Saga o po艣wi臋ceniu 2
Dodane przez Aquarius dnia Wrze秐ia 15 2012 12:05:00
Rozdzia艂 Drugi: Spotkania, Serdeczno艣膰 i Inne

- Pami臋taj, Connor, masz by膰 grzeczny dla profesor贸w. Masz Godryka? Dobrze. Trzymaj go na razie w klatce, przynajmniej dop贸ki nie dostaniecie si臋 do Hogwartu. James, nie dawaj mu peleryny-niewidki. Tak, widzia艂am, jak wyjmujesz j膮 z kieszeni. W tej chwili w艂贸偶 j膮 z powrotem. Nie b臋dzie jej potrzebowa艂 na pierwszym roku...
Harry szed艂 za rodzicami, kiedy ci eskortowali Connora na peron 9¾, i u艣miecha艂 si臋, s艂ysz膮c to wszystko. Zwykle jego matka nie by艂a a偶 tak drobiazgowa, ale zazwyczaj Connor przebywa艂 tam, gdzie mog艂a go mie膰 na oku albo gdzie Harry czy Syriusz mogli go pilnowa膰 i momentalnie wyci膮gn膮膰 r贸偶d偶k臋 na ka偶dego, kto wyda im si臋 艣miercio偶erc膮. W g艂o艣nym, jazgocz膮cym zamieszaniu King's Cross, wype艂nionego zar贸wno mugolami jak i czarodziejami, istnia艂o mn贸stwo sposobno艣ci, 偶eby kto艣 zbli偶y艂 si臋 do nich i wycelowa艂 w Connora.
Harry si臋 nie martwi艂. Chwil臋 po zakupie nowej r贸偶d偶ki wypr贸bowa艂 kilka swoich ulubionych zakl臋膰 i z ulg膮 stwierdzi艂, 偶e dzia艂aj膮 lepiej ni偶 z r贸偶d偶k膮 treningow膮. My艣la艂 nawet, 偶e m贸g艂by wys艂a膰 swoj膮 艣nie偶n膮 sow臋, Hedwig臋, by zrobi艂a zwiad terenu i wypatrywa艂a niebezpiecze艅stwa. Siedzia艂a teraz w swojej klatce na szczycie w贸zka, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂 oczami koloru jasnego z艂ota. Wydawa艂a si臋 czujniejsza od Godryka, czarnego puchacza, kt贸ry albo siedzia艂 z zamkni臋tymi oczami, albo kr臋ci艂 dooko艂a g艂ow膮, by przygl膮da膰 si臋 ludziom, kt贸rych miny wyra藕nie wskazywa艂y Harry’emu, 偶e s膮 niewinni.
- Harry.
Harry spojrza艂 w g贸r臋, zaskoczony. Prawie doszli do magicznej 艣ciany, kt贸ra zezwala艂a na przej艣cie mi臋dzy dworcem a peronem, a on nie zauwa偶y艂, jak jego matka zr贸wnuje z nim krok. Oczywi艣cie by艂a automatycznie klasyfikowana jako brak zagro偶enia, podobnie jak Syriusz czy Remus. Mimo to Harry postanowi艂 by膰 od teraz nieco ostro偶niejszy. W poci膮gu b臋d膮 wy艂膮cznie potencjalne zagro偶enia.
- Tak, mamo? - wymamrota艂.
Lily waha艂a si臋 d艂u偶sz膮 chwil臋, jakby zastanawia艂a si臋, czy da膰 mu ten sam wyk艂ad, co Connorowi. Harry czeka艂 cierpliwie. Domy艣la艂 si臋, 偶e powie tylko jedno zdanie, i wiedzia艂 z g贸ry, jakie ono b臋dzie. Ale jednocze艣nie potrzebowa艂 je us艂ysze膰. To by艂o potwierdzenie jego celu, lojalno艣ci i pozycji na 艣wiecie.
- Opiekuj si臋 swoim bratem - powiedzia艂a wreszcie Lily, a w g艂owie Harry'ego co艣 uspokoi艂o si臋 i odetchn臋艂o z ulg膮.
- Oczywi艣cie, mamo - odpowiedzia艂.
D艂o艅 Lily przeczesa艂a jego grzywk臋, pocieraj膮c blizn臋, kt贸ra, jak Harry wiedzia艂, by艂a paskudnym i niedoskona艂ym odbiciem blizny jego brata.
- Jeste艣 b艂yskawic膮 - szepn臋艂a. - Uderzasz szybko i mocno, nie pozostawiaj膮c po sobie 偶adnych 艣lad贸w. Connor jest sercem. Chro艅 jego niewinno艣膰, Harry. Upewnij si臋, 偶e do samego ko艅ca pozostanie czysty i bez skaz. Dyrektor Dumbledore powiedzia艂, 偶e Connor b臋dzie mia艂 moc, kt贸rej Czarny Pan nie zna. Ta zdolno艣膰 to mi艂o艣膰, to musi by膰 to. Ale je艣li zbyt szybko doro艣nie, to j膮 straci. - Pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a blizn臋 Harry'ego. - Przypilnuj, 偶eby jeszcze przez jaki艣 czas m贸g艂 pozosta膰 dzieckiem.
- Dobrze, mamo.
Harry prze艂kn膮艂 rosn膮c膮 w gardle gul臋. Nigdy nie m贸wi艂a mu czego艣 takiego. To blizna Connora by艂a niezwyk艂a, blizna Connora naznaczy艂a go do 艣mierci i chwa艂y. Pomy艣le膰, 偶e m贸g艂by by膰 cz臋艣ci膮 tego, czym jest jego brat, cho膰 przez chwil臋...
Lily spojrza艂a na niego, jakby chcia艂a co艣 jeszcze doda膰, ale Connor zawo艂a艂 z przodu:
- No chod藕, Harry! Poci膮g nam zaraz ucieknie!
Harry i Lily wymienili znacz膮ce u艣miechy. Connor by艂 niewinnie podekscytowany podr贸偶膮 do Hogwartu i pewnie wyczekiwa艂, cho膰 tylko troszk臋, jak przyjm膮 tam Ch艂opca, Kt贸ry Prze偶y艂. Odczuwa艂 to jako wielk膮 zmian臋 w dotychczas prowadzonym 偶yciu, jakby wszystko mia艂o si臋 zmieni膰 i ju偶 nigdy wi臋cej nie by膰 takie samo.
Na sw贸j spos贸b, pomy艣la艂 Harry, tak b臋dzie. Connor wreszcie zacznie 膰wiczy膰 prawdziwe zakl臋cia i to du偶o cz臋艣ciej, ni偶 robili to w domu. B臋dzie musia艂 zacz膮膰 dorasta膰, trac膮c swoj膮 niewinno艣膰, ucz膮c si臋 kocha膰 nie tylko swoich rodzic贸w, Harry'ego, Syriusza i Remusa, ale ca艂y czarodziejski 艣wiat, kt贸ry b臋dzie musia艂 kiedy艣 obroni膰.
Harry by艂 wdzi臋czny, 偶e w por贸wnaniu z tym jego 偶ycie wydawa艂o si臋 du偶o prostsze. By艂 odpowiedzialny tylko za jedno: ochron臋 Connora.
Ostatni raz dotkn膮艂 d艂oni matki, po czym obr贸ci艂 si臋 i przeszed艂 przez barier臋 na peron. Hedwiga zahuka艂a delikatnie, kiedy to zrobi艂, jakby zaimponowa艂 jej rozmiar poci膮gu i robiony przez niego ha艂as.
Harry trzyma艂 brata na oku, kiedy wsiadali do poci膮gu, ale na szcz臋艣cie Connor wybra艂 pusty przedzia艂. Harry w艣lizgn膮艂 si臋 za nim i uni贸s艂 brwi, zerkaj膮c na brata.
Connor u艣miechn膮艂 si臋 w odpowiedzi. Nawet nie wygl膮damy jak bli藕niacy, pomy艣la艂 Harry. Ta stara prawda uderzy艂a go z now膮 moc膮, gdy zobaczy艂 brata w kompletnie nowym otoczeniu. Connor mia艂 czarne w艂osy, ale mniej niesforne ni偶 Harry, wi臋c jego blizna by艂a tylko w po艂owie widoczna - dolny k膮cik serca wystawa艂 spod grzywki. Mia艂 br膮zowe oczy po Jamesie i dobry wzrok po Lily, do tego z wygl膮du bardziej przypomina艂 ojca.
To te偶 mo偶e pos艂u偶y膰 za przewag臋, pomy艣la艂 Harry, zajmuj膮c miejsce naprzeciwko brata. - Oczywi艣cie nie ma szans, 偶eby 艣miercio偶ercy nas ze sob膮 pomylili, ale mog膮 te偶 uzna膰, 偶e wcale nie jestem jego bratem.
- Nie cieszysz si臋? - zapyta艂 go Connor.
Harry u艣miechn膮艂 si臋.
- Oczywi艣cie, 偶e tak - odpowiedzia艂. - Ale najbardziej bawi mnie ogl膮danie, jak skaczesz jak czekoladowa 偶aba.
- Wcale nie skacz臋 - odpowiedzia艂 Connor, podskakuj膮c.
- W艂a艣nie, 偶e tak.
- Wcale nie.
- A tak.
- A nie.
I tak to ci膮gn臋li, ciesz膮c si臋 ca艂kowicie dziecinn膮 k艂贸tni膮, kt贸r膮 ich rodzice przerwaliby krzykami ju偶 po jakich艣 dw贸ch minutach. Ci膮gn臋li to jakie艣 dziesi臋膰 minut, kiedy odsun臋艂y si臋 drzwi od przedzia艂u. Harry momentalnie obr贸ci艂 g艂ow臋, pami臋taj膮c, 偶eby powita膰 go艣cia z u艣miechem, tak jak zrobi艂 to Connor. Jego d艂o艅 zacisn臋艂a si臋 w kieszeni na r贸偶d偶ce, ale nie by艂o tego wida膰, jako 偶e mieli ju偶 na sobie lu藕ne szaty szkolne.
Ch艂opiec, kt贸ry wszed艂, zamruga艂 z zaskoczeniem, jakby nie spodziewa艂 si臋 zobaczy膰 ich obu. Nast臋pnie zbli偶y艂 si臋. Harry zmierzy艂 wzrokiem jego rude w艂osy i wynoszone, cho膰 czyste ubrania, po czym powoli wypu艣ci艂 r贸偶d偶k臋 z r臋ki. Ten ch艂opiec prawie na pewno by艂 Weasleyem, a ca艂a ta rodzina by艂a lojalna wobec Dumbledore'a i walczy艂a w Zakonie Feniksa. Obecna matrona rodu nawet straci艂a rodzin臋 w walce z Voldemortem. Harry m贸g艂 za艂o偶y膰, 偶e ten ch艂opiec nie spr贸buje skrzywdzi膰 Connora, przynajmniej dop贸ki sam dowi贸d艂by czego艣 innego.
- Cze艣膰 - powiedzia艂 ch艂opiec, po czym usiad艂 naprzeciw Connora, obok Harry'ego. - S艂ysza艂em, 偶e Connor Potter jest w tym wagonie. Czy to ty?
Connor u艣miechn膮艂 si臋 szeroko i zaczesa艂 grzywk臋, 偶eby ch艂opak m贸g艂 zobaczy膰 blizn臋 w kszta艂cie serca. Weasley zamruga艂 i gapi艂 si臋 przez chwil臋 z podziwem, po czym wyci膮gn膮艂 r臋k臋, u艣miechaj膮c si臋.
- Nazywam si臋 Ron Weasley. Super, 偶e ci臋 pozna艂em. Znasz moich rodzic贸w? My艣l臋, 偶e moi znaj膮 twoich. Mama m贸wi艂a raz o z艂o偶eniu wam wizyty, a tata powiedzia艂, 偶e to zakazane, ale...
Harry opar艂 si臋 wygodnie i pozwoli艂, 偶eby ca艂a ta paplanina go omin臋艂a. Spod wp贸艂-przymkni臋tych powiek obserwowa艂, jak jego brat odpowiada, z pocz膮tku niepewnie, potem z coraz wi臋ksz膮 werw膮, gdy zobaczy艂, jak bardzo Ron jest zafascynowany jego obecno艣ci膮. Connor nigdy nie przebywa艂 w otoczeniu innych dzieci tak samo jak Harry. To by艂o zbyt niebezpieczne, 偶eby inni mogli ich odwiedza膰, przynajmniej tak d艂ugo, jak istnia艂a gro藕ba powrotu Voldemorta. To by艂 jeden z wielu powod贸w, dla kt贸rych Harry by艂 zadowolony, 偶e jad膮 teraz do Hogwartu. Connor zdob臋dzie wielu przyjaci贸艂. Nie wszyscy b臋d膮 dzie膰mi 艣miercio偶erc贸w nas艂anymi na niego w celach szpiegowskich, ale Harry uwa偶a艂, 偶e wiele z nich b臋dzie pr贸bowa膰, zw艂aszcza ci pochodz膮cy z domu Slytherina.
Drzwi ponownie otworzy艂y si臋 z trzaskiem i do 艣rodka wszed艂 kolejny ch艂opiec. Harry spi膮艂 si臋. Ten czarodziej mia艂 blond w艂osy i wy膰wiczon膮 znudzon膮 min臋 czystokrwistych, a dw贸ch innych sta艂o za nim jak skrzaty domowe. Zerkn膮艂 na Weasleya i u艣miechn膮艂 si臋 szyderczo. Harry si臋gn膮艂 po r贸偶d偶k臋.
- Jeste艣 Ch艂opcem, Kt贸ry Prze偶y艂 - powiedzia艂 do Connora blondyn. - Nieprawda偶.
Jego ton i leniwe przeci膮ganie zg艂osek, kt贸re by艂o ewidentnie wymuszone, sprawi艂y, 偶e to ostatnie s艂owo nie brzmia艂o jak pytanie.
Connor przytakn膮艂, ca艂y spi臋ty. Harry da艂 bratu dziesi臋膰 punkt贸w za obserwacj臋. Nie wiedzia艂 jeszcze, z kim ma do czynienia, ale mia艂 podejrzenia; Connor za艣, chroniony przed 艣wiatem zewn臋trznym, znielubi艂 ch艂opca kompletnie instynktownie. To by艂 dobry znak niewinno艣ci serca.
- Nazywam si臋 Draco Malfoy - powiedzia艂 ch艂opiec i zbli偶y艂 si臋, wyci膮gaj膮c r臋k臋, jakby oczekiwa艂, 偶e Connor naprawd臋 j膮 u艣ci艣nie.
Harry wsta艂, w pe艂ni got贸w do rzucenia kl膮twy. Lucjusz Malfoy by艂 w wewn臋trznym kr臋gu grupy Voldemorta, ale unikn膮艂 Azkabanu dzi臋ki najb艂ahszym wym贸wkom. Ze wszystkich dzieci, kt贸re w tym roku do艂膮cz膮 do Hogwartu, jego syn by艂 w grupie podwy偶szonego ryzyka, na kt贸r膮 Harry postanowi艂 zwr贸ci膰 szczeg贸ln膮 uwag臋. Malfoy spojrza艂 na niego dziwnie i za艣mia艂 si臋.
- A to co za jeden? - zapyta艂. - Kto艣 jeszcze sk艂ada ci ho艂d, Potter, jak ten Weasley?
No to koniec, pomy艣la艂 Harry, kiedy zobaczy艂 znajomy p艂omie艅 rozpalaj膮cy si臋 w oczach Connora. W艂a艣nie straci艂 swoj膮 szans臋.
- To m贸j brat, Harry - powiedzia艂 Connor, r贸wnie偶 wstaj膮c. By艂 nieco wy偶szy, ni偶 na to wygl膮da艂, i kiedy spojrza艂 na Malfoya, wyra藕nie by艂o wida膰, na jakiego m臋偶czyzn臋 wyro艣nie. Harry z podziwu niemal przesta艂 oddycha膰. Je艣li Connor straci艂 dzisiaj cz臋艣膰 swojej niewinno艣ci, to zrobi艂 to w dobrej wierze. - A to jest Ron Weasley, m贸j przyjaciel. Ty nim nigdy nie zostaniesz, wi臋c nie obra偶aj lepszych od siebie.
Malfoy zamar艂 na chwil臋, patrz膮c na Connora szeroko otwartymi oczami. Harry zlustrowa艂 go wzrokiem, zastanawiaj膮c si臋, czemu tak zareagowa艂.
I wtedy zrozumia艂. Wygl膮da艂o na to, 偶e Malfoy te偶 by艂 na sw贸j spos贸b niewinny. Wszed艂 do przedzia艂u, tak jak prawdopodobnie wchodzi艂 wsz臋dzie, zadzieraj膮c nosa i przeci膮gaj膮c g艂oski, i przyj膮艂 za pewne 偶e Connor zaakceptuje go tak, jak wszyscy go do tej pory akceptowali. Malfoyowie wychowali syna w otoczeniu innych czarodziej贸w czystej krwi, przyuczanych przez swoich rodzic贸w do okazywania pos艂usze艅stwa bogatym i pot臋偶nym - a Malfoyowie spe艂niali oba te warunki. Czemu Ch艂opiec, Kt贸ry Prze偶y艂 mia艂by by膰 inny od dzieci, kt贸re Draco zna艂 ca艂e swoje 偶ycie?
Harry westchn膮艂, czuj膮c wsp贸艂czucie dla ch艂opca, i wypu艣ci艂 r贸偶d偶k臋 z r臋ki. I wtedy us艂ysza艂 chichot Connora.
- I tak bym nie chcia艂 si臋 z tob膮 zaprzyja藕nia膰 - powiedzia艂. - Masz okropne imi臋.
- Connor! - krzykn膮艂 zaszokowany Harry.
Ochrona niewinno艣ci to jedno. Miotanie dzieci臋cymi wyzwiskami to zupe艂nie co innego. Czarodzieje czystej krwi te偶 byli cz臋艣ci膮 spo艂ecze艅stwa i Connor powinien by膰 ponad takimi pysk贸wkami, kt贸rych Harry pr臋dzej spodziewa艂by si臋 od kogo艣 takiego jak Draco. Malfoya widocznie skrzywdzi艂o to wyzwisko; by艂 zbyt zaskoczony, by to ukry膰. Connor m贸g艂 z艂agodzi膰 uderzenie, dobieraj膮c inne s艂owa, i znale藕膰 si臋 w ten spos贸b na drodze do zdobycia wa偶nego sprzymierze艅ca. S艂owa, kt贸rych u偶y艂, zdecydowanie nie by艂y w艂a艣ciwe i jedyne, co zdzia艂a艂y, to roz艣mieszy艂y Rona.
To sprawi艂o, 偶e poczucie krzywdy znikn臋艂o z twarzy Malfoya. Wyprostowa艂 si臋, a stoj膮cy za nim czarodzieje spojrzeli na niego, czekaj膮c na rozkazy. Ale Malfoy tylko spojrza艂 na Connora z g贸ry.
- Powinienem by艂 si臋 spodziewa膰, 偶e kto艣 urodzony ze szlamowatej matki nigdy nie odbierze odpowiedniego wychowania - powiedzia艂, po czym wyszed艂 z przedzia艂u.
Connor krzykn膮艂 ze z艂o艣ci.
- To by艂o niemi艂e, stary, co on powiedzia艂 o twojej mamie... - rzek艂 Ron.
Harry wyjrza艂 za drzwi i ruszy艂 za Malfoyem. S艂owa ch艂opca by艂y okrutne, ale to Connor go sprowokowa艂. Harry pozna艂 zasady kurtuazji mi臋dzy czarodziejami od swojego ojca i Syriusza, dw贸ch czarodziej贸w czystej krwi. Malfoy zas艂ugiwa艂 na przeprosiny.




Draco potar艂 czo艂o, nie zatrzymuj膮c si臋. G艂owa rozbola艂a go ju偶 po pi臋ciu sekundach stania w tym samym przedziale z pot臋偶nym czarodziejem. Magia Pottera mrucza艂a i 艣piewa艂a wok贸艂 niego, wype艂niaj膮c powietrze delikatn膮, dzwoni膮c膮 wibracj膮, kt贸r膮 Draco, jak ka偶dy poprawnie wytrenowany Malfoy, m贸g艂 wyczu膰. Rozbola艂a go od tego czaszka. To jasne, zda艂 sobie spraw臋, 偶e jak tylko dostanie si臋 do Hogwartu, b臋dzie musia艂 na艂o偶y膰 na siebie silniejsze tarcze. I tak musia艂by to zrobi膰, maj膮c wok贸艂 siebie tak wielu czarodziej贸w, ale wini艂 Pottera, 偶e ten tak wcze艣nie przyprawi艂 go o b贸l g艂owy.
- Malfoy.
Draco zerkn膮艂 przez rami臋 i zamar艂. Za nim sta艂 ten drugi czarodziej, kt贸rego Potter przedstawi艂 jako swojego brata. By艂 tak cichy, 偶e Draco ledwie go zauwa偶y艂 i z czystego przyzwyczajenia w艂膮czy艂 go w obelg臋 dotycz膮c膮 Weasleya. Mia艂 czarne w艂osy, jeszcze bardziej rozczochrane ni偶 Potter, i zielone oczy schowane za paskudnymi okularami.
I sprawia艂, 偶e powietrze wok贸艂 niego 艣piewa艂o.
Draco powoli zmru偶y艂 oczy.
- Czy to ma by膰 jaka艣 cholerna sztuczka? - warkn膮艂, cofaj膮c si臋 w stron臋... Harry'ego, tak mu by艂o na imi臋. Zwykle nie u偶ywa艂 tak ordynarnego s艂ownictwa, ale nie znosi艂, kiedy si臋 kto艣 z nim bawi艂 w kotka i myszk臋. Jego ojciec by to zrozumia艂. - To ty jeste艣 Ch艂opcem, Kt贸ry Prze偶y艂, co nie?
Harry zamruga艂.
- Co?
Ale nie by艂 a偶 tak zaskoczony, jak udawa艂. Magia wok贸艂 niego zag臋艣ci艂a si臋 i skupi艂a w ostr膮 strza艂臋 wycelowan膮 w Draco.
Draco zacisn膮艂 z臋by.
- To ty jeste艣 Ch艂opcem, Kt贸ry Prze偶y艂 - powiedzia艂. - Nie tamten drugi. Wydawa艂o ci si臋, 偶e uznam, 偶e to by艂o zabawne, i wr贸c臋 do ciebie na kl臋czkach? Malfoyowie nie kl臋kaj膮.
- Nawet przed Czarnym Panem? - mrukn膮艂 Potter. W jego oczach b艂ysn臋艂o leniwe rozbawienie.
W艣ciek艂y jak diabli Draco spr贸bowa艂 si臋 ponownie obr贸ci膰, ale Potter z艂apa艂 go za rami臋. Vincent i Gregory ruszyli w jego kierunku, ale zatrzymali si臋, kiedy Draco pokr臋ci艂 lekko g艂ow膮. Byli dobrze wytrenowani, ale nie mieli najmniejszych szans z czarodziejem pokroju Pottera. Draco stan膮艂, ca艂y spi臋ty, oczekuj膮c kl膮twy, kt贸rej, jak wiedzia艂, nie da rady powstrzyma膰. Dlatego, oczywi艣cie, by艂 kompletnie zaskoczony, kiedy Potter podni贸s艂 r臋k臋 ponad swoje brwi, unosz膮c grzywk臋 na tyle, 偶eby ta ods艂oni艂a jego blizn臋 w kszta艂cie b艂yskawicy, nie serca, i wymamrota艂:
- W imi臋 Merlina prosz臋 ci臋 o wybaczenie za moje niesprawiedliwe, pochopne s艂owa, a tak偶e za wypowiedzi mojego brata. Nie wiem, czy przyjmiesz te warunki, ale prosz臋 ci臋 o nie: zgoda mi臋dzy nami i neutralno艣膰 na przysz艂o艣膰.
Draco znowu zamar艂. Sp臋dza艂 dzisiaj na tej czynno艣ci niegodn膮 ilo艣膰 czasu. Ale wszystkie s艂owa by艂y poprawne, a twarz Pottera wygl膮da艂a szczerze, kiedy je wypowiada艂, patrz膮c mu spokojnie w oczy. To, oczywi艣cie, nie powstrzyma艂o tej dzwoni膮cej, niemo偶liwej si艂y, spakowanej i u艂o偶onej do idealnego pos艂usze艅stwa, kt贸ra wci膮偶 przyprawia艂a Dracona o b贸l g艂owy, ale by膰 mo偶e nie musia艂o.
Ten Potter zna艂 kurtuazj臋 czystokrwistych. Ten Potter przyszed艂, 偶eby wypowiedzie膰 te s艂owa przy Draconie. Ten Potter opu艣ci艂 rami臋 w chwili zako艅czenia ceremonii i wycofa艂 si臋 na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰 ze swoj膮 magi膮 wiruj膮c膮 w leniwych taktach d藕wi臋k贸w, gotow膮 do ataku, ale nie tak wrog膮, jak by艂a wcze艣niej - co by艂o absolutnie poprawne, bior膮c pod uwag臋 fakt, 偶e Draco jeszcze nie odpowiedzia艂.
Ten Potter mrucza艂 i 艣piewa艂 czyst膮 magi膮 i Draco by艂 got贸w zje艣膰 w艂asn膮 r臋k臋, je艣li to nie on by艂 g艂贸wnym 藕r贸d艂em mocy, kt贸r膮 wyczu艂 w tamtym przedziale.
A mimo to nie on by艂 Ch艂opcem, Kt贸ry Prze偶y艂.
Draco mia艂 teraz dwa wyj艣cia: m贸g艂 dalej wierzy膰, 偶e kto艣 sobie tu z niego 偶artuje, i wycofa膰 si臋 z godno艣ci膮 albo przyj膮膰 przeprosiny i zobaczy膰, co si臋 stanie. By膰 mo偶e Connor Potter by艂 pot臋偶niejszy od Harry'ego. By膰 mo偶e by艂 tak pot臋偶ny, 偶e Draco nie m贸g艂 go wyczu膰.
Mog艂o by膰 te偶 tak, 偶e Harry, kt贸ry ostatecznie sam nie potrafi艂 wyczu膰 w艂asnej mocy, nie mia艂 poj臋cia o wydzielanej przez siebie aurze i mia艂 jeszcze wi臋cej skrytych g艂臋bi, takich, kt贸re nie mia艂y nic wsp贸lnego z zakl臋ciami.
Draco wiedzia艂, kt贸r膮 z tych dw贸ch mo偶liwo艣ci by wola艂. Ale p贸ki co przyjmie oferowan膮 mu szans臋 i zobaczy, co si臋 stanie.
Przy艂o偶y艂 pi臋艣膰 do piersi, pok艂oni艂 si臋 i wyci膮gn膮艂 r臋k臋. Harry faktycznie odetchn膮艂 z ulg膮, kiedy przyj膮艂 jego d艂o艅.
- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂. Odda艂 uk艂on, po czym wr贸ci艂 do swojego przedzia艂u, nie pr贸buj膮c si臋 wyt艂umaczy膰.
To te偶 by艂o ca艂kowicie poprawne, pomy艣la艂 Draco, obserwuj膮c go z g艂odem, kt贸rego jeszcze nie umia艂 nazwa膰. B臋dzie musia艂 napisa膰 do ojca, kiedy przyjad膮 do szko艂y. By艂 ciekaw, co Lucjusz b臋dzie mia艂 do powiedzenia w tej sprawie.
- Dlaczego tak si臋 sta艂o? - wyszepta艂 Vincent. W jego g艂osie zabrzmia艂 podziw. Nie m贸g艂 wyczu膰 Harry'ego, ale wiedzia艂, 偶e Draco nie przyj膮艂by przeprosin od byle kogo.
- Nie wiem - odpowiedzia艂 Draco. - Jeszcze nie. Ale powiem ci jedno... - zawiesi艂 g艂os na wspaniale d艂ug膮 przerw臋.
- Tak? - zapyta艂 Gregory, pochylaj膮c si臋.
Draco u艣miechn膮艂 si臋 do zamkni臋tych ju偶 drzwi przedzia艂u.
- B臋dziemy mieli Pottera w Slytherinie.