Gdybym mówił językami ludzi i aniołów 10
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 21:57:13
X. Nadzieja

Silwanas przebywał w pokoju profesorskim akademii i przeglądał właśnie wyniki ostatnich testów predyspozycyjnych swoich kadetów. W pokoju nie było nikogo innego, panowała w nim wręcz przytłaczająca cisza. Do tego stopnia dręcząca, że młody lord nie potrafił się skupić: "Przecież miał być dzisiaj. Co się stało z punktualnością w dzisiejszych czasach?" - pomyślał, a następnie nerwowo podniósł się od ciężkiego, marmurowego stołu i podszedł do okna, spoglądając na ogrody znajdujące się wewnątrz akademii. Wyglądało na to, że trwała długa przerwa, ponieważ kadeci tłumnie wylegli do kafeterii oraz podcieni.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. "Przecież tutaj nikt nie puka" - doszedł po chwili do wniosku Silwanas, jednak po chwili zastanowienia powiedział:
- Proszę we… - zaczął, jednak drzwi otworzyły się, zanim dokończył, a do pomieszczenia weszło dwóch rycerzy ubranych w białe szaty, na których z przodu i z tyłu znajdował się srebrny krzyż. W obu rękach trzymali przed sobą olbrzymie, obusieczne miecze, które skierowany były ostrzami do góry. Tuż po nich wszedł zakapturzony mężczyzna. A może chłopiec? Nie dało się rozpoznać, ponieważ co prawda był niższy od strażników, ale wzrost nie miał tu nic do rzeczy. Rozpoznanie go utrudniała nie tyle podobna do żołnierskich, biała szata ze znajdującym się na niej złotym krzyżem, co fakt, że nie było widać jej twarzy.. Silwanas doskonale wiedział kto to jest; tylko Legaci nosili takie ubrania. No i dodatkowo złoty krzyż na piersi oraz pastorał w ręku… Gdy osobnik znalazł się naprzeciw młodego lorda, Silwanas uklęknął przed nim i pochylił głowę. W tym samym czasie strażnicy opuścili pokój zamykając za sobą drzwi, a Legat położył rękę na ramieniu mężczyzny, co było oznaką tego, że może wstać. W momencie gdy to robił, stojący przed nim mężczyzna podniósł prawą rękę, ubraną w elegancką białą rękawiczkę i opuścił kaptur, odsłaniając swoją młodzieńczą twarz przed Silwanasem.
- A ty co, kolegi nie poznajesz? - zapytał nagle, a jego twarz rozpromieniała w chwili, gdy się uśmiechnął. Silwanas stał przed nim jak wryty i cały czas wpatrywał się w chłopaka. Jego ciemne-blond włosy przyjemnie kontrastowały z biało-złotą szatą.
- A niech mnie dia… - zaczął młody lord, ale przerwał, opamiętując się. W końcu znajdował się w towarzystwie przedstawiciela Wiary. Nie mógł jednak opanować wszystkich odruchów i już po chwili, obejmując chłopaka, podniósł go w powietrze i zaczął ściskać i śmiać się. Gdy euforia minęła, a Legat ponownie stanął na ziemi, Silwanas jeszcze raz uważnie na niego spojrzał i powiedział:
- No proszę - zaczął, przyglądając się stojącemu tuż przed nim chłopakowi. - Jak by mi ktoś pięć lat temu powiedział, że zostaniesz Legatem, to bym się chyba przez pół godziny turlał ze śmiechu po podłodze.
- Ekhm - odchrząknął Eeriis. - Dokładnie tak zareagowałeś gdy dowiedziałeś się, że zamierzam zostać sługą Wiary.
- Eeriis Nereise de Seventhheaven. Jakbym był dziedzicem tak wpływowej rodziny, poważnie bym się zastanowił nad każdym krokiem. Tym bardziej takim - skwitował Silwana, spoglądając podejrzliwie na chłopaka - I nie mów, że sam pochodzę z lepszej, bo bycie zachodnio-europejskim markizem wcale nie jest takie złe.
- Cóż - odparł chłopak. - Mój ojciec też tak uważa. Jednak teraz, gdy narodził się kolejny następca tronu Nowego Paryża, nie musi się już niczym przejmować. Prawda? - spytał młody Legat, siadając na odsuniętym krześle i opadając na stół.
- To co cię sprowadza do stolicy Europy, co? - zapytał nagle zaciekawiony Silwanas. - Takie szychy jak ty nie wyruszają w podróż bez poważnego powodu.
- Powinieneś wiedzieć, co mnie sprowadza - powiedział nagle Eeriis, podrywając się z krzesła i prawie wbijając Silwanasa w ścianę. - Zostałem wyznaczony to przywiezienia tutaj czegoś, co twój ojciec chce zwrócić mentatowi. I mimo tego, że uważam, że nadal powinniśmy pozostać opiekunami Pieczęci, zapadła inna decyzja. - Chłopak odsunął się i przerwał na chwilę, tylko po to, by zaczerpnąć powietrza. Już w następnym momencie przechadzał się po pokoju, nauczycielskim, spokojnym tonem przekazując młodemu lordowi wszystkie dostępne mu informacje. Gdy skończył, usiadł ponownie na krześle, wzdychając.
- I niby ja mam mu je przekazać? Po tylu latach? - zapytał z niedowierzaniem Silwanas. - Ale dlaczego ja?
- Twój ojciec boi się, że gdyby on Je przekazał, to po jego śmierci nie mieliby komu być wdzięczni. Jeżeli zrobisz to ty, to wdzięczność będzie należała się tobie - Eeriis odpowiedział w miarę szybko i zgrabnie, a następnie zaczął wpatrywać się w oczy Silwanasa.
- A dlaczego ty tego nie zrobisz? - padło nagle pytanie.
- Bo mnie nie wolno - odpowiedział szybko chłopak z bardzo dużym zdecydowaniem, a następnie dodał - Teczka jest już w twojej komnacie, pilnuje jej czterech paladynów oraz dziesięciu moich ludzi. Mój statek zostanie w mieście, dopóki Mentat nie odleci. Jeże więc będziesz czegoś ode mnie chciał, to wiesz, gdzie mnie szukać - dodał rezolutnie, a następnie, biorąc do ręki pastorał, który upadł mu podczas ciepłego przywitania, skierował się do wyjścia. Silwanas zatrzymał go jednak i zadał jeszcze jedno pytanie:
- Kim on tak naprawdę jest? - Młody Legat pochylił jednak tylko głowę i, ciężko wzdychając, odparł:
- Na to pytanie tylko on może ci odpowiedzieć.

Silwanas szedł zamyślony. Dawno nikt nie zrobił mu tak wyczerpującego prania mózgu. Był już wieczór, a mężczyzna razem z tajemniczą teczką znajdował się w jednym z pałacowych korytarzy. Nie szedł jednak do siebie; chciał poznać odpowiedzi na dręczące go pytania. Po chwili znalazł się pod drzwiami prowadzącymi do pokoju Adariela, gdy jednak już podnosił rękę by zapukać, drzwi otworzyły się same a ciepły głos Mentata zaprosił młodego lorda do środka. W pokoju panował mrok, co wcale nie zdziwiło Silwanasa; spodziewał się wręcz tego. Dla osoby, która nigdy nie widziała światła, nie miało znaczenia, czy w pokoju będzie ono włączone, czy nie. Gdy jednak gdy znalazł się w pomieszczeniu a drzwi zsunęły się za jego plecami, Mentat wydał komendę słowną, po której zrobiło się widno i przyjemnie.
Adariel stał oparty o jedną z ram przesuwanego wejścia, które prowadziło na taras. Jego długa, tym razem jasnoniebieska szata muskana była co chwilę powiewami delikatnego wiatru, a specjalnie wycięte rękawy sięgały prawie do ziemi. Śnieżnobiałe włosy chłopaka rozłożone było na jego ramionach oraz plecach. Odwrócił się do młodego lorda i ciepło się uśmiechnął. Jego ręka wskazała fotel stojący obok generała, a gdy Silwanas siadał, dokładnie naprzeciwko niego, na drugim fotelu, rozłożył się Adariel, przewieszając nogi przez jedno z ramion, na drugim natomiast opierając swoje plecy.
- Witaj - zaczął mentat, przy czym Silwanasowi wydawało się, że chłopak spogląda na teczkę, która teraz leżała przed nim, na jego kolanach. - Wasza lordowska mość może to położyć na stoliku. Wnioskuję, że to prezent dla mnie, który dzisiaj przyleciał razem z legatem.
Silwanas był zaskoczony Wiedział bardzo dobrze, że Adariel jest niewidomy, a mimo to wiedział że on ma cokolwiek ze sobą. Zanim jednak zdążył o cokolwiek zapytać, mentat ponownie zwrócił się do niego.
- To pieczęcie, przyjacielu. Wyczułbym je nawet na odległość około tysiąca kilometrów - zaczął Adariel, po czy westchnął i kontynuował - To źródło mocy służące do komunikacji między długowiecznymi.
- Pieczęcie? Długowieczni? - zaczął pytać Silwanas. - O co tu w ogóle chodzi?
- Cóż, najlepiej będzie, jak zacznę wszystko od początku - powiedział po chwili Adariel i zaczął swój wywód, który trwał prawie trzy godziny. Mentat wyjaśnił młodemu lordowi, że pod nazwą mentat kryje się starożytne i od dawna już nie używane słowo określające maga. Powiedział także, że moce, którymi się posługują magowie, dalece odbiegają od tego, o czym mówili ludzie. Że nie istnieje nic takiego jak zaklęcia, że moc jest darem, z którym rodzą się młodzi ludzie z wybranych rodzin. To dlatego statki mentackie widywane są w różnych częściach globu - Mentaci wyczuwają narodziny kolejnego z nich i wysyłają okręt, aby wychowywać dziecko i nie narażać innych na niebezpieczeństwo. Adariel wytłumaczył Silwanasowi że świadomość mocy pojawia się u dzieci około 10 roku życia. Dzieci te są niesamowicie empatyczne, czują to, co czują inni, potrafią też czytać w myślach, co jednak jest zabronione, potrafią wreszcie używać mocy na różne sposoby, w tym także do kontroli ludzi, co jest nie tylko surowo zabronione, ale i karane śmiercią. Powiedział, że Atlantyda nie jest wbrew pozorom i tak jak się mówi miejscem gdzie przebywają zmutowani ludzie, ale jest to miasto, które znajduje się pod kontrolą długowiecznych - takich, jak Adariel. W podwodnej metropolii żyją stworzenia które znane są ludziom jako stwory mitologiczne albo inne, które mają być wymysłami ludzkiej wyobraźni, takie jak wampiry, syreny, jednorożce oraz inne. Dla bezpieczeństwa i ludzi i tych stworzeń lordowie stworzyli Atlantydę, w której stworzenia te mogą żyć we względnym spokoju pod okiem Katedry oraz długowiecznych. Silwanas cały czas siedział nieruchomo, uważnie słuchając. Gdy Adariel zakończył swoją przemowę, sięgnął po teczkę znajdującą się na stoliku. Nie otworzył jej jednak, ale podszedł z nią do jednej ze ścian pomieszczenia i schował w sejfie za obrazem.
- Pieczęcie wrócą wreszcie do swoich właścicieli. Po ponad stu latach. - Mentat zatrzymał się i przejechał ręką po obrazie, rysując jakiś znak, który po chwili nabrał wyraźniejszych kształtów. Silwanas mógłby nawet przysiąc, że przez chwilę znak zabłysnął niewyraźnym światłem, ale gdy młody generał ponownie spojrzał na obraz, niczego nie było widać.
Adariel powrócił na swoje miejsce na krześle.
- Tak, wasza lordowska mość, wszyscy wielcy lordowie wiedzą o tym, co się dzieje. Resztę danych posiada EOS oraz tacy ludzie jak twój przyjaciel, Eeriis Nereise de Seventhheaven.
- Ale… - zaczął Silwanas, ale zamilkł, gdy zobaczył rękę mentata uniesioną ku górze.
- Jeszcze będzie ci dane wiedzieć więcej, Wasza Lordowska mość.


Eeriis Nereise de Seventhheaven znajdował się właśnie w kaplicy swojego okrętu dowodzenia, gdy nagle poczuł wyraźny powiew zimnego powietrza na plecach. Chłopak jednak ani drgnął. Wstał natomiast z kolan i, kłaniając się przed uświęconym miejscem kaplicy, odwrócił się i zaczął kierować w stronę wyjścia. Gdy jednak znajdował się przy samych drzwiach, nie wyszedł, przełączył natomiast zamek, zamykając tym samym pomieszczenie od środka.
- Strażnicy nie będą nas niepokoić - zaczął nagle mówić, zwracając się niby do powietrza. Wyprostował się po chwili i dodał - Możesz już wyjść z cienia.
- Wiec wiedziałeś, że tu jestem? - zapytał Adariel, który pojawił się po chwili, z początku wyglądając jak para wodna, w sekundę potem przybrał już jednak normalne kształty. On także podszedł do centralnego punku kaplicy i ukłonił się przed uświęconym miejscem, po czym dodał - Chciałem tylko powiedzieć, że wypełniłem już dwa z trzech swoich zadań. Jutro, gdy tylko wykonam swoje ostatnie zadanie, wrócę do Atlantydy.
- Wiem o tym. Przybyłem tu nie tylko po to, żeby dokonać Ostatecznego Poświęcenia i oddać ci pieczęcie. Przybyłem tu także po to, żeby tego dopilnować. - Legat odwrócił się od drzwi i usiadł w jednej z marmurowych ławek, znajdując się tym samym naprzeciwko mentata. Ne patrzył jednak w jego oczy, a lekka niebieska poświata świadczyła o tym, że osobista tarcza ochronna była włączona. - Jutro czeka nas obu bardzo ciężki dzień. Ty będziesz posłańcem dobrej nowiny i tym, który rozświetla światło w mroku, ja natomiast będę posłańcem mroku.
- Obaj wypełnimy swoje zadania, ale… - zaczął Adariel, przerwało mu jednak nagłe pukanie do drzwi. To byli strażnicy. Oznajmili Eeriisowi, że ma gościa, którym to jest młody lord Silwanas. Poinformowali go także o tym, że mężczyzna czeka na niego w sali obrad. Legat podszedł do drzwi i, otwierając je, podziękował swojej ochronie. Gdy jednak odwrócił się, żeby usłyszeć od mentata to, co ten chciał mu powiedzieć, nie dostrzegł już nikogo. Jedyną osobą w kaplicy był on sam. Chłopak wyszedł z pomieszczenia, jednak zanim zamknął za sobą drzwi, pożegnał się z gościem. Eeriis ukłonił się uświęconemu miejscu jeszcze raz, zanim drzwi się za nim zamknęły, następnie udał się do pomieszczania, w którym czekał na niego jego gość. Gdy tylko wszedł do środka, Silwanas ruszył w jego kierunku szybkim krokiem. Po chwili legat stał oparty o ścianę, a po obu jego stronach znajdowały się silne ramiona młodego generała, które nie pozwalały mu nawet drgnąć. W sali błyskawicznie pojawili się gwardziści uzbrojeni w miecze, zanim jednak zdążyli zareagować, Eeriis zatrzymał ich jednym ruchem ręki, mówiąc przy tym, aby natychmiast zostawili ich obu samych i żeby dopilnowali, aby nikt im nie przeszkadzał. Gdy żołnierze opuścili pomieszczenie, chłopak spojrzał młodemu lordowi w oczy. Była już późna noc i obaj wiedzieli, co się stało. Eeriis objął Silwanasa w pasie i przytulił go do siebie. Po chwili ramiona mężczyzny zrobiły to samo, a młody lord wtulony w ramię chłopaka zaczął płakać.