Wierszokleta 11
Dodane przez Aquarius dnia Maja 02 2015 13:39:12


- Co rozumiesz przez „naprawdę”? – zainteresował się Bolek.
- No… tak… z motylami w brzuchu… cokolwiek to znaczy – wybąkał Marcin.
- Czyżbyś się zakochał? – zainteresował się Bolek odstawiając na ławę psuty już pucharek po lodach.
- Ja? Nie , no skąd – zmieszał się Marcin i zaczął się tłumaczyć. – Po prostu tak sobie pomyślałem, że może by tak wprowadzić do moich książek jakiś romans. Marta kiedyś mówiła, ze kobiety to uwielbiają. Ale nie wiem jak to napisać żeby nie wyszło sztucznie.
- Romans, mówisz? Moim zdaniem to niegłupi pomysł, chociaż w powieściach sensacyjnych wątek miłosny nie powinien być za bardzo wyeksponowany, więc nie wiem czy jest sens aż tak bardzo zagłębiać się w istotę „zakochania”. Jeśli jednak tak bardzo chcesz, radziłbym napisać jakieś romansidło, w którym pełno ochów i achów, a rumieńce wylewają się z niemal każdej strony.
- Czy ja mam wrażenie, czy ty nie lubisz tego typu książek? – zapytał Marcin ucieszony, ze temat zboczył z głównej ścieżki.
- Nie cierpię. To są kiczowate teksty, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem. Dlatego też jeśli zamierzasz się w to babrać, to sugeruję wymyślić sobie drugi pseudonim literacki, bo szybko sobie zafajdasz opinię. A tak, jak stworzysz jakiegoś gniota, przypiszą to temu drugiemu, a nie Samuelowi Braunowi. Wystarczy niewiele by zmarnować sobie opinię i bardzo dużo by ją odbudować – dodał sentencjonalnie.
- Chyba masz rację – Marcin zamyślił się. – Ale wiesz, jakoś tak ostatnio coś mnie ciśnie żeby spróbować napisać coś innego.
- I postanowiłeś jakiś romans? Nie lepiej horror? To jest bliższe sensacji, będzie ci łatwiej pisać.
- Ale ja się boję horrorów – odparł niepewnie Marcin – spać po nich nie mogę. Co będzie jak mi się będzie śnił bohater z mojego horroru? Albo jeszcze zacznie mnie prześladować za dnia. Bolek mimowolnie roześmiał się widząc nieszczęśliwą minę pisarza.
- Masz rację, lepiej nie pisz horrorów. Ale jeśli tak bardzo chcesz napisać coś innego, spróbuj jakąś obyczajówkę, miłą, lekką, trochę romansu możesz wsadzić, ale nie czyń go głównym wątkiem, bo ci się z tego zrobi typowe romansidło. Takie ciepłe, dobrze kończące się obyczajówki też są chętnie czytane.
- Myślisz? – Marcin popatrzył uważnie na Bolka.
- Ta mi się wydaje. Widzisz, ludzie mają w życiu mnóstwo problemów, większych i mniejszych, ciągle za czymś gonią, coś muszą załatwiać. Nawet jeśli uda im się wszystko pomyślnie załatwić, to i tak w pewnym momencie czują się wykończeni, potrzebują odpoczynku, nie tylko fizycznego, ale też i psychicznego. W takim wypadku najlepiej jest się wyłączyć i poczytać coś lekkiego, miłego, najlepiej taką ciepłą obyczajówkę. Ale jeśli uważasz, że lepiej by ci poszło z czymś ciężkim, zmuszającym do myślenia, refleksji, to nie ma sprawy, pisz. Tylko, ze w takich książkach ciężko jest wpleść romans, jeśli już to zwykle są to skomplikowane relacje, wykrzywione, tragiczne, zostawiające na psychice głęboki ślad.
- Rozumiem – mruknął pisarz błądząc gdzieś myślami. Bolek dałby sobie uciąć głowę, ze właśnie obmyśla fabułę nowej książki.
- A Marta nie będzie miała nic przeciwko jeśli przerwiesz to, co teraz piszesz i zaczniesz coś innego?
- E… nie wiem. Nie pytałem.
- To może lepiej weź się upewnij, co? Chyba nie chcesz żeby na ciebie warczała, że znowu terminów nie dotrzymujesz?
- Ale jeszcze z nią nie ustalałem żadnego terminu – wybąkał niepewnie. – Po prostu kazała mi pisać.
- Hm – Bolek zamyślił się. – Może ma teraz na głowie termin u innego pisarza… wszakże prowadzi nie tylko ciebie. Jednak na wszelki wypadek weź do niej zadzwoń i upewnij się.
Marcin pokiwał twierdząco głową i wyjął komórkę.
Kiedy Marcin rozmawiał ze swoją edytorską, rozdzwoniła się komórka Bolka. Zdziwiony zobaczył numer Lolka.
- Co jest? – zapytał po odebraniu – już przeleciałeś wszystkie możliwe dupy, że dzwonisz do mnie?
- Czemuś się urwał tak wcześnie? – zapytał Lolek nie zauważając ironii w głosie Bolka.
- Jak byś nie zauważył, nie podobało mi się twoje zachowanie – mruknął.
- A ty czasem nie przesadzasz? Przeleciałem se raptem jedną dupę i tyle. Jak nie ja, to ktoś inny by go przeleciał.
Bolek nie odpowiedział od razu. Popatrzył w stronę Marcina. Na szczęście tamten był zajęty rozmową, chyba dość burzliwą, bo marszczył brwi i wymachiwał rękami, jakby coś gwałtownie tłumaczył. Wstał i ruszył w stronę swojego pokoju.
- Halo, jesteś tam? – usłyszał niepewny głos kumpla.
- Jestem – odparł – musiałem tylko przejść w inne miejsce. A odpowiadając na twoje pytanie: nie, nie przesadzam. Uważam, ze postępujesz jak świnia zdradzając Martę.
- Człowieku, jaka zdrada? – Lolek zirytował się. – To tylko seks.
- Dla ciebie to tylko seks, a dla mnie zdrada. Jeśli jesteś z kimś w związku, nie powinieneś nawet myśleć o seksie z inną osobą, nie mówiąc już o wprowadzaniu tego myślenia w czyn. A ty nie dość, że to robisz, to nie masz nawet żadnych wyrzutów sumienia. Ja się dziwię jak mogłem się w ogóle z tobą przyjaźnić. Kiedyś byłeś inny.
- Człowieku, tyś się najarał chyba jakiegoś gówna. Pierdolisz jak potłuczony. To nie jakieś lovestory, tylko pierdolone życie. Tu wiecznie każdy kogoś zdradza.
- I to znaczy, że ty też musisz, tak? Brzydzę się tobą – stwierdził Bolek i nie pożegnawszy się zakończył połączenie.
Zdenerwowany wrócił do salonu.
- Marta się zgodziła! – wykrzyknął entuzjastycznie Marcin.
- Na co? – zapytał zdziwiony. Jego myśli wciąż jeszcze krążyły wokół Lolka i nie zaskoczył o czym mówi pisarz.
- No, żebym pisał romansidło. Znaczy mówiła, ze to całkiem dobry pomysł, bo takie romansidła też się dobrze sprzedają, bo ona ma takiego jednego autora, który udaje, ze jest kobieta i pisze właśnie takie romansidła, których ty nie lubisz i on jest bardzo dobry i ludzie do niego listy piszą dużo, że ma pisać i pisać i że go kochają za to co pisze, więc on pisze. I Marta powiedziała, że mogę też spróbować, ale, że masz rację, ze musze pod innym pseudonimem, bo to lepiej będzie, taki chwyt reklamowy, że nowy autor na rynku, to ludzie będą więcej kupować. I wcale nie musze się spieszyć, bo na razie ma dużo pracy z ta książką, którą niedawno skończyłem, więc jak chcę, to mogę sobie odpocząć. Ale ja nie chcę odpoczywać, ja chcę pisać.
Bolek patrzył jak Marcin podnieca się coraz bardziej, niczym zaaferowane nową zabawką małe dziecko, jak twarz mu się rozświetla, a uśmiech szczęścia wypełza na twarz, jak żywo gestykuluje rękami, jakby chciał nimi ogarnąć cały świat. I dziwne ciepło rozlało mu się na sercu. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, objął Marcina i przycisnął do piersi. Ten umilkł zaskoczony.
- Nie zmieniaj się – wyszeptał Bolek zamykając oczy i chłonąc płynące od Marcina ciepło.
- Słucham? – wybąkał tamten niepewnie, obejmując niezdecydowanie Bolka.
- Proszę, nie zmieniaj się nigdy. Bądź jaki jesteś, roztrzepany, niezdarny, niczym małe dziecko. Nie zmieniaj się w samolubnego egoistycznego dupka. A jak ktoś będzie chciał cię skrzywdzić, zabiję go. Będę cię chronił przed złem całego świata, tylko nie zmieniaj się.
- Wybacz, ale nie rozumiem o czym mówisz – wybąkał Marcin uwalniając się z objęć Bolka.
- Masz rację, głupoty gadam - uśmiechnął się ciepło – ale nie przejmuj się. To co chcesz wiedzieć o tych motylach?
Marcin przez chwilę patrzył na niego zaskoczony, nie rozumiejąc o co pyta, aż w końcu zaskoczył i odparł:
- Już właściwie nic, Marta mi powiedziała. Wybacz. – Popatrzył na Bolka przepraszająco. Ten tylko uśmiechnął się ze zrozumieniem i powiedział:
- Nic nie szkodzi. Jeśli uważasz, że to, co ci Marta powiedziała, wystarczy, to w porządku. Ja i tak pewnie nie potrafiłbym ci tego wytłumaczyć. Może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie miałem motyli… - zamyślił się, jednak szybko powrócił do świata realnego. – To teraz pewnie pójdziesz pisać, co? – Marcin pokiwał twierdząco głową. – To idź, a ja zrobię kolację.
- Nie jestem głodny, lodami się zapchałem.
- No to zrobię coś jak zgłodniejesz. Tylko mi powiedz, dobrze?
- Dobrze – odparł Marcin i ruszył do swojej sypialni.
Usiadł przy laptopie i otworzył nowy dokument tekstowy. Po krótkiej chwili namysłu zatytułował go „Bałtycki romans” i zaczął pisać. Jednak przerwał zaledwie po dwóch zdaniach. Nie wiedzieć czemu stanął mu przed oczami Bolek. Potrząsnął głową próbując go odgonić, lecz on uparcie tkwił przed oczami. Westchnął zirytowany i zamknął laptopa. Położył się na łóżku i wpatrując w sufit rozmyślał. Trochę zaniepokoiło go dość dziwne zachowanie Bolka, ale paradoksalnie, było ono dość miłe. I przypomniało dawno odrzucone i zapomniane uczucia… Po tym, co go spotkało postanowił odizolować się od ludzi, nie okazywać im żadnych uczuć, nie przywiązywać się do nikogo. Jednak przy Bolku wszystkie te postanowienia bledły. Bolek był… taki ciepły i czuły. I chociaż wciąż się wydzierał, to jednak w jego oczach widział coś, czego nie widział nigdy u nikogo. Nie potrafił tego nawet nazwać. Czułość? Troska? A może… Nie, to niemożliwe. To nie może być to coś, przy czym w brzuchu wylęgają się motyle. To by było zbyt piękne gdyby Bolek go kochał, ale tak szczerze, bez ukrytych motywów… Przecież takiej miłości nie ma, już dawno się o tym przekonał, gdy został tak brutalnie zdradzony. Ale jeśli nie ma, to co jest to, co on czuje? Kiedy Bolek go objął poczuł się szczęśliwy, a dziwny spokój ogarnął jego serce. Jednak dość szybko ten spokój ulotnił się ustępując pola dziwnemu drżeniu, które dość szybko przemieściło się w dół brzucha i zaczęło tam rewolucję. To chyba te motyle w brzuchu… Czy to znaczy, że on się zakochał w Bolku? Ale to jest takie inne od tego, co kiedyś czuł… Czy to oznacza, że wtedy nie kochał naprawdę? A może to teraz nie jest prawdziwe? Jak się o tym przekonać? Jak sprawdzić czy to miłość i czy jest szansa by Bolek odwzajemnił jego uczucia?
- Podniósł się powoli i wyszedł z sypialni. Bolek siedział na kanapie i czytał jakaś książkę. Jego książkę… i Był tak zaczytany, ze nawet nie słyszał jak podszedł blisko i kucnął opierając brodę o oparcie o które Bolek się opierał. Patrzył na niego, jak zabawnie marszczy brwi, jak uśmiecha się, jak odruchowo głaszcze się po udzie. Jego długie i smukłe palce powoli przesuwają się po materiale jakby pieściły czule i delikatnie. Ach, jakby chciał teraz być na miejscu tego materiału, czuć ten przyjemny dotyk… Westchnął, żałując, że nie ma jakiejś czarodziejskiej lampy z dżinem spełniającym życzenia.
- Coś się stało? – usłyszał nagle zatroskany głos i aż podskoczył przerażony. Spojrzał uważnie w stronę Bolka. – Wzdychasz tak żałośnie. Cos się stało?
W jego oczach widział troskę i niepokój.
- A może ty jesteś chory? – zastanawia się na głos Bolek i przykłada rękę do czoła Marcina.
- Nie jestem – odpowiada i wzdryga się. Ciepło dłoni Bolka wywołuje u niego sprzeczne uczucia. Z jednej strony nie chce żeby go dotykał, a z drugiej, od tej dłoni bije takie przyjemne ciepło, że najchętniej nie pozwoliłby mu jej zabierać.
- Więc co jest? Coś ci z książką nie idzie? – w głosie wciąż słychać troskę. – Może potrzebujesz odpocząć?
- Tak! – Kiwa energicznie głową. – Potrzebuję odpocząć, najlepiej w jakimś egzotycznym miejscu, na przykład na Bahamach.
- W takim razie jedźmy na Bahamy – mówi Bolek z uśmiechem.
- Naprawdę? – patrzy na niego zdumiony, nie wierząc, że zgodził się tak po prostu.
- Oczywiście. Jeśli to ma ci pomóc w pisaniu książki…
- Ale ty pojedziesz ze mną? – upewnia się wciąż patrząc na niego podejrzliwie.
- No pewnie, ze pojadę – Bolek uśmiecha się ciepło. – Przecież ktoś musi pilnować żebyś się nie zgubił i jadł prawidłowo.
Marcin uśmiecha się szczęśliwy. Idą się pakować i pół godziny później wychodzą z mieszkania. Na zewnątrz już jest ciemno, ale żaden z nich się tym nie przejmuje. Dzwonią po taksówkę, która wiezie ich na lotnisko. Marcin tak jest szczęśliwy perspektywą wyjazdu, że kupuje bilety w pierwszej klasie. Mają szczęście, okazuje się, że samolot będzie za pół godziny. Odprawę przechodzą bez problemu i dość szybko znajdują się w samolocie.
- Mogę przy oknie? – pyta Marcin, a Bolek bez słowa zamienia się na miejsca.
Kiedy wystartowali, Marcin zafascynowany patrzył przez okno. Po raz pierwszy leciał samolotem i wszystko, co na zewnątrz wydawało mu się takie niecodzienne. Wyciągnął aparat i pstrykał zdjęcia, najpierw widoki, jak startowali, potem chmury i na koniec widoki jak lądowali.
- Ale tu pięknie – wyszeptał Marcin, kiedy już wyszli z lotniska.
Wsiedli w taksówkę, na szczęście kierowca rozumiał po angielsku i pojechali do niewielkiego ośrodka wypoczynkowego położonego nad samym morzem. Ośrodek ten składał się z kilkunastu bambusowych chat. Marcin obawiał się, że będą one zacofane, jak to czasami widywał w filmach, ale okazało się iż tylko z zewnątrz wyglądają na prymitywne, w środku zaś mają ja najbardziej nowoczesne wyposażenie. Nowoczesne też były budynki oferujące gościom dodatkowe przyjemności: spa, basen kryty i basen na powietrzu, bar, wypożyczalnia sprzętu wodnego, kręgielnia, siłownia.
- Wydawało mi się, że będzie inaczej – powiedział z lekka rozczarowany Marcin, kiedy już rozpakowali się w przydzielonym i m domku.
- A niby jak?
- No… jakoś tak bardziej … prymitywnie. No wiesz, chaty z bambusa, półnagie dziewczyny w spódniczkach z trawy, drinki serwowane w skorupach kokosa…
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- Stanowczo naoglądałeś się za dużo filmów. To wszystko to tylko fikcja. Teraz wszędzie tam, gdzie można zarobić na turystyce, stawiają na nowoczesność i wysoki poziom usług. Może kiedyś ludzie zechcą wrócić do prymitywizmu, teraz wolą luksusy. Ale urok Bahamów to nie to, co zobaczysz tutaj, tylko tam, głebiej.
- Znaczy gdzie? – zainteresował się Marcin.
- Tam, gdzie ludzie rzadko chodzą, gdzie przyroda jest jeszcze nieskażona wpływami cywilizacji.
- Eeee – mruknął rozczarowany – takich miejsc już chyba nie ma.
- A skąd wiesz? Przecież jeszcze nie obejrzałeś całej wyspy. A może na którejś z pozostałych jest właśnie takie miejsce…
- To pójdziemy go poszukać? – zapytał podniecony, a jego oczy zaświeciły się.
- Oczywiście – odparł Bolek ze śmiechem.
- No to chodźmy! – złapał Bolka za rękę i pociągnął do wyjścia.
Niestety wyspa na której wynajęli domek okazała się w pełni zurbanizowana i jak najbardziej nowoczesna. Jednak Bolkowi udało się znaleźć jakiegoś tubylca, który powiedział im o niewielkiej, trudno dostępnej wysepce, gdzie jeszcze nigdy nie stanęła ludzka stopa. Można tam dotrzeć tylko raz w roku, przy pełni księżyca, która przypada dokładnie dzisiaj. Za opłatą, która Bolkowi wydała się strasznym zdzierstwem tubylec zgodził się zawieźć ich tam swoją łodzią. Podobno na tej wyspie bije niewielkie źródełko, którego woda ma magiczną moc: spełnia życzenia zakochanych, dając im szczęście z ukochaną osobą do końca życia. Jednakże droga do źródełka jest niebezpieczna i usiana licznymi pułapkami i tylko nieliczni potrafią przez nie przeprowadzić. A tak się składa, że ten tubylec jest jednym z nich i za „drobną” opłata zaprowadzi ich do źródełka.
Bolek już zamierzał dosadnie wyrazić co myśli o takim zdzierstwie, lecz Marcin szybko wyjął portfel i zapłacił tubylcowi żądaną przez niego kwotę. Po tym obaj wsiedli do jego łodzi i popłynęli na sąsiednią wyspę. Kiedy zeszli na ląd, tubylec zaczął ich prowadzić, lecz w pewnym momencie wykorzystał chwilę, gdy Marcin robił zdjęcie jakiegoś egzotycznego kwiatu i najzwyczajniej w świecie ulotnił się, zanim dążyli się zorientować.
- I co my teraz zrobimy? – Marcin zaczął panikować.
- Spokojnie, jakoś sobie poradzimy – Bolek uspokajająco poklepał go po plecach. – Sami spróbujemy znaleźć to źródełko. Jełki naprawdę istnieje.
- A te wszystkie pułapki o których on mówił? – zaniepokoił się.
- Pewnie wciskał nam kit żeby wyciągnąć dodatkową forsę. Więc nie martw się i chodź.
Ruszyli przed siebie, przedzierając się przez chaszcze i chociaż rozglądali się uważnie to nie znaleźli żadnego źródełka, za to wyszli po drugiej stronie wyspy.
- A więc to jednak było kłamstwo – wyszeptał Marcin, kiedy zobaczył ocean, a z jego oczu popłynęły łzy.
- Ej, czemu płaczesz? – zapytał łagodnie Bolek obejmując Marcina.
- Bo ja chciałem… ja myślałem… - zaczął nieporadnie.
- Tak? – zapytał zachęcająco Bolek.
- Miałem nadzieję, ze spełni moje życzenie i że… odwzajemnisz moje uczucie – wymamrotał ledwo słyszalnie.
- Słucham? – zdziwił się Bolek nie będąc pewnym tego, co usłyszał.
- Przepraszam, nie chciałem tego! – wykrzyknął impulsywnie Marcin. – Ale nawet nie wiem kiedy, zakochałem siew tobie. Byłeś zawsze dla mnie taki miły i cierpliwy… I ja jakoś tak… Przepraszam…
- Nie przepraszaj, głuptasie – powiedział ciepło Bolek. – Za to następnym razem od razu mów co cię gryzie, dobrze?
Marcin popatrzył uważnie na Bolka.
- Ale…
- Ciii – Bolek położył palec na ustach Marcina, a potem delikatnie go pocałował. – Zmarnowałeś tyle czasu, głupolu… - dodał łagodnie, uśmiechając się ciepło.
Marcin patrzył na niego zszokowany.
- Jak to? – nie mógł zrozumieć.
- Zwyczajnie. Też cię kocham. Czekałem tylko na odpowiednią chwilę, by ci o tym powiedzieć. Nie chciałem ci przeszkadzać w pisaniu książki. Myślę, ze teraz chwila jest odpowiednia. Jest piękna noc, gwiaździste niebo nad nami, czysta woda przed nami i zachodzące słońce mieniące się wspaniałymi kolorami.
Marcin spojrzał w stronę zachodzącego słońca.
- Masz rację, to zachodzące słońce jest przepiękne. Szkoda, że nie można tego zatrzymać na zawsze.
- Możesz zrobić zdjęcie. Właściwie to nawet musisz, żeby mieć jakąś pamiątkę po naszym ślubie.
- Ślubie? – Oczy Marcina rozszerzyły się ze zdumienia.
- No chyba nie masz wyjścia po tym jak ci powiedziałem, że cię kocham?
- Jeszcze tego nie powiedziałeś – burknął dziwnie zawstydzony.
- Nie? – zdziwił się. – W takim razie musze to nadrobić. – Złapał Marcina za brodę i podniósł ją do góry, a gdy ich oczy się spotkały, wyszeptał: - Kocham cię – Po czym pocałował Marcina.
- Ja też cię kocham – powiedział Marcin, kiedy już mógł oddychać.
W tym momencie Bolek uklęknął na jedno kolano i zapytał uroczystym głosem:
- Wyjdziesz za mnie?
Marcin już otwierał usta by odpowiedzieć. Lecz nagle poczuł potężne uderzenie w głowę. To spadł kokos z rosnącej w pobliżu palmy i uderzył go na tyle mocno, że zemdlał. Jeszcze tylko jak przez mgłę usłyszał: „Marcin, obudź się”.
- Marcin, gamoniu jeden, obudź się! – Usłyszał o wiele wyraźniej, a po chwili poczuł szarpanie za ramię. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się w swoim własnym pokoju, przed komputerem, a nad nim stoi Bolek krzywiąc się z niezadowolenia.
- Ile razy mam ci powtarzać żebyś nie spał na klawiaturze, tylko w łóżku, pacanie?
- Prze… przepraszam. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
- No tak, ty zasypiasz nad klawiaturą, a ja potem będę cię musiał niańczyć jak ci kręgosłup wysiądzie. Już teraz mam wystarczająco roboty. Spierdalaj do wyra, ale już!
- Dobrze – potulnie pokiwał głową – tylko sobie wszystko zapiszę. Żeby nie stracić.
- A ja za dziesięć minut przyjdę sprawdzić czy leżysz już w łóżku. I jak nie będziesz, to lepiej zmów modlitwę, bo już jesteś martwy – mruknął Bolek i wyszedł.
Marcin spojrzał na otwarty dokument. Widniał tam tekst jego nowej powieści.
„Złapał Marcina za brodę i podniósł ją do góry, a gdy ich oczy się spotkały, wyszeptał: - Kocham cię – Po czym pocałował Marcina.
- Ja też cię kocham – powiedział Marcin, kiedy już mógł oddychać.
W tym momencie Bolek uklęknął na jedno kolano i zapytał uroczystym głosem:
- Wyjdziesz za mnie?”
Zaczerwienił się czytając to i szybko wszystko wykasował. Jednak pisanie romansideł to był głupi pomysł, pomyślał zamykając laptopa. Ma przez to dziwaczne sny. Zdecydowanie głupi pomysł, lepiej zostać przy sensacjach.