Gold and diamonds 3
Dodane przez Aquarius dnia Marca 02 2013 12:30:03


Q zamknął oczy i skupił się na dźwięku fal, na piasku, który czuł pod sobą. Spokojnie, powtarzał sobie. Uspokój się.
Silva dotknął skóry nad jego uchem, tuż pod linią włosów. Q bardzo starał się nie trząść.
- Jesteś blady jak śmierć.
Q wziął głęboki oddech.
- Wszystko w porządku. Muszę tylko odzyskać kolor… i świadomość…
Silva zsunął rękę niżej, aż do guzików przy jego koszuli.
- Lot nie powinien na ciebie aż tak wpłynąć. Większość przespałeś. – Odpiął guzik przy kołnierzyku, tak, aby odsłonić gardło Q i zaczął rozpinać następny.
- Ale ja wiedziałem. Wiedziałem, że jestem w powietrzu, coraz wyżej i wyżej, więc mógłbym spadać długo, długo… aż robiłbym się o ziemię. Roztrzaskał, czy coś.
Silva skończył rozpinać go i zdjął mu koszulę, odsłaniając pierś i tors, a Q odwrócił lekko głowę, aby sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi.
- Jest tu kilku strażników – przyznał Silva, a spojrzał na niego czujnie. – Ale obserwują niebo i port. Nie patrzą na nas. I wiedzą, że gdybym ich przyłapał na podglądaniu, zabiłbym ich.
- Nie zrobiłbyś tego.
Na tym etapie ich relacji Q rzeczywiście nie wiedział, czy Silva kogokolwiek kogoś zabił, jeśli nie miał to związku z jego uprzednią pracą dla rządu. Wydawało mu się, że to coś w rodzaju podstępu, świadoma przesada, że Silva lubi kreować się na przerażającego zbrodniarza, którym chciałby być, ale nim nie był. Nie w głębi duszy. Ale znowu… czy Silva mógłby zdobyć tak zatrważającą reputację bez chociaż jednej osoby, która mogłaby przysiąc, że to wszystko prawda?
Q zaczynał rozumieć, że Silva patrzył na wszystkich ludzi, na całym świecie, jako na przydatnych mu lub nieprzydatnych w dążeniu do zemsty. Na jego drodze prowadzącej do zabójstwa kobiety, która go sprzedała, do kobiety nazywanej M. To nie byłoby zaskakujące, gdyby Silva nie miał oporów przed zabijaniem wszystkich, którzy byli mu nieprzydatni. To dawało do myślenia. Mówiło dużo o charakterze Silvy, co najmniej.
Silva zaproponował, że zaniesie do jakiegoś miejsca, aby mógł odpocząć po locie. Wyraźnie szukał pretekstu, aby zaciągnąć go do łóżka, a Q zgodził się bez wahania. Było między nimi mnóstwo seksualnego napięcia i nie mógł się spodziewać niczego innego, gdy ten zaprosił go na swoją prywatną wyspę.
To właśnie Silva przekonał go, aby wrócił do Londynu, aby opuścił Chiny i wracał do domu.
- Ale najpierw – powiedział przez telefon, dzień po tym, jak Q zrezygnował z pracy. – Zrobimy mały objazd, aby odwiedzić moją nową prywatną wyspę. Na pewno ci się spodoba.
Silva przygotował dla siebie największy, najpiękniejszy dom na wyspie. Kiedyś chciał go odnowić, zmienić nie do poznania, ale wtedy wyspa nadal była dla niego czymś nowym. Pokoje nadal były urządzone wyraźnie dla kogoś innego, a Q zdecydowanie nie chciał myśleć o rodzinie, która mieszkała tam przed nimi. Silva zabrał go do największej, najlepszej sypialni w tym domu i tam się kochali.
Q miał kilka schadzek z chłopcami jako nastolatek. Na uniwersytecie miał dziewczynę, która szybko stała się jego narzeczoną, bardziej dzięki staraniom jego rodziców, niż jego samego. Płakała, gdy powiedział jej, że bierze staż w Pekinie, i obiecał czekać na dzień, gdy wróci. Dzwoniła lub pisała do niego codziennie, potem co tydzień i pisała nadal, chociaż przestał odpowiadać jej już miesiąc temu .Staż zmienił go w sposób, w jaki nigdy nie przypuszczał, że może się zmienić. Sądził, że naprawdę zależało mu na jego przyszłej karierze w inżynierii biomedycznej. Zamiast tego życie postawiło mu na drodze Silvę, a on w jakiś sposób beznadziejnie spaczył. Na zawsze. Nadal miał i będzie mieć swoje okulary, swój kardigan, bystry umysł, wszystkie uprzejmości… ale wewnątrz niego było zawsze też coś mrocznego, co Silva wyciągnął na światło dzienne. I to z jakiegoś powodu sprawiło, że czuł się lepiej. Silva powiedział, że ma potencjał. Że może mieć od życia coś więcej niż zawód lekarza czy naukowca, więcej niż bycie dobrym mężem i ojcem, absolwentem dobrego uniwersytetu i praworządnym obywatelem. Silva mówił, że może osiągnąć absolutnie wszystko, jeśli tylko włoży w to dostatecznie dużo pasji. Q więc wkładał mnóstwo pasji w zostawienie swojego starego „ja” za sobą. Chciał po prostu być szczęśliwy, a nie był pewien, czy wcześniej cokolwiek dawało mu szczęście.
Dał więc Silvie siebie, dając mu przyjemność i dając sprawiać sobie przyjemność. Seks sprawiał, że czuł się lepiej. Uziemiał go w jakiś sposób. I lubił być w końcu tak blisko niego. Czekał na to przez długi czas i nie spodziewał się niczego mniej, od kiedy Silva pierwszy raz się do niego odezwał. Podczas seksu Silva był zbyt zajęty, aby mówić bez przerwy o swoich planach, i wtedy Q mógł udawać przed sobą, że są zwykłymi ludźmi. Może jako zwykli ludzie mogliby po prostu zakochać się w sobie. Q mógłby być niesfornym młodym człowiekiem, byłym studentem, niepewnym, co zrobić z życiem. Mógłby spotkać Silvę, ekscentrycznego starszego mężczyznę, który miałby dom i firmę gdzieś daleko, może w Madrycie, i tą prywatną wyspę na wakacje. Silva mógłby być rozwodnikiem, albo wdowcem, czy coś w tym rodzaju i Q mógłby przywrócić do go życia. Uczynić do szczęśliwym, chociaż sam byłby smutny. To mógłby być nawet prawdziwy związek, być może. I być może nawet mogliby być lojalni wobec siebie.
Ale to była tylko fantazja. Coś nierealnego, o czym myślał, ponieważ rzeczywistość nie była taka dobra. Czy naprawdę chciałby prowadzić z Silvą normalne życie? Czy chciałby w ogóle prowadzić normalne życie? Czy naprawdę chciałby być w stanie zmienić decyzję Silvy o zabiciu tamtej kobiety? Czy to przypadkiem nie był jedyny powód, dla którego był przywiązany do Silvy – chciał go przed tym uratować, zanim będzie za późno?
Czy przypadkiem nie jest to znak rozpoznawczy każdej relacji skazanej z góry na niepowodzenie?
O zmierzchu wrócili na plażę zjeść obiad złożony z chleba i wina. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Silva z wyspą po jej całkowitym przeszukaniu, było nastawienie głośników tak, aby mógł słuchać swoich ulubionych starych przebojów, od jednego brzegu, do drugiego. Spytał Q, czy mógłby zostać tu na zawsze, a ten w odpowiedzi zapytał, czy wobec tego miałby przejąć połowę jego interesu i połowę pieniędzy.
- Sporo mnie nauczyłeś o włamywaniu się do cudzych systemów komputerowych, ale byłoby łatwiej dla nas obojga, gdybyś robił wszystko dla mnie – zaśmiał się Silva.
Q postanowił odbić piłeczkę.
- Czy jeśli tu nie zostanę i wrócę do Londynu, będziesz się tu spotykał z kimś innym prócz mnie?
Silva patrzył na niego przez moment, powoli odtwarzając jego słowa, a potem wybuchnął śmiechem.
- Drogi chłopcze, ja nie wchodzę w związki z innymi ludźmi.
- Więc będziesz mógł sypiać z kim chcesz – podsumował to Q. – A co ze mną? Będę mógł się spotykać z innymi?
Twarz Silvy stężała.
- Oczywiście, że nie. – Zmarszczył brwi i pociągnął łyk wina. Potrząsnął głową, wpatrując się w szklankę. – Absolutnie.
- Nie ma sensu pytać, czemu?
- Ponieważ… ponieważ… - Silva westchnął z frustracją. – Jesteś moim aniołem. Robisz to wszystko, ponieważ sądzisz, że czynisz dobrze. I należysz do mnie. Ja nie należę do nikogo i nie mam powodu, aby być dobry. – Spojrzał Q w oczy. – Ja nawet nie istnieję.
- Byłoby bezsensowne, gdybym zadał pytanie, gdzie w tym sens?
Silva uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział. Obydwaj wiedzieli, że Q z nim nie zostanie.
- I nigdy się nie zobaczymy ponownie? – zapytał Q.
- Myślę, że to pierwszy z tuzina razy, gdy będziesz mnie o to pytał – odpowiedział Silva. – Może to ci da jakąś pociechę.