Włamywacz 9
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 15:21:12
part najn: Kilt, kitel i kita-wielka dywersja!!



Wybaczcie, stwierdziłam, że jakimś niewyjaśnionym sposobem wcięło mi tytuły ostatnich kilku częściXD (podejrzewam, że buchnął mi je jakiś haker... Kori, wiesz coś o tym?) nie wiem jak mogło do tego dojśćXD i nawet nikt nie zauważył(pri siada w kącie i mruczy coś o ignorancji)XD Niemniej teraz to nadrabiam, oto brakujące tytuły:

part 5: Mlasku, mlasku, lody w kasku
part 6: Wejście ćmoka
part 7: Strumieniami może lać się nie tylko woda...
part 8: Świeczki, lupy, akcja!
Mam nadzieję, że wybaczycie to opóźnienie^^'
Odnośnie przyszłości tego opa-skoro o Singu i Leerze powiedziałam juz chyba wszystko (bo teraz telenowelowe plątanie ich losów byłoby nudne i oklepane), trochę więcej uwagi poświęcę Lafri'emu (mam nadzieję, że polubicie go tak samo jak ja^^), toteż proszę o spokój-główna parka nie zniknie, a jedynie na chwilę sobie odpocznie od fanów^-^

Ta część jest dedykowana Su-chan^^ Aha, i unosi się tutaj taki wielki słonecznik, tylko te literki go zasłaniająXD

primea

***
Lafri siedział sobie w obitej boazerią, małej poczekalni i przeglądał gazety dla pań domu. Co chwilę ziewał i rozglądał się. Czeka tu już całe pół godziny, to niemal wieczność. Jeszcze tylko jedna panienka była przed nim, co go w pewnym stopniu pocieszało. Raz, że to jeszcze tylko ona i jego kolej, a dwa, że przyjemnie było się pośmiać z niej. Dziewczę strasznie nerwowe było, więc jak się w tych ogromniastych szpilach i czerwonej mini przechadzało tam i z powrotem to Lafri miał wrażenie, że lada chwila straci równowagę i się wyrypnie... Gdzieś tam, w opusztoszałych zakamarkach swojego umysłu, obleczonych w delikatne, czarne zasłony i pełnych pajęczyn, gdzie można się było zabić o warstwę kurzu pokrywającą całą powierzchnię, Lafri doskonale zdawał sobie sprawę, że owa pakerka (bo bez pakowania to ona nie byłaby w stanie utrzymać na sobie kilku ton tapety i biżuterii, o żelu i lakierze na włosach nie wspominając) pokonuje z całą zaciętością teren poczekalni z lewa na prawo i z prawa na lewo, tylko i wyłącznie, aby zwrócić na siebie uwagę pewnego czarnowłosego chłopaka o piwnych oczach i w rozchełstanej czarnej koszuli, czytającego aktualnie czasopisma dla pań domu. Niemniej w innej części swego umysłu, tej pełnej wiecznie kolorowych balonów, serpentyn, niezidentyfikowanych mieszkańców, muzyki i ogólnie do złudzenia przypominającej kilkkanaście połączonych ze sobą karnawałów w Rio, wspomniany chłopak kompletnie te starania olewał poświęcając całą uwagę na zbliżającą się wizytę u psychologa. Jak głosiły neony i bilboardy w jedynej liczącej się teraz części umysłu Lafri'ego-będzie to niezapomniane przeżycie.
Z gabinetu wyszedł jakiś facet z niesprecyzowaną minę, podejrzliwie rozejrzał się na boki i czym prędzej czmychnął. Do środka weszła panienka. Lafri przewrócił gazetę na kolejną stronę. Nowe sposoby operacji nosa zdawały się niepomiernie go nudzić. Jednak nie poddawał się i przynajmniej przyglądał się obrazkom. Mężczyzna po trzydziestce, siedzący obok, zerknął dyskretnie na gazetę. Później przyjrzał się uważnie twarzy czarnowłosego chłopaka. Uznał, że jeśli chirurdzy plastyczni kiedykolwiek potrzebowaliby wzoru na idealną twarz, śmiało mogliby się zwrócić do tego tutaj młodzieńca. Przełknął ślinę, wziął głęboki oddech i zastanowił się, jakie plany na dzisiejszy wieczór może mieć chłopak. Przez chwilę zbierał się w sobie i już miał się odezwać, gdy nagle zastanowił się. Kto powiedział, że taki przystojniak będzie się interesować facetem? Campbell, bo tak nazywał się ów mężczyzna, zaczął się poważnie wahać. Sam przecież widział, jak zachowywała się tamta laska. Znowu przez chwilę zbierał się w sobie. Zdecydowany na wszystko otwierał już usta, gdy z gabinetu wyszła dziewczyna. Z uwielbieniem spojrzała na rozbawionego wyraźnie czarnowłosego. Podeszła do niego i wcisnęła mu kartkę z rzędem cyfr. Campbell przeciągnął ręką po krótkich, brązowych włosach. To na pewno jej numer telefonu.
-Wiesz, może kiedyś będziesz miał trochę czasu i zadzwonisz...-powiedziała powoli, mrużąc zalotnie oczy.
Lafri przyjrzał się jej uważnie.
-Dzięki, bejbe. -schował do kieszeni kartkę- Czekaj na telefon.
Cmoknął dziewczynę w usta, uśmiechnął się łobuzersko i wszedł do gabinetu.

Campbell z zainteresowaniem przyglądał się, jak zaskoczona panienka wychodzi z poczekalni, chwiejąc się lekko. Podparł głowę na ręce i zastanowił, czy ma jakieś szanse z tą lachą. Po chwili stwierdził, że najwyżej młody go wyśmieje. Podjął decyzję.

Lafri zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się. Obok biurka, na czarnym obrotowym fotelu siedział, na oko 25-letni, facet. Długie, szarawe włosy miał związane w luźny kucyk, kilka kosmyków okalało jego twarz lub tkwiło posłusznie za uszami. Nie miał na sobie białego kitla, jak oczekiwał tego Lafri, a zwykłe, ciemne dżinsy i czarny golf z krótkim rękawem. Poprawił okulary i wskazał dłonią miękki fotel. Lafri z uśmiechem usiadł i bezceremonialnie zaczął się rozglądać.
-Hm, całkiem tu ładnie-stwierdził wesoło, przyglądając się bukietowi słoneczników na biurku-Podoba mi się.
-Jestem doktor Nayki Despain, w czym mogę ci pomóc?-uśmiechnął się.
-No... nudzi mi się... -Lafri przerzucił nogi z boku fotela.- Tak sobie wpadłem.
-Tak sobie...? -doktor był lekko zbity z tropu.
-Znaczy, że nie mogę wpaść tak po prostu, w odwiedziny?-czarnowłosy zrobił niewinną minkę.
-Jestem psychologiem, ludzie przychodzą do mnie, gdy mają problem.
-Ahaa....-Lafri zdawał się głęboko nad czymś zastanawiać-no to jak nie mam problemu to mam nie przychodzić?
-W zasadzie to nie, po co?-Despain ponownie poprawił okulary i spojrzał uważnie na rozluźnionego chłopaka.
-A jak znajdę jakiś problem, to mogę wpadać, tak?
-No... tak.-ostrożnie potwierdził szarowłosy.
-Wobec tego mam problem.-poważnie stwierdził chłopak. Doktor uniósł pytająco brew.-Chcę tu przychodzić cię odwiedzać.
Przez moment panowała cisza. Despain zaskoczony wpatrywał się w chłopaka, który najspokojniej w świecie sprawdzał jak mu będzie najwygodniej w fotelu. W końcu zdecydował się nogi przerzucić przez oparcie i oglądać świat do góry nogami, leżąc na tylko już teoretycznym, siedzeniu. Uśmiechał się szeroko.
-Ale czemu?-zrezygnowanym tonem zapytał Nayki.
-Hej, ty tu jesteś psychologiem, doktorku, sam sobie odpowiedz.-wyszczerzył się Lafri.
Doktor przez moment mruczał coś pod nosem.
-A dasz mi swój kręgosłup?-zapytał w końcu z nadzieją.
Lafri poczuł, że pierwszy raz w życiu ktoś powiedział cos dziwniejszego niż on.
-Cały?
Despain kiwnął głową.
-A będę mógł tu do ciebie wpadać?
Despain ponownie kiwnął głową.
-Bleeeee!-Lafri pokazał język i po kilku akrobacjach usiadł normalnie-Nie dam, mój kręgosłup. Masz swój, to nim się baw.
Despain zrobił smutną minkę.
-Ale i tak będę cię odwiedzać-wyszczerzył się czarnowłosy. Skoro Sing będzie teraz zajęty Leerem to on też musi sobie znaleźć jakąś rozrywkę, a to wygląda obiecująco.
Despain uśmiechnął się podstępnie.
-Tak właściwie, to jak ty się nazywasz?
-Lawrence Annihilation. Ale wszyscy mówią mi Lafri.
-TEN Annihilation?
-Nie, to brat ojca. A co?
-A nie, nic takiego.-Nayki z zadumą wpatrzył się w miniaturowy kościotrup służacy mu za przycisk do papieru-Więc zamierzasz mnie odwiedzać, jak to ująłeś, tak?-chłopak przytaknął-No to może opowiedz mi o swoim dzieciństwie. Czy byłeś traktowany z należytą troską i zainteresowaniem?
-Hę?
-Bo chyba niedopieszczony jesteś, że z miejsca postanawiasz tu przyłazić.
-No wiesz, niedopieszczony... Nie spodziewałem się, że chcesz od razu zacząć w te klocki...-uśmiech Lafri'ego był bardzo jednoznaczny.
Doktor westchnął i policzył spokojnie do trzech, skutecznie omijając dwa.
-Właściwie to po co ty tu przyszedłeś?
-Mówiłem: nudzę się.
-I to naprawdę wszystko?
-No... tak, ale to i tak całkiem sporo, nie?-czarnowłosy z ociąganiem zszedł z fotela i spacerował po gabinecie.
-Sądziłeś, ze wyleczę cię z nudy i znajdziesz sens życia?
-Prawdę mówiąc to zwyczajnie nigdzie nie było akurat imprezy i znalazłem ulotkę. Jakieś dwie godziny temu.
-Aha.-słabo odpowiedział doktor poprawiając okulary.-No to spadaj, młody. Mam robotę.
-A, a, a, a!-pokiwał mu palcem przed nosem Lafri-Nie ma tak dobrze. Spodziewaj się mnie tutaj codziennie.
Przez moment mierzyli się wzrokiem. Lafri z wyszczerzem, a Nayki z determinacją.
-Dobra, rób sobie co chcesz, jak tak cię to kręci. A teraz zawołaj mi następnego depresanta i do widzenia.
Lafri podszedł do drzwi, otworzył je i już miał kiwnąć na brązowowłosego faceta, gdy nagle sobie o czyms przypomniał i zawrócił.
-Zapomniałbym już...-mruknął podchodząc z uśmiechem do Despaina.

Campbell spojrzał zdziwiony na uchylone drzwi. Czemu ten chłopak stamtąd nie wyszedł? Podszedł do drzwi i ostrożnie wszedł do gabinetu. Czarnowłosy właśnie brał od jakiegoś szarowłosego młodego faceta kartkę z jakimś rozpisem. Mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi co też by to mogło być, gdyz skupił całą na rozmowie, którą miał przyjemność słyszeć i nawet widzieć.
-Dzięki, doktorku. Wpadnę na pewno.
-Tak, tak, jasne. Żegnam.-potencjalny doktor machnął ręką i oparł się o biurko.
-O, jeszcze coś...!
I mniej więcej w tym momencie Campbell przyrósł do podłogi i nawet nie drgnął, patrząc jak czarnowłosy chłopak namiętnie całuje psychologa, który wyglądał na równie tym zaskoczonego, co przypadkowy obserwator. Dopiero, kiedy posiadacz czarnej koszuli oderwał sie od ust szarowłosego, ten zareagował.
-I kto tu zaczyna 'w te klocki', co?
Taka reakcja jeszcze mocniej wbiła Campbella w podłogę. Dlatego też nie był w stanie się odezwać, gdy chłopak wychodził.
I tym oto sposobem jego plan zaproszenia młodego na wieczór wziął w łeb.
-Ekhem-psycholog poprawił okulary i odgarnął włosy za ucho.-W czym mogę panu pomóc?
Campbell przez dłuzszą chwilę wpatrywał się w całkowicie opanowany uśmiech szarowłosego.
***
Sing podał Leerowi i Lafri'emu szklanki z sokiem.
-Pocałowałeś go, a on nic?
-No mówię, że oddał, ale ani mnie nie odepchnął ani nic w tym stylu.
-Ty to masz fuksa...
-A właściwie to wiedziałeś, że ten facet na was patrzy?-odezwał się brązowowłosy chłopak.
-Od początku. Zresztą już w poczekalni tak się na mnie gapił, jakbym nago siedział. Ale miałem ubaw. O mały włos, a roześmiałbym mu się w twarz.
Sing i Leer zgodnie pokręcili głowami. Cały Lafri.
-Więc kiedy następna wizyta?-zapytał Sing z szerokim wyszczerzem.
Lafri przyjrzał się kartce, którą dostał od Despaina.
-Jutro, od 10 rano.
-I co, sądzisz, że zwleczesz się z łóżka tak wcześnie?-zakpił Leer.
-Zostaniesz dzisiaj na noc, Lee-kun?
-Zmieniasz temat... Ale chyba tak, mam temu idiocie do opowiedzenia sporo rzeczy.
-No to wy mnie obudzicie.
Leer nie od razu załapał, a Sing zakrył usta dłonią, by się nie roześmiać.
-No, śpię tu, w salonie, więc twoje krzyki z sypialni na pewno usłyszę.-Lafri spokojnie siorbał soczek.
-Krzyki...?-niepewnie powiedział długowłosy chłopak.*
-Acha, podczas waszego namiętnego seksu.
Lafri w ostatniej chwili odsunął się przed lecącą szklanką.
-Oj, Lee-chan, co się tak zaraz denerwujesz? Przecież on nic złego nie powie...-Sing nie miał tego szczęścia i oberwał pomarańczą.-Au...
-Zamknijcie się obaj! IDIOCI!!!
-Co prawda to nie grzech.-Lafri wystawił mu język.
Leer zacisnął pięści.
-NIE będę się seksić z tym DEBILEM!!!
-Nie?-Sing wyglądał na zranionego.-Ale dzisiaj...przecież my już nawet...-łzy stanęły mu w oczach.
Leer trzasnął się dłonią w czoło.
-Co za cholerni kretyni...-mruknął pod nosem.
***
*tak, wiem, że oni wszyscy w sumie mają długie włosy, ale Leer ma najdłuższe i do tego zaplata je w warkoczyk^^ sięga mu on do pasa^^ (TAK, to JEST aluzja do DuoXD zresztą każdy wie, jak ja lubię GWinga^^)