Szach mat 26
Dodane przez Aquarius dnia Stycznia 05 2012 12:52:39
***
Ledwo Kirim wysiadł z karocy, a już był obściskiwany przez Sanusa.
- Kirim, co za niespodzianka! Co cię sprowadza?
- Czekaj, czekaj. Też się cieszę, że cię widzę, ale pozwolisz, że najpierw zajmę się dziećmi?
- Dzieci? Przyjechałeś z dziećmi? – Sanus wyraźnie ucieszył się.
- Oczywiście. - W tym momencie z karocy wysiadły opiekunki z dziećmi na rękach. Sanus szybko do nich podszedł.
- No proszę, jak już urosły – powiedział uśmiechając się.
- Przecież widziałeś je zaledwie kilka dni temu – Kirim zaśmiał się.
- Ale i tak uważam, że urosły. – Zaklaskał w dłonie, a gdy służący podszedł, nakazał mu zaprowadzenie opiekunek do komnaty, w której spały jego własne dzieci. – Myślę, że możemy je zostawić pod opieką opiekunek, nie uważasz? Razem z naszymi opiekunkami zajmą się nimi właściwie, a my w tym czasie coś zjemy. Co ty na to?
- Chociaż faktycznie coś bym zjadł, lecz najpierw wolałbym się odświeżyć.
- Nie ma sprawy, zaprowadzę cię do twojej komnaty.

- To opowiadaj, co u ciebie słychać – powiedział Kirim, kiedy już po skończonym posiłku siedzieli nad lampkami wina.
- A nic ciekawego, jakoś leci – odparł lekko Sanus, chociaż Kirim wyraźnie zauważył jak głos mu drży.
- Nie kłam. Przecież widzę, że coś się dzieje. Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. Czyżnie pomogłem ci już kiedyś?
Sanus siedział ze spuszczoną głową, nagle trzymany przez niego kielich wysunął mu się z ręki i roztrzaskał na podłodze, a on sam ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się. Kirim bez pośpiechu odstawił swój kielich na stolik i podszedł do przyjaciela. Objął go i przytulił. Głaskał go po głowie, cierpliwie czekając aż przestanie płakać.
- Lepiej już? – zapytał troskliwie, kiedy łzy przestały płynąć. Sanus tylko pokiwał przecząco głową, ale nie płakał już wiecej, tylko przetarł oczy. – Więc powiedz mi, co jest grane.
- Nie wiem – wyszeptał. – Lantar zupełnie mnie ignoruje, a ja nie wiem co jest tego przyczyną. W ogóle nie chce ze mną rozmawiać, tylko znika gdzieś na całe dni. Nawet z dziećmi się już nie bawi, a wcześniej nie mógł bez nic żyć. Służący mówią, że jak wraca, to czuć od niego wino. Nie wiem co mam robić.
- Zapomnieć o tym – odparł spokojnie Kirim.
- Słucham?! – Sanus spojrzał zszokowany na przyjaciela. – O czym ty mówisz?! Jak ja niby mam o tym zapomnieć?! To mój mąż! I kocham go! Więc nie mogę o tym tak po prostu zapomnieć!
Kirim uśmiechnął się ciepło.
- Zapomnij o tym w tym momencie. Właśnie w tech chwili Akirin rozmawia z Lantarem i dopóki nie dowie się dlaczego on się tak zachowuje, nie ma sensu żebyś ty się tak zamartwiał. Tylko wasze dzieci na tym cierpią najbardziej.
- Jego… Wysokość… rozmawia… z Lantarem? – wystękał zdumiony Sanus. – Ale dlaczego?
- A jak myślisz? Martwi się o was i nie chce żebyście wszystko spieprzyli przez własną głupotę.
- Jego Wysokość martwi się o nas… - wyszeptał wciąż zszokowany Sanus. – Ale dlaczego?
Kirim westchnął ciężko.
- Aleś ty głupi. Nie zauważyłeś jeszcze? Akirin zawsze martwi się o swoich przyjaciół. Chociaż tak po prawdzie, to przejmuje się wszystkimi swoimi poddanymi. Hej, co ci jest? – zaniepokoił się Kirim, widząc wyraz twarzy przyjaciela.
- …przyjaciół… - wyszeptał Sanus wpatrując się nieprzytomnie w bliżej nieokreślony punkt.
- Hej, ocknij się! – Kirim uderzył rozmówcę kilka razu w twarz, aż ten w końcu ocknął się.
- Wybacz – Sanus uśmiechnął się przepraszająco. - To co mówisz jest tak niespodziewane, że trochę mnie to zaskoczyło.
- Trochę? – królewski małżonek zaśmiał się. – Zatkało cię dokumentnie.
Sanus zaczerwienił się.
- A bo to takie nieoczekiwane.
- Ale prawdziwe – Kirim objął przyjaciela ramieniem. – Więc nie myśł teraz o tym i zostaw wszystko Akirinowi, dobrze?
- Dobrze – Sanus pokiwał twierdząco głową jednocześnie uśmiechając się lekko.
- W takim razie chodźmy teraz do dzieci.

***

- Uch, chyba trochę przecholowałem – mruknął Lantar kiedy w końcu się obudził. Głowa bolała jak diabli, a w ustach było cholernie sucho. Próbował ulżyć sobie nieco przesuwając językiem po wyschniętych ustach, ale to nic nie pomogło, język także był wyschnięty, niczym pergamin.
- Nie trochę, tylko zdrowo precholowałeś – usłyszał nagle gdzieś z boku. Powoli przekręcił głowę, w stronę z której dochodził głos i zobaczył siedzącego przy stole króla. Niezbyt zadowolonego króla.
- Co ty tu robisz? – wystękał łąpiąc się za głowę.
- Czekam aż się w końcu obudzisz. – odparł grobowym głosem Akirin. – Ty myślisz, że ja nie mam nic innego do roboty, niż pilnowanie ciebie?
- Nikt ci nie kazał – mruknął Lantar zamykając oczy. Poranne słońce było stanowczo zbyt jasne.
- To nie zachowuj się jak gówniarz.
- Nie zachowuję się – burknął żołnierz.
- Zachowujesz się. Pierwsze problemy w waszym związku, a ty, zamiast o tym porozmawiać z Sanusem, chlejesz. To, twoim zdaniem, nie jest dziecinne zachowanie? - Lantar milczał. – Musze się teraz zajac sprawami państwowymi, ale wieczorem przyjdę do ciebie, a ty do tego czasu przemyśl swoje postępowanie.
Lantar nie zareagował, nawet wtedy kiedy drzwi zamknęły się odrobinę zbyt głośno. Nie miał siły. Krążący w żyłach alkohol z wypitego poprzedniego dnia wina skutecznie odbierał mu zarówno siły, jak i chęci na robienie czegokolwiek. Z wyjątkiem jednego. Powoli zwlókł się z łóżka, ubrał się, wyszedł z komnaty, a potem z pałacu. Swieże powietrze trochę zniwelowało pulsowanie głowy, niestety nie sprawiło, że w ustach przestało być sucho. W końcu dotarł do koszar. Wszedł do baraku w którym w dniu poprzednim pił i złapawszy pierwszego z brzegu żołnierza powiedział:
- Daj mi jakiegoś wina.
Żołnierz popatrzył na niego przestraszony i wystękał:
- Wybacz, ale spieszę się – i już go nie było.
Lantar złapał więc innego żołnierza, ale ten też się wykręcił.
- Co jest, do jasnej cholery! – zdenerwował się, kiedy piąty z kolei żołnierz wyraźnie odmówił mu trunku.
- Wybacz stary, ale mamy zakaz picia z tobą – do Lantara podszedł jeden z żołnierzy.
- Co ty pieprzysz, Dungaro? A kto niby tak zdecydował?
- Król.
Lantar wytrzeszczył oczy.
- Że co?
- Za tą wczorajszą popijawę zabrał każdemu żołd za ten miesiąc, a dowódcy nawet za dwa i powiedział, ze jak jeszcze raz ktoś z tobą wypije choćby kielich, to wyciągnie poważniejsze konsekwencje. Więc wybacz, ale nie możemy dać ci żadnego alkoholu. Lepiej wracaj do siebie i nie przychodź już tu więcej. Lubimy cię, ale nie chcemy mieć przez ciebie kłopotów.
Lantar zaklął wściekle i kopnął w stojący w pobliżu niewielki zydelek, który wyleciał w powietrze i roztrzaskał się na ścianie. Bez słowa wyszedł z koszar i wrócił do zamku. Zanim wszedł do komnaty, kac przypomniał o sobie ze zdwojoną siłą. Na szczęście na stole zobaczył jakiś dzban. Już się ucieszył, ze może jednak służący przyniósł mu jakieś wino. Niestety okazało się, iż to był tylko sok. Skrzywił się, ale denerwująca suchość w ustach sprawila, że przyssał się do dzbana i wypił wszystko jednym duszkiem. Potem, nie rozbierając się w ogóle, rzucił się na łóżko i zasnął. Obudziło go potrząsanie za ramię i czyjś głos wołajacy jego imię. Powoli otworzył oczy i ujrzał pochylającego się nad nim Akirina.
- No, w końcu się obudziłeś. Już myślałem, że znowu się schlałeś.
- Jakbym miał gdzie – mruknął. – Sterroryzowałeś wszystkich.
- Ty mnie do tego zmusiłeś.
- Akurat. Nikt ci nie kazał się wtrącać. Sam rozwiązuję swoje problemy.
- Chlejąc? To jest najbardziej idiotyczny sposób rozwiązywania problemów, jaki znam.
- Co ty możesz wiedzieć – mruknąl Lantar i przekręcił się na bok, odwracając plecami do przyjaciela.
Akirin westchnął ciężko i usiadł na brzegu łóżka.
- To, że jesteś ode mnei starszy nie oznacza, że jesteś mądrzejszy. Jak człowiek jest zakochany, to zawsze głupieje, bez względu na wiek. – Lantar odwrócił się i uważnie popatrzył na króla. - Kochasz go, prawda?
- Kocham – wyszeptał.
- Więc dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego go od siebie odpychasz?
- To nie ja, tylko on.
- To nie on chleje całymi dniami, tylko ty, więc nie pieprz mi tu głupot.
- Sanus mnie zdradza. – Lantar usiadł i zwiesił głowę w geście totalnej rezygnacji.
- Skąd wiesz? Przylapałeś go z kochankiem?
- Nie – Pokręcił przecząco głową.
- Więc dlaczego tak uważasz?
- Jak wracaliśmy z przyjecia urodzinowego księżniczki, to nie mówił o niczym innym jak tylko o tym cholernym fircyku. „Hrabia Manastri to, hrabia Manastri tamto..”. Zachwycał się nim jakby był nie wiadomo kim, a później nie chciał się ze mną w ogóle kochać.
- Głupi jesteś. Mnie też się podobało to, co opowiadał hrabia Manastri. Czy to oznaczą, ze zdradzam Kirima? Nie. Po prostu nie mam możliwości podróżować tak jak bym chciał, więc wszystko o czym on opowiadał budziło moje zainteresowanie. A że potrafi barwnie opowiadać, więc i słucha się go z prawdziwą przyjemnością. Nie pomyślałeś, ze Sanus tez mógł tak to wszystko odbierać?
- To dlaczego nie chciał się później ze mną kochać?! – wykrzyknął rozpaczliwie Lantar.
- A nie pomyślałeś, że mógł być zwyczajnie zmęczony? Wszakże bawiliście się cały dzień, potem jeszcze droga powrotna. On nigdy nie był żołnierzem, więc nie jest tak wytrzymały jak ty. Pomyślałeś w ogóle o tym? Zapytałeś go?
- Nie – wyszeptał zawstydzony Lantar.
- No właśnie. Wiec teraz wrócisz do domu i pierwsze co zrobisz, to go przeprosisz, a potem siądziecie i na spokojnie to sobie wyjaśnicie. A ty cierpliwie wysłuchasz tego, co on ma ci do powiedzenia.
- A jeżeli to jednak prawda? – Lantar spojrzał niepewnie na przyjaciela.
- Nie denerwuj mnie – warknął Akirin.
- Dobra, dobra, uspokój się, ja tylko tak pytam. Boję się – szepnął po chwili milczenia.
- Czego? – Władca momentalnie uspokoił się.
- Tak bardzo go kocham. Nie chcę go stracić.
- Więc nie zachowuj się tak.
- A jeżeli on się mną już znudził?
- Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Czy kiedykolwiek zrobił, albo powiedział cokolwiek, co kazałoby ci tak myśleć?
- No nie… - odparł z pewnym wachaniem Lantar.
- Więc dlaczego tak teraz uważasz?
- Sam nie wiem – Lantar westchnął. – Może dlatego, że cały czas nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Boję się, ze to wszystko to sen, z którego się obudzę i znowu będę należał do straży przybocznej Lamera dziewiątego, a Sanusa będę mógł kochać tylko z daleka i potajemnie. Jestem synem prostego chłopa, nie znam się na tych wszystkich szlacheckich niuansach i gierkach, nie to co Sanus. On urodził się jako szlachcic, ma to we krwi. Może my po prostu do siebie nie pasujemy? Au, co ty wyprawiasz?! – spytał zszokowany, gdy ręka Akirina zetknęła się dość brutalnie z jego policzkiem.
- Czujesz to?
- No pewnie – odparł Lantar z pretensją w głosie, łapiąc się za bolący policzek. – Masz łapę z kamienia, czy co?
- Skoro to czujesz, to znaczy, że to nie sen. Więc weź się w końcu w garść i przestań pieprzyć głupoty. I pamiętaj jedno: skoro ja, król Akirin pierwszy, uważam, ze nadajesz się na szlachcica, to tak jest. Koniec kropka. Ja nie jestem Lamerem dziewiątym. Uważam iż szlachectwo, to nie tylko urodzenie się w odpowiedniej rodzinie, ale także pewne cechy charakteru. Ty te cechy posiadasz, a to oznacza iż tytuł szlachecki należy ci się. Rozumiesz?
Lantar pokiwał głową. W tym momencie obaj usłyszeli dudniące burczenie dochodzące z brzucha Lantara.
- Chyba mamy mały problem – zaśmiał się Akirin. – Proponuję żebyś doprowadził się do porządku i dołączył do mnie na kolacji, przy której będę kontynuował przekonywanie cię, ze jesteś głupek i powinieneś jak najszybciej pogodzić się z Sanusem. Co ty na to?
- Chyba nie mam wyjścia, co?
- Nie masz – odparł z uśmiechem Akirin.
- Niech ci będzie – żołnierz westchnął i wstał z łóżka. Skierował się do łazienki, a Akirin do drzwi.
- Będę na ciebie czekał.
Kiedy Lantar już się odświeżył i przebrał w świeże ubranie, okazało się iż przed komnatą czeka na niego służący, który zaprowadził go do komnaty, w której czekał na niego król oraz zastawiony stół.

***

- Hej, słyszysz co do ciebie mówię? – Kirim szturchnął Sanusa w ramię.
- Wybacz, zamyśliłem się – doradca ocknął się z zadumy i spojrzał na przyjaciela. – Możesz powtórzyć?
Kirim westchnął.
- W ogóle mnie nie słuchasz.
- Przecież przeprosiłem. Po prostu zamyśliłem się.
- Coś ty dzisiaj chodzisz cały dzień zamyślony.
- Martwię się o Lantara.
Kirim westchnął.
- A ty znowu swoje. Przecież mówiłem ci, żebyś na razie o tym nie myślał. Skup się na dzieciach. Mamy ładną pogodę, siedzimy sobie w ogrodzie razem z dziećmi, a ty, zamiast cieszyć się tą chwilą i bawić się z dziećmi, zamartwiasz się niepotrzebnymi głupotami.
- To wcale nie są niepotrzebne głupoty! – obruszył się Sanus. – Nie rozumiesz, że kocham go tak bardzo, że martwię się o niego? Nie wiesz jak to jest kochać kogoś do szaleństwa.
- A ty myślisz, ze dlaczego jestem z Akirinem? Gdybym robił to ze względu na jego pozycję, to równie dobrze mogłem już dawno temu omotać sobie wokół palca Lamera dziewiątego. Ale tego nie zrobiłem, a wiesz dlaczego? Bo kocham Akirina dla niego samego i nawet gdyby nie był królem też bym go kochał. I z każdym dniem kocham go coraz mocniej i tęsknię gdy nie ma go przy mnie. Nawet gdy wiem, że jest w komnacie obok, ale nie mogę go przytulić, bo musi najpierw zając się sprawami państwa, to i tak tęsknię. Więc nie chrzań mi głupot, że nie wiem co to znaczy kochać kogoś do szaleństwa.
Sanus popatrzył na przyjaciela ze zdumieniem.
- Ła, od tej strony, to ja cię nie znałem – powiedział z podziwem.
Kirim zaczerwienił się z zakłopotania.
- Jeśli komuś o tym powiesz, to cię zabiję – mruknął.
Doradca roześmiał się.
- Możesz być o to spokojny. Ale cieszę się, że mi to powiedziałeś. Dzięki temu zrobiło mi się jakoś tak lżej.
- Niektóre sprawy potrzebują czasu. Akirin jest mądrym człowiekiem i wierzę, że przemówi Lantarowi do rozumu, dlatego też proszę abyć cierpliwie czekał. A teraz wracajmy do dzieci.
- Dobrze – Sanus uśmiechnął się.
Do końca dnia nie wracał już do tego tematu, jednak gdy nastał ranek, jeszcze zanim zasiedli do porannego posiłku powiedział do Kirami.
- Mimo tego co mi wczoraj powiedziałeś, ja jednak nie wytrzymam dłużej.
- Co chcesz zrobić? – zaniepokoił się Kirim.
- Pojadę do stolicy spotkać się z Lantarem i wyjaśnić wszystko.
- Zgłupiałeś? A co z dziećmi.?
- Przemyślałem wszystko dokładnie i chciałem cię prosić, żebyś został jeszcze przez chwilę i zaopiekował się moimi dziećmi.
- Słucham? – Kirim popatrzył zdumiony na przyjaciela.
- Ja wiem, że bardzo tęsknisz, za jego wysokością, ale czy mógłbyś zostać jeszcze kilka dni i zaopiekować się moimi dziećmi. Byłbym o wiele spokojniejszy wiedząc, że są pod twoja opieką. Proszę, tylko dopóki nie wrócę z Lantarem.
Kirim westchnął ciężko.
- Dobra, niech ci będzie.
- Dzięki serdeczne – Sanus uściskał przyjaciela. - To ja w takim razie lecę.
- Czekaj, a poranny posiłek?
- Już jadłem! – odkrzyknął Sanus, biegnąc w stronę wyjścia z pałacyku.
- Ech ta młodość – mruknął Kirim i zabrał się za jedzenie.
Kilka chwil potem usłyszał ruszający z dziedzińca powóz.

***

Po skończonej kolacji Lantar od razu położył się spać, ale jeszcze długo nie mół zasnąć. Myślał nad tym wszystkim co usłyszał od króla. Mówił tak przekonująco, że Lantar na koniec stwierdził, że faktycznie jest głupcem, a Akirin słusznie został królem. Postanowił następnego dnia wrócić do domu i porozmawiać z Sanusem, przeprosić go, a jeżeli zajdzie taka potrzeba, to nawet błagać na kolanach.
Niestety następnego dnia okazało się iż Akirin ma tyle spraw na głowie, że mogli zobaczyć się dopiero pod wieczór, a że Lantar nie chciał wyjeżdżać bez pożegnania, więc cierpliwie czekał. Chciał także podziękować za te wszystkie, czasami nawet brutalne słowa, które otworzyły mu oczy. Kiedy tylko podziękował Akirinowi, chciał jak najszybciej wsiadać na konia i pędzić do domu, jednakże i tym razem król wykazał się mądrością, mimo swojego młodego wieku.
- Daj sobie już dzisiaj spokój z podróżą.
- Nie mogę, muszę jak najszybciej zobaczyć Sanusa i wszystko wyjaśnić.
- Jeśli wyjedziesz jutro z rana, to szybciej będziesz w domu.
- Jak to? – zdziwił się Lantar.
- Ciężko będzie zobaczyć nocą drogę. Gdybyś jechał powozem, to co innego. Pochodnie do niego przymocowane skutecznie oświetlałyby drogę. Ale ty będziesz jechać konno i w ciemnościach, więc droga dłużej ci zajmie. Proponuję więc, zbyć poczekał do jutra. Jeżeli tak bardzo nie możesz wytrzymac, to przynajmniej prześpij się do świtu. Szybciej dojedziesz, no i będziesz bardziej wypoczęty. Chyba nie chcesz zasnąć w trakcie przepraszania Sanusa? – W oczach Akirina pojawiły się figlarne ogniki.
- Masz rację – Laantar roześmiał się. – W takim razie wyrusze skoro świt.
- Ja niestety mam jutro od rana sporo spraw państwowych do załatwienia, wiec myślę, ze pożegnam siez tobą już dzisiaj. I pamiętaj, jeżeli spieprzysz tą sprawę, to nie będę już taki pobłażliwy.
- W to nie wątpię.
Pożegnali się i rozeszli. Lantar jeszcze przez dogrą chwilę nie mógł zasnąć, był zbyt podniecony. Jednak w końcu mu się to udało. Zgodnie z poleceniem służący obudził go jak tylko zaczęło świtać. Zjadł szybki posiłek i wyruszył w drogę powrotną. Przez całą drogę pędził niczym oszalały, a serce waliło mu jak opętane. WS końcu dotarł do domu. Jeszcze koń się nei zatrzymał, a on już z niego zeskoczył i pędził spotkać się jak najszybciej z ukochanym. Jednak zamiast Sanusa przed wejściem czekał na niego Kirim. I chociaż zdziwił go ten widok, to jednak nie stracił przytomności umysłu i klęknął na jedno kolano pochylając nisko głowę.
- Wasza Wysokość…
- Już jesteś? – zdziwił się Kirim. – A gdzie Sanus?
- Jak to „gdzie”? – Lantar ośmielił się podnieść głowę.
- Nie mógł się doczekać aż wrócisz i pojechał wczoraj z rana do pałacu żeby się z toba zobaczyć. Nie wiedzieliście się?
- Wczoraj z rana? - Lantar zaniepokoił się. – Sanusa nie było w pałacu.
Kirim pobladł.
- W takim razie gdzie on jest? – spytał przerażony.
- Wasza wysokość… - Przerażenie Kirami udzieliło się Lantarowi.
I kiedy obaj zastanawiali się co dalej, nagle usłyszeli tętent kopyt i zobaczyli konia. Kiedy się przybliżył, zauważyli, że ma na sobie resztki uprzęży, a na jego grzbiecie leży człowiek. Kiedy służący próbowali złapać konai i go uspokoić, jeździec zsunął się z grzbietu i padł nieprzytomny na bruk. Sanus wraz z Kirimem podbiegli do niego.
- To nasz woźnica! – wykrzyknął Lantar, kiedy tylko służący przekręcili nieprzytomnego na plecy. – Gadaj, gdzie jest Sanus! – potrząsnął nieprzytomnym z całej siły.
Woźnica otworzył oczy i spojrzał na Lantara.
- Proszę o wybaczenie… ale nie dałem rady… – wyszeptał z trudem - … było ich… zbyt wielu…
- Co z Sanusem?!
- Jego miłość… został porwany… - w tym momencie woźnica zemdlał.
- Sanus… porwany – wyszeptał zbielałymi z przerażenia ustami Lantar.


CDN