Granice. Cz. I
KittyKot.doc
Nigdy nie byłem w studiu BDSM. Najstraszniejsze rzeczy widziałem w "komnacie tortur" Yukiego, więc nie miałem pojęcia, czego się spodziewać. Ren mógł wymyślić wszystko. Oczywiście, że się denerwowałem. Wiem, sam chciałem sesję, ale moja pewność siebie malała z każdą sekundą. Zwłaszcza gdy byliśmy już na miejscu, a Ren prowadził mnie po schodach na górę. Budynek był dość niepozorny, taki zwyczajny, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Chodziło też o dyskrecję, nie chciałbym, żeby potem pisali, że Kot uprawia orgie BDSM. Wystarczyła mi wpadka z Tylerem. Mamusia była dość taktowna, ale rodzice Rena pewnie mieli przejebane. Poza tym o Kaienie i Senju też plotkowali, więc nie chciałem nawet myśleć o tym, co musiała przeżywać Kaczuszka. Jego matka podobno była niezłą zołzą, więc już mu współczułem.
- Denerwujesz się, skarbie? - spytał mój hot mąż, a ja pokręciłem głową.
- Nie.
- Nogi ci się trzęsą.
- Bzdury.
- Oczywiście.
Pieprzony sadysta.
Dziś rano, gdy jeszcze spał, zamknąłem się w łazience i dokładnie ogoliłem. Myślałem też o lewatywie, ale nie wiedziałem, jak się za to zabrać. Potem podziwiałem przed lustrem swoje piękne, zgrabne, gładkie łono i szczerzyłem się do swojego odbicia. Tak, wyglądałem dużo lepiej. Po wychudzonym, niespokojnym i płochliwym Kocie nie zostało ani śladu. Miałem też nadzieję, że współpraca z Kamieniem W Nosku wyjdzie mi na dobre. Może nawet pogadam z nim o ojcu? I o seksoholizmie?
Nie, cholera.
Ja nie byłem chory, byłem tylko napalony. Kurczę, każdy by był, mając takiego męża. Tydzień przed planowaną sesją omówiliśmy z Renem wszystkie szczegóły. Gdy wrócił z pracy, przygotowałem gorącą kąpiel z mnóstwem jego ulubionego olejku. Masowałem mu barki i ramiona i czułem, jaki był spięty. Mięśnie miał sztywne, ale na szczęście dość szybko zaczął się rozluźniać. Nie wykonywaliśmy żadnych niegodnych czynności, ale i tak czułem przyjemne ciepło w podbrzuszu. Lubiłem dotykać Rena, po prostu muskać i gładzić jego ciało. Tulić się, bawić włosami i wbijać paznokcie w skórę. Miał fajne części ciała.
Zapach olejku wżerał się w mózg, a ja czułem, jak zaczynam się powoli podniecać.
Ren denaturował moje białka.
Prostował zwoje mózgowe.
Prowokował wyrzut noradrenaliny.
BOŻE, UWIELBIAŁEM GO.
Potem siedzieliśmy na golasa na łóżku, piliśmy wino i omawialiśmy szczegóły sesji. Przygotował listę, a ja zacząłem panikować.
- Wiesz, czego nigdy nie zrobię, więc nie musisz pytać - powiedziałem, a on uśmiechnął się i zmrużył oczy.
- Wiem, ale wolę się upewnić. A nuż zmieniłeś zdanie, jak na przykład z fistingiem.
- Nie zmieniłem zdania na temat fistingu. Przeraża mnie i nie podnieca.
- Oczywiście.
- To był wyjątek. Ren, ja mówię poważnie - dodałem, bo zaczął się szczerzyć. - Miałem wtedy zaćmienie mózgu.
- Oczywiście.
- Igły nie, gówno nie, krew nie, szczanie do ust nie.
- Chodziło mi o bardziej przyziemne tabu. - Założył mi włosy za ucho, a ja wydąłem wargi, bo nie miałem pojęcia, o czym gada.
- To znaczy?
- Czy jest coś, czego nie lubisz, ale cię nie przeraża? - spytał, a ja zmarszczyłem brwi. - Oprócz klamerek, oczywiście.
- Musiałbym pomyśleć.
- Pomyśl - zamruczał i pogładził mnie po głowie.
- Na przykład... niezbyt lubię ostre lanie. Za pissingiem też nie przepadam. Boję się podwójnej, bo boli. No co? - prychnąłem, bo znowu zaczął się uśmiechać.
- Coś jeszcze?
- Panikuję, gdy mnie podduszasz. Nie lubię klamerek.
- Dużo tego. Coś jeszcze?
- Nie wiem, muszę pomyśleć. Dlaczego pytasz? Nie będziemy tego robić, prawda?
- Chcę, żebyś wybrał dwie rzeczy, których nie lubisz.
- Reeen.
- Proszę - szepnął i pocałował mnie lekko w nos.
Aż zamarłem, a potem zamrugałem i spojrzałem mu prosto w oczy.
- To nie tak, że ja się zmuszam ze względu na ciebie - powiedziałem, gdy pogładził mnie znowu po włosach.
- Mam nadzieję.
- Po prostu zawsze mi się wydaje, że tego nie chcę, ale gdy już coś robimy, to zaczynam się nakręcać i jakoś tak samo wychodzi. Wiesz, o czym mówię?
- Wiem. - Uśmiechnął się łagodnie.
- Dlatego czasem robię coś, czego zwykle nie robię. To nie tak, że to lubię.
- Oczywiście, to zaćmienie mózgu.
- Tak. Nie nabijaj się.
- Nie nabijam się.
- Lubię fajne sesje i przekraczanie własnych granic, ale chcę odczuwać przyjemność. A ty wiesz, jakie mam te granice wytrzymałości.
- Jest coś na tej liście, czego nie mógłbyś zrobić? - spytał, patrząc mi w oczy.
- Nie wiem - powiedziałem zgodnie z prawdą.
Ja nie lubiłem wielu rzeczy, a Ren nie lubił wanilii i popierdywania motylkami, więc musieliśmy szukać kompromisu. Zwykle oddawałem mu się bezgranicznie, ale ostatnio zacząłem trochę kozaczyć.
Naprawdę nie chciałem go zawieść, ale nie chciałem się też zmuszać. Wiedział, że nie jestem maso i nie kręci mnie ból sam w sobie. Potrzebowałem tej całej otoczki, zmysłowości, procesu szmacenia, podporządkowania się i uległości. Lubiłem czułe gesty, kontakt wzrokowy i różne fajne "dodatki" typu obroża, uszka czy stringi. Czułem się wtedy seksowny jak sto diabłów i uwielbiałem tę chcicę w oczach Rena. Nawet niepewność podniecała. Ufałem mu bezgranicznie i wiedziałem, że nigdy mnie nie skrzywdzi.
Po zakończeniu fascynującego procesu usuwania łoniaków zrobiłem sobie kawę i śniadanie, a potem zapaliłem porannego papierosa. Ren jeszcze spał, a ja chyba się trochę denerwowałem. Niby wiedziałem, co mnie czeka, ale mój Pan i Władca zawsze wprowadzał jakiś element zaskoczenia. Czasem sesji obawiałem się bardziej niż spotkań u Yukiego. Szkoda, że nie będzie więcej spotkań z Kaienem i Senju. Było fajnie.
Ren nie nabijał się ze mnie, nie robił aluzji, nawet o nic więcej nie pytał. Zachowywał się zupełnie normalnie. Wiedziałem jednak, że w studiu zmieni się w bezwzględnego domina.
- Denerwujesz się, skarbie? - spytał, gdy weszliśmy do środka.
- Nie - skłamałem.
- Nogi ci się trzęsą. - Wyszczerzył się, a ja fuknąłem.
- Bzdury.
Trzęsły mi się nie tylko nogi.
- Oczywiście.
Od razu poczułem zapach drewna, lakieru i skóry. Tak, w "komnacie tortur" Yukiego pachniało dokładnie tak samo. Pewnie przez to byłem spięty, ale jednocześnie dziwnie podekscytowany. Ciekawe, że prawie nie było tu żadnych czerwonych elementów wystroju, tylko czerń, fiolet i trochę chłodnych szarości. Nie było kiczu i krzykliwych kolorów, ale różnorodność "mebli", urządzeń i dziwnych przyrządów przerażała. No dokładnie tak samo, jak kiedyś u Yukiego. Haki, łańcuchy, fotele, klatka, krzyżak - matko, i Ren chciał to wszystko wypróbować?
- I jak? - spytał, a ja drgnąłem.
- Ładnie tu. Niestety, nie wiem, do czego służy większość sprzętu.
- Dowiesz się. - Uśmiechnął się, a ja poczułem, jak oblewa mnie zimny pot. - Spokojnie, nie ma się czego bać.
- Jasne.
Ren zapalił kilka świec i włączył muzykę, a ja spojrzałem w lustro. No, Kocie, NIE MA SIĘ CZEGO BAĆ.
Drgnąłem, gdy podał mi kieliszek wina. Naprawdę się postarał, bo zaplanował wszystko. Ja byłem niespokojny i czujny, ale jednocześnie podjarany. Chyba zawsze na początku się bałem.
- Denerwujesz się? - spytał.
Wino mi nie smakowało.
- Trochę - powiedziałem, a Ren usiadł w fotelu i przywołał mnie do siebie.
- Chodź. - Uśmiechnął się.
Podszedłem bliżej i usiadłem mu na kolanach.
- Co mogę zrobić, żebyś nie był spięty? - spytał łagodnym głosem.
- Obciągnąć mi?
Parsknął śmiechem, a ja wydąłem wargi. Fajnie, że był w dobrym nastroju, ale ja tu umierałem ze strachu.
- Wiesz, że nie musisz się bać. Będzie miło. - Pogładził mnie po włosach, a potem wziął obrożę.
Tę czarną, skórzaną, moją pierwszą prawdziwą obrożę. Drgnąłem i spojrzałem mu w oczy, a on uśmiechnął się miękko i nieco cwanie. Od razu poczułem, jak szybko wali mi serce.
Cieszył się. Drań.
Zakładał mi ją powoli i czule. Potem zdjął mi gumkę z włosów i pogładził po policzku.
- Rozbierz się - powiedział, muskając palcami moją szyję. - Powoli - dodał i spojrzał na mnie tak, że dostałem zawrotów głowy.
Czułem, jak schodzi ze mnie całe napięcie. Uwielbiałem grę wstępną, kochałem to narastające pożądanie i fale gorąca na całym ciele. To była jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, wiedziałem, że Ren też to uwielbiał. Droczenie się, flirt i podteksty. Czekanie i niepewność. Wszystko było zmysłowe do bólu. Dotyk lekki, wręcz delikatny, ale i tak drżałem z podekscytowania.
- Patrz mi w oczy - rozkazał, a ja kiwnąłem głową.
Stanąłem przed nim i bardzo powoli zdjąłem koszulkę, następnie spodnie.
- Uklęknij - powiedział, gdy zostałem w samych bokserkach.
Spełniłem polecenie, a on podszedł do mnie i pogładził po głowie. Dotykał delikatnie karku, masował ramiona, a następnie przeprowadził palcami wzdłuż kręgosłupa. Prawie jęknąłem, gdy zacisnął dłoń na moim pośladku. Na całym ciele miałem gęsią skórkę, bo uwielbiałem, gdy tak mnie nakręcał.
Matko, uwielbiałem.
Złapał mnie za brodę i spojrzał prosto w oczy. Na razie jednak nie byłem uległym, złamanym pieskiem. Uśmiechnąłem się, a Ren uderzył mnie lekko w policzek. Nie byłem zaskoczony, wręcz przeciwnie - podobało mi się. Spojrzałem na niego zadziornie, a on znów mnie uderzył.
- Zdejmij bokserki - powiedział i szarpnął mnie za włosy.
Syknąłem i zacisnąłem powieki.
O boże, tak.
Grzecznie spełniłem rozkaz, a potem zamarłem, bo kazał mi założyć pas do pończoch. Chyba męski, ze stringami. Ja byłem goły, a Ren miał na sobie koszulkę, spodnie i te fajne, skórzane buty, takie ciężkie i trochę glanowate. W ogóle wyglądał bosko, więc jarałem się jak dureń.
Ale Ren zawsze wyglądał bosko. Rozwalił się w fotelu, a ja biłem się z myślami. A gdyby go tak sprowokować?
Nie, nie warto.
Gdybym wiedział, że dostanę jakąś fajną karę, tobym sprowokował. Ale skąd miałem wiedzieć, że będzie fajna? A nuż włoży mi w tyłek nogę od krzesła? Albo przykuje do krzyżaka i będzie chłostać tak długo, aż zemdleję?
Nie, nie chciałem.
Westchnąłem i założyłem fikuśne wdzianko. Oj tam, co będę się buntować, wyglądałem zajebiście. Moje bułki na pewno zrobiły na nim wrażenie, bo kazał mi się odwrócić tyłem, a potem wypiąć. Czułem się trochę głupio, ale powtarzałem sobie w myślach, że jestem cholernie hot i Ren na mnie leci.
- Rozsuń nogi. Szerzej - powiedział.
Poruszyłem biodrami i wypełniłem polecenie. Czekałem na dalsze, ale nie doczekałem się. Ren milczał, więc przechyliłem głowę i zerknąłem na niego przez ramię. Nic nie robił, tylko siedział i lekko się uśmiechał. Pewnie już mnie gwałcił w myślach.
Nie lubiłem, gdy milczał, ale prawdopodobnie robił to celowo. No i udało mu się, bo zacząłem się denerwować.
- Coś nie tak? - spytał, a ja znowu wbiłem wzrok w podłogę.
- Nie, wszystko tak.
- Chcesz już zaczynać?
- To jeszcze nie zaczęliśmy?
Zaśmiał się, a ja poczułem, że oblewam się rumieńcem.
- Niecierpliwy jak zawsze - powiedział i podszedł do mnie. - Jak myślisz, może powinienem nauczyć cię pokory?
- Jestem pokorny.
- Och, czyżby? - Dotknął obroży, a potem wsunął mi palce we włosy.
- Tak, po prostu...
- Tak? - spytał rozbawionym głosem, a ja przełknąłem ślinę.
Zaschło mi w gardle.
- Powiedz, o co chodzi? - dodał po chwili, dalej bawiąc się moimi włosami.
- Po prostu czuję się niepewnie, gdy milczysz - szepnąłem i znów poczułem pulsowanie w skroniach.
- Nie słyszę.
- Czuję się niepewnie - wysapałem, a Ren szarpnął mnie za włosy.
- Bo?
- Bo milczysz.
- Milczę, bo mogę. Dlaczego czujesz się niepewnie?
- Bo... nie wiem, co zrobisz - powiedziałem zachrypniętym głosem, a potem chrząknąłem.
- Dlaczego sądzisz, że musisz wiedzieć? - spytał, masując moje ramiona.
Znowu dostałem gęsiej skórki i zadrżałem.
- Podoba ci się, gdy cię tak dotykam? - Uśmiechnął się, a ja wypiąłem się mocniej.
- Tak.
Spuściłem głowę, a włosy opadły na twarz. Ren ugniatał moje bułeczki, masował uda i zgięcia kolan, a ja sapałem i walczyłem z chcicą. Stringi wrzynały się w tyłek, a on bawił się sznurkiem i drażnił moje jądra. Sam zacząłem poruszać biodrami i nadstawiać się do pieszczot, ale od razu je przerwał.
Skurwiel.
- Chodź ze mną - powiedział, gładząc mnie policzku.
Chciałem wstać, ale położył mi dłoń na ramieniu.
Zrozumiałem.
Cholera.
Poszedłem za nim na czworakach i to wcale nie było hot. Czułem się jak pies, a przecież byłem Kotem. Ren przywiązał mnie do krzyżaka i cmoknął z zadowoleniem, a ja od razu zacząłem sobie wyobrażać najgorsze scenariusze. Owszem, miałem wybrać dwie rzeczy, których nie lubię, ale byłem pewien, że Ren mnie zaskoczy.
- Nie boli cię? - spytał, masując moje nadgarstki.
- Nie.
- Zaczynamy - powiedział i uniósł kącik ust. - Tak?
Kiwnąłem głową, a on pogładził mnie po włosach, a potem uderzył leciutko w policzek.
Jeden.
Klamerki.
Cholera.
Klamerki były pierwszą rzeczą, której nie lubiłem i która kręciła Rena. Gdy mi je zakładał, nasycał się lękiem w moich oczach. Najpierw tylko trącił palcem mój sutek, potem pomasował go i lekko ścisnął. Szarpnąłem się i wygiąłem w plecach.
- Co my tu mamy? - spytał, smyrając zewnętrzną stroną dłoni mojego prężącego się fiucika. - Mmh?
- Erekcję - powiedziałem, a Ren wyszczerzył się i znów mnie posmyrał.
Tak lekko i drażniąco, że chciało mi się wyć z rozpaczy.
- Czyli kręcą cię klamerki?
- Nie - zaprzeczyłem, a on dotknął mojego obojczyka.
- Nie? - Pomasował go opuszką palca.
Miał takie zniewalające spojrzenie, że chyba wpadałem w trans.
- Nie - szepnąłem i oblizałem wargi, a Ren założył mi klamerkę.
Tak po prostu.
Syknąłem i zacisnąłem zęby, ale ból nie był tak okropny, jak się spodziewałem.
Dziwne.
Założył drugą, a ja znów wygiąłem się w plecach.
- Faktycznie cię nie kręcą - rzucił z sarkazmem i odsunął się.
Fiut sterczał jak szalony.
- Chłosta też cię nie podnieca, prawda, Kocie? - spytał, biorąc szpicrutę, a ja od razu drgnąłem.
- Nie - powiedziałem, patrząc na niego błagalnie.
- Chcesz się przekonać?
Dwa.
Lanie.
To ta druga rzecz? Mogłem już odetchnąć z ulgą?
- Nie chcę - powiedziałem, patrząc Renowi prosto w oczy.
- Naprawdę? - Dalej się ze mną droczył.
- Tak. Proszę - szepnąłem, gdy podszedł bliżej. - Nie lubię.
- Wiem.
- Ren.
- Tak? - Zerknął na moje krocze.
- Mogę wybrać coś innego?
- Nie.
- Proszę - jęknąłem, gdy pogładził mnie po udzie.
- Nie.
No to przejebane.
- Wolałbyś dwa dilda? - spytał, macając moje pośladki.
- Nie jestem masochistą.
- Oczywiście.
- Ren! - oburzyłem się, ale uderzył mnie w policzek.
Zamarłem i spojrzałem mu w oczy. Zacisnąłem mocno zęby, a on dotknął palcem mojej blizny na wardze.
- Zdecydowanie za dużo gadasz - powiedział, biorąc knebel.
- Proszę - jęknąłem, ale nie słuchał.
Zakneblował mnie i poklepał po policzku, a potem znów wziął szpicrutę. Mruknąłem i szarpnąłem się, marszcząc brwi.
- Mówiłem, że dziś cię poskromię i upodlę. - Uderzył mnie szpicrutą w udo, a ja pisnąłem. - Jesteś zbyt pyskaty i niegrzeczny. Powinienem cię porządnie wytresować - dodał, patrząc mi w oczy. - Rozumiesz, prawda?
Wkurzyłem się i warknąłem, a Ren dotknął szpicrutą mojego sutka. Zamarłem i spojrzałem mu z przerażeniem w oczy.
Nie odważy się.
Już zaczynałem się ślinić, bynajmniej nie z podniecenia. Ren spojrzał na moje krocze i uśmiechnął się wrednie.
Faktycznie, sflaczałem.
- Zasada numer jeden: należysz do mnie. Jestem twoim Panem - powiedział, uderzając mnie szpicrutą w sutek.
Pisnąłem i szarpnąłem się, a on złapał mnie za brodę.
- Zasada numer dwa: robisz to, na co ja mam ochotę. - Spojrzał mi prosto w oczy, a potem uderzył w drugi sutek.
Znowu pisnąłem i zacząłem się trząść. Kiedyś na początku znajomości też tak mówił. Teraz wydawało mi się to herezją, bo przecież zapewniał, że to ja jestem najważniejszy i kontroluję przebieg sesji.
Zdjął knebel, a ja wziąłem głęboki wdech. Czułem, jak ślina ścieka mi po brodzie.
- Więc? - spytał i dotknął szpicrutą mojego policzka. - Kim jestem?
- Moim Panem - powiedziałem, modląc się, żeby nie maltretował więcej moich sutków.
- Jak masz się do mnie zwracać? - Wzrok miał trochę surowy, a ja chyba zaczynałem odczuwać wstyd.
- Panie - powiedziałem, a Ren otarł mi ślinę z brody.
- Grzeczny chłopiec. - Znów dotknął klamerki.
Zamarłem i spiąłem się, ale nic nie zrobił. Pomasował ją lekko palcem, a potem odłożył szpicrutę i nalał sobie wina. Będzie pić?
Myliłem się. Szarpnął mnie za włosy, przysunął się bliżej i pocałował w usta. Poił mnie w ten sposób winem, które mi nawet nie smakowało.
- Rozluźnij się - powiedział, klepiąc mnie w pośladek.
Skurwiel.
- Nie mogę - szepnąłem.
Policzki mi płonęły.
- Dlaczego? - spytał i odgarnął mi włosy z czoła. - Patrz mi w oczy.
Cholera.
- Boję się.
Jebać. I tak byłem już zażenowany jak diabli.
- Bolą mnie sutki - szepnąłem, a Ren poklepał mnie po policzku.
- Nie słyszę.
- Sutki mnie bolą - powiedziałem głośniej.
Kurwa mać, głos mi zadrżał.
- Wiem. - Uśmiechnął się i rozchylił moje wargi.
Te klamerki naprawdę mnie wkurwiały.
- Ren? - szepnąłem, ale skrzywił się. - Przepraszam. Panie? - powiedziałem drżącym głosem, gdy znów zerkał na szpicrutę.
- Tak?
- Chciałbym...
- "Chciałbyś?" - Spojrzał mi w oczy, a ja zadrżałem.
- Ja...
Kurwa mać, to jak miałem mówić o tym, co mnie wkurza? Wiedziałem, że chciał mnie złamać.
- Zasada numer trzy: gęba na kłódkę. Odzywasz się tylko wtedy, gdy ci na to pozwolę - powiedział, a ja przełknąłem nerwowo ślinę. - Ciii. - Przyłożył mi palec do ust, bo już chciałem zaprotestować. - Cicho, suko. Jeśli będziesz grzeczna, Pan zrobi coś bardzo przyjemnego - wyszeptał mi do ucha, a ja zacząłem się trząść.
Chyba mnie to przerastało. Trochę przypomniały mi się nasze pierwsze sesje, gdy skupialiśmy się tylko na seksie i odgrywaniu ról. Albo pozorowany gwałt, po którym dość długo bolał mnie tyłek. Ren rzadko się tak dystansował, więc teraz jego surowość mnie trochę niepokoiła. Ja wolałem namiętne, zboczone sesje, podczas których rżnęliśmy się jak dzikie kaczki.
- Coś nie tak? - spytał, a ja spojrzałem mu w oczy.
Jak się odezwę, to mnie zleje?
- Pytałem o coś.
- Tak - wysapałem i poczułem, jak liny wrzynają się w nadgarstki.
- Jak masz się do mnie zwracać?
- Przepraszam. Po prostu... - Uciszył mnie dłonią i dotknął klamerki.
Spiąłem się i zacisnąłem powieki.
- Nie bądź taki uparty, bo będzie bolało. Mówiłem ci, że dzisiaj zajmiemy się tresurą. Tak, piesku?
Pokręciłem głową i otworzyłem oczy.
- Ja nie jestem pieskiem - powiedziałem łamiącym się głosem. - Jestem kotkiem.
- Czyżby? - Zmrużył oczy, a ja poczułem tętno w skroniach.
- Tak.
- Kotki też mają swoich właścicieli, nieprawdaż? - Pogładził mnie po włosach i pociągnął za klamerkę.
Syknąłem, a potem zawyłem.
- Proszę, wystarczy - powiedziałem, czując, że tracę cierpliwość. - Proszę, Ren. Boli mnie.
- Będziesz płakać?
- Co? - zmieszałem się i trochę oburzyłem, a on zaśmiał się i zostawił moje sutki w spokoju.
Jego na bank kręciło takie znęcanie się i zmuszanie mnie do robienia wszystkich niefajnych rzeczy.
- Złamałeś wszystkie wymienione zasady - odezwał się po chwili i uśmiechnął do mnie.
Drgnąłem, bo wziął metalowy, otwarty knebel.
- Kotku, umówmy się: musisz współpracować - powiedział mruczącym głosem, a ja byłem pewien, że już się jarał.
- To jak? - spytał i podszedł bliżej.
- Próbuję, ale mnie boli.
- Boli cię? - Uśmiechnął się lekko i dotknął klamerki.
- Tak - wysapałem i znowu się spiąłem.
- Tutaj?
- Tak.
Spojrzał mi w oczy, a potem bardzo powoli zacisnął mi dłoń na szyi. Szarpnąłem się, a Ren zdjął jedną klamerkę. Prawie zawyłem. Zamrugałem i wstrzymałem oddech, a on dotknął mojego sutka i lekko go pomasował.
- Czujesz różnicę? - spytał, dotykając klamerki na drugim sutku.
- Tak - jęknąłem.
- Jak masz się do mnie zwracać? - Skarcił mnie spojrzeniem.
- Przepra... Cholera.
- Zasada numer cztery: nie przeklinasz podczas sesji - powiedział i pociągnął za klamerkę.
Krzyknąłem i zacisnąłem powieki. Czułem, że długo tak nie wytrzymam. Do cholery, nie chciałem być psem!
- Myślisz, że tylko żartuję- To zabawa, tak? - spytał, gładząc mnie po policzku.
Pokręciłem przecząco głową i pociągnąłem nosem.
- Odpowiedz.
- Nie. Nie jestem już pewien - wychrypiałem. - Panie - dodałem szybko, patrząc mu prosto w oczy.
Pomasował mój sutek, a potem go lekko polizał. Zmieszałem się i wstrzymałem oddech.
- Teraz cię rozkuję - powiedział, nie odrywając ode mnie wzroku. - Podziękuj.
- Dziękuję - szepnąłem i poczułem wstyd. - Panie.
Cholera.
Faktycznie mnie rozkuł, założył metalowy knebel, a potem kazał wejść na jakieś dziwne urządzenie. Zwisałem głową w dół i już wiedziałem, co zamierzał. Tak, to będzie mało przyjemna kara. Ren wiedział, że nie byłem w tym zbyt dobry. Najpierw pogładził mnie po włosach, potem po szyi i sutkach. Klamerka wkurzała, ale bardziej denerwowało mnie to, że naprawdę zaczynałem się bać. Za chwilę zgwałci moje gardło, a ja będę stękać, dusić się i dławić. Obślinię się, popłaczę i będę żałosnym Kotem.
Nie, ja naprawdę będę kundlem.
Cholera, chciałbym umieć robić głębokie gardło jak Emil. Albo jak Senju.
- Rozluźnij się. - Usłyszałem głos Rena i spiąłem się jeszcze bardziej. - Mówiłem coś. Weź głęboki wdech. Wypuść powietrze. Jeszcze raz. Dobrze, grzeczny piesek. - Pogładził mnie po włosach, a potem rozpiął spodnie.
Nie mogłem zamknąć ust ani normalnie przełknąć śliny. Ren wsunął mi palce we włosy, a drugą rękę zacisnął lekko na mojej szyi. Pomasował kciukiem obrożę, a potem przysunął biodra do mojej twarzy. Zamknąłem oczy i poczułem, jak jego penis dotyka policzka, potem nosa i ust.
- Rozluźnij gardło - rozkazał.
Naprawdę się starałem. Oddychałem powoli i głęboko, choć serce waliło jak oszalałe. Ren gładził moją szyję i obojczyki i bez przerwy dotykał penisem. A potem po prostu wsunął mi go do ust.
- Nie spinaj się - rozkazał znowu, a ja drgnąłem. - Oddychaj spokojnie. Powoli.
Gdy włożył mi penisa do gardła, wstrzymałem oddech i zacisnąłem powieki.
- Rozluźnij gardło.
Starałem się, naprawdę.
Zaczął wsuwać się szybciej, a ja krztusiłem się i kaszlałem. Miałem odruch wymiotny, ale Rena to nie ruszało. Pewnie gdybym rzygnął mu na fiuta, też nie byłby zdziwiony. Zjadłem dziś co prawda normalny obiad, ale to było kilka godzin temu. Ewentualnie wyrzygam to wytrawne wino.
Stop.
Ren wiedział, że wolałem słodkie. Czyżby...?
Pieprzony sadysta.
Łzy tryskały mi z oczu, a rozpacz z serca. Dusiłem się, wyrywałem i kaszlałem, ale Ren był bezlitosny.
No i w końcu rzygnąłem.
Kurwa mać, to też zrobił specjalnie. Trzymał kutasa głęboko w gardle, a ja trząsłem się jak w gorączce. Po policzkach spływało wyrzygane wino. Mieszało się ze łzami i smarkami, przez co czułem się jak najohydniejsze ścierwo.
Ren wyjął członek i zdjął mi knebel, a ja zacząłem kaszleć.
- Na kolana - powiedział, łapiąc mnie za włosy.
Syknąłem i osunąłem się na podłogę.
- Ubrudziłeś mi spodnie - odezwał się znowu, a ja wybuchnąłem płaczem.
Nie uspokajał mnie. Stał i czekał, a ja ryczałem. Sam już nie wiedziałem, dlaczego. Nie chciałem, żeby Ren się mnie brzydził, a przecież byłem teraz okropny. Brudny, wymięty i żałosny.
Gdy przestałem wyć, poczułem, jak gładzi mnie po głowie.
- W porządku? - spytał, a ja pociągnąłem nosem.
Kiwnąłem tylko głową, bo w gardle miałem gulę i nie mogłem mówić.
- Chodź - powiedział łagodniejszym tonem, a ja grzecznie poszedłem za nim.
Oczywiście na czworakach. No, pieseczku, i jak?
Ciąg dalszy nastąpi.