Jak pies z kotem 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 14:45:54
Witam! Nie wiem, co mnie podkusiło, ale wysłałam ten tekst. Tak sobie leżał gdzieś pozostawiony przeze mnie na pastwę losu, aż tu pewnego dnia odkopałam go, odświeżyłam i oto jest. Nie wiem co o nim sądzić, dlatego proszę was o komentarze- czy warto kontynuować czy nie ;) Życzę miłej lektury!
Part 1
- Sebastian, chciałam z Tobą porozmawiać..
Kobieta o jasnych, kręconych włosach chwyciła filiżankę kawy i usiadła przy stole naprzeciw chłopca. Postawiła kubek na drewnianym blacie i oplotła go palcami. Gorąca porcelana przyjemne pieściła jej skórę, a zapach palonych ziaren pobudzał zmysły. Zsunęła kapcie i oparła bose stopy na drewnianym szczeblu krzesła. Jej duże, błękitne oczy patrzyły na niego z jakąś obawą, a jednocześnie pełne były determinacji. Chłopak jadł właśnie tosty, które zapijał czarna herbatą. Zbyt długie już włosy w kolorze pszenicy leciały mu na czoło i oczy. Czasem go to drażniło, ale tylko odgarniał je do tyłu. Pociągła twarz o dość ostrych rysach sprawiała wrażenie, iż jest dojrzalszy ponad swój wiek. Na lewej brwi widniała niewielka blizna, ale nie sposób było jej nie zauważyć. Ubrany był w swój ulubiony, powyciągany t-shirt i szerokie dżinsy. Za kilka miesięcy kończył 18 lat.
Na słowa matki, uniósł niebieskie oczy znad talerza i zrobił pytającą minę. Skrzywione wargi świadczyły o tym, że nie spodziewał się niczego dobrego.
- Podpadłem w szkole?- mruknął
Kobieta pokręciła przecząco głową.
-Nie żartuj sobie. Ze szkołą super. Sam przecież wiesz. Nie o tym chciałam rozmawiać..
-Nie mam nic na sumieniu. Może poza straszeniem kota Piwońskiej.. Ten wszarz zawsze odlewa się pod naszymi drzwiami.
Kobieta zastygła na chwilę, jak gdyby informacja dotarła do niej z opóźnieniem. Zmarszczyła brwi.
-Tylko go nie wykończ. Ten kot to jej wielka miłość. Wiesz, co by się działo?
-A wycieraczka? Ona już się nie liczy, co?- zakpił- Następnym razem podłączę ją pod prąd i skończę to raz na zawsze. Ja bynajmniej nie będę po nim płakał..
-Jesteś niemożliwy-odparła, śmiejąc się mimowolnie. Upiła łyk parującego napoju. Płyn przyjemnie rozgrzał ją od środka. Wyraz jej twarzy znów stał się niepewny, lękliwy. Nie wiedziała jak zacząć.
-Wiesz, że od jakiegoś czasu spotykam się z Markiem..
-No i..?
-To stał się dość poważny związek.. Nawet bardzo..
-Zauważyłem. Nie trudno było. Te zielone bokserki do tej pory walają się po łazience.- odparł trochę zażenowany. Kobieta zaczerwieniła się lekko. Jak gdyby zrobiła coś niewłaściwego.
-Jesteśmy dorośli- oznajmiła zmieszana- Nie bądź takim moralistą.
-To ty mnie zawsze moralizujesz. Raz chyba mogę?
-Ale to ja jestem Twoją matką młody człowieku, nie zapominaj o tym!
-A on mógłby nie zapominać o swojej bieliźnie- przedrzeźniał ją
-No wiesz..?
Oboje roześmieli się. To było właśnie wychowywanie bezstresowe. A raczej jego skutki.
-To co z tym Markiem? Będzie dzidziuś..?- żartował gryząc kolejnego tosta z serem.
-Och, przestań!- ofuknęła go- Ile ty masz lat? Trochę powagi.
-Poważny to ja będę po śmierci, teraz nie masz na co liczyć. Nie patrz tak na mnie, szkoła mnie zdemoralizowała.
-Sebastian-jej głos stał się surowy
-Dobra, dobra.-fuknął- W ogóle nie znasz się na żartach.
Wypił resztę herbaty jednym duszkiem i odchylił się na krześle. Cierpliwość i zdyscyplinowanie nie było jego mocną stroną, toteż zaraz zaczął się huśtać prowokując upadek. Kobieta nie zwracała na to uwagi. Normalnie zmyłaby mu głowę. Ale teraz była całkowicie pochłonięta ważniejszym problemem.
-Wracając do tematu.. Powiedz mi szczerze.. lubisz go?
Chłopak westchnął, przewracając oczami.
-Przecież wiesz. Ile razy jeszcze będę to powtarzał? Nie znam go dobrze, ale wydaje się w porządku. Tylko jego syn..- wykrzywił usta w grymasie niechęci.
-Co z nim?- serce zabiło jej mocniej. To może się nie udać..
Sebastian uśmiechnął się do niej, szczerząc zęby.
-Nie mówił Ci, jakie to grzeczne dziecko?
Uniosła brwi w zdziwieniu
-To znaczy, mówił że jest trochę trudny.. Ale nic szczególnego. O co Ci chodzi?
-O to, że to postrach naszej szkoły! Nie chcesz wiedzieć, jaka jest jego ulubiona rozrywka między lekcjami.. Założył gang i trzyma krótko nawet nauczycieli. Trochę trudny..? Ja bym tego tak nie nazwał.-zadrwił
-Żartujesz sobie?
-Wiem, że to niewiarygodne, ale w tej chwili jestem całkowicie poważny.
-Jesteś pewny, że to on? Może pomyliłeś go z kimś innym..?
Sebastian westchnął
- Wiem dobrze, który to jest. Patryk. Czarne włosy, zielone oczy, dość wysoki.. To mniej więcej. Zgadza się?
Kobieta zamilkła. Teraz wszystko było jasne. Marek zawsze wykręcał się z opowiadania o synu. Zresztą jak zdążyła zauważyć nie miał z nim dobrych relacji. Mieszkali jak obcy ludzie pod jednym dachem. Nie wtrącała się. To nie jej sprawa. Ale żeby zachowanie Patryka miało tyle do życzenia?
-Wydaje mi się, ze trochę koloryzujesz.. -zmrużyła podejrzliwie oczy.- Po prostu nie lubisz tego chłopca i teraz wymyślasz najgorsze rzeczy.
Sebastian wzruszył ramionami
-Nie chcesz, to mi nie wierz. Jakie to ma znaczenie?
-Duże-odparła zaskoczona własnym tonem
-To znaczy? Bo nie bardzo łapie..
-Chcę, byśmy zamieszkali u Marka..
W jednej chwili Sebastian stracił równowagę i poleciał z krzesłem do tyłu. Huk wypełnił kuchnię. Kafelkowa posadzka była twarda i zimna. Upadek na nią nie należał do najprzyjemniejszych. Chłopak jęknął i ze zbolałą miną podniósł się z podłogi. Jedną dłonią rozmasowywał głowę, a dugą zbierał krzesło.
-Że jak?!- wydukał -Po moim trupie!
-Chcemy tylko zobaczyć jak to będzie! Taki test czy dwie różne rodziny mogą żyć razem. Długo o tym myśleliśmy z Markiem. To nie była łatwa decyzja ze względu na was, ale w końcu ją podjęliśmy. To dla mnie bardzo ważne. Zrozum..- kobieta mówiła podłamanym, prawie błagalnym tonem. Twarda skorupka, pod którą kryła swoje emocje, a zwłaszcza strach przed reakcją syna, pękła nagle.-Planuję przeprowadzkę za kilka dni..- zawiesiła głos- Będziemy mieszkać w willi. Dostaniesz wielki pokój, mają boisko do koszykówki. Spodoba ci się, zobaczysz!
-Szkoda, że nie pogadałaś najpierw ze mną, zanim PODJĘLIŚCIE tą decyzje-syknął wściekle -Znasz go od paru tygodni i okazuje się, że jego zdanie jest dla Ciebie ważniejsze niż moje!
-Właśnie Cię o nie pytam!
-Chyba raczej stawiasz mnie przed faktem dokonanym i próbujesz przekupić na dodatek! Dzięki mamo, że traktujesz mnie jak dorosłego człowieka!
Pchnął krzesło z całej siły, aż uderzyło z łoskotem o stół. Ruszył w stronę drzwi. Nie miał ochoty dłużej rozmawiać. Zły i rozżalony mógłby powiedzieć za dużo i potem tego żałować..
-Poczekaj!- kobieta wstała i doskoczywszy do niego jednym susem, złapała go za ramie.-Przepraszam! Masz rację, to było nie fair! Pójdźmy chociaż na kompromis. Jeżeli ci się nie spodoba to nie zamieszkamy tam.. Obiecuję. Pozwól nam tylko spróbować.. Wiesz, że kilka lat byłam samotna. Mam już dość siedzenia w pustych ścianach, kiedy Ciebie nie ma w domu..- uciszyła glos i spuściła głowę. Sytuacja ją przerosła. Syn był dla niej wszystkim, co miała, kochała go ponad życie, ale był też drugi mężczyzna. Mężczyzna, który odmienił jej samotne dni i noce.. Sprawił, że znów poczuła się piękna i pożądana. Znów kochana. O poprzednim związku długo musiała zapominać.. Jak pogodzić tak odmienne światy..?
Chłopak zatrzymał się. Oboje milczeli dłuższą chwile.
-Będziesz nieszczęśliwa, jeśli tam nie zamieszkasz..?- zapytał nagle, bezbarwnie, choć jego twarz i ciało były napięte. Nie odpowiedziała. Cos ściskało ją w gardle.
-Nie chcę, żebyś przeze mnie była nieszczęśliwa..- szepnął
-Głuptasie, bez Ciebie będę nieszczęśliwa, nigdy przez Ciebie!
Niepewnie spojrzeli w swoim kierunku.
-Wiesz, że nie mam nic przeciwko Markowi, przeprowadzkę też zniosę, przecież nie musimy wyjeżdżać z miasta, ale jego syn.. Nie wiem, czy się nie pozabijamy.
Kobieta położyła mu dłoń na karku.
-Dlaczego z góry tak zakładasz? Może wcale nie jest taki zły..
Uśmiechnął się lekko, wątpliwie. W jego błękitnych oczach mignęło coś niepokojącego.
***
-Seba, co z Tobą? Wyglądasz jakbyś wpadł pod tira.- Michał był rzeczowy do bólu.
-Co najmniej.. -dodał Kisiel rzucając na mnie okiem znawcy.
-Dzięki, że mnie pocieszacie. Zaczynam żałować, że pod niego nie wpadłem.. - zaszydziłem.
Cisnąłem plecak w kąt ściany i podszedłem do umywalki. Odkręciłem kurek. Spojrzałem w lustro. Dobrze wiedziałem, co zobaczę. Podkrążone oczy, włosy w cztery strony świata i wyraz twarzy jak u grabarza-amatora. Jednym słowem- straszyłem. Po wczorajszej rozmowie z matką, nie mogłem zasnąć. W nocy rzucałem się z jednego boku na drugi, męczyły mnie jakieś koszmary. Śniłem, że goni mnie gigantyczny Marek a ja jak robak uciekam przed rozdeptaniem. Zanim udało mi się w końcu zmrużyć oko, trzeba było iść do szkoły..
Przymknąłem powieki i przetarłem twarz zimną wodą. Po chwili czułem się już lepiej. Jakiś pierwszak szybko przemknął za moimi plecami. Pewnie myślał, że jesteśmy z tutejszej bandy.
- Przyznaj się lepiej, co robisz po nocach. Słyszałem, że spóźniłeś się na niemca i Mazialski tłumaczył Ci, jaka jest różnica między ławką a łóżkiem.- Michał jak zawsze był świetnie poinformowany. Kisiel uśmiechał się uroczo, wszystko było jasne. Chodziliśmy do jednej klasy, ale niemiecki mieliśmy w różnych grupach. Michał siedział teraz na kamiennym parapecie przy jedynym oknie w tym kiblu i palił papierosa. Zakichany sportowiec.
- Przecież Seba cierpi na kujonizm wrodzony. Co mógł robić wczoraj w nocy?- prychnął Kisiel. Przeżuwał właśnie kawałki lukrecji. Normalnie trzepnąłbym go w rudą czuprynę za tego kujona. Ale nie dziś. Dziś nie miałem siły na nic. Zupełnie na nic. Jakby uszło ze mnie życie..
-Zajmij się lepiej swoim debilizmem-fuknąłem od niechcenia.
-Chciałbym, ale jeszcze nie znaleźli na to lekarstwa.-wyszczerzył zęby w niezbyt inteligentnym uśmiechu. Wyciągnął paczkę w moja stronę. Zmarszczyłem nos z niesmakiem.
-Jak możesz to jeść?
-Nie to nie. Bez łaski-wzruszył ramionami
-Widzę, że jesteś w kiepskim nastroju
Michał zrobił mi trochę miejsca, ale kiwnąłem przecząco głową. Oparłem się za to o zimną, kafelkową ścianę i schowałem ręce w kieszenie spodni.
-Sam byś był po takich rewelacjach.
-Oświeć nas-zachęcił
Spojrzałem za okno na szkolny park. Pogoda dziś dopisywała. W sam raz na mecz. Ale nawet on nie byłby w stanie poprawić mi humoru..
-Przeprowadzam się za kilka dni.
-Co ty..?- Kisiel zmierzył mnie badawczo. Przy tym uśmiechał się z powątpiewaniem-Robisz nas.
Michał milczał. Strzepnął popiół za okno i zaciągnął się nie patrząc na mnie.
-Gdzie?
-Niedaleko. Na osiedle Załeckie..
Kisiel roześmiał się głupio, jakby to był dobry żart.
-Wiedziałem, że nas robisz. Ale tragedia-zakpił- Będziesz miał 10min. dłużej do budy.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
-Wiesz kto mieszka na Załeckim?- Michał zadał mu pytanie za 100 punktów
-Z tego, co pamiętam to Czarny. Będzie Twoim sąsiadem? Wielkie mi rzeczy.
-Lepiej. Będę z nim mieszkał..
W tym momencie Kisiel zaczął się krztusić tymi swoimi lukrecjami i aż poczerwieniał. Z całej siły przyłożyłem mu w plecy. Jęknął głucho. Michał nie zareagował tak żywiołowo, ale z wrażenia przypalił sobie rękaw bluzy. Zaklął i otrzepał się. Nie wiedziałem tylko czy to odzew na nowinę czy z wrażenia, że powiedziałem coś takiego.. Mimo wszystko rozbawiła mnie ich reakcja.
-Ale masz ubaw ,co?- syknął Kisiel- Robisz sobie z nas jaja, a ja o mało nie wyzionąłem ducha!
-O ile pamiętam, to nie przeze mnie..
-Odczep się i gadaj lepiej, co ty knujesz!
-Kisiel ma racje. Przestań nas wkręcać.- Michał spokojny do tej pory, zdenerwował się trochę. Wyczułem, że też mi nie wierzy.
-Chciałbym -mruknąłem zrezygnowany-Ale to czysta prawda. Wiecie, że moja matka spotyka się z ojcem Czarnego od kilku tygodni. Myślałem, że to tak na chwile, jak z poprzednimi. Nie przejmowałem się. A tu.. - przypomniały mi się zielone bokserki i przeszył mnie dreszcz. Kogo ja chcę oszukiwać? Spodziewałem się, że wyjdzie z tego coś więcej. Matka zwierzała się czasem, że czuje się jak zakochana nastolatka. Śpiewała co rano i gadała jak nakręcona. Dawno jej takiej nie widziałem. Raz nawet wspomniała o nowym życiu, tak jakby tamto już w niej umarło.. Wszystkie złe wspomnienia, ból i litry wylanych łez.. Gdzieś na dnie duszy byłem wdzięczny temu Markowi. Dał jej coś, czego ja nie byłem w stanie dać..
-I pozwoliłeś na to?!
-A co miałem zrobić?!- najeżyłem się- Zabronić się z nim umawiać?! Dorosłej kobiecie? Pomyśl! Poza tym dawno nie była taka zadowolona.. Nie chciałem tego psuć. Należało jej się trochę szczęścia.. Wycierpiała swoje.
Na te słowa Kisiel zamilkł. Chyba zrobiło mu się głupio. On i Michał znali moją historię. Nie należała do najweselszych. Z jednej strony starali się mnie rozumieć, z drugiej- co mogli wiedzieć o takim życiu? Mieli normalne rodziny. Kochających tatusiów i mamusie. Dla nich wszystko było proste..
-Sorry, pewnie masz rację..- przyznał z pokorą Kisiel- Nie wiem jak to jest.. Rozumiesz..
-W porządku-skinąłem głową.
Michał zgasił niedopałek o ścianę i wydmuchnął ostatni kłęb dymu.
-Chcesz być fair wobec matki, a ona? Wie, z kim będziesz musiał mieszkać?
Oparłem się o parapet, właściwie to położyłem się na nim i ukryłem twarz w ramionach. Michał miał rację. Matka nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki koszmar mi funduje i to za moim pozwoleniem..
- Ej, czekajcie, zapędziliśmy się! Czegoś tu nie rozumiem.-odezwał się nagle Kisiel-Ok. Spoko. Niech spotyka się z tym gościem, ale czemu tak szybko chce z nim zamieszkać?! I czemu ty się na to zgodziłeś?!
-Sam nie wiem..- mruknąłem-Oni musieli to planować od jakiegoś czasu. Wyglądała na załamana jak powiedziałem, że nic z tego.. Mam tylko ją i chyba zrobiłbym dla niej wszystko.. Żeby jej wynagrodzić, wiecie..
Michał zamyślił się.
-Żadnego kompromisu? Nic?
Westchnąłem
-Niby wrócimy na swoje, jeśli pomysł nie wypali..
-Wierzysz w to..?
-A jak myślisz..?
Zapadła cisza. Taka, w której każdy zastanawiał się co powiedzieć, czy były w ogóle takie słowa.. Niespodziewanie Michał położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem na niego niepewnie. Nie wiem, ale chyba uśmiechnął się.
-Według mnie to było wielkie. Ja bym nie potrafił poświęcić się tak dla własnej matki, dla nikogo właściwie.. Trzeba być twardym, żeby coś takiego zrobić. Naprawdę tak uważam.
Odwzajemniłem uśmiech. Ten człowiek umiał mnie podnieść na duchu. Cokolwiek by się nie stało..
-Micho ma racje. Pełny podziw! I przy okazji moje kondolencje!- zaśmiał się Kisiel. Wiedziałem, że chce rozładować atmosferę. Nie lubił, kiedy robiło się sentymentalnie.- Jak się nie rozszarpiecie pierwszego dnia to będzie dobrze! Brat Ci się trafił jak marzenie! Zawsze narzekałeś, że nie masz rodzeństwa.
Michał też zaczął się śmiać. Zgromiłem go wzrokiem.
-No co, zawsze chciałeś mieć rodzeństwo. Wiesz jak to działa- mówisz i masz. Swoją droga, ciekawe jak to przyjął Czarny?
-Minę miał pewnie jak ta lala! Chciałbym to zobaczyć!
I to są moi kumple?????????????
-Przestańcie się nabijać i lepiej wymyślcie jak mam to przetrwać.- żachnąłem się.
-Nie bądź taki poważny, przecież to nie koniec świata.
-Ciekawe czy byłoby Ci tak wesoło na moim miejscu?- skarciłem Kisiela
-Dobra, dobra. Masz rację. Ale wszystko da się przeżyć.
-Najlepiej unikaj go na każdym kroku i nie wchodził mu w drogę. Nic lepszego Ci nie poradzę. - Michał podzielił się ze mną swą mądrością.
-Micho ma racje. Traktuj go jak powietrze.
-I żyli długo i szczęśliwie. Jasne..- mruknąłem z sarkazmem
-Dobra, nie będę Cię ściemniać.-Kisiel stał się nagle poważny- Jeśli się na Ciebie uweźmie- masz PRZEJEBANE. I nikt Ci nie pomoże, nawet papież. Te jego popychadła leją na każde skinienie. Ubezpiecz się lepiej od nieszczęśliwych wypadków. To chciałeś usłyszeć?
Super. Extra. Rewelacja.
-Powiedz coś, czego jeszcze nie wiem-burknąłem. Kisiel zgniótł pustą torebkę i cisnął ją za kabinę.
-W razie czego możesz na mnie liczyć.. Tego może nie wiedziałeś.- uśmiechnął się szczerze.
-Na mnie także.-dodał Michał- Od czego ma się kumpli, jeśli nie od tego, żeby nastawiali dla Ciebie tyłek?
Od razu poczułem się lżejszy o 10 kilo. Niby to tylko słowa, ale wiedziałem, że nie są bez pokrycia. Znaliśmy się od gimnazjum i od kiedy pamiętam, mogłem na nich polegać.. W przyjaźni to znaczy najwięcej..
-Nawet, jeśli ściągniecie na siebie całą bandę?- zapytałem podchwytliwie.
-Najwyżej będziesz musiał częściej bywać w szpitalu- zażartował Michał
-To na pewno. Sam będę miał tam łóżko.
Zaśmialiśmy się, jakby to był świetny kawał.
-A miało być tak pięknie..- westchnął Kisiel
Oczywiście spóźniliśmy się i Wrońska od chemii zamierzała wlepić nam kartkówę z ostatnich trzech lekcji. Kisiel użył swojego talentu do klepania ozorem i wmówił jej, że byliśmy z delegacja u woźnej, bo ma dziś urodziny, a nikt o niej nie pamięta tylko my i jaka to sprawiedliwość, że będziemy karani za dobre serca i w ogóle.. Cały Kisiel. Krętacz jakich mało. Wrona odpuściła. Zapowiedziała, że odwiedzi woźną i sprawdzi naszą wiarygodność, ale wiedzieliśmy, że to czcze pogróżki. Zwykle jestem przygotowany, ale dzisiaj czułem się jak wyżuta guma i nie miałem głowy do niczego. Raczej bym się nie popisał i dwója murowana. W duchu dziękowałem temu krętaczowi.
Do końca lekcji byłem nieobecny. Niektórzy pytali, co mi jest, ale Michał kazał im się odczepić. Miałem pewność, że on i Kisiel nie rozgłosi "wspaniałej nowiny", więc czułem się spokojny.
Złapałem się na myśleniu co na to wszystko ON ? Jakby mnie to w ogóle obchodziło.. Na pewno się nie ucieszył, co do tego nie miałem wątpliwości. Marek wydawał mi się przyjazny, ale Czarny był "trudny" jak go określił, więc z pewnością nie panowało miedzy nimi ciepło domowego ogniska.. Zastanawiałem się też, gdzie właściwie jest jego matka..?
Wracając do domu natknąłem się na przysłowiowego "wilka". To było do przewidzenia. Ścieżka, którą zwykle wracałem przebiegała obok starego dębu, znajdującego się na terenie szkolnego parku. Tam często siedzieli na ławce. Wilk był oczywiście ze swą nieodłączna watahą. Palił papierosa i gapił się w moją stronę. Dostrzegłem to.
Michał mieszkał na tym samym osiedlu, co ja, więc jak zawsze towarzyszył mi w powrotach na chatę. Idąc starał się ignorować ich obecność. Robiłem to samo, a bynajmniej próbowałem. Spojrzenie jednak było tak intensywne, że aż czułem na sobie jego zmaterializowany dotyk. Przy okazji odezwała się we mnie własna duma. Nie chciałem by myślał, że się go boję. Pomimo, że w głębi duszy czułem ukłucie strachu. Bardziej jednak przed jego władzą niż przed nim samym. Grając w kosza zauważyłem, że jesteśmy podobnej postury. W walce na solo miałbym spore szanse, ale on nie był nigdy sam. Zanim ktokolwiek mu podskoczył, zdążył już na niego nasłać sługusów. To było wygodne. I tchórzliwe swoją droga.
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale odważyłem się i zajrzałem mu w twarz. Siedział na oparciu ławki i patrzył na mnie z pod byka. Czarne włosy, którym zawdzięczał ksywę, leciały mu na oczy. Strasznie jasne oczy. Coś jak przeźroczysta zieleń. Inaczej nie umiem tego opisać. Sprawiały takie wrażenie pewnie przez to, że miał dość ciemną karnacje. Fakt, że były zmrużone złowrogo, podobne do szponów, którymi chciał mnie rozszarpać. Splunął na ziemię. Nie zamierzałem dać się zastraszyć. Wytrzymałem spojrzenie. Nagle uśmiechnął się szyderczo, jakbym go nieźle rozbawił. Gdzieś w środku wzdrygnąłem się. Pewnie miał mnie za nic. Jak wszystkich zresztą. Ciekawe, za kogo się uważał? Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale w tej chwili, w tej sekundzie coś mnie tknęło. Kim on właściwie był, żeby sobie na tyle pozwalać? I czemu ci kretyni słuchali go jak psy?
Przeszliśmy jednak bez najmniejszej zaczepki. Wataha tez nie zwróciła na nas szczególnej uwagi. Trochę mnie to zdziwiło, ale cokolwiek miało znaczyć -nie wróżyło niczego dobrego..
***
I nie myliłem się.
-To do jutra! I wyśpij się porządnie, bo nie będę znów świecił za Ciebie oczami! -pożegnał się Michał kiedy skręcał już na Puławskiego. Ja szedłem dalej.
-To masz jak w banku! Do jutra!
-Nie zapomnij przegrać mi tej płyty!- krzyknął jeszcze, będąc już po drugiej stronie ulicy
Machnąłem mu ręką i ruszyłem w swoim kierunku. Westchnąłem wciskając dłonie w kieszenie spodni. Jedyne, o czym teraz marzyłem to obiad, wygodne łóżko i upragniony sen. Matka pracowała dziś do późna, więc została mi zupa ogórkowa z wczoraj. Albo pizza na telefon. Przeliczając jednak swoje oszczędności doszedłem do wniosku, że raczej to pierwsze.. Za ostatnią kasę kupiłem nagrywarkę i parę innych pierdoł do kompa, więc teraz muszę obejść się smakiem. Trudno. Albo konie, albo wóz. Z jednej strony fajnie być jedynakiem, wszystko jest dla mnie, nie musze się dzielić, ale z drugiej.. smętnie wracać na puste mieszkanie. Gdybym miał chociaż psa.. Może ten głupi kot nie szczałby wtedy pod nasze drzwi. Ja naprawdę kocham zwierzęta, nigdy żadnemu nie zrobiłem krzywdy (pomijając torturowanie pająków, ale to było dawno temu i nieprawda). Ta kupa sierści jednak, wyzwalała we mnie najgorsze instynkty. Nie mam sadystycznych ciągutek, tak mi się przynajmniej wydaje.., ale chętnie zrzuciłbym go z10 pietra i patrzył jak lata. Heh.. Rozmyślając namiętnie o różnych formach pozbycia się kota Piwońskiej, nie usłyszałem, gdy nagle odezwał się ktoś za mną.
-Głuchy jesteś, czy jak?- dotarł do mnie jego poirytowany głos.
Przeszedł mnie dreszcz. Poczułem się jak zwierzę, które wyczuło zagrożenie. Szybko odwróciłem głowę. Za mną, miarowym krokiem podążał Czarny. Trzymając ręce w kieszeniach, uśmiechał się krzywo. W jego oczach błyszczało coś niedobrego.
-Czego chcesz?- spytałem nieprzyjemnie. Nie zamierzałem wdawać się z nim w głupie gadki.
-Pogadać. A co, nie wolno?
-Nie mam Ci nic do powiedzenia..
Teraz zrównał się ze mną krokiem.
-Nie tak ostro, bo też będę niemiły..- oznajmił z jadowitą łagodnością. Przygryzłem zęby. O co mu chodzi? I gdzie jego nieodłączna świta?
-Zgubiłeś kumpli..?- zakpiłem
-Nie interesuj się. Poza tym ta rozmowa ma zostać między nami. Nie potrzebuję świadków. Kapujesz?
-Mówiłem, że nie mam ci nic do powiedzenia.-powtórzyłem się
-Zaczynasz mnie irytować..
Powiedział to powoli, patrząc na mnie z ukosa. Serce zabiło mi szybciej. Nie spodziewałem się, że ze mnie taki chojrak. Nigdy nie posądzałbym się o to, że jestem w stanie mu odpyskować. Ale to chyba dlatego, że byłem już zmęczony tym dniem i chciałem w końcu znaleźć się w domu. Pilnie potrzebowałem dużej dawki snu.
-Mów o co ci chodzi i daj mi w końcu spokój.- rzuciłem mimowolnie
-Lepiej, żeby Twoja matka dała sobie spokój..
Zapadła cisza, w której przystanąłem i spojrzałem na niego zmrużonymi oczami. A więc zaczęło się. Zatrzymał się parę centymetrów dalej i odwrócił. Staliśmy teraz naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Jego twarz napięła się i spoważniała.
-Ma zrezygnować z przeprowadzki. Kumasz?- odezwał się wolno-Radzę po dobroci.. Inaczej pożałujesz.- oznajmił ostrzegawczo
Przez moment nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Z jednej strony chętnie bym przytaknął, bo przecież wcale nie uśmiechało mi się z nim gnieździć, ale tu chodziło o moja matkę.. Tylko o nią.
-Wierz mi, że nie cieszy mnie perspektywa mieszkania z Tobą pod jednym dachem-zacząłem spokojnie- ale nie mam tu nic do gadania. ONI o tym zdecydowali. I już. Koniec. Kropka. Więc nie groź mi, bo nie mam na to wpływu i niczego nie zmienię. Albo zaakceptujesz sytuację, albo będzie problem.
Wykrzywił usta.
-Racja, będzie problem. Ty go będziesz miał!
-I co mi zrobisz..? Naślesz na mnie swoich kumpli? I co dalej? Zabijesz mnie?- kpiłem nerwowo. Chyba zaskoczyła go moja reakcja, (mnie zresztą też), bo zastygł nieruchomo. W tej chwili było mi właściwie obojętne, co się ze mną stanie. Chciałem być już w domu i nie liczyło się dla mnie to, jak bardzo się narażam. A tak w ogóle to jakim prawem, z jakiej racji ja miałem za to wszystko cierpieć? O nic się nie prosiłem. I niby to moja wina, że tam zamieszkamy? Nie wiem jak on rozumuje, ale kiepsko mu to wychodzi.-Jeżeli myślisz, że to coś zmieni, to grubo się mylisz! Pogódź się z tym i już!
Nagle uśmiechnął się rozbawiony. W tym uśmiechu było coś złego. Pogarda dla mnie, dla mojej osoby..
-Widzę, że z Ciebie kozak. Może jeszcze porządnie nie dostałeś? A, nie, dostałeś! Ojciec lał mocno, co? Zwłaszcza po pijaku. Szkoda, że już nie pamiętasz. Może wtedy byś tak nie cwaniaczył..
W pierwszej chwili zaniemówiłem. Skąd on to wie?! Takie rzeczy? TE rzeczy?! Kto mu powiedział? Marek?! Poczułem się jakbym dostał w twarz.
-Skąd..- wydukałem tylko, ale zaraz spiąłem się cały.
-Co? Zatkało Cię? Wiem o Tobie więcej niż Ci się wydaje. Twoja mamusia wypłakuje u nas wszystkie żale. Skarży się, że jesteś podobny do tego pijaka i nie może na Ciebie patrzeć..- mówił to złośliwie, z satysfakcją posiadania wiedzy o kimś, kto nie ma o tym pojęcia.
To nieprawda!- krzyknąłem gdzieś wewnątrz siebie. Nie słuchałem dłużej. Nie chciałem słuchać. Ogarnęła mnie jakaś dzika furia. Gniew, poniżenie, żal.. Z impetem rzuciłem się w jego stronę. Bardziej z zaskoczenia niż z mojego naporu, stracił równowagę i runęliśmy na chodnik. Przez chwilę szarpaliśmy się, tocząc się po szarej, chropowatej nawierzchni. Biłem na oślep. Raz nawet oberwał w nos. Zaciskał dłonie na moich ramionach i starał się przygwoździć mnie do ziemi. Wyrywałem się, ale był zbyt silny. W pewnej chwili dostałem silny cios w brzuch. Skorzystał z mojego otępienia i znalazł się na górze. Siedząc na mnie okrakiem przytrzymywał mi ręce. Obaj dyszeliśmy ciężko. Patrzyłem na niego nienawistnie. Miałem ochotę go udusić. On za to jakby próbował mnie uspokoić. Nie bił się ze mną na poważnie, wyczułem to. To zwyczajnie dlatego, że nie traktował mnie serio! Palant!
-Nie sądziłem, że jesteś taki głupi-odezwał się oddychając szybko- Ale skoro tak nie rozumiesz, to może inaczej ci wytłumaczę. Jeżeli Twoja matka nie zrezygnuje, to spotka ją coś niemiłego.. Gwarantuję Ci to!
- Tknij ją ,a chyba Cię zabiję!- syknąłem
Roześmiał się nieładnie
-Ty chyba nie wiesz, do kogo mówisz! Mogę zgnieść Cię jak robaka!
-Nie myśl, że się Ciebie boję!- warknąłem
-To lepiej zacznij, bo pożałujesz, że się postawiłeś!
-Myślisz, że jesteś taki cwany bo masz za sobą kilku wyrostków?!
-W tej chwili jestem sam, a ty leżysz jak długi i gdybym tylko chciał to rozkwasiłbym Ci gębę!
-To czemu tego nie zrobisz?!- sprowokowałem go. Sam nie wiem czemu.. Żeby udowodnić, że ma rację? Byłem dziś zbyt zmęczony i wyczerpany, aby skutecznie się bronić, naprawdę mógł mnie uszkodzić.. Gdzie ja zgubiłem rozum?!
Nie przywalił mi jednak. Uśmiechnął się za to z politowaniem
-Bo nie jesteś tego wart. Po prostu. Nie biję dzieci pijaków..
Coś we mnie zagotowało się. Nie wytrzymałem. Z całej siły na jaką było mnie stać, wyrwałem się z jego chwytu i uderzyłem go prosto w twarz. Szybko przetarł dłonią usta. Ciekła z nich krew. Zamachnął się, żeby mi oddać, ale w tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięk koguta. Niewiadomo skąd nadjeżdżała policja. Spojrzał na mnie z taką złością, że aż zrobiło mi się nieswojo..
-Zapłacisz mi za to!- wysyczał. Zaraz zerwał się i zwiał. Widziałem jeszcze jak znikał w jakiejś uliczce. Wstałem powoli, otrzepując siebie i plecak, na którym leżałem cały ten czas. Bolały mnie nadgarstki i plecy. Czułem się fatalnie. Jeszcze do mnie nie docierało to, co zrobiłem..
-Co tu się dzieje?- zapytał starszy policjant, który właśnie podszedł. Razem z nim, był młodszy blondyn.- Powiadomiono nas o bójce. Zostałeś napadnięty?
Zaprzeczyłem
-Nic się nie stało. Niepotrzebnie się panowie fatygowali..- mruknąłem. Nie chciałem mieć jeszcze kłopotów z policją. Te z Czarnym wystarczyły mi w zupełności.
-Twoja godność-odezwał się drugi. Był straszliwie chudy i nie wyglądał przyjaźnie. Pewnie się wkurzył, że nie mógł zjeść w spokoju lunchu.
-Sebastian Kotarski.
-Adres proszę.
-To zbędne- odparłem łagodnym tonem-Nic się nie stało.
-Adres proszę!- naciskał
-Nie wnoszę skargi-negocjowałem
Popatrzył na mnie nieufnie
-Kto tu powiedział, że to nie ty sprowokowałeś bójkę?
-Nie było żadnej bójki-upierałem się- Pokłóciłem się tylko z kolegą.
-Ktoś z rodziców jest teraz w domu?
Pokręciłem głową zrezygnowany.
-Matka jest w pracy.
-A ojciec?- dopytywał. Durna pała!
-Nie mam
-Daj mu spokój-starszy najwyraźniej litował się nade mną- Wracamy.
Młodszy przestał notować. Patrzył na mnie, ignorując całkowicie tamtego.
-Przyjęliśmy zgłoszenie. Nie odjedziemy z pustymi rękami. Myślisz, że płacą nam za zwiedzanie okolicy? Podajesz adres, albo ostawiamy cię na komendę. Stamtąd odbierze Cię matka. Jak wolisz?
Ładnie. To się wkopałem.
-Sygietyńskiego 4b/2..