Wpis o zakątkach mojej dup... < chrząknięcie > duszy
KAIEN
Moje życie było ostatnio jednym wielkim popierdzieleniem. Ciągłe spiny z Danem wykańczały mnie psychicznie. Zarzekałem się, że będę go olewać, myślałem nawet, że trochę wyluzował, ale ostatnio znów mu odbiło. Do tego Ana ześwirowała, a ja miałem wrażenie, że niedługo też oszaleję. Chwile wytchnienia miałem jedynie w domu, wieczorem. Lubiłem gadać z tobą o różnych rzeczach, nawet o sztuce, choć w ogóle się na niej nie znałem.
Prawie.
Coś tam ogarniałem, ale raczej niewiele. Reira też czasem o tym nawijała, a ja nie wiedziałem, jak ją spławić. No nie kręciło mnie to i już. Wolałem inne rodzaje sztuki, na przykład muzykę. Ale pomogłem ci z przygotowaniami do wystawy, bo wiedziałem, że to dla ciebie ważne. Trzymałem kciuki i wierzyłem, że dasz radę.
- Nie rozumiesz.
- Nie rozumiem.
- Kaien, to coś więcej niż wystawa Chloe. Będzie też kilku kolesi, których zaprosił Toru.
- Starych, napalonych dziadów jak Mark?
- Mark nie był napalony.
- Był.
- Bzdury. Wyrzucił mnie z pracy.
- Bo był starym, napalonym kolesiem.
- A jak ktoś zechce je kupić?
- Co?
- No moje obrazy - powiedziałeś z przerażeniem w głosie, a ja zmieszałem się jeszcze bardziej.
- To chyba dobrze? Będziesz sławny.
- Nie nabijaj się.
- Nie nabijam się. Senju?
- Co? - mruknąłeś, a ja pogładziłem cię po włosach, a potem przejechałem paznokciami po szyi.
- To dobrze, prawda?
- Tak, ale nie wszystkie są na sprzedaż - powiedziałeś szeptem.
- Tak?
- Mmmh.
- Dlaczego?
- Niektóre są zbyt osobiste i jestem do nich przywiązany.
- Masz na myśli tę pedalską perełkę?
- Jaką pedalską?
- No tę z obściskującymi się facetami.
- Aha. - Zamrugałeś, a ja parsknąłem śmiechem. - No tak, to też. Mam już pewien pomysł, może kiedyś cię wtajemniczę.
- Ty zboczeńcu.
- Ale mnie chodzi o sztukę - oburzyłeś się.
- Która jest zboczona.
- Nie jest.
- Jest.
- Nie znasz się.
- No nie znam się.
- To widać. Znasz się tylko na riffach.
- I na główkach. - Uniosłem brew, a ty spojrzałeś na mnie pytająco.
- Co?
- Na główkach.
- I kto tu jest zboczony?
- Miałem na myśli gitary.
- Co?
- No, budowę gitar. Głodnemu chleb na myśli. - Wyszczerzyłem się, a ty prychnąłeś. - To ekspresjonizm czy co?
- Nie.
- A co?
- O czym my w ogóle rozmawiamy?
- O sztuce.
- Nie znasz się na sztuce.
- Nie obrażaj mnie, dobra? Przynajmniej nie jesteś dadaistą jak Chloe.
- Chloe nie jest dadaistą.
Serio, co ja pierdzieliłem? Znałem się na sztuce jak świnia na gwiazdach.
- Też będziesz malować waginy i macice? - spytałem i objąłem cię ramieniem.
- Nie, prostaty i odbyty.
- Super.
- Chcesz zapozować?
- Nie. Senju?
- Czego? - burknąłeś.
- Pogadaj ze mną o sztuce.
- Co? - zmieszałeś się, a ja poczułem napływ czułości.
- Pamiętasz, jak kiedyś gadaliśmy?
- Pamiętam.
- To był podryw na sztukę.
- A ty byłeś zarozumiałym dupkiem.
- Wcale nie.
- Tak.
- Nie.
- Byłeś.
- Nieprawda.
- Chloe nie jest dadaistką.
- Jest lesbijką.
- A ty w połowie gejem.
- W 69 procentach.
- W dodatku dewiantem - fuknąłeś z rozbawieniem.
- A kto chciał ruchać Nicka?
- Nie chciałem.
- Tak? A Saena?
- Nie.
- Kota?
- To było dawno temu.
- Emila?
- Wyobraźnia cię ponosi.
- Darena?
- Nie chciałem ruchać Darena - oburzyłeś się, a ja zacząłem rechotać. - Poza tym...
- Cicho.
- Nie bądź takim...
- Kocham.
- Co?
- Kocham cię, Kaczuszko.
- Pierdolony chuju. - Zarechotałeś, a ja powaliłem cię na łóżko. - Puszczaj! Nie jestem Kaczuszką. Prosiłem cię przecież, żebyś mnie tak nie... Kaien? - szepnąłeś, gdy wtuliłem twarz w twoje włosy. - Hej?
Chciałem po prostu czuć twoje ciepło. Starzeję się, to fakt.
Nawet cię nie wyruchałem.
* * * * *
Ojciec był zachwycony, bo dzwonił prawie codziennie. Trochę mnie to wkurwiało i dziwiło, ponieważ wcześniej raczej nie obcowaliśmy zbyt wiele.
W środę natomiast zadzwonił... Xavier. Zestresowało mnie to, owszem, ale on po prostu spytał, czy wpadniemy na imprezę urodzinową Rity. Już wcześniej nas zaprosili, ale zapomniałem.
Powiedzmy.
Unikałem go?
Poza tym miałem teraz spędzić trochę czasu z Futrzakiem. Skończyliśmy kręcenie teledysku, więc odetchnąłem z ulgą. Kurwa, jak ja miałem współpracować z Danem? Kiedyś nie był aż takim chujem.
A może był?
Kot za to był chyba jedyną osobą, która rozumiała mnie tak dobrze. Mnie i moje obawy dotyczące zespołu. Poza tym okazało się, że Dan i Saki "mieli nam coś do powiedzenia".
Ja pierdolę.
Widziałem, że Kot też był przez to spięty. Już się bałem, że będą kombinować, wtedy miałbym przerąbane. Mnie pasował kierunek, w jakim podążaliśmy, i nie chciałem niczego zmieniać.
Albo ja, albo Dan.
Kurwa, no. Nie rozkręciłbym tego zespołu bez niego.
Nie mógłbym nawet...
Kurwa, no.
* * * * *
Ja pierdzielę.
Chodziło im o nowego członka zespołu.
? Myślę, że już do tego dojrzeliśmy.
Jasne.
- Też tak myślę. Kaien? - Saki spojrzała mi w oczy, a ja westchnąłem.
- Tak?
- Powiedz coś.
- Co mam powiedzieć?
- Że potrzebujemy klawiszowca.
- Potrzebujemy klawiszowca - mruknąłem, a Dan wywrócił oczami.
- Rozumiesz, prawda?
- Prawda. A ty?
Serio, co miałem powiedzieć? To nie był głupi pomysł, bo w nagraniach często wykorzystywaliśmy jakieś wstawki, których nie mogliśmy odtworzyć na żywo.
Ale, no - nowa osoba, miesiące prób, docierania się i kłótni.
Co miałem powiedzieć? Byłem lekko zaskoczony, ale nie zszokowany. Pewnie czułem, że kiedyś do tego dojdzie.
- Czyli macie już kogoś na oku? - spytałem, a Dan zaczął bawić się komórką, zerkając co chwilę na Saki.
- Mamy - powiedział i chrząknął.
- Kogo?
- Leona.
- L'a? - Dostałem wytrzeszczu, a Saki kaszlnęła.
- No.
- Tego od Xaviera?
- Odszedł z zespołu.
- Dawno temu - wtrąciła, a ja zerknąłem na Tulku, potem na Ki-Kiego.
- No wiem, ale...
- Leon jest świetny i lubi to, co robi.
- Wiem. Od razu się zgodził? - spytałem.
Zadzwoniła komórka Kota.
Pewnie Renuś.
- Myślisz, że mógłby się nie zgodzić? - Dan spojrzał mi w oczy, a ja zamarłem.
Był poważny, nie nabijał się. Był taki... normalny?
- No w sumie...
- No w sumie - powiedział, dalej bawiąc się komórką.
Gadali potem o przestrzenności dźwięku i rozbudowaniu linii melodycznej, ale nie słuchałem. Ciekawe, czy Xavier wiedział.
* * * * *
Xavier nie był zły.
Nigdy nie był.
Był fajny.
Bardzo.
Przestałem się spinać i po prostu byłem sobą. Gadaliśmy o nagraniach i planach na przyszłość, a ja z każdym kolejnym kieliszkiem byłem coraz bardziej rozluźniony. Impreza była udana, Xavier nie chciał orgii, a ja nie miałem kaca.
Żyć nie umierać.
Prawie.
Ja pierdolę.
Przyłapałem cię na obściskiwaniu się z Ritą. Nie wiedziałem, kto kogo macał, ale przyciskała cię do ściany i całowała.
Nie sprzeciwiałeś się.
Chyba.
Na początku zamarłem, a potem poczułem, jak szybko wali mi serce.
Czemu lizałeś się z laską Xaviera? Myślałem, że Rita była fajna. Kurwa, ja ją nawet lubiłem.
- Co wy robicie? - spytałem, gdy w końcu odzyskałem głos.
Byłem zmieszany i trochę spięty.
- Kaien? - wybełkotała i ryknęła śmiechem. - Sorki, nie chciałam. Po prostu...
- Rita, puszczaj - burknąłeś, a potem spojrzałeś mi w oczy.
Też byłeś zmieszany.
- Przepraszam, nie chciałam. Nie gniewaj się, Kaien - powiedziała i straciła równowagę.
- Jesteś pijany - mruknąłem i zacisnąłem zęby.
Rita była pijana bardziej, ale co mnie to obchodziło? Kurwa, co wy odpierdzielaliście?
- Przepraszam, zaraz ci to wszystko...
- ... to ja go zdemoralizowałam - wtrąciła. - Wybacz. Gadaliśmy o sztuce i jakoś tak... Cholera, chyba będę wymiotować - syknęła i oparła się na moim ramieniu.
Na szczęście pomógł jej jakiś kumpel, bo ja byłem zbyt zmieszany i wkurwiony.
Siedzieliśmy w ciszy.
Dobra, nie w ciszy, bo grała muzyka.
W milczeniu.
Siedzieliśmy w milczeniu, ale wiedziałem, że tego tak nie zostawię.
- Kaien?
- No?
Nareszcie.
- Przepraszam.
- Czemu lizałeś się z Ritą? I nie mów, że to przez alkohol.
- To przez alkohol.
- Senju.
- Mmh. Naprawdę. Pocałowała mnie.
- A ty chętnie odwzajemniłeś.
- Nie odwzajemniłem.
- Ale nie sprzeciwiałeś się.
- No bo... Cholera. - Westchnąłeś i odrzuciłeś głowę. - Nie wiem, czemu ja... Cholera. Nie wiem, co powiedzieć.
- Wracam do hotelu. - Wstałem z krzesła, a ty drgnąłeś.
- Ja też.
- Całe szczęście.
- Co? - zmieszałeś się, a ja przewróciłem oczami.
- Chodź, będziesz się usprawiedliwiać później.
- Ja naprawdę...
- Wiem.
* * * * *
- Senju?
- Tak? - mruknąłeś, a ja objąłem cię od tyłu.
- Gdzie masz fartuszek?
- Nie bądź zbokiem. Ja nie zakładam fartuszka.
- Mógłbyś czasem założyć - zamruczałem i wsunąłem ci dłoń pod koszulkę.
- Rozpraszasz mnie.
- Wiem.
- Poczekaj chwilę, skończę tylko...
- Jedzenie poczeka.
- Kaien, staram się przecież dla ciebie. Mówiłeś, że te białkowe... No co? - Sapnąłeś, gdy przywarłem do ciebie biodrami.
- Czujesz, jaki jest twardy i nabrzmiały?
- Rozpraszasz mnie, dewiancie - fuknąłeś, ale dostrzegłem ten lekki uśmieszek.
Udało się.
To zawsze działało.
- Białko poczeka - mruknąłem i otarłem się kroczem o twoje pośladki.
O piękne, wypukłe, jędrne półkule dupne, które tak lubiłem grzmocić.
Gwałciłbym, o tak.
- Kaien, wiem, że cię nosi, ale...
- Na kolana.
- Co? - Parsknąłeś śmiechem i przechyliłeś głowę. - Co ci odbi...
- Powiedziałem, że masz uklęknąć.
- Tak? - Spojrzałeś mi w oczy i zamarłeś.
- Mam powtórzyć?
- To jakaś gra? - szepnąłeś i zadrżałeś, bo zacisnąłem palce na twoim sutku.
- Gra?
- Wstępna?
- Tak uważasz? - Przytuliłem się mocniej i znów poczułem, jak drżysz.
Uwielbiałem to. Już czułem, jak podniecenie napływało falami gorąca. Dzisiaj byłem namiętnym chujem i miałem ochotę cię zdominować. Rżnąć i szmacić, nie pytając o pozwolenie. Tak, żebyś ryczał z rozkoszy i błagał o mój nektar życia. Ritą się nie przejmowałem, cóż, każdemu się może zdarzyć. Olałem sprawę i nie zaprzątałem sobie tym głowy.
Było minęło. Ja też nie byłem święty.
Zresztą wiedziałem, że tylko ja mogłem cię tak zaspokoić. Moja pewność siebie mnie czasem przerażała, serio.
A może to zarozumiałość?
Ty za to samobiczowałeś się codziennie, więc wykorzystywałem uzdrawiającą moc swojego fiuta, żeby cię...
Dobra, nieważne.
- Kaien, poczekaj. - Sapnąłeś, gdy pocałowałem cię w szyję. - Myślałem, że...
- Nie.
- Ale...
- Milczeć - powiedziałem i odwróciłem cię przodem. - Jedzenie poczeka. Mam ochotę zrobić coś bardzo złego.
- Co? - Spojrzałeś mi w oczy i oblizałeś wargi.
Powoli.
Drażniąco powoli.
Ty skurczybyku, zrobiłeś to specjalnie?
- Nie wiesz? - Uniosłem brew, a potem przycisnąłem cię do blatu.
- Mogę udawać, że nie wiem.
- Bo jesteś zepsutą szmatą?
- Nie jestem szmatą.
- A kim? - zamruczałem i zdjąłem ci koszulkę.
- Kaien, nie teraz. Proszę.
- Przecież ci stoi.
- Nie stoi - zmieszałeś się.
- Sprawdź.
- Mógłbyś przesta...
- Nie. Czujesz się molestowany?
- Trochę - szepnąłeś, a ja odgarnąłem ci włosy ze skroni.
- Serio, żarcie poczeka. Mam dla ciebie coś lepszego.
- Ciekawe, co.
- Nie pasuje ci ten sarkastyczny ton.
- A tobie pasuje? - Spojrzałeś mi zadziornie w oczy, a ja znów poczułem napływ chcicy.
- Masz uklęknąć i wziąć mojego kutasa do ust.
- A jak nie?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
Zmieszałeś się, a ja dotknąłem kciukiem twojej dolnej wargi. Potem przeczesałem ci włosy palcami i liznąłem w ucho.
A potem w żuchwę.
I w szyję.
W grdykę.
W obojczyk.
Kurwa, chciałem.
- Klękaj.
- Kaien?
O tak.
Speszone, przymglone spojrzenie.
Rozchylone, chętne wargi.
Jeżu, gwałciłbym.
I te długie, jasne rzęsy.
Kilka pieprzyków na szyi.
Kurwa, ale ze mnie romantyk.
- Tak? - mruknąłem, trzymając cię za nadgarstki.
- Obiecaj, że potem...
- Tak?
- Nieważne - szepnąłeś, gdy pocałowałem cię w szyję.
Osunąłeś się na podłogę miękkim, łagodnym ruchem, a ja złapałem cię za włosy i przyciągnąłem do krocza.
- Tak lepiej. Grzeczny chłopiec.
Jeżu, ale byłem zboczony. Miałem ochotę cię...
Miałem ochotę...
Kurwa, chciałem zrobić coś...
Boże.
- A teraz wyjmij mi go ze spodni.
- Mmh.
Jarałem się jak debil. Miałem nadzieję, że niczego nie spierdolę ani nie zrobię ci krzywdy. Ja po prostu miałem dzisiaj ochotę na ostry, brutalny, samczy seks.
No, czasami miałem i to mnie przerażało. Bez żadnych czułości, po prostu zaspokojenie własnych potrzeb.
Nie twoich.
Odlot, orgazm i kosmos.
Po prostu czasem też chciałem popłynąć. Nie myśleć, nie skupiać się na tobie, tylko wyruchać, spuścić się i rozładować.
Po prostu.
No.
Czasami tak miałem.
- Coś nie tak? - spytałem, gładząc cię po włosach.
- Nie - szepnąłeś i spojrzałeś na mnie tak, że dostałem dreszczy.
- Wyjmij go.
- Mmh.
Znowu pogładziłem cię po włosach, potem po policzku i brodzie.
- Senju?
- Tak?
Spojrzenie miałeś przymglone, ale chyba dalej byłeś nieco zmieszany.
- Weź go do ust - powiedziałem, a ty oblizałeś wargi. - Powoli.
- Mmh.
Nie miałem jeszcze pełnego wzwodu, ale wystarczyło kilka delikatnych, płynnych ruchów i już był twardy jak kamień. Jak diabli jarało mnie to, że wciąż byłeś speszony. Zawstydzony, uroczy, uległy Senju, który wkładał sobie nabrzmiałego fiuta w usta.
Jeżu, te zarumienione uszy normalnie budziły we mnie jakieś dzikie, zwierzęce żądze.
- Głębiej - powiedziałem, czując pulsowanie w skroniach. - Masz go poczuć w gardle.
- Kaien?
Uwielbiałem to.
O tak.
Kochałem, jak wymawiałeś moje imię tym zachrypniętym, przytłumionym głosem. Wiedziałem już, że pozwolisz mi na wszystko.
Kurwa, zachwycał mnie ten uległy, mięciutki Senju z twardym kutasem. Pomasowałem ci krocze stopą i wyszczerzyłem się jak kretyn.
- Skup się - mruknąłem, a ty zassałeś mocniej. - Dobrze, włóż go jeszcze głębiej.
Kurwa mać.
Szmaciłbym.
Ja serio byłem dziś nienasycony.
Polizałeś żołądź, patrząc mi prosto w oczy, a ja poczułem dziką, pierwotną chcicę.
To było silne, rozpalające jak cholera i trochę mroczne. Chciałem cię mieć. Musiałem cię mieć. Rżnąć.
Po prostu.
Rżnąć bez trzymanki, nie pytając, czy chcesz.
Wykorzystać.
Poskromić.
Zeszmacić.
Wziąć siłą.
Przemocą.
Ruchać.
Mocno.
Pieprzyć. Rżnąć.
Mieć.
Posiadać.
Boże.
Boże, byłem okropny.
Należałeś tylko do mnie.
Do mnie.
- Senju?
- Tak?
Te oczy.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Mać.
Poległem.
* * * * *
- Wiesz co? Jesteś popierdolonym sadystą - powiedziałeś, a ja zanurkowałem pod kołdrę.
- Wiem, przepraszam.
- Mówię serio.
- Wiem, przepraszam.
- Nie dotykaj mnie.
- Wszystko gra? - Poczułem ukłucie tam, gdzie podobno miałem serce.
- Nie.
- Senju?
- Jestem obolały, kurwa, no. Nie dotykaj, bo mnie boli - wysyczałeś, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Przepraszam. Naprawdę.
- Jutro się zamienimy.
- Co? - Drgnąłem i objąłem cię delikatnie w pasie.
- Poproszę Kota o ten ogromny korek.
- Jaki korek? - Uśmiechnąłem się jak debil, a ty fuknąłeś i odwróciłeś się do mnie dupą.
- Mówiłem, że masz mnie nie dotykać. Jak ja jutro wstanę do pracy, co? Jesteś egoistycznym chujem.
- Zrobię ci masaż.
- Nie.
- Jesteś zły?
- Nie jestem.
- Wyglądasz, jakbyś był.
- Kaien, nie jesteśmy w przedszkolu. Po prostu sprawiłeś mi ból i teraz mnie boli. Proste, nie?
- Nie chciałem być brutalny. - Pocałowałem cię w ramię, a potem dotknąłem go opuszkami palców.
- Chciałeś.
Zapadła cisza, bo ja serio nie wiedziałem, co powiedzieć.
Chciałem, nie?
Chyba tak.
Na pewno.
- Senju?
- Czego?
- Przepraszam. Nie podobało ci się ani trochę?
Znowu cisza.
Cisza.
Tak czy nie?
Może jednak spieprzyłem?
- Senju?
- Dobranoc.
Westchnąłem i zgasiłem światło.
Pięknie, Kaien.
- Może trochę - burknąłeś i schowałeś twarz w poduszkę.
No to leżałem i szczerzyłem się do siebie w ciemności.
***
Niedługo miałem kolejne spotkanie z Giną i Crispinem, ale najpierw skupiłem się na wystawie. Ty byłeś trochę spięty, ale też podekscytowany i chyba natchniony. Szczerzyłeś się nerwowo do wszystkich, a ja pozowałem do zdjęć. Wiedziałem, że będzie o tym głośno.
Nie mogło nie być.
- Trochę tu tłoczno.
- Denerwuję się.
- Wiem. Chyba widziałem Marka.
- Żartujesz - zdziwiłeś się, a ja uśmiechnąłem się szeroko i wywróciłem oczami.
- Nie żartuję. Mówiłem, że na ciebie leci.
- Idiota.
- Senju, skarbie, chodź ze mną - powiedziała Reira, a ja znów zacząłem rechotać.
- Z czego rżysz?
- Z niczego.
- Senjuś, chodź. Ten chudy starych ma na ciebie chrapkę.
- Widzisz? Oni na ciebie lecą.
- Odwalcie się, dobra?
- Chce z tobą pogadać.
- Ale się wstydzi? - wtrąciłem, a Reira parsknęła śmiechem.
Ciekawe, czy gdyby to ona cię macała, też byłbym zazdrosny? Ricie już wybaczyłem.
- Chyba panikuję.
- Nie powinieneś.
- A jak będzie chciał...
- Obronię cię. - Zarechotała, a ja przysunąłem się bliżej i pocałowałem cię w ucho.
- Możesz być dziś na górze - wyszeptałem, czując, jak cały się spiąłeś.
- Co?
- No możesz mnie dziś wyruchać w dupę.
- Pojebało cię? - fuknąłeś, a Reira znów zaczęła się śmiać.
Cóż, stare próchna zawsze miały chrapkę na młode ciałka. Ciekawe, czy ja też taki będę.
Stary napalony dziad chyba był twoim fanem, więc usunąłem się w cień. Mordowałeś mnie wzrokiem, ale ja miałem radochę.
Zasłużyłeś na wszystko, co najlepsze, a ta wystawa była strzałem w dziesiątkę. Ja czułem się trochę dziwnie, bo wszyscy gadali o sztuce.
O ekspresjonizmie.
Impresjonizmie.
Surrealistycznych wpływach na coś, o czym nie miałem pojęcia.
Sam kiedyś mówiłeś, że nie lubisz szufladkowania.
A oni gadali o podtekstach.
O sensie.
Znaczeniu.
O wpływie kolorystyki na odbiór obrazu.
O technice.
Rozkładali wszystko na czynniki pierwsze, krytykowali i podniecali się.
Tylko słuchałem.
Ja chyba tak miałem z muzyką. Też mógłbym gadać o niej bez końca.
Czasem gadaliśmy z Kotem.
Kiedyś.
Dawno temu.
Pomyślałem sobie, że mógłbym namalować coś penisem. Tak się robi, nie?
Crispin też przyszedł, więc moje podejrzenia się sprawdziły - też znał się na sztuce. A może po prostu ją lubił? Kot szczerzył się jak kretyn, a ja grzecznie ignorowałem Rena. Daren też zachowywał się dziwnie, więc...
Może oni coś tego?
Faktycznie, przecież Reira leciała na Kota.
Ale zboki.
Miles zmienił fryzurę, a raczej opitolił się na łyso. To pewnie jakiś rodzaj buntu albo coś.
Nie wnikałem.
W końcu przestałem śledzić cię wzrokiem i skupiłem się na obcowaniu z ludźmi.
Z fankami raczej.
Odpowiadałem na pytania, pozowałem do zdjęć i ogólnie byłem zajebisty. Szczęka mnie bolała od ciągłego szczerzenia się, ale lubiłem to.
Kochałem sławę i uwielbienie w oczach fanów.
Zresztą wiedziałem, że tak będzie.
Chyba czułem się nawet bezpiecznie.
Prawie.
Bo co złego mogło się wydarzyć?
No właśnie - nic.