7.0. MARCO & LUKA
Święta upłynęły mi w nawet miłej atmosferze. Tylko jedna z ciotek zapytała, dlaczego nie mam dziewczyny, ale jakoś udało mi się ją zbyć i nikt więcej nie poruszał tego tematu. Oprócz tej jednej "wpadki", było miło i wesoło. Dostałem kilka fajnych prezentów, a drugi dzień świąt przegadałem z PG na czacie, co mi znacznie umiliło czas, chociaż wiedziałem, że ciężko mi będzie potem spojrzeć Luce w oczy, znając jego sekrety. Ciężko było mi z nim rozmawiać na żywo, bo wtedy miałem przed oczami rozmowy z PG, tak zupełnie inne niż nasze. Na czacie i w mailach, oprócz gadania o muzyce czy filmach, rozmawialiśmy również o ważniejszych dla nas zagadnieniach. Na przykład, jak to jest być gejem, niezrozumiałym dla innych osobnikiem, gdzie wszyscy wokoło oczekują od ciebie czegoś, co jest niemożliwe, jak to gadanie mojej ciotki o tym, że nie mam dziewczyny. Mimo tego, że już pogodziłem się z tym, jaki jestem, to jednak rozmowy z PG dawały mi dużo siły i pewności siebie w byciu tym, kim jestem. Owszem, żaden z nas jeszcze nie przyznał się przed rodzicami, ale nie uznawaliśmy tego za tchórzostwo, po prostu nie byliśmy na to gotowi. Nie chcieliśmy słuchać ewentualnej fali krytyki, czy tego, że kogoś zawiedliśmy. Już i tak było nam wystarczająco trudno z naszymi własnymi myślami i utwierdzaniu się w swoich pragnieniach. W tym, że może zawiedliśmy samych siebie na jakimś etapie życia, więc ewentualna przygnębiająca gadka rodziców nie byłaby najmilszą rzeczą teraz do słuchania. A tym bardziej nie w trakcie świąt.
Oprócz rozważań na temat swojego gejowskiego życia, oczywiście dużo flirtowaliśmy. Szczególnie łatwo nam to przychodziło po ostatniej pikantnej wymianie maili. Aluzje na temat pójścia razem do łóżka, czy dotykania się w różne fajne miejsca była teraz na porządku dziennym i żaden z nas nie robił z tego wielkiego halo. Chociaż musiałem przyznać, że czerwieniłem się za każdym razem pisząc coś, czy czytając, a uszy piekły mnie okropnie. Również łapałem się na tym, że mi stoi, kiedy tylko na fali rozmowy zaczynałem wyobrażać sobie Lukę nagiego. Ciekawy byłem, co wyobraża sobie on, bo przecież nie mógł mieć przed oczami żadnej konkretnej osoby, a na pewno to nie byłem prawdziwy ja. Łukasz nigdy mi nie dał do zrozumienia, że mogę mu się podobać. Nie wiedziałem tylko czy to kwestia tego, że po prostu mu się nie podobam, nie jestem w jego typie, czy to z szacunku dla naszej przyjaźni. Jakakolwiek wersja by to nie była, było mi z tym źle. Z tym, że kłamię mu w żywe oczy i po tym wszystkim może mnie znienawidzić, albo zwyczajnie stwierdzi, że mu się nie podobam fizycznie i tu tkwił od zawsze problem.
Próbowałem z tym walczyć. Z tymi okropnymi myślami, które zatruwały mi głowę, podszeptywały słowa, które spływały na klawiaturę. Że zamiast napisać mu w końcu "hej, to ja, Marco", palce same układały się w wyrazy kłamstwa i podstępów. Że zamiast, stojąc przed nim i patrząc mu w oczy, nie powiedziałem prawdy, tylko wolałem milczeć. Nie rozumiałem siebie. Nie rozumiałem swoich myśli. Czasami budziłem się w nocy i rozmyślałem, jaką to podstępną żmiją jestem. To się musiało skończyć. Dla mojego własnego dobra. Dla dobra PG i Łukasza.
Czekałem więc, aż Luka napisze to, co sam mu zasugerowałem już jakiś czas temu. Żeby zaproponował mi spotkanie na koncercie. Zostało do niego nieco ponad miesiąc, bo miał się odbyć w pierwszy weekend lutego, tuż przed feriami zimowymi. Biłem się z myślami, bo jednocześnie bardzo chciałem mu powiedzieć, ale też się cholernie bałem. Dawałem sobie bufor w postaci czasu, żebym mógł wszystko przemyśleć po stokroć w głowie i żeby do mnie dotarło, że spotkam się z nim naprawdę.
Luka czekał do ostatniej chwili, tuż przed Sylwestrem, żeby napisać to do MM. Dostałem maila prawie tuż przed naszym spotkaniem i nie wiedziałem, czy nawet odpisując od razu on zdąży to przeczytać, czy może wysyłając maila ubierał się do wyjścia, żeby nie musieć czytać ewentualnej odmowy przed imprezą Sylwestrową i się zamartwiać.
Od: dust_to_dust@gmail.com
Do: metallica.master000@gmail.com
Hej Słodki :*
Życzę ci zajebistej imprezy Sylwestrowej, chociaż piszesz, że będziesz tylko z paczką bliskich znajomych, to mam nadzieję, że będziesz się bawił dobrze, tak jak ja zamierzam :)
Posyłam ci całusa, którego z chęcią złożyłbym osobiście na twoich ustach, gdy zegary wybiją północ :* A tak to musisz zadowolić się tym kiepskim, wirtualnym ;)
Zanim jednak wyjdę, chciałem cię jeszcze o coś zapytać. Prosić właściwie. Chciałbym się spotkać. Na żywo. Tak, wiem, już mi pisałeś nie raz, że nie chcesz ryzykować, ale co to za frajda, jeśli się nie ryzykuje? Chciałbym cię poznać, tego prawdziwego MM, prawdziwego Adama. Pozwól mi proszę, a na pewno się nie zawiedziesz na prawdziwym PG, prawdziwym Łukaszu. Żebyś się za bardzo nie zląkł, to dam czas. Chciałbym, abyśmy spotkali się na koncercie Metallici w Spodku w lutym. Co ty na to? Wiem, że będzie tłum ludzi, ale jakoś się spotkamy. Umówimy się na jakiś konkretny gest, czy kartkę, cokolwiek, co ustalimy później. Masz ochotę skoczyć na głęboką wodę i nie utonąć?
Twój PG
Ja się nie zawiodę na prawdziwym Łukaszu, ale on na prawdziwym MM na pewno.
Ręce mi drżały nad klawiaturą, kiedy pisałem słowa, ale nie było już odwrotu. Jeśli nie na koncercie, to nigdy nie wyznam mu prawdy, a ciągnąć tego dalej nie mogę. Chociaż przez myśl mi przemknęło, żeby MM po prostu zniknął, to jednak nie zniósłbym zawodu Luki. Chłopak by się załamał i wyklinał MM do końca życia, a ja nadal żyłbym w kłamstwie. A przecież siebie też musiałem rozgrzeszyć i puścić wolno, nie mogłem pozostać w szponach tego parszywego kłamstwa na zawsze.
Od: metallica.master000@gmail.com
Do: dust_to_dust@gmail.com
Dziękuję za życzenie dobrej zabawy, ja też ci jej życzę... i...
Tak PG, zgadzam się. Chcę się z tobą spotkać. Chcę skoczyć na głęboką wodę i wreszcie poczuć wolność.
Kocham cię.
Twój MM
Wysłałem maila kompletnie nie spojrzawszy na to, co napisały moje palce i dopiero po tym, gdy już nie dało się niczego cofnąć, dotarły do mnie ostatnie słowa, które mu napisałem. "Kocham cię" aż biło po oczach. Było tak wymowne, że nie dało się tego zauważyć. A ja ukryłem głowę w rękach rozłożonych na biurku i głośno krzyknąłem. Znowu mu to napisałem. Po co mu to napisałem? Po co daję mu płonne nadzieje, które potem sam roztrzaskam jak szkło? Przez to jeszcze bardziej będzie rozczarowany, jak już się dowie, jak mnie zobaczy.
Z rozpaczy wyrwał mnie dźwięk telefonu. Otarłem szybko łzy i próbowałem się uspokoić.
- Hej - odparłem sucho, gdy odebrałem telefon od Luki.
- Właśnie wychodzę z klatki. To widzimy się na twoim przystanku, tak? - Słyszałem w słuchawce odgłos cichego sapania. Faktycznie już szedł, a ja jeszcze nawet się nie ubrałem. To znaczyło, że nie przeczytał mojego maila, chyba, że na komórce.
- Tak, właśnie wychodzę - skłamałem.
- Dopiero? Pan punktualny ma zamiar się spóźnić? - Zaśmiał się na głos.
- Nie umawialiśmy się na sztywno, miałeś zadzwonić, jak będziesz wychodził. - Chciałem się odgryźć, ale chyba nie wyszło mi wystarczająco sarkastycznie. Głos mi się lekko łamał.
- Dobra, dobra, ruszaj dupę - odparł, po czym się rozłączył, a ja prędko przebrałem się, ubrałem w ciepłą kurtkę i buty i wybiegłem z domu.
* * *
Chyba pierwszy raz podczas spotkania z Marco, dowiedziałem się jak to jest na kogoś czekać w zimnie. Stałem zaledwie dziesięć minut, a wydawało mi się to wiecznością na tym mrozie. Jak zaczęło sypać śniegiem tuż przed świętami, tak nie przestawało przez całą przerwę świąteczną, z czego się bardzo cieszyłem, ale też ubolewałem, bo temperatura dzisiaj spadła do jakichś minus piętnastu stopni.
- No nareszcie! - krzyknąłem, gdy zobaczyłem Marka biegnącego w moją stronę. - Pan_Zawsze_O_Czasie się spóźnił! Jak to jest możliwe?! - Zacząłem się śmiać, bo to naprawdę było zabawne. Zawsze punktualny, wypominający mi najmniejsze nawet spóźnienie, teraz sam przybiegł zziajany i musiał się tłumaczyć.
- Spadaj. - Machnął na mnie ręką. Miał policzki czerwone od biegu w zimnie. - Czytałem coś w necie i się zagapiłem.
- To musiało być coś ciekawego - przyznałem. - O czym czytałeś?
- Jak przywalić kumplowi, który czuje się zbyt pewnie - powiedział z przekąsem, więc spojrzałem na niego jak na żałosnego dupka. - No co, serio taki był tytuł artykułu! - Zaczął się śmiać na głos. Przyjechał nasz autobus, więc wsiedliśmy żeby udać się do Dawida. Coś mi się widziło, że sylwester na dworze nie będzie dobrym pomysłem, bo chyba cieplej nie miało zamiaru się zrobić.
Kiedy przyjechaliśmy do Kowala, była już u niego Zuzka, która bawiła się z Kaczką w salonie, rozmawiając z tatą Dawida, podczas gdy jego mama biegała w te i we wte szykując mieszkanie na imprezę. Kowal wolał nie przykładać ręki do imprezy rodziców, tylko szybko zmyć się sprzed ich oczu. Więc, gdy tylko weszliśmy, od razu zaciągnął nas wszystkich do swojego pokoju i szczerząc się głupio zaczął grzebać za swoim biurkiem.
- Ta-da! - Krzyknął wyciągając siatkę z browarami. - Udało mi się kupić kilka puszek w ciągu dwóch dni. Proszę. - Rozdał każdemu po puszce i jeszcze mu jakieś zostały.
- Ty wiesz jak ogrzać i pocieszyć zziębniętych ludzi - stwierdziłem.
- Ty byś się ucieszył z piwa, nawet gdyby nie było zimno - powiedział Marek.
- No jasne, gdyby było ciepło to piwo by mnie ochłodziło.
- Wypijemy po jednym i możemy wychodzić. Zabiorę plecak, żeby schować resztę.
- Ile ci jeszcze zostało? - zapytała Zuza.
- Pięć - odpowiedział Dawid, a ja od razu wiedziałem, że muszę nadprogramowe zaklepać.
- Biorę dwa! No co? Oj wiecie, że lubię piwo. - Nigdy nie zrozumiem ich zdziwienia, piwo było smaczne i miło szumiało w głowie, a skoro mieliśmy spędzić Sylwka w plenerze, to musiałem porządnie się rozgrzać.
Posiedzieliśmy z godzinę u Dawida, a potem pożegnawszy się z jego rodzicami, wyszliśmy z domu i udaliśmy się do parku.
- Ale zimnica - stwierdziła Zuza tupiąc nogami.
- Na pewno nie chcesz piwa? - zapytałem z troską.
- A niby gdzie ja potem się wysikam? W krzakach na tym mrozie?! Dziękuję, postoję - odfuknęła. Faktycznie nam było łatwiej z tymi sprawami i wyobraziłem sobie jak zamarzłby jej tyłek i zacząłem się śmiać.
- Proponowałem, żebyśmy gdzieś poszli potańczyć. - Wstałem z ławki i zacząłem się gibać w takt wyimaginowanej muzyki.
- W sumie to dobry pomysł. - Marek do tej pory rozglądał się wokoło czy nie ma gdzieś w pobliżu Policji czy Straży Miejskiej. W noc Sylwestrową najłatwiej byłoby im złapać młodzież, taką jak my, pijącą w parkach. - Czy Rafał nie wspominał, że będzie szedł na jakąś imprezę?
- Coś tam bąkał - odparł Dawid. - Chcecie do niego zadzwonić? - zapytał i opróżnił swoją puszkę.
- Chyba zniosę tłum ludzi w zamian za ciepły kąt - stwierdziła Zuza. - Chociaż nie jestem odpowiednio ubrana do ludzi - westchnęła.
- Daj spokój, świetnie wyglądasz - powiedział Marek, ale zaraz się zawstydził. Chyba bał się powtórki z rozdawania prezentów. Zrobiło mi się głupio, bo wtedy też cisnąłem go o to, czy między nim a Zuzą na pewno nic nie ma. Marek po całej akcji zadzwonił do Kowala i podobno pogadał sobie z nim, żeby nie naśmiewał się ze mnie. Faktycznie Dawid nie wspomniał dzisiaj ani razu o mojej znajomości internetowej, ale ja nadal źle się czułem, pamiętając, jak on zareagował. Również mnie nie przeprosił ani nic takiego, więc byłem trochę na niego zły, ale próbowałem tego nie okazywać.
Ja tu sobie rozmyślałem, a w międzyczasie Dawid znowu zaczął swoje wywody:
- No, no, jak Marek mówi, że świetnie wyglądasz, to coś w tym musi być. - Zaczął się śmiać a Zuzka jeszcze bardziej schowała twarz w swój szalik. Marco tylko na niego patrzył i nie wiedziałem, czy jest zły, czy po prostu już olewał to, co mówił Dawid, więc ja się odezwałem:
- Dawid, jak ty coś powiesz... - Po czym wziąłem duży łyk piwa udając, że to mnie już nie interesuje. Kowal naburmuszył się trochę.
- Wy i te wasze tajemnice - burknął. - Idę się odlać, a wy zadzwońcie do Rafała.
Kowal poszedł za krzaki a ja spojrzałem na Marka sądząc, że mi w jakiś sposób podziękuje, ale on gapił się w inną stronę. Po chwili wyciągnął komórkę i zadzwonił do Rafała. Zrobiło mi się przykro, że mój najlepszy przyjaciel olał mnie i to, że starałem się mu pomóc w potyczce słownej z Dawidem. Stwierdziłem, że już więcej się nie odezwę w tym temacie, nich radzi sobie sam.
- Tak? Super, dzięki, zaraz ruszymy. - Marek szybko skończył rozmowę a zaraz po tym wrócił Dawid.
- Rafał jest u jakiegoś kolegi na imprezie, ale powiedział, że możemy wpaść. Więc chodźmy, idziemy na autobus.
I zebraliśmy się, szczęśliwi, że idąc trochę mniej zmarzniemy.
* * *
Znaleźliśmy się na Bielanach w zwykłym wieżowcu, na ostatnim jedenastym piętrze, skąd, jak się później okazało, rozciągał się widok na Las Bielański i dalej Wisłę. Już na klatce było słychać głośną imprezę dobiegającą ze środka. Musieliśmy kilka razy dzwonić dzwonkiem, żeby ktoś nas usłyszał i wpuścił.
- Cześć! A wy kto? - wesoło przywitał nas chudy chłopak w okularach.
- Jesteśmy znajomymi Rafała Popławskiego. Mówił, że możemy przyjść - powiedziałem.
- Aaaa, Rafała. Tak, tak, spoko, mówił, że ktoś przyjdzie. - Chłopak wydawał się już pijany, ale przynajmniej był nastawiony przyjacielsko. - Mam nadzieję, że coś ze sobą przynieśliście do picia, bo z tym już ciężko, ale za to do jedzenia jest pizza, częstujcie się i rozgośćcie.
Podziękowaliśmy, a gospodarz od razu gdzieś się ulotnił. Zdjęliśmy kurtki i buty starając się zapamiętać, gdzie je odkładamy, żeby nie pomylić z innymi ubraniami. W mieszkaniu panował półmrok a muzyka głośno dudniła. W środku było ze dwadzieścia kilka osób, przez to mieszkanie wydawało się mniejsze niż było w rzeczywistości. Żeby się usłyszeć musieliśmy do siebie krzyczeć. Luka wypatrzył Rafała, więc udaliśmy się w tamtą stronę, do kuchni.
- Czeeeeeść! - Rafał przywitał nas zbyt wylewnie obejmując każdego. Na pewno dużo już wypił. - Fajnie, że się zjawiliście. Napijmy się. - Objął w pijackim geście Zuzę, lekko zmieszaną, nie przywykłą do takiej bliskości z osobami, którzy nie byli bliskimi przyjaciółmi, ale nic nie powiedziała.
Dawid wyciągnął browary z plecaka, ale Rafał tylko obrzucił je pogardliwym wzrokiem by po chwili postawić przed nami butelkę wódki i kieliszki, jeszcze mokre, dopiero co wyjęte ze zlewu. Łukaszowi zaświeciły się oczy, że może spokojnie się napić czegoś mocniejszego, ja się martwiłem o konsekwencje łączenia alkoholi, ale w końcu sam też wypiłem dwa kieliszki. Języki nam się rozwiązały i zaczęliśmy dobrze się bawić i gadać o szkole i innych pierdołach. Poczułem się rozluźniony i trochę spokojniejszy, ciepło rozlewało się po moim ciele, a w klatce piersiowej czułem dudniące basy muzyki za naszymi plecami.
Nagle zauważyłem, że koło Zuzy stoi jakiś chłopak i z nią rozmawia. Nawet nie widziałem, kiedy przyszedł i nie raczył się z nami przywitać ani przedstawić, tylko cichaczem podszedł do ZZ. Zlustrowałem go od góry do dołu i zaczepiłem Lukę żeby spojrzał w tamtą stronę.
- Zazdrosny jesteś? - zapytał z uśmieszkiem na ustach.
- Weź przestań. - Szturchnąłem go łokciem. - Przecież wiesz, że między nami nic nie ma.
- Niech ci będzie. - Luka wzruszył ramionami i dodał teatralnym szeptem. - Patrz jak Zuza się rumieni!
Faktycznie, rozmawiali o czymś, a ona chichrała się jak gimnazjalistka rumieniąc się na twarzy. Przyjrzałem się jej dokładniej. Miała na sobie obcisłe czarne dżinsy, top na grubych ramiączkach z grafiką "Master of Puppets" a na to jakiś dziergany czarny sweter. Na szyi obrożę z ćwiekami a w uszach jak zwykle jakieś gotyckie kolczyki w kształcie krzyży. Jej długie blond włosy sięgające prawie do pasa dodawały jej niewinnego wyglądu. Teraz jasność jej skóry gryzła się z karminowymi wypiekami na policzkach, który wypłynęły tam od alkoholu, albo z powodu tego chłopaka. On sam też nieźle wyglądał, gdyby nie PG, Luka i w ogóle wszyscy wokoło, pewnie mógłbym na niego polecieć. Miał koszulkę z Metallicą, szarą z okładką z ich ostatniego albumu, do tego ciemne dżinsy, na nadgarstkach skórzane bransolety i rzemyki a w uszach kolczyki. Miał przyjemny uśmiech i ładne niebieskie oczy kontrastujące z czarnymi włosami.
Ciekawe, czy Łukaszowi też się podoba, jak blondas - pomyślałem i przebiegł mnie lekki dreszcz. Spojrzałem na przyjaciela i ten również przez chwilę wpatrywał się w nich, ale zaraz Dawid polał następną kolejkę i wzrok Luki zwrócił się w kierunku stolika.
Zrobiło mi się jakoś dziwnie. Słowa Łukasza o to, czy jestem zazdrosny szumiały mi w głowie. Nie mogłem być przecież zazdrosny o Zuzę. Może po prostu przykro mi było, że to mnie już nie pożąda? A taka zazdrość jest głupia. Jestem gejem, nigdy nie mógłbym być z nią. Pragnąłem tego rudzielca siedzącego obok mnie, raczącego nas szczerym śmiechem i błyszczącymi od alkoholu zielonymi oczami. Zsunąłem wzrok na jego ręce. Zdjął bluzę i siedział w samej koszulce i zacząłem przyglądać się jego piegom ciągnącym się spod rękawa aż do samych dłoni. Dłoni, które mogłyby mnie teraz dotykać i pieścić.
Nagle uderzyła mnie fala gorąca. Wstałem i bąknąłem coś o kiblu, a tak naprawdę poszedłem w kierunku balkonu, aby się przewietrzyć, a nie chciałem żeby Kowal poszedł za mną. Po drodze złapałem kawałek zimnej już pizzy, który zjadłem z lekkim obrzydzeniem, ale musiałem coś zjeść, żeby nie zemdleć. Balkon okazał się sporym tarasem z zadaszeniem, na którym kisiło się z osiem osób w dwóch małych grupkach. Ja stanąłem na uboczu i zapaliłem papierosa. Zacząłem się trochę uspokajać, ale nadal czułem dreszcze, tym razem z zimna. Ledwo skończyłem palić jednego fajka, już zapalałem kolejnego próbując nie myśleć o niczym konkretnym, wymazać obraz Luki ze swojej głowy, żebym tylko nie zrobił dzisiaj czegoś głupiego, czego mógłbym potem żałować.
Musisz wytrzymać do koncertu. To jeszcze tylko miesiąc - powtarzałem sobie w głowie. Wyciągnąłem komórkę, żeby sprawdzić, czy PG coś odpisał, ale nie, nic. W sumie, cały czas był z nami i ani razu nie wyciągnął telefonu. Pewnie wolał poczekać do jutra, żeby na spokojnie mi coś odpisać. Za to ja nie potrafiłem czekać. Napisałem mu jeszcze jednego maila ledwo widząc na oczy, zawierającego tylko jedno słowo "Tęsknię". Po wysłaniu stwierdziłem, że to było bardzo głupie i dziecinne, ale nie byłem w stanie trzeźwo myśleć. W połowie drugiego papierosa zrobiło mi słabo i niedobrze. Poczułem jak z twarzy odpływa mi krew i zrobiło mi się zimno. Szybko wyrzuciłem niedopałek i wróciłem do mieszkania w poszukiwaniu łazienki. Przelotnie wzrokiem złapałem Zuzę i tego gościa tańczących na parkiecie i pobiegłem dalej. Znalazłem łazienkę, dopadłem do kibla i zwymiotowałem dopiero co zjedzoną pizzę i chyba nawet wczorajszy obiad. Spuściłem wodę i wycierałem twarz papierem toaletowym, gdy do łazienki ktoś wszedł.
- Proszę, proszę, ktoś tu się kiepsko czuje. - Spojrzałem zirytowany i jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałem przed sobą blondasa. - Nie słyszałem, żebyś był zaproszony na tą imprezę, czyżbyś wkręcił się przez kolegę? - Zakpił nawiązując do sytuacji z moich urodzin, kiedy to on przyszedł niezapowiedziany, a zaproszony przez Rafała. My też teraz wprosiliśmy się poprzez Popławskiego, ale nie zamierzałem dać mu satysfakcji.
- Przynajmniej gospodarz wiedział, że przyjdziemy, bo się zapowiedzieliśmy zawczasu - odpowiedziałem z sarkazmem, ale jego twarz pozostała niewzruszona, nadal z przyklejonym uśmiechem.
- Masz, pewnie chce ci się pić. - Zmienił temat i podał mi butelkę z wodą. Chyba zauważył moją nieufność wobec tego gestu, bo dodał: - Nie martw się, nic tam nie wrzuciłem. No chyba, że brzydzisz się moich zarazków.
Sięgnąłem po butelkę i przyssałem się do niej. Nadal siedziałem na podłodze, przy kiblu, a on przysiadł na taborecie w kącie.
- Jest sylwester a ty wodę pijesz? - zapytałem żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Popijam między kieliszkami, żeby się nie uchlać, tak jak ty - odparł, na co się skrzywiłem. Miałem ochotę mu przywalić, ale w tym momencie nie byłem w stanie nawet wstać. - Mógłbyś chociaż podziękować - dodał po chwili.
- Nie prosiłem cię o pomoc - prychnąłem. Nie miałem zamiaru się przed nim płaszczyć. - Po co tu w ogóle wszedłeś?
- Myślałem, że jest wolne, chyba mogę wejść do kibla na imprezie?
Więcej nic sobie nie powiedzieliśmy. Ktoś próbował dostać się do tej łazienki, więc w końcu wstałem i wyszliśmy obaj, bez słowa. Blondas gdzieś sobie poszedł, a ja zostałem na korytarzu. Obraz mi się trochę rozmywał a muzyka bębniła w głowie coraz mocniej. Znowu zrobiło mi się niedobrze i trochę słabo. Próbowałem złożyć myśli i zastanowić się, dlaczego tak mi źle i pomyślałem, że to pewnie od tej pizzy. Alkohol mi zawrócił w głowie, ale to zjedzenie tej pizzy mnie dobiło.
Mieszkanie okazało się większe, niż z początku sądziłem i w głębi korytarza znalazłem jeszcze dwa pokoje, które były całkowicie opuszczone. Na szczęście. Wszedłem do jednego z nich i położyłem się na kanapie, ale zaraz świat zaczął wirować i musiałem wstać. Usiadłem więc w kącie na podłodze, odgrodzony kanapą od świata, żeby trochę stłumić głośną muzykę.
* * *
- Gdzie jest Marek? - Kowal krzyknął mi do ucha żeby słyszeć własne myśli. Rozejrzałem się i wzruszyłem ramionami. Zniknął gdzieś i nic nie powiedział.
Mam nadzieję, że dobrze się czuje.
- Nie wiem, powiedział, że idzie do kibla - odpowiedziałem, ale trochę się zdenerwowałem. Zuza poszła tańczyć z nowo poznanym chłopakiem i zobaczyłem ją na środku salonu. Wyglądało na to, że dobrze się bawi. Koleś lekko ją dotykał na rękach i plecach, ale nic więcej podejrzanego nie robił, więc nie martwiłem się o nią, za to Marek wybiegł po tym, jak zobaczył właśnie ZZ i kolesia. Mógł być aż tak dobrym kłamcą? Mówił mi, że nic do niej nie czuje, że jest tylko jak siostra, ale przy niej zachowywał się dziwnie, odbiegał myślami i spoglądał w jej kierunku. Przecież nie mogło mi się tylko zdawać.
Dawid sprowadził mnie na ziemię wręczając kieliszek w dłoń, a gdy już wypiliśmy złapał mnie nagle za ramię.
- Hej, czy to nie jest ten chłoptaś, z którym pokłócił się Marco na swoich urodzinach?
Co? Kacper?
Szybko spojrzałem w stronę, gdzie pokazywał Kowal i faktycznie w salonie wśród tańczących osób dostrzegłem go. Muszę przyznać, że wyglądał fantastycznie. Wygolone boki, blond włosy zaczesane do tyłu na żel. Niebieskie postrzępione dżinsy i obcisła czarna koszulka i ten uśmiech! A obok niego Filip! No tak, to znajomi Rafała i pewnie mają wspólnego znajomego, gospodarza tej imprezy. Że też Rafał nic nie powiedział i ich do tej pory nie zauważyłem. I wtedy mi się przypomniała rozmowa z Kacprem po przedstawieniu. I wtedy zobaczyłem. Jak tańczą obok siebie. Nie, ze sobą. Kacper obmacywał Filipa po plecach, po tyłku i patrzyli na siebie w taki sposób? A potem nagle pocałowali się, tak po prostu na oczach wszystkich, tylko ci wszyscy zdawali się nie mieć z tym problemu. A po moich plecach przeszły ciarki, na rękach poczułem gęsią skórkę. Coś mnie ścisnęło w żołądku. Nie, to nie było z zazdrości o któregoś z nich, już nie. To była zazdrość o nich, o to, że mogą być ze sobą, tak po prostu, bez żadnego ekranu monitora między nimi, bez żadnego skrępowania. Po prostu tańczyć i całować się. Ja też tak chciałem. Być wolnym. Być wolnym razem z MM.
Coś mnie walnęło jak obuchem. Odwróciłem się w bok i spojrzałem w oniemiałą twarz Dawida. Przecież on stał tuż obok i też patrzył na nich jak się całują! Co on teraz zrobi? Co powie?
- O kurde. Wiedziałeś o tym? - wydukał tylko wciąż gapiąc się na nich. Złapałem go za rękaw bluzy i spróbowałem odwrócić i posadzić.
- Nie gap się tak - syknąłem udając zaskoczonego, chociaż troszeczkę przecież byłem.
- Ale oni...
- Tak, widziałem. Ale gapić się nie musimy.
- Hej, co tam się stało? - zagadał Rafał kończąc rozmowę z jakimś kolegą.
- Nie, nic. Polej jeszcze jedną kolejkę. - Zaśmiałem się nerwowo i miałem nadzieję, że Kowal szybko zapomni to, co widział i nie będzie robił żadnych aluzji do gejów, bo tego teraz nie zniosę. Spojrzałem na niego i chyba na razie był w zbyt dużym szoku, żeby cokolwiek powiedzieć czy przetrawić.
* * *
Nie wiem ile siedziałem tak na podłodze, skulony, z głową między nogami. Cały czas było mi słabo, ale dawałem radę wytrzymać bez biegu do kibla. Nie chciałem o niczym rozmyślać, tylko zapaść się pod ziemię.
Nagle usłyszałem, że ktoś otworzył drzwi do tego pokoju, ale nie byłem w stanie zaprotestować i kazać im się wynosić. Usłyszałem tylko mlaskanie i oddechy, chyba odgłosy pocałunków. Usiedli na kanapie, ale w tym półmroku i w moim stanie prawie nic nie widziałem.
- Nie, poczekaj - usłyszałem.
Zuza?
- No co, daj się zabawić - powiedział chłopak, prawdopodobnie ten, z którym tańczyła ZZ.
- Weź rękę, powiedziałam, że nie.
- Słuchaj gówniaro - syknął. - Nie po to cię urabiałem, żebyś teraz mi odmawiała!
Usłyszałem szarpaninę i zacząłem trzeźwiej myśleć. Ten koleś dobierał się do Zuzy, musiałem coś zrobić, chociaż byłem w fatalnym stanie.
- Nie! - Zuza zaskomlała płaczliwym głosem a ja już stałem nad nimi.
- Odpierdol się od niej - warknąłem najgroźniej jak potrafiłem i doskoczyłem do niego szarpiąc za bluzkę, przewracając na podłogę.
- Co kurwa?! - zawył, zapewne nie spodziewając się nikogo w tym pokoju.
- To kurwa, że nie pozwolę ci zrobić jej krzywdy!
- Marek?! - ZZ krzyknęła zdziwiona i przerażona jednocześnie za moimi plecami a ja trzymałem kolesia przy podłodze. Wyrwał się i uderzył mnie w brzuch, aż kaszlnąłem i sądziłem, że zwymiotuję. Oparłem się o kanapę.
- Spierdalaj cwelu - powiedział, a mnie już świerzbiły ręce ze złości. Poczułem dłoń Zuzy na ramieniu, ale nie miałem zamiaru odpuścić. Obiecaliśmy kiedyś z chłopakami Piotrkowi, że będziemy się nią opiekować, uważać na nią na wspólnych imprezach, czy wyjściach. Nie mogłem tak tego zostawić. Zamachnąłem się na niego, ale byłem pijany i ręką trafiłem raczej w jego ramię niż w twarz. Ale krzyknął z bólu i osunął się na podłogę, też musiał być podpity.
- A pierdolę was! Ciebie i twoją sukę! - wrzasnął i prędko wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Chyba powinniśmy się zbierać z tej paskudnej imprezy, ale nie byłem w stanie się ruszyć. Wydawało mi się, że wszystkie wnętrzności mi się przewracają. Opadłem na kanapę a do mnie przywarła Zuza cicho szlochając.
- Marek, Marek - powtarzała cicho a ja po prostu ją przytuliłem i pogłaskałem w głowę, jak dobry przyjaciel.
- Nic ci nie zrobił? - zapytałem.
- Nie, nic - odparła i spojrzała na mnie a ja zobaczyłem jej jasne zapłakane oczy w świetle latarni padającym przez okno obok nas. Uśmiechnąłem się do niej ciesząc się z tego, a ona nagle przysunęła się bliżej i mnie pocałowała. Smakowała alkoholem. Złapałem ją szybko i odsunąłem.
- Zuza, nie...
- Kurwa, ten chciał mnie przelecieć, a ty nie chcesz? - Wstała i zaczęła się rzucać. Nic nie rozumiałem, kompletnie zmieniła front. - W sensie, że ja bym chciała ciebie, mnie chce jakiś zbok, a ty mnie nie chcesz.
Wyglądała dziwnie. Zgaszona, smutna, z zaschniętymi łzami na policzkach. Już nie zagniewana, tylko zrozpaczona.
- Powiedz, dlaczego mnie nie chcesz? - powiedziała rozżalonym głosem i usiadła z powrotem obok mnie.
- Jesteś dla mnie jak siostra - wychrypiałem.
- Ale gdybyś spróbował, może byłoby inaczej? - Ściągnęła swoje krzaczaste brwi a ja nadal nie potrafiłem jej powiedzieć dalszej prawdy. Znowu mnie prawie pocałowała.
- Nie, Zuza. - Przytrzymałem jej ramiona, a ona prawie płakała. Musiałem wyznać jej prawdę. - Nie mogę być z tobą. Nie mogę, bo jestem gejem.
W tym momencie usłyszeliśmy głośne krzyki z reszty mieszkania. Pewnie niedługo wybije północ, a my siedzieliśmy na kanapie w objęciu patrząc sobie w oczy.
Powiedz coś, dziewczyno.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z trzaśnięciem.
- Tu jesteście! - wrzasnął Luka. - Już prawie, e... północ. - Patrzył na nas i zapewne dopowiedział sobie to i owo, ale ja nie potrafiłem nic powiedzieć, zaprzeczyć, a i Zuza siedziała jak skamieniała. - To ja nie przeszkadzam - dodał z uśmiechem na ustach i wycofał się zamykając za sobą drzwi.
Puściłem Zuzę i zamknąłem oczy opierając się o kanapę.
- No to teraz tym bardziej będzie się upierał, że coś do ciebie czuję - westchnąłem.
- Jesteś gejem? Naprawdę? - W końcu przemówiła. - Ale, jak to? I nikt nic nie zauważył? Nawet Luka?
- Przede wszystkim Luka - stwierdziłem. - On jest tępy jak but i w ogóle nie kojarzy faktów.
- Ej, mówisz o swoim przyjacielu - obruszyła się. - Ja też przecież nic nie zauważyłam, a dziewczyny prędzej widzą takie rzeczy.
- Może byś zauważyła, ale byłaś zbyt zajęta wzdychaniem do mnie. - Zaśmiałem się nieco żeby rozładować napięcie. Widziałem, że ona również się uśmiechnęła i zarumieniła.
- To znaczy, że ten aniołek i w ogóle to bycie dla mnie miłym miały osłodzić mi odrzucenie?
- Można tak powiedzieć.
Muzyka ucichła i usłyszeliśmy głośne odliczanie. "10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1 Nowy Rok!" Zrobiło się głośno jak w ulu a Zuza pochyliła się do mnie i cmoknęła mnie delikatnie w usta.
- To na szczęście.
- Dziękuję. I przepraszam.
- Nie masz za co. Nie twoja wina, że jesteś... inny.
- Mówiłem, że jesteś dla mnie jak siostra.
- Teraz to rozumiem, dosłownie. Luka i Dawid nie wiedzą, tak?
- Wolałbym, aby tak pozostało.
- Kurczę. - Cały czas gapiła się na mnie, jak na jakieś niesłychane zjawisko. - Gej. Kto by pomyślał, że podobają ci się faceci. Serio, nie wyglądasz na takiego, nie zachowujesz się tak i nie ubierasz.
- Stereotypy - odparłem.
- No ja wiem, ale jednak.
Przez okno widzieliśmy fajerwerki. Nie chciało nam się wychodzić w tłum nieznanych nam ludzi, szczególnie, że gdzieś tam był ten koleś, który chciał... zgwałcić Zuzę. Nawet w myślach nie mogło mi przejść to słowo. To naprawdę mogłoby się stać, gdyby mnie tu nie było. Skrzywiłem się na samą myśl. Zuza chyba nie zdawała sobie sprawy, jakie nieszczęście prawie ją spotkało. Siedziała spokojnie obok mnie i położyła głowę na moim ramieniu zapatrzona w okno, a ja cieszyłem się, że chociaż odrobinę ciężaru mogłem przenieść na kogoś, że ktoś znał moją tajemnicę.