My guardian angel 2
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 21:01:46
II
Była noc, drobny, około dziewiętnastoletni, chłopiec szedł szybko przez park. Było zimno i padał rzadki śnieg. Jakiś cień poruszył się między drzewami. Serce chłopaka załomotało ze strachu, przyspieszył przyciskając książki do piersi. Światło latarni było tak słabe, że nie sięgało dalej niż półtora metra wgłąb. Nigdy nie ryzykował wracania do domu o tej godzinie, jednak dzisiaj zasiedział się w bibliotece.
Bał się chodzić po ciemku a jego samopoczucie pogarszał tylko park słynący z różnych przerażających opowieści i zdarzeń. Kilka miesięcy temu zginęła tu młoda kobieta. Została zamordowana z powodu telefonu komórkowego i paru drobniaków, które miała przy sobie. Dwa lata temu w okolicy, podczas wojny gangów, zginęło kilkanaście osób. Okolica naprawdę nie była przyjemna. Ludzie mówili też, że bardzo często ludzie, wchodzący do parku, nigdy z niego nie wychodzili. Każdy wiedział, a niektórzy głęboko w to wierzyli, że miejsce to zameszkane jest przez duchy.
Park był kiedyś starym cmentarzyskiem. Do tej pory możnabyło znaleźć w nim kawałki nagrobków a czasami nawet kości zakopanych tu kiedyś ludzi. Reji sam kiedyś natknął się na całkiem dobrze zachowaną czaszkę.
Nagle zaskrzypiał śnieg pod wpływem kroków. Chłopiec aż podskoczył wyrwany z zamyślenia. Spojrzał od razu w stronę krzaków po lewej stronie, strach go sparaliżował. Uschłe liście zaszeleściły a zarośla poruszyły się gwałtownie. Wyłoniła się z nich najpierw jedna postać w bluzie szkolnej drużyny footballowej. Potem pojawiły się jeszcze dwie osoby.
- Witaj Reji...Cóż za miła niespodzianka- pierwszy z grupy, chłopak z jasnymi potarganymi włosami, uśmiechnął się dziwnie.
Reji spojrzał na niego przestraszony. Cofnął się o krok. Nie przepadali za sobą od dawna, Reji zrobił kilka rzeczy, których, takie kreatury jak Enyu, nie były w stanie wybaczyć.
Rok temu, gdy Reji przeprowadził się, do miasteczka Penley, wraz z rodzicami, nie był do końca sobą. Droczył się i pogrywał z Enyu przez jakiś czas, po czym stracił zainteresowanie. Enyu ich związek traktował bardzo poważnie i gdy Reji powiedział mu, co o tym sądzi, zagroził, że zemści się za to. Zabrzmiało to poważnie, więc Reji wziął sobie groźbę do serca.
Gdy teraz patrzył na tą sprawę, było mu naprawdę głupio. Nie zrobiłby tego po raz drugi, ale czasu cofnąć nie mógł.
-, Czego chcesz Enyu...?- spytał ostrożnie. Szykował plan ucieczki, biegał szybko, wygrywał nawet zawody, więc miał szansę by dotrzeć do domu, albo przynajmniej w bezpieczniejsze miejsce.
- Myślałem, że nigdy nie popełnisz błędu.- Enyu ruszył do Reji powoli- Jednak czekanie się opłaciło. Wreszcie się spotykamy sam na sam...
- No, nie zgodziłbym się z tobą...- spojrzał przelotnie na osiłków.Jednak ciągle cofał się, utrzymując odpowiednio długi dystans.
- Nie zwracaj uwagi na detale- machnął dłonią.
-, Czego chcesz?- Reji powtórzył coraz bardziej zaniepokojony.
Enyu uśmiechnął się okrutnie i oblizał wargi koniuszkiem języka.
- Ciebie...
Tak szybko jak tylko wypowiedział to słowo, Renji rzucił się do ucieczki. Jednak nikt za nim nie ruszył. Enyu spojrzał najpierw zdziwiony na towarzyszy, którzy uśmiechnęli się głupkowato, potem jednak zdziwienie zamieniło się we wściekłość.
-, Czego stoicie jak kretyni?!- Enyu wrzasnął na towarzyszących mu osiłków- Złapcie go nim ucieknie!
Tamci od razu rzucili się w pogoń. Sam Enyu nie ruszył się z miejsca, stał tylko i obserwował, czekając na wynik gonitwy.
Reji serce łomotało jak oszalałe. Biegł jak tylko mógł najszybciej, nie oglądał się za siebie. Słyszał ciężkie kroki za sobą. Skupił się na drodze i szybkim ustalaniu skrótów.
Wpadł między drzewa. Znał ten park dość dobrze, przed nim powinna być dziura w ogrodzeniu prowadząca prosto między bloki. Musiał tylko tam dotrzeć. Obejrzał się za siebie, miał sporą przewagę, ścigający wyglądali na słabo wysportowanych. O mało nie wpadł na drzewo, w ostatniej chwili je wyminął. Postanowił sobie, że już nigdy nie obejrzy się za siebie podczas biegu.
Reji był już pewny tego, że ucieknie. Przed nim zamajaczyła siatka okalająca park. P
Pewny tego, że jest ona przerwana, rzucił się do niej z uśmiechem na ustach.
Jakie było jego zdziwienie gdy uderzył w solidną siatkę, odbił się od niej i upadł.
- Co...- wybełkotał gapiąc się przed siebie.
- Widać park wygląda zupełnie inaczej w nocy...- głos Enyu rozległ się z prawej strony Reji.
Dopiero wtedy ten oprzytomniał. Zerwał się na równe nogi, ale było za późno, był w potrzasku.
- Pomyliłeś się o jakieś pięć metrów...minąłeś przerwę.- Enyu machnął ręką za siebie podchodząc i zamykając mu ostatnią drogę ucieczki.- Wiesz, co to dla ciebie znaczy...?
Reji był przerażony. Stał gotowy na atak, nie miał zamiaru poddać się bez walki. Za plecami miał siatkę, z przodu i po bokach stali napastnicy. Zdawał sobię sprawę z tego, że nie ma najmniejszych szans przeciwko nim. Ale nie dawał po sobie poznać, jak bardzo się bał.
- Przytrzymajcie go mocno.- na twarzy Enyu zagościł wygłodniały uśmiech.- Nie chcemy by znowu uciekł...
Zbliżali się do niego powoli, ostrożnie by nie dać Reji okazji do ucieczki. Ten mógł tylko wciskać się bardziej w siatkę i czekać na przebieg wydarzeń. Dwóch osiłków wyciągnęło ręce w jego stronę. Gdy znaleźli się w zasięgu nóg Reji, ten zamachnął się starając trafić któregoś. Udało mu się to, jednak drugi w tym czasie złapał go za nogę i przewrócił.
Reji zaczął się dziko szarpać i krzyczeć. Trafiony przez niego chłopak zakneblował go jednak szybko. Każdy z nich złapał jedną rękę Reji i mocno przycisnęli je do ziemi.
Wtedy podszedł do nich Enyu. Kucnął przed unieruchomionym i uśmiechnął się.
- Teraz, wezmę to, co mi się od dawna należy.
Gdy do Reji dotarł sens jego słów, ponownie zaczął się szarpać i kopać na oślep. Łzy strachu popłynęły mu po policzkach, próbował krzyczeć, ale z jego ust wydobywał się tylko zduszony jęk. Nie podejrzewał, że Enyu posunie się aż tak daleko.
- Płacz i opór nic ci nie dadzą, łatwiej będzie, i dla nas i dla ciebie, jeśli zaczniesz współpracować.- Enyu mówił ze spokojem seryjnego mordercy.- Dobrze wiesz, że ci się należy. Nie tylko ja powinienem tutaj być...Igrałeś z uczuciami innych osób, a to nie jest fair.
Reji wiedział, że jest w tym trochę racji, ale nadal sądził, że to troche za surowa kara. Jednak opór faktycznie nie miał sensu, mógł wszystko tylko pogorszyć. Przestał się rzucać, wbił tylko w Enyu, spojrzenie pełne strachu i nienawiści. Ten jednak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
Rozsunął brutalnie drobne uda i zabrał się za ściąganie spodni z leżącego. Gdy tylko to zrobił, Reji zadrżał i jęknął. Było mu zimno, bardzo zimno. Ale Enyu tym również się nie przejął. Pochylił się do niego i pocałował brutalnie miażdżąc delikatne wargi. Reji poczuł metaliczny smak krwi w ustach. Po chwili, na jego biodrach pojawiły się dłonie Enyu. Uniosły trochę Reji, który załkał cicho wiedząc, co nastąpi później. Usłyszał cichy zgrzyt odpinanego zamka od spodni. Dwaj mężczyźni, którzy go trzymali, zaśmiali się okrutnie.
- Tylko go nie wykończ Enyu, my też chcemy skorzystać.- upomniał się jeden z nich.
- Spoko, mały już tak dawno nie był rżnięty, że tylko się ucieszy.- znowu rozległy się śmiechy.
Enyu wszedł w niego bez ostrzeżenia. Reji krzyknął z bólu, łzy pociekły po zmarźniętych policzkach. Z każdym brutalnym ruchem Enyu, ból stawał się coraz gorszy. Reji szlochał.
Jednak nikt się nie przejmował jego odczuciami. A najmniej interesowały one Enyu. Napierał na Reji dziko, rozrywając delikatne ciało.
Tortura trwała całe wieki. Gdy Enyu doszedł z głośnym jękiem, Reji miał nadzieję, że zostawi go w spokoju. Ale zapomniał o dwóch innych napastnikach stojących w kolejce.
Usłyszał, jak przez mgłę, głosy, kroki i kolejny odgłos rozpinanych spodni. Gdy poczuł w sobie kolejnego oprawcę, było mu już obojętne.
Niewiele pamiętał z tego, co działo się potem, słyszał przyspieszony oddech koło ucha, czuł wszechobecny ból i przenikliwe zimno.
Podczas tego wszystkiego był na wpół przytomny, wiedział, że zmieniali się kilka razy. Musiało to długo trwać, ponieważ w pewnym momencie, miejsce zimna i bólu, zajęła nicość, przestał cokolwiek odczuwać. Patrzył tępo w rozgwieżdżone niebo prześwitujące między gołymi gałęziami drzew.
I nagle wszystko ucichło, wszystko zniknęło. Była tylko ciemność i cisza. Reji nie wiedział, kiedy oprawcy go zostawili. Nieprzytomny, nagi i zmarźnięty, leżał na śniegu między drzewami. Tak blisko upragnonego wyjścia, a jednak tak od niego daleko...

Rano znalazł go poranny patrol. Reji był wtedy ledwo żywy. Od razu zabrano go do szpitala. Rodzice, zatroskani byli przy nim w dzień i w nocy. Gdy Reji odzyskał przytomność, zaczęły się pytania policji, rodziców, lekarzy...
Powiedział im, co się stało, ale nie wyjawił, kto go zgwałci. Teraz czuł, że na to zasłużył. Popełniał wiele błędnych decyzji, przez które cierpiało wiele osób. Najbardziej skrzywdził osobę, którą kochał nade wszystko. Teraz, bez niej, było mu wszystko jedno.
Często myślał o samobójstwie, ale bał się umierać, więc to, co się stało, przyjął z pokorą jako karę.
Cały czas leżał patrząc tępo w sufit. Przepisywano mu nowe leki, nie pomogły.
Gdy wyszedł, rodzice zapisali go na terapię. Nie odniosła większego skutku. Reji zamknął się w sobie, otoczył własnymi myślami. Często wracał w nich, do tych szczęśliwych chwil, jakie spędzali razem. Na samo wspomnienie, na jego twarzy gościł lekki uśmiech. Jednak szybko znikał, gdy przypominał sobie, co potem zrobił...