Rozdział 26: Wszystkie "ja" i jedno "on"
Filip wyszedł. Nie obejrzał się nawet na Macieja, tylko od razu ruszył szybkim krokiem w stronę drzwi. Cały drżał. Nie, on wręcz trząsł się, nie mogąc nawet nad tym zapanować. Prawie potykał się o własne nogi, a gdy wybiegł na ciepłe, poranne powietrze, miał wrażenie, że zaczyna brakować mu tchu. Przystanął na moment, aby odetchnąć głębiej. Nawet tego jednak nie potrafił zrobić w stanie tak ogromnego wzburzenia.
- Filip?
Zacisnął zęby, zamykając na moment oczy i próbując odgonić od siebie wszystkie natrętne myśli. Nie chciał mu się taki pokazywać, nie chciał, aby ktokolwiek oglądał go w tak niestabilnym stanie.
- Spierdalaj - warknął, nie potrafiąc zapanować nad swoim zdławionym głosem. - Odpierdol się ode mnie! - krzyknął, odwracając się do niego przodem. Zatroskany wyraz twarzy Macieja doprowadził go do tylko większej furii. - To wszystko twoja wina. - Pchnął go mocno, powstrzymując się przed uderzeniem, mimo że miał ogromną ochotę wbić pięść w tę idealną, zdrową, cholernie przystojną facjatę. - Odpierdol się ode mnie raz na zawsze - dodał jeszcze, już z mniejszą mocą, czując, jak w gardle narasta mu szloch. Jak lepka gula osiada w przełyku, a oczy palą od powstrzymywanego płaczu. Odwrócił się z zamiarem szybkiego odejścia. Nie zwrócił uwagi na pracownicę przychodni, która zaalarmowana odgłosami wyjrzała na zewnątrz. Po prostu ruszył pospiesznym krokiem, chcąc uciec. Nie wiedział jednak gdzie i w jaki sposób, bo uciec można od innych, ale nie od siebie.
- Zaczekaj, do cholery!
- Czego nie rozumiesz w "odpierdol się"? - Nie obejrzał się za siebie. W jednej chwili wszystko go przerosło, jakby i tak nie miał już popieprzonego życia. Po raz pierwszy naprawdę miał dość. Czuł się tak rozdarty jak jeszcze nigdy. Jakby nagle znalazł się w koszmarze, tyle że z koszmaru zawsze można się wybudzić; to była rzeczywistość.
Uścisk na ramieniu i mocne pociągnięcie w tył. Znajomy zapach wody po goleniu oraz ramiona obejmujące go w kojący sposób.
- Spokojnie - powiedział Maciej z ustami tuż przy jego uchu i tyle wystarczyło, żeby tama w Filipie puściła. Wszystko nagle runęło, przytłoczyło go ze zdwojoną siłą, a on poczuł się jak mały, zagubiony i, co najważniejsze, bezbronny chłopak stawiający czoła czemuś, czego nawet nie znał.
Rozpłakał się. Jedyne, co zrobił, żeby nie być w tym aż tak oczywistym, to zakrył twarz dłońmi, próbując w ten sposób odciąć się od świata. Zniknąć na moment; wyłączyć się i przestać istnieć. Pozwolił Maciejowi objąć się ramionami, nic jednak nie zrobił, żeby jakoś na to odpowiedzieć. Nie interesowało go nic, co działo się dookoła, wszystko nagle przestało mieć znaczenie.
- Ten wynik to nic ostatecznego - usłyszał cichy głos Macieja. Wyszyński ani na chwilę się od niego nie odsunął. Wciąż go przytulał, usiłując grać tego bardziej opanowanego i myślącego trzeźwo. Bo ktoś przecież musiał. - Musisz tam wrócić i...
W jednej chwili Filip odepchnął go od siebie, a Maciej omal nie runął na chodnik, nieprzygotowany na tak gwałtowny ruch. Popatrzył z zaszokowaniem na wykrzywioną w złości twarz Wilczyńskiego, a nieprzyjemne uczucie osiadło mu w klatce piersiowej. Zacisnęło się na jego płucach, zgniatało żebra i utrudniało oddech.
Filip się bał.
Nie tak jak wtedy, gdy zagrażał mu Pacuła. Nie, kiedy przyszedł do Macieja i czekał całą noc na klatce schodowej. Teraz to był zupełnie inny rodzaj strachu - wypełniony gniewem oraz bezsilnością. Strach przed nieznanym.
- W dupie mam już te badania - prychnął tylko i odwrócił się, a Maciej wiedział, że jeżeli teraz czegoś nie zrobi, Filip ucieknie. Nie powtórzy badań, wyprze z pamięci to, co dzisiaj się stało, ale co najważniejsze - wyprze również Macieja. Filip był typem osoby, która czasem wolała zapomnieć i udawać, że problemu nie ma. A niestety, Maciej stanowił spoiwo łączące go z tym problemem.
- Możesz chociaż raz podejść do czegoś jak facet? - zapytał, nim Filip zdążył odejść. - Tak ciężko powtórzyć badania? - warknął, zakładając ręce na piersi. - Całe życie będziesz uciekać? - Jego ton głosu był ostry, sam już nie wiedział, czy nie przesadził. Kiedy jednak dostrzegł na twarzy Filipa wahanie, poczuł się usprawiedliwiony. - Pobiorą ci krew i wracamy do domu, okej? - zapytał już łagodniej, sam będąc tak rozdarty jak jeszcze nigdy wcześniej. Po raz pierwszy w życiu musiał zapanować nad swoimi emocjami i dać komuś oparcie. Nie wiedział tylko, czy sobie poradzi. Czy nie da Filipowi zbyt dużej nadziei, a później go nie zostawi.
Ludzie lubią uciekać. Łukasz uciekł. Filip chce uciec. Dlaczego Maciej w przyszłości miałby nie zrobić tego samego?
- Do domu?
Wyszyński uśmiechnął się tylko lekko i złapał Filipa za dłoń. Nie odpowiedział, pociągnął go jedynie z powrotem do przychodni.
***
- Muszę jechać do pracy.
Filip popatrzył na Macieja zdezorientowanym wzrokiem. Dopiero po chwili zrozumiał sens jego słów. Kiwnął głową, nie mając sił, żeby cokolwiek odpowiedzieć.
- Wrócę trochę szybciej, jeśli chcesz - dodał jeszcze, będąc taki jakiś... inny. Denerwował się? Przejmował?
- Nie. Okej, dam przecież radę - mruknął, wymuszając uśmiech. - Nie musisz aż tak nade mną skakać - spróbował wysilić się na jakiś żart albo przynajmniej kąśliwy komentarz, ale nie bardzo mu to dzisiaj wychodziło.
Ten dzień był do dupy, po prostu.
- Chcesz coś na obiad? - zapytał jeszcze Maciej, wychodząc do przedpokoju. Filip wstał powoli z łóżka, żeby zatrzymać się w progu sypialni.
- Cokolwiek - odpowiedział, przyglądając się szybkim ruchom Wyszyńskiego. - Wyglądasz strasznie - dodał po chwili kontemplowania Maciejowych cieni pod oczami.
- Może gdybyś nie ściągnął na noc pasożyta, to wyglądałbym bardziej kwitnąco - mruknął, zawiązując szybko swoje eleganckie, skórzane buty. - Ale spokojnie, pani Monika i tak będzie zachwycona.
- Monika? - Filip popatrzył na Macieja z uniesionymi brwiami.
- Recepcjonistka.
- Całe szczęście, że jesteś gejem - odparł zaraz Filip, ani myśląc dać się Maciejowi sprowokować. Może gdyby w grę wchodził jakiś recepcjonista, Wyszyński osiągnąłby swój cel i Filip byłby - ale tylko trochę! - zazdrosny.
- Taki pewny? - odparował zaraz Maciej i mimo że naprawdę się spieszył, postanowił pociągnąć to dalej.
- Nawet bardzo pewny. Nie wiedziałbyś, co zrobić z dwiema dziurami. - Przewrócił oczami, na co Wyszyński tylko parsknął śmiechem, żeby zaraz przyciągnąć Filipa i pocałować go krótko.
- Dobrze, że wiem, co zrobić z jedną.
- Idź już - prychnął Filip, odpychając go od siebie lekko. - Ktoś w końcu musi na mnie i na Ciapka zarobić.
- Nie za pewnie się przypadkiem tutaj czujesz? - Złapał za aktówkę, wyraźnie ociągając się z wyjściem. Wolał się nad tym za bardzo nie zastanawiać, ale przerażało go zostawienie Filipa w takim stanie samego. Z drugiej strony chciał wreszcie odpocząć od wszystkich problemów, zyskać chwilę bez Wilczyńskiego i jego widma HIV.
- Prawie tu przecież mieszkam, co nie? - Uśmiechnął się szeroko, na co Maciej odpowiedział mu już mniej wylewnym uśmiechem.
Gdy zamknęły się za nim drzwi mieszkania, a później windy, odetchnął. Przerwa od Filipa dobrze mu zrobi. Koniecznie musi opanować szalejące w głowie myśli i zastanowić się, co dalej.
***
Mieszkanie Macieja wydało mu się nagle dziwnie puste. I duże. Nieprzyjemnie ciche i bezosobowe; jakieś takie przytłaczające. Był zmęczony, ale nawet po zaciągnięciu rolet, włączeniu klimatyzatora i zakopaniu się w pościeli, sen nie przychodził. Kręcił się z boku na bok, wyłapując każdy najmniejszy dźwięk. Jakieś dzieci biegające na zewnątrz, przejeżdżające samochody, odgłosy muzyki dobiegające z apartamentu wyżej - to wszystko zbiło się w jedną irytującą papkę, drażniącą i uniemożliwiającą zaśnięcie. Wwiercającą się do umysłu oraz zakotwiczającą się tak, że nawet puszczenie spokojnej muzyki z telefonu w żaden sposób nie pomogło.
- Cholera - warknął Filip, podnosząc się. Ciapek popatrzył na niego z paneli i zamachał ogonem, nie rozumiejąc rozterek Wilczyńskiego. - Czasem dobrze jest być psem, hm? - zapytał samego siebie, wyciągając rękę. Pies wychylił się do niej, żeby zaraz naznaczyć skórę Filipa swoją lepką śliną.
Wilczyński wiedział już, że jeszcze kilka chwil dłużej w tym mieszkaniu i zwariuje. Wstał z łóżka, zerkając jeszcze na dodatkowy komplet kluczy, jaki dostał od Macieja.
Uśmiechnął się krzywo pod nosem.
Jeżeli wyniki drugiego badania wyjdą pozytywne, nie miał najmniejszych wątpliwości, że Maciej go zostawi. On prawdopodobnie właśnie tak by zrobił - trwanie z kimś zarażonym zahaczało przecież o masochizm. Nie przemawiały do niego żadne zapewnienia co do życia z HIV; w jego prostym rozumieniu seropozytywność oznaczała śmierć. Jakąkolwiek - seksualną, towarzyską, czy wreszcie tę dosłowną.
Wyszedł do przedpokoju i zatrzymał się jeszcze tam na chwilę. Widok rozchodzonych trampek przy drogich butach Macieja był aż nazbyt wymowny. Po prostu nie pasował.
Nie zastanawiając się dłużej, ubrał się szybko i już nie oglądając się na nic - a w szczególności nie na patrzącego smutno Ciapka - wyszedł z apartamentu. Zakluczył go tak, jak zawsze robił to Maciej; na dwa spusty: jeden u góry, drugi na dole. Popatrzył jeszcze na złotą cyfrę kontrastującą z ciemnym kolorem drzwi, żeby zaraz ruszyć na drugą stronę korytarza, w stronę mieszkania Mai. Wcisnął dzwonek. Raz. Drugi.
- Idę, no! Idę - dobiegło go z mieszkania. Zatupał nerwowo nogą i zerknął na wyświetlacz telefonu; dziewiątka przeskoczyła na zero, informując go, że była równa piętnasta. Jeżeli więc chciał jeszcze zakończyć dzisiaj kilka spraw, musiał się pospieszyć.
Kilka sekund później usłyszał zgrzyt zamka. Maja stanęła w progu, trzymając w objęciach zaczerwienionego na twarzy Romka. Jak zwykle w oczach dziecka pobłyskiwały szatańskie iskierki, podpowiadając Filipowi, że chwilę temu Maja odbyła z synem sporą przeprawę.
- Oddaj mu to - powiedział, wciskając siostrze klucze.
- Co? Komu? - Patrzyła na brata zdziwiona, a Romek wyciągnął w stronę Filipa swoją małą, obślinioną piąstkę, żeby po chwili wcisnąć ją we włosy Mai.
- Maciejowi, temu spod czternastki - mruknął i zaraz się odwrócił. Mówiła coś jeszcze, ale on już dopadł schodów i zbiegł szybko po nich. Nie chciał żadnych zbędnych pytań, a te z pewnością by się pojawiły.
Wyszyński wszystko doskonale przewidział - Filip uciekał.
***
Wsunął rękę do kieszeni i wziął głęboki oddech. Palcami wymacał drewnianą rączkę; zacisnął na niej palce, jakby od tego zależało jego dalsze życie i niestety za bardzo się nie mylił. Teraz tylko musiał jeszcze trafić na dobry moment - zdecydowanie był on gwarancją powodzenia; zbyt wiele od niego zależało, żeby mógł zostawić wszystko intuicji.
- Nie, spoko - usłyszał niski, trochę ochrypły głos roznoszący się echem po starej klatce schodowej. - Luz, Łysy, ogarnie się. - Wyjrzał zza wnęki, w której sterczał już jakieś kilkanaście minut i popatrzył na odwróconą do niego plecami sylwetkę. Przełknął ślinę, wyciągając to, co miał w kieszeni; jeszcze mocniej zacisnął na przedmiocie swoją spoconą z nerwów dłoń. Nieświadomy niczego Pacuła stał parę metrów dalej, rozmawiając przez telefon. Przeszukiwał kieszenie swoich spodni, a gdy wreszcie wyciągnął klucze, zakończył rozmowę krótkim "no to elo" i zaczął odryglowywać drzwi. Filip wiedział, że albo zareaguje teraz, albo nigdy - drugiej tak dobrej okazji już nie dostanie.
Starając się być cicho, podszedł do Błażeja i doskonale zdając sobie sprawę z dysproporcji siłowych, przycisnął nóż do szyi Pacuły, popychając go jednocześnie twarzą do ściany. Nie zapomniał też o szybkim wykręceniu mu ręki - o ironio, właśnie tego nauczył go kiedyś Błażej.
- Odpierdol się od Andrzeja, słyszysz? - syknął Pacule do ucha, dociskając mocniej nóż do jego szyi, aby Błażej przypadkiem nie zapomniał o jego obecności. W równym starciu Filip miałby raczej marne szanse na zagrożenie Pacule, ale kto by się przejmował zasadami gry fair play? W szczególności, że sam Pacuła też raczej ich nie przestrzegał. - Jeszcze raz coś zrób któremuś z moich braci, to obiecuję: nie będę się już wahać i zarżnę. - Wbił mu palce w nadgarstek, starając się nie myśleć o jego masywności. Wolał też nie wyobrażać sobie, jak zabawnie musieli wyglądać z boku - Pacuła, ten zwalisty i dwa razy większy od Filipa, przyciskany do ściany przez jakieś chuchro mierzące metr siedemdziesiąt w kapeluszu i ważące ledwo ponad pięćdziesiąt kilogramów.
Błażej, gdy już zorientował się w sytuacji, roześmiał się gardłowo, nie usiłując jednak zmienić swojej pozycji. Pozwalał Filipowi dalej wykręcać swoją rękę i dociskać nóż do szyi.
- Jak zawsze narwany - zakpił Pacuła, lekko sepleniąc przez policzek przyduszony do ściany. - Strasznie mnie to w tobie jara.
Filip prawie zazgrzytał zębami ze złości, dobrze wiedząc, że Błażej nic sobie nie robił z jego gróźb. Jak więc inaczej mógłby przemówić Pacule do rozumu, żeby wreszcie dał mu święty spokój?
- Ja bym tak nie żartował z nożem przy szyi - powiedział, a jego ręka aż zadrżała. Przez moment miał wrażenie, że jeszcze trochę i przestanie się wahać; naprawdę poderżnie mu gardło.
- Nie masz jaj - znów zadrwił.
- Chcesz się przekonać? - zapytał, usiłując zachować stanowczy tembr głosu. I mimo że w głowie zapanował mu totalny chaos, a on powoli zaczynał wątpić w swój jakże genialny (genialny godzinę temu) plan, nie chciał dać tego po sobie poznać. Błażej jednak z pewnością to wyczuł, nie pierwszy raz miał do czynienia z kimś, kto usiłował go zastraszyć. Filip, chociaż na co dzień chodził z wysoko zadartą brodą i reagował na każdą najmniejszą zaczepkę - w tych tematach był zaledwie mało znaczącą płotką. Nawet jeśli miał do czynienia z ludźmi pokroju Pacuły, obracał się w tym towarzystwie i znał rządzące nim prawa, to i tak nie stanowił najmniejszego zagrożenia.
Błażej się roześmiał. Po klatce schodowej rozniósł się ochrypły, rozbawiony rechot, przez który Filip na chwilę stracił swój rezon. Ku jego nieszczęściu, Pacuła od razu wyczuł moment i wykorzystując swoją siłę (a trochę jej jednak miał), zgrabnie wydostał się z Filipowego uścisku. Nim Wilczyński zdążył jakkolwiek zareagować, ich role już się odwróciły - teraz to on był przyciskany przez Błażeja do ściany, tyle że plecami. Miał więc idealny widok na lekko zaczerwienioną twarz swojego oprawcy.
- Jesteś małą kurwą, wiesz? - zapytał Pacuła, łapiąc Filipa za nadgarstek i ściskając go z całej siły, przez co nie mógł dłużej utrzymać w dłoni noża. Przedmiot upadł na betonową posadzkę z metalicznym brzdękiem. - Zakpiłeś sobie ze mnie - dodał, pochylając się do Wilczyńskiego i owiewając jego twarz nieświeżym, kwaśnym oddechem. Tętno Filipa momentalnie podskoczyło. Patrzył na Błażeja szeroko otwartymi oczami, doskonale zdając sobie sprawę, w jak patowej sytuacji się znalazł. A przecież nie tak to miało wszystko wyglądać! Miał raz na zawsze zakończyć sprawę z Pacułą. - Oby ten skurwiel był tego warty. Dużego ma chociaż? - zapytał, łapiąc nagle Filipa za szyję i zaciskając na niej mocno dłoń. Filip w odpowiedzi zakasłał, czując jak zaczynają szklić mu się oczy.
Jak często to jeszcze będzie się powtarzać? I czy w ogóle kiedykolwiek się skończy?
- Mam HIV - wychrypiał w pewnej chwili, a po kilku sekundach wiedział już, że to bardzo dobre posunięcie. Uścisk na szyi odrobinę zelżał.
- Co?
- Mam HIV - powtórzył, patrząc na Błażeja ostro. - Robiłem badania. Mam HIV - dodał po raz trzeci, żeby Błażej wreszcie zrozumiał. Nic nie wspomniał o tym, że musi poczekać na wyniki drugich badań. Na tę chwilę to naprawdę nie miało znaczenia.
Gdy Błażej puścił go, a nawet zrobił krok w tył, wiedział, że wygrał.
- HIV? To to, na co się umiera? - Wilku z trudem opanował kpiący uśmieszek, który aż cisnął mu się na usta. Cały Pacuła.
- Tak - odparł i kiwnął głową. - A skoro ja mam, to ty pewnie też - dodał, z dziką satysfakcją przyglądając się grymasowi strachu wykrzywiającym twarz Błażeja. Nie miał zamiaru czekać, aż Pacuła przetrawi tę informację i zareaguje tak jak zawsze - agresją. Wtedy Filip mógłby nie wyjść z tego żywo. Czym prędzej puścił się do wyjścia i gdy był już na tyle daleko, żeby odetchnąć, zdał sobie sprawę, jak bardzo go Błażej przerażał.
I jak bardzo był bezsilny - nie tylko wobec Pacuły. Miał teraz więcej równie istotnych problemów, których nie potrafił rozwiązać.
***
Wszedł do mieszkania i już od progu powitały go stęsknione oczy psa, jego merdający w szale ogon oraz zwisający z pyska język. Gdy zwierzę przygotowało się do skoku, niezainteresowany Maciej odepchnął je jedynie nogą. Co za dużo czułości, to jednak niezdrowo.
- Filip? - zawołał, stawiając na podłodze swoją teczkę wraz z workiem wypełnionym chińskim jedzeniem w styropianowych pojemnikach. - Kupiłem obiad. Nie wiedziałem, co lubisz, więc... - Już się nachylał, żeby rozwiązać buty, kiedy zauważył jeden mały, ale dość istotny szczegół - brak sponiewieranych Filipowych trampek. - Jesteś? - spróbował jeszcze raz, podnosząc się szybko i zaglądając pospiesznie do salonu, a później do sypialni. Nie zastał nikogo, jedynie rozkopane łóżko z niedbale rzuconą na nim koszulką, którą Filip (oczywiście bez pytania) zabrał Maciejowi i którą nosił w mieszkaniu.
Nieprzyjemne uczucie rozlało się w piersi Macieja, kiedy jeszcze dla pewności zajrzał do kuchni, ale i tam powitały go jedynie umyte naczynia w zlewie i niedopita herbata na stole. Jedyne dowody, że w tym mieszkaniu faktycznie ktoś przebywał.
- Cholera - przeklął, sam nie wiedząc, dlaczego czuł się tak rozczarowany. Czego oczekiwał? Że wróci do mieszkania i powita go Filip w rozciągniętej koszulce, z tą swoją szopą nieogarniętych włosów na głowie i że zamiast zwykłego "hej" czy "cześć" usłyszy jakiś niewybredny przytyk? Tak to sobie wszystko wyobrażał? Z dwanaście lat młodszym, zarozumiałym smarkaczem?
Zerknął jeszcze na telefon, jakby oczekiwał tam jakiejś wiadomości. Krótkiej informacji, wyjaśniającej, że Filip pojechał do domu - w końcu miał też rodzinę, na której przecież mu zależało.
Jednak Maciej miał nieprzyjemne przeczucie, że to wcale nie o rodzinę Filipa chodziło. Kiedy jednak w mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk pukania do drzwi, a on poszedł żeby otworzyć i zobaczył siostrę Filipa, był już niemal przekonany, że wcale się nie mylił.
Kundle czasem uciekają.
- Kazał mi to przekazać. - Podała mu klucze. Popatrzył na nie, a irytujące przeczucie, że Filip mógł właśnie robić coś nie do końca mądrego, wcale go nie opuściło.
- Powiedział, gdzie idzie?
- Nie, nic. Dzwoniłam, ale nie odbiera - powiedziała dziewczyna, krzywiąc się w podobny sposób, co jej młodszy brat. Czy wszyscy Wilczyńscy byli do siebie tak podobni?
- Jasne, dzięki.
Oczywiście próbował się do niego dodzwonić. Przełykając swoją dumę, wysłał mu nawet jednego SMS-a z pytaniem, gdzie się podziewa. Nie dostał jednak żadnej wiadomości zwrotnej, a w okolicach godziny dwudziestej drugiej telefon Filipa w żaden sposób już nie odpowiadał. Albo go więc wyłączył, albo mu się rozładował, albo...
Błażej?
Sapnął ciężko, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Bał się o tego przeklętego szczyla. Przestał już nawet wmawiać sobie, że było inaczej. W jednej chwili zebrało się tyle problemów, że nawet on mógłby nie dać im rady, co tu dopiero mówić o takim gówniarzu jak Filip. To mogło go przerosnąć, nic więc dziwnego, że dał nogi. Ucieczka czasem jest najlepszą metodą, a Filip, który wolał zapominać i wmawiać sobie, że problem nie istnieje, to przecież nic nadzwyczajnego. Nawet Maciej będąc nastolatkiem, często przyjmował taką postawę obronną i odcinał się od świata.
Podniósł się nagle.
Oczywiście, jak mógł być taki głupi? Przecież to logiczne, że Filip, który chce zapomnieć, ucieknie w używki.
W jednej chwili stał w salonie, a w drugiej już ubierał buty. Nim wyszedł z mieszkania, zerknął jeszcze na zegarek; zbliżała się północ.
***
Heaven jak to Heaven - wakacje miały to do siebie, że obojętnie w jaki dzień tygodnia by nie był, ciągle coś się działo. Mniejsze bądź większe imprezy, ale zawsze lał się alkohol, a z głośników płynęła imprezowa muzyka. Tak było też teraz; jako że młodzież cieszyła się właśnie ostatnimi dniami lata, właściciele Heaven nie narzekali na brak ludzi. Po dwunastej zabawa trwała w najlepsze, na parkiecie tańczyło kilkanaście osób, inni okupowali bar bądź stoliki. Minął ochroniarza i zamkniętą o tej porze roku szatnię, rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu znajomej twarzy. Jakiś chłopak, młody (chyba nawet młodszy od Filipa), uśmiechnął się do niego, ale Maciej całkowicie go zignorował. Nie przyszedł tutaj na znalezienie zastępstwa. Chodziło mu tylko o jedną osobę i jeżeli jej tu nie było... miał nadzieję, że chociaż ten jeden raz nie był w to wplątany Błażej.
Pieprzyć już wyniki badań; chciał dorwać Filipa i upewnić się, że jedyne, co mu jutro będzie dolegać, to ogromny kac, a nie wizyta na OIOM-ie po spotkaniu z Pacułą. Przeszedł więc przez parkiet, mając nadzieję, że może tam zaplątał się Filip, niestety, nigdzie go nie dojrzał. Zaczął się poważnie denerwować, bo co, jeśli dzieciak leżał teraz gdzieś, nie mogąc się nawet ruszyć? Przełknął ciężko ślinę, zerkając na telefon jakby z nadzieją, że przez ostatnie kilka minut dostał jakąś wiadomość. Nic. Smartfon milczał.
I wtedy ktoś na niego wpadł. Poczuł wilgoć spływającą mu po plecach, a materiał koszuli szybko zaczął kleić mu się do ciała.
- Kurwa mać - zaklął Maciej i obrócił się przodem do winowajcy. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle rozpoznał ściągnięte w charakterystycznym grymasie brwi i całą masę kolczyków na twarzy. Uśmiechnął się lekko pod nosem, momentalnie zapominając o drinku, który właśnie wsiąkał mu także w spodnie.
- Maciej - powiedział Aleks, jego były, ale dość mocno zapadający w pamięci kochanek. Popatrzył na Wyszyńskiego nieco zaskoczony. Jakby nie dopuszczał do siebie myśli, że mogli się spotkać w jedynym gejowskim klubie, jaki mieli do dyspozycji. Cóż, Maciej nigdy nie uważał Aleksandra za kogoś bystrego.
- Hej - rzucił, nie mając jednak ani czasu, ani chęci na rozmowę. Gdyby wpadli na siebie w odrobinę innych okolicznościach, może wtedy nawet zaproponowałby Białeckiemu jakiś alkohol.
- Sorry, nie widziałem cię. Zagapiłem się - mruknął, odwracając wzrok i wyraźnie nie czując się komfortowo, spotykając się z Maciejem po ponad pół roku od zakończenia ich "związku" (o ile w ogóle tak można to nazwać; Wyszyński zwyczajnie dobrze się z Aleksem bawił).
- Jasne - odparł krótko Maciej, wciskając ręce w kieszenie spodni. - Sam? Rozstałeś się już z tą swoją ciotką? Jak jej było...? Janek?
Aleks skrzywił się niechętnie.
- Nie, nie rozstaliśmy się - odpowiedział, posyłając Maciejowi pełne politowania spojrzenie. - Za to ty ciągle sam, hm? Co tydzień inna dupa? Żałosne - Wyszyński popatrzył na Aleksa, nie spodziewając się takiego ataku. I chociaż jeszcze niedawno w ogóle by się nim nie przejął, a jedynie zbył Aleksa jakimś komentarzem - bo faktycznie żył w ten sposób i całkiem ten tryb lubił - to teraz rzeczywiście wydawało mu się to odrobinę żałosne. - W sumie nawet jest mi ciebie żal.
- Czemu niby...? - zapytał, posyłając Aleksowi kpiący uśmieszek. - Spokojnie, jeszcze tak nisko nie upadłem, żeby... - przerwał. Wpatrzył się w punkt za Aleksem, a raczej w osobę stojącą kilkanaście metrów dalej. Wyraźnie pijaną i przymilającą się do jakiegoś faceta.
Maciej poczuł nagle, jak zalewa go fala złości. Jak coś nieprzyjemnie gorącego rozpiera go od środka, utrudnia oddech i odbiera możliwość logicznego myślenia. Nie przejmując się już Aleksem, wyminął go szybko. Białecki popatrzył na niego zaskoczony, a Maciej puszczając w niepamięć rozlanego na sobie drinka i niezbyt fortunną wymianę zdań, pognał do przodu. Przeciskał się przez ludzi, którzy nagle postanowili stanąć mu na drodze. Raczej nie przejmował się, kiedy kogoś zbyt brutalnie odepchnął.
O wiele starszy (gdzie ten cholerny Filip miał oczy?!) mężczyzna mówił coś Wilczyńskiemu na ucho, żeby zaraz pociągnąć go w stronę darkroomu. Filip, nawet przez chwilę się nie opierając, dał mu się poprowadzić. Maciej aż przeklął wściekle, kiedy obaj zniknęli mu sprzed oczu za płachtą oddzielającą grzeczniejszą część Heaven od miejsca, w którym Maciej z pewnością nie chciał widzieć Filipa. No chyba że z nim, ale na pewno nie z jakimś starym facetem.
Nie myśląc już wiele, ruszył za nimi. W jednej chwili znalazł się w jakby kompletnie innej rzeczywistości. Odgłosy muzyki dobiegały tu stłumione, ogarnęła go nieprzyjemna duchota, stanowiąca mieszankę potu i specyficznego zapachu męskiego seksu. Ktoś się o niego otarł, a po chwili nawet złapał za ramię, próbując wciągnąć do zabawy, ale w żaden sposób się tym nie zainteresował.
Musiał go znaleźć. Nie wyobrażał sobie nawet, żeby Filip zrobił coś z tamtym facetem. Z kimkolwiek. Na samą myśl jego umysł ponownie ogarnęła złość. Rozejrzał się dookoła. W ciemnościach niełatwo cokolwiek dostrzec. Niebieskie lampy LED-owe zawieszone przy suficie oświetlały jedynie zarysy sylwetek. Całe szczęście było ich tu niewiele i chyba tylko dzięki temu dojrzał Filipa. Klęczał. Nietrudno się domyśleć, co takiego właśnie robił w tej pozycji.
Maciej wyrwał się do przodu i przez moment znów poczuł się jak kąpany w gorącej wodzie nastolatek, najpierw robiący - później myślący. Złapał Filipa za włosy, brutalnie odciągając go od mężczyzny, żeby po chwili zamachnąć się i tak po prostu przyłożyć nieznajomemu.
- Co ty?! Kurwa... Maciej?
- Wychodzimy - warknął tylko, cały aż drżąc z niekontrolowanych emocji. Nie oglądając się za siebie, pociągnął pijanego Filipa najpierw do wyjścia z darkroomu, a później z klubu. Wilczyński, chyba zbyt zaskoczony, potulnie dał się poprowadzić. Dopiero gdy uderzyło w niego chłodne powietrze, zaczął do niego docierać sens sytuacji.
- Puszczaj! - Szarpnął się. Maciej, wciąż nabuzowany, popatrzył na Filipa ostro. Tak, jak chyba jeszcze nigdy, i nawet pijany umysł Wilczyńskiego był w stanie to wyłapać.
- I tak to masz zamiar rozwiązać? - warknął. - Pieprząc się z kim popadnie? Na pewno w czymś ci to pomoże. - Jego dłoń niekontrolowanie zacisnęła się mocniej na szczupłym ramieniu Filipa. Ten jednak ani przez chwilę nie poczuł bólu, dopiero juro dojrzy pokaźnego siniaka odcinającego się całą gamą kolorów na tle jasnej skóry.
- Po co to wszystko? - zapytał w odpowiedzi Filip i znów spróbował się wyrwać. Był jednak zbyt pijany, żeby walczyć teraz z Maciejem. - Po co tu przyjechałeś?! - podniósł głos, w którym wyraźnie pobrzmiewały nuty desperacji. - Po co się mną w ogóle interesujesz? Przecież znajdziesz sobie innego, lepszego, bez tego pierdolonego świństwa!
Maciej nie wytrzymał. Przyciągnął go do siebie i pocałował mocno, przelewając w to wszystko, co aktualnie go dręczyło. Całą mieszankę emocji; od strachu o Filipa, po te przyjemniejsze odczucia, znacznie cieplejsze i sprawiające, że po prostu chciał Wilczyńskiego blisko siebie.
Nie wiedział, jak to będzie wyglądać w praktyce. Nie stworzą szczęśliwej tęczowej rodziny, bo po prostu się do tego nie nadają. Możliwe nawet, że za chwilę ich drogi się rozejdą. Filip znów ucieknie. Albo tym razem zrobi to Maciej; jedno było pewne - któryś na pewno coś zepsuje. Nie myślał o tym jednak, bo tak było prościej. Na ten moment zwyczajnie nie chciał być sam.
I tak, był egoistą. Liczył się głównie jego komfort, który teraz wiązał się z Filipem. Nie zastanawiał się nad przyszłością, nad tym, czy przypadkiem nie daje Wilczyńskiemu fałszywych nadziei. Maciej myślał tylko o sobie. O swojej złości, kiedy zobaczył Filipa z innym mężczyzną, o swoim przyzwyczajeniu do obecności dzieciaka - a więc również o strachu wywołanym jego stratą. W tym wszystkim znajdowały się same "ja", ale czy Maciej był jedynym egoistą?
- Mam dość - usłyszał, kiedy już oderwali się od siebie, a Filip przylgnął do niego całym swoim ciałem. - Naprawdę mam dość. I w ogóle cię nie rozumiem - mówił pijacko, a Maciej uśmiechnął się pod nosem.
- Ja siebie też nie - odpowiedział, obejmując Filipa ramionami. - Jedziemy? - zapytał, a Wilczyński tylko pokiwał głową i dał się pociągnąć w stronę zaparkowanego ulicę dalej samochodu.
Kiedy znaleźli się już w aucie, a Filip zaległ na fotelu, czkając co chwilę pijacko i pachnąc jak wszystkie gorzelnie świata razem wzięte, Maciej zapatrzył się na jego zaczerwienioną od alkoholu twarz. Gdyby nie zależało mu na tym smarkaczu, wcale by go nie ciągnął po przychodniach i nie byłoby go tu teraz. Nie zdenerwowałby się widząc go z kimś obcym i nie bałby się o jego zdrowie.
Może więc w tych wszystkich "ja" znalazłoby się też miejsce dla "on"?