Anioły w getcie
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 30 2011 20:36:48
Anioły. Tego dnia było ich tam bardzo dużo. Siedziały lub stały na murze getta. Z opuszczonych skrzydeł postrzępionych przez kolczaste druty, będące dodatkowym zabezpieczeniem przed ucieczką jakiegoś zbuntowanego „mieszkańca” sypały się pióra opadając lekko na zaplamiony chodnik. Raz po raz kłęby kurzu tańczącego z wiatrem w takt marsza żałobnego topiły się w kałużach zastygającej krwi.
Ale przyjdzie deszcz.
Anioły spoglądały na skutki dziecięcej desperacji. Starsze smutnie pochylały głowy, ukrywając blade twarze za zasłonami długich, srebrzystych włosów. Młode patrzyły z przerażeniem na brudny chodnik, z trudem powstrzymując łzy. Jeden tylko, czarnowłosy Anioł siedział na ziemi tuląc w smukłych ramionach ciepłe jeszcze zwłoki małej dziewczynki. Kołysał się przy tym, jak matka tuląca swe dziecko do snu... snu wiecznego...
W getcie było cicho. Ludzie pochowali się w budynkach, dzieci płakały cichutko skulone gdzieś w kątach, tak żeby nie dostrzegli ich żołnierze. Nawet ptaki przestały śpiewać. Tylko wiatr wciąż tańczył.
Wszyscy czekali na deszcz.
Zza muru wyszło dwóch uzbrojonych mężczyzn. Szli rozmawiając o czymś wesoło. Przechodząc obok grupy Aniołów zatrzymali się na chwilę.
- Patrz, ominęła nas zabawa.
- Taa...- jeden z nich zamyślił się na chwilę.
- Pewnie dzieciaki narozrabiały. Mają za swoje.
- Hej chłopaki!
Od drugiej strony ulicy dobiegł do nich jakiś inny żołnierz. Widząc, gdzie się zatrzymali roześmiał się piekielnym głosem dochodzącym na pewno nie z gardła ludzkiego.
- Trzeba było zrobić z tym porządek. Te bachory żarcie wykradały!- spojrzał z oburzeniem na małe ciałka i splunął pod nogi.
- Chodźcie, zaraz się zaczyna!- powiedział z entuzjazmem, ciągnąc za sobą dwóch kolegów.
Milczące Anioły odprowadziły ich wzrokiem, aż nie zniknęli za rogiem.
Mimo, iż bezlitosny wiatr smagał ich delikatne twarze, plącząc długie włosy, one wciąż nie odstępowały od leżących na chodniku, dziecięcych ciał.
Niech przyjdzie deszcz.
Pod wieczór getto wyglądało tak, jak poprzedniego dnia. Jakby tego dnia nic się nie wydarzyło. Zwłoki zostały sprzątnięte i zakopane gdzieś w jednym dole. Tak, jak zawsze...
Jedynym, co przypominało biednym ludziom o tej tragedii były dwa bochenki czerstwego chleba i zasychająca na ziemi, dziecięca krew.
Ale i chleb znalazł wkrótce inne miejsce, zabrany pod osłoną nocy przez nękanego głodem, małego chłopca, przemykającego wzdłuż muru w zbyt dużym, brudnym ubraniu, zsuwającym się z jego bladych, kościstych ramion.
Anioły spoglądały błagalnie w rozgwieżdżone niebo.
I nadszedł deszcz.
Spadające obficie, błogosławione krople zabierały ze sobą do rynsztoku, spływającą z chodników krew. Anioły rozstąpiły się na boki, patrząc jak strużki nikną gdzieś w kratach przy ulicy. Ludzie spoglądający przez okna odetchnęli z ulgą.
I minął deszcz.
A następnego dnia wszystko było, jak dawniej.
Tylko dzieci bardziej ostrożne.
I osiwiał kolejny Anioł.