Poor twisted me 15
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 18 2017 19:04:06



10.0. MARCO & LUKA

Patrzyłem w lustro na swoje blade odbicie. Tej nocy się nie wyspałem. Miałem czarne cienie pod oczami a na piersi krzyczał napis "Coca-Cola". Stwierdziłem, że spod bluzy i tak będzie widać kawałek czerwieni, więc na tą koszulkę nałożyłem jeszcze jedną, z Metallicą, która ją całkowicie przykrywała i dopiero na to bluzę.
Koncert zaczynał się dopiero wieczorem, więc spokojnie mogliśmy pojechać zwykłym TLK o jedenastej i dotrzeć na miejsce około piętnastej i jeszcze mieć czas żeby coś zjeść na miejscu. Rano, zanim mama wyszła do pracy, uściskała mnie i ucałowała, jakbym wyjeżdżał na dłużej niż jeden dzień, ale rozumiałem, o co jej chodzi. Chciała mi dodać otuchy przed spotkaniem z tajemniczym chłopakiem. Gdy wychodziłem z mieszkania, było puste i ciche. Pobiegłem na przystanek autobusowy, gdzie umówiłem się z Łukaszem, poczekałem chwilę na mrozie nim się zjawił i ruszyliśmy. Na dworcu bez problemu znaleźliśmy Kowala i Zuzę i wsiedliśmy do pociągu. Całą drogę byliśmy podekscytowani a ja starałem się nie myśleć o tym, co będzie po koncercie. Na miejscu, gdy wysiedliśmy z pociągu, okazało się, że na dworcu roi się od fanów Metallici idących na koncert. Prawie wszyscy ubrani na czarno, z długimi włosami, nie dali się nie zauważyć. Byliśmy głodni, więc udaliśmy się do McDonalda a dopiero później, najedzeni, do Spodka, przed którym już kłębił się tłum. Po koncercie, z PG byłem umówiony przed drzwiami numer 1, lecz na razie musieliśmy znaleźć swój sektor przy wejściu numer 4 w sektorach środkowych. Miałem nadzieję, po koncercie jakoś się przedrzemy przez wychodzące tłumy.
Stojąc w kolejce do wejścia na Spodek uśmiechałem się jak głupi widząc tych wszystkich fanów, którym nie straszny był mróz. Byli nawet ludzie z gitarami, którzy grali "Nothing Else Matters" a inni śpiewali "Unforgiven" i to było cudowne. Kiedy już odstaliśmy swoje żeby wejść do środka, musieliśmy odstać swoje przy szatni żeby oddać kurtki. Szkoda, że koncert nie odbywał się latem, byłoby to dużo prostsze, a tak szatnia była obowiązkowa.
W końcu usiedliśmy na swoich miejscach, cieszyliśmy się jak małe dzieci. Na scenie uwijali się jeszcze technicy a na widowni było czarno od ubrań. Czułem się cudownie, naelektryzowany pozytywnymi emocjami wszystkich. A potem zgasły światła na widowni, na scenie rozlała się feeria barw i wyszli ONI i po przywitaniu się z publicznością runęła na nas muzyka. Ciężko opisać emocje, jakie mną targały podczas koncertu. To było przeżycie ekscytujące i fantastyczne. Coś niesamowitego jest zobaczyć swoich idoli na żywo, nawet z odległości. Usłyszeć swoje ukochane piosenki śpiewane i grane na żywo jest czymś hipnotyzującym i nim się zorientujesz śpiewasz na cały głos razem z publicznością zdzierając sobie gardło. Skaczesz, krzyczysz, potrząsasz głową. Chcesz jeszcze i jeszcze. Nie możesz się napatrzeć, nasłuchać. Muzyka przenika twoje ciało a basy dudnią w klatce piersiowej. Było nam gorąco, byliśmy szczęśliwi. Oprócz utworów z nowej płyty, zagrali swoje perełki i po sali popłynęły słowa z takich utworów jak "The Unforgiven", "Enter Sandman", "One".

I can't remember anything
Can't tell if this is true or dream
Deep down inside I feel the scream
This terrible silence stops me


Chociaż tłum równie głośno śpiewał razem z nimi do nowego klimatycznego kawałka "Now That We're Dead".

All siners, a future
All saints, a past
Beginning, the ending
Return to ash

Now that we're dead, my dear
We can be together
Now that we're dead my dear
We can live forever


Możemy żyć wiecznie. Możemy wiecznie pamiętać ten koncert. Chciałbym na zawsze zachować w pamięci ten mój pierwszy koncert. Taki fantastyczny, tak ważny dla mnie.
Po wszystkim byliśmy zmęczeni, spoceni, zachwyceni. Śmialiśmy się jak głupki i nie mogliśmy uwierzyć, że to było naprawdę. Gdy fala tłumu ruszyła do wyjścia, ruszyliśmy razem z nią, a kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, Łukasz, podekscytowany, stwierdził, że musi iść spotkać się z dziewczyną z internetu. Poprosił abyśmy na niego zaczekali przy szatni, odebrali jego kurtkę, a on szalony, zaaferowany, pobiegł w stronę pierwszego wejścia. Dawid coś mruknął pod nosem a ja spojrzałem na Zuzę.
- No idź - szepnęła. Zdjąłem spoconą bluzę i koszulkę Metallici zostając tylko w tej z Coca-Colą a resztę zostawiłem Zuzi i ruszyłem za nim. On biegiem przedzierając się przez tłum, ja wolnym krokiem dając sobie i jemu czas.

* * *

Koncert był cudowny, ale właśnie się skończył, a ja miałem drugą ważną rzecz do załatwienia dzisiaj. Zrzuciłem odebranie ciuchów przyjaciołom i pobiegłem ile sił w nogach do umówionego miejsca. Oczywiście w holu było pełno ludzi, więc tak naprawdę nie mogłem biec, ale czułem się jak na skrzydłach, niesiony miłością. W końcu przedarłem się tam i stanąłem pod ścianą dając ludziom przejście. Mijały kolejne minuty a ja wypatrywałem czerwonej koszulki. Jedno wejście, drugie, korytarz. Nic. Ale ludzi jeszcze sporo, może miał miejsce dużo dalej niż my, może stał pod samą sceną, tego nie wiem, nie zdradziliśmy sobie szczegółów, nie wiem, dlaczego. Co jakiś czas zerkałem na komórkę, może coś napisał, że nie dotarł, cokolwiek, ale nic nie było, żadnej wiadomości, żadnego maila. Żałowałem, że nie wymieniliśmy się numerami, byłbym spokojniejszy.
O, jakiś koleś na mnie patrzy, czy to on? Nie, zwykły chłopak szukający swoich znajomych.
Pięć, dziesięć, piętnaście minut. W końcu się przerzedziło. Byłem prawie sam. Zacząłem się denerwować, że nie przyjdzie, aż w końcu zobaczyłem kogoś w korytarzu i się ożywiłem, ale to był tylko Marek.
- Hej, już po mnie przyszedłeś? Znudziło wam się czekanie? - Co on tu robił? Wiedział przecież, że czekam na kogoś. Nie chciałbym żeby MM zobaczył mnie z Markiem, bo mógłby się speszyć.
- Cześć... PG - powiedział cicho podchodząc do mnie. Zauważyłem, że był spocony, że miał na sobie...
- Co powiedziałeś? - Co on powiedział?
- Pierwszy gej, to ty, prawda? Jestem MM, Metallica man. - Patrzyłem na niego i słuchałem, ale nie rozumiałem, co do mnie mówi.
- Czemu się ze mnie nabijasz? - zapytałem, bo chyba rozumiałem. - To, że raz podejrzałeś moje maile nie znaczy, że możesz tu teraz przychodzić i gadać od rzeczy.
- Maile są na metallica.master, a nie Metallica man, sam dobrze wiesz - stwierdził. Był blady jak ściana. Ja czułem się słabo. Tak, wiedziałem...
- Czemu masz na sobie tą koszulkę? - Czerwień biła mnie po oczach i raziła.
- Bo tak się umawialiśmy, pamiętasz? - Wyciągnął rękę w moim kierunku, ale zaraz ją cofnął. Patrzyłem na niego, ale nadal nie rozumiałem. Rozumiałem. Ale dlaczego? O co tu chodzi?
- Marco, jakieś jaja sobie robisz? Znasz MM? To on cię do tego namówił? O to tu chodzi? Czy to jakiś głupi żart?
- Nie, to nie żaden żart, naprawdę. To ja, ja jestem MM, Luka. To cały czas byłem ja. Kocham cię...
- Nie! - przerwałem mu po tych śmiesznych słowach. - Co ty pierdolisz? - Zrobiło mi się słabo.
- Luka, MM to ja, to cały czas byłem ja. Na początku nie wiedziałem, że rozmawiam z tobą, ale potem skojarzyłem różne fakty, a ty mówiłeś dużo o sobie, ulubione filmy, piosenki, przedstawienie szkolne! Prezent! Masz dla mnie breloczek z inicjałami "MM". Wiedziałem, że to ty od jakiegoś czasu, ale bałem ci się powiedzieć. Bałem się, że mnie odtrącisz, a ja się zakochałem. Naprawdę cię kocham Luka, ciebie, PG, wszystko jedno. - Zrobiło mi się słabo i zaczęło mi się kręcić w głowie. Dłonie mi drżały. W kieszeni spodni ciążył prezent, wspomniany breloczek, który chciałem wręczyć dzisiaj MM.
" Zamknij się! - warknąłem, a on spojrzał na mnie, chyba przestraszony. Może zły, nie wiem, ledwo widziałem na oczy. Czułem, że zbierają się w nich łzy. - Co ty kurwa w ogóle mówisz? Bawiłeś się ze mną cały ten czas, namawiałeś do seksu przez internet, namawiałeś do spotkania dzisiaj, dobrze wiedząc, że to ja. Od kiedy? Od kiedy, do cholery wiedziałeś, że to ja?!
" Od września.
" Od września? - Próbowałem policzyć w głowie ile to czasu, ale liczby i miesiące zlewały mi się w jedno. - Od września?! Cholerne pół roku? W necie pieprzyłeś, że chcesz być moim chłopakiem, że mnie kochasz, a na żywo patrzyłeś się jak robię z siebie idiotę, jak męczę się z tym, że nie znam MM, że go nie widzę. Czy to cię bawiło? Pogrywałeś sobie ze mną? Czy bawiło cię to, że wiesz, że jestem gejem?
" Nie, ja...
- Kurwa mać! Marco! - Byłem wściekły do granic możliwości. Dłonie zaciśnięte w pięści drżały coraz mocniej, a po policzkach spływały mi łzy. Ktoś koło nas przechodził, gapił się, gadał coś może czy się śmiał. Nie obchodziło mnie to. Nic mnie nie obchodziło. Przełknąłem ślinę i poczułem gorzki smak zdrady. Czułem się jak dziwka, wykorzystany i porzucony. Obśmiany przez najlepszego przyjaciela.
- Luka, ja cię kocham! - krzyknął mi prosto w twarz i złapał za ręce, ale jego twarz wydała mi się obca. Miał jak zwykle rozczochrane swoje czarne włosy i patrzył na mnie szarymi oczami, czerwonymi od płaczu. Tak, on też płakał, ale co mnie to obchodziło. Wyrwałem się z jego rąk i wydusiłem ciche:
- Nie chcę cię widzieć.
Pobiegłem przed siebie do wyjścia wymijając ludzi aż w końcu wpadłem na siedzących pod ścianą Zuzę i Dawida obłożonych naszymi kurtkami. Ubrałem się pospiesznie słysząc gdzieś bzyczące głosy przyjaciół.
- Luka, co się stało?
- Gdzie jest Marek?
- Nie uciekaj.
- Dawid, idź za nim.
I poszedł. Ja wybiegłem ze Spodka a za sobą słyszałem kroki przyjaciela. Biegłem ile sił w nogach, w ciemność, a glany ciążyły mi na nogach jak nigdy wcześniej. Dotarłem do ulicy i nie miałem dalej gdzie uciec.
- Łukasz, kurwa, co się stało? Ty zniknąłeś spotkać się z tą swoją dupą z internetu, a potem Marek zniknął a Zuza nie chciała mi nic powiedzieć. Gdzie jest Marek?
Oddychaliśmy ciężko i zapinaliśmy kurtki w pośpiechu, skrywając się przed mrozem.
- Ta dupa to Marek! - wykrzyczałem mu w twarz, ale on nadal nie rozumiał. Musiałem się uspokoić, ochłonąć, przewietrzyć umysł. - Chodź tam. - Wskazałem park po drugiej stronie ulicy i ruszyliśmy do przejścia dla pieszych. Kowal umilkł na chwilę, chyba widząc, że nie mam nastroju teraz do rozmowy. Zapalił papierosa a ja żałowałem, że nie palę, bo to mogłoby mnie odstresować. W końcu doszliśmy do parku i usiedliśmy na wolnej ławce. Było cholernie zimno, para leciała nam z ust i trząsłem się jak osika. Dawid cierpliwie czekał, ale nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Prawdę? Jak zareaguje? A zresztą... Już mnie to chyba nie obchodziło. Musiałem komuś coś powiedzieć.
- Dawid, ja jestem gejem - zacząłem prosto z mostu, a on zaczął dusić się dymem.
- Co kurwa? - Spojrzał na mnie w taki sposób, że zacząłem się śmiać. - Jaja sobie robisz, tak?
- Sorry, śmieję się tylko z twojej miny, ale tak, to prawda, jestem gejem. I Marek też, jak widać, jest gejem.
- Co kurwa?
- Dawid, musisz przestać wybałuszać tak śmiesznie oczy. Nigdy nie rób tego przed Aśką, bo cię rzuci. - Nie mogłem przestać się śmiać, to było silniejsze ode mnie. Albo to z frustracji, stresu, czy nie wiem czego, ale zaśmiewałem się trzymając za brzuch, aż w końcu Dawid musiał mną potrząsnąć.
- Uspokój się, to nie jest śmieszne - burknął. Otarłem łzy i uspokoiłem się. Wyrwałem papierosa z jego ręki i zaciągnąłem się. Kiedyś próbowałem palić, razem z Markiem zaczęliśmy, ale mi się to nie spodobało, w przeciwieństwie do niego. Czemu o tym teraz pomyślałem? Czemu pomyślałem o nim? Zacząłem kasłać, a Kowal wyrwał mi peta z ręki.
- Zgłupiałeś? Nie pal!
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, a ja próbowałem uspokoić swoje płuca.
- Jeśli to prawda - zaczął Dawid. - To kurcze, nie spodziewałem się. Ty i Marek gejami, to coś nowego. W ogóle nie wyglądacie na takich. Sorry, że będę szczery, ale dla mnie pedały, to... to znaczy geje, chciałem powiedzieć...
- To nie ludzie?
- Raczej to coś chorego. To nie jest normalne.
- Spoko, rozumiem. Zawsze wiedziałem, jakie masz do tego podejście. - Nawet się nie gniewałem.
- Pamiętam Filipa i tego jego gacha. Próbowałem wyprzeć ten obraz liżących się pedałów z mojej głowy, ale nie dało rady. A teraz znowu stoją mi przed oczami. Kurde Łukasz, stawiasz mnie w głupiej sytuacji. Jesteście moimi przyjaciółmi, sądzisz, że co teraz mam zrobić?
- Nie wiem. Zrób, co chcesz. Ja chciałem być z tobą szczery, bo to chyba godzina zwierzeń, wiesz.
- W jakim sensie?
- Pamiętasz, że miałem się spotkać z dziewczyną, którą poznałem przez internet.
- No? - Jego twarz wyglądała jakby trybiki się kręciły i próbowały poskładać wszystkie informacje w sensowny obraz.
- Nie było żadnej dziewczyny. Był chłopak. Gadałem z nim od wakacji. Umówiliśmy się dzisiaj i okazało się, że to Marek. Ten cały cholerny czas to był Marek. I on wiedział od pół roku, że gada ze mną. Czaisz? Dlatego musiałem stamtąd wybiec. Kompletnie nie rozumiem. Nic nie rozumiem.
Znowu poczułem łzy na policzkach, które szybko otarłem rękawiczką. Dawid, okutany szalikiem, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Cholera - wtrącił tylko.
- No - skwitowałem i się uśmiechnąłem smutno.
- Ale dlaczego nic ci nie powiedział? Gadał z tobą w necie, a tu, normalnie, nic nie pisnął? Ja też nic nie wiedziałem. Zuza coś chyba wie, jak czekaliśmy na was, to dopytywałem, gdzie Marek poszedł, a ona warczała na mnie, że musimy wam dać czas czy coś takiego.
- Czyli to ona była przyjacielem, któremu powiedział na sylwestrze - powiedziałem cicho, do siebie.
- Co?
- Nie, nic. Faktycznie, coś chyba musiała wiedzieć. I też się nie odezwała. Cholerne sekrety. A mieliśmy mówić sobie wszystko.
- Ty też nie powiedziałeś, że jesteś gejem - stwierdził Dawid.
- Hej, to nie jest coś, co można od tak powiedzieć wszystkim. Nawet przyjaciołom. Wiesz, ile czasu sam musiałem do tego dochodzić, upewniać się? Najpierw przekonywać, że to tylko głupie hormony, a potem bać się, co ludzie powiedzą. Dopiero co, po sylwestrze, powiedziałem rodzicom. Wiesz, jakie to było trudne? Tobie łatwo mówić. Stwierdzasz, że zakochałeś się w Aśce i bum, jesteście parą.
- Hej, nikt nie powiedział, że jesteśmy parą. - Zaczerwienił się, bynajmniej nie z zimna, a ja byłem na niego zły. Jakim prawem mnie oceniał?
- Dobra idę sobie. Dzięki, że mnie wysłuchałeś, musiałem komuś z naszej paczki powiedzieć, jak widać dobrze trafiło, na ciebie, bo zostałeś jedyną osobą, która nic nie wiedziała. Sorry, że twój kolega jest pedałem. Wrócimy do Warszawy i zniknę z twojego otoczenia. - Wzburzony jak fala na oceanie, zebrałem swój plecak z ziemi, poprawiłem kurtkę i ruszyłem przed siebie, ale Dawid mnie zatrzymał.
- Nie zachowuj się jak ciota i nie rób scen - warknął nagle a mnie aż coś zapiekło w piersi i miałem ochotę mu przywalić. - Jesteś normalny fajny facet, gej a nie jakaś obrażalska ciota. Lubię cię i szanuję, jako przyjaciela. Może strawie to, że ty i Marco jesteście... inni. Ale potrzebuję na to czasu. A Marek zachował się jak kutas i nic go nie usprawiedliwia.
- Twierdzi, że mnie kocha - wtrąciłem nagle, jakby to było coś bardzo ważnego. Było?
- Chuj z kochaniem, co to za argument? - Dawid zawsze lubił przeklinać. - Jak komuś rzucisz w twarz kochaniem, to od razu ma być usprawiedliwienie? To jakiś żart, już ja sobie z nim pogadam. A teraz wracajmy przed Spodek, bo tu mi jaja zamarzną. Bez podtekstów proszę. Zadzwonię do Zuzy, zapytam gdzie są. Za... półtorej godziny mamy pociąg i lepiej żebyśmy na niego zdążyli, bo mnie matka przechrzci.
Ruszyliśmy się z parku, a Dawid po rozmowie z Zuzą skierował nas do Maca, w którym jedliśmy po przyjeździe tutaj. Kiedy weszliśmy do środka, zastaliśmy ją i Marka, siedzących przy stoliku z kubkami ciepłej kawy. Obok nich stały równie ciepłe dwa kubki dla nas, zapewne dopiero co zakupione.

* * *

Uciekł. Po prostu odszedł. Patrzyłem za jego sylwetką znikającą w korytarzu, a obraz rozmywał się przez łzy płynące z oczu. Gdy tylko zniknął, osunąłem się na podłogę i ukryłem twarz w ramionach i zacząłem ryczeć. Tak po prostu. Ktoś do mnie podszedł pytając się, czy wszystko w porządku i go zbyłem. Nie obchodziło mnie nic, co się działo dookoła. Byłem zerem. Kanalią. Nie miałam prawa nazywać się jego przyjacielem, czy chłopakiem. Byłem po prostu nikim i tak chciałem właśnie teraz się poczuć. Że zapadam się pod ziemię i chciałem się zapaść pod ziemię, żeby już więcej go nie ranić, nie być podłym skurwielem, za jakiego mnie teraz ma.
W końcu dźwignąłem się na nogi i powlokłem przez korytarz. Dotarłem do głównego holu, gdzie pod ścianą czekała Zuza z naszymi rzeczami. Nigdzie nie było Luki i Dawida. Zuza patrzyła na mnie z politowaniem.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść - stwierdziła, gdy do niej podszedłem. - Luka wybiegł z płaczem, kazałam iść za nim Dawidowi, jeszcze biedak by coś odwalił. Rozumiem, że nie poszło zbyt dobrze?
Spojrzałem na coraz bardziej pusty Spodek a poza nim ciemność nocy. Nie mając siły znowu usiadłem na podłodze.
- Powiedziałem mu. Powiedziałem wszystko a on uciekł.
- W sumie nie mogłeś się spodziewać innej reakcji. Przez pół roku go okłamywałeś. - ZZ usiadła obok mnie, a ja po prostu wtuliłem się w nią, chcąc zapaść się gdzieś pod ziemię. Objęła mnie. - Hej, weź się w garść, nie możesz już się rozklejać. Niedługo mamy pociąg, trzeba wrócić do domu i to we czwórkę.
- Nie chcę - wyjęczałem. Naprawdę nie chciałem go widzieć, nie takiego wkurzonego.
- Wstawaj, ludzie się gapią. Chodź, pójdziemy do Maca, zjesz coś, napijesz się. Poczekamy chwilę na chłopaków, Luka pewnie musi ochłonąć.
Byłem wypruty z uczuć i jakiejkolwiek woli. Zgodziłem się na propozycję Zuzy i poczłapałem za nią na mrozie. Było mi już wszystko jedno. Usiedliśmy w Macu i ZZ zamówiła dla nas frytki, chociaż nie bardzo chciałem jeść, więc ona, głodna po koncercie, zeżarła obydwie porcje. Potem zadzwonił Dawid i ZZ poinstruowała go, gdzie jesteśmy, a że oni wracali z parku, zziębnięci, to zamówiliśmy cztery kawy i czekaliśmy. Niedługo później weszli do lokalu. Napotkałem spojrzenie Łukasza. Zimne i puste w zaczerwienionych oczach, a po sekundzie odwrócił wzrok. Szybko się rozebrali i zaczęli pić kawę, aby się rozgrzać. Dawid coś gadał z Zuzą. On usiadł koło mnie, Luka koło Zuzy. Nie patrzył na mnie. Siedział i milczał wpatrując się w kubek. Czułem jakiś supeł zawiązujący mi się w splocie słonecznym. Nie pozwalał jeść, nie po zwalał oddychać. Próbował mi cisnąć łzy do oczu, ale udawało mi się powstrzymać. Wiedziałem, że wpatrywanie się w niego, nie zmusi go do powiedzenia czegokolwiek, a raczej tym bardziej zmusi go do milczenia i unikania mojego wzroku. Więc w końcu odpuściłem. Spuściłem wzrok wpatrując się albo w swoje dłonie albo w Zuzę, która co chwila zerkała na mnie i na niego. Starałem się nie patrzeć w jego stronę, kątem oka tylko widziałem, że na mnie zerka. Dawid i Zuza starali się rozładować atmosferę rozmawiając o koncercie, próbując nas wciągnąć w swoją rozmowę, ale obydwaj tylko pobąkiwaliśmy.
Czułem się źle, z tym, że popsułem mu koncert. A raczej radość z cieszenia się z koncertu. Gdyby nie ja, on też z entuzjazmem teraz rozprawiałby jak to Lars wybijał na bębnach, albo James zaśpiewał "Unforgiven" swoim mocnym głosem. Jak radośnie witali się z publicznością i żegnali, jak świetnie nam się śpiewało razem z nimi. I ja chciałem o tym rozprawiać i krzyczeć wesoło, ale słowa więzły mi w gardle.
W końcu zebraliśmy się na pociąg. Usadowiliśmy się w przedziale, w którym znajdowali się też inni fani Metallici z Warszawy, więc miło się wszystkim gadało mimo zmęczenia. Ja wolałem stanąć w korytarzu, nie przeszkadzać im w rozmowie, żeby Luka mógł trochę pobyć beze mnie, poweselić się koncertem, odpocząć. Ja oglądałem tylko jego odbicie w szybie i wpatrywałem się w noc i migający za oknem krajobraz pogrążony we śnie.
W Warszawie, późną nocą wróciliśmy do domów nocnymi autobusami. Najpierw odwieźliśmy i odstawiliśmy pod samą klatkę Zuzę. Potem, w strasznym mrozie szliśmy we trzech i zaczął padać śnieg. Szło się trudno, ale chociaż się rozgrzewaliśmy. Milczeliśmy aż doszliśmy do miejsca, w którym Dawid skręcał do siebie. Bałem się zostać sam z Luką, ale chyba bardziej bałbym się zostać z Dawidem, bo ten się w końcu odezwał:
- Marek, zachowałeś się jak świnia. - Spojrzałem to na niego, to na Lukę, ale ten tylko spuścił wzrok. Oczywiście, że musieli o tym gadać, co innego robiliśmy przez pół godziny w parku na mrozie? - Dziwnie było dowiedzieć się od Luki, że obydwaj jesteście pedałami, serio. Muszę przetrawić tą informację, ale to, jak ty się zachowałeś.. Mów sobie, co chcesz, ale to cios poniżej pasa. To znaczy, no wiesz, nic z tych rzeczy, po prostu świństwo. Okłamywanie przyjaciół, że nie jest się pedałami, to co innego, niż okłamywanie przyjaciela o jego facecie w internecie, wiesz. Naprawdę nie wiem, co sobie wyobrażałeś. Przez pół roku nie przyznałeś mu się, że to ty, tylko cały czas ściemniałeś.
Chciałem powiedzieć Dawidowi, żeby spierdalał i nie wtrącał się w to wszystko. Mówił mi to, co już wiedziałem. Ale nie potrafiłem mu się odgryźć. Może gdyby Luki nie byłoby obok, to bym się odważył mu to powiedzieć, krzyknąć, że mam gdzieś jego porady, a wtedy on by mi przywalił. To chyba byłoby lepsze od wysłuchiwania tego, co ma do powiedzenia. Tej całej prawdy rzucanej mi prosto w oczy jak błoto, od którego się ślepnie.
Przestań, przestań, przestań! - krzyczałem w myślach cały czas zerkając na Lukę, który milczał.
- Kurwa - krzyknął nagle Dawid aż spojrzałem na niego. - I tak nadal cię lubię, trochę mniej, ale nadal. Zawsze byłeś fajnym kolegą, z głową na karku, a teraz trochę spieprzyłeś, wiesz? Weź się w garść. Obydwaj weźcie się w garść. - To mówiąc klepnął nas po plecach, pożegnał się i poszedł w swoją stronę, a my zostaliśmy sami, w śnieżycy.
Wyciągnąłem rękę do Luki, żeby go jakby pociągnąć ze sobą, żebyśmy się ruszyli stąd i poszli do domów, ale on mi się wyrwał i krzyknął ostro:
- Zostaw mnie! - Widziałem wściekłość w jego oczach, której jeszcze przed chwilą tam nie było. Usta zacisnął w cienką kreskę. - Po prostu mnie zostaw - dodał cichym zdławionym głosem, odwrócił się na pięcie i poszedł przed siebie, a ja poczłapałem kilka metrów za nim, bo przecież szliśmy w tą samą stronę. W końcu zniknął mi z oczu skręcając na swoje osiedle i długo patrzyłem w ciemność, w którą wszedł. Wreszcie i ja dotarłem do swojego mieszkania. Wszedłem cicho, żeby nie obudzić rodziców. Zamknąłem się w swoim pokoju. Był ciemny i pusty, jak serce Luki. Uchyliłem okno i zapaliłem papierosa, pierwszego od koncertu, bo wcześniej była za duża zimnica. Teraz siedziałem w miarę ciepłym pokoju, do którego wlatywało mroźne powietrze przez niewielką szczelinę. Zaciągnąłem się i rozpłakałem. Po prostu ryczałem jak dzieciak. Już nie było więcej tajemnic. Więcej kłamstw. Wszystko zostało powiedziane. Wszystkim. O byciu gejem, o byciu MM. O kłamstwach, niedopowiedzeniach, o kochaniu.
Zdawało mi się, że noc robi się czarniejsza niż to możliwe, że otula mnie swoim żałobnym całunem i pochyla się nademną, aby mnie porwać. Tej nocy śniłem koszmary i oblewałem się potem, a gdy się budziłem to wstrząsał mną szloch. Zerkałem na komórkę, na jakąkolwiek wiadomość od niego, ale to były tylko czcze nadzieje, przecież nie mógł napisać. Nie mógł wybaczyć. Co ja zrobiłem? Co ja narobiłem?

Where do I take this pain of mine
I run, but it stays right by my side