To ja, elf 4
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 06 2014 15:22:12


Dni mija艂y Markowi spokojnie i leniwie. Jedyne co musia艂 robi膰 to przygotowywa膰 posi艂ki i gdy kto艣 go o cos poprosi艂, naprawia膰 co艣, albo pomaga膰 przy pracach typowo domowych. Ale on nie mia艂 nic przeciwko. Cieszy艂 si臋 kiedy po sko艅czonej pracy otrzymywa艂 szczery u艣miech. Przez to lubi艂 wszystkich w wiosce. Z wyj膮tkiem jednego – Malniha. Cz臋sto, kiedy nie mia艂 nic do roboty, obserwowa艂 膰wicz膮cych i widzia艂 jak uczniowie odnosz膮 si臋 do niego z respektem i szacunkiem, czasami wr臋cz boja藕liwie. Widzia艂 te偶 偶e on nigdy si臋 nie u艣miecha i m贸wi niewiele i wszystkich traktuje tak samo, nie ch艂odno, ale z pewnym dystansem. Nawet Manali, kt贸ra, jak zauwa偶y艂 Marek do艣膰 szybko, wyra藕nie pr贸bowa艂a go poderwa膰.
Tym co lubi艂 robi膰 by艂o pomaganie Tahnirowi przy zbieraniu zi贸艂. Niestety nie m贸g艂 robi膰 tego tak cz臋sto jak by chcia艂, a to z racji tego, 偶e Tahnir prowadzi艂 tak偶e szk贸艂k臋 i niestety czasami potrzebowa艂 ciszy i spokoju by przeprowadza膰 sobie tylko znane tajemnicze eksperymenty. Marek nie chcia艂 wnika膰 w charakter tych eksperyment贸w dop贸ki nie wi膮za艂y si臋 one bezpo艣rednio z jego osob膮. W takich chwilach, kiedy nie m贸g艂 by膰 z Tahnirem, chodzi艂 nad jezioro. Nie wiedzia艂 czy ma ono jak膮艣 nazw臋, wiec postanowi艂 mu nazwa膰 nazw臋, tak膮 tylko na w艂asny u偶ytek. Pierwszego dnia, kiedy tam poszed艂, siedzia艂 tam nieruchomo prawie ca艂y dzie艅, wpatruj膮c si臋 w wod臋 i ws艂uchuj膮c w odg艂osy lasu. I w ko艅cu wymy艣li艂 nazw臋: Jezioro Marze艅.
To jezioro tak bardzo mu si臋 spodoba艂o, 偶e kiedy nie m贸g艂 pomaga膰 Tahnirowi, ani nie mia艂 nic do zrobienia w swoim ogr贸dku, przychodzi艂 tutaj i siada艂 nad brzegiem mocz膮c nogi, albo po prostu p艂ywaj膮c. Na pocz膮tku cz臋sto my艣la艂 o swoim 艣wicie i o tym jak mo偶e do niego wr贸ci膰. By艂y to niezbyt weso艂e my艣li i za ka偶dym razem zostawia艂y w sercu dziwny niepok贸j. Kiedy przychodzi艂 nad jezioro, zupe艂nie o nich zapomina艂, jakby ta woda wysysa艂a je z niego, zabieraj膮c ze sob膮 ca艂y niepok贸j.
Przychodzi艂 tu te偶 gdy jego cia艂o za bardzo reagowa艂o na widok Tahnira. Woda pozwala艂a bez stresu roz艂adowa膰 napi臋cie i zmywa艂a dowody s艂abo艣ci, a panuj膮ca tu atmosfera pozwala艂a si臋 wyciszy膰 i chocia偶 na chwil臋 odegna膰 niepok贸j. W takich chwilach zupe艂nie zapomina艂 o swoim 艣wiecie i wyobra偶a艂 sobie swoj膮 przysz艂o艣膰 w艂a艣nie tutaj, w艣r贸d tej wspania艂ej przyrody i niezwykle przyjacielskich elf贸w, do kt贸rych zd膮偶y艂 si臋 ju偶 przyzwyczai膰, jakby mieszka艂 z nimi od urodzenia.
Jednak wszystko co mi艂e, musi si臋 kiedy艣 sko艅czy膰. To sielankowe 偶ycie i marzenia o zdobyciu Tahnira zosta艂y przerwane w do艣膰 brutalny spos贸b, a 偶ycie Marka wkroczy艂o na nowe tory. Tego dnia, gdy po przebudzeniu si臋 wyszed艂 przed chat臋, zobaczy艂 dziwne poruszenie w ca艂ej wiosce. Zaintrygowany z艂apa艂 przechodz膮ca w pobli偶u elfk臋, kt贸rej imienia w tej chwili nie m贸g艂 sobie przypomnie膰.
- Co si臋 sta艂o? Czemu wszyscy s膮 tacy… o偶ywieni?
- Za trzy dni obchodzimy 艣wi臋to ku czci naszej bogini, Luny. Wszyscy wzi臋li si臋 za porz膮dki i przygotowania do uczty.
- Mog臋 w jaki艣 spos贸b pom贸c? – Marek w ko艅cu przypomnia艂 sobie imi臋 kobiety – Narline.
Elfka zmarszczy艂a brwi przez chwil臋 zastanawiaj膮c si臋.
- My艣l臋, ze najlepiej b臋dzie jak spytasz Smerth臋, ona wszystko nadzoruje – odpar艂a Narline po czym odesz艂a.
Marek pos艂usznie poszed艂 do chaty Smerthy. Elfka sta艂a przed drzwiami i co艣 t艂umaczy艂a innej kobiecie. Marek cierpliwie poczeka艂 a偶 tamta odejdzie i zaproponowa艂 swoj膮 pomoc. Smertha ucieszy艂a si臋 z tego i zaprowadzi艂a go na ogromny plac na obrze偶u wioski, na kt贸rym odbywa艂y si臋 wszystkie wioskowe imprezy. Wskaza艂a mu stert臋 desek le偶膮c膮 w centralnym miejscu.
- chcieliby艣my z tego zrobi膰 rusztowanie, kt贸re przyozdobimy kwiatami. Pod nim b臋dzie niewielki o艂tarz na kt贸rym z艂o偶ymy dary dzi臋kczynne dla bogini. B臋dziesz w stanie to wszystko zrobi膰?
- Je艣li kto艣 mi powie jak to ma wygl膮da膰 i zak艂adaj膮c, 偶e starczy gwo藕dzi i…
- Kaleb powinien si臋 w tej kwestii orientowa膰 – elfka przerwa艂a markow膮 wyliczank臋, wskazuj膮c szczup艂ego elfa pochylaj膮cego si臋 nad jakim艣 planami.
- Dzi臋ki serdeczne – Marek u艣miechn膮艂 si臋 i podszed艂 do Kaleba. Po wszystkich powitalnych uprzejmo艣ciach powiedzia艂: - Smertha powiedzia艂a, 偶e mam zbi膰 z desek rusztowanie, kt贸re b臋dzie przystrojone kwiatami i jaki艣 o艂tarz.
- Tylko rusztowanie, o艂tarz jest kamienny. Niestety ostatnie burze nadwer臋偶y艂y rusztowanie, kt贸re mieli艣my do tej pory i trzeba postawi膰 nowe.
- Podobno masz jakie艣 plany.
- Ano mam. - Wskaza艂 r臋k膮. – Wed艂ug nich robili艣my to poprzednie rusztowanie.
Marek pochyli艂 si臋 nad planami, modl膮c si臋 w duchu by by艂 w stanie je odczyta膰 w艂a艣ciwie. Niestety nigdy nic nie budowa艂 i nie posiada艂 w tym kierunku 偶adnego wykszta艂cenia, a nie chcia艂 zawie艣膰. Po cz臋艣ci chcia艂 si臋 odwdzi臋czy膰 za to, 偶e pozwolili mu tu zamieszka膰 i pomagali na ka偶dym kroku, z drugiej strony, obudzi艂a si臋 w nim duma i najzwyczajniej w 艣wiecie nie chcia艂 si臋 zb艂a藕ni膰. Po chwili odetchn膮艂 z ulg膮. Plany, chocia偶 naszpikowane nieznanym Markowi pismem, okaza艂y si臋 wystarczaj膮co czytelne i po niewielkiej pomocy Kaleba powinien bez problemu na ich podstawie zrobi膰 to, co mu powierzono.
- A zastanawiali艣cie si臋 nad skonstruowaniem innego rusztowania? – zapyta艂 w pewnym momencie? Kaleb z zainteresowaniem popatrzy艂 na ch艂opaka. – Ja bym to zrobi艂 tak. – Odwr贸ci艂 jeden z arkuszy z planami i zacz膮艂 szkicowa膰. Kiedy chodzi艂 do liceum okaza艂o si臋 i偶 posiada talent plastyczny. Niestety nie wi膮za艂 z nim swojej przysz艂o艣ci, wi臋c i nie rozwija艂 go, jednak te szcz膮tkowe umiej臋tno艣ci, kt贸re mu jeszcze zosta艂y, pozwoli艂y mu nakre艣li膰 ca艂kiem nowe rusztowanie. A 偶eby Kaleb lepiej sobie to wszystko wyobrazi艂, narysowa艂 te偶 wersj臋 z kwiatami.
- To jest prze艣liczne! – wykrzykn膮艂 elf i klasn膮艂 z zachwytem w r臋ce, jakby by艂 kobiet膮, a nie m臋偶czyzn膮. – Smertha musi to zobaczy膰! – I zanim Marek zd膮偶y艂 zareagowa膰 w jakikolwiek spos贸b, z艂apa艂 papier i pobieg艂.
Marek westchn膮艂 i nie chc膮c traci膰 czasu wzi膮艂 si臋 za przegl膮danie narz臋dzi i materia艂贸w chc膮c sprawdzi膰 czy starczy wszystkiego. Na szcz臋艣cie narz臋dzia by艂y w dobrym stanie, a gwo藕dzi by艂o ca艂kiem sporo. Troch臋 go to uspokoi艂o, chocia偶 gdzie艣 tam na dnie wci膮偶 czai艂 si臋 niepok贸j, 偶e co艣 si臋 spieprzy. Kiedy w ko艅cu sko艅czy艂 ocenianie zasob贸w, zobaczy艂 jak w jego stron臋 biegnie wyra藕nie zadowolony Kaleb i rado艣nie wymachuje r臋kami. To mog艂o oznacza膰 tylko jedno: Smertha zaakceptowa艂a jego plan. Nape艂ni艂o go to niema艂膮 dum膮, ale 偶eby elf nie zobaczy艂 jak go to ucieszy艂o, przybra艂 mo偶liwie najoboj臋tniejsza min臋 i ponownie zacz膮艂 przegl膮da膰 narz臋dzia. A gdy elf w ko艅cu przybieg艂, z uwag膮 s艂ucha艂 jego podnieconego g艂osu, nie chc膮c go pozbawia膰 rado艣ci z faktu, ze m贸g艂 przekaza膰 t膮 nowin臋. Szybko wzi臋li si臋 do pracy. Poniewa偶 Kaleb by艂 wyj膮tkowo ch臋tny do pomocy i wykazywa艂 nawet smyka艂k臋 do prac stolarskich, sko艅czyli jeszcze zanim s艂o艅ce zasz艂o. Marek tak si臋 wci膮gn膮艂 w swoj膮 prac臋, 偶e got贸w by艂 pracowa膰 nawet w nocy, zapominaj膮c zupe艂nie o braku 艣wiat艂a. Na szcz臋艣cie elfom, kt贸re razem z nim budowa艂y rusztowanie, uda艂o si臋 go przekona膰, 偶e m jeszcze ca艂e dwa dni i na pewno znajdzie si臋 du偶o pracy przy kt贸rej przydadz膮 si臋 jego umiej臋tno艣ci. To mile po艂echta艂o jego ego i gdy szed艂 spa膰, by艂 zadowolony jak nigdy dot膮d. Pracy faktycznie by艂o jeszcze sporo, bo nie tylko przy uczcie, ale te偶 w prawie wszystkich obej艣ciach. I chocia偶 k艂ad艂 si臋 spa膰 p贸藕no i bardzo zm臋czony, to jednak by艂 zadowolony, wr臋cz szcz臋艣liwy. Ca艂e to podniecenie i rado艣膰 wisz膮ce w powietrzu udziela艂y si臋 tak偶e jemu, mimo i偶 nie wierzy艂 w boga, ani tym bardziej w jaka艣 ich bogini臋.
W ko艅cu nadszed艂 dzie艅 艣wi臋ta. Wszyscy zebrali si臋 na placu, gdzie sta艂y sto艂y zastawione r贸偶norodnym jedzeniem i napojami, a pod ukwieconym rusztowaniem sta艂 kamienny o艂tarz. Marek nie chcia艂 urazi膰 uczu膰 religijnych elf贸w, ale te偶 nie chcia艂 uczestniczy膰 w tych wszystkich rytua艂ach, wi臋c dyskretnie wycofa艂 si臋 tak, by wszystko widzie膰, aleby inni go nie zauwa偶yli. I widzia艂 jak Tahnir w od艣wi臋tnej szacie staje przy o艂tarzu i co艣 m贸wi do zebranych. Niestety do Marka dolatywa艂y tylko strz臋pki s艂贸w, a nawet jakby s艂ysza艂 wyra藕nie, to i tak by nie m贸g艂 zrozumie膰 ich sensu. Za bardzo by艂 skupiony obserwowaniem Tahnira. W tej od艣wi臋tne szacie wygl膮da艂 wr臋cz zjawiskowo. D艂ugie r臋kawy szaty ods艂ania艂y szczup艂e ramiona za ka偶dym razem gdy wznosi艂 r臋ce do g贸ry, wznosz膮c mod艂y do ich bogini.
W ko艅cu wszystkie obowi膮zkowe rytua艂y zosta艂y odprawione i wszyscy usiedli do uczty. Marek nie by艂 pewien, gdzie mo偶e usi膮艣膰, wi臋c sta艂 niepewnie do momentu gdy jaki艣 elf porwa艂 go i posadzi艂 obok siebie. Na szcz臋艣cie zna艂 tego elfa z widzenia, wi臋c nie czu艂 si臋 nieswojo, a r贸偶norodno艣膰 jedzenia i picia zapowiada艂a ca艂kiem mi艂a zabaw臋. I. wszystko by艂o by fajnie gdyby naprzeciwko niego nie siedzia艂 ten gbur Malnih. Na szcz臋艣cie tamten zupe艂nie go ignorowa艂, wi臋c on postanowi艂 robi膰 to samo i zajmowa膰 si臋 jedzeniem oraz rozmowami z s膮siadami. A poniewa偶 jego s膮siedzi z obu stron okazali si臋 bardzo sympatyczni, a jedzenie i napoje bardzo smaczne, szybko zapomnia艂 o tym ma艂ym problemie i wci膮gn膮艂 si臋 w zabaw臋.
W pewnym momencie z przera偶eniem stwierdzi艂, 偶e stoj膮cy przed nim dzban z sokiem z winogron jest ju偶 kompletnie pusty. Rozejrza艂 si臋 po stole. Zobaczy艂 dwa dzbany, jeden w pewnym oddaleniu, po prawej i drugi, na wyci膮gniecie r臋ki po lewej stronie. Zajrza艂 do tego bli偶szego. Co艣 w nim by艂o, s膮dz膮c po zapachu musia艂o to by膰 dobre. Ostro偶nie spr贸bowa艂. Nap贸j mia艂 smak s艂odko kwa艣ny i wyra藕nie wyczu艂 w nim jagody i jab艂ka. Najpierw nala艂 napoju do kubka, ale gdy musia艂 to powt贸rzy膰 ju偶 trzeci raz, doszed艂 do wniosku, 偶e szybciej b臋dzie jak zignoruje kubek i b臋dzie pi艂 prosto z dzbanka. Kiedy w ko艅cu go opr贸偶ni艂, 艣wiat wydawa艂 mu si臋 jako艣 bardziej kolorowy i weso艂y. I rozta艅czony. Stwierdzi艂, ze wszystko to razem jest bardzo mi艂e i postanowi艂 wypi膰 jeszcze tego napoju, kt贸rego nazwy nawet nie zna艂. Niestety okaza艂o si臋 i偶 wszystkie dzbanki w pobli偶u s膮 puste, a gdy pr贸bowa艂 wsta膰, by przej艣膰 do innych sto艂贸w, stwierdzi艂, 偶e nogi mu za bardzo zdr臋twia艂y i troch臋 si臋 pl膮cz膮. Nawet nie dopuszcza艂 do siebie my艣li, 偶e m贸g艂 si臋 upi膰. Przecie偶 on nigdy nie pi艂. Jednak wypity nap贸j tak bardzo mu posmakowa艂, 偶e postanowi艂 za wszelk膮 cen臋 go zdoby膰. Niestety pr贸by podniesienia si臋 z 艂awy spe艂z艂y na niczym, po dziesi膮tej pr贸bie by艂 tak podminowany, 偶e got贸w by艂 nawet wyrwa膰 komu艣 kubek z r臋ki, aby tylko si臋 napi膰. Korzystaj膮 z faktu, 偶e obaj jego s膮siedzi byli zaj臋ci rozmowami, szybko opr贸偶ni艂 ich kubki i zacz膮艂 si臋 rozgl膮da膰 za kolejnymi. I zobaczy艂 jak naprzeciwko niego Malnih powoli podnosi do ust sw贸j kubek. Nie zastanawiaj膮c si臋 nad tym, co robi, podni贸s艂 si臋 i na czworakach wszed艂 na st贸艂. Kubek w r臋kach elfa tak go hipnotyzowa艂, 偶e kompletnie zapomnia艂 i偶 nie cierpi Malniha i nawet nie zwr贸ci艂 uwagi na to, 偶e r臋k臋 wsadzi艂 w jaki艣 placek. Kiedy w ko艅cu przesun膮艂 si臋 wystarczaj膮co blisko, wyj膮艂 zdumionemu elfowi kubek z r臋ki i jednym haustem wypi艂 jego zawarto艣膰.
- Pyszne – wymrucza艂 rozanielony i popatrzy艂 g艂upawo na Malniha. – A ty co艣 taki ponury? U艣miechnij si臋. – Z艂apa艂 elfa za policzki i rozci膮gn膮艂 je w u艣miechu. – No, tak ju偶 lepiej – powiedzia艂 u艣miechaj膮c si臋 i poklepa艂 go po policzku. – Straszny ponurak z ciebie, powiniene艣 cz臋艣ciej si臋 u艣miecha膰. Ups, chyba ci臋 ubrudzi艂em – dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e na policzku elfa zostawi艂 resztki ciasta. – Trzeba by to wytrze膰, tylko nie mam czym. To nic – machn膮艂 r臋k膮 - poradzimy sobie inaczej. – Poczym zacz膮艂 zlizywa膰 ciasto z twarzy Malniha. Nawet nie zauwa偶y艂 kiedy z policzka przeni贸s艂 si臋 na jego usta.
- Smakujesz poziomkami – wyszepta艂 w pewnym momencie, odrywaj膮c si臋 od ust. Podni贸s艂 zamglony wzrok i spojrza艂 prosto w zdumione oczy Malniha. – B臋dziesz moj膮 poziomk膮? – zapyta艂, po czym nagle zamkn膮艂 oczy i osun膮艂 si臋 bezw艂adnie na pier艣 Malniha. W艣r贸d siedz膮cych w pobli偶u elf贸w zapanowa艂a cisza. Malnih bez s艂owa podni贸s艂 si臋 i wzi膮艂 Marka na ramiona.
- Spi艂 si臋, trzeba go po艂o偶y膰 spa膰 – mrukn膮艂, chocia偶 nikt go o nic nie pyta艂. Przeszed艂 zaledwie kilka krok贸w, gdy nagle Marek obudzi艂 si臋.
- O, moja poziomeczka – zachichota艂, po czym zarzuci艂 Malnihowi r臋ce na szyj臋. Elf nie by艂 na to przygotowany i Marek upad艂 na ziemi臋. – A艂膰, boli – j臋kn膮艂 przetoczywszy si臋 na brzuch pr贸bowa艂 si臋 podnie艣膰. Niestety cia艂o nie chcia艂o go kompletnie s艂ucha膰.
Wyra藕nie zniecierpliwiony Malnih z艂apa艂 go pod ramiona i podni贸s艂 do g贸ry.
- Masz takie pi臋kne oczy – wyszepta艂 Marek.
- Jeste艣 pijany, idziesz spa膰 – mrukn膮艂 Malnih.
- Tak m贸wisz? – zapyta艂 Marek.
- Tak m贸wi臋.
- No to id臋. – Ruszy艂, jednak szybko si臋 zatrzyma艂. - Albo i nie. - Podni贸s艂 g艂ow臋 do g贸ry. – Jakie pi臋kne gwiazdy. S艂yszysz jak 艣piewaj膮? – Zacz膮艂 najpierw ko艂ysa膰 si臋, a potem porusza膰 nogami i kr臋ci膰 si臋 wok贸艂 w艂asnej osi. – Gwiazdy 艣piewaj膮, 偶e a偶 ta艅czy膰 si臋 chce. Zata艅cz ze mn膮. – Z艂apa艂 Malniha za r臋k臋 i poci膮gn膮艂. O dziwno,elf nie oponowa艂 i chwil臋 potem obaj kr臋cili si臋 do wyimaginowanej przez Marka melodii. W pewnym momencie zatrzyma艂 si臋 i osun膮艂 w ramiona Malniha. Tym razem ju偶 si臋 nie obudzi艂.
Powr贸t do 艣wiata 偶ywych okaza艂 si臋 wyj膮tkowo brutalny: 艂upanie w g艂owie, sucho艣膰 w gardle, pieczenie, a wszystko to nasila艂o si臋 z ka偶dym jego ruchem. J臋kn膮艂 i z艂apa艂 si臋 za g艂ow臋.
- Kurwa…
Chcia艂o mu si臋 cholernie pi膰. Odruchowo pomaca艂 przy nocnym stoliku, gdzie zawsze trzyma艂 butelk臋 z wod膮 na wypadek jakby si臋 obudzi艂 w nocy, ale nic nie znalaz艂. Przez chwil臋 maca艂 w ko艂o, s膮dz膮c, 偶e po prostu butelka si臋 przewr贸ci艂a i mo偶e przeturla艂a gdzie艣 dalej, ale nic nie znalaz艂. Zirytowa艂o go to. Z ogromnym wysi艂kiem otworzy艂 oczy i schyli艂 si臋. Szybko jednak zrozumia艂, jaki b艂膮d pope艂ni艂, 艂upanie w g艂owie omal jej nie rozsadzi艂o. J臋kn膮艂 i z艂apawszy si臋 za g艂ow臋 opad艂 na poduszk臋.
- Kurwa… - j臋kn膮艂 znowu. – Co jest grane?
- Upi艂e艣 si臋 elfickim winem – us艂ysza艂 nagle obok spokojny g艂os. Drgn膮艂 przestraszony zupe艂nie zapominaj膮c o wszystkich swoich „dolegliwo艣ciach”. Odwr贸ci艂 g艂ow臋 w stron臋 z kt贸rej dolecia艂 g艂os... Nast臋pnej chwili siedzia艂 na pod艂odze z przera偶eniem wpatruj膮c si臋 w wychylaj膮cego si臋 spod ko艂dry Malniha.
- Co. Ty. Kurwa. Robisz. W. Moimo. 艁贸偶ku. – wysycza艂 powoli.
- Przykro mi, ale to jest moje 艂贸偶ko – odpar艂 spokojnie elf podnosz膮c si臋 do pozycji siedz膮cej. Ko艂dra opad艂a i ods艂oni艂a jego nagi tors. W pierwszej sekundzie Marek zapatrzy艂 si臋 w to idealnie wyrze藕bione cia艂o, jednak szybko wr贸ci艂 do rzeczywisto艣ci przypominaj膮c sobie kto jest jego w艂a艣cicielem. Kiedy w ko艅cu s艂owa Malniha dotar艂y do jego skacowanego m贸zgu, rozejrza艂 si臋 w ko艂o i z przera偶eniem stwierdzi艂, 偶e to nie jest jego chata.
- Kurwa, jak ja si臋 tu znalaz艂em? – mrukn膮艂 bardziej do siebie ni偶 do elfa.
- Przynios艂em ci臋.
- A kto ci, kurwa, pozwoli艂?! – zirytowa艂 si臋.


- Ty.
- Ja? Chyba ci臋 popierdoli艂o! – zirytowa艂 si臋. – Niby kiedy kaza艂em ci zanie艣膰 si臋 do ciebie i jeszcze… jeszcze… - my艣l, kt贸ra dopiero teraz przysz艂a mu do g艂owy by艂a tak pora偶ajaca, 偶e nie chcia艂 dopu艣ci膰 by wysz艂a na 艣wiat艂o dzienne. Spojrza艂 na w艂asne cia艂o i dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e jest kompletnie nagi. – Zgwa艂ci艂e艣 mnie! – wykrzykn膮艂 w艣ciek艂y.
- Nie b膮d藕 niedorzeczny – odpar艂 elf nad wyraz spokojnie. – Nic ci nie zrobi艂em.
- I my艣lisz, 偶e ci, kurwa, uwierz臋?! – wrzasn膮艂 Marek. Z艂o艣膰 a偶 z niego parowa艂a. Tak bardzo, 偶e nie by艂 w stanie wydusi膰 nic wi臋cej. Z艂apa艂 tylko swoje ubranie, kt贸re le偶a艂o porz膮dnie z艂o偶one na krze艣le obok 艂贸偶ka i wybieg艂 z chaty.
Zupe艂nie nie zwracaj膮c uwagi na zdumione spojrzenia mijanych elf贸w, w艣ciek艂y do granic mo偶liwo艣ci, pobieg艂 do swojej chaty. Kiedy by艂 ju偶 w 艣rodku, zaryglowa艂 drzwi i wpad艂 do sypialni. W艣ciek艂o艣膰 do艣膰 szybko z niego wyparowa艂a, ust臋puj膮c miejsca pot臋偶nemu kacowi.
- Kurwa – j臋kn膮艂 艣ciskaj膮c g艂ow臋 r臋kami. Gdyby by艂 u siebie, to by poszed艂 do apteki po jakie艣 prochy, a tutaj? Jedyna „apteka” na jak膮 m贸g艂 liczy膰 to by艂 Tahnir, chocia偶 nawet nie wiedzia艂, czy on ma jakie艣 panaceum na kaca. Ale chyba nie ma wyj艣cia, trzeba i艣膰 do niego. Ale to potem, jak 艂eb przestanie tak pulsowa膰.
Le偶a艂 nieruchomo, staraj膮c si臋 w og贸le nie my艣le膰 i czekaj膮c a偶 kac troch臋 odpu艣ci, by m贸g艂 wsta膰 i i艣膰 do Tahnira. Niestety nie doczeka艂 si臋, zm臋czony usn膮艂.
Obudzi艂o go pukanie i przyt艂umiony g艂os.
- Marek! Otw贸rz, to ja, Tahnir!
Przez chwil臋 mruga艂 oczami, staraj膮c si臋 oprzytomnie膰 i zorientowa膰 gdzie si臋 znajduje. W g艂owie ko艂ata艂a mu my艣l, kt贸ra uporczywie nazywa艂 niedorzeczn膮, 偶e uprawia艂 seks z najbardziej przez niego znienawidzonym elfem.
- Marek, otw贸rz! – pukanie powt贸rzy艂o si臋.
Kiedy w ko艅cu upewni艂 si臋, 偶e jest u siebie, na dodatek sam, odetchn膮艂 z ulg膮 i wsta艂, chc膮c wpu艣ci膰 go艣cia. W ostatniej chwili, zanim odsun膮艂 zasuwk臋, zorientowa艂 si臋, 偶e jest kompletnie nagi.
- chwilka, tylko wrzuc臋 co艣 na siebie! – krzykn膮艂 z lekk膮 panik膮 w g艂osie i skoczy艂 do sypialni. W po艣piechu za艂o偶y艂 spodnie i poszed艂 wpu艣ci膰 go艣cia.
- Witaj – Tahnir u艣miecha艂 si臋 jak zwykle. – Jak si臋 czujesz?
- Nie za specjalnie – mrukn膮艂.
- No ja si臋 nie dziwi臋, wypi艂e艣 ca艂kiem sporo wina. Spa艂e艣 po nim ca艂y dzie艅.
- O, kurwa – j臋kn膮艂.
- Ale to jeszcze nic – g艂os elfa zacz膮艂 podejrzanie drga膰. – s艂ysza艂em, 偶e podobno sia艂e艣 potem zgorszenie lec膮c z go艂ym ty艂kiem.
Marek nic nie powiedzia艂, tylko usiad艂 przy stole i schowa艂 twarz w d艂oniach. W tym momencie przysz艂o mu do g艂owy, 偶e co艣 z tego, co bra艂 za niedorzeczn膮 my艣l, mo偶e by膰 prawd膮.
- Co艣 jeszcze robi艂em? – zapyta艂 cicho.
- Nic wi臋cej.
- A… czasem nie przespa艂em si臋 z kim艣? – serce podesz艂o mu do gard艂a.
- A tego to ja nie wiem, do 艂贸偶ka wam nie zagl膮da艂em.
- „Wam”? – podni贸s艂 g艂ow臋, z napi臋ciem wpatruj膮c si臋 w zielarza.
- No, tobie i Malnihowi. – Marek j臋kn膮艂. – Oficjalnie mieli艣cie do tego prawo, ale s膮dz膮c po tym jak si臋 spi艂e艣, nie zdziwi艂bym si臋 jakby do niczego nie dosz艂o.
- Jakie prawo?
- Jako ma艂偶onkowie…
- Co? – podskoczy艂 wywracaj膮c przy okazji krzes艂o.
- Nie wiesz? Na wczorajszej uczcie, zgodnie z naszym rytua艂em, stali艣cie si臋 par膮, lub ludzkim j臋zykiem m贸wi膮c, ma艂偶e艅stwem.
- Bez sensu, przecie偶 dw贸ch facet贸w nie mo偶e wzi膮膰 艣lubu.
- Dlaczego? To ludzie sobie na艂o偶yli takie ograniczenie, my elfy w tej kwestii jeste艣my bardziej elastyczni. A nawet je艣li, to nie mo偶emy sprzeciwia膰 si臋 naszej pani, bogini Lunie.
- A co do tego ma jaka艣 wymy艣lona bogini?
- Po pierwsze: nie jest wymy艣lona. Sk艂adamy jej dary i raz do roku ukazuje si臋 nam, by udzieli膰 swego b艂ogos艂awie艅stwa w czasie 艣wi臋ta ku jej czci. W艂a艣nie wczoraj by艂o takie 艣wi臋to. Razem z Malnihem odprawili艣cie Rytua艂 Po艂膮czenia, a bogini wam pob艂ogos艂awi艂a. To wielkie wyr贸偶nienie. Rzadko kogo spotyka taki zaszczyt.
- Mam gdzie艣 ten zaszczyt - warkn膮艂 Marek. – O jakim rytuale m贸wisz?
- Rytua艂 Po艂膮czenia. Para, kt贸ra chce si臋 po艂膮czy膰 wykonuje pewne czynno艣ci w okre艣lonej kolejno艣ci. Najpierw jest picie ze wsp贸lnego kielicha, potem dzielenie si臋 jad艂em, poca艂unek i na koniec wsp贸lny taniec. Wy dwaj przez to wszystko przeszli艣cie, a na koniec jeszcze pojawi艂a si臋 bogini Luna i was pob艂ogos艂awi艂a, wi臋c oficjalnie jeste艣cie par膮. Musicie teraz razem zamieszka膰.
- Z nim?! Nigdy w 偶yciu! – wykrzykn膮艂 Marek impulsywnie. – Masz to cofn膮膰!
- T艂umacz臋 ci, ze nie mog臋 – odpar艂 zielarz cierpliwie. – 呕aden elf nie mo偶e sprzeciwi膰 si臋 woli bogini Luny.
- Mam to gdzie艣! – wrzasn膮艂 – Ja tego nigdy nie zaakceptuj臋! – Po czym wyszed艂 z chaty w艣ciekle trzaskaj膮c drzwiami.