Cena korony 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 14:44:18
Dla Nam, za pomocność. Dzięki :*
Dla Adiego, za telefony.
Dla Bogo, za głupi kolczyk.
Dla Ur, Yoru i Bro, bo tak.
Dla S bo mimo, że w jednych kwestiach zmieniło się wszystko, w innych wszystko pozostało bez zmian.
Fu




Królewska złość zagęszczała atmosferę. Mimo, że oblicze miał spokojne, doradcy wyczuleni na każdą zmianę nastroju u króla, czuli jego gniew jak duszący opar. Każdy chciał wyjść. Brakowało powietrza. Nikt jednak nie odważył się zasugerować władcy, by odłożyć drażliwy temat do jutra. A najlepiej do czasu, kiedy znajdzie się rozwiązanie problemu. Problem istniał. Rysował zmarszczkę między smoliście czarnymi brwiami Farida. A kiedy król miał problem, całe Minogarl żyło w strachu. Rozdrażniony król nie był ani wyrozumiały, ani litościwy. Z rozdrażnionym królem żyło się jak na wulkanie. A teraz właśnie wulkan zaczynał dymić. Teraz król wpadał w rozdrażnienie...
- Powiedz to jeszcze raz - zażądał lodowato zimnym głosem, patrząc na oblewającego się potem kanclerza - Jeszcze raz, powoli i wyraźnie, żeby dotarły do mnie wszystkie niuanse twojej zagmatwanej i niejasnej wypowiedzi...
Kanclerz przełknął i pobladł. Nie wątpił, że król doskonale zrozumiał jego słowa. Co więcej - rozzłościły go. A to nie wróżyło dobrze na przyszłość. Stał więc w milczeniu, błyskawicznie i wnikliwie rozważając możliwości. Mógł milczeć i narazić się na gniew króla, mógł powtórzyć i narazić się na gniew króla, mógł uciec i narazić się na gniew króla. Najbardziej chciało mu się płakać...
- Wasza miłość - zaczął w końcu niepewnie - Księga czasów mówi, że...
- Mówi, że mimo tego iż zasiadasz na tronie, a na skroniach nosisz koronę przodków, w świetle prawa nie jesteś prawdziwym królem Minogarl i nie zostaniesz nim, dopóki nie dowiedziesz, że jesteś godzien, panie.
Głos przekładający mętny bełkot wieszczych ksiąg na słowa proste i dosadne był całkiem przyjemny, jednakże wszyscy obecni w pomieszczeniu doradcy aż się wzdrygnęli. Lane Rozenau - królewski szpieg, skrytobójca i osobisty strażnik - zwany we dworze Cieniem. Król, kiedy nie był z kogoś zadowolony, zwykł mawiać: 'widzę nad tobą cień', i ten ktoś padał martwy, przy furkocie szarego płaszcza postaci, która w mgnieniu oka znów stawała za królem. Lane'a Rozenau bali się wszyscy poza królem. Króla bali się wszyscy poza Lane'em Rozenau. Farid westchnął. Wygodniej rozparł się na rzeźbionym tronie i przeczesał palcami splątane włosy. Doradcy odważyli się odetchnąć głębiej. Przez kilka długich chwil trwała cisza, po czym król zapytał
- I co w związku z tym, Cieniu?
Sylwetka, która wysunęła się zza tronu, do tej pory pozostawała niewidoczna w panującym w sali półmroku. Młody mężczyzna odziany jak zawsze w szary płaszcz, skłonił się lekko przed królem, resztę zgromadzonych zaszczycając jedynie nieznacznym skinięciem głowy.
- Niech przeszukają proroctwa, niech znajdą rozwiązanie - powiedział prosto - niech nie śpią, nie jedzą, nie chędożą tak długo aż go nie znajdą. Nikt poza tu obecnymi - powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu - nie wie co mówi Księga Czasów. Tak długo jak nikt nie wie, nikt nie zakwestionuje twojego prawa do tronu Minogarl. Kiedy znajdą rozwiązanie, nikogo już to nie zainteresuje.
- Racja! Proste rozwiązania są najlepsze! Tak właśnie zrobimy - król zatarł dłonie i wstał z tronu - Macie siedem dni na znalezienie rozwiązania, nie pokazujcie mi się bez niego na oczy!
- A jeżeli to o czym mówiliśmy wyjdzie poza ten pokój - dodał Rozenau cicho - nad kimś zawiśnie cień...
Doradcy wzdrygnęli się jak jeden. Pewnym było, iż chętniej odgryzą sobie języki i wrzucą je do rynsztoka, niż zdradzą komukolwiek królewską tajemnicę. Wyszli szybko, niemal biegiem, starając się jak najszybciej zniknąć z królewskich oczu. Odroczenie śmierci na siedem dni było zawsze dodatkowymi siedmioma dniami nadziei.

Jeszcze tej samej nocy przygarbiona, postać w połatanej kapocie zastukała do drzwi królewskich komnat. O czym król rozmawiał z proszalnym dziadem, który zostawił po sobie woń stęchlizny na korytarzach nie wiedział nawet Cień. Kiedy przybysz zniknął, Farid za zamkniętymi drzwiami zawołał cicho:
- Lane!
Nie minęło trzydzieści uderzeń serca, kiedy rozległo się ciche pukanie i do komnaty bezszelestnie wsunął się Cień.
- Wzywałeś mnie - oznajmił, uśmiechając się - Jestem.
- Jesteś, Lane. Teraz. Miałem przed chwilą odwiedziny. Jakiś żebrak przeszedł nie niepokojony przez trzy warty i zapukał do moich drzwi. Zdaje się, że miałeś strzec mojego bezpieczeństwa...
- Zaraz go znajdę - chłopak ruszył w stronę drzwi, jednak głos władcy osadził go w miejscu
- Wróć! Nie mówię, ci tego po to, żebyś go zabił. Doskonale wiesz, że potrafię radzić sobie sam...
- Po co w takim razie? - szczęknęła srebrzyście klamra i szary płaszcz zsunął się lekko na marmurową posadzkę. Lane szybko ściągnął buty i usiadł, krzyżując nogi na królewskim posłaniu. Zniewaga za którą każdy inny zapłaciłby gardłem.
- On znalazł rozwiązanie. - w błękitnych oczach króla błysnęła radość - Wiem, jak zadośćuczynić prawu.
- Jak? - zwinne palce Cienia ruszyły od szyi drogą spinających koszulę tasiemek. Rozwiązywał je jedną po drugiej, ukazując mocno opaloną skórę piersi i brzucha. Odchylił się do tyłu, pozwalając białemu jedwabiowi opaść na futrzaną kapę. Podparł się z tyłu na rekach i popatrzył z zainteresowaniem na Farida. Oczy władcy lśniły, kiedy wpatrywał się zachłannie w smukłe ciało, wyciągnięte na ogromnym łożu.
- Chcesz, żebym ci powiedział, czy znowu mnie uwieść? - zapytał schrypniętym głosem
- Jedno nie wadzi drugiemu - Cień uśmiechnął się sięgając do pasa. Prosty węzeł na grubym rzemieniu poddał się wprawnemu ruchowi. Teraz już nic nie przytrzymywało skórzanych spodni na szczupłych biodrach. Król powoli zbliżył się do łoża, oblizując nagle wyschnięte wargi. Lane podkurczył nogi i stanął na posłaniu. Spodnie pod własnym ciężarem zsunęły się po skórze, odsłaniając cienki pasek włosów prowadzący od pępka w dół do złotawej kępki, z której dumnie sterczał sztywny, gotowy członek. Farid westchnął, uklęknął na posłaniu i wziął go w usta. Gdyby ktoś ośmielił się wejść do apartamentów władcy nieproszony, ujrzałby następcę tronu klęczącego przed szpiegiem, za którego pochodzenie nikt nie dałby miedziaka. Zobaczyłby jak pieści go wargami, jak smakuje językiem. Jak w końcu zmusza Cień do położenia się i zadarłszy haftowaną złotogłowiem koszulę powyżej pasa wchodzi w niego z westchnieniem, jak kołysze biodrami biorąc go raz za razem przy wtórze jęków i stłumionych krzyków. Zobaczyłby jak Cień w spazmie rozkoszy wbija palce w królewskie ramiona, zostawiając na nich czerwone ślady, jak Farid szczytuje z przeciągłym gardłowym jękiem, jak całuje zmysłowo rozchylone wargi szpiega. Jednakże nikt nie odważył się wejść nieproszony do apartamentów władcy, a zanim słońce wzeszło o miłosnych uniesieniach świadczyć mógł już tylko lekki uśmiech na ustach monarchy.

- I jesteś absolutnie pewien, że on mówił prawdę? - westchnął Lane po raz kolejny - To kawał drogi, przynajmniej dziesięć dni w jedną stronę...
- Na razie prosiłem, za chwilę mogę ci rozkazać - zniecierpliwił się król
- Zrozum, panie - Cień zmrużył oczy i z naciskiem zaakcentował tytuł - że chodzi tu tylko o twoje bezpieczeństwo. Nie będzie mnie niemal miesiąc, kto będzie pilnował twoich pleców przez ten czas?
- Ach, o to ci chodzi - roześmiał się mężczyzna - Dziś w południe kanclerz ogłosi, że król jest ciężko chory. Nie będę wychodził przed lud aż do twojego powrotu, a w zamku gwardia jest w stanie mnie obronić.
- Jak sobie życzysz. Kiedy mam wyruszyć?
- Natychmiast. Statek dowiezie cię na wybrzeże, dalej musisz radzi sobie sam.
- Statek? - jęknął Cień.
- Tak, statek. 'Chluba Korony' wypływa do Horuku w południe. Zabierzesz się z nimi. Tutaj masz glejt - władca podał chłopakowi złożone, zapieczętowane pismo - nakazujący dostarczyć cię do wybrzeży wyspy i odebrać w drodze powrotnej. Tutaj - po chwili wahania wręczył mu także niewielką księgę w czarnej skórzanej oprawie - wszystkie informacje których będziesz potrzebował. Wracaj szybko.
- Postaram się jak najszybciej - Cień uśmiechnął się lekko, ruszając w stronę drzwi
- Postaraj się. - władca chwycił go za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie - Będzie mi ciebie brakowało. - musnął wargami miękkie usta chłopaka, po czym odsunął się o krok. Szpieg nic nie odpowiedział, ale wyszedł z apartamentów władcy z uśmiechem.

Trwająca tydzień podróż morska była prawdziwym koszmarem. Przemoczony do suchej nitki Rozenau spędził ją głównie przewieszony przez barierkę, starając się wmówić swojemu żołądkowi, że wcale nie jest tak źle. Kiedy stanął na stałym lądzie, miał ochotę upaść na kolana i całować grunt, zamiast tego usiadł na suchym piasku i długo obserwował jak statek znika za horyzontem. Został sam, za przewodnika mając jedynie stary grymuar, który nawet zaczął przeglądać na statku, zanim dopadła go choroba morska. Później z wiadomych względów musiał zrezygnować. Teraz był najlepszy moment, żeby powrócić do lektury. Pożółkłe kruche kartki pokrywało pajęcze, wyblakłe już pismo. Większości nie dało się odczytać. Wyraźnych pozostało jedynie kilka ostatnich stron. Ale to właśnie na nich znajdowała się mapa. Mapa prowadząca do świątyni lub pałacu, jak odgadł Cień. Tego pałacu lub świątyni, którą miał znaleźć. Na podstawie położenia słońca określił kierunki, po czym otrzepawszy siedzenie, ruszył plażą w stronę zwartej ściany lasu. Kiedy wchodził między drzewa zachodzące słońce grzało go w plecy.

Las wionął stęchłą wilgocią i gnijącą ściółką, słodkim zapachem potężnych papuzich storczyków. Przedzierał się przez splątany gąszcz dopóki nie dotarł do strumienia, stanowiącego pierwszy z punktów orientacyjnych. Zapadł zmrok i wszystko stało się tętniącą życiem, intensywnie pachnącą ciemnością. Lane poślizgnął się i zapadł po kostki w lodowatą wodę. Zaklął siarczyście, rozpaczliwie machając ramionami dla zachowania równowagi. Złapał się czegoś, co było zimne i oślizgłe, więc natychmiast puścił. Cudem tylko ustał. Wyciągnął z sakwy przy pasie żarzący się świetlny kamień i w nikłej poświacie obejrzał najbliższe otoczenie. Nie było szansy na dalszy marsz - groził skręceniem nogi, albo karku w zależności od szczęścia. Cień znalazł duży, w miarę suchy kamień i skuliwszy się na nim w arcyniewygodnej pozycji przedrzemał niespokojnie do świtu, zrywając się na każdy ptasi wrzask czy tajemniczy szmer. Wschodzące słońce zastało go już w drodze. W ciężkiej, uporczywej wędrówce przez chaszcze, nieświadomego czujnych oczu, które śledziły każdy jego krok.

Im głębiej w las się zapuszczał, tym bardziej egzotyczny się on stawał. Przeciągłe krzyki zwierząt sprawiały, że Lane wzdrygał się raz po raz i rozglądał nerwowo. Odkrył, że rodzaj złośliwego chichotu wydawał z siebie niewielki kudłaty stworek, których setki goniły się w splątanych lianach i, że szkarłatne przepiękne dzwonki mają wewnątrz kielichów kilka ostrych jak nóż pręcików, które tną z równą łatwością ubranie jak i skórę, gdy tylko dotknie się kwiatu. Ponieważ wszędzie było ich pełno, kiedy pod wieczór zatrzymał się, żeby odpocząć, krwawił z dziesiątek miniaturowych zadrapań, które piekły i swędziały tak, że szło zwariować. Cel podróży znalazł trzeciego dnia o poranku. A właściwie to cel znalazł jego. Cień właśnie zamachnął się mieczem, żeby utorować sobie drogę wśród gęstego listowia, kiedy klinga uderzyła w coś z metalicznym brzęknięciem, a wibracje poniosły się nieprzyjemnym drganiem aż do obojczyka chłopaka. Zaklął siarczyście i schowawszy broń do pochwy, wsunął ostrożnie dłonie w splątaną roślinność. Natrafił na zimny, wilgotny kamień. Właściwie, kiedy wiedziało się, że coś tam jest, szło wyłowić z całej gamie zieleni zarys kształtu budowli, ale tylko jeśli się naprawdę dobrze przyjrzeć. Lane odetchnął z wdzięcznością i jeszcze raz zajrzał do księgi otrzymanej od Farida. Według mapy wejście znajdowało się dokładnie po przeciwnej stronie niż ta z której przyszedł. Budowla była naprawdę ogromna i obejście dwóch jej ścian zajęło mu czas do południa. Otarł pot z czoła i odpoczął chwilę zanim zdecydował się wejść do środka. Grymuar króla wymieniał dziesiątki pułapek, jakie mogły znajdować się w środku, co bynajmniej nie zapraszało do odwiedzenia wnętrza, ale prośba władcy była prośbą władcy. A rozkaz rozkazem. Lane ostrożnie zagłębił się w duszny, wilgotny mrok za kamienną bramą. Okruch świetlnego kryształu wyłaniał z ciemności tylko niewielki okrąg otoczenia. Po kilku krokach jednak do nozdrzy Cienia dotarła ulotna woń nafty. W księdze była krótka wzmianka o systemie oświetlenia, Lane więc ruszył w kierunku, gdzie powinna znajdować się ściana. Faktycznie, w kamiennej rynnie biegnącej wzdłuż pomieszczenia znajdowała się oleista, intensywnie pachnąca ciecz. Lane przez chwilę grzebał w sakwie, zanim natrafił na ciepłą powierzchnię żarowej skały. Wrzucił okruch do rynny. Język ognia śmignął do przodu z zawrotną szybkością. W kilka uderzeń serca wnętrze budowli rozjarzyło się migotliwym blaskiem płomienia. Wewnątrz...

Wewnątrz nie było nic. Podłoga z gładko ciosanych kamiennych bloków ciągnęła się od ściany do ściany. Na przeciwległym krańcu sali dostrzegł ziejący czernią otwór w ziemi, może tam znajdowało się coś więcej. Powoli, krok za krokiem, ruszył w kierunku dziury. Każdy nerw spięty miał jak postronek, gotów w każdej chwili uskoczyć przed śmiertelną pułapką. Kroki niosły głuchym dudnieniem, głośniejszym, niż miały prawo wydawać miękkie skórzane buty Lane'a. Pułapek nie było. Fakt, że ich nie było wcale nie dawał Cieniowi spokoju. Gdyby były, byłoby to całkowicie naturalne w miejscu takim jak to. To, że ich nie było, było dziwne. I niepokojące w jakiś sposób. Chłopak wolałby, żeby jednak były - tak dla zadośćuczynienia tradycji. Droga do przejścia ciągnęła się, odmierzana delikatnymi, ostrożnymi stąpnięciami. Z gorąca i nerwów koszula Lane'a była już zupełnie mokra. Na białym jedwabiu wykwitały różowe smużki potu zabarwionego krwią zadrapań. Przyklejająca się do skóry materia przyprawiała o klaustrofobię.

Otwór w posadzce okazał się obmurowanym portykiem do prowadzących w dół wąskich schodów. Poblask ognia oświetlał tylko kilka pierwszych, rzeźbionych stopni, reszta tonęła w nieprzeniknionej ciemności. Lane sięgnął do torby po świetlny kamień. Żałował teraz, że nie wziął z zamku większego i bardziej naładowanego okruchu. Gdyby miał trochę więcej czasu, lepiej by się przygotował. Gdyby miał cokolwiek czasu jakkolwiek by się przygotował prawdę powiedziawszy. Na przykład wziąłby wszystko co potrzebne, a nie torbę, którą zwykł nosić w mieście i węzełek przygotowany przez królewskiego kucharza. Blask sączący się z kamienia oświetlał tylko trzy stopnie przed nim, co wystarczyło, żeby nie skręcić sobie karku, ale nic poza tym. Lane dla uspokojenia nerwów liczył schody. Gdy mijał dwieście trzydziesty jego uszu dobiegł cichy dźwięk. Coś, jakby przesuwanie kamienia po kamieniu. Odwrócił się gwałtownie, ale na kilku stopniach za nim nie czaiło się żadne niebezpieczeństwo. Gdyby było dalej i tak by go nie dostrzegł. Przez chwilę nasłuchiwał w bezruchu, ale dźwięk nie powtórzył się. Uczynił krok naprzód i boleśnie uderzył czołem o coś twardego i zimnego. Uniósł kamień i odruchowo odskoczył do tyłu, spoglądając prosto w groźną twarz wojownika. Mężczyzna nie poruszył się. Cień ostrożnie wyciągnął rękę i opuszkami palców dotknął gładkiego kamienia. Posąg. Schody to dość dziwne miejsce na ustawienie rzeźby - zastanowił się przelotnie, przeciskając się między figurą a ścianą. W tym miejscu stopnie kończyły się. Statua stała na ostatnim, jakby zagradzała przejście dalej. Oględziny ściany ponownie ujawniły rynny z naftą, co Lane natychmiast wykorzystał. W migocącej poświacie ognia mógł dokładniej obejrzeć rzeźbę. Nigdy w życiu nie widział czegoś tak doskonałego. Nieznany artysta odzwierciedlił nawet takie szczegóły jak pojedyncze rzęsy, zmarszczki wokół oczu, czy lekki ślad zarostu na szczęce wojownika. Równie starannie wyrzezano w kamieniu odzienie statuy - sięgającą kolan przepaskę biodrową i odsłaniającą tors kamizelkę. Cień nie mógł oprzeć się pokusie muśnięcia palcami idealnie oddanych mięśni brzucha rzeźby. Tak pięknych dzieł sztuki nie było w pałacu. Krótko pomyślał, że warto by coś takiego przewieźć do siedziby Farida, na pewno by mu się spodobał zarówno sam posąg jak i przedstawiona postać. Mężczyzna był wysoki - Lane stojąc na tym samym stopniu czubkiem głowy sięgał jego ramienia - i barczysty. A w dłoni dzierżył wspartą o ziemię dzidę, która wyglądała na ostrą. Rozenau nie ryzykował sprawdzania, czy tak jest w istocie. Porzuciwszy wojownika ruszył w głąb pomieszczenia rozciągającego się przed nim. Pod przeciwległą ścianą, zbyt jednak daleko, by mógł widzieć wyraźnie, zwłaszcza w takim oświetleniu, majaczył jakiś kształt. Również ta sala była pusta, nie licząc płonących rynien. Ruszył przed siebie równie ostrożnie jak piętro wyżej. To, że na górze nie było pułapek nie oznaczało, że nie będzie ich tutaj. Wielu już zgubiła zbytnia pewność siebie. Mniej więcej w połowie pomieszczenia zaczął rozpoznawać kształt, do którego się zbliżał. Im większej pewności co to jest nabierał, tym szybsze stawały się jego kroki. Pod ścianą stał fotel, w dokładniej rzecz ujmując - tron, na którym ktoś zasiadał. W miarę podchodzenia dostrzegał coraz więcej szczegółów - rzeźby pokrywające podłokietniki i oparcie, glazurę złota połyskującego w blasku ognia. W końcu sylwetkę, w swobodny sposób wyciągającą przed siebie skrzyżowane w kostkach nogi i opierającą brodę na zaciśniętej w pięść lewej dłoni. Lane uczynił jeszcze kilka kroków, zupełnie nieświadomie.
- Farid? - zapytał zszokowany
- Z szacunkiem do króla, śmieciu! - usłyszał za sobą lodowaty głos. Trzonek włóczni uderzył go pod kolanami z taką siłą, że z jękiem osunął się na posadzkę. Czyjeś palce z siłą kleszczy wbiły się w prawe ramię Cienia zmuszając do skłonienia się przed tronem tak mocno, że czołem niemal dotknął ziemi.
- Niespodzianka, prawda? - głos zdecydowanie należał do władcy - Nie tego oczekiwałeś?
- Więc po co kazałeś mi... - zaczął
- Milcz! - upomniał ten sam głos za plecami i coś uderzyło w potylicę Lane'a na tyle mocno, że na chwilę stracił ostrość widzenia
- Oh, nie dręcz go Fihr - roześmiał się król - Biedaczek jest wyraźnie zszokowany... Podejdź bliżej, niech ci się przyjrzę...
Nie czekając na reakcję ze strony chłopaka, dłoń wbijająca się w jego ramię dźwignęła go do pionu i pchnęła w kierunku władcy. Rozenau nie udało się spojrzeć na trzymającego go mężczyznę, gdyż u stóp tronu znów został brutalnie pchnięty na kolana. Król pochylił się i ująwszy w palce brodę Cienia, uniósł jego twarz ku swojej. Taksacja była obopólna. Dopiero z tej odległości chłopak rozpoznał, że osoba siedząca na tronie nie jest jego królem, mimo uderzającego podobieństwa. Inna fryzura, inna mimika. Oczy bardziej szare niż niebieskie, wypielęgnowany jasny zarost, podczas gdy Farid gładko się golił. W końcu stara blizna w kąciku ust, której władca Minogarl nie miał. Lane był w stanie dać głowę, że nie miał. W końcu podczas licznych schadzek miał okazję dokładnie przestudiować twarz kochanka. Mężczyzna nie będący królem uśmiechnął się zimno.
- Lane Rozenau, czyż nie? Skrytobójca, szpieg i pierwszy nałożnik Farida. Jego cień. Twoja sława cię wyprzedza, chłopcze, dotarła aż tutaj...
- Nadto schlebiasz mi, panie, zwłaszcza w dziedzinie dzielenia z królem łoża... - Lane otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, szybko przybrał bezpieczną maskę dworskiej gry - Gdybyś łaskawie zechciał rozkazać swojemu strażnikowi mnie puścić, porozmawialibyśmy jak kulturalni ludzie, którymi w końcu jesteśmy...
- Puść go Fihr - roześmiał się król i nacisk na ramię natychmiast ustąpił. Cień podniósł się powoli, kończąc ruch dwornym ukłonem.
- Przybywam w imieniu króla Farida, syna Eorlla, władcy Minogarl.
- Wiem skąd przybywasz i po co przybywasz, Cieniu.