Świąteczny dodatek będący dopełnieniem fabuły Gówniarza i stanowiący rozwinięcie Domu pełnego wspomnień. (Dodatek do ?Americana?). Nie trzeba znać Gówniarza, aby się połapać w fabule, wystarczy przeczytać dodatek Dom pełen wspomnień.
Przenieśmy się na chwilę do roku dwa tysiące drugiego, kiedy to Maciej i Łukasz mają po osiemnaście lat. Jeżeli jesteście ciekawi, jak wyglądały początki ich związku, zapraszam.
część 1.
Grube, zbite w nieregularne kształty płatki śniegu wirowały w powietrzu, nadając na co dzień szaremu, niezbyt zachwycającemu szkolnemu boisku nowego, trochę bardziej urokliwego wyrazu. Kilkucentymetrowa warstwa śniegu pokrywała wszystko dookoła; trawniki, ławki, drzewa, samochody. Było w tym prozaicznym widoku coś, co przyciągało. Na moment odbierało oddech w piersi i nie pozwalało oderwać wzroku. Sprawiało, że zdecydowanie wolał śledzić wzrokiem prószący za oknem śnieg, niż tkwić na tym niewygodnym krześle z przeświadczeniem, że jeszcze trochę musi tu wycierpieć.
- Wyszyński...! ? Popatrzył na kobietę w okularach o szkłach grubych jak denka słoika. Kaczerowska marszczyła z niezadowoleniem brwi, co wcale niczego dobrego nie wróżyło. Westchnął ciężko. Rany, jak on tej baby nienawidził. - Jesteś tu jeszcze, Wyszyński, czy pozwolić ci wyjść na dwór, żebyś się trochę wybawił? - zapytała i uśmiechnęła się zaraz kąśliwie, przez co jej usta rozciągnęły się na pół twarzy jak u ropuchy.
- Nie trzeba, pani profesor - odparł Maciej lakonicznym tonem, raczej niechętny, żeby wdawać się w dyskusje, co właściwie było do niego niepodobne.
- Kontynuuj - powiedziała Kaczerowska, mierząc Macieja niechętnym, dość wrednym spojrzeniem. - Tam, gdzie skończyła Asia - dodała, uśmiechając się z zadowoleniem, bo doskonale wiedziała, że Maciej raczej nie skupił się na lekcji i nie miał pojęcia, na jakim zadaniu skończyli.
Wyszyński popatrzył w dół na książkę. Zmarszczył brwi, zaczynając nerwowo pstrykać długopisem. Nie widziała mu się kolejna jedynka, bo jeżeli tak dalej pójdzie, uwali rok z przedmiotu, z którego przecież był całkiem niezły. Niech Kaczerowską szlag weźmie.
- Tu - usłyszał szept. Spojrzał kątem oka na siedzącego tuż obok Łukasza, wskazującego mu palcem na przykład, który właśnie miał być omawiany.
-
There are plenty of tomatoes in the fridge. You needn't buy any - przeczytał zdanie, uzupełniając je o czasownik modalny i zaraz podniósł głowę, uśmiechając się do Kaczerowskiej niczym przykładny student. - Czytać dalej? - zapytał, na co stara harpia (Szok, że jeszcze żyła! Ba! Że się ruszała, mówiła, a nawet miała siły gnoić uczniów!) skrzywiła się nieznacznie.
- Nie, wystarczy. Damian, dokończ. - Wiedząc, że skoro Maciej szybko nadrobił zaległości, niczego nie ugra, postanowiła podręczyć innych. Chociaż, czego Maciej nie potrafił zrozumieć, Kaczerowska dla wszystkich innych zdawała się być odrobinę milsza (oczywiście pomijając jej ciągłe niezadowolenie, z którym chyba się urodziła), obierając sobie Wyszyńskiego za główny cel. Możliwe, że to przez ostatnią akcję i jego spektakularną ucieczkę z lekcji, kiedy to kosa nieszczęśliwie go przyłapała. Od tamtej pory z całych sił starała się znaleźć na niego cokolwiek, byleby tylko dopisać mu jeszcze jedną laskę do dziennika.
Po długich kilkunastu minutach wreszcie odezwał się dzwonek. Irytujący, głośny, drażniący zmysł słuchu. Maciej był niemal pewny, że niosło to za sobą jakieś negatywne skutki i że wszyscy w przyszłości je odczują.
- Wreszcie - sapnął, zagarniając zeszyty do torby.
- Jeszcze dwie lekcje - odezwał się cicho Łukasz, w przeciwieństwie do Macieja składając ze sobą równo podręcznik i ćwiczenia, żeby zaraz ułożyć je w czarnym plecaku.
- Ale najgorsza za nami - zaburczał, wstając.
- Te, Wyszyński! - usłyszał i obejrzał się przez ramię. Dwie ławki dalej zobaczył ciemną czuprynę Rafała - pryszczatego klasowego błazna. Chłopak przyłożył dwa palce do ust, wykonując gest imitujący palenie.
- Koniecznie - odparł, czując nieprzyjemne ssanie w przełyku. Wszystko przez tę starą harpię. - Idziesz też? - podpytał Łukasza, chociaż nawet nie musiał czekać na odpowiedź, bo i tak wiedział, jaka ona będzie. Malecki pokiwał głową.
***
Maciej szybko przekonał się, że wyjście na zewnątrz w krótkim rękawku, nawet jeśli nie chciał sterczeć na tym zimnisku zbyt długo, było naprawdę głupim pomysłem. Oczywiście nic nie powiedział, objął się tylko jedną ręką, udając, że wcale powoli nie zamarza, i pociągnął peta, zatrzymując na dłuższą chwilę dym w płucach.
- No i co, przesłuchałeś w końcu nową płytę Eminema? - zagadał Rafał do Damiana. Wyszli na papierosa swoją zwykłą grupą sześciu osób. Był on, Łukasz, Rafał i Damian z ich klasy i jeszcze dwóch chłopaków z równoległej, za którymi Maciej nie przepadał.
- Stary, genialna jest - odpowiedział od razu Damian. -
Cleanin' Out My Closet - mistrzostwo!
Maciej mimowolnie się zatrząsł i nie była to reakcja na wzmiankę o Eminemie, którego ostatniego fenomenu nie potrafił zrozumieć. Dzielnie jednak stał dalej, paląc papierosa i udając, że wcale nie było mu tak zimno, jak w rzeczywistości czuł.
- Masz - usłyszał z boku. Spojrzał na Łukasza, a następnie na wyciągniętą w jego stronę rękę z bluzą. Początkowo chciał go wyśmiać, bo przecież jak to wyglądało?! Gdy jednak zawiał mocniejszy wiatr, wkradający się pod jego cienką koszulkę i smagający swoimi mroźnymi mackami plecy zmarzniętego Macieja, szybko przyjął ciepłe ubranie.
- Dzięki - zaburczał, nie patrząc zbyt długo na Łukasza. Kątem oka prześledził jeszcze twarze kolegów, ale ci byli zbyt zajęci debatą na temat Eminema, żeby cokolwiek innego ich obeszło.
***
- Wow, stary, ja to ci zazdroszczę - zawołał Rafał, pakując się na tyły zielonego poloneza. - Mi tam ojciec nie daje nawet poprowadzić, sknera jebany. Mówię mu: do grobu nie weźmiesz. Wiedzie, jak się wkurwia przez takie gadanie? - zapytał i zarechotał w ten swój irytujący sposób. Maciej nie potrafił zrozumieć, dlaczego Łukasz godził się na odwożenie tego pajaca. Gdyby jemu ojciec dawał samochód (co chyba, tak jak w przypadku Rafała, też nigdy się nie stanie), na pewno nie oferowałby nikomu żadnych podwózek. Ale Łukasz to Łukasz, wystarczyła chwila, żeby Macieja nie było w pobliżu, a wszyscy go oblegali, wykorzystując jego brak asertywności.
- Rafał, przymknij się na moment - prychnął Maciej, któremu już głowa pękała od ciągłej paplaniny szkolnego kolegi. Otworzył drzwi od strony pasażera z przodu i zajął miejsce, zupełnie jakby samochód należał do niego, a nie do ojca Łukasza.
- Jak ty z nim wytrzymujesz? - zwrócił się Rafał do Maleckiego, na co Maciej tylko przewrócił oczami. - Nie czaję, Wyszyński, jak możesz mieć powodzenie u bab z takim ciągle niezadowolonym ryjem.
- A ja się wcale nie dziwię, że Angela dała ci kosza - prychnął, nawet nie oglądając się na Rafała. Poczekał, aż Łukasz odpali samochód, a gdy to zrobił, jakby nigdy nic sięgnął do radia, włączając je.
- Nie dała - sapnął z oburzeniem Rafał.
- No jasne, bo wystawienie cię z kinem wcale nie jest dawaniem kosza - zakpił, a gdy z głośników popłynął świąteczny utwór Mariah Carey, aż jęknął. - Wszędzie to świąteczne badziewie - powiedział z niezadowoleniem, ale pozwolił
All i want for Christmas wypełnić swoimi skocznymi dźwiękami przestrzeń w samochodzie.
Łukasz uśmiechnął się pod nosem, ale nic nie powiedział, tylko zjechał z chodnika na ulicę, szybko oddalając się od budynku szkoły. Maciej musiał mu przyznać, że pomimo posiadania prawka od niecałych dwóch miesięcy, naprawdę nieźle radził sobie za kierownicą. W jego przypadku było zupełnie odwrotnie, nie przyznawał się do tego, ale bał się prowadzić.
- Lepsze to niż
Choinka Norbiego - zaśmiał się jeszcze Rafał, jak zwykle nie pozwalając im zapomnieć o swojej obecności. Zawsze Macieja przerażało, ile ten chłopak mówił. - Będziecie na sylwestrze u Anki? - zapytał.
- Nie wiem, zobaczy się - odpowiedział, rozsiadając się na fotelu i modląc się, aby jak najszybciej odstawili Rafała na miejsce. Często narzekał na mrukliwość i małomówność Łukasza, ale teraz naprawdę za tym tęsknił. Dopiero w towarzystwie paplającego, co ślina na język przyniesie Rafała, zdawał sobie sprawę, jak bardzo lubił milczenie z Łukaszem.
- W sumie, ej, Wyszyński... - Rafał wychylił się między przednie siedzenia, zahaczając łokciami o ich oparcia. Maciej zacisnął mocno szczękę, licząc w myślach do dziesięciu i modląc się, aby nie przyłożyć Rafałowi prosto w nos. Może jakby zaczął dławić się własną krwią, przestałby wreszcie gadać. - Tak właściwie to mógłbyś siedzieć na Sylwestra w domu - rzucił wesoło, trącając ramię powoli gotującego się z irytacji Macieja. - Będzie Angela, a ona ostatnio strasznie za tobą obesrana jest. Wkurwia mnie to.
- Nie mój problem - wycedził przez zęby, kątem oka zauważając lekki, rozbawiony uśmiech na twarzy Łukasza. Drań jeden, naprawdę dobrze się bawił, obserwując, jak Rafał swoim całym jestestwem doprowadzał Macieja do szału. - Nie moja wina, że cię nie chce - prychnął, wbijając Rafałowi niewidzialną szpilkę. Wiedział jednak, że Rafał miał na nie bardzo dużą tolerancję, więc nie poczuł się na wygranej pozycji.
- Bo z tobą to się, kurwa, podrywać nie da - odparował zaraz Rafał.
- Maciej raczej nie jest zainteresowany Angelą - odezwał się spokojnie Łukasz, jak zawsze zwracając się do swojego przyjaciela po imieniu, za co Maciej go uwielbiał. Wszyscy ostatnio wołali do niego po nazwisku, nawet nauczyciele w szkole, a Rafał robił to nagminnie, zupełnie jakby chciał mu jakoś tym dopiec. - Myślę, że bardziej mu w głowie siedzi Natalia - powiedział, zerkając na nich z rozbawieniem i zatrzymując poloneza na światłach. Samochodów na ulicach było dzisiaj wyjątkowo sporo, wszystkim chyba przypomniało się o zbliżających świętach i niezałatwionych sprawach.
- Natalia? - prychnął Maciej, aż krzywiąc się z obrzydzeniem. - Weź, Jezus Maria.
- Serio? - podłapał Rafał.
- Nie, raczej nie - odpowiedział Łukasz i zaśmiał się cicho pod nosem.
- E, to co kit wkręcasz? Już chciałem Damianowi niusa sprzedać! W ogóle, wiecie, że mu starzy komórkę kupili? Na mikołajki, czaicie? Pod choinkę, spoko, zrozumiem. Ale na mikołajki? - wypalił, aż otwierając szeroko oczy. Maciej westchnął ciężko, opierając bok głowy o szybę. Boże, daj mu siły, bo naprawdę nie wytrzyma. - Też bym chciał. Na pewno fajnie mieć taką komórkę. Ojciec z pracy dostał, mega wygodna sprawa. Ty masz, Wyszyński, nie? Mówiłeś coś chyba.
- O, dojeżdżamy - odezwał się Maciej nagle, gdy Łukasz ruszył i skręcił w boczną uliczkę. - Było fajnie, Rafał, ale już spadaj.
- Masakra, Łukasz, jak ty z nim wytrzymujesz? - prychnął Rafał, a samochód znów się zatrzymał, tym razem na parkingu pod jednym z komunistycznych bloków budowanych z szarych płyt. W kilku oknach pobłyskiwały kolorowe świąteczne lampki, a niektórzy wysilili się nawet, żeby ozdobić swoje balkony girlandami.
- Nie jest tak źle - odparł Łukasz swoim spokojnym tonem, oglądając się na Rafała. Jeżeli tak jak Maciej odczuwał właśnie ulgę z tytułu żegnania się z irytującym kolegą, wcale nie dał po sobie tego poznać. - Trzymaj się.
- No. Mam nadzieję, że laski coś upieką i będzie dużo wpierdalania. - Zaśmiał się jeszcze wesoło i złapał za plecak. - To nara - rzucił, wyskakując z samochodu i pędząc przez nieośnieżony chodnik prosto do klatki schodowej.
- Wreszcie - sapnął Maciej, opadając na oparcie fotela, jakby ktoś właśnie spuścił z niego całe powietrze. - Już myślałem, że przejdę do rękoczynów.
Łukasz zaśmiał się cicho i zjechał samochodem na ulicę.
- Dzielnie się trzymałeś. Jestem dumny - odpowiedział z lekkim uśmiechem, na którego Maciej chwilę się zapatrzył. Było w uśmiechającym się Łukaszu coś, co czasem nie pozwalało mu oderwać od niego spojrzenia. Lubił go obserwować, chociaż oczywiście nigdy nie powiedziałby tego na głos. Kochał sposób, w jaki układały się podczas uśmiechu jego usta, lekkie dołeczki w policzkach i nieco przymrużone oczy. Zauważał każdy szczegół jego twarzy, każde najmniejsze drgnięcie mięśni mimicznych i po prostu je uwielbiał.
- Ale serio? Natalia? - zapytał, kiedy Łukasz zerknął na niego kątem oka, przyłapując na obserwacji. Maciej zaczerwienił się lekko, jednak jak zwykle nie zdradził się ze swoim zawstydzeniem.
- Robisz jej prezent na Wigilię, nie?
- Ja pieprzę, faktycznie - powiedział, przypominając sobie nagle o tym. - Kurwa - dodał, przeczesując nerwowo włosy, bo kompletnie wyleciało mu to z głowy. - Ale powiedziałem matce, więc pewnie coś tam kupiła - zamruczał pod nosem, przygryzając dolną wargę i zastanawiając się głęboko, jak wielkie miał szanse, że mama o niczym nie zapomniała.
- Jak chcesz, możemy wjechać do Geanta - odparł, zwalniając, gdyż o ile główne ulice miasta pozostawały odśnieżone, o tyle o blokowych uliczkach nikt nie pamiętał. - I tak będziemy zaraz przejeżdżać - dodał.
- Poczekaj, przedzwonię do matki - mruknął, sięgając do plecaka po swoją Motorolę.
- Faktycznie wygodnie z telefonem, co? - zagadnął Łukasz, na co Maciej kiwnął głową.
- Wczoraj przez przypadek zajrzałem do szafy rodziców. Ojciec kupił mi i Darii po nowej komórce - mruknął, wchodząc w książkę telefoniczną i szukając na brudnozielonym, podświetlanym ekranie numeru mamy.
- To chyba super, co? - zagadnął Łukasz, zjeżdżając na bok i czekając, aż Maciej w końcu wykona telefon. Nowo wybudowany Geant znajdował się dokładnie ulicę dalej i dzięki kilku markowym sklepom, a także stoiskom z jedzeniem, wywołał prawdziwą furorę wśród mieszkańców miasta, którzy raczej nie mieli wcześniej do czynienia z supermarketami, o galeriach handlowych już nie wspominając. Ich miejscowość pod tym względem była szczególnie opóźniona, na co zawsze psioczył Maciej. Po ostatniej klasowej wycieczce do stolicy jego narzekania tylko wezbrały na sile.
- Nie wiedział, co kupić, więc padło na telefony - prychnął, krzywiąc się lekko. - Oczywiście nie pamiętał, że mówiłem mu o GTA III.
Łukasz uśmiechnął się lekko pod nosem, nie komentując już tego ani słowem. Maciej przyłożył słuchawkę do ucha, czekając, aż mama odbierze. Wyszyński był dość rozpieszczonym dzieciakiem, co Łukasz zauważył już dawno temu. Bardzo często narzekał na ojca, który, faktycznie wydawał się dość oschły, ale Malecki widział, że naprawdę kochał swoje dzieci. Maciej wiele rzeczy uwielbiał wyolbrzymiać, a Łukasz w żaden sposób się nie wtrącał, tylko słuchał i pokornie kiwał głową. Taki po prostu był już Wyszyński, a on uwielbiał go w całej rozciągłości, z apodyktycznym charakterem, ciągłym narzekaniem i niezadowoleniem.
- Czyli nie kupiłaś? - sapnął Maciej do słuchawki, aż zapadając się w fotelu. Łukasz uśmiechnął się pod nosem, patrząc na niezadowoloną minę przyjaciela. - Super... No nie, nic nie mam... Tak, to jutro... Nie, nie trzeba. Podjadę do Geanta z Łukaszem i kupię coś na szybko... Dobra, dzięki... Będę za jakąś godzinę... Tak, Łukasz mnie podrzuci... Jasne, to pa - powiedział wreszcie i odsunął telefon od ucha, żeby się rozłączyć. - Nienawidzę świąt - stwierdził z niezadowoleniem, dąsając się jeszcze bardziej. - Kto w ogóle wymyślił te wszystkie wigilie klasowe? Na co one komu? - prychnął, wciskając telefon do kieszeni kurtki. - Przecież i tak te prezenty wylądują w koszu. Mogę się założyć, że znów dostanę jakiś denny kubek z motywem świątecznym.
Łukasz jak zwykle nie odezwał się ani słowem. Pokiwał jedynie głową, nie wspominając nic o tym, że tak właściwie to lubił święta. W niczym mu one nie przeszkadzały, chociaż w domu nigdy nie było kolorowo. W przeciwieństwie do Macieja, naprawdę mógł narzekać na swojego ojca. Nigdy tego jednak nie robił.
Ale Łukaszowi, tak czy inaczej, ciągłe narzekanie Macieja w ogóle nie przeszkadzało. Kochał tego malkontenta i nie zamierzał go zmieniać.
***
Łażenie po sklepach i wymijanie całej masy ludzi było jedną z tych rzeczy, które doprowadzały Macieja do szału. Pewnie już pół godziny temu stwierdziłby, że ma dość. Wszedłby do pierwszego lepszego spożywczaka, nakupował słodyczy i wręczył je Natalii, ale Łukasz, jako ten sprawiedliwy (?Maciej, nie można tak. Musisz jej kupić coś normalnego.?), ciągnął go dalej, przekonany, że w końcu coś znajdą. No i znaleźli. Zestaw kosmetyków do malowania wraz z kosmetyczką wydał się Łukaszowi idealnym prezentem. Maciejowi oczywiście było wszystko jedno, równie dobrze mógł kupić kostkę mydła i zapakować ją w papier ze spasionymi Mikołajami wciskającymi się przez komin. Kiedy jednak wrócili do samochodu, poczuł ogromną ulgę.
- Mam dość - stwierdził, opadając na oparcie fotela. Miał wrażenie, jakby właśnie wziął udział w jakimś wyjątkowo męczącym maratonie. - Święta ssą.
Łukasz pokręcił tylko głową i odpalił samochód.
- Ja tam je lubię - mruknął po chwili.
- Powiedz mi lepiej, czego nie lubisz.
Ojca, cisnęło się na Łukaszowe usta, ale te wygięły się jedynie w uśmiech.
***
- Przyjadę po ciebie jutro - powiedział Łukasz, gdy zatrzymał samochód - tak jak zawsze - na uboczu i w krzakach, dzięki czemu byli praktycznie niewidoczni.
Maciej uśmiechnął się lekko, zagarniając worek z prezentem dla Natalii. Mimo wszystko, gdy tak dłużej się zastanowił, ten dzień wcale nie był taki zły. Głównie dlatego, że spędził go z Łukaszem.
- Okej. Później możemy wpaść do mnie. Mama i Daria jadą na zakupy, a potem gdzieś na obiad - stwierdził, zagryzając dolną wargę i patrząc na Łukasza błyszczącymi, wiele zdradzającymi oczami. Maleckiemu aż zrobiło się goręcej od tego spojrzenia. Niewiele myśląc, pochylił się do Macieja i złapał za niebieski wełniany szalik. Wyszyński popatrzył na niego z coraz to trudniej ukrywaną ekscytacją, a gdy po chwili poczuł dotyk ust Łukasza na swoich, aż westchnął.
- Szkoda, że nie idą dzisiaj - mruknął, kładąc dłoń na karku Macieja, po którego ciele przebiegły przyjemne dreszcze. Nagle zrobiło mu się tak gorąco, że przez chwilę wizja o zagotowaniu się we wszystkich warstwach ubrań, jakie miał na sobie, wydała się całkiem możliwa.
- Dzisiaj w domu jest nawet ojciec - powiedział z niezadowoleniem i pochylił się jeszcze, żeby pocałować krótko Łukasza. Nie powinni tego przeciągać, naprawdę robiło się nieprzyjemnie gorąco.
- Dobra, wytrzymam do jutra. - Nie dało się nie wyłapać zawodu w jego głosie. Maciej musiał zagryźć wargę, żeby się szerzej nie uśmiechnąć. Łukasz czasem był słodki. - Będę o dziesiątej. Nie spóźnij się tak jak dzisiaj - ostrzegł, na co Maciej parsknął śmiechem.
- Jasne, jasne. Pa. - Pocałował go jeszcze szybko. - Zadzwonię wieczorem - obiecał, na co Łukasz kiwnął krótko głową i już po chwili odprowadzał sylwetkę Macieja wzrokiem prosto do bramy.
Westchnął ciężko, odpalając samochód. Lubił rozmawiać przez telefon z Maciejem, ale fakt, że nie miał jeszcze komórki i musieli kontaktować się przez stacjonarny, wszystko utrudniał. Z racji tego, że w jego domu znajdowały się dwa telefony, nie mogli pozwolić sobie na swobodną rozmowę. Cały czas trzeba było uważać na słowa, bo gdzieś tam z tyłu głowy Łukasza wciąż pojawiało się nieprzyjemne ostrzeżenie o drugim aparacie. Nawet nie chciał myśleć, że ojciec podniósłby słuchawkę i dowiedział się o wszystkich rzeczach, które robił z Maciejem.
Ojciec by go zabił, co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
***
- I co kupiłeś tej koleżance? - zapytała mama, stawiając przed nim talerz z kanapkami. Maciej od razu porwał jedną, popatrując ciągle na zegarek. Miał piętnaście minut na zjedzenie i umycie się. Cholerna Daria, gdyby nie zamknęła się w łazience na pół godziny, nie musiałby teraz tak gnać i prawie dławić się jedzeniem!
- Coś tam. Nie wiem, co - odparł, nie bardzo chcąc (albo raczej mając czas) opisywać mamie zakupiony zestaw. Zresztą, naprawdę mało co go on obchodził.
- No jak to nie wiesz? - sapnęła, dolewając mu do kubka herbaty lepiej. - To nie wiesz, co kupiłeś?
- Łukasz wybierał - powiedział z pełną buzią i cały czas zerkając nerwowo na zegarek. Niby mógł się trochę spóźnić i kazać Maleckiemu czekać (już nie raz przecież tak się zdarzało), ale przecież mogliby jeszcze coś zrobić, zanim dojadą do szkoły. Aż zrobiło mu się goręcej i to wcale nie przez źle przeżutą kanapkę, która stanęła mu w gardle. Szybko sięgnął po kubek, żeby wziąć kilka dużych łyków, nie zauważając spojrzenia mamy. Agata oparła się o kuchenne szafki, popatrując na swojego najstarszego syna ni to z lekkim rozbawieniem, ni z czułością.
- Co ty byś bez tego Łukasza zrobił - powiedziała ciepłym głosem, a Maciej popatrzył na nią bez zrozumienia.
- Jak to co?
- Odwozi cię do szkoły, przywozi i jeszcze o prezentach pamięta. Dobry z niego kolega - stwierdziła, naprawdę się ciesząc, że był w życiu Macieja ktoś, kto potrafił się nim zaopiekować. - Zginąłbyś bez niego - dodała już z lekkim rozbawieniem.
Maciej momentalnie się zaczerwienił.
- Wcale nie - prychnął, wstając szybko od stołu i nie oglądając się na mamę, pognał do łazienki.
***
Wsiadł do samochodu Łukasza, trzęsąc się z zimna. W nocy trochę przymroziło, przez co pod świeżym śniegiem czekała lodowa pułapka. O mało nie wybił zębów w drodze do poloneza, nie wspominając już oczywiście o tym, że było cholernie zimno.
Nienawidził zimy. I śniegu. I tej przeklętej szkolnej wigilii.
- Ale niezadowolony - skomentował Łukasz, patrząc na obrażonego Macieja. Zawsze, gdy coś mu nie pasowało, krzywił się zabawnie, z czego zapewne nawet nie zdawał sobie sprawy. Marszczył z niezadowoleniem brwi i lekko wydymał usta, mierząc wszystko dookoła nienawistnym spojrzeniem. Oczywiście Łukasz nie obnosił się ze swoim rozbawieniem, bo wtedy to na niego spadłaby pańska złość.
- Nawet nic nie mów - prychnął, od razu sięgając do nawiewu, żeby skierować ciepłe powietrze na siebie. - Daria okupowała rano łazienkę. Pewnie myślała, że makijaż cokolwiek w jej przypadku pomoże - warczał.
- To twoja siostra - przypomniał Łukasz, wrzucając wsteczny, żeby wycofać.
- Niestety. - Westchnął ciężko niczym największy cierpiętnik świata, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Naprawdę nie chciał jechać na tę głupią szkolną wigilię. Nie przepadał za ludźmi ze swojej klasy, chociaż na popularność nie narzekał. O dziwo był lubiany, mimo że wcale przecież tego nie pragnął, a przynajmniej udawał niezainteresowanego. Musiał jednak przyznać, że ciągłe propozycje imprez czy darmowe notatki nie były znowu takie złe.
- W ogóle, zobacz - powiedział nagle Łukasz i wychylił się do schowka. Samochód odrobinę zwolnił, a Łukasz raz po raz zerkał na pustą drogę osiedlową, na której panowało raczej słabe natężenie ruchu. Maciej uniósł brwi, czekając, aż przyjaciel odnajdzie pod stertą papierów to, co chciał mu pokazać. Gdy po chwili zamachał mu pod nosem zielonkawą okładką płyty, aż uchylił usta.
- O! Kupiłeś! - Momentalnie wyciągnął ręce do pudełka, żeby przyjrzeć mu się z bliska. - Ja stwierdziłem, że to głównie remiks, więc żal kasy - mruknął i bez słowa otworzył pudełko.
- Mnie się całkiem podoba - odparł Łukasz, koncentrując się na drodze. - Nawet jeśli remiks poprzedniego albumu, cały czas czuć klimat Linkin Park, więc raczej okej.
- A masz Hybrid Theory? - zapytał, pochylając się do schowka w poszukiwaniu innej płyty.
- Gdzieś tam jest - mruknął Łukasz, kiwając głową i nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu cisnącego mu się na usta. Linkin Park był ich małą obsesją. Sam już nie pamiętał, który z nich wciągnął w to drugiego, ale przyjemnie jest dzielić wspólne zainteresowanie.
- W ogóle, ile mamy jeszcze czasu?
- Z pół godziny - odparł, kątem oka dostrzegając, że Maciej znalazł wreszcie tego, czego szukał. Zadowolony wsunął krążek do odtwarzacza i szybko zaczął przeskakiwać utwory, doskonale już znając topografię płyty. Słuchali jej już tyle razy, że z pamięci mogliby wymienić następujące po sobie utwory.
- Skręć tu - powiedział Maciej, wskazując na mało widoczny zjazd do lasu, a z głośników popłynęły pierwsze brzmienia
In the end.
- Tu? - Dłonie Łukasza mimowolnie mocniej zacisnęły się na kierownicy i pomimo niesprzyjającej temperatury zaczęły się pocić.
- Tak, tu. - Obiecujący uśmiech na ustach Macieja podpowiedział mu, że nawet jeśli spóźnią się do szkoły, wcale nie będzie tego żałować.
- A wigilia- - zapytał, tylko po to, żeby później nie mieć wyrzutów sumienia. - Słomicki nas zeżre żywcem, jak znowu się spóźnimy - powiedział, ale i tak zjechał dokładnie w tę dróżkę, o której mówił Maciej. Raczej nie wykazywał się zbytnią asertywnością, jeżeli chodziło o Wyszyńskiego. Zawsze trudno było mu powiedzieć innym ?nie?, ale Maciejowi naprawdę nie potrafiłby się sprzeciwić.
- Naprawdę cię to obchodzi? - Fala gorąca zalała ciało Łukasza, kiedy poczuł dotyk dłoni na swoim udzie. Nawet przez gruby materiał dżinsu czuł jej ciepło, które zdawało się rozlać po całej jego nodze.
Zatrzymał samochód i wreszcie popatrzył w zadowoloną twarz Macieja.
- Planowałeś to - powiedział, marszcząc brwi, ale jakoś nie będąc złym. Wyszyński roześmiał się, rozpinając kurtkę, bo zaraz naprawdę mógłby się zagotować.
- No - odparł bez żadnego skrępowania. - Naprawdę nienawidzę szkolnych imprez - stwierdził, pochylając się do Łukasza i ciągnąc go za kołnierz kurtki w swoją stronę. Wysunął język i drażniąco powolnie przesunął nim po wargach Maleckiego, patrząc mu przy tym w oczy oraz napawając się widokiem zaczerwienionej, młodej twarzy chłopaka. W przeciwieństwie do Macieja, Łukasz mógł się już pochwalić zarostem. Niestety, jak na złość, dzisiaj postanowił się ogolić.
- Więc teraz chcesz sobie jakoś to wynagrodzić? - zapytał Łukasz, nie ociągając się już i wsuwając dłoń pod szary sweter Macieja. Dotknął jego rozgrzanego, płaskiego brzucha.
- To jedyny plus dzisiejszego południa - stwierdził, łapiąc za suwak od kurtki Macieja i powoli ciągnąc go w dół. - Bo jednak popołudnie zapowiada się trochę lepiej - szepnął mu do ucha, które zaraz lekko przygryzł. Z ust Łukasza wyrwało się ciężkie westchnienie. Maciej doskonale już znał jego wrażliwe punkty. Szybko nauczył się jego ciała; miał wrażenie, jakby idealnie się dobrali.
- Na tyły? - zapytał Łukasz, trochę nerwowo zdejmując z siebie okrycie wierzchnie. Chciał jak najszybciej mieć przy sobie nagie, gorące ciało Macieja. I pal licho, że poza samochodem temperatura sięgała kilku stopni poniżej zera. Nagle wydało się, jakby w samochodzie zrobił się taki upał, że naprawdę będą musieli się rozebrać, żeby jakoś to znieść.
- Nie, nie ma czasu - sapnął Maciej, a jego dłoń już odnalazła krocze Łukasza. Nie czekając dłużej, rozpiął mu rozporek i wyciągnął nabrzmiałą erekcję. - Tylko uważaj na włosy - dodał, wskazując na swoją nażelowaną, układaną dokładnie dwie minuty fryzurę. Łukasz nie był w stanie odpowiedzieć, położył jedynie dłoń na karku Wyszyńskiego, popychając go w dół.
Było tak przyjemnie, że piętnastominutowe spóźnienie okazało się tego warte.
***
To było do przewidzenia, że Słomicki się wkurzy. Maciej nie musiał być żadnym wróżbitą, żeby przewidzieć reakcję wychowawcy. Historyk tolerował wszystko, był całkiem przyjemnym nauczycielem, choć młodym i świeżo po studiach. Traktował uczniów bardziej jak kumpli, ale zawsze potrafił też postawić na swoim, więc cieszył się w liceum całkiem sporą sympatią. Niestety jednak, nienawidził spóźnień, a Maciej w spóźnianiu powinien zostać odznaczony jakimś orderem. Gdyby należało to do dyscyplin olimpijskich, z pewnością stanąłby na podium. Chociaż ostatnimi czasy naprawdę się poprawił (o czym Słomicki wspomniał nawet na zebraniu), jednak tutaj bez dwóch zdań była to zasługa Łukasza. Gdyby nie to jego codzienne przyjeżdżanie oraz - nie raz też i tak się zdarzało - wyciąganie Macieja z łóżka, z pewnością spóźniałby się dalej. Jednak uraz po całej pierwszej klasie pozostał, nic więc dziwnego, że wychowawca nie przywitał go zbyt miło.
- No proszę, jak zwykle, Wyszyński. Wracamy do starych nawyków? - zapytał, mierząc Macieja poirytowanym spojrzeniem, a Łukaszem w ogóle się nie przejmując. Zupełnie, jakby Maciej wszedł do klasy w pojedynkę.
- Sprawdzam czujność, panie profesorze - odparł jednak całkowicie zadowolony Maciej (Bo kto by nie był? Usta Łukasza potrafiły robić cuda.), na co nawet i Słomicki lekko się uśmiechnął. Może i brutalnie wytykał Maciejowi każde jego spóźnienie, ale mimo wszystko całkiem go lubił i raczej nigdy nie ganił za niewybredne komentarze. W szczególności, że Maciej akurat z historii całkiem wiele umiał. Historia i angielski zdecydowanie były jego mocną stroną. Gorzej z niemieckim (nienawidził!) i biologią.
A później zaczęła się cała ta szopka, której obawiał się Maciej. Wiedział, czego się spodziewać, w końcu to nie jego pierwsza (ale całe szczęście już ostatnia) wigilia klasowa w życiu. Najgorsze było chyba dzielenie się opłatkiem. Stawanie przed ludźmi, których tak właściwie wcale nie lubił i wygłaszanie standardowej formułki. Bo oczywiście Maciej się nie wysilał, zwykłe ?wszystkiego dobrego? załatwiało sprawę. W zamian otrzymywał mniej lub bardziej szczere życzenia, których punktem wspólnym zazwyczaj było ?świetnie zdanej matury?. I mimo że słowo ?matura? wywoływało u Wyszyńskiego odruch wymiotny, zniósł to całkiem dzielnie. Kiedy jednak stanął przed Łukaszem, dla którego czynność chodzenia od człowieka do człowieka i składania życzeń także nie była niczym przyjemnym (chyba nawet jeszcze gorzej przechodził przez tę farsę), odetchnął. Bo z Łukaszem czuł się tak, jak powinien się czuć. Mógł mu powiedzieć wszystko, zbłaźnić się pod każdym względem, ale to w końcu Łukasz. Osoba, która była mu bliższa niż ktokolwiek inny.
- Mam już tego dość - sapnął Maciej, urywając kawałek opłatka. - Jeszcze trochę i serio nie wytrzymam - pożalił się, na co Łukasz pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Wszystkiego dobrego - powiedział swoim cichym, lakonicznym głosem, który raczej nie budził w Macieju żadnych emocji, ale wystarczyło tylko jego spojrzenie. Ciemne, mocne spojrzenie i Maciej miał ochotę złapać Łukasza za nadgarstek, żeby zaciągnąć go do łazienki. W pewnym momencie aż się uśmiechnął do swoich myśli.
Zdecydowanie będą musieli kiedyś to przetestować. Najlepiej w piątek, jakoś tak popołudniu, gdy w szkole zrobi się mniejszy ruch. Zwilżył wargi, kiedy przed jego oczami pojawił się obraz ich dwóch zamkniętych w ciasnej, szkolnej kabinie...
- Coś się stało? - zapytał Łukasz, zauważając zawieszenie Macieja. Początkowo go nie zrozumiał, ale gdy dostrzegł lekkie rumieńce na twarzy Wyszyńskiego, a później, gdy ten popatrzył na niego rozpalonym wzrokiem, załapał, że to musiało być coś związanego z seksem. - Jesteś pokręcony - skomentował z lekkim uśmiechem, gdy nagle, ku jego uldze, wszyscy dookoła zaczęli siadać.
Pierwszy etap przedstawienia zakończony. Czas zacząć drugi, czyli rozdawanie prezentów. Jak to dobrze, że byli już w trzeciej klasie.
***
- Kubek - prychnął Maciej, kiedy już siedzieli w samochodzie, z dala od wszystkich Rafałów tego świata. Całe szczęście irytujący kolega miał dzisiaj inne plany na spędzenie popołudnia, więc nie wcisnął się Łukaszowi do samochodu. Cisza, jaka na nich czekała po zamknięciu drzwi, była wręcz spełnieniem Maciejowych marzeń. Aż oparł się z radością o oparcie, wsłuchując się jedynie w odgłos odpalanego silnika. Nikt nie marudził, nikt nie paplał trzy po trzy. Idealnie.
- Całkiem ładny kubek - odpowiedział Łukasz, kiedy już włączył się do ruchu drogowego. - Nie narzekaj, lepsze to niż skarpetki - stwierdził z lekkim uśmiechem.
- Akurat Rafał nie zasłużył na nic innego - odparł Maciej i w pewnym momencie się zaśmiał. - Patrycja dostała mydło, nie? - zapytał, dopiero teraz szczerze się z tego naśmiewając. Na forum klasy skomentował to tylko jako ?całkiem niezły prezent?, bo uznał, że robiący podarunek Rafał nie zasłużył na żadne słowa pochwały. Patrycji oczywiście zrobiło się trochę przykro, a może nawet bardzo przykro, ale kto by się tym przejmował? Trzeba się myć, a nie śmierdzieć potem już od siódmej rano.
- To akurat było chamskie - mruknął Łukasz, zatrzymując pojazd na światłach znajdujących się już na pierwszym wyjeździe z osiedla, na którym znajdowała się ich szkoła. Maciej nigdy nie wiedział, jak to się działo, że zawsze natrafiali na czerwone.
- Oj, wyciągnij tego kija z dupy. Całkiem śmieszne. Może w końcu nie będzie tak od niej śmierdzieć - powiedział, dźgając go lekko palcem w udo.
- Już w tę ostatnią wigilię to Rafał mógł sobie odpuścić - rzucił jeszcze, a Maciej tylko westchnął. Łukasz zawsze stawał w obronie uciśnionych... Oczywiście nigdy nie obnosił się z tym za bardzo, ale nigdy też nie pochwalał takich zachowań. Poplotkowanie z Łukaszem i obrobienie tyłków nielubianych osób również pozostawało raczej
Mission: Impossible. Maciej oczywiście często na to narzekał, ale w głębi zawsze podziwiał Łukasza za taką postawę. Wszyscy znajomi ze szkoły byli cholernie fałszywi, naprawdę bałby się komukolwiek zaufać, ale na Łukaszu mógł zawsze polegać. I już wcale nie chodziło o ich związek, o którym rzecz jasna nikt nie miał prawa się dowiedzieć. Łukasz dla Macieja znaczył o wiele więcej niż wszyscy uczniowie liceum razem wzięci, a co najlepsze - miał świadomość, że znaczył dla Łukasza dokładnie tyle samo.
- Od razu idziemy do mnie do pokoju - powiedział Maciej, gdy tylko samochód zatrzymał się pod bramą jego domu.
Malecki zerknął na Macieja, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Nic jednak nie powiedział, kiwnął jedynie głową i biorąc przykład z przyjaciela, czym prędzej opuścił poloneza ojca. Zamknął go jeszcze centralnym zamkiem, żeby zaraz ruszyć w kierunku niedawno odremontowanego, całkiem pokaźnego domu. Wyszyńscy z pewnością mieli pieniądze, Maciej nigdy nie mógł narzekać na ich brak. On oczywiście również nie mógł, nie urodził się w biednej rodzinie, jednak jego ojciec nigdy nie był skory do zbytniego obnoszenia się ze swoimi zarobkami. Łukasz dowiedział się kiedyś od mamy, że tata miał naprawdę trudne dzieciństwo, przez co do teraz została mu nerwica i częste napady złości. Nie szczędził Łukaszowi swojej ręki, pasa, a zdarzyło się, że też i kabla (chociaż teraz zdarzało się to już zdecydowanie rzadziej, w końcu Łukasz miał prawie dziewiętnaście lat). Całkiem inny stosunek ojciec jednak miał do jego brata, Tomka, ale to głównie dzięki mamie. Jako najmłodszy syn szybko stał się oczkiem w jej głowie. Wszystko co najgorsze spadało więc na Łukasza i jedyną osobą, która o tym wiedziała, był Maciej. Zresztą, kiedy rok temu ich znajomość nabrała całkowicie innego charakteru, zdarzył mu się pewien incydent z ojcem. To był ostatni jego tak silny szał, jaki zapamiętał, a poszło o coś naprawdę bardzo błahego. Ukrycie siniaków na brzuchu okazało się trudniejsze, niż myślał, w szczególności, że Maciej podniósł mu koszulkę całkowicie znienacka. Tak przyparty do muru Łukasz nie miał więc innego wyjścia, tylko powiedzieć Maciejowi o całym zajściu. Do teraz pamiętał złość wypisaną na twarzy przyjaciela, który w pierwszej chwili chyba chciał zawitać w domu Maleckich i odpłacić się ojcu Łukasza pięknym za nadobne. Oczywiście, nie bardzo wziął pod uwagę rozkład sił i fakt, że jego, wtedy jeszcze świeżo upieczone osiemnastoletnie ciało, można byłoby z łatwością przewrócić. Dopiero niedawno Maciej trochę przybrał na masie, choć wciąż pozostawał szczupły i raczej niegroźny dla ważącego ponad sto kilo ojca Łukasza. Do rozlewu krwi całe szczęście nie doszło, ale od tamtej chwili miał wrażenie, jakby Maciej przy każdym ich zbliżeniu dokładniej badał jego ciało w poszukiwaniu jakichś oznak przemocy.
Weszli do domu. Balustrada prowadząca na pierwsze piętro od razu powitała Łukasza blaskiem kolorowych lampek Aż uśmiechnął się pod nosem, chłonąc widok świątecznych dekoracji. Nawet na drzwiach wejściowych mama Macieja (bo raczej wątpił, żeby zrobił to jego ojciec) zawiesiła ogromny wieniec z czerwono-złotymi ozdóbkami.
- Łał - powiedział tylko, ściągając buty i stawiając je równo tuż przy czarnych, skórzanych butach Macieja.
- Moja mama ma świra na punkcie świąt - mruknął, wzruszając ramionami. - Dwadzieścia cztery na dobę kolędy, rozpoczynamy sezon pierwszego grudnia. Katorga - sapnął.
- Trochę jak w tych amerykańskich filmach - stwierdził Łukasz, nie dodając, że jemu wcale ten klimat świąt nie przeszkadzał. Pod różnymi względami był całkowitym przeciwieństwem Macieja, nic więc dziwnego, że rozmijali się nawet jeśli chodziło o Boże Narodzenie.
- Nawet nie gadaj,
Christmas Vacatio to ulubiony film matki. W tym roku poleciał
tylko dwa razy - powiedział, ale mimo wszystko uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem.
- Lepsze to niż
Kelvin - odparł zaraz Łukasz, idąc za Maciejem w kierunku schodów. Dom Wyszyńskich naprawdę przyprawiał go o przyjemne dreszcze. Wydawał się oczekiwać tych trzech dni w roku i zapowiadać niezapomniane święta.
- O, z kolei za
Kevina odpowiedzialna jest Daria. - Maciej obejrzał się przez ramię. - Zapraszam wieczorem, pewnie puści drugą część.
- Biedny Maciej - powiedział Łukasz całkiem złośliwie jak na siebie i w przypływie rozbawienia klepnął idącego przed nim przyjaciela w pośladki, na które po chwili aż się zapatrzył. Już przypominał sobie, jak miękkie i przyjemne były w dotyku.
Gdy stanęli wreszcie pod pokojem Macieja, Łukasz aż nabrał głębokiego wdechu. Musiał zagryźć wargę, żeby za bardzo nie zdradzić się z uśmiechem, który cisnął mu się na usta. Uwielbiał sypialnię Macieja. Całkiem dobrze się w niej czuł i miał nawet wrażenie, że spędzał w tym pomieszczeniu więcej czasu niż u siebie.
- Jest trochę bałagan, więc jakby co, ostrzegałem - rzucił Maciej, a Łukasz zbył to krótkim wzruszeniem ramionami, bo już wiedział, jak ten
bałagan wyglądał. A właściwie to nie wyglądał, bo nawet go nie było. Większego pedanta od Macieja to ze świecą szukać.
Już po chwili utwierdził się w przekonaniu, że jego przypuszczenia były całkiem słuszne. Maciejowy
bałagan tworzyło jedynie niepościelone łóżko, pusta szklanka na biurku i przewieszone przez oparcie fotela ubrania. Dobrze, że Maciej tak rzadko bywał u niego w domu, bo wtedy dowiedziałby, co znaczy prawdziwy syf.
Nie czekając dłużej ani nie roztrząsając domniemanego nieporządku w pokoju Macieja, złapał gospodarza w pasie i przycisnął go do ściany, nie mogąc już dłużej czekać. Po tym, co zrobili rano w samochodzie, miał jeszcze większą ochotę na Macieja. Przysunął do niego głowę i już po chwili całował jego miękkie, równie spragnione usta. Aż zamruczał, kiedy przyjaciel ochoczo odpowiedział na pieszczotę, poruszając przy tym biodrami i ocierając się o niego zachęcająco. Łukasz nie potrzebował zbyt wiele czasu, żeby się podniecić, a jak po chwili wyczuł - Maciej również.
Zaczęli się szybko rozbierać. Zawsze pierwsze kilka sekund ich zbliżenia było bardzo nerwowe. Byle tylko ściągnąć ubrania, byle zlikwidować tę barierę dzielącą ich nagie ciała, a gdy już ciuchy leżały nieruchomo porozrzucane po całym pokoju, zwalniali. Zaspokojenie swoich pierwszych potrzeb w samochodzie skutecznie umożliwiło im przedłużenie tej chwili i cieszenie się swoją bliskością. Czuł spocone dłonie Macieja na całym swoim ciele. Jego gorący oddech drażniący delikatną skórę szyi, kiedy składał tam lekkie pocałunki. Dłoń zaciskającą się raz po raz na jego penisie w zwodzie...
Wolno ale i nieporadnie przeszli w stronę łóżka, nie odrywając się od siebie ani na chwilę. O mało co nie potknęli się o własne ubrania, kiedy jednak już wylądowali na posłaniu, rozpoczęli całą grę od nowa.
Jęknął gardłowo, kiedy poczuł usta Macieja na swoim podbrzuszu. Jego mokre pocałunki, aż wreszcie język trącający główkę penisa. Jeżeli chodziło o sprawy oralne, Łukasz musiał przyznać, że Maciej przez ostatni rok naprawdę sporo się nauczył. Już po chwili miał szansę przypomnieć sobie, jak głęboko Wyszyński potrafił go wziąć i naprawdę wymagało to od Łukasza sporego skupienia, bo już nie raz przez takie zabawy przedwcześnie kończył. A dzisiaj zdecydowanie nie chcieli tak szybko kończyć.
Dzięki Internetowi, do którego miał dostęp komputer Macieja (Łukasz niestety wciąż musiał korzystać z kafejek), dowiedzieli się, co jeszcze może robić dwóch mężczyzn w łóżku. A, jak później sprawdzili, były to całkiem przyjemne rzeczy. I tak też już po chwili Maciej podał Łukaszowi najzwyklejszą w świecie oliwkę. Próbowali kiedyś bez niej, ale okazało się to zbyt bolesne dla obu stron; zadziwiające, ile przyjemności może dać dobry poślizg.
Rozciągnął Macieja dość sprawnie, podziwiając wijące się pod nim ciało. Maciej pewnie nigdy by się nie przyznał, ale wolał, gdy to Łukasz był na górze. Podobał mu się seks od strony pasywnej, choć oczywiście (zapewne bardziej dla zasady) często się zmieniali. Dzisiaj jednak najwidoczniej Maciejowi nie chciało się już niczego udowadniać. Rozchylił więc ulegle pod nim nogi, czekając, aż Łukasz się wsunie.
A później była tylko przyjemność i odgłos skrzypiącego materaca. Oczywiście, gdy wiedzieli, że nie są sami, zawsze się hamowali. Nie byli ani zbyt głośni, ani przeważnie nie robili tego na łóżku, głównie na podłodze, bo tak ciszej. Teraz jednak żal byłoby nie wykorzystać pustego domu.
Maciej doszedł pierwszy, pieszczony przez dłoń Łukasza w rytm pchnięć jego bioder. Dopiero później orgazm osiągnął Łukasz, jak zwykle wysuwając się i pamiętając, że Maciej nie lubił kończenia w sobie. Kilka kropli spermy ochlapało i tak już ubrudzony brzuch Wyszyńskiego, a wykończony Łukasz opadł na posłanie, zachłannie łapiąc powietrze w płuca.
- Marzyłem o tym przez cały pieprzony dzień - sapnął Maciej, przeciągając się na łóżku z szerokim uśmiechem.
Łukasz odpowiedział mu tylko ciężkim, zmęczonym westchnięciem i przewrócił się na bok, żeby spojrzeć w zaczerwienioną od wysiłku twarz przyjaciela. Niewiele myśląc, wyciągnął dłoń i odgarnął nażelowany kosmyk włosów, który akurat opadł mu na czoło.
- Zepsułem ci fryzurę - powiedział z lekkim rozbawieniem, przypominając sobie o ostrzeżeniu Macieja sprzed kilku godzin.
- Za ten seks to nawet zepsutą fryzurę mogę wybaczyć - odparował zaraz i w pewnym momencie szybko pochylił się do Łukasza. Pocałował go krótko, ale jakoś tak całkowicie uroczo, że Łukasz nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu rozciągającego mu usta, gdy tylko Maciej się odsunął.
- Potrafisz być słodki, jak chcesz - rzucił, ani przez chwilę nie poddając tego żadnemu przemyśleniu. Nic więc dziwnego, że Maciej naburmuszył się, niezadowolony.
- ?Słodki?? - prychnął z niesmakiem.
- Nie, raczej nie - odparł Łukasz, głównie dla świętego spokoju, i nagle, jakby o czymś sobie przypomniał, wychylił się z łóżka, łapiąc za leżące nieopodal spodnie. - Mam coś dla ciebie - powiedział, przeszukując ubranie.
Maciej uniósł się na ramieniu, patrząc na Łukasza całkowicie zaskoczony.
- Dla mnie? - powtórzył.
- Prezent. Mamy w końcu święta - odpowiedział i usiadł na łóżku, kiedy już trzymał skórzany portfel w dłoniach. Maciej patrzył na niego coraz to bardziej zdziwiony i... cholera, zmieszany.
Bo on nic nie miał dla Łukasza. Ba! Był przekonany, że nie będą robili sobie żadnych durnych prezentów, bo przecież to takie żałosne i bezsensowne. Idealne dla pierdzących serduszkami par, a nie dwójki mężczyzn.
- Tak myślałem, że fajnie będzie pojechać we dwójkę. Załatwimy jeszcze nocleg i no. - Wzruszył ramionami, trochę zawstydzony, podsuwając Maciejowi pod nos dwie podłużne, kolorowe kartki. Wyszyński odebrał je i odwrócił, żeby móc przeczytać, co takiego było tam napisane.
Najpierw dostrzegł logo Linkin Parku, a dopiero później widniejący poniżej napis
LP Underground Tour, 27.02.2003 Hamburg.
- Kupiłeś bilety - powiedział odkrywczo i popatrzył na Łukasza szczerze zaskoczony. Malecki momentalnie się zmieszał, zaczynając zastanawiać się, czy to był taki dobry pomysł. Chrząknął nerwowo; naprawdę myślał, że Maciej się ucieszy.
- No... jak nie chcesz jechać, to okej... - rzucił szybko, w celu wybrnięcia, gdy nagle Maciej przyciągnął go do siebie i pocałował mocno.
- Nie. To świetne. Naprawdę. Jezu! Hamburg! - powiedział, uśmiechając się szeroko i jeszcze raz zerkając na bilety. - Boże, już nie mogę się doczekać! - sapnął, zaciskając palce na papierze i próbując zdusić wyrzuty sumienia, że przecież nie miał jak się odwdzięczyć. Bo w przeciwieństwie do Łukasza, nawet nie pomyślał o prezentach.
- Trzeba tylko pomyśleć o jakimś noclegu i... - Ich oczy momentalnie powędrowały w stronę drzwi, za którymi usłyszeli pośpiesznie stawiane na schodach kroki.
- No i co on niby tam robi, Agata? - Ciszę w domu przerwało zirytowane fuknięcie ojca Macieja, a sam Maciej zamarł w bezruchu z sercem gardle i wzrokiem wbitym w wejście do swojego pokoju.