Adventures of sweetboy in fashion 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 14:17:08
O ranyXD Ta część dłuuugo mi się tworzyła w główce aż w końcu napisałam coś zupełnie innego niż planowałamXD bajer, nie?XD a zresztą-czytać i nie marudzić^^ No i oczywiście dedykacja-tym razem dla Nati-chan, dzięki niej to wreszcie czytacie^^', oraz dla Setsa, Jashiątka i Schuiśka^^(thx za primoolka^__^) A poza tym-ta część strasznie mi się podoba^^

primea(primea@poczta.onet.pl)



***



O, proszę, Toshi już po mnie przyjechał! Szybko, myślałem, że będzie tak z piętnaście minut później..buuu..nawet kakałka nie skończyłem...hmmmmm...ciekawe po co się tak śpieszył? A zresztą, dzisiaj jest jeden z najwspanialszych dni w roku! WALENTYNKI!!! Yuppi yuppi yuppiiiiii!
-Siema, Mitsu-kun.
O, Toshi już jest w domu? wow, szybki faktycznie. No to może ja przestanę skakać tak po kuchni?
-Cześć Toshi, co tak wcześnie?
-Chcę się przedrzeć.
-Hę?
-Chcę się przedrzeć.
Nic z tego nie rozumiem. I Toshi chyba wyczytał to z mojej yntelygentney twarzy.
-Przez prezenty dla ciebie. Dzisiaj walentynki, więc całe twoje biuro i garderoba będą tonąć w prezentach. A ja głęboko wierzę, ze jeśli wyjedziemy nim listonosz to wszystko wniesie to damy radę jakoś sie tam dostać.
-Te, dobry pomysł nawet, ale nie wiem czy się uda. Po ostatnim wydaniu mojego nowego photobook'a nawet w domu mam cały pokój poczty.
-Oh...ale mi przykro. Pocieszę cię, że nie masz na dzisiaj żadnych spotkań z fanami i możesz sobie to spokojnie poczytać.
-Poczytać? Dobra.....ale co ja mam zrobić z tymi prezentami walentynkowymi? Pół biedy słodycze ale co z biżuterią i bielizną jakie dostaję? Żeby to jeszcze była męska, a tam same bikini.....buuu....co ja mam z tym wszystkim robić? Chyba zacznę sprzedawać do sklepów...
-......................................
-Ojejku no...co z tym zrobić...?
No co? Jestem absolutnie poważny, naprawdę nie wiem co z tym robić. A tak chociaż bym zarobi. Albo nie, nie wypda, a co tam, darmo moge rozdać, byle się tego pozbyć. Zgłaszać się prosze, rozdaję damską bieliznę i biżuterię!
-Rozumiem więc, że nie chcesz nic więcej?
Eh? Toshi? Czy mi się tylko wydaje czy jesteś rozczarowany? Dziiiiwneeee....
-No, wiesz... a tam, jedźmy już lepiej.
Mój wrodzony wyszczerz i już po chwili jedziemy. Brrruuuum.....brruuuum....rany, ale jestem rąbnięty, żeby sobie we własnych myślać naśladaowac silnik....cóż......a, nieważne! O, już jesteśmy na miejscu.
-Hej, masz, ja jeszcze muszę zaparkować a ty już idź.
Hm? Toshi prawie mnie wypchnął... i dał mi to pudełeczko. Ciekawe co to? Hm, z zewnątrz wygląda jak pudełeczko. Białe, takie milusie w dotyku....hmmm...zupełnie jak opakowania prezentów od jubilera, ciekawe, co to? Hm, może bomba? Albo ekskluzywnie zapakowana prezerwatywa...? Nie, jakich by nietypowych pomysłów Toshi nie miał, to coś takiego tylko i wyłącznie ja mógłbym wymyślęc. Więc co to jest? A, dobra, teraz idę do biura. Znaczy, mam nadzieję, że do niego dojdę. O, Maxiu dzsiaj stoi przed drzwiami....dobra, to narazie to pudełeczko schowam sobie do bluzy, potem zobaczę co to. Ołki, przechodzę koło Maxia, oczywiście z wysoko uniesioną głową i seksownym ruchem bioderek. A co sobie będę żałowac, dzisiaj walentynki...
-Siema, Maxiu.
I mój wyszczerz. O, popatrz ty się...Maxiu się zarumienił.... i jakoś dziwnie na mnie popatrzył....hej, Toshi? Jakim cudem zdążyłeś już zaparkować? I czemu teraz mnie tak szybko obiąłeś ramieniem i ciągniesz do środka i czemu....CHOLERA NO!! Co tu się dzieje?! Najpierw Maxiu się rumieni, potem przychodzi Toshi i mnie obejmuje jak swojego chłopaka a Maxiu robi do nas minę a'la wściekły pies i Toshi mnie wciąga do budynku i Toshi ślicznie dzisiaj pachnie i jest milutki w dotyku i widzę jak wwożą do mojego biura na górę te wszystkie pakunki i listy i już sam nie wiem co się dzieje..
-Toshi? Co się stało?
-Hm? A, tak, sorry.
Toshi momentalnie zabrał ręką, jakbym go parzył albo co...no wstydziłby się....
-Nie no, to mi nie przeszkadzało, tylko nie wiem, czemu mnie tak szybko zabrałeś od Maxia?
-Cóż.....może i jest on dobrym ochroniarzem ale po jego i mojej ostatniej rozmowie mam parę zastrzeżeń, po prostu nie kręć zbyt blisko niego, ok?
-Nie rozumiem.
-Nic dziwnego.... a zresztą, lepiej zajmij się teraz tym.
Toshi wskazał na moje biuro. Popatrzyłem na nie i się przestraszyłem. Na drzwiach kartka z napisem "Przyjdę trochę później. PS. Przyprowadzę Yunmę, -Naoko" a wewnątrz normalnie stosy listów i paczek. Ludzie ratujcie...
-Ne, Toshi?
-Taa?
-Mogę dzisiaj posiedzieć w twoim biurze?
-Czy ja wiem..... w sumie to tylko byś przeszkadzał....nic z tego nie będe mieć i wogóle....
-To-chan? Ploooooosięęęęęę???
Oczka małego słodkie szczeniaka i zranionej sarny to nic w porównaniu z proszącymi oczkami Mitsu, znaczy się moimi w tej chwili.
-No dobra, ale masz tu zrobić porządek, nie przeszkadzać mi, pracowac a nie się obijać i robić mi kawę.
-Czuję się jakbym miał być twoją sekretarką.......
-Cóż....w zasadzie nigdy nie miałem sekretarki.....ale tak, chyba można to tak nazwać. Masz prawo czuć się wykorzystany.
I z czego ty się, Toshi, cieszysz, co? To ja będę musiał tą górę przewalić i ci mnie nie żal...? Bez serca jesteś normalnie no...
-Dobra, to chodźmy najpierw do ciebie, potem pójdę na zdjęcia a później to uprzątnę, oki?
-Jak sobie chcesz.

***


Naoko jak napisał, tak zrobił. Przyszedł trzy godziny spóźniony...chyba wolę nie wiedzieć czemu... całe szczęście, że te wszystkie późniejsze przyjścia i wcześniejsze wyjścia (naturalnie w towarzystwie pewnego rudzielca do niedawno zakochanego we MNIE) nie przysłoniły mu obowiązków i wszystkie papierki wypełnia jak trzeba. No, przynajmniej nie mam problemów z podatkami... Ale plecków mi ani raz nie umył... Pewnie dlatego, że jego sypialnia to tylko na przetrzymywanie ciuchów mu służy i góra ze trzy razy tam nocował....ten młody to nieźle puszczalski jest albo u Yunmy mają większe łóżko... A może lepiej nie będę o tym więcej myśleć... O, Naoko wpadł na sesję. Dobrze, że mam przerwę i mogę założyć coś poza skórzanymi szortami, rękawiczkami i podkolanówko-kabaretkami...się znaczy szlafroczek na to, bo za pięć minut koniec przerwy...
-Heja, Nao-chan.
-Siemka Mitsu, wiesz co mam?
-Hmmm...Yunmę?
-Nie o tym mówię! Mam bilety na koncert!! Rockowy!! Superaśny!!
-A kto gra?
-Nie uwierzysz!
-Taa?
Narazie nie wiem jeszcze w co miałbym nie uwierzyć...
-Wspaniały, jedyny, niepowtarzalny... Elji !!
-SERIOOO?!
-AHA!! I mam 6 biletów!! Yunma pogadał z kim trzeba ja mu trochę pomogłem i jutro idziemy na ten koncert! A jakie mamy dobre miejsca! W pierwszym rzędzie!
-Heh? Rzędzie...?
-No, bo dla wyższych sfer ustawią ławki z przodu. Wiesz, taki koncert dla bogaczy to i wygody muszą być.
-Hm, no tak, tylko czemu JA nic wcześniej o nim nie wiedziałem?!
-Bo dopiero wczoraj ogłoszono, że będzie a do rana już nie było, przynajmniej oficjalnie, biletów?
-Hm, taak, to by mogło wszystko tłumaczyć.
-To jak? Rozumiem, że chcesz iść?
-Pytanie.... Elji to mój kumpel!
-Dobra, to masz tu cztery bilety, dwa zostawiłem sobie i Yunmie, a z tymi rób co chcesz.
-Ekstra! Wiedziałem, że warto było cię zatrudnić.
-No, się wie.
I tyle Naoko widziałem. Hmmm....od trzech...nie, czterech lat nie spotkałem Elji'ego. Wyjechał za granicę i jakoś tak nie miałem nigdy czasu do niego zadzwonić. Dziwne tylko, że i on nie zadzwonił... no cóż, pewnie jak zwykle zgubił numer...taaaa....w tym jednym zawsze byliśmy podobni.
-Hej, Mitsu, zaczynamy!
O, Jean mnie woła.
-Dobra, idęęęęę!
Idę, to idę, trzeba zwlec się z fotelika i w drogę.
-Hej, Jean?
-No?
-Planujecie coś z Marthem na jutrzejszy wieczór?
-Cóż, w zasadzie to nie...
-No to załatwione! Masz tu dwa bilety na koncert Elji'ego, spotykamy się o szóstej przed moim domem i jedziemy wszyscy, ok?
-JASNE! Mitsu, jesteś wielki!!
Ojej, ale on szczęśliwy, aż mi się rzucił na szyję z radości...hm, jestem wielki? No bez przesady, jako model musze być dość wysoki ale choćby Toshi czy Marth, że o Maxiu nie wspomnę, są ode mnie sporo wyżsi. A Jean to chyba jest tego samego wzrostu co ja...hmmm...tak, tego samego....
-O, Marth, hej!
-C...co wy robicie...?
-A...! A...! Marth! Marth, kochanie, to nie to co myślisz! Serio! Bo...bo Mitsu...on mi...i ja...!
-Dałem mu bilety dla was dwóch na jutrzejszy koncert Elji'ego.
Ah, ta scena wprawdzie była cudownie nieporadna i wogóle słodka ale nie mam serca patrzeć na tak wytrąconego z równowagi Jeana....pierwszy raz go widziałem w takim stanie...jej, ale oni są dziwni...
-Na TEN koncert?! RANY! MITSU DZIĘĘKIII!!
Tya...Marth to samo...aż mi całą twarz wycałował z tej radości....ciekawe, kto teraz wpadnie...
-E...co wy robicie...?
...no taaak....
....Toshi...
Wiedziałem, WIEDZIAŁEM, że akurat teraz akurat ON tu przyjdzie....to po prostu było pewne... jak w kiepskich filmach, gdzie wszystko da się przewidzieć... Mam tylko nadzieję, że teraz Marth nie będzie się tłumaczył....jestem dorosły, on też, a Toshi nie jest moim chłopakiem więc...
-A! To...Toshi!! M...miło cię widzieć...eee..my tylko..ten no...eee....
........
...........
..................
ta, bo prawie uwierzyłem, że sobie darują te teksty...co za świat...
-Hej, Marth, spokojnie, czemu mi się tłumaczysz?
-E, no bo wy chyba....tego....jesteście ze sobą, nie?
-CO?!
-ŻE JAK?!
.....


..........


...............


!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ja normalnie zaraz padnę na podłogę ze śmiechu....zresztą Toshi też się już za brzuch trzyma....geez....ale nuumeeeeer! Ja z Toshim...
-BUAHAHAHA!!
Ciekawe, skąd mu się takie myśli wogóle we łbie biorą....lubię gościa, ale ten tekst to mógł sobie darować....Przecież on dobrze wie, że praktycznie co noc mam kogoś nowego....Znaczy nie to, że ja bym nigdy nie chciał z Toshim nic ten-tego i tamtego ale my po prostu do siebie nie pasujemy. Znaczy, ja nie pasuję do niego, o, bardziej trafne. Toshi od jakichś trzech miesięcy zachowuje się jakby miał już kogoś na oku i dość poważnie o tym myślał, co wnioskuję z chwilowych zagapień na coś i nie reagowania na wołanie innych.... albo zwyczajnie się nie wysypia i opanował do perfekcji drzemkę z otwartymi oczami w dowolnej pozycji... hmm...tez możliwe..... skoro potrafi tak spać zawsze i wszędzie z zamkniętymi ślicznymi ślepkami, to może ewoluował? Ale fakt faktem, że mnie tam Toshi nie chce, a ja głęboko wierzę, że też już go nie chcę. No, chyba.... A tymczasem nie będę się wyróżniać i skoro Toshi się śmieje to i ja.
-Ale....Marth? Skąd ci to przyszło do głowy? Przecież Mitsu...o rany.....hahaha....on nie umiałby być z jedną osobą dłużej niż tydzień, a ze mną to już szczególnie...hahahaha...!
-No ale...wy...teges ten teges no...tak się zawsze razem trzymacie, razem chodzicie na imprezy...
-Bo Toshi pilnuje żebym się za szybko nie upił, tylko on ma na tyle mocna głowę, heh...
-A dziś przyszliście tacy objęci i ty bez przerwy u Toshiego siedzisz i Yunma opowiadał swoje urodziny i no jakoś tak zawsze myślałem, że kto jak kto ale wy to tworzycie idealną parę więc nie mówcie, że to nieprawda, no a poza tym to na pewno Toshi też będzie na koncercie, nie?
-A rany! Zupełnie zapomniałem! Naoko kazał mi to rozdać i wam dałem, a do Toshiego nie miałem jeszcze czasu pójść bo mnie Jean zawołał i....a co tam! Toshi, jutro o szóstej koło mnie, bierzemy mojego jeep'ka i jedziemy w sześciu na koncert Elji'ego.
Uff....powiedziałem to tempie pędzącego tramwaju....uff..aż mi się język spocił...
-...hę? Możesz się zriplejować, Mitsu? Bo tylko przecinki zdążyłem załapać....
-No widzisz Mistu? I tak miałeś w planie go zaprosić, nie? Znaczy-myslisz o nim. Jak na mój gust to jednak coś z tego jeszcze będzie...
-Tya...Marth ma rację, wy dwaj jesteście dla siebie po prostu stworzeni!
-Eee....wiecie co...wy chyba za dużo sfermentowanego soczku żeście wypili, nie? Chodźmy lepiej skończyć sesję! Muszę jeszcze dzisiaj po sklepach połazić, żeby mieć w czym jutro iść! No, ruchem, ludzie, ruchem!
Af, dobra je, udało mi się ich wepchać do studia, Toshi stwierdzł, że ma coś do załatwienia i poszedł, a ja mam nadzieję, że Marth i Jean dadzą sobie spokój z tymi insynuacjami, naturalnie niecnymi-a co, bo jeszcze się rozmarzę i będzie kłopot... Dlaczego ja jestem takim romantykiem i miałem nadzieję, że Toshi nie zaprzeczy tak od razu...? Chociaż z drugiej strony....teraz To-chan nic nie powiedział tylko ja zacząłem o soczku paplać..... hmm.....tego......jeśli dalej będe o tym mysleć to mój wrodzony talent do wyolbrzymiania wszystkiego da mi się mocno we znaki i jeszcze....WRONG!! WRÓĆ!! Miałem o tym NIE myśleć! Bruffbuburuffuf! No, już lepiej, to teraz powinienem skupić się na zdjęciach i uśmiechu.

***


Aaaaaaach.......ale fajowsko.....siedzę sobie koło wentylatorka w biurze Toshiego.....i odpoczywam po sesji.... Kto nigdy nie był modelem ten nie zrozumie, jaka to męczarnia.... Hm, nawet nie wiedziałem, że i Toshi tyle tego dostaje.... Pod ścianą ma dwa pudła po telewizorach zapchane walentynkami.... cóż.... a tylko jednemu pismu pozwolił na wywiad z sobą i kilka zdjęć do niego.... Nie wiem czemu on nie lubi tych wszystkich wywiadów.... mógłby ich udzielać tyle co ja, bo wszyscy chcą poznać mojego menagera, prawnika, podręcznego ochroniarza i najlepszego kumpla w jednym.... Ale może i tak mu wygodniej. Przynajmniej w jego biurze jest gdzie siedzieć. Tya, jeden wywiad i dwa wielgachne pudła.... Ja bez przerwy w tych wywiadach itepe siedzę i w mojej garderobie (bo o biurze nie wspomnę) nie mogę znaleźć wolnego miejsca, żeby się przebrać i muszę w toalecie... ale kanał... W zasadzie to po co mi to biuro...? Hmmm... A tak, zapomniałem, Naoko musi mieć gdzie wypełniać niektóre papierki (znaczy-Toshi powierzył mu jakieś 3% swoich obowiązków a młody już twierdzi, że zapracowany......) i umawiać się na szybkie numerki z Yunmą, no i ja tam czasem wywwiadów udzielam....a od czasu do czasu to tam sobie odpoczywam albo też papierzyska wypełniam.....po co ich ludzie tyle nawymyślali...? A zresztą.... nie będę się przejmować głupstwami...ważne, że teraz siedzę sobie na kanapie w biurze Toshiego, obok brzęczy wentylatorek a Toshi coś pisze.... ale mi tu fajnie, mięciutko... No nic, pasowałoby trochę kości rozruszać bo jeszcze tu usnę...
-Mrrrraaaaauuummmmrrrmmmmm..........
Łaaaaaach...uwielbiam mruczeć jak się rozciągam.... Ciekawe czemu Marth zawsze twierdził, że to wygląda rozkosznie a potem niespodziewanie musi gdzieś wyjść a po powrocie ma mokrą głowę...? Eee tam....
-Eh? Na co patrzysz, Toshi?
Em...chyba nie na mnie, co...?
-A, nie, nic, nic...
-Chcesz kawy?
-Jeśli chce ci się robić, to poproszę.
-Dobra.
Okej, udało mi się wstać, chociaż tam mięciutku, milutko i wygodnie, to i kawę dam radę zrobić. W końcu wystarczy ją przelać do kubka z ekspresu, tyle chyba potrafię. Tak myślę. O ile to coś co się tworzy w mojej łepetynie można nazwać myśleniem...
-To-chan, twoja kawa.
-A, dzięki.
Hm, chyba faktycznie ma dość dużo pracy, skoro nawet na mnie nie spojrzał tylko czegoś szuka na kompie.
-Ne, a co właściwie robisz?
-Staram się przesunąć ci sesję na jutro, żebyś pojutrze miał wolne.
-Co? Ale czemu?
-Znasz Elji'ego tak dobrze jak ja, więc wiesz, że po koncercie będzie impreza... a ty po czymś takim nie nadajesz się do pracy.
-Oh...To-chan, dzięki, nie wiedziałem, że tak o mnie dbasz...
-Po prostu jestem praktyczny. Kiepska sesja to brak forsy a ja chcę sobie podrasować to czerwone Lamborgini...
-Jejku, to fajne? Ono jest świetne!
-Wiem, i dlatego chcę je jeszcze ulepszyć.
-Ze wszystkich twoich samochodów najbardziej lubią tamto Lamborgini i ten bordowy coś, którym mnie wozisz do pracy.
-Nic dziwnego... tymi dwoma jeździsz ze mną najczęściej.
-Nyaaa...a jak podrasujesz Lamborgini to co będziesz z nim robił? Podrywał na niego laski czy chłopaków?
-Hmmm.... szczerze mówiąc miałem nieco inne plany co do tego samochodu, ale ciekawy pomysł.... jakieś 99% panienek poleci na takie autko...
-To weź ty mi wreszcie powiedz, czy ty jestes bi czy hetero, czy homo czy jak, bo ja już nie wiem. Stawiam na bi, ale strasznie się przechylasz w stronę hetero.
Toshi ma wybitny talent do robienia zaskoczonych min BEZ krztuszenia sie kawą....a ja zawsze się dławię... doprawdy no....
-Cóż, niespodziewałem się takiego pytania od ciebie...
-Daruj sobie, czysta ciekawość.
-Zawsze myślalem, że hetero ale ostatnio zdecydowanie bi. Za sprawę pewnego niesamowicie ślicznego chłopaka...
I czemu ty się do mnie szczerzysz w takiej chwili, co?! Toż to ja pogrzeb wyprawiam sobie.... moje najnajnajśmielsze marzenia pozwalały mi wyobrazić sobie, że może kiedyś, ale nigdy w to nie wierzyłem....a tym tekstem przybiłeś mi gwóźdz do trumny.... eh, straciłem już wszelką nadzieję...
-A znam go? Hm?
-No....możliwe, tak, chyba znasz. Ale więcej ci nie powiem. Muszę wracać do pracy, ok, co na jutro jest zaplanowane...hmmm....
Ale skubaniec zręcznie zmienił temat.... czy on to robi specjalnie, żebym był zazdrosny i przybity? No to proszę bardzo, najwyżej sam pójdę na zakupy, nikt mnie podwozić nie musi.
-Ne, Toshi, ja idę, bo zamkną wszystkie sklepy za trzy godziny.
-Coś ty, tobie zawsze otworzą. Przecież wykupujesz połowę towaru.
-Tya, jasne. Długo ci jeszcze zejdzie?
-A z godzinę?
-Hm... Marth i Jean już wybyli, Naoko z Yunmą nie mają prawa jazdy jeszcze.... najwyżej Maxiu mnie podrzuci, oki, wezmę sobie kilka pudełek czekoladek z biura i idę, nar... Hę?
No popatrz ty się... W sekundzie już zamyka teczkę z papierami i otwiera drzwi....whoa...
-W zasadzie to skończyłem, resztę mogę zrobić jutro. No co? Jedziesz?
-A...tak, jasne, jasne!
Jeju, ale dostał przyśpieszenia.... może myślał, że sam zjem wszystkie czekoladki? No przecież mnie zna i wie, że zawsze sie z nim podzielę... Eh, nigdy go nie zrozumem...


***