Pocałunek śmierci prolog
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 09:36:24
PROLOG


Kiedy czarne, mroczne chmury wypuściły w końcu jasną poświatę księżyca, ta jak latarnia rozświetliła podwórze nie pominąwszy pewnego ciemnego miejsca wśród drzew, które nie mogło już stanowić wiarygodnej kryjówki dla dwóch chłopców.
- Raczej nie powinniśmy tego robić... Poza tym sądzę, że tam jej już nie ma...
- Boisz się? - spojrzał na niego niemalże z pogardą - Nie mogę wrócić, nie upewniwszy się. Wreszcie nadarzyła się okazja na którą tak długo czekałem. Urodziłem się dla niej, to pewne! To jak przeznaczenie. Wystarczy tylko spojrzeć na moją twarz... - Wychylił się i księżycowa poświata oblała jego buzię srebrzystym blaskiem. Wyglądał jak leśny duszek - Nie zostałem tak stworzony bez powodu - mówił niemalże z uniesieniem. - Już raz otarłem się o śmierć... tuż po moich narodzinach! Chcieli mnie zabić, bo byłem za ładny! Tchórze obawiali się, że mogę ściągnąć na nich nieszczęście. Teraz się nie boję. Wierzę, że nic nie dzieje się bez powodu, mama wciąż to powtarza.
- Ilijo,... ale to demony... pożerające ludzi! Zjedzą nas jak tylko zobaczą! Ona też! -Spojrzał z drżeniem w stronę karczmy. Akurat zapaliły się dwa światła. Czy gospodarze jeszcze żyli?
- Głuptas! Nie słuchaj tego, co ci powtarza nasz ojciec! One nie pożerają ludzi! Chociaż fakt, podsłuchałem coś o wysysaniu życia, jednak... - zmrużył oczy, przerywając sobie chwilową ciszą - to nie jakieś tam dzikie bestie! Poza tym plotka z drugiej ręki. Któż to może tak naprawdę wiedzieć... Jak, sam powiedz, jak coś tak pięknego, może być złe, no zastanów się...
Tak czy owak zabijają ludzi - pomyślał malec.
- Ja tylko słucham tego co mówią starsi... To znaczy... - Wiercił się niespokojnie - Poza tym, czy są piękni, tego nie wiem... byli przecież w kapturach, no nie?
Starszy chłopiec rzucił mu pełne niechęci spojrzenie:
- Jesteś głupi... Aż dziw, że łączy nas braterska krew... - Wstał wychodząc z ukrycia. Zorga wystartował za nim pociągnąwszy go za rękę. Ilijo wyrwał się.
- Oj przestań! Jak chcesz to wracaj! Ja muszę ją jeszcze raz zobaczyć. Czuję, że ją kocham! - wykrzyknął.
- Ona jest za stara dla ciebie!
Odepchnął go. Dziecko upadło na ziemię, z przestrachem wpatrując się jak tamten zmierzał w kierunku budynku. Jeszcze nigdy nie widział brata w takim stanie. Jakby ktoś rzucił na niego urok. Podniósł się i pobiegł za nim. Ilijo zatrzymał się przed oknem i wspinając na palce zajrzał do środka. Jego ładna, delikatna twarz rozjaśniła się w rozmarzonym uśmiechu. Zorga również chciał coś dostrzec, lecz był za niski by dosięgnąć. Starał się kilka razy podskoczyć, ale niewiele ujrzał.
- Jest taka majestatycznie cudowna... Właściwie wszyscy są piękni. Tak się cieszę, że mogę ich w końcu zobaczyć. Są urodziwszy niż opowiadano. Anioły!
- Podsadzisz mnie?
Nie odpowiedział. Wyminął go, kierując się w stronę drzwi.
- Zaczekaj! Chyba nie myślisz tam wejść! Pan Chedwik nigdy nas nie wpuści! Poza tym może ma kłopoty! Musimy powiadomić dorosłych, że oni tu są!! Musimy Ilijo!
- Nie zrobimy tego!! Chcesz narazić moją ukochaną?! - Zacisnął pięść. Jego oczy miotały ogniem.
- Ona jest demonem! Proszę chodźmy stąd... boję się...
- Właściwie możesz sobie iść. Oni polują tylko na ładne buzie. Zostałem stworzony dla mojej bogini. Jak dobrze, że matka nie zgodziła się mnie oszpecić!
- Dlatego nie powinieneś im się pokazywać!
- Nic mi nie zrobią! Jestem urodziwy! Wezmą mnie ze sobą.
Wpatrywali się w siebie z uporczywością. W końcu Zorga wyciągnął z kieszeni nóż.
- Weź go, dobrze?
Ilijo popatrzył na niego prawie ze wstrętem:
- Nie wezmę tego. Nie potrzebuję! Nie wiem skąd go zabrałeś, ale jak tylko ojciec się dowie to cię zleje. Wyrzuć to! - Uderzył go w rękę i nóż potoczył się z łoskotem po kamiennych schodach. Zorga utkwił w narzędziu wzrok, następnie cofnął się po niego. Podniósł go w momencie, w którym drzwi do domu pana Chedwika zostały otwarte. Natychmiast schował nóż do kieszeni płaszcza.
- Dzieci!! - usłyszeli krzyk pełen radości - Śliczne dzieci!
Zorga zamrugał z zaskoczeniem oczami. Czyżby ktoś właśnie nazwał go pięknym dzieckiem?
Ilijo wycofał się dwa kroki do tyłu, prawie wdeptując w młodszego brata. Jego twarz poczerwieniała ze wstydu, ponieważ przed nimi stała najpiękniejsza kobieta jaką świat stworzył! Płomienno rude włosy opadały na jej krągły, piękny biust, który niemal natychmiast przykuł ich uwagę. Zorga zacisnął ze wstydu wargi, pospiesznie odrywając spojrzenie od tego grzesznego miejsca. Jego zainteresowanie skupiło się na jej szklanych, lekko zwężonych oczach, które w półmroku wydawały się dzikie, niemalże zwierzęce, ale jednocześnie hipnotyczno zmysłowe. Wyglądałaby jak anioł, gdyby nie sposób w jaki patrzyła...
- Jestem Ita! Wejdźcie... poczęstuję was gorącą czekolad ą- uśmiechnęła się słodko, podchodząc do nich z wyciągniętą dłonią.
Młodszy chłopiec uczepił się brata, pociągnąwszy go w stronę podwórza. Kobieta spojrzała na niego. Jej źrenice przypominały pół księżyce.
-Ktoś jest nieśmiały...-Nieoczekiwanie znalazła się tuż przy nim. Ujęła go pod podbródek uważnie oglądając. Wyglądało na to, że całkiem nie źle widziała w ciemnościach. Zorga przerażało jej piękno. Bezwiednie zacisnął dłoń na trzonku noża. Tylko Ilijo zdawał się podziwiać tą nieziemską istotę. Ani na moment nie spuścił z niej wzroku. W końcu do niego podeszła .Ujęła jego dłoń, odciągnąwszy od Zorgi.
` -Ty ze mną pójdziesz, co? Jesteś taki ładny...Prawdziwym cudem jest spotkać kogoś takiego. Nie pojmuję rodziców, którzy oszpecają swoje dzieci, tylko po to, aby te nie stały się rzekomo ofiarami demonów. Przecież demony nie zabijają dzieci.
Natychmiast pokiwał głową.
-Jeśli chcesz, to ty też możesz z nami pójść...- zwróciła się serdecznie do młodszego.- Będziemy się fajnie bawić. Wolałabym byś z nami poszedł. Wejdź więc...- Było coś jednak rozkazującego w jej słowach, a przecież głos był tak delikatny i miły- Zmarzniesz na dworze.-Otworzyła szerzej drzwi. Światło oblało jej twarz, okazała się ona niesamowicie białą. Chłopiec skierował oczy ku wnętrzu domu z którego biło ciepłem i przytulnością. Zorga poczuł dziwne znużenie i potrzebę ogrzania się przed kominkiem. Najbardziej jednak pragnął wrócić do domu. Tylko jak mógłby zostawić brata?
- Śmiało kochanie...
Zrobił to... a każdy jego krok był niepewny i drżący. Czuł, że nie powinien był tego robić. Poza tym zastanawiał się jak zareaguje Chedwik, jak ich zobaczy. W końcu mężczyzna był przecież właścicielem jednego z najpiękniejszych i największych domów w okolicy. Osoby pokroju Ilijo i Zorgi nie miały tam miejsca. Nie ujrzał go jednak. Piękność zaprowadziła ich do salonu, gdzie znajdowali się pozostali... A było ich dwóch. Chłopiec potknął się o dywan omal nie upadając. Zawstydzony spuścił głowę oparłszy się o ścianę. Uniósł na nich zielone oczy, przyglądając się pospiesznie każdemu z osobna. Nie miał żadnej wątpliwości. To były demony. Jeden z nich siedział rozparty w fotelu i stukał drewnianą laską o czubek swojego czarnego buta na wysokim, ciężkim obcasie. Był nieziemsko przystojny, choć został już potraktowany siateczką zmarszczek i kilkoma siwymi pasmami na głowie. Jego oczy uśmiechały się do nich wesoło. Największą uwagę skupiał na ładniejszym dziecku.
Drugi mężczyzna dla odmiany okazał się bardzo młodym, równie przystojnym mężczyzną. Choć słowo ,,przystojny" było użyte tutaj niewłaściwie. Trudno jest dobrać odpowiednie słowa dla ich niespotykanej, wręcz bolesnej dla oczu urody. Młody demon siedział odwrócony do nich bokiem, toteż nie można się było mu za bardzo przyjrzeć. Płomienie z kominka rzucały na niego intensywny blask, co powodowało, że wyglądał dość intrygująco. Demon ten nie sprawiał wrażenia zainteresowanego gośćmi. Zorga uznał, że śpi on z otwartymi oczyma.
-A, więc to wy tak hałasowaliście za oknem- powiedział mężczyzna z laską.- Tutiel powiedział, że słyszy jakieś gryzonie!- Zaśmiał się uderzając otwartą dłonią o swoje kolano. Kiedy się uspokoił wstał rozprostowując nogi- Na imię mi Agreas. Może poczęstujecie się winem?
-Przestań- skarciła go Ita, z szelestem sukni podchodząc do stolika- To dzieci. A dzieci wolą słodycze, prawda?- Puściła oko w stronę zarumienionego Ilijo.
-Nie jestem dzieckiem...madame. Mam już trzynaście lat. I z przyjemnością spróbuję tego wina...
W zasadzie miał jeszcze dwanaście, ale Zorga nie zamierzał się wtrącać. Przypatrywał się bratu z niedowierzaniem. Ilijo był śliczny, lecz wśród tych niezwykłych istot wydawał się być zaledwie ćmą wśród motyli. Komnata zadrżała od śmiechu. Ita skarciła Agreasa wzrokiem.
-Usiądź proszę, moje małe kochanie- zwróciła się do Ilijo podsuwając mu fotel. Usiadł. Młodszy chłopiec splótł ze sobą dłonie. W przeciwieństwie do Ilijo nie uczyniłby tego . Miał na sobie stare ubranie po starszym bracie, już dawno wynoszone. Wszystko wokół niego było tak piękne i eleganckie, że bał się cokolwiek dotknąć by tego przypadkiem nie wybrudzić, czy zniszczyć. Stał więc pod ścianą i obserwował wszystko tylko.
-Proszę, oto twoje wino- Podała mu czarkę, którą ujął niepewnie w dłonie- Pij za moje zdrowie- Pogładziła go po policzku.
Klękała u jego stóp jak pani przed swoim królem, podstępnie dając mu większej pewności siebie. Tymczasem starszy demon opierał swoje dłonie na poręczach fotela z oczami przyklejonymi w blond czuprynkę dziecka. Miał zamyśloną twarz. Zorga pomyślał, że brat jest osaczony. Zadrżał, coraz bardziej ściskając swoje dłonie, które ze zdenerwowania zaczynały robić się już lepkie. Najmądrzej byłoby wydostać się jakoś z tego domu i pobiec po pomoc. Nie obchodziło go, że już nie zobaczy tych pięknych istot. Nie mógł patrzyć jak tamci przytłaczali Ilijo swoją dominującą, wręcz srogą postacią. Odwrócił głowę w stronę drzwi przełykając ślinę to znów na nich popatrzył. Kobieta głaskała chłopca po włosach i twarzy, zdawała się być całkowicie temu pochłonięta. Mężczyzna obok, wpatrywał się w to ze skrywanym uśmieszkiem. Nikt nie zwracał na Zorga uwagi. Trzeci demon nie poruszył się przez ten cały czas ani na moment. Odnalazł w tym swoją szansę na ucieczkę. Przywarł do ściany, czyniąc niewielki krok w stronę drzwi, które były na szczęście nieco uchylone. Nikt nie zareagował. Zrobił następne dwa niewielkie kroki. Był już tak blisko! I wtedy, stało się coś, co go zmroziło. Nieoczekiwanie ,,uśpiony młodzieniec", zwrócił ku niemu swe oczy, przytrzymując go nimi w miejscu. Były koloru miodu, intensywne i jakby zakleszczające się na nim. Wstrzymał oddech. Spojrzenie demona spoczęło na nim zaledwie trzy sekundy, poczym znów odwrócił je w stronę kominka. To jednak wystarczyło, by Zorga poczuł, że drży. Objął się rękoma, popatrzywszy na brata, który jeszcze nigdy nie wydał mu się tak odległym, jak w danym momencie.
Ilijo wstał. Ita wzięła go pod rękę, następnie poprowadziła w stronę drzwi.
-Nie martw się- zwróciła się w stronę Zorga.- Twój brat niebawem wróci.
Wyszli. Chłopiec utkwił wzrok w punkcie, w którym znikł blondyn. W pewnym momencie poczuł zimny chłód na swoim policzku. To Agreas dotknął go pucharkiem wina.
-Chodź. Napij się ze mną, gryzoniu.
Nawet się nie ruszył. Mężczyzna przystanął przechylając głowę. Dostrzegł w jego oczach rozbawienie:
-Boisz się mnie?
Pokiwał głową.
Demon przykucnął przy nim, popijając wino. Zorga rozszerzył oczy. Nie co dzień oglądało się taką twarz, tym bardziej z tak niewielkiej odległości.
-Jak masz na imię?
-...Zorga...
-Ile masz lat...Zorga?
Przełknął ślinę:
-Osiem.
Westchnął na to z rozmarzeniem. Chłopiec odwrócił od niego oczy, by spojrzeć na drugiego demona, który akurat podrzucał do ognia drewno. Płomienie wspięły się w górę, liżąc sękate kłody.
-Czy w tym płaszczyku nie jest ci przypadkiem za ciepło? Może go zdejmiesz?- Pociągnął go za rękaw.
Zorga zaprzeczył ruchem głowy. Mężczyzna skwasił się. Zdawać się mogło, że robił się trochę niecierpliwy. Wstał biorąc łyk wina, po czym poszedł do okna zapatrując się w jakiś punkt. Po chwili opadł z westchnieniem na sofę, wypuszczając przez usta ciężko powietrze..
-Usiądź. Nie chcę byś stał. No już.
Zrobił niepewny krok do przodu. Zakręciło mu się od tego w głowie. Był cały spięty.
-Chcę do brata- oznajmił, o dziwo całkiem stanowczo.
Demon uniósł w zaskoczeniu brwi. Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Chwycił swoją laskę i zaczął nią wesoło wymachiwać.
-Spodobała ci się ta słodka Ita? Też chciałbyś z nią pójść?
-Nie- odparł cierpko.
-No tak...O czym ja w ogóle mówię. Przecież jesteś jeszcze dzieckiem- zaśmiał się krótko- Usiądziesz koło mnie?
-Nie.
-Czemu?
Zagryzł wargę, przebiegając spłoszonym wzrokiem po całym pomieszczeniu. W końcu zatrzymał je na kominku. Ogień wydawał się uspokajający...
-Chyba zaczynam rozumieć- powiedział z tajemniczą barwą w głosie.- Nie jestem w twoim typie...- Roześmiał się przy tym, ściągając na siebie jego wystraszone oczy- Może usiądziesz przy kominku i rozgrzejesz się? Wydajesz się przemarznięty.
Pokręcił energicznie głową. Jego śmiech zaczynał go powoli drażnić, z drugiej jednak strony potwornie przerażać.
-Na pewno...?- zapytał z jakąś dziwną barwą, uśmiechnąwszy się figlarnie.
Tutiel odwrócił twarz w stronę Agreasa , jakby słowa te były skierowane do niego. Zorga zauważył, że twarz młodzieńca pozbawiona była figlarnego błysku w oczach, jaki miała pozostała dwójka. Przez co wydawał się od nich starszy, poważniejszy...,a nawet i groźniejszy. Agreas spojrzał na demona, przepraszająco rozkładając ramiona. Tutiel z powrotem odwrócił się w stronę kominka, zahaczając wzrokiem o przestraszone dziecko.
-Napijesz się gorącej czekolady?- Podniósł się leniwie, podchodząc do stolika. Nalał czekoladowego płynu siadając z powrotem na miejsce.
-Chodź- Wyciągnął rękę. Z jego jasnych, prawie białych oczu biło zdecydowanie i nacisk. Zorga zrobił w jego kierunku dwa niechętne kroki z wysiłku marszcząc czoło.
-Grzeczny chłopiec. No...jeszcze trzy kroczki.- Nim się jednak zdecydował, demon nieoczekiwanie pociągnął go do siebie, posadziwszy obok. Chłopiec jęknął. -Nie ma się, czego obawiać. Proszę oto nagroda.- Podał mu pucharek. Dziecko trzymało naczynie w dłoniach, opierając je o swoje kolana. Nie miał zamiaru pić. Rodzice tyle razy go przestrzegali, aby niczego nie próbował od obcych. Demon uważnie mu się przyglądał. Zorga czuł niemalże mrowienie na każdym obserwowanym skrawku ciała.
-Pewnie nie co dzień dane jest ci oglądać demona? Jednak wiem, że dzieci interesują się nami. Czemu więc na mnie nie patrzysz? Masz może ostatnią szansę, aby sobie na to pozwolić. -Ujął go pod podbródek i odwrócił jego twarz ku sobie.
-Nie chcę na was patrzyć. Chciałbym wrócić do domu...- Odsunął jego dłoń spuszczając wzrok.
-Hym...,a to, dlaczego? Nie podoba ci się nasze towarzystwo? Przecież jesteśmy mili. Częstuję cię czekoladą, a ty nie pijesz. - Przerzucił przez niego rękę, przysuwając go sobie bliżej. Czuł jak małe ciałko sztywnieje-A cóż takiego opowiadają o nas wasi rodzice, że tak się mnie boisz.
-Demony zjadają małe dzieci...
Zamarł. Następnie wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem, odsuwając od niego rękę, która pochwyciła laskę i zaczęła stukać jej końcem o drewnianą podłogę. Zorga dostrzegł jego ostre zęby i wzdrygnął się na ten widok, omal nie upuszczając pucharu. Mężczyzna wstał przecierając załzawione oczy. Odwrócił się w stronę kominka.
-Słyszałeś Tutiel? Zjadamy małe dzieci.
Młodzieniec podniósł się nieoczekiwanie z miejsca, ruszając w stronę okna. Odsłonił lewą dłonią zasłonę, wyglądając za nią:
-Skończ już z tym. Nie mamy czasu- powiedział twardo.
Na moment zapanowała trudna do określenia cisza.
-Dopiero, co przyszli...- skwasił się tamten- Tak dawno nie miałem w ramionach dziecka...Nie mam zamiaru się spieszyć.
Chłopiec skulił się w sobie. Co miały oznaczać te słowa...
-Robi się późno...Będą ich szukać.
-To niech ich szukają. -Zaczął wesoło spacerować w te i z powrotem po komnacie, wywijając swoją drewniana laską.- Komu przyjdzie do głowy by udać się właśnie tutaj. Chłopcy pochodzą z biednej rodziny. Rodzice nie będą mieli tyle odwagi by zapytać o nie gospodarza.
-Chce mi się siusiu...- przerwał im nieśmiało cieniutki głosik. Oba demony zwróciły ku niemu twarz.
-Dosyć- Młody demon pierwszy odwrócił wzrok- Zrób to, albo ja się tym zajmę. Musimy wyjechać i to jeszcze tej nocy.
-Wszystko wiesz najlepiej...- uśmiechnął się z ukrywaną złością- Idę zobaczyć, co z Itą. -Ruszył ku drzwiom, zatrzymując się jeszcze w progu. Odwrócił się do dziecka- Zaraz do ciebie przyjdę. Wypij czekoladę.- Zamknął za sobą drzwi i komnatę pochłonęła cisza. Została ich dwójka. Młody demon odwrócony w stronę okna i chłopiec ściskający pucharek gorącej czekolady...



***



Zorga skupił uwagę na gałęzi, którą wiatr uderzał o mokrą szybę. Nawet się nie spostrzegł, że porwała się taka wichura. Zanim się tu znaleźli było raczej spokojnie...
Oczy dziecka przesunęły się na młodego demona. Stał on sztywno z kamienną twarzą. Zero zainteresowania małym człowiekiem. Przyjął to z ulgą. Ponad to czuł, że z jego strony nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo, jeśli nie uczyni czegoś podobnego do ucieczki...
Wypuścił z ust długo wstrzymywane powietrze, nachylając się nad parującą czekoladą, której nawet nie tknął.
I wtedy nieoczekiwanie na mosiężnym zegarze wybiła dwunasta!
Było to tak gwałtowne wdarcie się w ciszę, że Zorga z wrażenia upuścił szklany puchar, który z łoskotem rozbił się o twardą podłogę.
Ślepia Tutiela natychmiast znalazły się na dziecku, które skamieniało, ze strachu bliskie omdlenia.
-P...przepraszam...ja...- wyjąkał przykucnąwszy. Natychmiast zaczął zbierać pozostałości po kielichu.
Usłyszał kroki zmierzające w jego stronę. Zamarł, ścisnąwszy w dłoni fragment naczynia.
Natychmiast przypomniał sobie sytuację, w której zdarzyło mu się rozbić w domu talerz. Ojciec mocno go za to zbił. A co mógł uczynić demon w takich okolicznościach? Co mu zrobi!
Skulił się, kiedy tamten przy nim przykucnął.
Złapał go za przegub, przysuwając do siebie. Chłopiec jęknął z przerażeniem. Starał mu się wyrwać, ale jego siła nie mogła się równać z siłą demona. Mężczyzna rozwarł mu palce, uwalniając szklaną cześć kielicha, która głęboko poraniła małą dłoń.
Z niedowierzaniem wpatrywał się w swoją ranę. Z napięcia nawet nie poczuł, że szkło wbija mu się w skórę.
Tutiel podniósł na niego swoje żółte oczy:
-No i widzisz, co sobie zrobiłeś?
Zorga spojrzał mu w twarz. Jego cera była tak jasna, że zdawać by się mogło, iż odbija światło. Wyglądał inaczej od Agreasa...Znacznie... Rysy jego twarzy były ostre jak brzytwa. Niezwykle surowe i demoniczne. Wyglądał straszliwie... Miał jakby coś z węża!
Po mimo tego jednak twarz chłopca i tak oblała się purpurą. Wbił wzrok w podłogę, modląc się w duchu, żeby tamten już się w końcu od niego odsunął.
Tutiel nie uczynił tego...Mało tego! Podniósł dłoń dziecka do ust i zaczął zlizywać z niej krew.
Zorga przeraził się spostrzegłszy, iż na końcu język jest lekko rozdwojony...Wąż!!
Zaczął panicznie wyrywać mu swoją rękę:
-Panie! Proszę! Błagam mnie nie zjadać!!
Demon przerwał czynność, obdarowując go badawczym spojrzeniem swoich złotych przenikliwych oczu:
-Nie zamierzam cię...zjeść.- Kąciki warg lekko mu zadrżały, lecz oczy nadal pozostały nieruchome, niemalże wypróżnione z uczuć.- Jeśli nie będziesz się ruszał to cię wyleczę. Inaczej zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę.
-Wyleczysz?
Nie potrafił sobie tego jakoś wyobrazić, ale pozwolił się dotknąć.
Język demona nie był gładki w dotyku, lecz chropowaty jak... u kota. Było to całkiem przyjemne doznanie i Zorga nawet zaczynał się rozluźniać. Utkwił wzrok na czubku jego głowy, na jego białych, luźno opadających na plecy włosach. Wciąż jednak nie zapominał pilnować by tamten nie próbował czegoś więcej jak tylko lizania...
Zorga zmrużył lekko oczy, kiedy wargi przesunęły się powyżej jego nadgarstka...Czyżby i tam się zranił?
-No dobrze- przerwał czynność zakasując mu rękaw. Jego spojrzenie padło na twarz malca dosłownie półtora sekundy. Wstał otrzepując sobie kolana, następnie skierował się jak uprzednio w stronę kominka.
Zorga obejrzał dokładnie dłoń. Po ranie nie było najmniejszego śladu.
-Jak to zrobiłeś panie?! - zawołał, podrywając się na nogi- Moja dłoń jest zdrowa! Zaczarowałeś?
-Coś w tym rodzaju- odparł, stając do niego tyłem ze splecionymi na piersi rękoma. Z barwy jego głosu wywnioskował, że ten nie chce poruszać tego tematu. Że w ogóle nie chce z nim rozmawiać. Ale może tylko mu się wydawało?
Chłopiec przypatrywał się tej dostojnej postaci z podziwem. Zbliżył się do niego dwa kroki. Nie był pewny czy mu wolno. Młodzieniec nie sprawiał wrażenia zainteresowanego jego osobą. I choć zdawać się mogło, że ten nie życzy sobie aby coś do niego mówić, Zorga nie mógł się wręcz powstrzymać.
Zanim pojawią się pozostałe dwa demony, pragnął zbliżyć się do niego. Uczucie to wynikło całkiem spontanicznie i było niezwykle silne. Ten demon był jakiś inny...jego oczy zdawały się całkowicie wypalone, nie pragnął go jak tamta dwójka.
Stanął przed kominkiem z piąstkami zaciśniętymi za swoimi plecami.
-Dlaczego jesteście tacy...piękni?- zapytał, zanim zdążył pomyśleć.
Tutiel nie odpowiadał przez parę dobrych chwil i kiedy chłopiec już myślał, że ten nic nie powie, demon odwrócił do niego twarz:
-Gdybym ci powiedział...zapewne nie spałbyś po nocach- Jego blade wargi ułożyły się w krótki uśmiech.
-Dlaczego?- rozwarł swoje duże, bardzo zielone oczy.
-Bo jesteś...dzieckiem. Na przykład.
Zorga zmarszczył czoło starając się to zrozumieć. Na próżno.
Wpatrywał się w jego profil rozświetlony blaskiem płomieni czując, że nie potrafi oderwać od niego wzroku.
I wtedy właśnie drzwi do salonu zostały niespodziewanie otwarte. Weszło ich dwoje...Ita i Agreas. Zorga natychmiast zesztywniał, przełykając ślinę. Kiedy drzwi się zamknęły, a Ilijo z nimi nie przyszedł , ukuł go niepokój.
-Zorga! Skarbie!- Agreas obdarował go jednym ze swoich ,,cudownych" uśmiechów, przyprawiających o gęsią skórkę. Poczym skierował spojrzenie na młodego demona, który nawet nie raczył spojrzeć w jego stronę.
Przez pewien moment mu się przyglądał z lekko ściągniętymi brwiami.
Ita skierowała się w stronę niewielkiego lustra na końcu salonu, skręcając swoje bujne włosy w gruby kok. Coś się w niej zmieniło. Biło od niej jakimś trudnym do określenia blaskiem.
Kiedy starszy demon podszedł do chłopca, ten instynktownie odskoczył w tył, chowając się niemalże za plecami Tutiela, który błyskawicznie skierował na niego swoje złote, niemalże gadzie oczy.
Zorga działał pod wpływem impulsu. Zdawało mu się, iż wybiera mniejsze zło. Wybrał Tutiela...
Agreasa zatrzymało z wrażenia w miejscu. Zaskoczony rozwarł szeroko oczy z nieruchomo wyciągnięto ręką w kierunku chłopca. Ita również przerwała układanie włosów, zerkając na nich z lustra.
-Pprzepraszam...- odezwał się nieśmiało, starając się pokryć czymś zmieszanie jakie go ogarnęło. Czuł , że wzrok młodego demona przenika go na wskroś. - Czy mogę iść do łazienki?
Nim ktokolwiek odpowiedział na to pytanie, ciszę przerwał nieprzyjemny śmiech kobiety. Podeszła wolnym, zalotnym krokiem w stronę Agreasa, przewieszając na jego ramieniu swoją rękę.
-A od kiedy to dzieci wolą Tutiela- uśmiechnęła się.
Chłopiec poczerwieniał, nie wiedząc gdzie podziać oczy.
-Zostaw go Tutielowi- zwróciła się do Agreasa- Ty możesz mieć każde.
Starszy demon wyglądał na niepocieszonego. Kobieta odwróciła jego twarz w swoją stronę, całując go lekko w usta. Zorga nie wiedząc czemu wzdrygnął się na ten gest ,,sympatii".
-Nie kręcą mnie te wasze zabawy- przerwał im wyniośle Tutiel, ponownie dokładając do ognia, jakby chciał się czymś po prostu zająć.
-Nie kłam. Wydaje ci się, że jesteś pod jakimś tam względem od nas lepszy?- zwęziła oczy- Jak każdy przeciętny i mniej przeciętny demon lubisz te gierki! Weź go do diabła!- Pchnęła zaskoczonego chłopca w ramiona młodzieńca, który zacisnął swoje szczupłe dłonie na jego ramionach, miażdżąc towarzystwo ciężkim spojrzeniem.
-Spokojnie Ita- powiedział miękko Agreas, gładząc ją delikatnie po plecach.
Tutiel odsunął dziecko od siebie, wymijając ich. Zatrzymał się przed mosiężnym zegarem. Towarzysze wbili oczy w jego plecy.
-Wyjeżdżamy- barwa jego głosu była gładka i zimna jak strumień wody.
-Niby gdzie?! Jest późno! Będziemy spać w powozie?
Odwrócił twarz piorunując ją spojrzeniem:
-Bo też zachciało ci się dzieci!!
Ita poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Cofnęła się dwa kroki do tyłu z zaciętością. Tutiel ani na chwilę nie oderwał od niej swojego spojrzenia. Tego było za wiele. Zamaszyście porwała z sofy swój purpurowy, długi płaszcz i przewieszając go sobie przez ramię, ostentacyjnie wyszła, trzasnąwszy drzwiami.
Agreas chwycił malca za rękę:
-Chodź szkrabie. Zaprowadzę cię do łazienki.
Chłopiec pochylił nisko głowę, dając się poprowadzić jak na szubienicę.

***



Schłodził twarz wodą, następnie objął się ramionami, osuwając wolno na zimną , kamienną podłogę. Drżał. Co z nim będzie?! Co z nim zrobią?!
Zacisnął oczy pochlipując z cicha.
Nie mógł tak siedzieć za długo. Musiał w końcu wyjść. Ale na samą myśl o tym robiło mu się nie dobrze ze strachu.
Podszedł do drzwi przykładając do nich ucho. Czuł bicie własnego serca. Nic poza tym. Czy Agreas wciąż na niego czekał?
Przełknął ślinę, rozwierając ostrożnie drzwi. Wokoło zastał pustą ciszę. Drzwi do komnaty, z której został wyprowadzony, były lekko uchylone skąd dochodziły go głośne rozmowy dwóch demonów. Chyba się o coś spierali.
Zorga wymknął się z łazienki, czmychnąwszy w stronę wyjścia. Tak bardzo pragnął poczuć chłodny powiew wolności.
Nim jednak dotknął rzeźbionej klamki...coś zatrzymało go w miejscu. Poczuł zimny strumień potu spływający mu po kręgosłupie . Wolno odwrócił głowę w stronę tej przyczyny.
To, co zobaczył nie do końca potrafił zrozumieć. Był w końcu tylko dzieckiem, któremu takie obrazy były całkiem obce...
Po swojej lewej stronie...cztery, albo pięć metrów dalej zobaczył ciało właściciela dworku. Leżał on jakoś dziwnie powykręcany z roztrzaskaną czaszką. Jego oczy nie miały źrenic. Były jakby...wywrócone. Przypominały jajka pozbawione skorupy......
Krew była rozpryskana po meblach i ścianie. Strumień tej gęstej, odrażającej cieczy zbliżał się do niego długim, bardzo powolnym sznurkiem. Sparaliżowany, nie umiał się przed nią cofnąć.
Wpatrywał się w to zjawisko z poszarzałą twarzą, nie mogąc zaczerpnąć tchu. Coś się z nim zaczęło dziać...To koszmarne ,,coś" trzymało go w miejscu i choć pragnął odwrócić wzrok i jak najszybciej uciec...po prostu nie mógł.
Zdawało mu się, że spada niewyobrażalnie szybko w dół w jakąś otchłań. Jego oczy zaczęły zachodzić czerwoną mgłą. Czuł śmierć...Wypełniała jego płuca , oczy i głowę, odbierając mu ostatni łyk powietrza.
Zachwiał się i gdy myślał już, że zaraz się zetknie z twardą podłogą...czyjeś zdecydowane ramiona pochwyciły jego wątłe ciałko przytrzymując w miejscu.
Dotyk drugiej osoby pozwolił mu powrócić do rzeczywistości. Wszystkie straszne uczucia skumulowały się naraz w jedno co spowodowało, że rozwarł szeroko usta, gotując się do wrzasku. Jednak jej biała, twarda dłoń zakryła mu usta. Kobieta- demon przydusiła go lekko do swojej piersi, nachylając się nad nim:
-Tylko grzecznie bączku...Chciałeś się wynieść bez braciszka?
Przełknął ślinę pokręciwszy na to głową.
Uśmiechnęła się odtykając swoją dłoń. Odwróciła jego twarz w swoją stronę, zaglądając mu w oczy.
-Są bardzo zielone...- powiedziała- Podobają mi się. Też chciałabym mieć takie.
Nie wiedział o czym mówiła.
Zmiażdżyła mu dłoń w swoim zaborczym uścisku, prowadząc w stronę schodów na górę.
-Pójdziemy do braciszka.
Zorga drgnął lekko. Tak! Chciał do niego pójść. Nareszcie...
Schody ciągnęły się w nieskończoność ku górze. A tak przynajmniej mu się wydawało. Musiał robić wielkie kroki, aby za nią nadążyć. Ciągnęła go niecierpliwie za sobą, nie zważając na jego potknięcia i zmęczenie. Jedynie świadomość, że niedługo będzie z Ilijo dodawała mu siły.
W końcu zatrzymali się przed jakimiś wysokimi drzwiami. Demonica puściła jego dłoń i pchnąwszy zdecydowanym ruchem drzwi, niemalże wrzuciła go do środka. Zorga potknął się o wystającą fałdę dywanu i poleciał do przodu zatrzymując się na łóżku.
Rozejrzał się spłoszonym wzrokiem dookoła. Byli w sypialni. Paliło się tylko jedno mdłe światełko lampy naftowej, które zaczynał już pomału przygasać.
-Niespodzianka!- zawołała radośnie zimnym, pozbawionym uczuć głosem .
Chłopiec podążył za jej spojrzeniem. To, co zobaczył...na zawsze miało odmienić jego życie..., choć jeszcze o tym nie wiedział...
-Ilijo...
Leżał on dalej na łożu z pół przymkniętymi oczami. Wyglądał łagodnie i spokojnie...jakby zapadał w sen. Zorga podciągnął się na łoże, ująwszy jego białą, zimną jak porcelana twarz w swoje ciepłe dłonie. Skierował tą twarz na siebie, lecz oczy brata były nieruchome. Pozbawione życia...
-Ilijo...?- przemówił do niego.
-Twój brat już się nie obudzi- oznajmiła obojętnym tonem- Teraz jego życie jest we mnie. Oddał mi je...przez usta- dotknęła ich opuszkami palców.
Zorga odwrócił się do niej skamieniały.
Ita wpatrywała się w niego niemalże z uniesieniem. Jej oczy błyszczały jakimś dzikim blaskiem. Wyglądało to obrzydliwie. Nic nie pozostało z jej wdzięku.
-Zabiłaś...Ilijo?
Pokiwała głową, następnie roześmiała się na całe gardło tak, że aż szyby w oknie zadrżały.
Zorga nabrał do płuc powietrza. Ogarnęła go tak straszliwa rozpacz, że myślał, iż rozsadzi mu pierś. Komnata zawirowała mu w oczach. Ilijo był martwy...naprawdę martwy...
Kiedy przestała się śmiać, usłyszał swój przeciągły ryk. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że krzyczał.
Zaciskał pięści na swoich skroniach, chcąc zagłuszyć jej śmiech. To wszystko działo się poza jego umysłem, tak, jakby jego dusza opuściła ciało. Stał się jedynie jakąś dziwną emocją, nad którą nie umiał zapanować.
-Zamknij się!- zawołała do niego podnosząc nieznacznie dłoń, jakby chciała go uderzyć.
Ale on nie przestawał. Podeszła do niego i szarpnąwszy go z łoża, zaczęła nim potrząsać. Zorga umilkł . Następnie z całej swej mocy, jaką jeszcze posiadał, wymierzył jej policzek.
Ita cofnęła się dwa kroki, rozwierając z niedowierzaniem oczy. Zorga rzucił się do przodu i zaczął uderzać ją pięściami.
Z jej gardła wydobył się ryk wściekłości. Zdecydowanie nie należał on do ludzkiego. Odrzuciła go od siebie na dobre dwa metry.
-Ty mały szczurze! Jak...jak śmiałeś dotknąć mojej twarzy!
Ruszyła w jego stronę z chęcią mordu w oczach. Chłopiec nie przestraszył się tego zjawiska, jaki przedstawiała. Nic nie czuł. Coś się z nim stało? Został jakby rozdzielony na dwie części. Rozum ukrył się gdzieś w głąb siebie, albo po prostu znikł!
Nim go dosięgła....czyjeś silniejsze dłonie pochwyciły ją w pasie i odrzuciły od dziecka.
-Hej! Ty!! Puść mnie przeklęty!!
-Agreas zajmij się nią- rozkazał oszołomionemu mężczyźnie, stojącemu nieruchomo w drzwiach.
Zorga nie zauważył całego zajścia. Jego oczy były przesłonięte widokiem zmarłego brata. Wykorzystując chwilę nieuwagi podniósł się na chwiejne nogi , poczym chwyciwszy Ilijo za rękaw, zaczął go ściągać z łoża.
Musiał go ratować! Musiał uciekać!
Ktoś jednak wyszarpnął mu brata. Ktoś zaczął go odciągać... Zorga dopadła histeria. Począł krzyczeć i się wierzgać.
Był jednak jak w imadle!
Zrozpaczony, z całej siły ugryzł napastnika w dłoń, która śmiała go powstrzymywać. Zrobił to tak mocno, że poczuł w ustach smak jego krwi. Zakręciło mu się od tego w głowie. Krew paliła mu niemalże język.
Tutiel skwasił się wypuszczając chłopca z objęć. Dziecko upadło na podłogę, lecz szybko się podniosło ponownie zamierzając dosięgnąć brata.
-Przecież to małe ścierwo miało zginąć!!- wrzasnęła kobieta odepchnąwszy dłoń Agreasa- Co z wami jest do cholery?!!
-Tak, ale nie w taki sposób- odparł młody demon, sztyletując ją spojrzeniem.
Ita zmarszczyła czoło, wpatrując się w niego z jakimś dziwnym połączeniem niezrozumienia i furii.
Czy Tutiel nią gardził??- dopiero teraz odczuła to tak wyraźnie...Nigdy nie będzie mieć w nim sojusznika! Ale to nie wszystko, co zobaczyła w jego oczach...On...prędzej czy później w końcu ją zabije...Kiedy tylko uzna, że już nie jest im potrzebna, że więcej mają z nią kłopotu niż pożytku...
Zderzyła się plecami ze ścianą, zacisnąwszy do bólu pięści. Paznokcie zaczęły wbijać się jej w skórę.
-Tutiel...-odezwał się niepewnie Agreas- Ita nie zrobiła...nic niewłaściwego. To przecież naturalne, że wysysamy z nich życie. Prawda? Nie robimy tego od dziś.
Tutiel podniósł chłopca z podłogi biorąc na ręce. Odwrócił się do nich , następnie bez żadnego słowa wyszedł.

Zorga czuł, że jest noszony. Jego ciało zdawało się strasznie nieważkie i słabe. W uszach słyszał dzwonienie. Nie potrafił zebrać myśli.
W końcu został położony na czymś miękkim. Otworzył oczy napotykając parę złotych, demonicznych blasków. To wystarczyło, aby sobie wszystko przypomniał.
Demony!! Martwy brat!! Powykręcane zwłoki pana Chedwika!!
Mężczyzna rozsunął zasłony, wpuszczając do ciemnego pomieszczenia strumień księżycowego światła.
Zorga wpatrywał się w niego, dysząc ze wściekłości. Pragnął go dosięgnąć i zdrapać z niego tą piękną twarz. Kiedy się podniósł do pozycji siedzącej, Tutiel natychmiast pchnął go z powrotem na łóżko. Zorga czuł, że zaraz coś w nim eksploduje.
Demon usiadł przy nim, przyglądając mu się z nieodgadniętym wyrazem twarzy .Nad czymś intensywnie rozmyślał. Coś go intrygowało. Zorga ponownie próbował się podnieść. Demon przytrzymał go w miejscu i chłopiec znów zaczął krzyczeć.
Białowłosy demon położył mu dłoń na czole i dziecko umilkło, przeszywszy go nienawistnym spojrzeniem. Mokre zielone oczy aż kipiały od żądzy mordu...A przecież należały zaledwie do ośmiolatka.
-Spokojnie- powiedział pół głosem.
Człowiek zakrztusił się, zaczynając kaszleć. Całkowicie ochrypł. Nie potrafił wydobyć z siebie już najmniejszego dźwięku.
-Zabiorę cię do brata, jeśli tego chcesz.- Nachylił się nad nim- To nie będzie bolało. Niedługo będziecie znów razem. Przyrzekam. Kiedy się obudzisz będziesz z nim.- Jego głos był cichym, ledwie rozpoznawalnym, suchym szeptem. Nie zabarwionym żadną emocją.
Spojrzenie dziecka spłynęło na jego usta. Dobrze wiedział, o czym tamten mówił. Demon miał zamiar wyssać z niego życie...dokładnie tak, jak to uczynili z Ilijo.
Zacisnął pięści parsknąwszy śmiechem... następnie rozpłakał się. Tym razem był to cichutki płacz, spowodowany nadszarpniętymi strunami głosowymi.
Tutiel oparł ręce po obu stronach jego głowy, nachyliwszy się nad nim jeszcze bardziej... tak, że niemal dotykali się czubkami nosów.
Zorga przerwał płacz. Wbił w niego swoje ostre spojrzenie.
Niemalże wyczuwał własną nadchodzącą śmierć:
-Życzę ci abyś umierał powolną, długą śmiercią ty wstrętny..., ohydny potworze!- powiedział chrapliwym głosem- Jeśli będzie mi dane...to wyjdę z za grobu, aby was zabić! Zrobię to. Nie boję się niczego!
Tutiel milczał przez pewien czas. Następnie zdecydowanym ruchem ręki rozwarł mu wargi, gotując się do wessania. Chłopiec jednak szybko je zamknął i demon tylko się na nie nadział.
Tego się nie spodziewał! Oderwał je szybko, przykładając do ust wierzch dłoni.
Wpatrywał się w chłopca roziskrzonymi oczami, w końcu odezwał się niecierpliwie, z lekkim rozgorączkowaniem:
-Nie zamierzam się z tobą całować. Otwórz usta!- Pierwszy raz nie odczuwał żadnej przyjemności przy zabijaniu. Chciał to jak najszybciej zakończyć. Denerwowało go bicie małego serca tuż pod swoją piersią i ten jego przyspieszony oddech, wyczuwalny subtelnym podmuchem.
-Nie otworzę!- wycedził, zaciskając mocno wargi. Jego dłoń powędrowała w stronę kieszeni płaszcza. Do miejsca, w którym skrywał nóż. Być może go zabije, ale Zorga nie podda się bez walki! Nie będzie im łatwo! Pomści brata!!
Tutiel dotknął palcami jego policzka. Był mokry od łez. Demony nie umiały płakać. Płacz ludzka zawsze go fascynowała.
Szczupła długopalczasta dłoń zniżyła się do gardła dziecka, zatrzymując w tym miejscu. Jeśli odpowiednio ściśnie...chłopiec otworzy usta..., a wtedy będzie mógł wchłonąć jego małe, krótkie życie.
Patrzył się w to miejsce, gdy nagle dziwny dreszcz przeszedł mu po kręgosłupie. Zawsze miał to w chwili niebezpieczeństwa!
Zmarszczył czoło, nie pojmując skąd brała się ta obawa...Spojrzał przenikliwie na chłopca w momencie, w którym ten wyciągnął nóż. Nim zdążył zareagować, ostrze przebiegło mu przez twarz.
Wytrysnął strumień ciemnoczerwonej krwi. Zorga rozwarł w niemym krzyku usta, kiedy ta spadła na niego jak deszcz.
Tutiel nie wydobył z gardła najmniejszego dźwięku. Zsunął się na podłogę z przyciśniętą do twarzy dłonią. Krew wypływała mu z pod palców brudząc białą koszulę.
Chłopiec był bliski omdlenia. Z niedowierzaniem wpatrywał się we własną dłoń ściskającą narzędzie zbrodni, z którego ściekała ciecz znienawidzonego koloru.
Znów czuł palącą krew na swoich wargach. Zsunął się z łoża, upadając na podłogę. Szok odebrał mu całą siłę. Wyrzucił nóż, który z łoskotem potoczył się pod półkę. Miał zamiar się podnieść i uciec, ale demon nieoczekiwanie złapał go za kostkę.
Zorga odwrócił w jego stronę twarz. A więc ten jeszcze żył...A może to trup złapał go za nogę?!
Starał mu się wywinąć, ale nie miało to sensu. Jeśli ten sam by go nie puścił...
I wtedy stało się coś, czego chłopiec w najmniejszym stopniu się nie spodziewał.
Tutiel...poluzował uchwyt.
-Będę na ciebie...czekał...- powiedział, ledwo dosłyszalnie.
Chłopiec wytrzeszczył na niego zaszokowane, nic nie pojmujące oczy, następnie wybiegł.
Był wolny!!

Biegł ile sił w nogach byle jak najdalej od tamtego piekielnego miejsca. Mokre gałęzie drzew chłostały jego twarz, ale on nawet na trochę nie zwolnił. Biegł i biegł, ledwie mogąc coś dostrzec w ponurych ciemnościach.
W pewnym momencie coś nad nim zaszeleściło. Zdało mu się, że jakieś straszne, czarne ptaszysko chce mu zlecieć na głowę. Wrzasnął upadając w błotnistą ziemię. Przykrył głowę rękoma, wydobywając z gardła przeciągły krzyk, który porwany przez echo, poniósł się po całej przestrzeni...
Już nie wstał...