Kiedy wszystko się zmienia 10
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 18:49:48
***
Obudził się na podłodze, leżąc na czyimś torsie. Podniósł głowę i natychmiast tego pożałował. Wredne trolle obudziły się z długiego snu i zaczęli walić swoimi młotami we wnętrze jego czaszki. Zaklął szpetnie, próbując usiąść, co nie bardzo mu wychodziło. Tors na którym leżał okazał się należeć do Artura. Przy nogach chłopaka, leżąc na plecach, spał Kieł, chrapiąc głośno niczym pijany drwal. Zauważył, że koszulka, którą miał na sobie, znikła w jakiś tajemniczy sposób z jego ciała i odnalazła się, wisząc sobie bez stresowo na żyrandolu. Po dłuższym zastanowieniu, przypomniał sobie, że w czasie zabawy, sam ją ściągnął i tam cisnął. Doszedł do wniosku, że na dłuższy czas wystarczy mu drinków, zdecydowanie źle na niego wpływały. Podniósł się chwiejnie na nogi, pomaszerował do łazienki. Wsadził głowę pod zimny prysznic, z nadzieją, że minie mu to okropne dudnienie. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, kiedy próbował utopić się pod prysznicem, było dobijanie się kogoś do drzwi. Przecież wszyscy powinni jeszcze grzecznie spać, w salonie na sofach, albo na podłodze!
- Czego! - warknął, otwierając z impetem drzwi. Na progu stał Zeke, jak zwykle pierwszy obudzony, świeżutki taki, jakby przespał całą noc, a nie hulał na parkiecie z Mattem, wlewając w siebie piwo i w końcu dobierając się do swojego kochanka na stole w jadalni. Dlaczego on nie miał takiego fajnego faceta? Do niego dobierał się tylko Will.
- No ślicznie mnie witasz, ja też cię kocham - mruknął Zeke, wręczając mu kilka tabletek i szklankę czegoś o podejrzanej, wściekle pomarańczowej barwie i pachnącego jakby uprano w tym skarpetki. - wypij, wypij pomoże na tego twojego kaca giganta. - poklepał go lekko po plecach, widząc zmarszczkę bólu widoczną między brwiami. - opierdzielę chłopaków, że tak cię spili.
Lucas, wziął pigułki do buzi, zatkał nos i szybko wypił to paskudne lekarstwo. Miał nadzieję, że mu pomoże, inaczej powiesi się na najbliższym drzewie.
- Dzięki - mruknął tylko i wrócił pod prysznic.
O dziwo, połączenie obrzydlistwa z pastylkami mu pomogło i w ciągu godziny, był zdatny do życia, podobnie jak reszta hulaczego tatałajstwa.
Wyszedł z domu i skierował się jak zwykle nad jezioro. Słońce stało już wysoko i mocno grzało. Powinienem wziąć okulary przeciwsłoneczne - pomyślał. Doszedł do pomostu i w tym momencie zaczął przeraźliwie krzyczeć.
Powietrze stało się nieruchome, zamilkło wszystko w około, wydawało się, że wszystko nagle zamarło, jakby czas stanął w miejscu. Jedynym przejawem życia w tej chwili wydawał się być wrzask, wydobywający się z gardła rudzielca.
Na pomoście w niewielkiej kałuży krwi, leżał chłopak. Był całkowicie nagi, pokryte zaschniętą krwią ciało, leżało powyginane pod niezwykłymi kątami. Całą skórę miał poprzecinaną głębokimi ranami i upstrzone siniakami. Oczy chłopaka nie istniały, wpatrywał się w niebo krwawymi, pustymi oczodołami. W usta otwarte na granicy wywichnięcia szczęki, miał wepchniętą kulę papieru. Nad zwłokami unosiły się roje much i metaliczna woń krwi. Lucas opadł na kolana. Już nie krzyczał, patrzył tępo na zwłoki, oddychając spazmatycznie. Wilk, popiskując cicho lizał go po twarzy starając się dodać otuchy i odwrócić uwagę od okropnego widoku.
- Znowu się spotykamy, panie Germain - powiedział, wysoki mężczyzna, wyjmując z kieszeni notes. Kobieta obok niego, zrobiła to samo.
- Ja nic nie rozumiem. Ja nic nie wiem. - szeptał kilkanaście minut później, siedząc na sofie, objęty ramionami Artura i Zeke'a. - poszedłem nad jezioro i on tam leżał, po prostu tam leżał. Kto mógł zrobić coś takiego? - potrząsnął głową, jakby starał się wyrzucić z niej wspomnienie, zabitego chłopaka.
- No właśnie o to chcielibyśmy panów spytać. Czy któryś z was, widział coś niezwykłego? Coś niepokojącego? - spytała kobieta, spoglądając na mężczyzn, zgromadzonych w salonie.
- Albo inaczej. Który z was zabił tego chłopaka? - warknął mężczyzna.
- Harry! - wykrzyknęła porucznik Creig. - Przepraszam za niego, czasem go ponosi.
- Całą noc byliśmy tutaj. Wszyscy. Urządziliśmy sobie imprezę i nie słyszeliśmy nic, co działo się, lub mogło dziać na zewnątrz. - powiedział Zeke.
- Ale na dalsze pytania, nie musimy odpowiadać, bez odpowiedniego nakazu - powiedział farbowany murzyn, podchodząc do inspektorów. - Graham Fleweling, adwokat. - wręczył kobiecie wizytówkę.
- To wygodnie mieć przyjaciela, krwiopijcę, prawda? - burknął mężczyzna, zwracając się do Lucasa. - w takim razie do zobaczenia. Spotkamy się szybciej niż mogą się panowie spodziewać. Do widzenia.
- Liczę na to - Graham wyszczerzył zęby w drapieżnym grymasie, a Kieł mu zawtórował, warcząc głucho. - Do widzenia.
Nastrój poprzedniego wieczora pierzchł jak mydlana bańka, pozostawiając po sobie mgliste wspomnienie, przytłoczone ciężkim odorem śmierci. Żaden z mężczyzn nie potrafił pojąć, kto uwziął się na nich. Najpierw Lucas, teraz ten chłopak. Wszyscy widzieli nieszczęsną ofiarę i wszyscy zauważyli podobieństwo jego do ich przyjaciela. Rude włosy nieżyjącego, miały aż nadto podobny odcień do niego, był też podobnie zbudowany. Mógł to być zwyczajny przypadek, a równocześnie mógł to być jakiś znak, sygnał, wiadomość od mordercy.
Lucasowi było wszystko jedno, co to jest. Wiedział tylko, że zginął młody chłopak, podobny do niego samego. Wiedział, że mógł być na miejscu tego chłopaka, że mógł leżeć na tym pomoście, pocięty, z wydłubanymi oczami. I wiedział, że tego widoku, nie zapomni do końca życia.