Rozdział 8
Było niedzielne popołudnie. Słonce prażyło Artura w kark, gdy stał przed niezdecydowaną aby go wpuścić do mieszkania Chizuru. Kobieta założyła za ucho opadający na mokre czoło kosmyk. Wyglądała na przemęczoną.
- Cześć Chizuru-san. Tata powiedział, żebym przyszedł na obiad... Rozmawiał o tym z tobą?
W odpowiedzi posłała mu blady, wymuszony uśmiech i zniknęła we wnętrzu pomieszczenia. Zakłopotany Artur wszedł za nią, lecz zaraz przystaną. Na podłodze leżała mokra ścierka i tworzyła rozległą kałużę - omal w nią nie wdepnął. Rozejrzał się. Parę rzeczy sugerowało, że próbowano w bardzo krótkim czasie doprowadzić mieszkanie do porządku. Zaduch w powietrzu i worki ze śmieciami ulokowane za drzwiami podsuwały myśl, że nie sprzątano już od dłuższego czasu. Przytulny, niegdyś czysty dom zmienił się nie do poznania.
- Młody! Jesteś dwadzieścia minut za wcześnie! - zawołał ojciec. Wyszedł z sąsiedniego pokoju, ciągnąc za sobą odkurzacz.
- Myślałem, że pomogę w kuchni czy coś... Tato, ale się zapuściłeś.
Przejechał dłonią po szczecinie.
- Chizuru lubi, gdy kuje.
- Wyciągnę mięso z piekarnika - wyszeptała Chizuru i podreptała na bosaka do kuchni.
Zmieszany panującą atmosferą Artur, bezwiednie podniósł ociekającą wodą szmatę i ruszył za Chizuru. Zastał ją smętnie pochyloną nad stertą naczyń.
- Mogę w czymś...
Odwróciła się raptownie. Spojrzała na ścierkę w jego dłoni i zaniósłszy się gwałtownym szlochem, wybiegła z pomieszczenia.
- Kochanie! - zawołał ojciec.
- Co tu się dzieje?
Tata posłał mu nerwowy uśmiech.
- To nic takiego. Zjedzmy tę pieczeń. Chizuru przygotowała ją według nowego przepisu. Na pewno zapyta jak ci smakowała.
- Ale jeść tak bez niej? - Już opierał dłoń na barierce schodów, lecz nie zdążył postąpić kroku, gdy stanowczy głos ojca zawrócił go.
- Chodź do pokoju.
Cisza trwająca podczas posiłku niemal kuła w uszy. Artur raz po raz spoglądał w stronę prowadzących na górę schodów. Nie powinni tak zostawiać Chizuru. A jednak ani on, ani ojciec nie ruszyli się by ją pocieszyć. Uniósł wzrok. Co sobie myślał ten pochłonięty jedzeniem człowiek? Nie obchodziło go, co przeżywała jego małżonka? Nie sprawiał wrażenia zmartwionego, ale nie wyglądał też na uszczęśliwionego. Długo przeżuwał mięso i był zupełnie milczący. Artur już kończył obiad i nie mógł tego znieść.
Poprawił się na siedzeniu.
- Gdzie rodzice Chizuru?
- Wyjechali w piątek. Chcieli trochę odpocząć. Nalać ci więcej kompotu?
- Nie dziękuję.
- Masz jakieś plany na jutro? - zawołał z przesadnym ożywieniem. - Moglibyśmy pojechać gdzieś po mojej pracy. Gdzie tylko zechcesz.
Artur dostrzegł butelki po alkoholu upchnięte w reklamówce między elegancką komodą, a ciężką, ceramiczną wazą. Zgroza.
- Na pewno masz sporo obowiązków. Pomóc wam? Skoro rodzice Chizuru...
- Dajemy radę - uciął zniecierpliwiony.
Artur odłożył widelec.
Głęboka zmarszczka przecinała ojcowskie czoło. Zacisnął dłoń na dzbanku.
- Młody, przysuń szklankę, naleję ci kompotu.
Gdyby tylko wiedział, że tak spędzi niedzielne popołudnie, w ogóle by nie przyszedł. Ojciec pocałował go na pożegnanie w czoło. Artur wytarł je, gotując się w środku.
- Muszę lecieć, tak mi przykro. - Trzymał w dłoni komórkę, jakby na dowód, że naprawdę musi iść. - Bez powodu by nie dzwonili.
- Jest niedziela...
- Wynagrodzę ci to, przysięgam.
Wystartował z domu zanim Artur zdołał w jakikolwiek sposób go zatrzymać.
- Jesteś nieudanym ojcem.
- Herbaty?
Drgnął, rzucając spojrzenie w stronę schodów. Chizuru przebrała się w kwiecistą sukienkę i wymalowała starannie, przykrywając podkładem zaczerwienienia pod oczami.
- Teraz ja cię ugoszczę. Chodźmy do ogrodu.
Artur zasiadł wygodnie na bujanym, plecionym krześle, spoglądając na przeciskające się między liście promienie słońca. Pachnący wietrzyk muskał go w twarz. Rozprostował nogi. Czuł wręcz niewymowne odprężenie. Złość na tatę minęła.
Chizuru nalała do filiżanek herbatę, uśmiech nie schodził jej z ust. Artur spojrzał na nią ukradkiem. Czy to możliwe, że niespełna godzinę temu płakała? Może wszystkiemu winne były hormony? Czując jego wzrok, przechyliła pytająco głowę.
- Słyszałem, że twoi rodzice wyjechali. Potrzebujecie pomocy?
Przesunęła palcem po grzbiecie nosa i popatrzyła z zamyśleniem w dal.
- Naoto-chan czasem wpada wyrzucić śmieci, albo zrobić zakupy.
Artur wyprostował się w krześle.
- To ja powinienem o to zadbać. - Wstyd przypalił mu policzki. - Niepotrzebnie się wyprowadzałem. Ale tata powiedział...
- Jesteś tu na wakacjach. To nie tak, że potrzebujemy pomocy. Gdyby było źle, ojciec zatrudniłby gosposię. I może się na nią zdecydujemy... - Pogładziła brzuch. - Powiedziałam, że sama o wszystko zadbam, ale ostatecznie mnie to przerosło. Sam widziałeś w jakim jest stanie nasz dom.
Artur w pierwszej chwili zamierzał zaprzeczyć.
- Proszę, nic nie dodawaj - uciszyła go drżącym głosem.
- Najważniejsze żebyście z dzieckiem byli zdrowi. Nie forsuj się.
- Mówisz jak twój ojciec.
- No to... przepraszam.
Wysunęła przez stolik rękę i uścisnęła jego ramię.
- To ja przepraszam, masz rację. Nie ma co przykładać takiej wagi do wyglądu mieszkania, jest martwe, a tu... - znów pogładziła z czułością brzuch - bije serce mojego małego cudu.
Artur podążył za jej spojrzeniem.
- Tak...
Milczeli przez dłuższą chwilę.
- Ale opowiedz co tam u ciebie. - zagadnęła z ożywieniem. - Słyszałam, że do mieszkania obok wprowadził się Haruka Shiga.
Z ust Artura dobył się jęk. Powietrze uszło z niego jak z przekutego balona.
- Czy powiedziałam coś nie tak?
- Nie, tylko... Haruka Shiga jest już sławny.
- Naprawdę? - Sprawiała wrażenie autentycznie zainteresowanej. - Czym się zajmuje? Jest modelem? Piosenkarzem?
Zaśmiał się krótko.
- Nie... Mam na myśli to, że wszyscy z mojego otoczenia już go znają. Pewnie Naoto ci o nim naopowiadał?
- Nic szczególnego. Szczerze mówiąc to ja pociągnęłam go za język, gdy tylko usłyszałam to nazwisko.
Artur chciał zakończyć temat swojego sąsiada, ale wbrew sobie powiedział:
- Jego nazwisko? Zabrzmiało jakbyś go skądś kojarzyła.
- Oczywiście. Ach, Haruka Shiga. - Przesunęła palcami po koralach na szyi. - Najmłodsze dziecko mojej boskiej Fumiko. Zanim zaszła w ciążę i porzuciła karierę, była jedną z najbardziej rozchwytywanych modelek i aktorek tamtych czasów. Naprawdę piękna kobieta, jak z jakiegoś obrazu. - Poprawiła poduszkę za plecami i ułożywszy się z błogim westchnieniem, ciągnęła rozmarzona: - Tak, zachwycająca. Mała głowa na smukłej szyi, jasna skóra, wydatne, czerwone usta... Trzymałam jej plakat nad łóżkiem. Wierzyłam, że upodobnię się do niej, gdy będę dość długo się w nią wpatrywać.
- Jesteś bardzo piękną kobietą Chizuru.
Dotknęła swoich policzków i zachichotała jak speszona nastolatka.
- To bardzo miłe, co mówisz. Wygląda na to, że moje starania nie poszły na marne.
Wziął łyk herbaty.
- Więc... Haruka Shiga jest synem jakiejś wielkiej gwiazdy? - Nie za bardzo w to wierzył. - To imię i nazwisko może być dość popularne. Skąd pewność, że...
- Zaplanowałam sobie, że będziemy o tym rozmawiać i przyniosłam to...
Wyciągnęła z kieszonki kartkę złożona na dwoje.
- Wydrukowałaś zdjęcie z Internetu? - zawołał pełen niedowierzania. - Powiedz... kochałaś się w tej modelce?
Chizuru udawała, że się zastanawia.
- Dla mnie była wzorem piękna. Nie pociągają mnie kobiety, ale gdyby ktoś tak doskonały chciał iść ze mną do łóżka, długo bym się nie wahała.
To oświadczenie dziwnie go speszyło. Utkwił wzrok w zdjęciu.
- Ma coś w sobie, ale nie jest aż tak ładna jak ją malowniczo opisujesz...
- No cóż. Tutaj ma już swoje lata, pięciu synów i zmarnowaną karierę. Popatrz, nadal uśmiechnięta, ale kto wie, czy nie wypłakiwała swojego losu w poduszkę.
- Ten wysoki mężczyzna to jej mąż?
- Malował ściany w jej salonie, to tak się poznali - oświadczyła nie bez pewnej skargi w głosie. - Zupełny przeciętniak, kopciuszek spotykający księcia. Tylko, że w tej historii księciem jest moja Fumiko.
- Ciekawe czym ją ujął.
- Ależ! Nic nie powiesz o jej synach?
Artur przysunął sobie zdjęcie pod nos i zmarszczył czoło.
- Synach? Widzę czterech chłopaków i dziewczynkę z naburmuszoną miną.
Chizuru wybuchnęła perlistym śmiechem.
- Patrzysz na małego Harukę. Biedne dziecko, nie sposób nie odnieść wrażenia, że Fumiko bardzo chciała mieć córkę.
Wypuścił zdjęcie z rąk.
- W ogóle nie powiedziałbym, że to mój sąsiad, ale... jeden chłopak odrobinę przypomina pana Tamotsu. - Poznał go po uszach i podłużnej twarzy.
- Tamotsu Shiga - ? Pokiwała głową. - Czytałam, że jest bardzo szanowanym chirurgiem. Dumą rodziny. Więc i jego poznałeś, szczęściarz. Mam nadzieję, że pogłębisz znajomość z Haruką i zaprosisz go do nas. Bardzo chciałabym go poznać. Ponoć ma ładną buzię po matce.
Zmrużył oczy.
- Pogłębić znajomość? Co przez to rozumiesz?
Uniosła pytająco brwi.
- Jest twoim sąsiadem, prawda?
- Dokładnie, sąsiadem.
- No to... czy nie moglibyście się jakoś... zaprzyjaźnić?
Odchylił się z ulgą na bujanym fotelu.
- Więc? - Zakręciła wokół palca korale.
- Jak mam być szczery - odchrząknął - średnio mi to pasuje. Jeśli jego mama była kimś popularnym, bardzo prawdopodobne, że znajdę się na celowniku paparazzi.
Na ustach Chizuru rozkwitł melancholijny uśmiech. Uniosła filiżankę.
- Bez obaw. Nikt już nie śledzi losów mojej pięknej Fumiko. W pobliżu jej synów też się nikt nie kręci. Japońskie gwiazdy szybko wschodzą i zachodzą.
Artur nie wiedział co na to odpowiedzieć. Bezwiednie wyciągnął dłoń po zdjęcie. Haruka wyglądał słodko jako dzieciak. To straszne, że pomyślał o nim w ten sposób.
Zanim wyszedł, dokończył sprzątanie. Na półkach zalegał kurz. Zlew był zapchany, a wokół naczyń krążyły muszki. Nim wszystko zalśniło, nastał wieczór. Przed wyjściem wziął szybki prysznic i założył ojcowską koszulę z krótkimi rękawami. Pachniała nieznośnie słodkawo jakimś dziwnym płynem do płukania, ale wolał to przecierpieć niż naciągnąć na siebie swój spocony podkoszulek.
Chizuru długo go ściskała, jakby nie chciała wypuścić.
- Wpadnę w tygodniu, by pomóc w porządkach, a ty rób tylko to, co sprawia ci przyjemność. - Spojrzał na zegarek. - Jest po siódmej, kiedy przyjedzie ojciec?
- Lada moment. Idź już - zrobiła krok w tył - mój cudowny pasierbie. Twoja mama wspaniale cię wychowała.
Poczuł speszenie.
Do domu ruszył przez park. Dach drzew osłaniał go przed spiekotą z góry. Upał utrzymywał się zadziwiająco długo, a ciężkie powietrze ściskało płuca jak kleszcze.
Pomyślał o wypadzie ze znajomymi nad morze. Ogarnęła go prawdziwa błogość na wyobrażenie gorącego piasku i kontrastujących z nim zimnych fal. Wciągnął głęboko powietrze, tęskniąc za słonawym zapachem plaży. To już wkrótce... Tylko czy będzie się dobrze bawił? Zmarszczył brwi. W końcu Haruka zadeklarował, że też idzie. Co mu strzeliło z tym pomysłem do głowy? Mówił poważnie, czy tylko żartował?
Haruka na plaży... W bikini.
Potrząsnął zdenerwowany głową, próbując wyrzucić z myśli ten obraz.
- Powiedziałem coś!
Nieznoszący sprzeciwu głos przeciął nagle powietrze. Artur zahaczył stopą o wystający korzeń i omal nie upadł.
- Spierdalajcie.
Ten głos, wszędzie by go rozpoznał.
Rozejrzał się i wtedy go dostrzegł, Harukę. Stał niedaleko, oparty o drzewo w towarzystwie czterech, podejrzanie wyglądających typków. Zajmowali całą jego przestrzeń prywatną. Wyglądało to tak, jakby mu się naprzykrzali.
- Co jest... - Podszedł parę kroków i stanął za drzewem, aby przyjrzeć się sytuacji.
Jeden z osobników na pewno nie był Azjatą. Mokra od potu koszulka opinała jego zwaliste ciało, wyglądał jak bokser. Plecak przewieszony przez ramię przyciskał do boku niczym skarb i Artur pomyślał, że całkiem prawdopodobne, iż trzyma w nim broń, zwłoki, lub narkotyki.
Drugi facet, smukły Japończyk z żółtymi włosami i zakolczykowanym nosem, uszami i brwiami, zaciągał się papierosem. Panowała spiekota, a on chodził w kurtce. Jego lewa dłoń lekko dygotała, a usta trwały w rozmarzonym uśmiechu.
Niski, kościsty kolega, stojący tuż przy nim, nie mógł się zdecydować, czy odganiać dłonią dym, czy też skupić uwagę na otoczeniu. Wciąż wodził nerwowo wzrokiem po parku, jakby w obawie, że ktoś ich zauważy. Gdy facet w kolczykach dmuchnął mu w twarz, zdenerwowany odebrał mu papierosa i rzucił na trawnik.
Artur usłyszał blisko siebie stukot obcasów. Odwrócił głowę i napotkał spojrzenie eleganckiej damulki. Wyszła na spacer z pieskiem. Przez moment pomyślał, że tamci odkryją jego kryjówkę, ale gdy kobieta zauważyła grupkę mężczyzn, przystanęła jak wryta, po czym zwracając na siebie całą ich uwagę, pochwyciła psinę i rzuciła się do ucieczki.
- Możesz przyciszyć głos? - skarcił Harukę jeden z mężczyzn. - Alarmujesz ludzi.
- Odsuń się. Wracam do domu.
- Jeszcze nie skończyliśmy - warknął ?bokser? i stuknął Harukę w pierś, przytrzymując w miejscu.
Artur poczuł w żyłach lód. Zanim to dobrze przemyślał, ruszył w ich stronę. Pierwszy zauważył go kościsty facet. Z bliska wyglądał naprawdę przerażająco. Spierzchnięte usta i głębokie doły pod oczami upodabniały go do zjawy. Na widok Artura podskoczył.
- Nie wiem co tu się dzieje, ale zadzwoniłem po policję. - Zamachał telefonem Artur. Krok miał pewny, a głos dostatecznie mocny, by wykluczyć jakiekolwiek wahanie.
- Kto to!? - zawołał zaskoczony ?bokser?. Otaksował intruza spłoszonym spojrzeniem.
Osobnik, który cały czas stał obrócony tyłem i Artur nie mógł go z daleka obejrzeć, rzucił za siebie tak wrogie spojrzenie, że chyba zdołałby nim rozkruszyć twardy kamień.
- Spierdalajmy! - zawołał skrzekliwie człowiek-zjawa i rzucił się do ucieczki, wraz z ?bokserem? i żółtowłosym zmarzlakiem w czarnej kurtce.
Artur odetchnął z ulgą. To było łatwe, pomyślał, patrząc za nimi. Widać, że już mieli na pieńku z policją i nie chcieli powtórki.
Co zaskakujące, Haruka również spróbował czmychnąć i gdyby nie koleś ze strasznym spojrzeniem, który zatrzymał go szarpnięciem za ramię, pewnie pobiegłby za pozostałymi
- Zostań. Blefuje.
- Nie mogę mieć glin na koncie! - Odtrącił jego rękę, uderzając w nią tak mocno, że aż plasnęło.
- Powiedziałem stój!
- Od kiedy to ty mi rozkazujesz Keiji! - Rzucił nerwowe spojrzenie w kierunku Artura. Trochę potrwało zanim go poznał. A wtedy wyraz jego twarzy uległ natychmiastowej zmianie. - Ty...!
- Co jest? - Niejaki Keiji podążył za jego spojrzeniem.
Artur nie miał pojęcia jaką zrobił minę, ale podejrzany typek wyczytał z niej więcej niż by chciał zdradzić.
- Co to ma znaczyć? Znacie się! Ty... z tym turystą. - Zlustrował Artura uważnie wzrokiem, jakby w poszukiwaniu słabych punktów. A potem zupełnie wyluzowany ruszył ku niemu z dłońmi nonszalancko wciśniętymi w kieszenie szerokich spodni. - Co to za zachowanie? Szczujesz gliniarzami kumpli Shigi?
Artur schował komórkę żeby mieć wolne ręce, jeśli ten zmusiłby go do bójki.
- Odwal się, nie znam gościa. Odchodzę.
- Jak chcesz Shiga. Już cię nie zatrzymuję.
- Ach tak...?
- Jasne, tylko...jak będziesz szedł, przemyśl sobie o czym rozmawialiśmy. - Posłał mu uśmiech, następnie skupił uwagę na Arturze. - A ty zostaniesz, co? Bo widzisz, chcę sobie zrewanżować nieudane spotkanie z kolegą.
Haruka niemal obnażył zęby. Wyglądało na to, że jednak zostanie.
- Masz nie najgorszy akcent, umiesz trochę po japońsku, gaijin? - mówił dalej. - Z angielskim mogą być trudności, nie uważałem na lekcjach.
- Jesteś znajomym Haruki? - zapytał z nieufnością. Może i się znali, ale jakoś nie wierzył, że kierowały nim dobre intencje.
- ?H a r u k i?? Czy ja dobrze usłyszałem? - Keiji obejrzał się. - Mówi tak do ciebie? Serio?
- Stul pysk.
- Zaczerwieniłeś się. Co on... Obciąga ci?
Shiga ruszył w stronę oprycha i uniósł pięść, jakby zamierzał go uderzyć.
- Chcesz mi przylać? - zapytał z lekceważeniem. - Ty, właśnie ty Shiga? Przypomnij sobie jak b a r d z o byłem ci zawsze potrzebny. Zresztą - otoczył jego pięść palcami - to ty dałeś mi numer telefonu i adres. Traktuj mnie trochę grzeczniej.
- Zjeżdżaj - syknął.
Usta Keiji zacisnęły się w prostą linię. Rozważał coś w myślach, by w końcu wzruszyć ramionami.
- Dobrze. W porządku. Jak sobie życzysz książątko. - Zrobił krok w tył. - W razie czego, jak cię kaprys najdzie, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Wyciągnął z ociąganiem papierosa z kieszeni i zapalił.
- Jasne.
Mijając Artura, klepnął go w ramię.
- Nie jesteśmy kumplami, ale coś ci poradzę. - Wydmuchał dym. - Uważaj z pogróżkami, bo następnym razem takie występy mogą cię drogo kosztować.
Artur poczuł nieprzyjemny dreszcz. Obejrzał się za mężczyzną i jeszcze długą chwilę odprowadzał go wzrokiem. Kim był ten facet? Wyglądał jak przestępca, chociaż nie umiał wytłumaczyć co konkretnie odstraszało w jego wyglądzie. Zdecydowanie nie chciałby go spotkać spacerując ciemną uliczką.
- Nie rozumiem, to twój kumpel, czy... - Nie dokończył. Haruki już go przy nim nie było. - Har... Shiga?
Rozejrzał się za nim i zauważył go jakieś sto kroków dalej, gdy przechodził przez ulicę. Musiał pobiec żeby go dogonić.
- Latasz za mną, jak lala. To wkurzające - rzucił z rozdrażnieniem Haruka.
- Jest mi głupio. Myślałem, że potrzebujesz wsparcia. Potrzebowałeś?
Spojrzał na niego z politowaniem.
- Pilnuj swojego nosa.
Artur zagwizdał przeciągle.
- Znów mnie nie lubisz.
Weszli do budynku i Haruka ruszył w stronę schodów.
- Lubię. Chcesz iść teraz do mnie?
Artur puścił aluzję mimo uszu i utkwił spojrzenie w tyle jego spodni. Z kieszeni coś wystawało, woreczek z białym proszkiem.
- A co to jest?
Wysunął podejrzaną rzecz z kieszeni i w jednej chwili jego nadgarstek znalazł się w żelaznym uścisku dłoni Haruki.
- Macasz mnie po tyłku bez pozwolenia?
- Nie macam, ten proszek...
- Pierwszy raz widzę na oczy. Włożyłeś go tam?
- Nic nie włożyłem. - Wyrwał się i Haruka zmrużył oczy.
- Prawda, nie jesteś z tych, co wkładają.
Zdenerwowany, że rozmawia z nim w ten sposób, wyminął go i szybkim krokiem wbiegł na czwarte piętro. Haruka niemal deptał mu po piętach.
- To narkotyki, jakiś syf, prawda?
- Skąd mam wiedzieć? Spróbuj, to zobaczymy.
- Było w kieszeni twoich spodni, nie zgrywaj aniołeczka. Ty ćpasz? - Rzucił mu pełne niedowierzania spojrzenie.
Haruka bawił się kluczami od mieszkania. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, ale w jego oczach zamigotał cień niepokoju.
- Smutne sąsiedzie. Nigdy nie paliłeś trawki? To pewnie dlatego jesteś zawsze taki formalny i grzeczny. Zdradzisz mi co robisz, żeby się trochę rozerwać? Czytasz książki?
- Wywalę to.
Haruka wyciągnął dłoń.
- Było w mojej kieszeni, więc ja to wywalę.
- Co? Jesteś... - wybałuszył oczy - u z a l e ż n i o n y?
Głos poniósł się echem i Haruka poczerwieniał ze wściekłości.
- Oddawaj, bo ostro zarobisz - Podszedł z uniesionymi kluczami i Artur pierwszy raz poczuł realne zagrożenie z jego strony.
- Z powodu tego? - Pokazał proszek.
- Nie. - Odebrał mu narkotyki. - Bo się wydzierasz na klatce.
Mierzyli się wzrokiem.
Artur nie chciał ustąpić, jednak nie starczyło mu odwagi żeby tak po prostu odebrać podejrzaną substancję. Zagryzł wargę i chwilę bił się z własnymi myślami.
- Chodź, pokażę ci jak to spuszczam w toalecie - zaproponował Haruka pozbawionym gniewu głosem. - Żaden z nas nie chce oddać proszku drugiemu, więc wywalmy go razem. Sprawiedliwie?
Ciężko było znaleźć wady w tym rozumowaniu. Artur skinął głową.
Nie całą minutę później obserwowali jak narkotyki znikają w wodzie. Haruka zatrzasnął klapę.
- Chcesz polizać? - Zamachał pustym woreczkiem przed jego nosem. Na ściankach jeszcze trochę pozostało tej dziwnej substancji.
- Nie, co to za pytanie?
- Bo tak bardzo zależało ci aby z tym czmychnąć do swojego mieszkania.
- Nie o to chodziło. Nie chciałem żebyś t y to zażył.
- Dlaczego? - Wcisnął woreczek do ręki Artura i przytrzymał ją.
To pytanie i uwięziona dłoń zupełnie go skołowały.
- C-co dlaczego? - Nieoczekiwanie wróciło wspomnienie jego i Haruki... wtedy, gdy też stali tak blisko. Zamrugał i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. To co w nim ujrzał wytrąciło go z równowagi. Odskoczył jak oparzony.
- Co się dzieje?
- Pójdę już.
Wyszedł z łazienki, a za nim Haruka. Niemal czuł jego oddech na karku. Dlaczego tak się emocjonował?
- Co teraz będziesz robił? - Zapytał go Haruka, odprowadzając do drzwi.
Masturbował się - pomyślał i momentalnie poczuł żar na twarzy. Przeczesał palcami włosy.
- Nie wiem, czemu pytasz?
- Bo nie mam dziś żadnych planów i wiesz, trochę się nudzę.
Zaskoczony popatrzył na niego z uwagą. To coś nowego. Czyżby chciał spędzić z nim wolny czas? Czyżby chciał się nagle... zakumplować?
Haruka błądził spojrzeniem po ścianie i trudno było odgadnąć o czym myślał.
- Jest po dwudziestej...
Drgnął mu kącik ust w ledwie zauważalnym uśmiechu.
- Ach tak. Zapomniałem, że grzeczni chłopcy chodzą wcześnie spać.
- Już przestań z tym grzecznym chłopcem - zirytował się. - Nie jestem nim.
Wreszcie spojrzał mu w oczy.
- Udowodnisz?
cdn