Jak pies z kotem 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 14:46:26
Part 2




Był kwadrans po ósmej, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe. Szybka jest. Jak nigdy. Niech zgadnę, czemu?
-Sebastian!
-Jestem u siebie...
Matka wpadła do pokoju jak burza. Wyglądała jak gdyby biegła przez całą drogę, zamiast jechać samochodem. Właśnie wkuwałem z bioli. Książki i zeszyty walały się po podłodze, a razem z nimi niedojedzona zupa i szklanki po herbacie.
-Opowiadaj zaraz, co się stało!- zażądała. O dziwo nawet nie zwróciła uwagi na ten burdel
-Nie ma o czym opowiadać- odparłem niechętnie-Policja jest trochę nadgorliwa i tyle.
-Nie zbywaj mnie tak! Kto to był? Co za chłopak Cię zaatakował?
-Mamo, przestań- jęknąłem- Jestem dorosły, sam umiem załatwiać takie rzeczy.
-Widocznie nie bardzo, skoro interweniowała policja!
Napiąłem mięśnie. Tylko się nie denerwuj..
-Dzięki, za zaufanie- naburmuszyłem się.
Westchnęła. Weszła do środka, zgrabnie omijając bajzer i usiadła przy mnie, na skraju tapczanu.
-Ja się po prostu o Ciebie martwię. Wiesz przecież..
Nie patrzyłem na nią.
-Oj, Sebastian, nie gniewaj się na mnie! Wiesz jak się wystraszyłam, gdy zadzwoniła do mnie policja? Myślałam, że stało Ci się coś poważnego..
-Nic się nie stało. Ile razy będę musiał powtarzać?- burknąłem. Naprawdę nie miałem ochoty o tym rozmawiać. Czułem się beznadziejnie. Ta jatka z Czarnym wyprowadziła mnie z równowagi. Gdzieś w środku miałem też żal do matki. Niby nie wierzyłem w jego słowa, ale.. zawsze zostaje jakaś wątpliwość. Przecież nie powiedziałby mi tego wprost. A mogła tak czuć. Poza tym przez nią wiedział o ojcu..
-Jak mi zaraz nie powiesz kto to był ,to naprawdę się zdenerwuję!
-Co to zmieni, że ci powiem?
-Jak to co? Nie można tego tak zostawić! Ten chłopak będzie czuł się bezkarny!
-A jeśli to ja zaatakowałem?- spojrzałem jej w oczy z nieukrywana złością-To co wtedy?
Zamilkła na moment, porażona moją reakcją.
-Sebastian..- wymamrotała cicho- Dlaczego tak mówisz..?
-Bo to prawda.-odparłem lekceważąco-To ja się na niego rzuciłem z pięściami. Sprowokował mnie. A wiesz czemu? Bo mówił, że jestem podobny do swojego ojca pijaka, a ty nie możesz na mnie patrzeć!-
nie wiem co mnie napadło, ale chciałem jej to wygarnąć. Wściekłość buzowała we mnie cały dzisiejszy dzień i już nie potrafiłem nad nią panować. Wiedziałem, że będę żałował tych słów, ale teraz nie miało to znaczenia. Chciałem ją zranić, chciałem żeby poczuła się tak głupio, jak ja wtedy..
Spuściła głowę.
-Jak możesz, tak mówić..? Nigdy nawet tak nie pomyślałam..
-To skąd on wie takie rzeczy?! Skąd wie o ojcu? Musiałaś wypaplać!
Otworzyła szeroko oczy. Jakby niedowierzała temu, co słyszy.
-Mówiłam to tylko Markowi, nikomu więcej! Ale przecież on obiecał, że to zostanie między nami! Nie mógł powiedzieć Patrykowi!
-A więc Patryk jest jasnowidzem- zakpiłem
Zamyśliła się. W jej postawie czułem jakąś desperację.
-Mógł nas podsłuchiwać.. Tak, to jedyne wytłumaczenie! Nie wierzę, żeby Marek mu powiedział!
-A może to zrobił, a ty ślepo mu ufasz?! Lepiej, jeszcze raz przemyśl czy chcesz się tam przeprowadzać!
Jak na zawołanie, w jej oczach pojawiły się łzy. Zakryła je dłonią i bez słowa opuściła pokój. No i co? Jesteś z siebie dumny? Masz za swoje, baranie! Trzasnąłem książką o ścianę
-Szlag by to!
Bez wahania poszedłem za nią. Niepewnie stanąłem w drzwiach patrząc jak płacze wtulona w kant fotela. Usiadłem na ziemi, przy jej nogach i dotknąłem lekko kolan. Musiałem wyglądać jak pies który prosi swą panią o łaskę.
-Mamo.. Przepraszam. Nie chciałem na Ciebie krzyczeć.. Proszę powiedz coś..!
Nie odzywała się jednak, chlipiąc żałośnie i wydmuchując nos w chusteczkę. Czułem jak jej drobne ciało drży od łkania. Westchnąłem zrezygnowany. Jestem dupkiem! Zwyczajnym kretynem! Jak mogłem ją tak bezmyślnie zranić..?
-Wiem, że Marek wiele dla ciebie znaczy, nie chcę psuć Twojego szczęścia, ale nie jest mi łatwo.. -zacząłem się usprawiedliwiać- To nie takie proste jak się wydaje.. Nie chcę zwalać całej winy na jego syna, ale to on ma z tym największy problem. Ja naprawdę się staram..
Nie wiem czy wybielałem się przed nią czy przed sobą samym.. Spojrzała na mnie spod wilgotnych powiek i nagle jak gdyby zaczęła się uspokajać. Pogłaskała mnie po włosach
-Wiem, słońce.. To nie Twoja wina.. To co powiedział mogło Cię oburzyć.. Miałeś prawo się bronić.
-To znaczy, że nie jesteś zła..?- miałem cichą nadzieję, że już po wszystkim. Zaprzeczyła ruchem głowy.
-I wierz mi, że nigdy tak nie pomyślałam, o Tobie..
Uśmiechnąłem się blado.
-Wierzę.
Po tym leżałem do późna w nocy gapiąc się w sufit. Światło lampki odbijało na nim kontury przedmiotów. Dziwne cienie śmiały się ze mnie. W milczeniu kląłem na ten świat. Przeklinałem zwłaszcza ojca. Choć dawno spoczywał w grobie. Miałem, nadzieję, że trafił do piekła i smaży się teraz za swoje grzechy. Za to co zrobił mnie i matce..
Nie uczyłem się już tego wieczoru. Nie umiałem się skupić na nauce. Jutro był sprawdzian. Może w innych okolicznościach, zależałoby mi na ocenie, ale nie w takich.
Przewróciłem się na bok i westchnąłem ciężko. Jak stuletni dziadek zmęczony życiem. Ten dzień był parszywy i nie umiał się skończyć. A to co zaszło miedzy mną, a Czarnym.. Aż zrobiło mi się niedobrze na wspomnienie jego słów. Jutro jestem trupem. Jak nic. I to na własne życzenie. Skończony debil! Powinienem ugryźć się w język. Nie pozwolić się sprowokować. A tak? Dałem się podpuścić jak dzieciak. Teraz ma solidne podstawy, żeby mnie gnębić. A to co mówił o matce.. Co ja mam teraz zrobić? Jak ją ochronić? powiedzieć Markowi..? Taa, jasne. Panie Marku, pana syn chce zrobić krzywdę mojej mamie, co pan na to? Co za kurewska sprawa.. Żeby odreagować puściłem cicho muzykę. Z głośników popłynął jeden z kawałków Huntera*..


... noc...
... to sen...
... co w nas...
... wycisza...
... sumienie...
... noc...
... to mrok.. co nas...
... obraca w kamienie...
... niepokój... usypia nocami...
... sumienie... obudzi nad ranem...
... strach... to... lek... na zło... którego już nie ma...
... świt... co dzień... to raj... co w piekło się zmienia...
... niepokój... usypia nocami... sumienie... obudzi nad ranem...
... schodzę w dół... krętymi schodami... woła mnie to... co nieNazwane...
... niepokój... usypia nocami... sumienie... obudzi nad ranem...
... schodzę w DÓŁ... krętymi schodami... woła mnie to... co nieNazwane...
.





-Marek..?
-Przy telefonie.
-Przepraszam, że dzwonię tak późno.. Ale czekałam, aż Sebastian zaśnie.
-Stało się coś..? Słucham cię uważnie.
Kobieta westchnęła opadając na krzesło.
-Jutro idziesz do pracy. Powinieneś się wyspać. Ale muszę Ci to powiedzieć chociaż przez telefon..
-. Proszę, nie trzymaj mnie w takiej niepewności, bo zaczynam się martwić..
-Ja też się martwię.. O Sebastiana i Patryka. Bili się dziś..
Chwila ciszy.
-Zauważyłem, że miał siniaka na twarzy, ale nie pytałem go o nic-odezwał się mężczyzna- A więc odważył się..
-Odważył się..?- kobieta nie rozumiała
-Postawiłem mu ultimatum- wyjaśnił trochę zmieszany- Nie mówiłem Ci o tym, bo i nie ma o czym.
-Wolałabym wiedzieć.. Wiem, że to twój syn i nie powinnam się mieszać, ale.. -urwała. To nie był zbyt dobry moment na zwierzenia.
-Rozumiem, ale ja i Patryk to skomplikowana relacja. Zauważyłaś zresztą. Nie jestem dla niego żadnym autorytetem, w ogóle mnie nie słucha. Musze używać innych środków, żeby na niego wpłynąć..
-Chyba, nie.. -wciągnęła głęboko powietrze. Dziwny lęk zagościł w jej sercu.
-Proszę cię! Nigdy nie podniosłem na niego ręki! I nie zrobię tego. Nie jestem Rafałem..
Oblała się rumieńcem. Zażenowana, zawstydzona swoją reakcją. Chyba była jeszcze zbyt przewrażliwiona na tym punkcie. Musi się opanować.
-Przepraszam.. Wybacz mi.
-Nie przepraszaj. Zapomnijmy o tym -powiedział łagodnie-Chodzi mi o to, że muszę go, nazwijmy to.., szantażować. Wiem, że to brzmi wyrodnie i brutalnie, ale nie robię mu krzywdy. Albo godzi się na moją prośbę, albo coś traci. Prosty układ. I co najważniejsze-działa.
-Przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem.. Nigdy nie szantażowałam Sebastiana.
-Bo to dobry chłopak. Nie potrzebujesz takich metod..
-To prawda. Ale nie powiedziałeś mi, jakie ultimatum postawiłeś Patrykowi..?
Mężczyzna westchnął ciężko.
-Zabroniłem mu w jakikolwiek sposób atakować Twojego syna..- zawiesił głos- Spodziewałem się, że będzie tego próbował, żeby was zniechęcić do zamieszkania w moim domu. Już taki jest. Trudny. Nigdy nie zrozumiem toku jego myślenia. Tak czy inaczej zapowiedziałem, że jeżeli do tego dojdzie, wyślę go do szkoły z internatem w Poznaniu. I chyba nie pozostawił mi wyboru..
-Poczekaj.. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Patryk zawinił, sprowokował go, ale to Sebastian uderzył pierwszy.. Przyznał się.
-Nie bronisz czasem mojego syna.?- powątpiewał
-Mówię jak było naprawdę. Nie mam zamiaru go bronić. Zresztą, mam do niego żal za to, co powiedział..
Na moment zapadła cisza w słuchawce.
-Powiesz mi, co to było..?- mężczyzna przerwał milczenie- Będę musiał z nim porozmawiać.
Kobieta zawahała się.
-On musiał podsłuchać, jestem tego pewna..!- wyrwało jej się nazbyt emocjonalnie. Przygryzła wargę. W myślach zganiła się za to.-Jak opowiadałam Ci o swoim życiu, o Rafale i wszystkim.. Powiedział Sebastianowi, że przez to, że jego ojciec był pijakiem, ja nie mogę na niego patrzeć.. Te słowa, aż trudno przechodzą mi przez gardło, ale tak właśnie było.
-Jak mógł tak powiedzieć?!- Marek nie ukrywał wzburzenia-Jak w ogóle mógł podsłuchiwać?! Nie mam już do niego siły.. Nie zamierzam puścić mu tego płazem. Przeprosi Twojego syna.
-Marku, czekaj.. Sebastian prosił żebym nic nie mówiła. Boi się, że wtedy Patryk nie da mu już spokoju. Ale nie mogłam tego tak zostawić..
-Rozumiem-odezwał się nieco łagodniej- Nie martw się. Sebastian nie będzie musiał się o nic bać. Jeżeli chcemy, żeby było nam dobrze razem, musimy to załatwić raz na zawsze. Nie pozwolę, żeby twój syn czuł się zagrożony.
-Masz rację.- rozjaśniała się, ale gdzieś wewnątrz czuła niepokój.
-O której Sebastian idzie do szkoły?
-Chyba o 10.00.. Dlaczego pytasz?
-Będziemy z Patrykiem u was jutro z rana. Jeszcze przed Twoją pracą.
-Ale..- zawahała się-Nie wiem czy to dobry pomysł.. Sebastian będzie na mnie zły. Powie, że go zdradziłam..
-Zaufaj mi. To jedyne rozwiązanie. Inaczej będzie tylko gorzej.
-Nie wiem.. Ale ufam Ci. Wierzę że wiesz, co robisz.
-Możesz być tego pewna-oświadczył stanowczo
-To dobranoc. Śpij spokojnie.
-Dobranoc, kochanie. Ty też śpij spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
-Pa
Pip, Pip, Pip...




Na korytarzu rozległo się pukanie do drzwi. Odpowiedzią było echo. Mężczyzna zmarszczył brwi. Po chwili namysłu chwycił za klamkę i zdecydowanie wkroczył do środka. Z głośników wieży płynęła cicha, rockowa muzyka, która wypełniała pokój. Paliła się tylko mała lampka na biurku, więc było dość ciemno. Mężczyzna dostrzegł jednak, że chłopak leży na łóżku i bawi się komórką. Wiedział, że nigdy nie śpi o tej porze. Zasypiał dopiero po północy.
-Przyszedłeś wyłączyć światło czy jak? Za dużo prądu ciągnę?- zakpił
-Nie bądź cyniczny-zbeształ go mężczyzna- Powiedz lepiej, co wydarzyło się dziś po południu?
Przez twarz Patryka przemknął cień.
-A co mogło się zdażyć?- wzruszył ramionami- Kończyłem o 14.00. Wracałem z budy. Tyle.
-Nie kłam!- Marek podniósł głos- Wiem o wszystkim, ale chcę to usłyszeć od Ciebie! I może przestałbyś pisać w tej chwili?
Chłopak obrzucił go wrogim spojrzeniem, po czym odłożył komórkę.
-A co chcesz usłyszeć ODE MNIE? Przecież ja kłamię. Co ci po moich słowach..?
-Nie igraj ze mną! Ostrzegałem Cię, że to źle się skończy! Mówiłem ci, że masz zakaz zbliżania się do tego chłopaka!
-Nie. Mówiłeś, że mam go nie tknąć. Dotrzymałem słowa. Nie zrobiłem mu krzywdy, jeśli o to chodzi. Broniłem się tylko. Chyba, że mi nie wierzysz..?- powiedział spokojnie. Między nimi panowało wyczuwalne napięcie. Każdy krył, co czuje naprawdę i co chciałby naprawdę powiedzieć. Jak zawsze..
-Ale to ty go sprowokowałeś!- mężczyzna nie ustępował- Jesteś winny tej bójce.
-A wódka jest winna temu, że ktoś jest pijakiem..- mruknął pod nosem
-Co mówiłeś? Powtórz jeszcze raz Sebastianowi cokolwiek, co podsłuchałeś na temat jego ojca, a wierz mi, że gorzko tego pożałujesz!
-Stwierdziłem tylko fakt. Zresztą to wolny kraj, mogę mówić, co zechcę. -prowokował
-Zamilcz!- Marek tracił powoli cierpliwość.- Jestem już zmęczony twoją bezczelnością! Jutro z samego rana pojedziesz ze mną do ich domu i przeprosisz Sebastiana! Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! Daję Ci ostatnią szansę! Inaczej z miejsca wyjeżdżasz do Poznania!
Chłopak skamieniał gdzieś wewnątrz. Zacisnął pięści.
-Jesteś cholernym despotą! Zawsze byłeś, nie dziwię się, że nie mogła z Tobą wytrzymać! Chcesz mną rządzić jak nią! Nienawidzę Cię! Mam nadzieję, że matka tego frajera też Cię zostawi!
Mężczyzna poczerwieniał z gniewu, ale nie odezwał się. Musi nad sobą panować, musi być cierpliwy. Nie da się podpuścić.
-Nie zamierzam wdawać się z Tobą w bezsensowne dyskusje.-oznajmił chłodno.- Jeżeli jutro o 9.00 nie będziesz czekał ubrany w kuchni, to możesz pakować walizki. To moja ostateczna decyzja. Wybór należy do ciebie. Przemyśl to sobie!
Drzwi zatrzasnęły się. Chłopak leżał przez chwilę bez ruchu. Zaraz chwycił poduszkę i z całej siły rzucił nią w stos płyt, które stały na półce. Kwadratowe pudełka z łoskotem posypały się na dywan.
-Skurwiel! Żebyś zdechł!

****
-Sebastian.. Słońce obudź się
Przez sen poczułem delikatne tarmoszenie za kołdrę. Zmarszczyłem nos i rozchyliłem lekko powieki. Nieprzytomny jeszcze, dostrzegłem matkę.
-Która jest..?- wymamrotałem
-W pół do dziewiątej
-Przecież mam na 10.00 mogę jeszcze pospać..
-Nie bardzo- odparła -będziemy mieć gości o 9.00. Musisz wstać
-Jakich gości?- aż podskoczyłem z wrażenia. -Mamo, co ty opowiadasz?
-Nie marudź tylko wstawaj już!
Po jakichś 20 min. doprowadziłem się wreszcie do porządku. Siedziałem teraz w jej pokoju, przełączając bezmyślnie telewizyjne programy. W kółko pytałem ją o co chodzi, ale ona uporczywie milczała. Jak zaklęta. Co tu się dzieje, do diabła? Mam już dość rewelacji. Wczorajsza dawka adrenaliny starczy mi na najbliższy miesiąc. Zaczynam się wkurzać. I to z samego rana. A myślałem, że ten dzień będzie lepszy od poprzedniego.. Nic na to jednak nie wskazuje.
Byłem jednak jeszcze zbyt nieprzytomny, żeby kapnąć się, co jest grane. W końcu zasnąłem wczoraj po 02.00 nad ranem..
Zaraz rozległ się odgłos dzwonka. Usłyszałem jak matka podreptała, żeby otworzyć. Powoli podniosłem się z kanapy i niespokojnie zbliżyłem.
-Witaj.
To głos Marka.. Co on tu robi..? Pojawiłem się w przedpokoju i o mało nie zabiłem się o własną szczękę, która wylądowała na podłodze. Z wrażenia straciłem mowę. Obok niego, stał Czarny! Posępny i nieprzyjazny. Ubrany na czarno, jak na żałobę. Naraz podniósł twarz i spojrzał na mnie. Miedzy nami zaiskrzyło powietrze. Jakby miała rozpętać się burza. Założyłem ręce na krzyż. Matka i Marek czekali w napięciu. Nie wiem na co, ale czekali. Sam czekałem, bo chyba nie do mnie miał należeć pierwszy ruch. Jedyne, co motało się w mojej głowie, to to, że jestem głupim naiwniakiem, wierząc że matka nie powie nic Markowi. Teraz to już na serio jestem trupem.. Czarny pewnie ubrał się tak na MÓJ pogrzeb..
-Patryk.. Masz chyba coś do powiedzenia- odezwał się w końcu Marek. Był zimny i jakiś taki bezwzględny. Nigdy go takiego nie widziałem. Patryk drgnął nieznacznie. Słowa chyba nie umiały mu przejść przez gardło. Wyglądał jak tykająca bomba zegarowa.
-Sorry za tamto..- wymamrotał
-To wszystko..?- zapytał Marek niecierpliwie. Czarny rzucił mu mordercze spojrzenie. Założę się, że gdyby miał akurat pod ręką nóż, to wbiłby mu go w plecy bez żadnego wahania. Przyznam się, że trochę mnie przerażał. Z drugiej strony, to on był teraz poniżany..
-Nie chciałem tak powiedzieć o twoim ojcu. Cofam to..
Jasne, uważaj, bo w to uwierzę! Marny z Ciebie aktor. Naprawdę.
-W porządku. Ja też nie byłem lepszy. Sorry, za tamten cios- powiedziałem bez emocji. Miałem wrażenie, że jestem właśnie w teatrze na kiepskiej sztuce. Patrzyliśmy na siebie jeszcze przez chwilę. Dostrzegłem siniaka na jego podbródku. Musiałem mu ładnie przyłożyć..
-Jeżeli mój syn jeszcze raz Cię sprowokuje, lub zaczepi, chcę byś mi o tym powiedział. On wie jak to się skończy.. -oświadczył Marek.-Rozumiemy się?- dodał nieco z sympatią.
-Wątpię, żeby zaszła taka potrzeba-mruknąłem. Wiem, że to nie koniec, nie uśmiechaj się tak parszywie.
-Też tak myślę..- przytaknął z jakąś ironią w głosie.
-To dobrze, że doszliście do porozumienia.
-Może podacie sobie rękę na zgodę..?- zaproponowała nadgorliwie moja matka. Moja własna matka!
Wzdrygnąłem się. Nie miałem na to najmniejszej ochoty.
-To zbędne- odezwał się nagle Czarny. Marek zmiażdżył go wzrokiem.
-Uważam, że wręcz potrzebne- poparł jej pomysł.
Nie chciałem tego dłużej ciągnąć. To były już katusze. Robiło się duszno i ciasno. Nogi miałem jak z waty, a on pewnie dławił się całą ta sytuacją. Musiałem to szybko przerwać.
Wyciągnąłem dłoń i zrobiłem krok do przodu. Namyślał się przez chwilę. Modliłem się, żeby szybko podał mi dłoń i wyniósł się już z mieszkania. Ale on przedłużał to w nieskończoność. Marek szturchnął go w ramię. Zmrużył oczy i wysunął rękę. Ścisnął mnie mocno, tak żeby zabolało. Nie byłem mu dłużny. Przy okazji uśmiechnąłem się czarująco. Istna komedia! Czarny w moim domu! Przeprasza mnie! Chyba zemdleję! Już wyobrażałem sobie miny Kisiela i Michała. Padną na miejscu. Czarny pewnie sam nie mógł uwierzyć, że to robi. Marek miał go w garści. Dostrzegłem to. Nakłonił go do czegoś takiego.. Ale w jaki sposób? Czy ty, boisz się go..? Tak, to strach.. A więc nawet ty masz swoją słabość. A ja ją poznałem..
-Idziesz zaraz do szkoły, prawda?- zagadnął Marek. Skinąłem głową.
-Podwiozę Cię, jeśli chcesz. I tak muszę podrzucić Patryka- zaproponował. W duchu zacząłem się śmiać. Czy ty myślisz człowieku, że chcę tak młodo umierać?! Ale gdyby się nad tym lepiej zastanowić, to mógłbym ładnie upokorzyć tego cwaniaka. Przed nim samym, przed jego kumplami. Kusiło, nie powiem. Ale wolałem nie ryzykować.
-Dziękuje, ale spacer dobrze mi zrobi.- wykręciłem się
-Jak wolisz-nie nalegał. Całe szczęście. - To do zobaczenia!
Ucałował jeszcze matkę i po chwili zniknęli za drzwiami. Staliśmy w milczeniu. Naraz zerwałem się, wziąłem plecak, założyłem trampki..
-Sebastian.. Powiedz, że nie gniewasz się na mnie..? Że dobrze zrobiłam..- jęknęła
-To się okaże..- mruknąłem tylko.
Miałem do niej żal. Ale to, że Czarny został tak zdruzgotany, niwelowało go w pewien sposób. Nie powiem, żebym czuł się teraz bezpieczniej. Zapewnienia Marka to jedno, a prawdziwe życie to drugie. Kto wie, co temu człowiekowi przyjdzie do głowy?
Okazało się, że Michał wyszedł szybciej , bo miał jeszcze kółko z matmy przed lekcjami i musiałem iść do budy sam. Jak mogłem o tym zapomnieć? Tak czy inaczej przed wejściem do parku czekał już komitet powitalny. O dziwo jednoosobowy. A gdzie wesoła kompania?
Nasze spojrzenia skrzyżowały się jak miecze. Stał pod drzewem, obok którego musiałem niestety przejść. Kiedy byłem już blisko, odkleił się i doskoczył do mnie. Jednym ruchem wcisnął mnie w pień. Był rozwścieczony do żywego. Kilka osób minęło nas bez słowa.
No to się zaczęło. Masakra w teksasie piłą motorową 2.
-Słuchaj, kretynie!- syknął- Jeżeli ktokolwiek dowie się o tym co zaszło, jesteś martwy! Łapiesz?
Odepchnąłem go.
-Krótką masz pamięć- zakpiłem- Chcesz znowu przepraszać?
Wcisnął mnie mocniej na drzewo. Zabolało..
-Nie igraj ze mną! Nie wiem czy jesteś aż tak głupi czy tylko udajesz? Myślisz, ze jesteś nietykalny? Że taki ważniak z Ciebie?
-To chyba ty tak właśnie myślisz!- wszedłem mu w słowo-Że każdy ma się Ciebie bać, bo masz paru mięśniaków, którzy na Twoje skinienie spuszczą wpierdol komu trzeba! Nie możesz zdzierżyć, że ktoś się nie boi!
Ja to powiedziałem?! Ja się nie boję?! Chyba zwariowałem!
-Wolno się uczysz -warknął - Już Ci udowodniłem, że nie potrzebuję nikogo, żeby cię zgnieść! Ale widocznie zapomniałeś. Chętnie bym Ci przypomniał, ale wiesz jaka jest sytuacja?
-Szkoda, że tylko w tym jesteś dobry- zaszydziłem
-Jestem od Ciebie lepszy we wszystkim! Uświadom to sobie!
-Jakoś mnie nie przekonujesz..
Czarny, nie dał się długo prosić. Pienił się jak pies ze wścieklizną.
-Wyzywam Cię na kosza! Jeden na jednego! Dzisiaj po zajęciach! Czekam na boisku, chyba że stchórzysz? Po tym przekonasz matkę, żebyście z nami nie mieszkali! Rozumiesz?!
-Jak sobie życzysz! Pokażę Ci, że nie jesteś wcale taki dobry! Jeśli wygram, dasz mi wreszcie spokój!
Czy ja właśnie podjąłem wyzwanie?! I to o taką stawkę?! Jestem nienormalny! Debil! Skończony świr! Znów dałem się podejść jak gówniarz. I najgorsze, że nie mam odwrotu! Puścił mnie i splunął na ziemię.
-Szykuj się!


* Hunter "Niepokój"