wszystkim, którzy wierzą w jednorożce...nadal...
...i Jednej, która w nic nie wierzy
Nie byłem sobą. W inny sposób postrzegałem barwy, kształty i dźwięki. Byłem jednorożcem - uświadomiłem sobie Czułem wszystko to, co on, jednak nie mogłem się poruszyć, zrobić nic z własnej woli. Tylko obserwować. I czuć.
Siedziałem w siodle z mocno podkurczonymi kolanami, ręce do bólu zaciskając na skórzanych wodzach. Było przeraźliwie wręcz zimno, mokry śnieg wirując padał z czarnego nocnego nieba. Wciskał się w usta i w oczy, wpadał za kołnierz, stopiony lodowata stróżką spływał po wgłębieniu kręgosłupa. Wyraźnie czułem niepokój i rozpaczliwe próby zapanowania nad nim. Ellian rozejrzał się. Dostrzegłem ciemną sylwetkę jeźdźca majaczącą kilkanaście metrów przed sobą , możliwe, że byłem to ja sam. Koń szedł ciężko, brnąc w wysokich zaspach lepkiego śniegu. Jeździec przede mną nikł w mroku. Wiatr wył potępieńczo. Ellian przyciągnął kolana jeszcze bliżej siebie i pochylił się nisko nad końskim grzbietem. Marzł, a ja marzłem razem z nim. Koń zarżał nagle, szarpnął łbem i wyciągnął szyję w stronę drzew, których kępa była ledwie widoczna po mojej lewej ręce. Jednorożec skontrował wodzami, koń zatańczył zarżał i pociągnął w stronę drzew. Ellian znów spróbował go odciągnąć. Zwierzę zachrapało i stanęło. Rozejrzałem się. Nie dostrzegłem sylwetki drugiego jeźdźca. Poczułem narastający niepokój, przechodzący w strach. Ciało Elliana poruszyło się. Gdy tylko nieco się wyprostował poczułem przenikliwe zimno. Wiatr przedzierał się przez zawilgocone śniegiem ubranie. Zsunąłem się z siodła, zapadając aż do połowy ud w lodowatej zaspie. Ellian. W ciemności i zawiei niemal nic nie było widać, chociaż jednorożec miał wzrok o wiele lepszy ode mnie. Lodowate macki strachu na dobre rozpełzły się gdzieś po wnętrzu żołądka. Koń zarżał i szarpnął. Uzda wyślizgnęła się ze skostniałych palców i zwierze parskając ruszyło w stronę drzew, zostawiając mnie samego w śnieżnym żywiole. Poczułem jak Ellian próbował zawołać mnie w myślach. Nie mogłem być daleko, jednak nie odpowiedziałem.
- Dar? Daraen? Daraen! - powtarzał, bez żadnego skutku
Nagle dwa kroki przede mną pojawiła się jakaś sylwetka. Nie byłem to ja. Z pewnością nie. Postać była zbyt szczupła i zbyt wysoka. W mroku i śnieżycy nie byłem w stanie się jej przyjrzeć. Postąpiła krok do przodu i wyciągnęła rękę w moją stronę, chwytając mnie za lewe ramię. Wszystko ucichło. Strach ustał, zimno również. Ellian zakołysał się lekko. Obraz przed moimi oczami zdawał się delikatnie pływać. Usiadłem na lodowatym śniegu tylko po to, by po chwili opaść na plecy. Mokre zimno przedarło się nagle przez kurtkę i kaptur ziębiąc plecy, kark i tył głowy. Śnieg wirował nade mną, zataczając idealne niemal kręgi na tle nocnego nieba. Obok mnie ktoś się poruszył. Ujrzałem dłoń o przeraźliwie białej skórze i lśniących paznokciach zbliżającą się do mojej twarzy. Opadła delikatnie, zamykając mi powieki.