Dziejopis Ashan 2
Dodane przez Aquarius dnia Maja 05 2012 10:44:32
ROZDZIAŁ II

„Słodka melodia”


Dla każdej żywej istoty dzień zaczynał się wraz z nadejściem pierwszych promieni słonecznych. Brzask budził piękne kwiaty oraz leśne stworzenia. Ptaki świętowały tę chwilę słodkim trelem i tak oto wszelkie życie rozpoczynało nowy poranek.
Girlaen nie należał do tych licznych Elfów i nie czekał, aż zbudzą go śpiewy słowików. Wraz z nadejściem jasnej łuny nad horyzontem, dyskretnie opuścił swoją kwaterę i cichym, acz zdecydowanym krokiem przemierzał następujące pomieszczenia i korytarze. Dotarł do jednej z komnat i wszedł do środka. Wyostrzonym wzrokiem omiótł salę – równe rzędy regałów oraz wiszących z sufitu półek. Podziękował w duchu Sylannie za to, że nikomu nie przyszło do głowy zmieniać wystroju tegoż kantoru. Odszukał wśród pudeł skrzynkę. Była wykonana z litego hebanu. Jej krawędzie rzeźbione sprawną ręką artysty przedstawiały delikatne listki maghdaty – drzewa, z którego wykonywano elfickie instrumenty.
W skrzynce znajdował się ponad tuzin muzycznych przyrządów. Girlaen wyniósł ją na dwór. Zatrzymał się dopiero na brzegu największego placu. Zmierzył wzrokiem cały dziedziniec. Nie interesowały go mniejsze place ćwiczeniowe, gdyż każdy z tych kręgów służył do konkretnego treningu. Dla Łowcy nie miały one znaczenia. Zajmował się praktyką na wyższym szczeblu trudności, dlatego korzystał z największego pola.
Rozwiesił pięć walcowatych dzwonków na specjalnych filarach, stojących wzdłuż brzegu areny. Skrzynkę z resztą instrumentów zostawił przy jednym ze słupów. W ramach krótkiej rozgrzewki wykonał kilka prostych ćwiczeń. Nie przerwawszy ruchów wszedł na środek placu. Zamknął oczy. Poprawił dwa pasy podtrzymujące miecze na plecach. Bezwiednie odgarnął włosy z czoła. Czekał. Kilka wymachów ramion, bieg w miejscu. Nasłuchiwał. Podskok, potem drugi.
Upragniony wietrzyk nadszedł nieoczekiwanie szybko. Wprawił w drżenie dzwoneczki, spowodował wydobycie się dźwięków, słodkiej harmonii tonów. Nowy rytm niesiony z powiewem otulił Girlaena. Aksamitne nuty dotarły do jego szpiczastych uszu. W końcu do serca.
Przez myśl mu przeszło: Czas zacząć taniec.
Uniósł wysoko ramiona, wykonał nimi skomplikowane układy. Na przemian wyrzucał przed siebie dłonie, zginał w łokciach i nadgarstkach, obracał w możliwe strony.
Z początku jego nogi stały nieruchomo, niczym pnie z zapuszczonymi głęboko korzeniami, utrzymywały giętką koronę – tułów z rękoma. Pierwszy etap treningu został przerwany tak niespodziewanie jak się rozpoczął. Wiatr ustał. W centrum areny zastygło lekko spocone ciało Elfa. Z jego ust wydobyło się krótkie westchnienie.
Wrócił do skrzynki. Ściągnął zieloną tunikę i odłożył ją na kamienną ławeczkę. Poprawił pasy utrzymujące pochwy. Sprawdził, czy szerokie rzemienie dobrze oplatają stopy i łydki – imitując obuwie – oraz czy nie są zbyt luźno związane. Zlustrował przylegające do ciała spodnie, a także, przede wszystkim oglądnął, czy charakterystyczna dla Tancerzy przepaska na biodrach jest odpowiednio umocowana grawerowanym pasem.
Zadowolony z przygotowań powiesił trzy dzwonki. Wrócił na środek placu i od razu zaczął ćwiczyć. Drugi etap wiązał ze sobą użycie ostrzy, toteż wykręcał nimi młynki, napierał na niewidzialnego wroga. Przesuwał się majestatycznie, w rytm muzyki. Każde drgnięcie mięśnia odpowiadało jednemu dźwiękowi. Treść gry przedstawiała jego duszę.
Po dodaniu kolejnych owalnych instrumentów, Girlaen zrezygnował z zajmowania jedynie centralnej części areny. Swój taniec rozbudował do nagłych biegów i wyskoków. Z każdym nowym dzwoneczkiem dochodziły dodatkowe wariacje. Salta, przewroty, wymachy bronią, a nawet rzucanie nią.
Słońce miało jeszcze sporo drogi do przejścia by rozjaśnić Arenę Tańca Wojennego swymi promieniami. Niebo naznaczone plamami różu i żółcieni rzucało tajemniczą poświatę na plac ćwiczeń. Tatuaże, którymi ozdobione było ciało Girlaena nieznacznie mieniły się odcieniami soczystej zieleni. Rysunki te przedstawiały plątaninę nieregularnych spirali. Tak oznaczano Tancerzy Ostrzy, Tancerzy Wojny, Tancerzy Wiatru i wszystkich Łowców, którzy po wyjściu z Akademii stawali się dowódcami powyżej wymienionych wojowników. Takie ozdoby ciała posiadali też inni sylvańscy wojownicy. Tatuaże były zaklęte, dlatego w sposób magiczny samoistnie plotły wzory na skórach Elfów.
Trzy ostatnie instrumenty zawisły. Mściciel ustawił się na środku placu. Nie próbował uspokoić oddechu, jedynie starał się o nim nie myśleć. Począł wsłuchiwać się w mizerny szum wiatru. Wyostrzył zmysły. Czekał go najtrudniejszy etap. Pełna synchronizacja ciała z duszą, sercem i umysłem.
Zamknął oczy. Pozwolił, by węch i słuch nastroiły się odpowiednio. Wypuścił też wiązkę many – pokładów magicznej energii – by wzmocnić harmonię z naturą. Pierwsze co wykluczył, to odgłosy budzącej się fauny i flory. Później przebił się przez szmer wiatru. Chciał jak najlepiej wsłuchać się w pierwsze tony dzwonków, gdyż właśnie one informowały o stylu Tańca. Już prawie zjednał się z ciszą, kiedy nagle wytropił coś, czego nawet nie myślał się spodziewać. Był obserwowany. Przez osobę, która już kiedyś śledziła każde jego poczynanie.
Przypomniał sobie czasy przed dziewięćset pięćdziesiątym pierwszym Rokiem Siódmego Smoka. Na swój sposób radował się spokojnym życiem. Uczył młode Elfy podstaw, a także zaawansowanych technik Tańca i walki. Zajmował się również szkoleniem armii. Jako jeden z najlepszych Mścicieli cieszył się szacunkiem. Nigdy nie okazywał nadmiernej radości, ale jego uczniowie wiedzieli, kiedy był z nich dumny.
Wśród nowicjuszy był pewien młody Elf. Młodzieniec, który urodą mógł szczycić się przed każdą ludzką panną. Dla nich był okazem najcudowniejszego piękna. Ale nie dla szpiczastouchych. Wśród rodaków, ów młodzian nie należał do przystojnych chłopców. Szczupły wyrostek, z bordowymi włosami, wiecznie zaczesanymi w luźny, wręcz niechlujny warkocz. Na twarzy opadały mu wyrastające z czubka głowy kołtuny. Kilkakrotnie usiłował nosić czapki lub rzemienie, by grzywa nie wpadała do oczu lub do ust podczas posiłków. Próby szybko kończyły się niepowodzeniem i nikt, zwłaszcza on sam, nie wiedział dlaczego. Mowy o ścięciu włosów nie było, gdyż Elfy uważały takie rozwiązanie za hańbę.
Kolejne wspomnienia przeleciały przez umysł Girlaena, migając niczym kolorowe skrzydełka odlatującego motyla. Łowca przypomniał sobie, jak trenował, spacerował, rozmawiał z Braćmi... ten młody Elfik zawsze go obserwował.
Zamyślenie przerwało smagnięcie wiatru.
Już czas! – pomyślał Mściciel.
Pierwsze dźwięki rozpłynęły się niczym miód. Były słodkie. Poniosły się echem po Arenie, uprzednio odbiwszy głucho od ścian. Parę niewinnych kroków, ruchów nadgarstkami. Rozpoczął się Taniec Życia, poziom, do którego docierali nieliczni, ci najlepsi. Układ z pozoru prosty liczył w sobie duże ilości skoków, wymachów mieczami, piruetów, kopnięć i salt. Zawierał wszystkie reguły walki, począwszy od łatwych pchnięć i parowań ciosów, a kończąc na walce z dziesięcioma wyimaginowanymi przeciwnikami. Całość była odpowiednio dopasowana do tonów muzyki. Ruchy Girlaena stanowiły znakomite połączenie walki z tańcem.
Seria dobiegła końca wraz z urwaniem się melodii. Mściciel był zmęczony, mimo to tkwił w pozycji ataku. Prawą nogę miał wysuniętą do przodu, zaś na lewej prawie klęczał. Obie ręce unosił na wysokości głowy, jedną z tyłu, jedną z przodu. Ostrza mieczy skierowane były w dół, lekko pod ukosem. Jego mięśnie pokryte potem, lśniły w pierwszych promieniach słońca. Pojedyncze spirale tatuaży wydłużyły się o setne części milimetra, świadcząc o tym, że doświadczenie Girlaena wzrosło.
Zdyszany wyprostował się. Przymknął powieki i wystawił twarz na słońce. Przez chwilę stał uspokajając oddech, a gdy wreszcie się odprężył, schował ostrza do pochew i zaczął zbierać instrumenty. Schował je do hebanowej skrzynki, ale nie odniósł do kantorka. Chciał je użyć w celu przetestowania umiejętności uczniów. Wszedł na skrawek areny i ni stąd ni zowąd, skierował wzrok na zacienione miejsce przy bramie. Gestem dłoni nakazał podejść schowanej tam osobie. Nie czekając na reakcję Elfa, wrócił po tunikę i skierował się do łaźni. Pomieszczenie to znajdowało się od zewnętrznej strony Areny Tańca Wojennego, z dala od zgiełku. Kąpielisko miało charakter publiczny, lecz dla każdej Akademii był wydzielony oddzielny basen – staw. Girlaen wiedział, że o tej porze łaźnia jest pusta, dlatego postanowił oczyścić się w dogodniejszym miejscu. Wyszedł zza zabudowanej części i idąc kamienną ścieżką, dotarł do stawku leżącego na samym skraju kąpieliska. Naturalny zbiornik wody był otoczony srebrzystymi wierzbami. Po tafli pływały lilie błękitne. Brzegi obrośnięte szuwarami zdradzały tylko jedno miejsce, którym można było dostać się do wody. Przy jednym z drzew, wijąc się przez pasmo trzcin, rósł pochyły konar. Odrost był na tyle szeroki, by sprawny Elf mógł nim przejść jak po mosteczku, co zwykłemu Człowiekowi by się nie powiodło.
Mężczyzna ściągnął z siebie obuwie, spodnie, pas oraz uzbrojenie. Odłożył to wszystko na trawę obok tuniki. Ubrany w przepaskę ruszył przez mostek do jeziorka. Tuż na końcówce konaru zawieszone było drewniane wiaderko. Mściciel wszedł, a raczej zeskoczył do wody, która sięgnęła mu kolan. Zabrał kubełek i napełniwszy go wodą opłukał ciało. Zadrżał z zimna i skarcił się w duchu za głupotę jaką popełnił: Na Sylannę! Powinienem był najpierw ochłonąć po wysiłku, a nie pchać się do lodowatej wody!
Nie zwrócił uwagi na to, że przy jego rzeczach pojawił się oczekiwany Elf. Wszedł głębiej, aż woda oplotła jego biodra. Zaczął się obmywać i jednocześnie obmyślać, o czym będzie rozmawiał z młodzieńcem. Nie był zły, po prostu chciał wiedzieć po co ten chłopak go obserwował. Miał o to zapytać wcześniej, jeszcze przed wyruszeniem na wojnę, ale nigdy nie mógł znaleźć ku temu sposobności. Albo on nie miał czasu albo ten młodzik znikał mu z oczu.
Westchnął zbolałym tonem. Przecież wystarczyłby jeden rozkaz, by chłopak wyśpiewał mu prawdę, jednak coś mu mówiło, że takie rozwiązanie byłoby błędne. Nie miał wtedy pojęcia, jak jego przypuszczenia były trafne.
Wspiął się na mostek i odłożył wiaderko. Czuł na sobie wzrok. Przenikliwy, wręcz namacalny. Odczuwał, jak ciemne oczy Elfa śledzą każdy jego ruch, jak wodzą wzdłuż tatuaży na ramionach, tułowiu i nogach. Nie niepokoił się tym, w końcu widok tak doświadczonego wojownika był rzadkością, a każdy wzór tatuażu był jedyny i niepowtarzalny. Podszedł do chłopaka i z niemałym zaskoczeniem przyjął czysty ręcznik. Uczeń stał w milczeniu i z niecierpliwością czekał na słowa Girlaena.
Łowca przyjrzał się z ponurą miną Elfikowi. Brunatny warkocz nadal był nieodpowiednio zapleciony, grzywa opadała aż na tors. Pomijając te dwa szczegóły, Mściciel odkrył kilka zmian w chłopaku. Uśmiechnął się prawie niezauważalnie.
– Wydoroślałeś, Wananie. – Wtem spojrzał w oczy młodzieńca. Z jego ust wydobył się stłumiony okrzyk o wydźwięku zbliżonym do "Ych!". Był oszołomiony bardziej nie jego reakcją, a tym, co zobaczył w obliczu młodzika.
Chłopak przestępował z nogi na nogę, dłońmi skręcał skrawek szaty. Oczy miał oszklone od łez. Na ustach jawiły się przeróżne grymasy, niektóre przypominały uśmiechy, ale tylko przypominały. Policzki były okryte rumieńcami.
– Wananie? – zesztywniał strwożony. Zastanawiał się, czy jego były uczeń jest chory, czy może stało się coś tak okropnego, że teraz biedak nie wie co ze sobą zrobić.
– Mi-Mistrzu Giiirlaenie! – zająknął się.
– Wszystko w porządku? – nachylił się i położył dłoń na ramieniu Elfa.
– Tak! Mistrz... ży-je! – bełkotał od rzeczy. – Wojna.. już po-po... a Mistrz... inni...
– Jacy inni? – wystraszył się Girlaen. Niespokojnie odsunął się od młodzieńca i pobieżnie poklepał się po klatce piersiowej i głowie, jakby badał czy jest niematerialnym duchem.
– Jak widać żyję – odparł powoli. Śledził każdy gest studenta, nawet to, jak chłopiec chciał postąpić krok do przodu, lecz zawahał się i w efekcie cofnął o dwa kroki. Postanowił nie pytać o to, czemu Wanan był od rana na arenie, nie kiedy był w takim stanie. Zaczął szybko się wycierać.
– Trenowałeś Taniec? – zapytał by zmienić temat. Był też ciekaw jak sprawował się jego były wychowanek.
– Tak Mistrzu. Codziennie... – chciał coś dopowiedzieć, lecz widocznie zrezygnował z tej myśli.
– To dobrze. Dziś zrobię testy sprawdzające. Mam nadzieję, że nie leniuchowaliście pod moją nieobecność.
– Ależ Mistrzu! – raptownie zasłonił sobie usta. – Przepraszam.
– Nie ma za co – uspokoił go. Sięgnął po ubrania ale Wanan go ubiegł szybko pochylając się i podnosząc rzeczy oraz broń.
– Zanieść do szatni? – spytał służalczo.
– Nie, dziękuję. Ubiorę się tutaj.
– Tak jet, Mistrzu.
Girlaen wyciągnął dłoń po swoją własność. Chłopak najwyraźniej nie wiedział, czy ma podać tunikę, czy pas. Był tak zakłopotany, że przypadkowo upuścił jeden z mieczy. Wydał z siebie krótkie "Och nie!" i przyklęknął po ostrze. Skulił się ze strachu.
– Czy on myśli, że go wychłostam? – pomyślał zdumiony Łowca. – Chyba nie jestem aż tak srogi? No, może na treningach zdarzy mi się... – westchnął. Ukucnął obok Wanana i ostrożnie wyjął swoje rzeczy z jego rąk. Na koniec odebrał miecze. Nim wstał, położył dłoń na ramieniu Elfa. Chciał dodać chłopcu otuchy.
– Idź już – zaczął po upłynięciu stosownej chwili. – Odnajdź Mistrzów Tancerzy i przekaż, by zebrali wszystkie grupy. Zrobimy sobie mały pokaz. Po tych słowach poklepał ucznia i nim odszedł dodał: – Znajdź też Talanara. Od wczoraj jest Mistrzem, poproś, by przyszedł do mojego biura.
– Tak jest, Mistrzu.