznaniami dotykali się wzajemnie biorąc, dając, wywołując głód pragnienia. Z każdym dotykiem, pocałunkiem atmosfera w pokoju gęstniała i zrobiło się jakoś goręcej.
Justin chciał już być nagi, poczuć dotyk skóry Daria na swojej i jego samego na sobie. Potrzebował opleść go nogami i w pełni mu się poddać. Instynkt prowadził jego dłonie do koszuli partnera, a palce wręcz lepiły się do guzików, aby je rozpiąć jeden po drugim odsłaniając spod materiału ciało. Rozchylił poły koszuli i zetknął ich torsy ze sobą. Przeszedł go dreszcz, gdy poczuł jak skóra mu płonie żywym ogniem, gdy ocierała się o drugą. Dario kąsał jego szyję, głaskał plecy sunąc dłońmi po nich kierując się w dół. Jęknął, gdy palce zacisnęły się na jego pośladkach i chciał więcej.
Rozpalony Justin doprowadzał go do pasji. Ciało pragnęło tego mężczyzny, serce i dusza chętnie mu wtórowały. Miał wrażenie, że ma przy sobie prawdziwego Justina wrażliwego i namiętnego zmiennego, i nie zamierzał pozwolić mu uciec do swej kryjówki. Z szyi powrócił do jego ust delektując się ich smakiem. Języki zwarły się ze sobą, kusiły i rozpalały, a głęboki pocałunek pełen drapieżności przybierał na sile wysysając z nich oddech. Wsunął dłonie za pasek spodni Justina i dalej, by objąć pośladki, co doprowadziło ukochanego do drżenia, a tym samym upewniło Daria jak bardzo w tym miejscu wrażliwy jest partner.
– Więcej – wyszeptał rozdygotany mężczyzna.
– Dostaniesz wszystko – odpowiedział Dario.
– Chcę...
– Co chcesz, kochanie? – Nie przestawał masować jego pośladków chwilami zakradając się palcami pomiędzy nie.
– Ciebie, Dario – wysapał. – Cholera zaraz oszaleję. – Miał w żyłach ogień i potrzebował go ugasić. Tak dawno nikt go nie dotykał, że teraz wszystko, nawet najdrobniejsze muśnięcie, odczuwał dwa razy mocniej.
– Masz mnie – droczył się Dario czubkiem palca masując jego dziurkę. Gdyby go tylko nawilżył mógłby mu go wsunąć, ale na to przyjedzie czas. Teraz powoli będzie się delektował nim, pieścił i doprowadzał do szaleństwa.
– Ciebie w sobie... Ja... – urwał i bardziej się zarumienił.
– Co ty? – Odchylił głowę do tyłu, by móc spojrzeć mu w oczy, ale młodszy mężczyzna na to nie pozwolił opierając czoło na jego ramieniu owiewając go przy tym gorącym oddechem. – Justin? – Wysunął ręce kładąc je na jego biodrach czując, że ukochany chce mu powiedzieć coś ważnego.
– Ja... Umm... Jak coś to jestem czysty. – Przełknął ślinę. – Kąpałem się, dokładnie myłem...
– Kochanie, nie obawiam się, że jesteś brudny – szeptał mu do ucha. – Nie brzydzę się tobą. – Doskonale wiedział, o czym Justin mówi i bardzo był ciekaw skąd te obawy o tak intymną higienę.
– On... wiesz, kto... Jak byłem z nim to ciągle musiałem się płukać... no wiesz... i szorować... Po kilka razy dziennie...
– Szzzz. – Pocałował go w płatek ucha. – Zapomnij o nim, kochanie. To nie najlepszy temat na teraz. Teraz chcę się z tobą kochać i nie pozwolę na psucie nastroju.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. To ja cię muszę przeprosić za to, że pragnę odebrać ci zmysły, sprawić byś krzyczał z rozkoszy. – Chwycił go mocno i położył na kanapie sam klękając między rozchylonymi udami. Pozbył się swojej koszuli rzucając ją na podłogę, po czym zaczął rozsuwać zamek w spodniach kochanka.
Nie pozostawał bierny, pomógł mu się rozebrać chętnie unosząc biodra do góry, by niepotrzebny materiał zniknął tak szybko jak tylko się dało. Patrzył na Daria, którego wzrok błądził po jego nagim ciele zatrzymując się na członku, by go w ten sposób pieścić, a ręce masowały jego uda.
– Patrzysz jakbyś miał zamiar mnie pożreć – powiedział Justin.
– Mam zamiar... – zawiesił sugestywnie głos pochylając się nad nim tak, że ich usta ocierały się o siebie, gdy mówił – … zrobić ci wiele przyjemnych, a bardzo niegrzecznych rzeczy.
Justin słysząc to wciągnął ze świstem powietrze i miał siłę powiedzieć tylko słabe:
– Błagam...
– O co? – Trącił nosem jego nos.
– O to, co mówiłeś. – Rozpalony wzrok spotkał się z drugim i Justin jęknął na to, co zobaczył. Tym widokiem były oczy pełne pożądania i miłości. Tym samym zniknął w nim wszelki strach, jaki jeszcze tlił się gdzieś tam w nim. Uniósł głowę i pocałował Daria bardzo mocno, sięgając do jego spodni i na ślepo odnajdując guzik.
– Rozbierz się – wydusił z siebie, gdy ich wargi rozłączyły się.
Dario kiwnął głową i wstał. Najpierw jednak poszedł do szafki i wyjął niewielką buteleczkę, by postawić ją na podłodze przy kanapie, a dopiero później bardzo powoli zaczął zsuwać z bioder spodnie wraz z bielizną. Gdy ostatnia osłona jego ciała zniknęła, z powrotem znalazł się między nogami leżącego mężczyzny.
Justin chłonął wspaniały widok. Szczególnie zainteresował się stojącym członkiem, którego główka była wilgotna i purpurowa zdobiąc średniej wielkości, gruby, mięsisty penis, a całość lekko zakrzywiała się w prawą stronę. Oblizał się na ten widok, ale zanim zrobił cokolwiek jego uda zostały rozszerzone i dotyk języka na wewnętrznej stronie jednego z nich spowodował, że zamruczał, a wszelkie myśli i działania odpłynęły hen daleko. Doskonale wyczuwał potężne pragnienie u Daria, kiedy ten powoli dotarł pocałunkami do pachwin i członka.
Wziął go w dłoń i przylgnął wargami do główki, a koniuszkiem języka podrażnił ją uważnie obserwując reakcje Justina. Chciał by mu było dobrze, żeby doświadczył czegoś cudownego. Pragnął doprowadzić do tego, aby Justin poprosił o to, czego chce, pokazał, co lubi, gdyż było dla niego ważne to, by mężczyzna nie żałował, że zgodził się na to i, aby dostał to, czego potrzebuje. Polizał go lekko i uśmiechnął się na reakcje Justina.
Wyginał się unosząc biodra tak bardzo chciał, by wargi objęły go, a on zatapiałby się w wilgotnym wnętrzu ust. Tymczasem język mile łechtał żołądź od spodu, wargi tylko drażniły go i nic więcej się nie działo. Dario go męczył tą cholerną rozkoszą, a on chciał więcej. Wbił place we włosy pieszczącego go mężczyzny, a długie, miękkie kosmyki przesuwały się w jego palcach.
– Nie mogę już... Chcę twoje usta.
– Myślałem, że już nigdy o to nie poprosisz. Twój kutas jest tak smakowity, że trudno mu się oprzeć.
– Ochhh. – Przeszły go dreszcze w odpowiedzi zarówno na to ostatnie zdanie i moment, gdy jego członek znalazł się tam, gdzie pragnął by był. Poruszył biodrami, a Dario pozwolił wbijać się w jego usta i czuł jak główka ociera się o jego podniebienie, język dociska członek od spodu i z każdą upływającą chwilą było mu coraz lepiej. Drżał i dygotał z powodu tej intensywnej ekstazy, jaka zalewała jego ciało i umysł. Już raz zdążył się przekonać, co Dario potrafi, ale teraz mężczyzna przeszedł samego siebie. Cały czas miał zamknięte oczy, nie potrafił spojrzeć na niego czując, że widok kochanka między udami i do tego ustami wypełnionymi nim, doprowadziłby go do końca. Nawet ta wizja była niebezpieczna.
Dario poczuł mocniejsze pulsowanie penisa, widział jak mięśnie brzucha partnera częściej się napinały i rozluźniały. Chciał doprowadzić go do końca, ale jeszcze nie teraz. Z głośnym plaskiem wypuścił mokrego od śliny i własnych soków penisa, a na jęk protestu zaśmiał się.
– Jesteś... ja prawie... – sapał Justin.
– To później, kochanie – wyszeptał. Rozszerzył bardziej jego nogi i dobrał się do napiętych jąder. Całował i lizał ogoloną mosznę tak długo, aż była cała mokra i lśniąca. Obejmował ją ustami i całował okolice słuchając zadowolonych pomruków Justina. Sam drżał z potrzeby, ale nawet nie dotknął siebie, nie śpieszył się, przecież przed nimi była cała noc. Złapał go mocno pod pośladkami i uniósł wyżej, sam kładąc się na brzuchu, chciał sięgnąć do miejsca, jakie go przyciągało. Pocałował lekko pomarszczona skórę, a następnie obrysował językiem okolicę wejścia, do którego niebawem się wsunie.
– Achhh – krzyk rozkoszy wydobył się z ust Justina. Nikt nigdy mu tego nie robił i wrażenie było niesamowite. Nie wiedział, co zrobić z rękoma, więc złapał się pod kolanami całkowicie otwierając na Daria, który językiem wyczyniał istne cuda. Tracił zmysły, zginał z przyjemności palce u stóp, wzdychał i krzyczał mając gdzieś to, że ktoś go może usłyszeć. Nie potrafił panować nad sobą i nie zamierzał tego robić.
Patrzył jak pod naporem jego języka odbyt Justina otwiera się i zamyka. Splunął na dziurkę i pomasował ją językiem, by zaraz zwinąć go w rulonik i wolno wsunąć do środka. Justin po raz kolejny krzyknął zdzierając sobie gardło i zakręcił biodrami sam dążąc do wzmocnienia rozkoszy. Dario na oślep sięgnął po lubrykant i nie przerywając pieszczot otworzył buteleczkę. Wylał sobie trochę żelu na palce i roztarł go. Świadomość, że Justin od dawna nie miał kochanka i chcąc, by partner nie cierpiał powstrzymywała go przed zbyt szybkimi krokami, a doświadczenie podpowiadało, co miał robić. Zresztą chłopakami u Erin zajmował się tak jak trzeba. To tym bardziej zależało mu, by nie skrzywdzić kogoś, kogo kochał. Język zastąpił palcem, wcześniej jeszcze pieszcząc go nim z zewnątrz, by mu było dobrze. Justin był rozluźniony i bardzo podniecony z łatwością otwierał się pod naporem palca. Wsuwał go i wysuwał z jego wnętrza z czasem dodając drugi, który napotkał opór, ale ten zaraz minął. Powrócił ustami do jego penisa i wziął go między wargi.
– Zabijesz mnie – powiedział Justin. Opuścił nogi, stopy opierając na ramionach Daria. Z każdą chwilą chciał więcej tego, do czego palce w nim go przygotowywały zaczepiając o ten punkt w nim, co doprowadzało go do pasji. Czuł się taki chciany, otwarty, rozpalony i... bezpieczny. – Mmmnnn. – Mógłby dojść od tych palców. Gdy ta myśl go nawiedziła poczuł jak one wysuwają się zostawiając go pustym i chętnym. Dario podniósł się do klęku z szeroko rozstawionymi kolanami i jego nogami na ramionach. Penis mężczyzny dotykał jego jąder, to zakradał się niżej, a oczy Daria łakomie patrzyły na niego, takiego rozpalonego i rozdygotanego. Głaskał go po udach tuląc twarz do jego łydki.
– Gotów? – zapytał Dario.
– Na ciebie zawsze. – Patrzył jak Dario bierze poduszkę, jedną z takich, co nie raz leżą na kanapach i podkłada mu pod biodra, po czym nawilża swój członek sunąc po nim ręką. Jęknął na ten widok i przygryzł wargę. Nie zamknął oczu, nawet na moment chcąc wszystko widzieć, szczególnie to jak Dario ustawia się, by móc... Wciągnął głośno powietrze, gdy poczuł jak krąg jego mięśni zostaje rozpierany przez coś dużego. Odniósł wrażenie, jakby to był pierwszy raz, od którego tak wiele zależy. Partner wsuwał się w niego coraz głębiej i mimo dobrego przygotowania i nawilżenia zabolało go. Położył dłoń na jego brzuchu, aby go powstrzymać przed dalszą penetracją.
– Poczekaj.
Dario zatrzymał się. Pochylił się nad nim opierając łokcie po obu stronach jego głowy, starając się nie ruszać biodrami, co było bardzo ciężkie, bo miał ochotę pchnąć do przodu i dać się zakleszczyć w ciasnym tunelu. Pocałował czule Justina dając mu odetchnąć. Ten po chwili rzekł:
– Możesz.
Kiwnął głową na to słowo i wysunął się kawałek, i lekko poruszył. Poczuł jak mięśnie wokół niego zaciskają się, ale po chwili rozluźniły, więc pchnął mocno i płynnie wbijając się w niego, aż po nasadę. Justin krzyknął, ale nie zacisnął się w proteście.
– Przepraszam. – Dario oparł czoło na jego.
– Wszystko w porządku. Inaczej byśmy się tak bawili do jutra. – Ból, który trwał kilka sekund złagodniał dając mu poczucie wypełnienia i rozkoszy. – Tylko teraz się rusz. – Patrzył błagalnie w jego oczy.
Dario pocałował go mocno dając mu w tym pocałunku całego siebie. Myśl, że są złączeni najbliżej jak to tylko możliwe powodowała u niego mocniejsze bicie serca. Zdjął jego nogi ze swych ramion, a te natychmiast zawinęły się wokół jego bioder. Poruszył się w nim na próbę, ale kiedy ręce Justina dotknęły jego pośladków i nacisnęły je w dół, a wzrok błagał o silniejsze doznania zrozumiał przesłanie więcej się nie powstrzymując. Kilka razy jeszcze powoli się poruszył, aby za każdym razem zadawać mocniejsze i szybsze pchnięcia. Właśnie takie, jakich chciał Justin, bo tylko jęknął wypowiadając jakieś niezrozumiałe dla niego słowa. Nie minęło dużo czasu, gdy ich złączone ze sobą ciała wypełnił żar.
Justin jęczał, dyszał, krzyczał i wił się pod swym kochankiem, gdy silne uderzenia bioder i poruszający się w nim twardy jak kamień członek pocierał najwrażliwsze miejsca. Nie czuł już nawet nuty bólu, a ściśle przyległe do siebie ciała wywoływały miliony iskier, które parzyły przywołując większe doznania. Wargi dotykały się, kąsały, a ręce Justina obejmowały Daria za szyję, by za chwilę sunąć po jego plecach raz je łaskocząc, drugi raz drapiąc pozostawiając po sobie czerwone pręgi, które zaraz znikały.
Dario przedłużał jak mógł cielesny akt, lecz czuł, że obaj zbliżają się do końca. Dziąsła zaczęły go swędzieć, a kły wysunęły będąc gotowe, by wbić się w miejsce, które łączyło szyję z ramieniem i oznaczyć partnera więzi. Polizał go tam, a Justin ściskał go coraz mocniej i coraz szybciej oddychał wbijając pięty w jego pośladki, jakby prosząc by dostać jeszcze więcej.
– Justin, kocham... – wykrzywił twarz w ekstazie i zasyczał, gdyż przez jego kręgosłup przeszedł prąd i dotarł do jąder – …się z tobą kochać i kocham ciebie. Mój.
– Twój – odparł i jęknął, gdy kły partnera przekuły jego skórę posyłając impuls do jego ciała wraz z esencją partnerstwa. Sam przechylił lekko głowę i zrobił to samo tuż przed tym jak orgazm zawładnął jego ciałem i umysłem. Zarejestrował, że Dario też dochodzi i, że łączą się tym samym na zawsze, od tej pory stając się jedną duszą w dwóch ciałach, przez co zostali połączeni na wieki.
Gdy fala orgazmu minęła zabierając mgłę pożądania, spojrzeli na siebie.
– Tylko mi nie zasypiaj – powiedział Dario nadal w nim będąc.
– Dlaczego? – zapytał zaczepnie. O tak był z tym mężczyzną sobą. Prawdziwym Justinem.
– Nie mam zamiaru poprzestać na tym jednym razie – powiedział, a kilka minut później zaniósł go na łóżko i w sypialni rozniósł się kolejny, i nie jedyny jęk tej nocy.