Rozdział 4
Sprawa z Haruką Shigą wyglądała na zamkniętą. I choć wszystko zostało wyjaśnione, mózg potrzebował czasu, żeby sobie poukładać to i owo, a godność czasu, żeby pozbierać się z podłogi.
- No i jak tam? Wyplątany z miłosnego czaru? - rzucił z pozorną obojętnością Naoto i zasiadając do Pachinko, od którego - choć twierdził, że nie - był całkowicie uzależniony, skupił się na grze.
Artur zamierzał nie reagować, ale wtedy poczuł na sobie spojrzenie siedzącej nieopodal Tomoko, koleżanki Naoto z podwórka i ogarnęła go złość. Ona wiedziała, wiedziała o wszystkim!
- Co mówisz? Nie rozumiem. - Wbił wzrok w mknące ku przegródkom srebrne kulki.
Przyszli do salonu gier, wypełnionego kolorowymi, jaskrawymi światłami i wibrującymi melodyjkami z automatów. Artur miał zakaz bywania w podobnych miejscach odkąd mama przeczytała gdzieś w internecie, że roi się w nich od jakuzy. Żałował, że nie spotkał żadnego. Może za odpowiednią cenę pomogliby mu zając się pewnym zdrajcą.
- Naoto jest ciekaw czy przeszło ci z Shigą - wyjaśniła uprzejmie Tomoko, gładząc granatowymi paznokciami umalowany na trupią bladość policzek. Z jej głosu bił spokój, ale oczy błyszczały wręcz niepohamowaną ciekawością.
- Opowiedziałeś jej o wszystkim, pajacu...
- Bo wiedziałem, że po takiej historii dostanie krwotoku z nosa.
- Gdy skończę rundę, ty też dostaniesz krwotoku z nosa. Dostarczy ci go spotkanie z moją pięścią.
- Hej, hej chłopaki, spokojnie. Może jestem Fujoshi, ale nie oznacza to zaraz, że nie potrafię dotrzymywać sekretów.
- I właśnie dlatego jej o tym opowiedziałem! Bo ona, w przeciwieństwie do mnie, jest w stanie wspierać twój szalony związek z Shigą.
- Mój szalony związek z Shigą - powtórzył głucho i spojrzał na przyglądającą mu się z zaciekawieniem Tomoko.
Nic nie powiedziała, tylko teatralnie zatrzepotała długimi, doklejanymi rzęsami.
- Dranie, zamierzacie do końca życia robić sobie z tego jaja? - zawołał. - No to nie mamy o czym gadać. Kumple się tak nie zachowują.
- Jasne, zmieńmy temat - przystał na to Naoto. - Przez wzmiankę o Shidze spadło mi szczęście w grze.
Słońce zaczęło już zachodzić, gdy opuścili miejsce rozrywki. Naoto całą drogę do przystanku autobusowego przechwalał się wygranymi. Miał powód żeby świętować, zazwyczaj to Tomoko szło lepiej w Pachinko. Widocznie tym razem coś ją skutecznie rozpraszało.
- Za tydzień robimy małą imprezkę z okazji rozpoczęcia wakacji - oznajmiła przymilnie, biorąc Artura pod ramię. - Plaża, karaoke, wiesz, mniej więcej to samo, co w zeszłym roku. Mam nadzieję, że przyjdziesz?
- O ile później nie przeniesiemy się z tą zabawą do mojego mieszkania. Mam anty imprezowe krzesła.
Zareagowała śmiechem i Arturowi przyszło do głowy, że Tomoko dokładnie wie, co miał na myśli. Naoto najwyraźniej nie chował przed nią żadnych tajemnic.
- Koniecznie zaproś Shigę-kun. Coś mi mówi, że nieźle rozkręci zabawę.
- Wybacz mi moja droga szorstkość, ale nie.
- Nie absolutnie! - zgodził się Naoto.
- Dlaczego?
- Bo jest psychopatą!
- Nie ciebie pytam Naoto.
- Bo nic o nim nie wiem - zawołał zirytowany. - Bez względu na to, co ci naopowiadała ta niewyparzona gęba, jesteśmy sobie zupełnie obcy.
Tomoko oddała się głębokim rozmyślaniom. Sprawiała wrażenie, jakby nie zamierzała dać za wygraną. Czemu tak jej zależało? Czy miało to związek z Fujoshi? Zanotował sobie w myślach, żeby sprawdzić to słowo w internecie.
- Mieszkacie niemal drzwi w drzwi. Wielka szkoda zaprzepaścić szansę na taką ciekawą znajomość. Nigdy nie wiadomo, czy nie będziesz pewnego razu potrzebował sąsiedzkiej pomocy.
Naoto nerwowo wykręcał palce. Prawdopodobnie gorzko żałował swojego plotkarskiego występku.
- Jeśli będę potrzebował sąsiedzkiej pomocy, on znajdzie się ostatni na mojej liście. Nic do niego nie mam, chodzi o to, że... po prostu nie zajmujmy innym ich cennego czasu. Jesteś japonką, powinnaś to najlepiej rozumieć.
- Tak trzymaj Hetero-kun - odetchnął z ulgą Naoto - jestem z ciebie dumny. Co prawda jeszcze parę dni temu powiedziałbyś coś zupełnie innego, ale wtedy Haruka nie była Shigą, prawda?
- Co to ma znaczyć? - rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.
Przyjaciel rozłożył w obronnym geście ręce.
- Nic, nic. Usiłuję powiedzieć przez kwiatki, że twoja postawa wobec sąsiada uległa zmianie, bo jegomość okazał się nie w taki sposób atrakcyjny, w jaki oczekiwałeś. Wiesz, trochę mnie to drażni. O wiele bardziej bym cię cenił, gdyby twoje odkochanie wynikało z troski o bezpieczeństwo najlepszego kumpla. Tu patrz - mnie.
- Odstawiasz Shigę, bo nie jest zdolny do prokreacji? - oburzyła się Tomoko.
- Naprawdę akurat to cię zdenerwowało najbardziej? - Dotknięty Naoto pociągnął koleżankę za związane w kitkę włosy.
Zaczęli się szarpać. W obawie o własne bezpieczeństwo, Artur odszedł kilka kroków, wyglądając z wytęsknieniem za autobusem.
Człowiek potrzebuje spotkań ze znajomymi. Gdy chce się rozerwać, zrelaksować, lub zapomnieć o kłopotach, są jak w sam raz. Lecz Arturowi czas spędzony w gronie przyjaciół nie przyniósł oczekiwanych efektów.
Nie chcąc dumać nad źródłem złego humoru, puścił z laptopa spokojną muzykę i wziął się za przygotowywanie kolacji. Przypuszczał, że odwiedzi go ojciec, ponieważ dawno już do niego nie wpadał i zapewne będzie chciał wypytać go o milczący telefon.
Znalazł w internecie przepis na sałatkę z czarnych alg, którą przyrządzało się dość szybko, lecz ledwie pokroił ogórek, a usłyszał dzwonek do drzwi. Ruszył w ich stronę pewny, że to nikt inny jak ojciec, ale nagle zmienił zdanie. Tata nigdy nie dzwonił, tylko wchodził jak do siebie.
Wytarł dłonie o spodnie i zerknął przez wizjer. Zamarł. Przeszyło go spojrzenie Haruki.
Wstrzymał oddech. Nie widzieli się od dwóch dni. Trochę za krótko. Czego Haruka mógł chcieć? Pożyczyć cukier?
Rozległ się kolejny dzwonek, ostry jak szpilka. Artur szarpnął za klamkę.
Powitał go krzywy, krokodyli uśmieszek. Sąsiad nie darzył go sympatią. Prawda o tym uderzyła w Artura jak grom z nieba. Szkoda, że tak późno.
- Cześć Haruka. Jesteś ostatnią osobą, której bym się spodziewał o tej porze.
Uśmieszek sąsiada zniknął jak zdmuchnięty. Przez chwilę sprawiał wrażenie zagubionego, ale zaraz mu przeszło.
Wyciągnął z kieszeni karteczkę i przeczytał drętwo:
- "Mazurowicz-san". Dobrze wymawiam?
- Tak, w porządku. - Zmarszczył brwi. - Ale możesz mi mówić A r t u r.
Sąsiad roześmiał się jakby usłyszał do reszty absurdalną propozycję.
- Dzięki, nie zamierzam. - Zgniótł kartkę. - Słuchaj, mam do ciebie sprawę. Właściwie prośbę. Wiesz, sąsiedzi muszą sobie pomagać. Ty coś zrobisz dla mnie, a kiedyś ja odwdzięczę się tobie. Co ty na ten układ?
Zatkało go. Czy czegoś podobnego nie proponowała przypadkiem Tomoko?
Haruka zauważył jego wahanie. Zrobił skruszoną minę.
- Niekiedy zdarza mi się zachowywać dość... nieprzyjemnie. To przy windzie, wiesz, nie miałem czasu, możemy o tym zapomnieć? Masz. - Wyciągnął zza pleców paczkę kawy i wręczył ją Arturowi. - Gaikokujin za nią przepadają. Ciężko ją zdobyć.
- Nie wiem co powiedazieć... - Obrócił ją w dłoniach. - Po co mi to dajesz?
Haruka przyszpilił go swoim pełnym podejrzliwości wzrokiem.
- Wszystko z tobą w porządku? Jakiś dziś inny jesteś. Powinieneś się uśmiechnąć w ten swój dziwny sposób i powiedzieć ?dziękuję?.
Po policzkach Artura rozeszło się nieznośne mrowienie. Skupił uwagę na koszulce Haruki. Widniała na niej dziwaczna, odstraszająca animacja - czerwona twarz pozbawiona skóry. Szczerzyła zęby i wyglądała demonicznie.
- Nie wyspałem się.
- Ach tak...
- Poważnie.
Haruka nie odzywał się przez chwilę i gdy Artur pomyślał, że już dłużej nie wytrzyma narastającego napięcia, ten powiedział nagle:
- Słuchaj, przechodzę do ciebie w pewnej sprawie. Jutro przyjeżdża mój brat. To problematyczny jegomość z przerośniętym ego, któremu zawdzięczam mieszkanie. Jego przyjazd nie jest bezinteresowny, zamierza mnie skontrolować. Masz starszego brata?
- Mam szalenie nadopiekuńczą matkę, kwalifikuje się?
Haruka cmoknął i Artur nie wiedział czy odebrać to jako potwierdzenie.
- Dzieli nas dwanaście lat różnicy i dupek traktuje mnie jak dziecko. Jeśli źle wypadnę, każe mi wrócić do domu. A to ostatnia rzecz jakiej bym chciał.
- Ostry jest...
- No cóż, ma pewne powody.
- I co zamierza? Chodzić po sąsiadach i wypytywać na twój temat? Większość pewnie nie wie o twoim istnieniu. - Przez twarz Haruki przeszedł cień zmartwienia. Wyraźnie przejmował się tą wizytą. - Mam ci wypisać opinię?
- O, potrafisz żartować. Uważaj, bo sobie język odgryziesz.
Zaśmiał się.
- To byłoby dla mnie bardzo niekomfortowe. Już dostatecznie cierpię przez ten strup na ustach. Powiedz, źle zrobię, jeśli wspomnę twojemu bratu skąd go mam?
Mina Haruki wyrażała kompletne niedowierzanie. Przybliżył się, omal nie wchodząc Arturowi na stopy.
- Jeśli spróbujesz... - wycedził - wypaplać Tamotsu, że cię huknąłem. To wtedy...
Artur zamknął dłonie na jego ramionach, lekko go odsuwając.
- Ty mi grozisz! A miałem cię za miłą osobę.
- Niby z jakiej racji?
Uśmiech sam wypełzł mu na usta.
- Pomyślmy. Już po naszym pierwszym spotkaniu dostałem od ciebie śniadanie. Zatroszczyłeś się o moją lampę i zapamiętałeś moje nazwisko. To całkiem wiele.
- Przeczytałem je z kartki - odparował niemal zdegustowany.
- Niemniej...
- Co ty kombinujesz?
- Że co ja?
Haruka przechylił głowę, przypatrując mu się jak detektyw podejrzanemu
- Wiesz, jak tak teraz o tym myślę... Sprawa z żarówką była mocno podejrzana.
- Co? - Artur na moment stracił rezon. - Nie wiem o co ci chodzi. Myślałem, że jest awaria w instalacji. Już raz coś podobnego miało miejsce, nie doszukuj się drugiego dna. Dlaczego w ogóle do tego wracasz?
Sąsiad uniósł niewinnie brwi, wędrując spojrzeniem po suficie.
- A bo ja wiem?
- Dobra, przestań. Powiedz lepiej co mogę dla ciebie zrobić w związku z przybyciem terrorystycznego brata.
- No zobacz, zobacz. Znów jesteś bardzo miły.
Zważył w dłoni grube czasopismo i wpatrzył się w drzwi do mieszkania Haruki. Sąsiad kazał mu - tak, prośba pobrzmiewała rozkazem - przyjść o szesnastej i Artur przybył dokładnie o czasie, myśląc, że ten chłopak może przykładać wagę do punktualności równie mocno, co reszta Japończyków.
Zbliżył palec do dzwonka, lecz się zawahał.
Dlaczego mu właściwie pomagał? Czuł w zakamarkach umysłu, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Może nawet lepiej jeśli Haruka się wyprowadzi? Szybko odrzucił podobną myśl. Nie wina sąsiada, że jest bishounenem.
Policzył do trzech i nacisnął na dzwonek. Otworzono mu niemal natychmiast.
- O! - Na widok mężczyzny, uczynił krok w tył, po czym zmieszany za swoje zachowanie, ukłonił się nisko. - Dzień dobry. Jestem Artur Mazurowicz, przyjaciel Haruki Shiga. Czy zastałem go może?
Pomyślał, że jeśli stojący przed nim człowiek jest bratem Haruki, prawdopodobnie ich matka dopuściła się zdrady. Mężczyzna miał duże, wystające uszy, dobroduszne, zaciekawione spojrzenie i sięgał Arturowi zaledwie do ramienia. Brzydalem by go nie nazwał, ale do przystojniaków było mu zdecydowanie daleko.
Jegomość ułożył usta w uśmiech.
- Tamotsu Shiga. - Odkłonił się, następnie wyciągnął na powitanie rękę, pozytywnie go tym zaskakując. - Mój mały braciszek wciąż zerkał na zegarek, więc gdy usłyszałem dzwonek, pomyślałem, że na kogoś czeka.
Nim odpowiedział, zobaczył Harukę. Prawie się przewrócił, dopadając do drzwi.
- Cześć Mazurowicz-kun. - Przepchnął się, może niechcący trafiając brata łokciem w żebra. - Chciałeś mi to oddać? Dzięki. - Wysunął z ręki Artura czasopismo. - W tej chwili jestem zajęty. Pogadamy później, dobra?
- Jasne... - rzucił drętwo i przyszło mu do głowy, że zachowuje się trochę zbyt sztywno jak na przyjaciela, którym miał się przed panem Tamotsu okazać.
Co powinien powiedzieć żeby uwiarygodnić ich dobre relacje? Nie uzgodnili tego. Może wystarczy, że klepnie go w ramię? Albo rzuci zabawną anegdotką? W jaki sposób Haruka rozmawiał z przyjaciółmi?
- Przy okazji, czy wiesz, że... twoja grzywka znów śmiesznie sterczy? Zapinasz ją spinkami, czy jak?
Dłoń Haruki automatycznie powędrowała do czoła i Artura poraziła myśl, że była to ostatnia rzecz, jaką mógł mu powiedzieć.
Brwi pana Tamotsu wygięły się w łuki.
- Nie, nie, gdy ją poprawiasz, jest jeszcze gorzej - wymamrotał Artur, ściągając na siebie twarde spojrzenie kolegi - Przepraszam, to w zasadzie nieważne.
Zapanowało krępujące milczenie. To Tamotsu przerwał je pierwszy. Wydawał się rozbawiony.
- Wejdziesz na trochę, Mazurowicz-san? Przywiozłem bardzo dobre ciasto.
- Tamotsu - zawołał nieprzyjemnie zaskoczony Haruka. Rzucił Arturowi ukradkowe spojrzenie, pełne tłumionej irytacji. - On jest zajęty. Nie zawracajmy mu głowy.
- Przecież do ciebie przyszedł więc jak może być zajęty. Zaproś go. Jestem ciekaw z kim się teraz zadajesz. - W tej uprzejmej, niewinniej propozycji brzęczał wyraźny przymus.
- Zachowujesz się jak kurator sądowy, wiesz?
- Potrzebujesz kogoś takiego.
Arturowi również nie była po myśli wizyta u sąsiada, lecz zanim wpadł na wiarygodną wymówkę, usłyszał od Shigi:
- Mazurowicz-kun, czy uczynisz mi tę przyjemność i zechcesz do nas dołączyć?
Nie tak wyobrażał sobie mieszkanie Haruki. Sądził, że porazi go czystość i ład jaką pozostawiają po zbrodni jedynie przestępcy, tymczasem mieszkanie aż kusiło żeby je zbadać. Zewsząd przykuwały oko drobiazgi. Szafka z niedomkniętymi szufladami wyglądała tak, jakby miała w każdej chwili pęknąć. Kto wie co ją rozpychało od środka. Schowany do połowy za ciężką zasłoną karton zabazgrano japońskimi znakami i ciasno oklejono taśmą. Ciekawe co by tam znalazł.
Haruka albo nie miał czasu wszystko logicznie poukładać, albo należał do osób, które lubią trzymać rzeczy na wierzchu.
Artur rozejrzał się za wygodną kanapą, lecz zastał tylko niezłożone łóżko. Z pod nierówno narzuconego koca wystawały twarde pagórki w żadnym razie nie przypominające poduszek.
- Nie stercz z rozdziawioną buzią, siadaj.
- Nie mam rozdziawionej buzi. - Zakłopotany podszedł do niewielkiego stoliczka, znajdującego się przy niewidzialnej granicy z kuchnią. Pan Tamotsu już siedział wyprostowany na podłodze, gestem ręki zapraszając gościa, by spoczął obok.
Artur poszukał wzrokiem czegoś miękkiego, co mógłby podłożyć sobie pod tyłek. Jego wzrok zatrzymał się na niewyobrażalnie wygodnym, skórzanym fotelu na kółkach, przysuniętym do szerokiego biurka. Zdziwiony uniósł brwi. Bardziej przydałby się osobie wiodącej siedzący tryb życia. Czy Haruka nie wolał raczej spędzać czasu na rowerze?
Jeszcze raz ogarnął spojrzeniem pokój, szukając czegoś, co by mu podpowiedziało kim jest jego sąsiad. Pomieszczenie służyło jako sypialnia, jadalnia i pracownia. Na biurku zalegał stos papierów, a do wiklinowego pojemnika powsadzano mnóstwo różnorodnych przyborów do pisania. Nie mogąc zwalczyć zaciekawienia, ruszył w stronę biurka.
- Mam wrażenie, że jesteś tu pierwszy raz.
- Właściwie... tak.
- Zazwyczaj to ja do niego wpadam, a nie on do mnie - wyjaśnił bratu Haruka. Postawił filiżankę na uciapanym czarną farbą stoliczku i napełnił ją dla Artura gorącą wodą. - Ma kilka fajnych gier. Przychodzę kiedy chcę się trochę rozerwać. Widzisz? Jestem miły i zawieram sensowne znajomości.
Artur rzucił mu badawcze spojrzenie. "Miły"? "Sensowne znajomości"? O co tu chodziło?
- Powiedziałeś, że którą grę lubisz najbardziej? - zapytał ciekaw kiedy ten cwaniak znalazł chwilę żeby je zauważyć, bo wszystkie trzymał pod czasopismami w oszklonej szafie. Najprawdopodobniej zwyczajnie zgadywał.
Haruka usiadł sztywno na podłodze, zginając nogi w pół. Artur usiadł po turecku.
- "The Last Remnant" jest niezłe - oznajmił ostrożnie.
A niech mnie! Jeśli strzelił w ciemno, powinien spróbować zagrać w totolotka.
- Świetnie znasz japoński - zmienił temat pan Tamotsu. - Od jak dawna mieszkasz w Kioto? Skąd pochodzisz?
- To... skomplikowane. Bywam tu parę razy w roku.
- O, a to ciekawe.
Zapadła pełna wyczekiwania cisza. Czyżby szykowała się rozmowa kwalifikacyjna? Odchrząknął, poprawiając się na siedzeniu.
- Urodziłem się w Polsce. To niewielkie, średnio rozwinięte państwo graniczące z Rosją i Niemcami. Do Japonii wpadam okazjonalnie. - Upił łyk herbaty, parząc sobie język. - Nie mieszkam tu na stałe.
- Polska, ojczyzna Chopina! Opowiedz mi coś o sobie, wyglądasz na miłego, poukładanego chłopaka. Odwiedzasz w Kioto kogoś szczególnego? Co cię tu zwabia?
Haruka podparł policzek ręką. Sprawiał wrażenie wynudzonego.
- Ojca.
- Ojca?
- Jest powodem moich wszystkich wizyt. Przeniósł się na stałe do Japonii, gdy miałem jakieś dziewięć lat.
- Musiało ci go brakować.
Artur przeczesał palcami czuprynę.
- Nie za bardzo i tak był zawsze zajęty. Przepraszam na moment, Haruka? Mogę cię prosić na słowo?
Haruka drgnął, omal nie strącając talerza z ciastkiem. Gdy przeszli do sąsiadującej z pokojem ciasnej graciarni, w oczach Haruki pojawiły się iskry świadczące o tym, że on również ma mu coś do powiedzenia. Artur nie pozwolił przejąć rozmowy.
- Czy mi się tylko wydaje, czy twój brat traktuje mnie jak potencjalnego kandydata na twojego męża?
- Do tego momentu sprawdzał tylko, czy nie jesteś kryminalistą, ale t y zwróciłeś się do mnie po imieniu! Co ci o tym mówiłem? Nikt nie nazywa mnie Haruką! Wybijałem za to zęby.
- To tylko imię...
- Nie, to nie jest tylko imię. To tak jakbyś... dotykał moich włosów!
Na coś podobnego nie umiał znaleźć odpowiedzi. Artura zatkało.
- Zastosowałem porównanie. Nie mówię, że czuję się t a k.
- W porządku. Dobra. Niech ci będzie. Dostosuję się do twojej prośby.
- Alleluja.
- Zaczekaj. To powinno iść w obie strony. Ty też się zachowuj.
- Co mam?
- Przestań wołać mi po nazwisku. To obraźliwe. Jestem Artur. Mów do mnie "Artur". Żaden "Mazurowicz".
Haruka przybrał dziwny wyraz twarzy. Wyglądał tak, jakby nie umiał się zdecydować czy brechnąć śmiechem, czy eksplodować gniewem. Nabrał do płuc powietrza i zatrzymał je chwilę.
- Przypomnij mi którego się poznaliśmy. Chcę zaznaczyć ten dzień w kalendarzu jako pechowy.
- Hej! Czy mi się tylko zdaje, czy też ja ci właśnie bezinteresownie pomagam zatrzymać mieszkanie?
- Ty? Nie. Ty mi jak dotąd tylko komplikujesz życie.
Artur nie sądził, że kiedyś to odkryje, ale jego jeszcze niedawno urocza Haruka nagle okazała się niewdzięcznym, opryskliwym bucem rodzaju męskiego, z gatunku tych, od których trzymał się z daleka.
Wyminął Harukę i wrócił do dziennego pokoju. Tamotsu spojrzał na nich pytająco.
- Przepraszam pana, że to tak długo trwało. Nie mogliśmy czegoś uzgodnić.
- Nic się nie stało. Mam nadzieję, że wszystko w porządku?
- Jak najbardziej. Zastanawiałem się tylko czy zostanie to źle odebrane jeśli wspomnę, że Shiga- kun idzie ze mną i przyjaciółmi na karaoke. Impreza ma się odbyć za tydzień. Daję gwarancję, że przyjdą sami porządni ludzie. Zamierzamy świętować początek wakacji.
Na twarzy Tamotsu pojawił się pełen wyrozumiałości uśmiech.
- Jeśli z tej waszej wesołej imprezy dostanę fajne zdjęcia, nie mam nic przeciwko.
Haruka stanął sztywno obok Artura i mimo że na siebie nie patrzeli, niemal wyczuwał jego nastrój.
- Widzisz Shiga? Dopiero teraz możesz powiedzieć, że komplikuję ci życie - wyszeptał mu do ucha.
cdn