Jedna łza 14
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 16 2014 12:16:46


Rozdział 14 ostatni - „Kochaj się ze mną”

***

Ta noc miała wiele zmienić. Właściwie wszystko. Miała mu udowodnić, że w końcu przestał się bać. Od dwóch dni o tym myślał. Wbrew temu, co sobie postanowił w dniu, kiedy był tu jego kuzyn - że noc będzie należeć do niego i Fabiego, i że to on mu się odda - stchórzył. Nie zbliżał się do swego chłopaka bardziej niż tylko po to, żeby się przytulić czy pocałować go. To nie powinno być przecież takie trudne - oddanie kontroli komuś, kogo kocha. Nie, nie kontroli. Przecież w łóżku nie o to chodzi. Chodzi o coś zupełnie innego niż władza nad drugim chłopakiem, bo jest się na górze. Czyżby się bał, że Fabi dostanie to, czego chce i go zostawi? To głupie. Tak bardzo by mu nie ufał? W końcu Chartier się zdenerwuje na taką nieufność. Przesadzał z tym bronieniem swego tyłka. Gołym okiem widać, że Fabiemu na nim zależy. Który chłopak byłby tak czuły i kochany, gdyby nic nie czuł do drugiego? A jak Fabi go kocha? On go kocha i nie powiedział mu o tym. Co, jak Fabrice czuje to samo i też się boi wyznać te dwa słowa?
Jak tak dłużej będzie wszystko roztrząsał i stał pod prysznicem, to ucieknie, gdzie pieprz rośnie albo woda go całkiem zmyje. Nie powinien się go bać. Byli w łóżku niejeden raz. Teraz tylko będzie inaczej. Przekroczy linię, której tak się bał. W pełni zaufa kochankowi. I to nie dotyczyło tylko spraw intymnych. Tyczyło się to samego życia. Życia, które chciał z nim spędzić. I doskonale to wiedział, pomimo że był jeszcze taki młody. Powinien porozmawiać o tym ze swoim chłopakiem. Ale nie teraz. Teraz była noc do zupełnie innej rozmowy. Ma to być mowa ciał.

***

Zastanawiał się, dlaczego Alain ostatnio dziwnie się zachowywał. Nie przeszkadzało mu, że chłopak unika głębszych kontaktów, tylko ciągle nad czymś myśli. Teraz też poszedł do łazienki i chyba siedział tam od godziny. Wyjątkowy czyścioszek się z niego zrobił czy jest chory? Musi z nim poważnie porozmawiać. Wyłączył komputer i rozsiadł się na kanapie. Tak będzie chyba najlepiej. Zależało mu na nim i chciał wiedzieć, co go dręczy. Czyżby znów te myśli, co ostatnio w kuchni? Ale nawet po tym zapewnił go, że jest dla niego ważny. Miał mu wyznać miłość, jak nie był jej pewny? Nie chciał kłamać. Wiedział, że Alain go kocha. Powiedział mu to Xavier, który dodał, że woli być cały i nie będzie się kręcił obok niego. Szkoda, że nie był świadkiem tej sytuacji. Alain bronił tego, co było jego. Słysząc to, poczuł dumę. W ogóle był z niego dumny. Chłopak naprawdę się zmienił. Miłość zmienia.
Drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Alain w samych spodniach.
- Myślałem, że się tam utopiłeś.
- Myłem się. Łazienka wolna – Alain popatrzył na niego. - Wykąp się, a później gdzieś pojedziemy.
- Gdzie?
- Dziś o północy mają spadać meteoryty. Będą dobrze widoczne z tego wzgórza.
- Nie wiedziałem, że cię to interesuje – podszedł do niego i objął go w pasie. Wtulił nos w jego szyję. Porozmawiają później. - Jejku, jak ty wspaniale pachniesz.
Alain poczuł, że ma gęsią skórkę. Chłopak bardzo na niego działał.
- Weź prysznic. Ja zabiorę koce, żebyśmy mieli na czym leżeć – odsunął się i gdy zobaczył ponurą minę Fabiego, cmoknął go szybko w usta. - No idź.
- A muszę się myć?
- Podobno zapach potu pokazuje prawdziwego mężczyznę, ale po całym upalnym dniu wolę cię czystszego. Nie to, żebyś był brudny – dodał szybko. Po cholerę on w ogóle tyle mówi? - A ja lubię smak i zapach potu na tobie, gdy robimy inne rzeczy, lecz gdy nie jest on całodziennym urobkiem... Pieprzę bez sensu. Idź do tej łazienki.
- Kochany, ty bardzo dobrze pieprzysz – mrugnął do niego i zniknął za drzwiami, za chwilę się jednak wrócił. - Nie wziąłem czystego ubrania.
Alain się denerwował coraz bardziej. A co, jak Fabi go wyśmieje? Nie, jako kochanka, tylko miejsce, jakie wybrał. Przecież to takie kiczowate. Zostając samemu, mógł w spokoju założyć górną część odzieży, a do torby spakować picie oraz lubrykant i prezerwatywy. Z braku miejsca na kąpiel nie chciał później paradować z mokrym tyłkiem. Zebrał też koce z łóżek i jeszcze jeden na przykrycie wyjął z szafy. Był gotów, kiedy odświeżony Fabrice wrócił do pokoju. Alain podszedł do dwudziestolatka i zwyczajnie się przytulił.
- Ktoś tu potrzebuje czułości – pogładził go po plecach.
- Bardzo dużo. Mam dla ciebie niespodziankę, ale dowiesz się na wzgórzu.
Zaintrygowany Fabrice skinął głową i ucałował go w czoło.
- To się zbieramy, jak mamy być tam o północy. Pewnie spędzimy tam noc, to zobaczysz wschód słońca. Będzie widać po drugiej stronie wzgórza.
- Musimy zostawić twoim rodzicom jakąś wiadomość.
- To ty coś napisz, a ja te pakunki – wskazał na przygotowane rzeczy – zaniosę do auta.
Alain wyrwał kartkę z notatnika i napisał, że pojechali oglądać deszcz meteorytów i zostaną do wschodu słońca na wzgórzu za miastem. Zgasił światło i z żołądkiem zawiązanym na supełek opuścił sypialnię.

Wokół było ciemno i tylko światła latarek rozświetlały miejsce. Alain na szczęście pomyślał o świetle i już wcześniej spakował do samochodu cztery niewielkie, świecące na niebiesko lampy solarne.* Teraz niósł je w ręku.
- Po co ci one? Mama się zdziwi, że nie będą podświetlać jej nowego klombu.
- Zrozumie. Zobaczysz, po co.
Byli już na wzgórzu i podjechali autem w to samo miejsce, co kiedyś. Alain powbijał po czterech rogach lampy, a potem rozesłał dwa koce na trawie. Fabrice stał i obserwował to niecodzienne zjawisko, chociaż prędzej trzeba by powiedzieć, że nieconocne, patrząc na to, która była godzina.
- Nie stój tak, tylko chodź tutaj – Alain wyciągnął rękę. Fabi złapał za nią i usiadł obok chłopaka. Nie umiał przestać na niego patrzeć. Lampy dawały na niego doskonały widok.
- O co chodzi? Coś ty taki romantyczny?
- A przeszkadza ci romantyczność? - Alain trącił go nosem w szyję.
- Nie, ale mieliśmy oglądać świetlny spektakl, a nie kochać się.
- Nie będzie żadnych meteorytów, ale jak się postarasz, to mogę być fajerwerki – położył się na kocu i pociągnął na siebie Fabrica, zagryzając dolną wargę.
Chartier na chwilę zaniemówił.
- Czy to jest to, o czym myślę, że jest?
- Nie dowiesz się, jak nie spróbujesz – wyprężył się pod nim. Rosło w nim pożądanie, a to zagłuszało strach przed oddaniem się.
Och, spróbuje. Czekał na to kilka tygodni.
- Nie gap się tak, tylko mnie pocałuj, bo zaraz to ty wylądujesz na dole. Kochaj się ze mną.
- Alain, podobasz mi się taki – wsunął mu nogę pomiędzy jego.
- Ja... - nie dane mu było dokończyć, ponieważ namiętne wargi drugiego chłopaka nakryły jego. Zarzucił mu ręce na szyję. Zamruczał, uznając to posunięcie za dobre.
Całowali się namiętnie, smakując wzajemnie, liżąc, podgryzając wargi i splatając języki ze sobą. Żaden z nich nie pozostawał bierny i biorąc, jednocześnie dawał. Pocałunek wzbudzał głód i zarazem sycił pragnienie kontaktu. Pokazywał wszelkie uczucia bez mówienia ich słowami.
Fabrice pożegnał się z chętnymi wargami, zamierzając skosztować każdego skrawka skóry swego chłopaka. Błądził ustami po jego policzkach i oczach, schodząc ku szczęce, którą polizał, i szyi, podskubując ją zębami. Jego nienaganna fryzura została zburzona przez pieszczące skórę głowy palce Alaina. Chłopak, co jakiś czas ocierał się o jego udo, rozpalając ciało. Wbił zęby w miejsce łączenia się szyi z ramieniem, a jęk Alaina był melodią dla jego uszu. Possał to miejsce i polizał.
- Oznaczasz mnie?
Chartier spojrzał na niego rozpalonym wzrokiem. Alain miał doskonały pomysł z tymi lampami. Widzieli się doskonale.
- Każdy będzie wiedział, czyj jesteś. Poza tym wiem, jak bardzo lubisz, kiedy cię gryzę.
- Skąd wiesz? – uch, ten intensywny, obiecujący wzrok kochanka sprawiał, że drżał i chciał dużo więcej.
- Za każdym razem, jak się kochaliśmy, poznawałem ciebie. Znam cię doskonale. Wiem, gdzie dotknąć, żebyś zadrżał. Gdzie pocałować, żebyś się rozpalił i wiem, co zrobić, abyś wił się i krzyczał z rozkoszy.
Na te słowa oddech Alaina przyspieszył, a spodnie zrobiły mu się zdecydowanie za ciasne. Po jaką cholerę mają na sobie ubrania? Podciągnął koszulkę chłopaka do góry.
- Zdejmuj to.
- A gdzie to się tak spieszymy? Ja tu dziś rządzę. Ty leż – mimo słów pozwolił się rozebrać.
- Guzdrzesz się – warknął zniecierpliwiony Alain, chociaż zaraz przeszło to w głośne westchnienie.
- Wiem, gdzie polizać, – liźnięcie w płatek ucha – pocałować – mały pocałunek na małżowinie tuż pod włosami – i ugryźć... - teraz to Alain pisnął, kiedy obok pierwszej malinki pojawiała się druga. Jak dobrze, że założył bluzę z szerokim dekoltem. Fabi miał dostęp do jego skóry bez rozbierania go. - I wiem, jak bardzo jesteś niecierpliwy – podsunął jego koszulkę w górę, aż do szyi. Począł wycałowywać drogę po torsie i zatrzymał się przy jednym z sutków. Strasznie go kusiły. Potrącił, niby przypadkiem, jeden guziczek, a ten stwardniał i kusił mocniej. Chwycił go między zęby i pociągnął.
- Cholera! - Alain krzyknął, prawie się unosząc. Chyba miał dobry pomysł z tym przeniesieniem się tutaj. Byłoby go słychać w całym domu.
Uśmiechnął się, nadal poświęcając uwagę różowemu punkcikowi. Pieścił miejsce wokół niego językiem, a gorącym oddechem sprawiał, że skóra Alaina pokryła się gęsią skórką. Pragnął wzbudzić jęki w swoim chłopaku. Przejechał językiem wzdłuż jego boku. Alain zadrżał i wypchnął biodra w górę, poszukując otarcia, ale nie znalazł go. Fabrice powtórzył swój manewr, dołączając do tego zęby, z zadowoleniem stwierdzając, że to też się jego chłopakowi podoba. Alain prężył się, wyginał i chętnie rozsuwał nogi, gdy białowłosy obcałowywał ścieżkę w dół.
Fabi chciał go wykończyć, a to był dopiero początek tego, co może dostać. Jego ciało stawało się coraz wrażliwsze, rozpalone, co każdy pocałunek tylko wzmacniał, wzbudzając pożar i nie gasił go. Ogień rozchodził się po każdej cząstce ciała, wzdłuż kręgosłupa i na pachwiny, sprawiając, że był tak bardzo twardy, iż jego penis chciał przebić się przez spodnie.
- Mógłbyś tak niżej? – poprosił Alain, ściskając mu ramiona.
- Co niżej? - podroczenie się z nim może być ciekawe.
- No... wiesz.
- Nagle się wstydliwy zrobiłeś? - głaskał kciukami miejsce tuż nad zapięciem spodni. - Co niżej?
- Pocałuj, poliż i zdejmij je ze mnie.
- Och, kochanie zdejmę je z tego słodkiego tyłeczka. Cierpliwości.
- Ty jakoś nie byłeś... - zawył, kiedy dłoń Fabiego zacisnęła się na jego kroczu. - Jeszcze trochę, a dojdę.
- A tego nie chcemy – rozpiął mu guzik.
- Chcemy, chcemy i to jak chcemy.
- Nie teraz.
Alain poczuł pustkę, gdy ręka się odsunęła. Miał ochotę krzyczeć, żeby wracała z powrotem, ale za chwilę zamruczał, aprobując ruch Fabiego. Chłopak, co prawda cholernie powoli, rozsuwał mu zamek w spodniach, ale jednak robił to.
Sam nie mógł się doczekać, żeby go zobaczyć. Zwłaszcza, że mokry czubek członka wysunął się ze spodni i przyciągał. Chwycił za brzeg ubrania i pociągnął w dół, w czym Alain mu pomógł, chętnie unosząc biodra.
- Bez bielizny? - zawisł nad nim i pocałował gorąco.
- Ano bez – odpowiedział Alain, kiedy jego wargi zostały uwolnione.
- Wszystko sobie zaplanowałeś. Awww.
- Możesz tam wrócić?
- Nie?
- Wróć.
- Po co?
- On potrzebuje twoich ust.
- Coś za coś. Zaplanowałeś?
- Oczywiście. Ale jak będziesz tak gadał, – przełożył nogę przez niego i popchnął na koc, samemu znajdując się nad nim – to zmienię zdanie i nie oddam ci swego tyłka.
- Oddasz. Tak zrobię, że oddasz – pchnął go, ale Alain nie dawał się położyć, więc zaczęli się siłować. W końcu Farbice zaplótł wokół niego nogi i manewrując nimi sprawił, że to teraz on znów był górą. - A teraz grzecznie leż – zdjął mu jeszcze do końca koszulkę, napawając się nagim chłopakiem pod nim. Już on sprawi, że Alainowi nie przyjdzie dziś do głowy zmiana konfiguracji. Złapał penisa kochanka i poruszył ręką w górę i w dół. Błagalny wzrok Alaina prosił go o więcej. - Dostaniesz wszystko, czego chcesz i o wiele więcej – szybki, głęboki pocałunek i z powrotem pieścił ustami brzuch chłopaka. Odpiął swoje spodnie i wyjął swój członek. Bolał już, ale zostawił go w spokoju. Teraz liczył się tylko jego chłopak. Pochylił się nad męskością Alaina. Trącił językiem sam czubek purpurowej główki, zlizując przezroczysty płyn. Alain pachniał i smakował wyśmienicie. Miał ochotę zostać tutaj na zawsze. Zaczął całować czule jego członek, rękę zsuwając na jądra i masując je. Widząc, że chłopak bardziej rozszerza nogi, aby dać mu lepszy manewr do pieszczot, dał mu za to nagrodę. Otworzył usta i zaczął go sobie wsuwać do gardła. Dużo ostatnio ćwiczyli.
- Och. Właśnie tak, kochanie – Alain podparł się na łokciach, żeby go widzieć. Ich oczy się spotkały, tak bardzo szczęśliwe. Poruszył biodrami lekko. Uwielbiał pieprzyć jego usta. A Fabrice mu na to pozwalał.
Dał mu wolną rękę, tylko delikatnie manewrując jego biodrami. Pozwalał Alainowi na swobodny ruch. Wiedział, że chłopakowi niewiele brakuje i zgadzał się na wszystko. Szybko poczuł, jak członek nabrzmiewa i zaczyna strzelać strugami nasienia. Połykał wszystko, czym został obdarowany, przez cały czas go obserwując i wyssał go do końca. Wreszcie wypuścił członek, ale nie odsunął się. Nie pozwoli mu odetchnąć. Wylizał dokładnie jego pachwiny i skierował się do jąder.
To Alain też uwielbiał. Pieszczenie moszny i okolic. Próbował znów spojrzeć na głowę kochanka pomiędzy swymi nogami, lecz nie był w stanie. Orgazm go wyczerpał. I zawsze chwilę trwało, zanim doszedł do siebie. Tym razem jednak nie dane mu było odetchnąć. Ten język na jądrach i za nimi był taki dobry. Wręcz parzył.
Pieścił go nieprzerwanie. Rozpalał na nowo. Uniósł biodra chłopaka do góry, mając teraz dostęp do tego, co było przed nim ukryte. Pochylił się pocałował oba pośladki, wbijając w nie przy okazji zęby. Powoli przesunął się pomiędzy półkule. Polizał i obrysował językiem otworek, w który zamierza się niedługo wbić.
- O kurwa – krzyknął Alain, zaciskając dłonie na kocu i miętosząc go w palcach. - Co ty robisz?
- Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w gejowskim seksie – polizał dziurkę, wyrywając kolejne dźwięki rozkoszy, jak i zaskoczenia. Nigdy jeszcze nie robili rimu. Odkryje przed chłopakiem nowe doznania. Przesunął po szparce kilka razy językiem i piął się w górę ku jądrom, by zaraz wrócić i pocałować dziurkę, która zaczęła się otwierać i zamykać.
- O tak, rób tak. Nie przestawaj – błagał Alain, w pewnym momencie zapominając, jak się oddycha. Te delikatne ruchy języka były oszałamiające. I był tak wystawiony na niego. I twardy. - Mógłbyś mi tak... mmmnnn... robić do rana.
Fabrice tylko się uśmiechał, liżąc go. Jeżeli jego chłopakowi dobrze, to i on czuł się spełniony. Splunął na dziurkę chłopaka i roztarł ślinę palcem, naciskając na wejście.
- Nie spinaj się. Nic nie robię – znów go polizał. Nie chciał sprawić mu bólu.
Alain sięgnął do swoich spodni i wyjął potrzebne rzeczy, które położył obok na kocu. Cały dygotał z ekstazy.
- Weź to.
Fabi przesunął się w górę i spojrzał mu w oczy.
- Zawsze przygotowany.
- A żebyś wiedział. Pocałuj mnie – otrzymał głęboki pocałunek i obietnicę, że to jeszcze nie koniec.
- Odwróć się.
Alain rozprostował nogi i położył się na brzuchu. Zajęczał, kiedy Fabi położył się na nim i zaczął wargami pieścić mu szyję. Chłopak był ciężki i tak wspaniale go przygniatał. A jego członek nadal wystający ze spodni wsunął się pomiędzy pośladki. Pierwsze wrażenie było orgazmiczne, zaś drugie jeszcze lepsze. Sam docisnął się do niego. Zaczęli się poruszać w jednostajnym rytmie.
- Fabi.
- Podoba ci się? - z niczym nie zamierzał się spieszyć.
- Mhm.
- To dobrze. Zaraz będzie jeszcze lepiej – szept Chartiera był zmysłowy. Działał na jego chłopaka szaleńczo.
Kolejne pocałunki zasypały mu plecy. Ręce masowały kość biodrową i zakradały się w różne zakamarki. Dotyk Fabiego był upajający. Pozwalał mu na wszystko. Niech robi z nim, co chce. I niech się to nie kończy. Ponownie poczuł język pomiędzy swymi pośladkami, który sunął od miejsca, gdzie się rozdzielają aż do jąder i wracał. Wszystko trwało bardzo długo, aż poczuł poza językiem coś jeszcze.
- Spokojnie – wsunął w niego bardzo powoli duży palec. – Powiedz, jak zaboli - pocałował go w pośladek.
- Nie boli. Jest dziwnie, ale nie boli. I nie baw się ze mną za długo, bo zaraz ci dojdę bez niczego.
Fabrice tylko się roześmiał. Tyle uczuć w nim wzrastało, kiedy widzał go takim chętnym, a zarazem uległym, ufnym. Do pierwszego palca dołączył drugi, a przy trzecim Alain się spiął.
- Uklęknij i podeprzyj się na łokciach. Chcę cię takiego widzieć – szeptał, rozsuwając w nim palce. Jego członek już chciał się znaleźć w chłopaku. - Tak bardzo cię pragnę – wsunął palce głębiej, poruszając punkt niewyobrażalnej rozkoszy.
Alain krzyknął i już nie przestawał.
- Już, Fabi. Chcę cię – jęczał Alain po kilku minutach palcówki. Sam się nabijał na knykcie, ale to było dla niego za mało.
- Jesteś pewny?
Pocałunek w plecy tak czuły, że zburzyłby największy opór tylko upewnił Alaina w decyzji.
- Tak. Zrób to – obejrzał się na niego.
Wysunął z jego wnętrza palce i opuścił niżej spodnie. Założył kondom. Obficie nawilżył go, jak również zewnętrzną część odbytu. Naprawdę chciał, by Alainowi było dobrze. Przez to sam się denerwował. To w końcu pierwszy raz jego chłopaka na dole. Przystawił czubek do szparki i potarł nim ją. Bawił się tak dłuższą chwilę. Ta się otworzyła i wybrał właśnie ten moment. Wsunął główkę do środka. Ledwo opanował się przed gwałtownym pchnięciem.
- Dalej – nalegał Alain, cały czas oglądając się przez ramię. Nie bolało, ale rozciągało. - Nie jestem tak delikatny, jak sądzisz.
- Ja tu rządzę. Ty sobie porządzisz, kiedy indziej – kolejne centymetry zagłębiały się w Alainie, aż w końcu cały penis zanurzył się w gorącym wnętrzu kochanka.
- O cholera – oddech Alaina przyspieszył. Zabolało, ale na małą chwilę, po czym to ustąpiło. Chłopak czuł się taki pełny, rozciągnięty. - Tak. Dobrze.
- Nie boli? – pochylił się do niego i uszczypnął w ramię zębami. Przez ten ruch penis w Alainie się poruszył i wydobył z niego jęk. To była dostateczna odpowiedź. Pchnął biodrami, ciesząc się, że wytrzymał do tej pory, nie biorąc chłopaka wcześniej. To był idealny moment. Jego kochanek był gotów na wszystko. Oddychał ciężko, wsuwając i wysuwając się z niego i wsłuchując w wydawane dźwięki przez partnera.
To było dobre, wspaniałe, oszałamiające i genialne jednocześnie. Po cholerę tak długo czekał? Ale nieważne, bo teraz myśli uciekły daleko, a on skupił się na odczuwaniu. Krzyczał i wił się pod swoim chłopakiem, którego biodra poruszały się coraz szybciej, a członek wchodził głębiej. Sam się na niego nabijał, prosząc o więcej. I wszystko dostawał.
Kochali się szybko i namiętnie, bez trudu odnajdując wspólny rytm. W powietrzu unosiły się dźwięki, jakie wydawały ich spocone ciała, uderzając o siebie. Fabrice wsunął rękę pod Alaina i objął go w pasie. Uniósł go do góry tak, że Alain oparł się o jego pierś, tym samym nabijając się na niego bardziej. Lavelle sięgnął do swego penisa, żeby ulżyć napięciu, ale starszy chłopak odtrącił jego dłoń i sam zajął jej miejsce. Pieścił go pociągłymi ruchami, jednocześnie pieprząc i ocierając członkiem o prostatę kochanka. Uda Alaina zaczęły drżeć. Oparł tył głowy o ramię swojego chłopaka i zadygotał. Orgazm porwał go w swe objęcia, co ogłosił światu. Fabi patrzył na niego, czując jego ciało tak blisko, że bliżej już nie można, mięśnie zaciskające się na nim i zakleszczające go w sobie. Doszedł zaraz po nim, nie potrafiąc się dłużej powstrzymywać. Skurcze poorgazmowe trwały jeszcze chwilę, a on nie przestał się w nim poruszać. Alain odwrócił do niego twarz i złączyli swe wargi jakby w podziękowaniu za przeżyte chwile.
Opadli razem na koc. Starszy chłopak zaczął składać pocałunki na szyi partnera, polegując na nim. Nie chciał opuszczać tego gorącego wnętrza.
- To było nieziemskie – dyszał Alain.
- Fascynujące, ogniste, rozkoszne, genialne.
- Zamknij się i zejdź ze mnie, jesteś ciężki.
- Nagle jestem ciężki. Uważaj, bo będę miał focha – wyjął swój mięknący członek i zsunął kondom.
- Po tym, co dostałeś chcesz się fochać? - położył się na boku. Wszystko go bolało, lecz to było przyjemne cierpienie. Szybko wtulił się w swego chłopaka.
- Za to, to mogę nosić cię na rękach.
- Uważaj, co mówisz, bo jeszcze cię o to poproszę – wciągnął w nozdrza jego zapach. Zapach potu, seksu i tego, czym emanował sam Fabrice. - Nastaw budzik, żebyśmy obejrzeli ten wschód słońca – poprosił sennie.
Fabrice siegnął po telefon Alaina, gdyż jego spodnie leżały za daleko, a sądząc po kurczowym uścisku, chłopak by go nie wypuścił. Nastawił alarm i jeszcze okrył ich kocem. Zanim zasnął, długo patrzył na twarz śpiącego. Coraz bardziej zależało mu na nim. Bał się tego, a jednocześnie cieszył, jak głupiec.

***

Budzik dzwonił zawzięcie, wybudzając ze snu dwóch młodych kochanków przeklinających ten harmider. Alain coś jeszcze pomruczał pod nosem i obrócił się na drugi bok, zostawiając wyłączenie tego czegoś Fabiemu. Po chwili nastała błoga cisza i mógł ponownie zapaść w sen. Niestety, nie dane mu to było, bo zaraz coś zaczęło łaskotać go po policzku, ramieniu, biodrze i pośladku.
- Nie dasz mi już pospać? To zrób śniadanie.
- Nie wiem, jak na tym pustkowiu zrobić śniadanie, ale poszukam jakichś korzonków – usiłował się nie roześmiać, widząc, jak Alain się zrywa i rozgląda wokół.
- Zapomniałem, gdzie jesteśmy – opadł na koc.
- Zapomniałeś, co się w nocy działo? - zapytał z udawanymi pretensjami Chartier.
- Tego się nie da zapomnieć. Tyłek mnie boli – błyszczące i jeszcze zaspane oczy zwróciły się ku tym jasnym.
- Pomasować?
- Później. Teraz mi powiedz, gdzie masz ten wschód słońca?
- Musisz wstać i pójść ze mną. Z tej strony nic nie zobaczymy.
Ubrali się i przeszli spacerkiem, trzymając się za ręce na drugą stronę wzgórza. Znaleźli się tam w porę, ponieważ świecąca tarcza już zdążyła pokazać się na horyzoncie.
- Najbardziej romantyczny widok, jaki znam – wyszeptał Alain, opierając się plecami o klatkę piersiową partnera.
- Pewnie naczytałeś się o nim w tych swoich książkach.
- Żebyś wiedział. Ale najpiękniejsze sceny są w romansach.
- Uch, ty mój romantyku – ucałował go w bok szyi, zaciskając uścisk w pasie.
- Zakochany romantyku.
- Co? - przesłyszał się? Alain to powiedział?
- Kocham cię – obrócił się w jego ramionach.
Nie wiedział, co powiedzieć. Niby wiedział, co Alain czuje, lecz usłyszenie tego z jego ust było jak uderzenie gromu w jego serce.
- Nie musisz nic mówić – Alain się przytulił. - Nie oczekuję od ciebie, byś się zmuszał do wyznania tego, czego nie czujesz. Ja to musiałem powiedzieć. Właśnie w tej chwili. Kocham cię.
Fabrice patrzył, jak wokół nich coraz bardziej robi się widno. Słyszał budzące się ze snu ptaki i swoje serce bijące z nadmierną prędkością. Alain go kocha. I dlaczego sam nie potrafił tego powiedzieć?
- Jestem złym chłopakiem – wyszeptał w jego włosy.
- Nieprawda. Jesteś cudowny. To, że czegoś nie czujesz – trochę to bolało – nie oznacza tego, że jesteś złym chłopakiem.
- Przepraszam, nie mówię czegoś, czego nie jestem pewny.
- I mnie to pasuje – Lavelle musnął mu usta. - Lepiej nic nie mówić niż nakłamać, a później się tego wyprzeć.
- Zależy mi na tobie.
- Wiem. Wracamy do domu. Jestem głodny – rozczarowanie ukrył pod osłoną uśmiechu. Przecież wiedział, że Fabi go nie kocha. To dlaczego to boli? Bo sam mu wyznał miłość? Ech, musi się wziąć w garść i o tym nie myśleć. Wierzył, że nadejdzie dzień, kiedy usłyszy te dwa słowa. Z drugiej strony Fabi i tak okazywał mu miłość. Inaczej. Robił to w gestach. Ale usłyszeć to też by było dobrze.
- Och, ty mój głodomorze – smutne oczy Alaina dobiły go. Chciał, żeby zawsze się śmiały. Pewnego dnia nadejdzie czas, kiedy wyzna mu uczucie. Tylko musiał mieć pewność. Jego mama zaraz by zapytała, ile zamierza czekać. I na co? Nie wiedział, co by jej odpowiedział.

***

Kilka godzin później popołudnie zapowiadało się dość leniwe. Alain i Fabrice zamierzali je spędzić przy grach i na pieszczotach. A po tej nocy tym bardziej Fabiego ciągnęło do swego chłopaka. Niestety z ich planów nic nie wyszło, kiedy równo w południe zadzwonił dzwonek do drzwi. Po ich otwarciu okazało się, że przyjaciele Chartiera nudzą się i z racji, że Pascal ma dzień wolnego, przyszli posiedzieć z nimi. Fabrice tylko podrapał się po głowie, głupio uśmiechając i przekładając swoje plany. Wpuścił ich i od razu musiał iść robić kawę, ponieważ Charlotte marzyła o czarnym napoju. Ku jej uldze robieniem kawy zajął się Alain, dodając, jak zawsze, szczyptę kardamonu. W piątkę przenieśli się do ogrodu. Jakiś czas później przyszedł kolejny gość. Cedric także nie miał planów typu: "Jak zdobyć nową dziewczynę?" i postanowił odwiedzić Alaina. W sumie to ich ostatnie wspólne dni.
- Nareszcie się poznamy - Charlotte podała La Brunowi dłoń. - Słyszeliśmy o tobie, co nie co, ale jakoś wciąż się mijaliśmy.
- Ced ma swoją paczkę - wyjaśnił Alain - i tak jakoś nasze drogi się rozchodziły.
- Ale na szczęście zeszły. No i miło was poznać. Nie ukrywam, że też o was słyszałem. Podobno dzięki wam mój przyjaciel ruszył swoje cztery litery z domu.
- Nie tylko. Dzięki mnie również - wtrącił dumny Fabrice. - Siadaj - podsunął Cedricowi krzesło. - Częstuj się. Mamy tu wszystko, czego dusza zapragnie. Zaraz, tylko przyniosę ci szklankę na sok.
- Widzieliście, jaki gościnny - zaśmiał się Pascal.
- Alain, wychowałeś go sobie - dodała Lotta.
- Pewnie. Tylko on o tym nie wie - puścił jej oczko Lavelle.
- Patrzcie go, taki spokojny, nieśmiały, a owija sobie naszego przyjaciela wokół paluszka - powiedział Olivier, kiedy już przełknął paprykowe chipsy.
- Cicha woda brzegi rwie - zawtórował Cedric. Był zadowolony, że Alain i to w ciągu tak krótkiego czasu zdołał spełnić swe marzenia.
- Co rwie brzegi? - zapytał Fabrice, słysząc urywek rozmowy.
- Woda w rzece - odpowiedział Pascal.
- Nie macie innych tematów, jak gadanie o geografii? - usiadł obok swego chłopaka. Ich krzesła stały tak blisko, że bez problemu mógł się nachylić i cmoknąć go w nagie ramię. Uwielbiał, jak Alain zakładał te koszulki na ramiączkach i krótkie spodnie. Aż mu się przypomniały te pierwsze żarty, kiedy w aucie dotykał jego kolana. Do dziś dziękuje swojej siostrze za to, że kazała wieźć się na ten obóz.
- Ależ ja mam szczęście - westchnęła Charlotte. Słońce świeciło na jej włosy, przez co wyglądały, jakby płonęły.
- Jakie, cukiereczku?
- Jestem kobietą.
- Nie mam co do tego wątpliwości - uśmiechnął się jej chłopak.
- Ty już mi się tu nie podlizuj. Co ja... a tak. Jestem kobietą i to jedyną w tej grupie. Reszta to sami samcy. Niejedna wiele by dała, żeby być w towarzystwie takich ciasteczek, jak wy. Nie bądź zazdrosny, Oli.
- A czy jestem? - wskazał na siebie. - Oni są nieszkodliwi. Zwłaszcza ci dwaj - tym razem wskazał na Alaina i Fabrica.
- Mnie nie licz - rzucił Cedric. - Jestem psem na baby. A ty, maleńka, jesteś super laską – zamruczał, pochylając się do niej.
- Ej, to moja narzeczona - warknął Olivier.
- Widzę i dlatego jest twoja. Nie porywam zajętych kobiet. Ale jakby co, to daj znać - szepnął do Lotty.
- Zapamiętam.
- Ja tu jestem.
- Spokojnie, dryblasie - pogłaskała go po kolanie i dopiero wtedy zobaczyła, że Fabrice i Alain nie słuchają ich. Patrzyli czule na siebie i coś szeptali. - Zakochani, nieładnie mieć tajemnice w towarzystwie. Gadać i to już, o czym to tak ćwierkacie.
- Za dużo byś chciała wiedzieć - odpowiedział Fabrice.
- A ty zrobiłeś się teraz do życia. Dzięki, Alain, za odzyskanie naszego przyjaciela. Egoistyczny dupek odfrunął - Pascal pomachał w powietrzu palcami, co miało emitować odlatywanie.
- Obaj się czegoś nauczyliśmy - Alain spojrzał na swego chłopaka. Gdyby jeszcze mnie kochał. Chociaż nie mógł powiedzieć, że nie kocha. Przecież wyznaje to gestami, ale on potrzebował słów, jak nigdy w życiu. Przeniósł wzrok na pozostałych. Widział, że Cedric dogada się z przyjaciółmi Fabiego. To był chłopak, który szybko się klimatyzował w otoczeniu. I zwykle na dobre mu to wychodziło.

***

Dni upływały szybko. Wrzesień powitał ich deszczową i zimną pogodą. Fabrice wciąż marudził, że on chce lata, a nie jesieni. Chociaż nie powinien narzekać, że mu zimno. Alain skutecznie go rozgrzewał. Sam się sobie dziwił, że potrafił tak zdominować Chartiera. Chociaż już nie bronił się przed oddawaniem się Fabiemu. Oba łóżka skutecznie zostały rozdziewiczone i nie tylko one. W dniu, kiedy wyszło w końcu słońce, była niedziela i przygotowywali się do specjalnego obiadu. Do domu wracała mama Alaina. Pan Antoine pojechał po nią na lotnisko i niedługo mieli być tutaj.
- Cieszysz się, że wrócisz do domu? - Fabricowi nie bardzo podobał się koniec pobytu Alaina w jego domu. Nie spędzanie każdej chwili z nim będzie dość trudne. Zawsze mógł podejść, przytulic go, pocałować, porozmawiać, a teraz pozostaną im smsy i internet. Owszem, będzie się z nim widywał, ale jeden wieczór w ciągu dnia to dla niego zdecydowanie za mało. Przecież mieszkali razem, a teraz będą osobno. Jeszcze zaczną się studia. Obiecał sobie, że postara się zawsze znaleźć czas dla swego chłopaka. Chociaż czas nie spędzany ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę też dobrze robi.
- Powiem tak - Alain objął go w pasie. - Cieszę się, że moja mama wraca. Jest moją rodziną. Kocham ją. Ale nie cieszę się, że my nie będziemy ze sobą przez cały czas. Chociaż mówią, że to dobrze. Nie znudzimy się sobą – nawet nie wiedział, jak dobrze odgadł myśli Chartiera.
- Ja się tobą nie nudzę - odgarnął mu włosy w oczu. Alain nadal nie odwiedził fryzjera. Jego kudełki sięgały prawie do szyi.
Z dworu doleciał ich dźwięk silnika.
- To tata. Mamo, przyjechali.
- Już idę. Amelie, na dół! - krzyknęła w górę schodów. Zdjęła fartuszek ukontentowana tym, co słyszała. Chłopcy już się nie ukrywali, nie chowali po kątach i otwarcie pokazywali, co czują. Alain jeszcze czasami się wstydził, ale to też mu szybko mijało.

Alain wyszedł przed dom i uśmiechnął się. Jego mama zamykała drzwi auta i też go zobaczyła. Podszedł do niej i sam ją objął.
- Mój syneczek stęsknił się - poklepała go po plecach.
- Wcale nie tęskniłem.
- Już ci wierzę. O, i jest mój zięć.
Fabrice uniósł brwi. No fakt, Alain mówił mu, że wszystko opowiedział mamie. Został wyściskany przez Beatrice.
- Tak się cieszę, że jesteście razem. Nie sądziłam, że każąc ci tu zamieszkać sprawię, iż się zakochasz - skierowała swoje oczy na syna. - Miałam tylko nadzieję, że syn mojej przyjaciółki cię rozrusza. Gdybym zostawiła cię w domu, spędziłbyś wakacje na czytaniu książek. Nie mówię, że to coś złego, ale... co tam. Sam już to wiesz - uśmiechnęła się i przywitała z przyjaciółką i jej córką, która nadal nie rozstawała się ze słuchawkami i muzyką.
- To zapraszam na obiad. Zrobiłam...
Alain patrzył na te dwie kobiety. Ważne kobiety w jego życiu. Żal mu było, że inni geje nie trafiali na takich rodziców. Nawet wczoraj czytał artykuł o chłopaku wyrzuconym z domu z powodu swego homoseksualizmu. Naprawdę miał szczęście.
- Chodźmy jeść. Umieram z głodu - jego chłopak chwycił go za rękę i pociągnął do domu.

Dwie godziny później obaj leżeli na łóżku przytuleni do siebie. Alain był już spakowany i miał zaraz wracać do domu.
- Cholera, zachowuję się, jak panienka - wyszeptał.
- Dlaczego? Dlatego, że tulisz się do mnie i nie chcesz wracać do domu? - Fabrice pocałował go w kącik ust. - Zobaczymy się jutro. Wpadnę do ciebie. A, słuchaj, może powiedz mamie, że wrócisz do domu jutro, a dziś wybierzemy się na imprezę do Clouda.
Alain podniósł się i spojrzał na niego.
- Chciałbyś ostatni taki wspólny wieczór ze mną spędzić na imprezie?
- Co w tym złego? - też usiadł.
- Jak to co? Tłum, hałas i zamiast pobyć razem we dwóch, to ty wolisz to? - wstał. Miał dość tych imprez. - Wieczory cały czas mamy zajęte tylko tym. Impreza u Clouda, u Oliviera, u Marka, czy też kluby. Mam dość.
- Jak to dość? Przecież podobało ci się.
- Tak. Czasami z początku, ale nie ciągle. Od kilku dni liczy się tylko to. I to, czego ty chcesz, nie ja. Fabi, ja lubię wieczory w domu.
- Przecież siedzieliśmy w domu. Czego ty chcesz? - nie rozumiał, o co mu chodzi.
- W ciągu ostatniego tygodnia tylko raz i to dlatego, że bolała mnie głowa.
- No i zostaliśmy.
- Tylko, że głowa mnie nie bolała - nie mógł dłużej udawać.
- Proszę? Udawałeś? - podniósł się z łóżka. - Zaraz, zaraz… - Fabrice przyłożył dłoń do czoła, myśląc. W końcu zimnym wzrokiem spojrzał na swego chłopaka. - Dlaczego udawałeś?
- Chciałem spędzić choć jeden wieczór w domu.
- To trzeba mi było to powiedzieć - denerwował się, a nerwy były złym doradcą.
- Próbowałem, ale ty mnie nie słuchałeś.
- To ostatni tydzień przed tym, żeby się przygotować do studiów. Każdy chciał się zabawić. Ja też i sądziłem, że ty również - warknął. - Czy to znaczy, że nie lubisz ze mną wychodzić?
- Z tobą zawsze. Źle mnie rozumiesz. Nie wiesz, o co mi chodzi?
- Nie bardzo, kurwa - Fabi przetarł dłonią twarz.
- Lubię być z tobą. Wychodzić też, ale nie codziennie. Potrzebuję czasu dla siebie, dla nas. Tego, byśmy byli czasami we dwóch. Fabi, ja się cieszę, że poza niektórymi osobami inni przyjęli nas dobrze. Tylko nie chcę spędzić życia na imprezach.
- Ale nie mówiłeś tego, nie narzekałeś - uspokoił się trochę. Przecież mógł mu powiedzieć.
- Nie chciałem cię zmuszać do siedzenia w domu – Alain przełknął ślinę. – Chodziłem z tobą, bo nie chciałem, żebyś się mną znudził i mnie zostawił. Pragnąłem, żebyś miał chłopaka, który ci pasuje.
- Ale ty mi pasujesz. Chcę cię takiego, jaki jesteś – miał ochotę podejść do Alaina, coś go jednak powstrzymało. Czy Alainowi chodzi tylko o ten ostatni tydzień, czy także o inne dni? I na ile chłopaka było stać, żeby tylko być z nim? Aż tak nisko się ceni, że zamiast mieć swoje zdanie w pewnych kwestiach, to ulega, jak idiota?
- Naprawdę? - podszedł do niego, ale Fabrice się cofnął. - Co jest?
- Nie zbliżaj się. Jestem na ciebie zły. Jedno mnie ciekawi. Co byś jeszcze zrobił, żeby mi się przypodobać? Żebym nie miał cię za nudnego? Może utopił się w jeziorze, wyskoczył z samolotu w trakcie burzy...
- Czemu się złościsz? – Alain mu przerwał.
- Bo, kurwa, mogłeś mi powiedzieć, że chcesz czegoś innego. I wiesz, co mnie wkurza najbardziej? To, że mi nie zaufałeś i nadal tak jest!
- Przecież ci to powiedziałem...
- Gówno mnie to obchodzi! Udajesz! Kłamiesz! Do cholery! - miał ochotę walnąć pięścią w ścianę, ale stał za daleko. - Wszyscy potraficie tylko udawać, żeby coś zyskać. Ty, abym cię nie zostawił. Jakbym, kurwa, chciał, to bym to zrobił! Sądziłem, że dobrze się bawisz, a ty tylko grałeś! - Alain chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwolił. - I po co? Po to, żeby mieć chłopaka, pokazać się z nim i nie być w końcu prawiczkiem!
- Bredzisz! Nawet nie wiesz, co mówisz! Kocham cię i ty o tym wiesz! Masz rację, okłamałem cię, że się całkiem zmieniłem i kocham imprezy. To, jak bardzo podobają mi się te skupiska ludzi żłobiących piwo i hałasujących. Nie powiem, bo czasami było fajnie i masz rację, dobrze wyjść z domu, ale nie bez przerwy! Pragnę siąść i poczytać. Przytulić się do ciebie. Spędzić wieczór we dwóch. Tak, jestem cholernym romantykiem. Marzę o romantycznych gestach. Spacerach w świetle księżyca – mówiąc to, nie patrzył na niego. Nie chciał widzieć tego wyśmiewającego uśmieszku. - I możesz mieć mnie za kompletną ciotę, ale dobrze mi z tym, jaki jestem od czasu, kiedy mam ciebie! – wziął głęboki oddech. - Dlaczego kłócimy się jak dzieci?
- Nienawidzę, jak ktoś coś udaje, zamiast powiedzieć prawdę. Mam tego dość! - krzyknął rozsierdzony Fabrice.
- A ja mam też dość różnych rzeczy. Nawet niewiedzy, co do tego, czy mnie kochasz! - wypalił.
- Haha. Bo nie kocham! Tak, jak ty mi nie zaufałeś w tym względzie, tak ja ciebie nie kocham.
- Dobrze wiedzieć. To skoro mnie nie kochasz... Co dalej z nami? - ostrze sztyletu rozcinało mu serce na pół.
- Dalej? Jakie dalej? To koniec. Nie chcę żyć z kimś, kto w każdej chwili może mnie okłamać!
Alain zachwiał się, jakby coś ogromnego uderzyło w jego pierś i ścisnęło ją. Odwrócił głowę, by ukryć szklące od łez oczy. Taki głupi powód i...
- Dobrze wiedzieć, że mam nie robić sobie nadziei - w tym domu u boku tego chłopaka przeszedł metamorfozę. Otworzył się na ludzi. Pokochał. Tak niewiele czasu, a tak wiele rzeczy uległo przemianie w nim. Jedno się nie zmieniło. Serce. Jego serce nadal pozostało wrażliwe. Pragnące uczuć i chłonące każde złe słowo. Serce, które teraz bolało. W gardle utworzyła się potężna gula. Nie będzie płakał. Nie da mu tej satysfakcji. Chwycił swój plecak i torbę. Wiedział, że tak będzie. I to była jego wina. Wiedząc, jak po Gabrielu Fabrice jest przeczulony i cięty na nawet drobne kłamstewka, wciąż udawał. Dlatego nie mówił mu, że go kocha. Nie chciał kłamać.
Obejrzał się. Fabrice stały tyłem do niego. Patrzył w okno, jakby wyczekując zamknięcia drzwi. Nic tu po nim. Wróci do rzeczywistości i nauczy się żyć bez niego. Jeszcze kilka godzin temu siedzieli z rodzicami przy stole. Śmiali się, żartowali. Słuchali opowieści jego mamy, a teraz świat się zawalił. Świat, którego głównym składnikiem była miłość.

Zszedł na dół do salonu. Poprosił mamę, żeby już jechali do domu. Antoine zaproponował odwiezienie ich. Nie widział tego, co obie matki. Wyraźnie było widać, że ma ochotę płakać, ale trzymał się twardo. A niedawno podniesione głosy świadczyły o kłótni. Mimo przypuszczeń, że pomiędzy ich synami nie jest teraz najlepiej, postanowiły się nie wtrącać i dać im szansę na pogodzenie się.
Całą drogę do mieszkania potrafił udawać, wręcz doskonale, dobry nastrój. Nie chciał mamy martwić. Nie wiedział, że ona widziała więcej. Nie znała go przecież od wczoraj. Dopiero, kiedy był w swoim pokoju, a jego mama poszła odpocząć, dał upust złości, rozgoryczeniu, smutkowi. Wszystkie te odczucia kumulowały się w jego wnętrzu i znajdowały ucieczkę przez łzy. Wypłynęły one z piwnych oczu z pełną swobodą, znacząc policzki ogniem żalu.

***

Jeszcze nigdy nie było tak ciężko. Nie czuł takiej pustki. Dni i noce niczym się nie różniły. Chciał tylko zamknąć się w swoim pokoju i zasnąć na zawsze. Nie obchodziła go przyszłość, uczelnia. I pomyśleć, że dostał się na kierunek, który mógł pracę Fabiego połączyć z jego. Teraz tak bardzo tego nie chciał. Nie czuł potrzeby uśmiechu, jedzenia, które matka usilnie wpychała w niego. Czasami słyszał, jak długo rozmawiała przez telefon z tatą. Wszystko u niego było w porządku. Miał dobrą pracę. Chociaż to Alaina cieszyło. Innego powodu do radości nie miał.
Dziś mijał tydzień, od kiedy widział Fabiego po raz ostatni. Tydzień łez i samotności.
Odłożył telefon po krótkiej rozmowie z Cedriciem. Przyjaciel kończył urządzać się w akademiku. Poznał nowych ludzi. Dzwoniła też Lotta i Pascal, ale nie chciał z nimi rozmawiać. Powiedział dziewczynie, że nie jest już chłopakiem ich przyjaciela i nie musi czuć się zobowiązana martwić się o niego. Opieprzyła go i powiedziała, że jak będzie potrzebował, to ma do niej zadzwonić. Dobrze, że nie wiedziała, gdzie mieszka. Przyjechałaby tu. Chciał być sam. Nie potrzebował towarzystwa.
Tęsknił, cierpiał. Godzinami wpatrywał się w telefon. Czekał, aż zadzwoni i na wyświetlaczu pojawi się imię byłego chłopaka. Sam raz zadzwonił, ale zaraz się rozłączył. Stchórzył. I nawet po tym Fabi nie zareagował.
Miłość nie jest dla mnie. Za bardzo boli. Myślał Alain, siedząc przy stole i bawiąc się zupą. Nabierał czerwony płyn z ryżem na łyżkę w jednym miejscu i wylewał z drugiej strony talerza.

Beatrice obserwowała syna. Martwiła się. Pojutrze wraca do pracy, a on zostanie siedzieć w domu sam. Pewnie nie opuści nawet pokoju. Często rozmawiała z Sabrine i miała wgląd na to, co się dzieje z Fabricem. Obiecały sobie, że dadzą im jeszcze tydzień pożyć w takiej marnej egzystencji, a potem siłą zaciągną obu w jakieś miejsce. Zamknął w pokoju lub w szafie, jak zajdzie taka potrzeba i każą wyjaśnić sobie wszystko. Gdy wróciła do domu po tym wyjeździe i zobaczyła szczęśliwego, zakochanego syna, przestała się bać o jego uczuciową przyszłość. Tak to nazywała. Wiedziała, że z innymi rzeczami sobie poradzi, ale z miłością mógł mieć trudności. Teraz ma i wierzyła, że są to tylko chwile wzmacniające jej syna. Chłopcy się kochali. Gołym okiem było to widoczne. Nie wiedziała, o co im poszło, ale miała ogromną nadzieję, że będą razem.
- Daj, odgrzeję ci tę pomidorową.
- Nie musisz. I tak nic nie przełknę – wstał.
- Alain...
- Mamo, nie jestem małym chłopcem. Przeżywam zawód miłosny – otarł ręce o starą, porozciąganą i spraną koszulkę. - Przeżyję.
Nie mogła patrzeć na jego podpuchnięte oczy.
- Pójdę się położyć – powiedział Alain.
- Trzeba zrobić zakupy. Pojedziesz ze mną?
- Nie mam ochoty – spuścił wzrok i wyszedł z kuchni. Nawet żywe, wiosenne kolory na ścianach go nie cieszyły.
Stawiał krok za krokiem, jak staruszek. Energia całkiem opuściła jego ciało. Zatrzymał się, gdy dzwonek w drzwiach wygrał melodię.
- Otworzysz? Pewnie sąsiadka przyszła po przepis – doleciał go głos mamy z kuchni.
Powlókł się wprost do wrót. Wścibskie babsko znów będzie wypytywać go o to, dlaczego wygląda, jakby życie go przygniotło do ziemi. Otworzył drzwi. Przed jego oczami znalazł się bukiet z przynajmniej dwudziestu czerwonych róż. Zmarszczył brwi.
- O co chodzi? - wtedy jego oczy zmieniły się w dwa okrągłe spodki. Zza róż ukazała się znajoma twarz. - Fabi?
- Przepraszam – wydusił z siebie Chartier. Tak strasznie za nim tęsknił. Przez ostatnie dni wegetował. Nie mógł już dłużej. Kiedy Alain puścił mu sygnał z komórki, chciał do niego biec choćby boso i powiedzieć mu wszystko, błagać o wybaczenie. Niestety, głupia duma nie pozwoliła na to. Dziś już nie wytrzymał. Zobaczył ich zdjęcia i po prostu musiał tu przyjść. Chociaż raz go zobaczyć, nawet, jak Alain już go nie zechce. - Przepraszam. Mogę wejść?
- T... tak – wpuścił go do mieszkania. - Co tu robisz? - ręce mu drżały.
- Jestem głupi. Pewnie już mnie nie chcesz, ale ja... - wyciągnął w jego stronę bukiet. Ileż się namęczył, żeby znaleźć odpowiednie kwiaty. Czerwonych róż była masa, ale każde, które oglądał, nie były były. W końcu w maleńkiej kwiaciarni znalazł idealne. - Są dla ciebie. Mówią to, co tak ciężko było mi powiedzieć – serce ze strachu, że Alain każe mu wyjść, biło szybko.
Alain wziął kwiaty. Były piękne. Pąki jeszcze nie całkiem zakwitły i dopiero przemieniały się w dorodny kwiat.
- Czerwone róże...
- Podobno mówią o tym, że ktoś kogoś kocha. I nieprawda, że ja ciebie nie kocham – zbliżył się do niego. - Byłem zły. To, co powiedziałem, dotarło do mnie o wiele później... Kocham cię. Bardzo cię kocham, Alain. Dni bez ciebie mi to uświadomiły. Przepraszam. Przyjmiesz mnie ponownie?
- Też byłem głupi – nie wierzył, że właśnie przeżywa scenę rodem z telenoweli. - Chyba obaj się czegoś nauczyliśmy. Boże, Fabi, umierałem bez ciebie – rzucił się w jego ramiona. - Kocham cię.
Obaj poczuli się wspaniale, będąc ponownie w ramionach ukochanego. Nie było czasu na myślenie, czy wybaczyć czy nie. Liczyło się to, co czuli w sercach.

Z kuchni wyszła szczęśliwa Beatrice z torebką w ręku.
- Jadę na zakupy. Nie będzie mnie długo – powiedziała, ale chyba jej nie słyszeli. Pojedzie zrobić zakupy do sklepu rodziców Fabiego. Przekaże im dobre wieści. Wyszła po cichu z mieszkania.
- Czy to znaczy, że znów jesteśmy razem?
- Tak, Fabi.
- Kocham, kocham, kocham – Fabrice obcałowywał mu twarz. To było dla niego niczym cud. Znów z nim był i zaczął myśleć o wspólnej przyszłości. - Nie wiem, co los nam przyniesie, ale chcę być z tobą.
- Fabi?
- Hm? - zapatrzył się na jego oczy. Tak niewiele brakowało, a zniszczyliby wspólną przyszłość.
- Pocałuj mnie w końcu, ty głupolu.
- Z przyjemnością.
Spełnił prośbę i pragnienie w jednym z wielkim zaangażowaniem. Smakowali swe usta i splatali języki podekscytowani, a ich serca biły wspólnym rytmem, pełne szczęścia i wiary na wspólną przyszłość.