Nowa Atlantyda 27
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 22:06:10
NO kolejna część się pisze... Pretensje za opóźnienia do moich wykładowców^^



PART 27



Hoshi zaskoczony wpatrywał się w schodzących szybko na plażę Yumę, Marco i kilka innych osób. Jak oni go tu znaleźli?
-Coś mi się zdaje, że mam przesrane...-syknął pod nosem.
-ILEO!!! -krzyknął Marco.-Wszystko w porządku? -spytał zatroskany.
-Jak by was tu nie było byłoby znacznie lepiej...-mruknął pod nosem ze skwaszoną miną.
Hoshi westchnął i opuścił głowę, ale podniósł ją, kiedy usłyszał pełne groźby słowa Yumy:
-Wynoście się stąd, albo nie ręczę za siebie...-syknął w stronę trzech Svilionom, którzy cofnęli się o kilka kroków w tył.
-A czy my coś zrobiliśmy?! -odparował Reca, szczerząc kły.-Chcieliśmy tylko pogadać!
-Już ja znam to wasze gadanie! -warknął Yuma. -Wynoście się, albo marny wasz los!
-ZAMKNIJ SIĘ!!!
Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku Hoshiego, który był autorem tegoż wrzasku.
-Gwiazdeczko...-szepnął Yuma zaskoczony.
-Przestań! -powiedział chłopiec przerywając mu.-Może choć raz byś wysłuchał co inni mają do powiedzenia co? Nic mi nie zrobili! Serio chcieli tylko pogadać! Ich ta wiedźma nie omotała!
Wszyscy patrzyli zaskoczeni na chłopca, który nie krył teraz wściekłości.
-Jeden mądry w całej tej bandzie...-zaśmiał się pod nosem Karna.
-Cicho, bo ci zrobię krzywdę...-syknął przez zęby białowłosy.
-Trzeba ci jedno przyznać, książę.-powiedział nagle Karna i zaśmiał się widząc minę Hoshiego. Wyrażała pełne zniesmaczenie.-Może i masz głupie pomysły, ale nie można ci zarzucić braku inteligencji i tego, że mimo wszystko masz łeb na karku.
-Biorę to za komplement...-powiedział Hoshi, a Svilioni się uśmiechnęli.
-To co? -spytał Reca. -Wysłuchacie nas?
Yuma spojrzał najpierw na Marca, a potem na resztę towarzyszy. Wszyscy skinęli głowami.
-Zgoda...-powiedział w końcu.-Ale szybko.
-Powtórzymy tylko to, co powiedzieliśmy księciu...-Hoshi zaczynał tracić cierpliwość, słysząc znowu tytuł książęcy.-Chcemy żebyście przyspieszyli ceremonię.
Wszyscy popatrzyli na zaskoczonych.
-Przyspieszyli? -spytał Ram.-Ale...
-Tak wiem.-przerwał mu stanowczo Erac. -Wydaje wam się to dziwne, ale to nasz jedyna szansa na zdjęcie zaklęcia tej wiedźmy i powrót do domu.-pokazał swój znak na udzie, który mienił się złotem.-Po tym możecie rozpoznać, kto jest pod jej wpływem. Jej zaklęcie daje znamieniu czerwoną barwę. Nie wiemy czy ktoś jeszcze się oparł. Boimy się pytać, żeby nas nie wydali, że działamy przeciwko niej.
-Rozumiem...-powiedział Marco.-Będziemy pamiętać.
-Ale ceremonii nie przyspieszymy... To niemożliwe...-powiedział Yuma.
-Dlaczego? -spytał Karna zawiedzionym głosem.
-Bo to musi być odpowiedni dzień i odpowiednia pora poprzedzona wieloma zjawiskami i czynnościami. Choćbyśmy chcieli nie damy rady jej przyspieszyć...-wytłumaczył białowłosy.
-Rozumiemy...-powiedział Reca.-A na kiedy planujecie ceremonię? -spytał.
-Za miesiąc, podczas pełni księżyca. Oczywiście pod warunkiem, że Ileo znowu nie zwieje...-powiedział spoglądając na chłopca, który posłał mu pełne nienawiści spojrzenie. Yuma poczuł ból w sercu widząc te zranione oczy, które teraz patrzyły na niego wrogo.
Trzy zielonkawe postacie popatrzyły na siebie.
-Tyle damy radę wytrzymać.-stwierdził Karna.-Ale chcemy was ostrzec. Grisa coś planuje. Zrobi wszystko żeby tylko nie dopuścić do ceremonii, a przynajmniej do jej zakończenia.
-Będziemy pamiętać.-zapewnił Ram.-Natychmiast po powrocie wzmocnimy straże.
Svilioni skinęli głowami i unieśli się w powietrze.
-Do zobaczenia...-powiedział Karna.-Mam nadzieję, że kiedy spotkamy się ponownie, to już nie jako wrogowie.
Grupka na plaży wpatrywała się w niego, dopóki trzy postacie nie zniknęły w dali.
"No to się teraz zacznie..."-pomyślał Hoshi sucho.


******************************************


-TY KOMPLETNY KRETYNIE!!!!!! -wrzeszczał Yuma, a Hoshi się zastanawiał skąd on wydobywa takie decybele.-Ty chcesz chyba, żebyśmy wszyscy dostali załamania nerwowego!!! Na mózg ci padło?!!! Uciekać?!!!
Hoshi wpatrywał się tylko w punkt na horyzoncie i wydawało się, że kompletnie nie słucha Yumy.
-Słuchałbyś chociaż co się do ciebie mówi!!!
-Yuma...-zaczął cicho Marco.-Miałeś na niego nie wrzeszczeć...
-Zapomniałem... Poniosło mnie z nerwów...
Raven nagle podszedł do chłopca i położył mu dłonie na ramionach.
-Ochłonąłeś trochę? -spytał cicho, na co Hoshi tylko wzruszył ramionami, po czym spojrzał na Yumę i syknął cicho:
-Kłamca...
-Słucham...?-Yuma spojrzał na niego zaskoczony.
-Jesteś kłamcą Yuma! -wrzasnął.
-Nie jestem!!! -odparował białowłosy.
-Jesteś! -krzyknął Hoshi. Chciał podbiec do Yumy i przylać mu z całej siły, ale Raven w porę go przytrzymał.
-Spokojnie...-powiedział cicho.
-Żadne spokojnie! -warknął Hoshi. -Mam ochotę obić mu mordę!
-Niech mi ktoś pomoże, bo ja go nie utrzymam...-jęknął Raven. Ram wielkodusznie pomógł mu przytrzymać wierzgającego i wyrywającego się chłopca.
-Obijesz go w domu, a teraz wracamy! -powiedział Marco stanowczo.
-Nigdzie nie idę! -zaprotestował srebrnooki.
-Idziesz! -warknął Yuma.
-Mowy nie ma! Ledwo co przyjechałem do dziadków i już mam wyjeżdżać? Pogrzało cię chyba!
-Dziadków? -spytał Ram.
-Przecież...-zaczął Marco.
-Przybranych dziadków, ale dziadkowie to dziadkowie. Koniec i kropka!
Marco spojrzał bezradnie na Yumę.
"Uparta bestia z niego... Co robimy?" -spytał telepatycznie Marco.
"A mamy jakiś wybór...? Idziemy na razie z nim, a potem się zobaczy... Może ci ludzie go przekonają?"
"Spróbować można."
Stanęło więc na tym, że cała procesja udała się, wbrew woli Hoshiego do domu jego dziadków, żeby dalej negocjować z najbardziej upartym stworzeniem, jakie przyszło im poznać. A Yuma miał przeczucie, że czekają ich większe kłopoty...



part 27
the end