Połączeni 19
Dodane przez Aquarius dnia Kwietnia 04 2015 08:16:37


– Nie podoba mi się to – marudził Terrik. Pół leżał na szezlongu i machał z nerwów stopą.
– Co takiego?
– Ten wasz wyjazd. Nie możecie posłać żołnierzy zamiast jechać we trzech i to w dodatku ten dziwny człowiek omal nie zabił Aranela i Rivena.
– Kochanie, boisz się o mnie? – Yavetil ukucnął przed Terrikiem i położył ręce na jego udach. Pochlebiało mu to, jak ten mężczyzna z początku strachliwy, potem zimny za każdym razem otwierał się na niego coraz bardziej. Teraz nawet zaczynał pozbywać się swojej wielkiej dumy i nie uciekał przed publicznym pokazywaniem z kim jest związany. A stało się to od chwili, kiedy biegł do medyka po maść.
– O ciebie? Przecież jesteś niezniszczalny. – Terrik nie nadawał się do walk i takich tam rzeczy, więc nie będzie całej trójce towarzyszył. Bał się, że rozstają się na wiele wschodów księżyca.
– Będę uważał, poza tym jestem wojownikiem. Dano mi do ręki broń zaraz po urodzeniu, umiem się nią posługiwać. – Położył mu głowę na udach, a na niej zaraz wylądowała ręka Terrika.
– Mój wielki, dzielny żołnierz.
– Pokazałbym ci jakiego mam żołnierza, ale muszę wracać do koszar. – Uniósł głowę i poklepał kochanka po udzie.
– Twojego żołnierza to ja już znam. I nie klep mnie, moje udo jest do pieszczenia.
– Słodkie udo. – Wstał i pochylił się, by złożyć pocałunek na policzku partnera. – Muszę wszystko przygotować do drogi. – Od razu spoważniał.
– Ja mam spotkanie z królem i arystokratami. Co tygodniowe rozliczenia, umowy i takie tam. – Terrik westchnął ciężko, ale nie podniósł się, zdecydowany jeszcze chwilę odpocząć. Pożegnał ciepłym wzrokiem kochanka.

***


Usiadł i syknął, po czym ponownie opadł na poduszkę. Skutki tego co działo się w nocy odczuwał dość boleśnie. Przechylił głowę na bok i ujrzał wlepione w niego oczy Asmanda.
– Co się gapisz?
– Boli? – Asmand uśmiechnął się kpiąco.
– To twoja zasługa.
– Nie moja. Kto mi wszedł do łoża?
– A kto mi wsadził... – Nie dokończył czerwieniejąc na policzkach. – Nie śmiej się. – Uderzył go w ramię, kiedy kochanek uwolnił swój długo powstrzymywany śmiech.
– Już dobrze, dobrze. Wstawaj, miałeś iść do pracy, a słońce już wysoko. Nie chcesz jej chyba teraz stracić.
Erkiran zerwał się z łoża powstrzymując jęk i zebrał z podłogi koc, którym się owinął.
– Muszę się umyć i wrócić do domu, wziąć ubrania... – wyliczał szukając wczorajszych rzeczy.
– Uciekasz. – Delreth podszedł do niego całkiem nagi i Erki starał się nie patrzeć na niego poniżej pasa, ale mu się to nie udało. Co nie uszło uwadze mężczyzny. – Jest zmęczony po tym jak go wymęczyłeś, nie bój się.
– Przestań, zawstydzasz mnie. – W świetle dnia wyglądało wszystko inaczej i gdy tylko pomyślał co wyprawiał, kiedy w tym miejscu panowała ciemność zaczynał szybciej oddychać ze wstydu. Nagle znalazł się w ramionach Asmanda.
– Zobaczymy się później albo po powrocie.
– Liczę, że wrócisz i nie uciekniesz. Będę czekał. – Erkiran pogłaskał pierś kochanka. – Muszę iść. Ubiorę się i wykapię w domu. Wolę nie psuć wody klientom gospody.
– Raczej nie chcesz, aby wiedzieli co robiłeś w nocy. Nie przejmuj się. Gospodarze są bardzo dyskretni, dlatego wybrałem to miejsce.
– Żałujesz, że to zrobiliśmy? – Ladrim zmienił temat patrząc uważnie w oczy wyższego mężczyzny.
– Nie chciałem tego. Wiesz kim jestem.
– Ale...
– Daj mi skończyć. Nie żałuję i mam nadzieję, że ty też nie. Gdy się kochaliśmy nie miałem już wątpliwości.
– Co do tego co robimy, czy do nas? Wybacz. Nie powinienem był pytać. – Odsunął się i wdział na siebie spodnie.
– Nie nadaję się do związku.
– Przeciwnie. Nadajesz i zastanów się nad tym, bo ja bardzo bym chciał. – O bogowie o czym on mówi? Nie może się zamknąć? Zarzucił na siebie koszulę i naciągnął na nogi buty.
– Uciekasz. – Chciał go zatrzymać. – Erki.
– Nie uciekam. Tylko nie powinienem był pytać, to tak jakbym się napraszał.
– Ależ napraszaj się, napraszaj. – Chwycił go w ramiona i mocno pocałował. – Teraz możesz uciekać. Przed podróżą chcę cię zobaczyć – rzekł Asmand zanim go puścił.
– W nocy było naprawdę wspaniale – powiedział Erkiran i będąc już ubranym opuścił komnatę.
Asmand podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Chwilę później ujrzał idącego chłopaka w stronę swojej dzielnicy. Naprawdę nie żałował tej nocy i nie miał na myśli cielesnego połączenia z nim.

***


Po odwiedzeniu pastwisk Riven i Aranel zatrzymali się przy ludziach pracujących na polu zboża, a żniwa były już w pełni. Aranel słyszał szelest koszonego zboża, latające wysoko na niebie skowronki, które przyśpiewywały wesoło pracującym żniwiarzom, gdzieś w trawach nieopodal grały świerszcze, a lekki wietrzyk igrał sobie wśród tego wszystkiego. Młody książę kochał takie chwile, a w połączeniu z ogrzewającym go słońcem, były bezcenne. Wiedział, że jest obserwowany przez partnera i w połączeniu ze wspomnieniami ponownie rumienił się, co skutecznie zrzucał na coraz większy upał.
– Jak miło widzieć wasze książęce mości. – Podszedł do nich jeden z zarządców i ukłonił się. – Właśnie przygotowujemy się do przerwy, kobiety już ustawiają mleko, wodę i jedzenie, może się się do nas przyłączycie?
– Z radością, Mardil, dotrzymamy wam towarzystwa. – Riven przyjął zaproszenie, ponieważ odmawiając zrobiłby afront, a i lubił tych ludzi. Za dobre traktowanie odwdzięczali się tym samym, chociaż zdarzały się wyjątki, i można było wśród nich odpocząć oraz nasłuchać się wielu opowieści jakie krążyły wśród ludzi od wielu pokoleń. Poza tym widział podekscytowanie Aranela na słowa zarządcy. Wielu innych książąt z pozostałych krain nie bratało się tak z parobkami, ale nie Riven. On zawsze było blisko ludzi i nie zamierzał tego zmieniać. Wiedział nawet komu ostatnio urodziło się dziecko i kto w przyszłym miesiącu tuż po pełni księżyca zawrze ślub. Znał tych ludzi i ich kochał.
– Chodź, Aranelu usiądziemy na kocu, napijemy się zimnego mleka i wysłuchamy wielu zabawnych historii.
Riven zaprowadził męża na położony na ziemi koc w cieniu mendla ułożonego z kilku snopów. Usiadł tak, żeby Aranel mógł się o niego oprzeć, gdyby zechciał. Zaraz do rąk zostały im podane gliniane kubki napełnione mlekiem, które było chłodzone w ukrytych pod ziemią komorach.
Aranel napił się i westchnął. To przypominało mu odwiedziny robotników w czasach dzieciństwa, kiedy chodził na pola razem z mamą.
– Bardzo dobre – powiedział. Słyszał, że więcej osób się do nich przysiada i opowiadają ile jeszcze do wieczora wykoszą. Niektórzy, szczególnie kobiety, chwalili jego urodę i podkreślali, jak bardzo cieszą się, że ktoś tak dobry został mężem ich księcia. W takich chwilach Adantin uśmiechał się i dziękował, że został dobrze przyjęty do społeczności. Naprawdę zaczynał się tutaj dobrze czuć, a było mu jeszcze lepiej na myśl, że pomiędzy nim i Rivenem wszystko szło ku dobremu.
Natomiast Riven był zadowolony, że jego mężowi podoba się wyprawa i spędzany razem czas. Powinien zająć się swoimi obowiązkami, ale zawsze mógł powiedzieć ojcu, że właśnie to robił. Przecież dogląda prac polowych. Chciał ten dzień spędzić z mężem, gdyż nie wiedział jak długo potrwa wyprawa i co może ich spotkać. Mogli dać temu spokój, ale znał takich ludzi, nie poprzestaną na jednej próbie zabicia, tylko będą próbować do skutku i pewnego dnia może w mieście pojawić się ktoś, kto naprawdę dopnie swego celu.
– Inelem – zwrócił się do młodej dziewczyny, najgłośniejszej z towarzystwa – opowiedz, tę historię, którą znasz od babki.
– Tą o romantycznym porwaniu jej matki przez przyszłego małżonka, panie?
– Zdecydowanie tą. – Rozsiadł się wygodnie i objął jedną ręką Aranela, by ten mógł swobodnie oprzeć się o jego pierś, co mężczyzna zrobił i był tak blisko, że Riven mógł czuć jego zapach wymieszany teraz ze słońcem.
– To było dawno, dawno temu... – zaczęła dziewczyna i wciągnęła wszystkich w historię.

***


Erki wpadł do domu w biegu ignorując szczypanie w strategicznym miejscu. Zastał obu braci przy grze, którą sam zrobił. Za planszę służyła kwadratowa tektura, pola do gry narysował skrobiąc po niej piórem, a za pionki służyły guziki.
– Jedliście?
– Do tej pory? Cały czas przygotowywałeś to przyjęcie? – zapytał Leto.
Erki miał wrażenie, że chłopak wie, co on robił w nocy. Nie chciał go okłamywać.
– Sądziłem, że wrócisz z rana – kontynuował swoje śledztwo najstarszy z braci, szczególnie gdy widział, że Erki ma założoną koszulę na lewą stronę, a na szyi ślad po zębach.
– Nie byłem w pałacu. To znaczy byłem, ale potem... – Usiadł powoli, co upewniło Leteno w tym, co porabiał jego brat. – Muszę ci wiele powiedzieć i nie wszystko ci się spodoba.
– Masz swoje życie, nie jesteś dzieckiem i nie mam prawa cię kontrolować – odpowiedział szybko.
– Ja nie mam prawa cię okłamywać, jakbym robił coś złego. – Erkiran spojrzał na Kala. – Proszę, zostaw nas samych.
Chłopiec położył karty, które wyznaczały o ile pól do przodu może się posunąć.
– Nie będę was podsłuchiwał, ale nie rusz guzika, wiem, który jest na jakim polu – zastrzegło dziecko i wyszło do pomieszczenia sypialnego.
– Widzę, że to poważna sprawa. – Leteno założył ręce na piersi. – Byłeś z Delrethem, jak rozumiem?
– Byłem.
– Spałeś z nim? Nie wypieraj się, chyba że ktoś inny cię tak oznaczył. – Wyciągnął rękę i przesunął palcem po szyi brata.
– Tak, to był on. Z tymże nie o tym chcę rozmawiać. Wcześniej zdarzyło się coś więcej.
– Więcej, niż to, że mój braciszek stracił cnotę? – Leto oparł się łokciami o stół nachylając w stronę chłopaka. Starał się ukryć swoje uczucia, co do tego czego się właśnie dowiedział.
– Asmand jest kimś komu się płaci za zabicie kogoś.
– Domyśliłem się, że to zabójca. Jak myślisz czemu chciałem, aby mi pomógł odnaleźć morderców naszych rodziców? Wie czego szukać, jak.
– Nie wiesz, co on tu robił...

Wiele czasu później, gdy Erki poszedł się myć i myślał, jak ubłagać kucharkę, by nie wyrzucała go z pracy, Leteno krążył po kuchni próbując poukładać sobie wszystko w głowie. To co usłyszał, było niewiarygodne. Do tego podziwiał brata za taką odwagę. Jego samego niewiele obchodziły książęce tyłki, których on sam też nie obchodził, w sumie przecież nie znali go, i zapewne nie odwiódłby Delretha od wykonania zadania. To go coraz bardziej upewniało w tym, że Erki ma lepsze serce od niego.
– Nadal to roztrząsasz? – Ubrany w świeże ubrania Erkiran pojawił się w kuchni.
– Trudno przejść nad tym do porządku dziennego.
– Wiem. Biegnę do pałacu.
– O której wrócisz? Chciałbym wyjść wieczorem – poinformował Leteno.
Erkiran bardzo chciał się spotkać z Asmandem, ale wiedział, że nie może więzić brata w domu z Kalem. Coraz bardziej frasowało go to, że Kal nie chce wyjść z domu. Musi poszukać dla nich czterech ścian gdzieś w mieście, ale to będzie zależało od tego, czy nadal ma pracę.
– Wrócę na czas. Tylko mam nadzieję, że nie idziesz do swoich kolegów, którzy tak naprawdę nimi nie są.
– Erki, ty mój głosie rozsądku – położył ręce na ramionach brata – tym razem mam coś innego do załatwienia. Idź już. – Podał mu kurtę i wypchnął za drzwi. – Kal, chodź dokończymy grę – zawołał chłopaczka.

***


Wieczorem nad miasto napłynęły chmury, ale z żadnej z nich nie spadła kropla deszczu, co mogło ochłodzić trochę duszne powietrze, ale Leteno to nie przeszkadzało. Skręcił z głównej ulicy w stronę swego celu i zanim wszedł do budynku zastanowił się, czy naprawdę chce o to prosić tego człowieka. Podjął decyzję tuż po wejściu do gospody. Asmanda zobaczył od razu. Mężczyzna siedział przy jednym ze stołów i pił piwo, jego oczy spoczęły na Leteno. Chłopak podszedł do niego.
– Wiem, kim jesteś – szepnął – nie przeszkadza mi to. Nawet lepiej, bo ktoś taki jak ty wie co, gdzie i jak szukać kogoś kto zapadł się pod ziemię.
– O co ty mnie prosisz?
– Pomóż mi znaleźć morderców moich rodziców.
Asmand uniósł wysoko brwi słysząc prośbę. Nie tego się spodziewał. Widząc go, bardziej oczekiwał, że obrzuci go plugastwami wypominając sytuację z bratem. Tym bardziej, że domyślał się jego tajemnicy.
– Pomóc? Skąd mam wiedzieć, że mi się to opłaci?
– Jak nie dla mnie, zrób to dla Erkiego – rzekł Leteno studiując twarz mężczyzny. Sam nie odmówiłby mu spotkania w łożu.
– Skąd wiesz, że dla niego coś zrobię?
– Będzie to dowód, że ci na nim zależy lub nie.
– Fakt, to dobry argument.
– Jaka jest twoja decyzja? – zapytał Ladrim.


***


– I dopiero teraz mi o tym mówisz?! – ryknął król Saeros. – Cały dzień bawiłeś się z mężem w zwiedzanie pól, unikając obowiązków i teraz wiem dlaczego! Jak śmiałeś nie powiedzieć, że był na niego, w sumie na was, zamach!
– Wybacz, ojcze. – Riven okazał skruchę opuszczając głowę w dół. Źle zrobił nie informując wcześniej króla o całym zajściu, ale musiał zwlekać z tym, ponieważ dzięki temu ojciec nie zdąży przygotować wielkiej wyprawy. Trzech ludzi będzie mniej rzucało się w oczy, niż pół kawalerii i więcej osiągnął.
– I cały ten, morderca jest teraz na wolności i może ponownie wam zagrozić! – Uderzył pięścią w biurko.
– Wierzę mu.
– Wierzysz? Zaczynasz nie myśleć nad konsekwencjami. Synu, jesteś księciem, nie możesz od tak wyruszyć w nieznane i szukać... nawet nie wiesz kogo.
– Pojadę nie jako książę, tylko zwykły podróżnik, tak samo jak dowódca Galdor. Poza tym jesteśmy doskonale wyszkoleni i damy sobie radę.
– To nie przystoi księciu! – Nie ustępował król. – A ty nic nie powiesz? – zwrócił się do Dantego Elesnara.
– Ciężko mi się z nim nie zgodzić – mruknął Dante. Jego wielka postura górowała nad oboma mężczyznami. – Trójka podróżników nie będzie rzucać się w oczy.
– I ufacie temu mordercy?!
– Nie ojcze, ale jak powiedziałem wierzę mu. Proszę przekaż moje obowiązki komuś innemu i nie zostawcie Aranela samego – poprosił.
– Sądzisz, że pod twoją nieobecność, twój mąż zostanie odepchnięty? Przecież to my go pierwsi przyjęliśmy, a ty...
– Tak, ojcze, wybacz proszę. Nie to miałem na myśli.
– Naela, skutecznie uprzyjemni mu dni. Odkryła, że twój mąż zna się na kwiatach i ziołach – mówił Dante – także zielarz Haialdar będzie miał dla niego zajęcie. Do tego nie są ważne oczy, bardziej nos, a jak już zdążyłeś zauważyć, Adantin ma dar do kwiatów. Zapewniam, że pół dnia spędzi pracując, o czym go Naela poinformowała, jak tylko wróciliście do pałacu.
– Tak, wiem, bardzo się ucieszył, jednakże nie chcę by się zamartwiał...
– Synu, on nie mieszka tu od dzisiaj, jest lubiany i każdy chętnie dotrzyma mu towarzystwa – powiedział już spokojnie król. – I muszę przyznać, że jestem dumny z ciebie. Obawiałem się tego związku i twojej postawy. Tymczasem układa się wam, co mnie cieszy. Możecie odjeść. Co do twojej wyprawy, synu, zgadzam się. – Odprawił obu mężczyzn i zasiadł za biurkiem wyciągając czysty pergamin, chciał napisać list do króla Adantina, że jego syn ma się znakomicie i, że Riven dobrze się nim zajmuje.

***


Riven wrócił do komnaty i zastał Aranela śpiącego. Cały dzień musiał go zmęczyć, więc nie dziwił się mężowi. Zanim sam przygotował się do snu sprawdził jeszcze spakowane rzeczy i powiódł wzrokiem po twarzy partnera. Długo jej nie zobaczy. Droga do Noir nie potrwa jeden dzień. Pochylił się nad mężem i ucałował go w czoło.
– Śpij... kochanie. – I po raz pierwszy poczuł, że nie chce wyjeżdżać, ale to był jego obowiązek, który na siebie narzucił. Nie mógł ryzykować, kolejnego zabójcy na karku.

***


– Co powiedziałeś? – zapytał Terrik odstawiając pusty kielich po winie na parapet okna przy którym stał.
– Wiesz, jak już weźmiemy ślub, będziesz idealną żoną – stwierdził Yavetil prowokująco.
– Masz mnie za kobietę w tym związku? – Zbliżył się do niego jak drapieżnik. Galdor się cofnął, a on podążył za nim. Krok do tyłu jednego oznaczał krok do przodu drugiego.
– Ostatnio nawet twoje gesty przypominają płeć przeciwną. – Zatrzymał się gdy natrafił na brzeg łoża i nie miał już drogi ucieczki.
– Jestem mężczyzną nie kobietą i zaraz ci to pokażę. – Popchnął Yavetila na pościel i łapiąc jego nadgarstki umieścił je nad głową mężczyzny. Usiadł okrakiem na jego udach.
– Co ty mi możesz pokazać, hrabio? – Wyszczerzył się.
Terrik już nic mu nie odpowiedział tylko zabrał się za całowanie swego mężczyzny i nie robił tego z nutą delikatności. To co się działo można było podłączyć pod męski, drapieżny pocałunek, na który Yavetil zamruczał z aprobatą, nie próbując się wyrywać. Miał dziś ochotę na uległość, a do tego Terrik nie raz musiał być właśnie sprowokowany. Wygiął się, kiedy pocałunki obsypały jego szyję, a jedna z dłoni, która nie trzymała jego nadgarstków zaczęła rozpinać koszulę odsłaniając pierś. Przy tej czynności palce Melisiego łaskotały go po skórze dając tym samym miłe wrażenia.
Terrik zszedł z niego i drżącymi dłońmi zdjął jego spodnie męcząc się przy tym, ponieważ wąski materiał nie bardzo miał ochotę opuścić nogi Yava. Mężczyzna zawarczał pozbywając się tkaniny i obrzucając partnera coraz bardziej spragnionym wzrokiem.
– Na razie mnie tylko rozebrałeś. Sam jesteś owinięty w ten swój kokon łaszków. Nie widzę czy jesteś mężczyzną – podkreślił ostatnie słowo i chciał się unieść, ale natychmiast został ponownie przyparty do pościeli.
– Leż. Ty nie musisz widzieć, wystarczy, że poczujesz – powiedział Terrik trącając nosem jego nos, a potem cmokając go. Następnie pocałował jedno oko i drugie sprawiając, że Yavetil zamknął powieki. – Nie otwieraj ich, bo nic nie dostaniesz – szepnął Melisi, gdy dotarł do ucha i polizał je przeciągle. Ponownie zaczął obsypywać pocałunkami kochanka nie poprzestając na szyi, jak najszybciej znalazł się ustami przy sutku i possał go na tyle mocno, że wywołał u kochanka sapnięcie. Znał Yavetila, mężczyzna nie lubił, by obchodzono się z nim delikatnie, kiedy się oddawał. Zawsze chciał czuć, że ma nad sobą i w sobie prawdziwego mężczyznę, który wie co ma robić i jak go brać.
Galdor czuł usta, język i ręce kochanka na swym ciele, te przemieszczając się szybko po nim rozsyłały przyjemność wzbudzając coraz większą rozkosz. Tak dużą, że zapragnął więcej i kiedy już miał o to poprosić nagie ciało partnera opadło na niego.
– Czujesz? – Terrik docisnął się biodrami do jego uda.
– Czuję, ale to i tak mało. – Zagryzł wargę.
– Uwielbiam jak to robisz. – Rozsunął Galdorowi nogi i ulokował się pomiędzy nimi. – I to mnie rozpala, Yav. To jak chcesz być wzięty. To, że pragniesz mnie poczuć sprawia, że mam ochotę dojść na samą myśl o tym – mówił opierając czoło o jego czoło. Rude kosmyki opadły na twarz leżącego na plecach mężczyzny zasłaniając go pachnącą rumiankiem kurtyną. Poczuł ręce Yava na swoich pośladkach, na które nacisnął tak mocno, że członek Melisego naparł na penisa żołnierza.
– Czuję, jak mnie chcesz, więc nie baw się zbytnio. – Patrzył roziskrzonym wzrokiem na Terrika, wręcz błagając go o to czego chciał. Nie pragnął pieszczot, potrzebował więcej.
– Niecierpliwy jesteś. – Wychylił się do małej szafeczki i wyciągnął mazidło. Otworzył słoiczek a po komnacie rozszedł się słodki zapach magnolii.
– I kto to mówi. – Przejechał paznokciami po plecach Terrika, a ten wygiął się ku temu doznaniu. Patrzył, jak kochanek zatapia palce w śliskiej substancji i zamiast je wyjąć, bawi się kremem. Yav miął ochotę jęknąć, a tylko uniósł biodra w górę. Już w wyobraźni czuł, jak zatapiają się w nim. Uwielbiał być na górze, w Terriku, ale czasami potrzebował przestać myśleć i zostawić wszystko w rękach partnera. W ten sposób odpocząć skupiając się tylko na swoich pragnieniach.
– Połóż się na brzuchu. – Usłyszał Yavetil i z radością przyjął propozycję. Gdy jego penis dotknął ciepłej pościeli, mężczyzna ponownie poruszył biodrami. – Jeszcze raz to zrobisz, nic nie dostaniesz. Sam chciałeś przejść do rzeczy i nie pozwoliłeś mi się nim zająć, więc leż grzecznie – warknął ostrzegająco Melisi.
– Kocham, jak tak mówisz, a twoje usta pobawią się nim innego razu. Wtedyyyy... – Już nie był w stanie nic powiedzieć, albowiem dostał to na co czekał. Najpierw jeden palec, potem dołączył do niego drugi rozgrzewając go mocniej. W niedługim czasie potrafił już tylko błagać.
Terrik widząc go takim rozognionym wsuwał w niego palce do czasu, aż sam nie potrafił wytrzymać napięcia. Oczekiwanie sprawiało, że nie wypieszczony członek zaczynał boleć. Cały czas rysował językiem mokre ślady na plecach kochanka wzmacniając wszystko to, co mu dawał, gdyż Yavetil miał bardzo wrażliwy kręgosłup. Nasmarował swój członek mazidłem i klęcząc nad złożonymi nogami mężczyzny i lekko uniesionym tyłkiem rozsunął palcami jego pośladki. Wejście kochanka tylko czekało na niego całe mokre, otwarte, więc nakierował się na nie pocierając najpierw główką o nie i okrążając nią okolice. Nadal mając jego uda pomiędzy swoimi klęczącymi zaczął powoli wsuwać się w niego. Ta pozycja nie dawała Galdorowi zbyt wielkiego ruchu, więc tylko on sam mógł kierować ich cielesnym połączeniem.
Dobił się w niego do końca, nie ruszając się dopóki nie odgonił od siebie szczytowania, a kochanek nie przyzwyczaił się do niego. W chwili, gdy położył się na mężczyźnie wprawiając swoje ciało w ruch i mógłby świat walić się, to nie przestałby tego robić. Ruszał się w nim powoli przyklejając się szczelnie do jego pleców.
– Cudownie ciasny – wyszeptał Yavetilowi do ucha i pocałował je. Ten powolny rytm podobał się im obu, ale nie trwał długo, gdyż paląca gorączka chciała sama posterować ich cielesnymi przeżyciami.
– Mocniej! – krzyknął Galdor unosząc kochanka na swym ciele, kiedy ten trafił w najczulszy punkt. I dostał to czego chciał. Terrik uniósł się z niego i ustawił ich tak, że Yav mógł się na nim sam poruszać, jednocześnie otrzymując pchnięcia. Znaleźli wspólny rytm, co trudne nie było, znali się przecież całe lata i mogli dawać sobie wzajemnie wszystko, wyczuwać czego druga osoba pragnie. Yav wypychał biodra w stronę kochanka oddając się w pełni. Cały dygotał wbijając palce w pościel i ściskając ją coraz mocniej.
– Cudownie Yav, ale nie wytrzymam dłużej. – Sięgnął między jego nogi, drugą ręką łapiąc go za ramię, i złapał w stalowy uścisk jego członek.
– Nie czekaj na mnie, o tak Terrrr, właśnie tak. Szybciej. – Był już blisko, ale zanim biała substancja wystrzeliła z niego, dostał w siebie nasienie kochanka i to poprowadziło go ku szczytowaniu.
Melisiemu wirowało w głowie po tym co przeżywał i poczuł, jak członek partnera pulsuje w jego dłoni, więc poruszył nią mocniej, a wtedy palce zalała gorąca substancja.
– Bardzo cię kocham, Yav. – Objął go w pasie i przytulił się. Jak nastanie ranek będzie musiał się z nim pożegnać. Nie na zawsze, ale długie rozstania go bolały.
Galdor wymęczony roześmiał się serdecznie na te słowa. I odpowiedział tym samym. Opadł całym ciałem na pościel mając ochotę już tylko spać.
– Jak ty będziesz jutro siedział na koniu? – Padło pytanie Terrika, który położył się obok.
O tym Yav nie pomyślał wcześniej.
– Poradzę sobie, nie byłem dziewicą, kochanie. – Zgarnął narzeczonego w ramiona. Nie miał ochoty się myć, chciał tylko spać i po raz kolejny dostał to czego pragnął, tym razem spokojny sen.