Wieża Babel 1
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 09 2012 09:34:18
1. Metro



-To on? - zapytał rudowłosy zerkając na mnie krytycznie, ale Michael tylko skinął głową i popchnął mnie lekko do przodu, żeby nieznajomy chłopak mógł mnie lepiej obejrzeć.
-To jest Oven – wyjaśnił mi wspaniałomyślnie. - Zaufany człowiek.
Nie wiem czy powiedział to bardziej do mnie czy do niego, bo obaj patrzyliśmy na siebie nieufnie. W końcu to ja wyciągnąłem dłoń pierwszy. Miał nade mną tą przewagę, że to on miał zadecydować co się teraz ze mną stanie. Ja nie miałem dokąd iść, byłem zdany na jego werdykt.
Uścisnął moją rękę, przeraźliwie zimnymi palcami i wskazał głową na mój plecak.
-Pokaż co masz przy sobie.
W pierwszym odruchu zacisnąłem dłonie mocniej na czarnym materiale, ale Michael mruknął coś niezrozumiale i szturchnął mnie mocno.
-Jacob! - syknął, więc chcąc nie chcąc oddałem mu plecak i wsunąłem ręce do kieszeni, patrząc jak w nim grzebie. Nie miałem wiele. Telefon komórkowy, portfel z kilkoma dolcami w środku, trochę ubrań, komplet ołówków i szkicownik. Przeglądał to wszystko bez zainteresowania, nie wziął nawet gotówki.
-Zwolniło nam się miejsce... - zaczął powoli, obserwując uważnie Michaela. - Troy wyprowadził się do jakiejś panienki. Ale jeśli wywinie chociaż jeden numer...
-Rozumiem – odpowiedział na mnie. - I Jacob też rozumie, prawda?
Skinąłem głową, żeby nie posądzono mnie o brak dobrych intencji.
-To dobrze, bo więcej będzie z tobą kłopotów niż pożytku – burknął rudowłosy, rzucając plecak w moją stronę. - Chodź, zaraz zaczyna się moja zmiana, a muszę cię jeszcze dostarczyć na miejsce.
Bez ostrzeżenia odwrócił się i ruszył w stronę najbliższej stacji metra. Nie mogłem zrobić nic więcej jak tylko pożegnać się z Michaelem i pobiec za nim truchtem. Nic nie mówiąc szedłem obok niego obserwując mocno zużytą już skórzaną kurtkę i poprzecierane na kolanach jeansy w które był ubrany. Nie tak sobie wyobrażałem bezdomnego. W przeciwieństwie do zapijaczonych starców żebrzących pod kościołem on był... Czysty. I wyglądał w miarę porządnie. I nie śmierdział.
-Czemu tak mi się przyglądasz? - zapytał niezbyt uprzejmie, przeskakując przez bramkę do kontroli biletów i wchodząc na ruchome schody.
-Wcale się nie przyglądam.
Odwróciłem szybko wzrok, udając nagłe zainteresowanie przejeżdżającym za szybą motocyklem i poszedłem w jego ślady. Nie udało mi się jednak zrobić tego z taką gracją jak jemu, więc potknąłem się i wpadłem na rudowłosego, prawie zbijając go z nóg.
-Uważaj – warknął, łapiąc mnie mocno za bluzę i przywracając do pozycji pionowej. Zdążyłem zarejestrować tylko, że ma bardzo silne dłonie i pachnie przyjemnie mieszanką dymu papierosowego i miętowej pasty do zębów. Staliśmy tak przez chwilę patrząc na siebie, on ciągle z rękoma na mojej bluzie. - W porządku?
-Tak... - bąknąłem, czując że robię się cały czerwony. - W porządku.
Wprowadził mnie w jakiś boczny korytarzyk za toaletami i sprowadził schodami w dół, a ja mimo woli czułem się nieswojo. Bądź co bądź pierwszy raz widziałem go na oczy i wcale nie miałem powodów żeby mu ufać. Michael twierdził, że to jego stary znajomy, ale przecież równie dobrze mógł chcieć mnie tylko okraść. Lub zgwałcić.
Uśmiechnąłem się do jego pleców, stwierdzając że to nie byłaby chyba taka najgorsza ewentualność.
-Ile czasu jesteś na ulicy? - dobiegł mnie jego głos, gdy zagłębialiśmy się coraz dalej w tunele pod ulicami Londynu.
-Dwa tygodnie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Krótko. Za co wyleciałeś?
-E...
Tego pytania nie chciałem słyszeć. I byłem prawie pewien, że on nie chciał znać odpowiedzi. Powinienem być wdzięczny Michaelowi za to, że nic mu nie wypaplał, gdyby wiedział pewnie nie pozwoliłby mi iść ze sobą.
-Nie dogadywałem się z ojcem – stwierdziłem w końcu. - Wywalił mnie po ostatniej kłótni.
Nie było to znowu aż takie wielkie kłamstwo. W końcu nie mogłem się w żaden sposób dogadać ze staruszkiem... Czy raczej on nie mógł się dogadać ze mną od czasu gdy się dowiedział, że jego synek woli chłopców.
-Oryginalnie – uśmiechnął się kpiąco. - Nie chcesz to nie mów, ale jeśli to coś co negatywnie wpłynie na nasze życie... Już możesz wracać na powierzchnię.
Przyjrzał mi się badawczo szarymi oczami, które swoją drogą też były niczego sobie.
-Opowiedz mi trochę o was – poprosiłem zrównując z nim krok. - W końcu będę z wami mieszkał...
Wzruszył ramionami.
-Nie bardzo jest o czym opowiadać. Poza mną żyją tam jeszcze cztery osoby. Nicholas, nasz niepisany szef i Jess, jego dziewczyna. Jest całkiem niezła, jeśli lubisz wymalowane. Ale nawet nie próbuj się do niej zbliżać, Nicholas cię zabije.
O to akurat nie musiał się martwić. Jakkolwiek 'niezła' by nie była.
-I jeszcze Młody. Brian. Jest z nami od niedawna i to straszny dupek, ale nikt tak dobrze nie zdobywa forsy jak on. Cholerny farciarz, nie próbuj z nim grać w pokera bo nawet gacie ci nie zostaną – zaśmiał się krótko, a jego twarz zmieniła się nie do poznania. - No i jest Amy.
Czekałem przez chwilę aż powie coś więcej, ale on jakoś się do tego nie kwapił.
-Kim jest Amy? - zapytałem w końcu zniecierpliwiony, przygotowując się na stwierdzenie: 'To moja dziewczyna, trzymaj się od niej z daleka'.
-Amy to Amy – odparł tonem ucinającym rozmowę.
Przez chwilę szliśmy w milczeniu, a ja już zacząłem wątpić w to czy kiedykolwiek dojdziemy do celu. I czy faktycznie jest jakiś cel. Ciężko było mi uwierzyć w to, że banda nastolatków była w stanie urządzić się jako tako w podziemiach metra. Michael, choć nigdy tam nie był, twierdził nawet że całkiem nieźle sobie radzą.
-Potrafisz coś? - zapytał Oven po dłuższej chwili milczenia. - Coś na czym można zarobić – dodał widząc, że najwyraźniej nie wiem o co mu chodzi.
-Pracowałem kiedyś jako dostawca pizzy... I na myjni. I...
-Chodzi mi raczej o coś co możesz robić nie mając stałego miejsca zamieszkania.
No tak. O tym nie pomyślałem. Problem w tym, że nic takiego nie przychodziło mi do głowy. Oven burknął pod nosem coś co brzmiało dziwnie podobnie do 'same problemy' ale nie poruszał już więcej tego tematu.




Zanim doszliśmy do ich siedziby zdążyłem już dawno stracić jakąkolwiek orientację w tym gdzie się znajduję. Nie miałem pojęcia jak orientuje się w gmatwaninie jednakowych korytarzy. On jednak nie zatrzymał się ani razu. Wreszcie dotarliśmy do solidnie wyglądających metalowych drzwi opatrzonych czaszką jaką zazwyczaj wywieszają na skrzynkach przy słupach wysokiego napięcia. Oven szarpnął mocno za klamkę i wszedł do środka.
Moje oczy z trudem przyzwyczaiły się do panującej wewnątrz jasności. Przez ostatnie pół godziny krążyliśmy ciemnymi tunelami. Dopiero gdy przestałem widzieć czarne plamy mogłem rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie było w nim nic poza stołem, kilkoma fotelami, zdezelowaną lodówką i czymś co wyglądało jak przedpotopowy palnik na gaz. Poza tymi przez które weszliśmy, były tu jeszcze dwa wejścia.
-To pokój Jess i Nicholasa – poinformował mnie Oven, wskazując najbliższe. - Młody śpi tu, bo nikt nie chciał się z nim użerać... - spojrzał na starą kanapę i kilka półek zawalonych rzeczami. - Ty będziesz spał ze mną tam...
Drzwi nie wyglądały zachęcająco.
-Chyba, że okażesz się gorszy od Briana.
Znowu szarpnął za klamkę, tym razem wpuszczając mnie przodem. Moje pierwsze wrażenie jeśli chodzi o drzwi było jak najbardziej słuszne. Znajdowaliśmy się w czymś co mogło być kiedyś tylko łazienką. Wzdłuż ściany po prawej stronie biegł rząd popękanych luster i umywalek. Część z nich była pozakrywana deskami i służyła Ovenowi za półki. Wewnątrz znajdowała się pralka i stara zdezelowana kanapa. Jedna.
-Oddałem łóżko Amy... - podrapał się po głowie, zerkając na mnie niepewnie. - Zresztą... I tak byłoby za małe na nas dwóch. A kanapa może i jest niezbyt wygodna, ale chociaż duża.
Mi to nie przeszkadzało. Delikatnie mówiąc. Ale utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że nie mogę mu powiedzieć za co wyleciałem z domu.
-Rozgość się – rzucił jeszcze. - Ja muszę teraz wyjść... Ale wrócę za kilka godzin. Znajdź sobie coś do roboty.