Wierszokleta 9
Dodane przez Aquarius dnia Marca 15 2015 08:47:51


Nadeszedł ranek. Bolek obudził się. Chwilę jeszcze leżał delektując się ulatującymi resztkami snu, zanim przekręcił się na plecy i przeciągnął. Nie wiedział czemu, ale obudził się w wyjątkowo dobrym humorze. Poszedł do łazienki. Wyszedł ubrany w same bokserki, wycierając ręcznikiem włosy.
- O, już wstałeś? Co tak wcześnie? – zapytał patrząc na Marcina. Ten leżał na plecach, przykryty aż pod szyję i wpatrywał się uważnym spojrzeniem w Bolka. – To gdzie chcesz dzisiaj iść? – zapytał Bolek siadając na łóżku. Nie otrzymał odpowiedzi, więc przerwał suszenie włosów i odwrócił się. Pochylił się do przodu, podpierając ręką w pobliżu Marcina. Ten z nagłym przestrachem w oczach podciągnął kołdrę aż pod sam nos.
– No, co tak milczysz? Gdzie chcesz dzisiaj iść? – Marcin coś wymamrotał. – Mów głośniej, bo nic kompletnie nie rozumiem. I zostaw w spokoju tą kołdrę. – Złapał kołdrę, chcąc odsłonić twarz blondyna, jednak ten nagle pisnął przerażony, szarpnął ją i podskoczywszy usiadł, a potem odsunął się jak najdalej mógł, wciąż zakrywając się kołdrą.
- A ty co, zdurniałeś? – zdziwił się Bolek.
Marcin przecząco pokiwał głową.
- Coś ci się śniło? – indagował dalej Bolek.
Kolejny przeczący ruch.
- Więc co takiego?
- Nic – wybąkał niepewnie Marcin, wciąż uważnie śledząc każdy ruch rozmówcy.
- No to świetnie. To gdzie w końcu chcesz dzisiaj iść?
- Do domu. Chce wracać do domu.
- No co ty? Przecież jesteśmy na wakacjach.
- Ale już chcę do domu.
- I co tam będziesz robił? Pewnie pisał kolejną książkę, co? – skrzywił się.
Marcin niepewnie pokiwał głową.
- Człowieku, ty chyba chcesz mnie wkurzyć, co?
- Chcę wracać do domu. Już mi się tu nie podoba.
- Wiesz, zachowujesz się jak rozpuszczony bachor – warknął Bolek. Marcin nic nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w niego uważnym spojrzeniem. Westchnął. – Jak chcesz. Możemy wracać jeszcze dzisiaj, ale nie wiem o której mamy pociąg. Idź się umyj, a ja spakuję torby. Potem pójdziemy poszukać jakiejś kafejki internetowej i sprawdzimy połączenia.
Marcin pokiwał twierdząco głową, po czym wyszedł z łóżka i wciąż obserwując Bolka poszedł do łazienki. Kiedy w końcu z niej wyszedł, Bolek siedział na łóżku, a przed nim stały ich torby.
- A gdzie laptop? – zapytał Marcin.
- W twojej torbie. Jesteś pewien, ze chcesz wracać? Jeszcze wczoraj świetnie się bawiłeś.
- Ale już nie chcę. Chcę wracać do domu.
Bolek westchnął.
- No dobra. To chodźmy najpierw na śniadanie, a potem do kafejki.
Wyszli z pokoju. Przez całą drogę Marcin szedł kilka kroków za Bolkiem, przez cały czas uważnie go obserwując. Podczas posiłku Marcin siedział dziwnie zamyślony, jednakże Bolek nie dociekał, co jest tego przyczyną, sądząc, że głowę zaprząta mu ta nieszczęsna książka w pisaniu której mu przeszkodził.
Kafejkę internetową znaleźli dosyć szybko. Także pociąg do Warszawy. Okazało się iż będzie za godzinę.
- Co ty na to żebyśmy się już wymeldowali, kupili bilety i jakieś jedzenie na drogę i usiedli przy jakiś lodach zanim pociąg nadjedzie? – zapytał Bolek kiedy już wyszli z kafejki internetowej.
- Dobry pomysł – odparł z roztargnieniem Marcin i ruszył przed siebie.
- Uważaj! – krzyknął nagle Bolek i złapawszy za koszulkę pociągnął silnie do tyłu.
- Co się stało? – pisarz był wyraźnie spanikowany.
- Uważaj jak łazisz – warknął Bolek przyciskając go mocno do siebie. – Wlazłbyś pod samochód.
Dopiero teraz Marcin zauważył, że stoją na brzegu chodnika, a przechodnie gapią się na nich.
- Wy… wybacz, zamyśliłem się – wybąkał Marcin zmieszany.
- Nosz kurwa, Marcin! Zamyślaj się w domu, a nie jak masz przejść przez ulicę! – W końcu puścił blondyna. – Ty masz pięć lat czy co?
- Nie, trzydzieści – odparł niemrawo Marcin, czerwieniąc się i uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- No to się zachowuj jak na trzydziestolatka przystało! - Tamten tylko potulnie pokiwał głową. – Idziemy! – Złapał Marcina za rękę i pociągnął, lecz ten wyszarpnął się. Bolek już chciał coś warknąć, gdy Marcin szybko powiedział:
- Już będę uważał, nie musisz mnie prowadzić za rękę.
Bolek tylko sapnął i ruszył przed siebie. Wrócili szybko do hotelu i załatwili wszelkie niezbędne formalności. Także zakup prowiantu na drogę poszedł im gładko. Na szczęście Marcin zgadzał się na wszystko, co proponował Bolek, znowu błądząc gdzieś myślami. Jednak koncentrował się gdy wymagała tego sytuacja, więc Bolek nie miał powodów by na niego warczeć. Zresztą złość zdążyła mu przejść jeszcze zanim doszli do hotelu.
Zostało im jeszcze pół godziny do odjazdu pociągu, więc postanowili usiąść w niewielkiej kawiarence znajdującej się na głównej hali dworce i spróbować oferowanych dam deserów.
- Strasznie usypiający ten krajobraz za oknem – powiedział Marcin po jakiejś półgodzinie jazdy.
- To śpij. Zdążysz się obudzić zanim dojedziemy. A jak nie, to ja i tak nie będę spał. – stwierdził Bolek znad książki.
– Ale siedzenia są takie niewygodne. Ciekawe jak niewygodne muszą być te z drugiej klasy skoro nasze są takie. – Jak zwykle przy kupnie biletu Marcin nawet nie mrugnął okiem na cenę, tylko wziął miejsca w pierwszej klasie.
Bolek nic nie odpowiedział na to marudzenie, tylko zamknął książkę, położył ją na stoliku i przesiadł się obok Marcina. Ten popatrzył na niego niepewnym wzrokiem. Jednak Bolek nie zrobił nic podejrzanego, tylko uśmiechnął się ciepło i wyciągając rękę w stronę blondyna powiedział:
- W takim razie chodź, oprzyj się o mnie. Tu ci na pewno będzie o wiele wygodniej.
Marcin przez chwilę patrzył nieufnie na Bolka, lecz widząc jak tamten przez cały czas uśmiecha się ciepło, przełamał opór i oparł głowę o jego ramię. Chwilę potem poczuł obejmująca go rękę. Spiął się, lecz nic więcej się nie stało.
- I jak? – zainteresował się Bolek.
- Masz rację, wygodniej – odparł rozluźniając się. – Jesteś miękciejszy nawet od poduszki.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- Więc śpij – powiedział cicho głaszcząc niezdarnie blondyna po głowie. – Jak będzie trzeba to cię obudzę.
Marcin tylko mruknął coś niezrozumiałego i zamknął oczy. Chwilę potem można było słyszeć jego miarowy oddech, a Bolek śmiał się w duchu rozbawiony, jak szybko potrafi on usypiać. Ostrożnie sięgnął po książkę, przekręcił się trochę, by im obu było wygodnie i zatopił się w lekturze.
Po dojechaniu na miejsce wzięli taksówkę, która zawiozła ich szybko do domu.
- Dobra, sprawdzę stan lodówki i zrobię coś do jedzenia na szybko. – stwierdził Bolek, kiedy już znaleźli się w mieszkaniu. – Wytrzymasz jeszcze?
- Nie jestem głodny – wybąkał Marcin. – Wolałbym… - zawahał się i spojrzał badawczo na rozmówcę.
- No?
- Wolałbym się wziąć za pisanie.
- Skoro musisz to idź, ale i tak zrobię coś do jedzenia. Najwyżej będzie to taki późniejszy obiad, albo, jak wolisz, wcześniejsza kolacja.
Marcin pokiwał twierdząco głową i szybko wyciągnął laptopa z torby. Jeszcze szybciej zniknął w swoim pokoju. Bolek tylko westchnął ciężko. Zaniósł obie walizki do łazienki z zamiarem włączenia prania. Jednak kiedy już się tam znalazł, stwierdził, że pranie może poczekać, kąpiel nie.
Po odświeżającej porcji bąbelków czuł się jak nowonarodzony i z zapasem nowych sił wziął się za prace domowe. Najpierw wstawił pranie, a potem zrobił przegląd lodówki. Parę produktów zdążyło się niestety zepsuć, parę skończyło się jeszcze przed ich wyjazdem, ale z racji, ze wyjeżdżali, darował sobie zakupy. Teraz będzie musiał iść. Przed wyjściem zaszedł do sypialni pisarza.
- Marcin, idę do sklepu, chcesz coś? – zapytał, lecz standardowo nie otrzymał odpowiedzi. Podszedł więc i położył rękę na ramieniu blondyna. Ten aż podskoczył i popatrzył na intruza przerażonym wzrokiem. – Idę do sklepu, chcesz coś? – powtórzył cierpliwie Bolek.
- Nie… - odparł niepewnie. – Chyba nie.
- To jak byś zmienił zdanie, to zadzwoń.
Marcin pokiwał głową i wrócił do pisania, jednak kiedy tylko za Bolkiem zamknęły się drzwi, palce przestały biegać po klawiszach. Przed oczami stanęła mu scena z hotelu, gdy Bolek całuje go. Mocno i namiętnie. Nie, potrząsnął przecząco głową, to wcale nie był namiętny pocałunek. On po prostu chciał go uciszyć, był wściekły i rozespany i nie zastanawiał się nad tym, co robi. Jeśli tak, to dlaczego to tak bardzo rozpaliło uśpione uczucia? Dawno temu, kiedy został tak podle zdradzony, kiedy przekonał się, że „kocham” to tylko puste frazesy, tak łatwo przez wszystkich rzucane, postanowił, że nigdy więcej już nie poczuje nic cieplejszego do nikogo innego. Bo to tylko niszczy, zabija powoli, znęcając się przez cały czas nad rozpaczającą duszą. Postanowił całym sobą poświecić się pisaniu, skupić się tylko na tym i doprowadzić to do perfekcji zagłuszając wszelkie uczucia. I udawało się to do tej pory. Ludzie wokół niego szybko się zmieniali, uważając go za odludka i dziwaka, a jemu to odpowiadało. Dopóki nie pojawił się Bolek. Na początku myślał, ze jak inni zrezygnuje dość szybko. Jednak on uparcie tkwił przy nim. Nawet nie traktował go jak niedorozwiniętego umysłowo. Bo oni wszyscy tak właśnie do niego podchodzili. Jak do zgniłego jajka. Zgadzali się na każdą jego zachciankę, byleby tylko go nie zdołować, nie doprowadzić do tego, co już kiedyś przeżył. Nawet Marta, chociaż cisnęła go i męczyła, to jednak potem mu to w dwójnasób wynagradzała. Bo jak każdy miała wyrzuty sumienia, które chciała zagłuszyć. Oni wszyscy… Wszyscy z wyjątkiem Bolka. On od początku był inny. Był miły, uśmiechał się, ale też i krzyczał. Nie traktował jak jajko. I chociaż krzyczał i złościł się, w jego zachowaniu było coś takiego, co sprawiało, że nie zdając sobie z tego sprawy, polubił go. Poczuł się bezpieczny i szczęśliwy. Tylko czy nie za szybko? A co, jeśli znowu będzie cierpieć? Czy powinien mu powiedzieć o swoich uczuciach i rozterkach? Wstał i podszedł do drzwi, jednak cofnął rękę tuż od klamki. I co mu właściwie powie? „Bolek, chyba cię kocham”? Nie, po takim czymś go tylko wyśmieje. Cofnął się od drzwi. Podszedł z powrotem do biurka i usiadł lecz szybko wstał i zaczął chodzić po pokoju. A jeśli Bolek nie jest gejem? Przecież była ta dziewczyna w Szczecinie, jak ona miała na imię? Karolina? Przecież widział jak na nią patrzył, jak pożerał ją wzrokiem. Dlaczego więc go wtedy pocałował? I to tak… namiętnie? Jeśli faktycznie chciał go uciszyć, to nie mógł tego zrobić inaczej? A może jednak on coś do niego czuje? Co wobec tego powinien robić? Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Tak bardzo chciałby go spytać, ale boi się, że gdy powie mu prawdę, on odejdzie. I już nie będzie miał okazji poczuć tego jego przyjemnego ciepła, czułości, zobaczyć uśmiechu.. Nie, musi zdusić to uczucie zanim na dobre się rozwinie. Musi traktować Bolka jak wszystkie inne gosposie przed nim. Tylko wtedy będzie mógł z nim zostać i go nie znienawidzi. Musi przestać o nim myśleć, skupić się na pisaniu. Tak, to jest to! Będzie pisał jeszcze więcej, aż w końcu znowu zobojętnieje na wszystko. Tak! To jest dobry pomysł! Pokrzepiony ta myślą wstał z łóżka i udał się do łazienki. Nagle naszła go ochota na kąpiel z bąbelkami.
Odkręcił wodę i zaczął się zastanawiać nad olejkiem. Tyle buteleczek, tyle zapachów, który z nich wziąć? Otwierał po kolei każdy flakonik i wąchał jego zawartość, lecz wszystkie one wydawały mu się jakieś takie… niepełne, jakby im czegoś brakowało. Nagle natrafił na butelkę, która wydała mu się idealna. Zamknął oczy i wciągnął zapach. Tak, ten jest idealny, czuć z niego harmonię, spokój i to coś, co trudno było określić, a co dopełniało całości. Otworzył oczy i przeczytał etykietę.
- Zielone jabłuszko. Podoba mi się. – Uśmiechnął się i wlał olejek do wanny. Zamieszał, by wytworzyły się bąbelki. Poczekał aż wanna napełni się do odpowiedniej wysokości, zdjął ubranie i powoli zanurzył się w wodzie. Było mu tak przyjemnie, że nawet nie zauważył kiedy zasnął.
Obudził go dopiero czyjś dotyk. Otworzył oczy i zauważył Bolka zanurzającego rękę w wodzie. Odruchowo podciągnął kolana pod brodę i próbował zakryć się tymi nędznymi resztkami piany, które jeszcze zostały.
- Nie śpij w wannie, bo się utopisz – powiedział Bolek wyciągając rękę i otrzepując ją z wody. – poza tym woda już jest zimna. Jeszcze trochę i się przeziębisz. Lepiej szybko wyjdź.
- Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem – wybąkał obejmując kolana rękami.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- Chyba jednak byłeś bardziej śpiący niż ci się wydawało.
- Chyba tak.
- Ale już lepiej wyjdź z wanny. Nie mam zamiaru niańczyć cię jak złapiesz zapalenie płuc albo grypę. Poza tym, zaraz będzie obiad – powiedział Bolek idąc do wyjścia.
Jak tylko za Bolkiem zamknęły się drzwi, wyskoczył z wanny. Kiedy wchodził do kuchni, na gazie stał garnek z nieznaną zawartością, a Bolek rozkładał talerze.
- Nie przeziębiłeś się? – zapytał z troską w głosie i podszedłszy przyłożył rękę do czoła Marcina. – Nie wygląda. Jak byś czuł, że coś cię bierze, to powiedz, dobrze?
- Nie jestem dzieckiem – burknął dziwnie zawstydzony troską. – Nic mi się nie stanie od takiej kąpieli.
- Ale mimo wszystko uważaj. Chyba nie chcesz, żeby Baśka się martwiła?
- Baśka? Jaka Baśka?
- Oj, Marta Janowska, twoja agentka. Ja mówię na nią Baśka, tak dla jaj.
- Aaa. A ty? – spojrzał uważnie na Bolka, który właśnie gniótł ziemniaki na pure.
- Co ja? – zapytał nie przerywając zajęcia.
- Też byś się martwił?
- No co ty. O takiego dorosłego faceta? W życiu. No dobra, trochę bym się martwił – powiedział widząc jak Marcin posmutniał. – Ale nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Lubię cię tylko trochę, więc i tylko trochę bym się martwił. Proste.
- Ale mnie lubisz – uśmiechnął się tryumfalnie i wziął się za jedzenie.
Kiedy wrócił do pokoju niespokojne myśli już go nie niepokoiły, a na twarzy błąkał się niewielki uśmiech. I nawet nie zauważył, że pisało mu się o wiele lepiej.
Tymczasem Bolek posprzątał po obiedzie i postanowił wyjść na balkon. Była piękna pogoda, a on miał ochotę na chwilę lenistwa. Przypomniał sobie, ze jak sprzątał to na pawlaczu w przedpokoju rzucił mu się w oczy chyba jakiś leżak. Tak mu się przynajmniej wtedy wydawało, bo zajęty pracą nie przyjrzał się dokładnie. Postanowił to teraz sprawdzić. Podstawił sobie krzesło i zajrzał do środka. Uśmiechnął się zadowolony. To jednak był leżak. Wyciągnął go i rozłożył żeby sprawdzić czy czasem nie trzeba go przetrzeć i czy w ogóle jest cały. I się zdziwił gdy zobaczył, co z niego wypadło.
- Zobacz co znalazłem – powiedział wchodząc do sypialni Marcina. Blondyn podniósł na niego nieprzytomny wzrok. Widać było, że jak zwykle przeniósł się do świata, który stworzył na potrzeby książki. Dobrą chwilę zajęło mu zanim powrócił do rzeczywistości.
- Kleofas! – wykrzyknął uradowany i przycisnął do piersi jasnobrązowego miśka z krawatem w misie zawiązanym wokół szyi. – Gdzie żeś go znalazł? Myślałem, że już mnie nie kocha i postanowił poszukać sobie nowego właściciela. Niedobry Kleofas – powiedział do misia.
- Chyba postanowił się poopalać trochę, ale zapomniał, że leżak się chowa do pawlacza na zimę.
- Niedobry – powtórzył jeszcze raz. – Jesteś strasznie brudny.
- Nic dziwnego, przeleżał na pawlaczu dość długo. Daj, to ci go wypiorę.
- Ale ostrożnie – powiedział Marcin – żeby się nie utopił.
- Nie utopi się, nie martw się. Będę uważał. A ty wracaj do pisania.
- Dobrze – powiedział Marcin, wiodąc wzrokiem za miśkiem, którego trzymał w ręku Bazyli idąc do drzwi. – Tylko uważaj – powiedział cicho jak już zamknęły się za Bolkiem drzwi.
Jednak troska o pluszowego przyjaciela niezbyt długo zajmowała mu głowę, dość szybko wrócił do kreowanych przez siebie bohaterów i ich świata.
Bolek nie był pewien czy miśka można prać. Obejrzał go ze wszystkich stron, ale nie znalazł żadnej metki. Wyciągnął więc komórkę i wybrał numer.
- Baśka, Kleofasa można prać? – zapytał, kiedy usłyszał znajome „czego?”
- Jakiego Kleofasa? O czym ty gadasz?
- O miśku Marcina, tym którego dałaś mu na urodziny. Właśnie go znalazłem i jest z lekka ufajdany, chyba zawarł bliższą znajomość z pająkami na pawlaczu.
- Cholera, weź nie mów, że go znalazłeś – jęknęła Janowska.
- No znalazłem.
- Marcin o tym wie?
- Wie.
- Czemu mi to robisz? – zapytała z rozpaczą.
- Co niby? – zdziwił się.
- Ja już mu kupiłam drugiego miśka. Co ja mu teraz kupię na urodziny? Ty wiesz jak trudno kupić coś facetowi, który ma tyle kasy, ze może se wszystko kupić?
- A kiedy on ma te urodziny?
- W sobotę.
- Za trzy dni? I ty mi nic nie powiedziałaś? – zirytował się Bolek. – Nie zdążę mu nic kupić.
- Nie mówiłam ci? –zdziwiła się Janowska.
- Nie, nie mówiłaś – warknął.
- No to właśnie ci mówię. A teraz wybacz, ale musze wracać do roboty.
- To w końcu można prać tego miśka czy nie?
- Można, można. Musiałam się upewnić zanim go kupiłam, bo przecież Marcin jest nieobliczalny i zostawia go w różnych dziwnych miejscach. Nie zdziwiłabym się jakby szedł też z nim się kąpać – zachichotała. – Miłego prania. – I rozłączyła się.
Bolek westchnął i wsadził miśka do pralki. Nie do końca ufając słowom agentki ustawił programator na pranie tkanin delikatnych.
Trzy dni szybko minęły. Na szczęście Bolek zdążył kupić prezent, chociaż miał wątpliwości czy się spodoba.
W sobotę, o umówionej wcześniej godzinie, zjawiła się Janowska.
- Cześć. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ze przyprowadziłam swojego chłopaka? – zapytała kiedy witała się z Marcinem.
- Ależ skąd – pisarz uśmiechnął się – chętnie go poznam. W końcu nie będzie tylko wymówką, ale facetem z krwi i kości.
- Poznajcie, to jest mój chłopak, Karol. – W drzwiach wejściowych ukazał się wysoki czarnowłosy mężczyzna.
- Bolek? – zapytał zdziwiony. - Nie wierzę własnym oczom, jaki ten świat mały.
- Lolek? – Oczy Bolka zrobiły się wielkie niczym piłki od tenisa.