Rozdział 34: Spotkania
Nie miał pojęcia jak to się stało, że drugą noc z kolei spał w tym nieprzystosowanym do życia, pustym mieszkaniu; w łóżku z najbardziej pogubioną osobą, jaką przyszło mu poznać. Nie narzekał jednak - w końcu lubił seks. Lubił też tego, aktualnie śpiącego oraz chrapiącego pesymistę, abnegata i introwertyka w jednym. Nie wiedział jednak, na jaki sposób miałby rozpatrywać ich znajomość, czy w ogóle był sens to robić. Jakub, mając już trzydzieści sześć lat na karku, rzeczywiście szukał związku. Pytanie tylko, czy Łukasz, z całym swoim bagażem doświadczeń po małżeństwie oraz ze swoją budzącą się ciekawością do świata gejowskiego, byłby odpowiednim partnerem. Kuba miał już czas, aby się wybawić, teraz powoli dążył do stabilności. Łukasz z kolei dopiero przeżywał drugą młodość.
Przekręcił się na plecy, próbując walczyć z zalewającą jego głowę falą myśli, uniemożliwiającą spokojne zaśnięcie. Wreszcie, kiedy już wiedział, że nie ma co liczyć na sen, podniósł się do siadu. Popatrzył jeszcze na Łukasza, którego twarz zwrócona była w jego stronę, aż wreszcie bez słowa wstał i wyszedł z sypialni. Najpierw zajrzał do kuchni, gdzie do przeźroczystej, wysokiej szklanki nalał sobie wody, a później, nie mając za bardzo co ze sobą zrobić, powlókł się do salonu. Zapalił światło, wciąż nie wiedząc czym mógłby zająć umysł, gdy dosłyszał cichy pomruk jakiegoś urządzenia. Spojrzał na monitor zintegrowany z komputerem, ustawiony tymczasowo na stole. Narzędzie pracy Łukasza, którego najwidoczniej nie wyłączył na noc. Podszedł do niego i poruszał myszką. Zaciemniony ekran momentalnie rozbłysł i już po chwili ukazał się na nim panel logowania.
To byłoby na tyle, pomyślał Kuba, nawet nie chcąc myśleć, że informatyk nie miałby ustawionego hasła albo jakiegoś innego zabezpieczenia. Ciekawość jednak wygrała. Kliknął dwa razy myszką i ku jego zdziwieniu, ukazał się pulpit. Uniósł brwi, ale jego zdezorientowanie trwało jedynie ułamek sekundy - już po chwili siedział przed monitorem, nie odczuwając żadnych wyrzutów sumienia, kiedy otwierał przeglądarkę. Zawsze był dość wścibską osobą - wszyscy dookoła mu to powtarzali, nawet Maciej, ale czy Kuba kiedykolwiek się przejął? Wchodząc na pocztę, nawet się nie zawahał, a gdy spostrzegł, że Łukasz zapomniał się wylogować, jedyne co poczuł to satysfakcję i ciekawość.
Malecki prawdopodobnie był ostatnio zbyt rozkojarzony - rozwód to nie przelewki, potrafi wyssać z człowieka całą chęć do życia. Kuba doskonale to rozumiał i wcale nie uznał Łukasza za naiwnego. Z drugiej strony dzięki temu mógł poznać go bliżej, bo przecież zyskał dostęp do jego prywatnych maili, które z premedytacją zaczął czytać.
Początkowo - nic ciekawego. Same krótkie wymiany zdań z jakimiś chłopakami z Internetu, powiadomienia z przeróżnych portali, jakieś zaproszenia na seks, których Łukasz prawdopodobnie nawet nie rozważył. Patrząc na login, z pewnością nie była to służbowa skrzynka pocztowa Maleckiego; jej adres podawał jedynie wśród gejowskiej społeczności. I dobrze - w końcu co by Jakubowi przyszło po służbowym mailu Łukasza? Miałby przeglądać wiadomości od szefostwa?
Nie minęło wiele czasu, gdy wreszcie natrafił na to co chciał - na jakieś dłuższe, regularnie wymieniane listy, wydające się zawierać coś bardzo osobistego. Jakub poczuł przypływ gorąca, każdemu zapaliłaby się ostrzegawcza lampka, podpowiadająca odwrót, ale nie jemu. Naprawdę chciał wiedzieć o Łukaszu wszystko.
I rzeczywiście, były to osobiste, pełne wyznań wiadomości. Łukasz korespondował z jakimś mężczyzną, opisując swoje życie, poglądy. Znalazł tam nawet wzmiankę o sobie.
Lubię go, chociaż czasem wydaje się dziwny. Taki jednocześnie bardzo zdystansowany, jakby chciał zaznaczyć swoją pozycję, ale z drugiej strony otwarty. Chyba aż za bardzo otwarty, nie wiem czy mnie tą otwartością nie przytłacza. Jest bardzo wyemancypowany - wiesz, to taki typ geja, który zawsze domaga się swoich praw, nie przestaje o nie walczyć i wszędzie zauważa nierówność. Ale nie myśl, że spotykam się z nim, nie lubiąc go przy tym. Tak samo jak mnie przeraża, tak mnie też pociąga. I kiedy nie jest tym wyzwolonym pedałem, czuję się przy nim naprawdę bardzo dobrze.
Jakub przeczytał to dokładnie dwa razy, sam nie wiedząc, czy się wściekać, czy uznać, że Łukasz jest całkiem słodki. Po pierwsze, nie pedałem!, krzyczało w nim coś na samym początku, ale później wziął głęboki oddech. Momentami przesadzał, czuł to, ale jeżeli on nie będzie walczyć o należne im prawa, to kto niby będzie? Z drugiej strony Łukasz nie robił nic. Był wiecznie narzekającym dekadentem, niewidzącym sensu w jakimkolwiek działaniu. Dzieliła ich ciągnąca się kilometrami przepaść, nic więc dziwnego, że czasem nie potrafili się dogadać.
Kuba, który początkowo się zirytował (wszędzie zauważał nierówność, bo ta nierówność istniała, do cholery!), z każdą kolejną chwilą uciszał emocje. W końcu to on zajrzał Łukaszowi do skrzynki, mógł mieć pretensje jedynie do siebie. Zadudnił palcami o blat stołu, stwierdzając, że powinien wrócić do łóżka i po prostu zapomnieć. Już miał wyłączyć stronę i zostawić komputer tak, jak go zastał, gdy coś go tknęło i zerknął jeszcze na adres maila osoby, z którą Łukasz korespondował.
Zamrugał, jakby myślał, że przez późną godzinę dopadły go problemy ze wzrokiem. Ale nie, widział bardzo dobrze.
Jak to możliwe, że znał ten adres?
***
- I co tam niby będziesz robić? - zapytał Maciej z grobową miną, gładząc niedbale głowę stęsknionego Ciapka, który jeszcze chwilę temu próbował nadużyć Maciejowej dobroci i wleźć na łóżko. Wyszyński, rzecz jasna, szybko te starania ukrócił, zrzucając go bezdusznie z powrotem na podłogę i nie zaszczycając chociażby spojrzeniem. Ciapek szybko więc zrozumiał, że łóżko nie było dla niego dostępne, chociaż Maja pozwalała mu na wszystko! Była naprawdę dobrą ciocią, ale jak to już w życiu bywa, bardziej ciągnie nas do osób stanowczych, potrafiących wyznaczyć granicę. Zwierzęta inne w tym wypadku nie były, a Maciej wciąż stał w centrum Ciapkowego świata, nawet jeśli chwilę temu właściciel zepchnął go bezlitośnie na panele.
- No nie wiem. Pogadam, popiję, pozarywam, zaliczę, wrócę - powiedział z rozbawieniem Filip, wkładając świeżo uprasowane ubrania do szafy. Maciej już nawet nie rzucał złośliwych komentarzy o perfekcyjnych paniach domu i innych Małgorzatach Rozenek, bo przecież doskonale wiedział, że ktoś musiał pomóc mu w obowiązkach. A on w aktualnym stanie miał ograniczony zakres ruchów.
- Rób co chcesz - prychnął i powrócił wzrokiem do przerwanej lektury, którą dostał od Jakuba. ?Lolita? w żaden sposób mu nie przypasowała. Co więcej, był niemal pewny, że Kuba specjalnie przyniósł mu tę książkę; pewnie miał niezły ubaw z wizji Macieja czytającego o dojrzałym facecie i jego żarliwej, sporo młodszej (pedofilskiej) miłości. Wyszyński jednak nie miał zamiaru się poddać, chociaż klasyki literatury niemożliwie go nudziły, dotrwa jakoś do końca i podzieli się z Jakubem spostrzeżeniami. Przecież nie stawiał się w roli książkowego Humberta, a sam Filip niedługo skończy dwadzieścia lat - jaka pedofilia, do cholery? Poczucie humoru Jakuba nie raz okropnie go irytowało.
- Dzięki za przyzwolenie - odparował Filip, nieświadomy tego, co właśnie Maciej czytał. - Na pewno skorzystam. Nie czekaj więc na mnie jutro, pewnie wyląduję z jakimś młodym, słodkim, podnieconym...
- I zarażonym - wtrącił Maciej, nie mogąc się powstrzymać. Filip na kilka chwil zamarł z koszulą w rękach, a na jego twarz wpłynął grymas.
- Ja też jestem, jakbyś zapomniał - warknął.
Maciej momentalnie otrzeźwiał, rozumiejąc, że chyba powiedział zbyt dużo.
- To mnie nie drażnij.
- A co, zazdrosny? - zapytał Filip, uśmiechając się nagle szeroko i całkowicie zmieniając swoje podejście. Popatrzył na Macieja, który jak zwykle starał się zbagatelizować sprawę. Przewrócił oczami w jasnym przekazie - ?jeszcze czego?, po czym powrócił wzrokiem do książki. Mógł jednak wyczytać z jego twarzy niechęć i... tak, dokładnie - zazdrość. Maciej czasem nie potrafił jej ukryć.
Filip zaśmiał się niczym zwycięzca, włożył koszulę do szafy i z zadowoleniem opuścił pokój, zostawiając Macieja w stanie zazdrości. Jak uznał, to w żaden sposób Wyszyńskiemu nie zaszkodzi. Niech wie, cholera, że ma konkurencję.
***
Od dłuższego czasu był w kuchni. Maciej został w sypialni, a Filip przypuszczał, że zasnął, bo mieszkanie wydawało się wręcz niezamieszkane. Nawet Ciapek nie uderzał swoimi pazurami o panele, tylko leżał gdzieś tam przy łóżku Macieja, nie opuszczając swojego pana na krok.
Nachylił się do garnka i posmakował sosu pomidorowego, którego zrobił do klopsów. Z zadowoleniem uznał, że całkiem nieźle mu wyszedł. Zamierzał podrzucić też jedzenie Mai, żeby dała dzieciakom - co jak co, ale o swoim rodzeństwie nie zapomniał, chociaż jasne, znacznie lepiej odnajdywał się w apartamencie Macieja niż w swoim rodzinnym mieszkaniu.
Wyłączył palniki i sięgnął po talerze. Nim jednak cokolwiek na nie nałożył, postanowił dowiedzieć się, czy Maciej w ogóle będzie chciał jeść. Już przez zamazaną szybę w drzwiach zauważył, że Wyszyński nie spał; właśnie próbował podnieść się z łóżka. Filip więc, nie dbając o jakiekolwiek uprzejmości, złapał za klamkę i wszedł zamaszyście do sypialni. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Maciej, przestraszony nagłym najściem, drgnął nerwowo. Stracił równowagę i runął z powrotem na łóżko, przez co zaalarmowany Ciapek zerwał się z podłogi, warcząc przy tym ostrzegawczo w stronę Filipa. W normalnych okolicznościach Wilku pewnie wybuchłby śmiechem, w końcu sytuacja była naprawdę zabawna, ale wystarczyło tylko, że na ułamek sekundy dojrzał w oczach Macieja przerażenie. Takie prawdziwe, mrożące krew w żyłach, paraliżujące mięśnie... coś, czego przecież nigdy nie powinien widzieć u Macieja.
- Ej... - mruknął, kiedy Maciej rozejrzał się dookoła, jakby jeszcze sprawdzając, czy na pewno nic się nie dzieje. - Co...? - Chciał zapytać o tę dziwną reakcję, ale szybko stwierdził, że to byłoby najgłupsze możliwe pytanie. Widział przecież, że Maciej, odkąd tylko znaleźli się w mieszkaniu, nie zachowywał się normalnie. Był jakby... ostrożniejszy? Bardziej podejrzliwy? Poddenerwowany? Zdecydowanie nie przypominał dawnego Macieja - pewnego siebie i martwiącego się jedynie o swoje odbicie w lustrze.
- Nic - warknął Maciej poirytowany swoją żałosną reakcją. Przysiadł na krańcu łóżka, wyciągając przed siebie nogę w gipsie.
Filip w pierwszym momencie nie wiedział jak zareagować. Powinien przecież przewidzieć niektóre rzeczy, zauważał niepewność Macieja w mieszkaniu, chociaż ani słowem jej nie skomentował. I tak chyba powinno zostać, Wyszyński nie zniósłby użalania się nad nim i wytykania mu słabości.
- Jest już obiad - poinformował, przechodząc do ich codzienności. - Zjesz?
- Za chwilę - odmruknął Maciej i wychylił się jeszcze po wózek.
- Widzisz, masz już przedsmak tej swojej starości - spróbował obrócić wszystko w żart. Uśmiechnął się złośliwie do Macieja i jakby nigdy nic, podszedł do niego, by zaraz pomóc mu przedostać się na wózek. Widział jego zbolały wyraz twarzy, kiedy za bardzo się zgiął i naruszył żebra, jednak nawet nie stęknął. Filip nigdy by tego nie powiedział na głos, ale musiał przyznać, że Maciej był silnym facetem. - Ale zanim zachce ci się kipnąć, upewnij się, że wszystko przepisałeś na mnie - dodał jeszcze, podtrzymując żartobliwy ton.
- Wszystko przepiszę fundacji Jakuba - odpowiedział, dając się wciągnąć w słowną potyczkę. Filip uśmiechnął się z zadowoleniem, pchając wózek w kierunku salonu.
- Jakub chyba by ci pomnik postawił... albo nie, postawiłby go sobie, a na dole tylko napisał, że go zafundowałeś. - Zachichotał, wprowadzając taką atmosferę, że wydarzenie sprzed chwili stało się nagle dla Macieja dziwnie odległe. Po prostu o nim zapomniał.
- Małym druczkiem - dodał.
- No, ale tylko twoje nazwisko. Swoje wygrawerowałby złotem i podświetlił jakimś oczojebnym neonem, żeby na pewno nikomu nie umknęło.
- Dobrze już go poznałeś, co?
- Godzina rozmowy wystarczyła, uwierz - powiedział jeszcze i z rozpędu pochylił się do Macieja. Chciał go pocałować, ale nim to zrobił, zrozumiał, że zachowuje się jak młoda, jeszcze niezmęczona mężem żonka. Zamiast więc ucałować Macieja w sam środek czoła, popatrzył na jego twarz z bliska. - Ale po tym szpitalu masz straszną skórkę.
Maciej zmarszczył brwi, nie rozumiejąc tej nagłej zmiany tematu.
- Co?
- Pory jakieś takie szerokie i jakby więcej zmarszczek - powiedział, odsuwając się. - Szpitale ci nie służą - dodał jeszcze, a później szybko wyszedł do kuchni, zostawiając za sobą przerażonego Macieja. Tym razem jednak jego przerażenie w żaden sposób nie wiązało się z przeżytą traumą - chociaż znając Wyszyńskiego, ponowne spotkanie z Błażejem byłoby niczym przy pogorszonym stanie cery i zmarszczkach. Nic więc dziwnego, że nim w spokoju zjedli obiad, Maciej musiał uważnie przyjrzeć się swojej twarzy - a kiedy nic złego tam nie zobaczył, zapragnął udusić Filipa. Najlepiej w obiedzie, którego pół popołudnia gotował.
- To co? Jakiś film? - zapytał Filip godzinę później, kiedy już zjedli, a on zaniósł Mai porcję dla rodzeństwa. Od razu jednak wrócił do mieszkania, nie chcąc zostawiać Macieja samego. Widział ulgę na jego twarzy, kiedy tylko znów stanął w progu salonu. Udał jednak, że niczego się nie domyśla. Przemilczał również to, że właśnie na siłę szukał im zajęcia. Gdyby tylko Maciej dowiedział się jego prawdziwych zamiarów, już wyrzuciłby go za drzwi... No i zresztą Filip też nie chciał stawiać siebie w świetle ciepłej kluchy. Przecież to, że poświęcił cały dzisiejszy dzień Maciejowi podyktowane było jedynie dążeniem do wygodnego życia. Filip niczego tak nie kochał jak luksusu i pieniędzy.
- Możemy - zgodził się Maciej, który już przeniósł się z wózka na jasną kanapę.
- Jakąś komedię, co? O! Nim odejdą wody! - rzucił, a Wyszyński już wiedział, że nie ma nic do gadania, jeżeli chodzi o wybór filmów. Nawet jeśli gust Filipa był rzeczywiście fatalny. Z drugiej jednak strony - wszystko lepsze od wysublimowanego smaku filmowego Jakuba, który pewnie zapuściłby mu jakiś film Hitchcocka, a później dał jeszcze wykład na temat suspensów.
Maciej westchnął tylko ciężko i wyłożył nogi na małego pufa, który wchodził w skład skórzanego kącika. Wcześniej w ogóle nie podejrzewał, że przyda mu się on do czegokolwiek, myślał nawet o wyrzuceniu go, w końcu tylko zawadzał, teraz jednak cieszył się, że został dołączony do kompletu.
Filip, kiedy tylko uporał się z włączeniem filmu (zabawne, jak szybko opanował wszystkie nowoczesne urządzenia w mieszkaniu - interaktywny telewizor też nie stanowił dla gówniarza wyzwania), zaraz przysiadł przy Macieju.
- Uwielbiam tę komedię - mruknął, sięgając jeszcze po paluszki ze szklanego stolika. - Naprawdę, mogę oglądać non stop - zwierzył się, a po chwili zapchał usta przekąską.
- Nie wątpię - odpowiedział Maciej, który już po kilku pierwszych minutach seansu odczuł mocne zmęczenie.
- Ten gruby jest genialny - paplał dalej Filip, komentując od czasu do czasu zabawniejsze akcje. Maciej jednak już patrzył na to wszystko tylko jednym okiem. W pewnym momencie stwierdził, że film był tak głupi, aż szkoda tracić na niego czas. Lepiej się przespać. Jakby nigdy nic wyłożył się na kanapie, kładąc swoją głowę na kolanach Filipa. - A ty co? - zapytał Wilczyński, patrząc na niego zaskoczony, z wypchanymi od paluszków policzkami.
- Nic - mruknął Maciej, zamykając oczy. - Oglądaj sobie grubego z mopsem. Ja idę spać.
- To buldog - sprostował Filip i przewrócił oczami.
- Cokolwiek - uciął Maciej, zbyt zmęczony na takie rozmowy.
Filip westchnął ciężko i przeniósł spojrzenie z powrotem na ekran telewizora. Jeszcze przez kilkanaście minut usiłował skupić się na filmie, ale kiedy usłyszał równomierny oddech Macieja, spuścił spojrzenie na jego zrelaksowaną snem twarz. Przyglądał się jej przez chwilę, aż wreszcie sięgnął po szary pled, którym Maciej czasem przykrywał białą kanapę. Okrył nim odprężone ciało, stwierdzając, że Maciej może lepiej zainwestować pieniądze, niż w lekarstwa na przeziębienie. Koniecznie będzie musiał mu powiedzieć, że potrzebowałby jakichś fajnych spodni... i kurtki w sumie też, w końcu już jesień.
Wsunął rękę we włosy Macieja, powracając spojrzeniem do filmu. Oglądał go już kilka razy, więc szybko zorientował się w akcji. Jego skupienie nie trwało jednak długo, myśli znów odpłynęły w zupełnie innym kierunku - tym razem w stronę jutrzejszego dnia i wyjścia z Jakubem.
Maciej był zazdrosny, wszystko w normie. Tworzyli typ związku napędzany przez zazdrość, więc Filipa wcale to nie dziwiło. Pod tą całą otoczką zazdrości, znajdowało się jednak coś jeszcze - coś ukrytego i przemilczanego.
Jak mógłby zostawić Macieja na pół nocy samego?
***
Łukasz rozejrzał się dookoła, po jeszcze pustym wnętrzu klubu. Usiadł na skórzanej kanapie przy dużej, na oko dziesięcioosobowej loży, którą wynajął na ten wieczór Jakub. Nie lubił takich miejsc, nie czuł się tu komfortowo. Zdecydowanie lepiej odnajdował się w swojej kawalerce, niż w lokalu, w którym za chwilę zbierze się cała masa pijanych ludzi.
- Chcesz coś na początek? Jakieś piwo? Może whisky? - zaproponował Kuba, bezbłędnie odgadując myśli Łukasza. Nic przecież tak nie pomagało się odprężyć jak odrobina alkoholu.
- Whisky z colą - odpowiedział, odpinając guzik koszuli przy szyi. Z nerwów kołnierzyk zaczął go uwierać.
Jakub popatrzył na niego z uniesionymi brwiami, ale nim cokolwiek powiedział, położył na siedzeniu obok Łukasza swoją marynarkę. Wydawało się, że kompletnie nie pasował do młodzieżowego, trochę może nawet prostackiego Heaven. A jednak, był stałym bywalcem, bo gdzie lepiej dotrze do gejowskiej społeczności, jak nie w klubie LGBT (który zresztą współpracował z ich fundacją)?
- To zabójstwo dla whisky - stwierdził Jakub, tym swoim pouczającym tonem. Znawca wszystkiego, co choć trochę może podkreślić jego dobry styl i obycie. Łukasz uśmiechnął się pod nosem, żeby zaraz wzruszyć ramionami.
- To cokolwiek. Nie jestem wybredny.
- Z lodem. Żeby wydobyć smak.
- Jasne - odpowiedział bez przekonania, obserwując, jak Kuba odwraca się i idzie w kierunku baru, za którym stał jakiś młody chłopak. Po minie dzieciaka Łukasz wywnioskował, że musiał Jakuba znać... I to chyba wcale nie powinno być dla niego zaskoczeniem, w końcu mowa o Jakubie, najbardziej wyemancypowanym geju (ale przy tym zachowującego klasę) jakiego znał.
Gdy wreszcie Jakub wrócił i postawił na blacie dwie szklanki alkoholu, od razu sięgnął po jedną z nich. Wziął duży łyk, omiatając przy tym pusty parkiet, który lada moment miał się zapełnić tłumem imprezowiczów. Z głośników dudniła radiowa muzyka, a dookoła krążyli pracownicy Heavenu, to wycierając stoły, to zanosząc coś na bar.
- Jesteśmy dużo wcześniej - zaczął Łukasz, kiedy Jakub usiadł tuż obok, z nosem w telefonie.
- Jesteśmy - odpowiedział ze słabym zainteresowaniem, wystukując przy tym coś na ekranie.
- Na którą się w ogóle umówiłeś? - Okręcił szklankę na blacie, znów powracając spojrzeniem w kierunku parkietu. W ostrym świetle klubowych lamp mógł zobaczyć wirujące drobinki kurzu, który zresztą czuł w nozdrzach przy każdym głębszym oddechu. Właściciele Heaven raczej nie dbali o czystość.
- Jeszcze godzinę - zamruczał, odkładając wreszcie komórkę i sięgając po swoje whisky. - Zniecierpliwiony?
- Dlaczego jesteśmy tak wcześnie?
Jakub nie odpowiedział od razu. Rozejrzał się dookoła, jakby poszukując kogoś wzrokiem, a gdy go nie znalazł, popatrzył przelotnie na Łukasza, żeby później znów zerknąć na telefon.
- Czekamy na kogoś. Za chwilę powinien być.
Łukasz zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Jakub nigdy nie był bezpośredni, ale nigdy też nie owijał w bawełnę - potrafił wszystko wyważyć. Teraz dodatkowo wydawał się odrobinę poddenerwowany, ciągle to patrzył na boki, to zerkał na komórkę, jakby czegoś wyczekując. Wreszcie jednak, kiedy dostrzegł jakąś sylwetkę przy wejściu, uśmiechnął się mało wylewnie pod nosem.
- Jest - zakomunikował.
- Jest? Kto?
Kuba popatrzył na Łukasza z bliska, żeby po chwili klepnąć go lekko w ramię, jakby dodając otuchy. Sam jednak nie wiedział, komu tej otuchy chciał dodać - Łukaszowi czy sobie?
- Tylko nie znienawidź mnie później. Tak pomyślałem, że chciałbyś go poznać.
Łukasz odwrócił się i popatrzył na zbliżającą się do nich sylwetkę mężczyzny. Miał na sobie dobrze skrojony garnitur, ale w żadnym wypadku nie był podobny do Jakuba, nawet jeśli łączył ich sposób ubierania się. Przygarbione plecy i spłoszone spojrzenie wskazywały, że mężczyzna nie odnajdował się w tego typu miejscach. Zupełnie jak Łukasz. Jakub uniósł dłoń, kiedy nieznajomy Łukaszowi facet rozejrzał się dookoła zdezorientowany, nie wiedząc do którego stolika podejść (oprócz ich loży, zajęte były jeszcze trzy). Uśmiechnął się, machnął w ich stronę w geście przywitania, a później przyspieszył kroku.
- Jak zwykle ani minuty spóźnienia - pochwalił Jakub, wychylając się i podając mężczyźnie dłoń. Był w średnim wieku, jak zauważył szybko Łukasz, taksując nowoprzybyłego wzrokiem. Miał mocne zakola i łysinkę na czubku głowy, ale wyglądał na sympatycznego, bezproblemowego faceta, bez manii wyższości, jaką przejawiał Jakub.
- Spóźnienie się na pierwsze spotkanie nie jest w dobrym tonie - odpowiedział cichym, ledwo przebijającym przez głośne basy muzyki głosem. Nijakim, powiedziałby Maciej i nie zainteresował się mężczyzną. Ale Łukasz nie był Maciejem. Nie lubił wysuwających się na pierwszy plan ludzi, muszących zawsze grać pierwsze skrzypce. Nie lubił głośnych, rezolutnych osób. Lubił za to spokój i przeciętność.
- Czego innego mógłbym się po tobie spodziewać. - Jakub uśmiechnął się uprzejmie, żeby zaraz ruchem dłoni wskazać na Łukasza. - Łukasz, to jest Krzysztof - przedstawił. - Ale chyba bardzo dobrze się znacie - stwierdził po chwili, na co Malecki popatrzył na niego z niezrozumieniem, żeby zaraz przenieść wzrok na Krzysztofa. Stał tuż obok, uśmiechając się z lekkim zakłopotaniem.
Znali się? Skąd niby? Łukasz nigdy tego mężczyzny na oczy nie widział.
- Nie wydaje mi się - odparł ostrożnie, jakby nie chcąc palnąć jakiejś gafy.
- Czekajcie. Krzysztof, siadaj. Chcesz coś do picia? - zapytał Jakub, chcąc jak najlepiej zadbać o gościa. - Wina? Pewnie nie mają tu nic ciekawego, ale może coś się znajdzie. A jak nie, my pijemy Tullamore. Lubisz, prawda?
- Tak - odpowiedział Krzysztof, chyba trochę zakłopotany otwartością i jednocześnie natarczywością Jakuba. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, inicjator spotkania już wstał, żeby po chwili ruszyć w kierunku baru. Krzysztof i Łukasz odprowadzili go spojrzeniem, aż wreszcie stało się jasne, że są sami. I że wypada w takim momencie rozmawiać.
- Niemożliwe, że się znamy - zaczął Łukasz, przesuwając się na sofie, aby zrobić Krzysztofowi miejsce.
- Myślę, że jednak tak - odparł enigmatycznie Krzysztof, siadając tuż obok Łukasza. - Znamy się. Też mnie to zdziwiło. - Wąskie usta Krzysztofa wygięły się w nieporadnym uśmiechu. - Pięćdziesięciolatek, mówi ci to coś?
Łukasz potrzebował chwili, aby połączyć fakty. Otworzył szeroko oczy, patrząc na Krzysztofa zdezorientowany. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek się spotkają. Ba, nie myślał nawet, że mogą mieszkać w jednym mieście.
- Ty nim jesteś?
Krzysztof kiwnął głową i zadudnił palcami w blat stołu, wyraźnie się denerwując. Przez Internet wydawał się Łukaszowi inny - równie spokojny, ale zdecydowanie pewniejszy siebie. Mężczyzna który siedział obok, był bardziej jak... jego lustrzane odbicie.
- Zaskoczony?
- Trochę - odparł, oglądając się na bar, gdzie stał Jakub. - Skąd wiedział? - zapytał. - Że ze sobą piszemy - sprostował zaraz.
- O to chyba będziesz musiał zapytać jego.
Łukasz jeszcze popatrzył na plecy Jakuba, żeby zaraz powrócić wzrokiem na blat. Złapał za swój kieliszek whisky, czując, że potrzebuje alkoholu. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będą mogli się zobaczyć. Dziwnie tak siedzieć tuż obok osoby, której mówił praktycznie wszystko, która znała go na wylot, wiedziała o wszystkim i... której nie spodziewał się nigdy poznać. Jasne, czasem coś mu przez myśl przechodziło, że fajnie byłoby wyjść z Pięćdziesięciolatkiem na piwo, ale to były tylko głupie, niegroźne myśli. Wiedząc, że to tylko znajomość internetowa, czuł się znacznie bezpieczniej. Przecież głównie przez to tak się uzewnętrzniał - świadomość niepoznania Pięćdziesięciolatka w realu sprawiała, że mógł się uzewnętrznić.
- Jesteś zły? - zapytał Krzysztof. - Nie powinienem się zgadzać?
- Właściwie to dlaczego się zgodziłeś? - odpowiedział pytaniem, patrząc na Krzysztofa ze zmarszczonymi brwiami. Był zły? Sam nie wiedział; może trochę.
Krzysztof zwilżył nerwowo wargi, odwrócił spojrzenie na bok, pokręcił się na siedzeniu, założył nogę na nogę. Denerwował się, tak samo zresztą jak Łukasz.
- Jakub mi powiedział, że cię zna. Nie wiem skąd wie, że pisaliśmy... mówiłeś mu? - Zerknął na Łukasza kątem oka.
- Nie.
- Tak czy inaczej, pomyślałem, że warto byłoby się zobaczyć. I porozmawiać normalnie. - Uśmiechnął się nerwowo. - Co u ciebie?
Łukasz odetchnął, patrząc jeszcze na idącego w ich stronę Jakuba. Zdecydowanie będzie musiał z nim porozmawiać.
- Lepiej... chyba - odpowiedział, stawiając kieliszek na blacie.
- Jesteś z Jakubem? Pisałeś mi, że...
- Nie. Raczej nie. Jakub mi po prostu bardzo pomaga. - Już po chwili sam zainteresowany był przy stoliku. Postawił przed Krzysztofem kieliszek whisky, taksując jeszcze ich obu uważnym spojrzeniem.
- Spotkałem znajomego - oznajmił krótko. - Wybaczycie mi na moment?
- Pewnie - odparł Łukasz, a Krzysztof kiwnął głową. Jasne było, że Jakub chciał dać im po prostu chwilę dla siebie. Tylko po co? Jaki miał w tym interes? Ani Łukasz, ani Krzysztof nie wiedzieli. A Jakub, jak to Jakub, robił po prostu co chciał - był ciekawy jak przebiegłoby to spotkanie, więc do niego doprowadził.
***
Filip miał bardzo duży dylemat, chciał w ogóle iść na spotkanie organizowane przez Jakuba? Zależało mu na tym? Chciał kogokolwiek poznawać? I - najważniejsze - mógł zostawić Macieja samego?
Oczywiście Maciej przez cały wieczór, kiedy to Filip szykował się do wyjścia, udawał że nic się nie dzieje. Czytał spokojnie książkę z Ciapkiem tuż obok (swoją drogą, kundel wygrał potyczkę o miejsce na łóżku. Filip myślał, że się posika ze śmiechu, kiedy Maciej próbował wybić to Ciapkowi z głowy), popijał herbatę i zachowywał się tak, jakby nic się nie działo. Ale obaj wiedzieli, że się dzieje - głównie w głowie Macieja.
- W sumie to nie chce mi się - zaczął Filip, kiedy położył się tuż obok Wyszyńskiego, z Ciapkiem pośrodku. - Pewnie same pedały będą, znając Jakuba.
Maciej zerknął kątem oka na Filipa.
- Jak chcesz - odparł wymijająco.
Filip jeszcze popatrzył na jego profil, aż wreszcie wstał, zirytowany. Bo dlaczego niby miałby go nie zostawiać? Nic się nie stanie, to tylko kilka godzin, a on, do cholery, nie był niczyją żoną!
I tak oto godzinę później był już w Heaven. W cholernie głośnym, ale przyjemnie znajomym miejscu, które przed poznaniem Macieja dość często odwiedzał. Pamiętał, jak śledził Wyszyńskiego, jaką satysfakcję sprawiało mu stalkowanie i obserwowanie z ukrycia... a teraz z nim mieszkał. Ba, dzielił łóżko. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie wszystko zdążyło nabrać takiego obrotu?
Już z daleka odnalazł Jakuba. Jakub, jak to Jakub - elegancki, szarmancki i zadzierający nosa. Stał przy jakimś chłopaczku, rozmawiał i wyraźnie uskuteczniał swój podryw. Albo raczej to on był podrywany, patrząc na przymilną minę chłopaczka i jego maślane spojrzenie, którym wodził za pewnym siebie Jakubem. Filip parsknął pod nosem, stwierdzając, że to idealny moment na przerwanie zalotów godowych.
- No hej. I gdzie jest to spotkanie hifowców? - zapytał głośno, tak aby nieznajomy, uroczy blondynek na pewno go usłyszał. No i usłyszał - popatrzył na Wilczyńskiego zdziwiony, początkowo nie rozumiejąc.
- Filip. - Jakub zmarszczył brwi, zapewne wcale nie spodziewając się takiego przywitania, co zresztą tylko mile połechtało Filipa. W końcu nie byłby sobą, gdyby nie zepsuł komuś słodkiego flirtowania. Jeszcze niedawno miał na celowniku Macieja, ale ten z wiadomych przyczyn nie biegał już po klubach i nie szukał młodego mięcha. Raz - miał nogę w gipsie, bieganie w takim stanie było trochę utrudnione, dwa - Filip nie pozwoliłby mu na to. Co jak co, ale jego własność, to jego własność; nie lubił się dzielić.
- Jakie spotkanie? - zapytał blondynek i popatrzył na Jakuba, jakby chcąc doszukać się na jego twarzy jakichkolwiek oznak nosicielstwa wirusa.
- Organizowane przez moją fundację - wyjaśnił krótko, posyłając jeszcze niechętne spojrzenie w kierunku Filipa, jasno sugerujące, że najlepiej byłoby, gdyby Filip postanowił się ulotnić. I to jak najszybciej, bo właśnie zepsuł Jakubowi całkiem przyjemną wizję nocy spędzonej z blondynem.
- Nic wielkiego. Sami pozytywni ludzie - palnął z rozbawieniem Filip, wsuwając ręce w swoje luźne, czarne spodnie ze ściągaczami przy nogawkach. Zdecydowanie nie ubrał się jak na wizytę w klubie, ale nawet nie zależało mu na tym, żeby dłużej tu zabawiać.
- Jeśli chcesz, możesz dołączyć do tych pozytywnych ludzi - warknął Jakub, zastanawiając się jednocześnie, co takiego Maciej widział w tym irytującym dzieciaku.
- Jasne - powiedział jeszcze z szerokim, zadowolonym uśmiechem, po czym, jakby nigdy nic, odwrócił się i ruszył we wskazanym kierunku. Przy jednym ze stołów dostrzegł rozmawiającego z kimś Łukasza. Malecki pochylał się nieco do jakiegoś starszego mężczyzny, dyskutując o czymś żywo. Oprócz niego, na kanapie naprzeciwko siedziało trzech chłopaków, na oko dwudziestoparoletnich. Dwóch normalnych, niewyróżniających się niczym szczególnym, i jeden, niczym ta papuga wśród gołębi, z nastroszonymi różowymi piórami.
Boże drogi, za co, pomyślał z niechęcią Filip, taksując jeszcze Różowego wzrokiem. Nie lubił takich ludzi, wyróżniających się na siłę wyglądem, przegiętych do granic możliwości, proszących o uwagę wszędzie, gdzie tylko się pojawią. Nawet tu, w Heavenie, zbiorowisku dziwaków, Różowy i jego złamane nadgarstki wysuwały się na piedestał.
Podszedł bliżej, dwa gołębie i papuga zwróciły na niego uwagę, Łukasz dalej debatował. Różowy pokręcił się, jakby znudzony, na kanapie. Odgarnął pasemko pofarbowanych włosów, westchnął cierpiętniczo niczym ta księżniczka, która nie mogła zasnąć przez ziarnko grochu pod materacem. Ciężkie miał życie, biedaczek.
- Hej, Filip - przedstawił się mało chętnie, wyciągając rękę do nieznajomych. Pierwszy wyrwał się jeden z gołębi. Miał szczupłą, pospolitą twarz i równie pospolitą fryzurę. Uśmiechnął się, odsłaniając krzywe zęby.
- Damian - odpowiedział, ściskając dłoń Filipa i przytrzymując ją na dużej. Filip jednak nawet nie zwrócił na niego uwagi, w końcu kto jadłby niedogotowanego fast-fooda na mieście, kiedy w domu czekał porządny obiad? No właśnie, Filip nie był głupi, potrafił kalkulować w taki sposób, żeby się najeść i nie mieć po tym mdłości. Przywitał się więc jeszcze bez większego zainteresowania z drugim gołębiem - Wiktorem - i dopiero wtedy przyszła kolej na papugę.
- Kamil - powiedział z łaską wypisaną na twarzy, podając dłoń jak arystokratka przyzwyczajona do całowania ją w rękę. Filip posłał mu tylko politowane spojrzenie, zacisnął mocno palce (może trochę za mocno, sądząc po minie Różowego), a później odwrócił się do Łukasza.
- Hej - rzucił, taksując jeszcze szybko wzrokiem siedzącego tuż obok niego mężczyznę. Kojarzył go, w końcu świat jest mały, a światek gejowski ich miasta jeszcze mniejszy. Nigdy oczywiście nie rozmawiali, Filip lubił starszych (i kasiastych), ale dla niego, facet obok Łukasza był już niemal dziadkiem. Widział go już nie raz w Heaven, krążącego pomiędzy młodszymi, wyraźnie zdesperowanego i jakoś tak... żałosnego. A to, dziwnym trafem, pasowało mu do Łukasza.Piękna para, stwierdził z przekąsem i zamiast usiąść, ruszył do baru po coś do picia. Przecież nie można tak o suchym pysku.
Godzinę później już wiedział, że gołębie nie są wcale takie nudne, a papugi z kolei niewiele mają do powiedzenia. Kamil nic tylko siedział z nosem w telefonie, całkowicie odcinając się od reszty. Damian za to okazał się bardzo towarzyskim chłopakiem i - wbrew pozorom - nie przypominał kogoś załamanego swoim stanem zdrowia. Gdy Filip myślał o tym spotkaniu, widział grupkę zasępionych gejów, którzy dawno stracili chęć do życia, a tymczasem rzeczywistość była zupełnie inna. Damian nawet potrafił sobie z tego żartować, podchodził do swojej choroby z dystansem, chociaż, jak sam powiedział, nie zawsze tak było.
W pewnym momencie dołączył nawet do nich Jakub, dając już sobie spokój z podrywaniem blondyna - Filip zaprzepaścił jego plany na wieczór. Ani słowem jednak o tym nie wspomniał, w zamian, jak na dobrego gospodarza przystało, zapytał czy nie mają ochoty na coś do picia. Wilczyński nie odmówił, w końcu takich propozycji się nie odrzuca. Kilka minut później na ich stole już stała butelka whisky, wiaderko lodu i Moutain Dew (Lepsze to niż Cola, stwierdził Jakub), dzięki czemu rozmowa kleiła się coraz lepiej.
I tak oto dowiedział się, że Damian i Wiktor są parą, poznali się w klinice i nie widzą poza sobą świata. A papuga to taki ich znajomy na doczepkę, chociaż oczywiście nikt nie powiedział tego na głos. Filip właściwie nie wiedział, po co Kamil tu przyszedł, skoro na każde pytanie odpowiadał z wielką łaską, a po chwili wstał i już nie wrócił - wypatrzył przy barze jakiegoś starszego, dobrze wyglądającego faceta, na którym postanowił się skupić. Filip z trudem przełknął narastającą chęć powtórzenia wcześniejszego żartu, jaki uskutecznił na Jakubie. Ostatecznie odpuścił - niech papuga sobie coś wyrwie, skoro był taki znudzony.
- Z tym da się żyć, zresztą, zobacz na nas, czwarty rok leci - mówił Damian z szerokim uśmiechem, który nagle jednak zniknął. - Ale nie zawsze jest dobrze. Musisz pamiętać, że w Polsce jeszcze wiele jest do zrobienia. Nawet lekarze nie wiedzą jak nas traktować. Mówiłem już o tym, jak Wiktor rok temu wylądował w szpitalu?
Filip pokręcił głową. Słuchał Damiana uważnie (bo to głównie on mówił), popijając jednocześnie całkiem dobrą mieszankę whisky z wodą sodową. Chciał czy nie, nie mógł jednak całkowicie się skupić. Z tyłu głowy wciąż pojawiały się myśli o Macieju w apartamencie.
- Pielęgniarki jak się dowiedziały to mówię ci... istna parodia. - Pokręcił z politowaniem głową. - Jedna taka, gruba... pamiętasz ją, nie? - zwrócił się do Wiktora.
- Nie mógłbym zapomnieć.
- W rękawiczkach zabierała po Wiktorze naczynia. - Filip uniósł brwi, ale nie skomentował. On przecież jeszcze niedawno też nie miał pojęcia, na czym to polega. - Tragedia po prostu. Wiadomo, że świadomość społeczna jest niska, ale to był szpital. - Przewrócił oczami, żeby zaraz sięgnąć po swojego drinka.
- Dlatego trzeba to zmieniać - mruknął pod nosem Jakub, na co Damian i Wiktor żywo przytaknęli. Filip z kolei nie czuł aż takiej potrzeby zmiany świata. Koło nosa mu latało, co ktoś o nim myślał, nawet gdyby rzeczywiście natrafił na taką pielęgniarkę. Skoro jest głupia, to jej problem, a nie jego, prawda? Nie powiedział jednak tego na głos, w obliczu aktywistów z misją, musiał trochę się hamować. Jeszcze zjedli by go żywcem.
Dopił drinka, a później nalał sobie kolejnego, cały czas rozmawiając. Dopiero kiedy znów opróżnił szklankę i zdał sobie sprawę, że nieco szumiało mu w głowie, postanowił się zbierać do wyjścia.
- Już? Tak szybko? - zapytał Damian z wyraźnie słyszalnym zawodem w głosie.
- Czeka na mnie w mieszkaniu taki jeden inwalida - odparł z rozbawieniem, sięgając po swoją bluzę. Pożegnał się z Damianem i Wiktorem (Jakub po raz kolejny gdzieś zniknął), a później ruszył do wyjścia, całkowicie ignorując Łukasza, któremu nawet nie podał ręki. Zaczął wymijać pijanych już ludzi na parkiecie (zbliżała się północ, więc Heaven przeżywał kulminacyjny moment oblężenia), starając się nie zwracać uwagi na wszędobylską mieszankę zapachów - alkoholu, potu, papierosów i różnego rodzaju perfum. Zabawne, że o ile kiedyś w żaden sposób mu to nie przeszkadzało, tak teraz zbierało mu się na wymioty. Przyspieszył więc kroku, zerkając jednocześnie na telefon. Maciej nic nie pisał przez cały wieczór i Filip sam już nie wiedział, czy się cieszyć, bo może udało mu się całkiem spokojnie zasnąć, czy może jednak denerwować. Brak jakiejkolwiek wiadomości od Macieja niekoniecznie musiał być dobrym znakiem.
Gdy wyszedł z klubu, od razu sięgnął po paczkę papierosów. Wyciągnął jednego z nich, odpalił, po czym żwawo ruszył do bramy. Nim jednak zdążył ją minąć, ktoś złapał go za ramiona i pchnął mocno na mur budynku. Nieprzygotowany na taki ruch Filip, uderzył boleśnie plecami o ścianę, upuszczając przy tym zapalonego papierosa. Używka upadła gdzieś na ziemię, ale nie miał czasu się nią przejąć, bo tuż przed nim pojawiły się wyłupiaste, znajome oczy.
- To wszystko przez ciebie - warknął Sławek, zaciskając mocno dłoń na ramieniu Filipa. - Błażej ma teraz kłopoty przez ciebie - dodał nietrzeźwym, wibrującym głosem, który w zestawieniu z mocno powiększonymi źrenicami jasno sugerował, że Sławek coś wziął. Był naćpany, zły i zrozpaczony, a to chyba niezbyt dobre połączenie.