Rozdzia艂 13: Kundel jak kundel, ka偶dy zapaskudzi ci buty
Zacz臋艂o si臋 niewinnie. Ot, Filipowi zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie podczas ta艅ca, a Maciej jak to na honorowego rycerza przysta艂o, u偶yczy艂 mu swojego ramienia, ratuj膮c ksi臋偶niczk臋 przed upadkiem. Poruszali si臋 jeszcze chwil臋, by po zmianie piosenki zej艣膰 z parkietu i zn贸w ruszy膰 do baru. Niestety, nie zd膮偶yli nawet dobrze ustawi膰 si臋 w kolejce, kiedy stoj膮cy przed nimi m臋偶czyzna obr贸ci艂 si臋, a Filip zn贸w si臋 zachwia艂. Tak si臋 nieszcz臋艣liwie z艂o偶y艂o, 偶e 贸w osobnik mia艂 w d艂oni pe艂n膮 szklank臋 piwa, kt贸re rozla艂o si臋 na filipow膮 koszulk臋.
Gdyby Maciej wiedzia艂, jakie to wszystko b臋dzie mie膰 nast臋pstwa, z pewno艣ci膮 z艂apa艂by Filipa za r臋k臋, poci膮gn膮艂 w stron臋 wyj艣cia, wpakowa艂 do taks贸wki i zawi贸z艂 do swojego mieszkania, 偶eby tam pod ko艂dr膮 zaliczy膰 z Wilczy艅skim kilka baz. Niestety jednak - nie wiedzia艂. Nie mia艂 te偶 poj臋cia, 偶e alkohol w Filipie wyzwala艂 agresj臋 i 偶e rozlane piwo tak go zdenerwuje.
- Co ty, kurwa?! - wydar艂 si臋 Wilczy艅ski, nawet nie patrz膮c, 偶e przeciwnik by艂 o g艂ow臋 wy偶szy i prawie dwa razy szerszy od niego.
- Sorry, stary - powiedzia艂 m臋偶czyzna, ca艂e szcz臋艣cie chyba jednak nie pal膮c si臋 do b贸jek. - Nie chcia艂em, ale troch臋 tob膮 zawia艂o - podj膮艂 pr贸b臋 t艂umaczenia, ale Filip chyba nie mia艂 ochoty na rozmow臋. Zacietrzewi艂 si臋 bardziej, Maciej mia艂 wra偶enie, 偶e jeszcze chwila, a z jego uszu buchnie para. Nic jednak nie zrobi艂, sta艂 i obserwowa艂, nie maj膮c poj臋cia, czego mo偶e si臋 spodziewa膰 po Wilczy艅skim. I tu by艂 jego b艂膮d. Ogromny, powa偶ny w skutkach b艂膮d.
- To uwa偶aj, jak leziesz ze swoim piwem! - wyskoczy艂, zupe艂nie jakby by艂 gwiazd膮 MMA, a nie chudym, niskim dziewi臋tnastolatkiem o ca艂kiem uroczej (absolutnie niepasuj膮cej do charakteru) twarzy. Maciej jednak wci膮偶 nie interweniowa艂.
- Ty na mnie wpad艂e艣! - sapn膮艂 m臋偶czyzna, marszcz膮c gro藕nie brwi.
- Bo, kurwa, nad piwem nie potrafisz zapanowa膰! - prychn膮艂 i pchn膮艂 zaczepnie nieszcz臋艣nika. W g艂owie Macieja zapali艂a si臋 nie tylko czerwona ostrzegawcza lampka, ale zacz臋艂a te偶 wy膰 syrena alarmowa. Mimo to, dalej sta艂 i nic nie zrobi艂.
- We藕 nie fikaj, okej? - Tym razem pchn膮艂 Filipa, kt贸ry, gdyby nie Maciej, z pewno艣ci膮 run膮艂by na pod艂og臋 jak d艂ugi.
- Ej, dobra, spok贸j - wtr膮ci艂 w ko艅cu, obawiaj膮c si臋, 偶e jak tak dalej p贸jdzie, to Filip sko艅czy z przemodelowan膮 twarz膮. Odci膮gn膮艂 Filipa od nieznajomego, czuj膮c, 偶e jeszcze chwila i stan膮 si臋 atrakcj膮 ca艂ego Heaven.
- Ogarnij swojego ch艂optasia, bo chyba jakiego艣 syfu w darkroomie si臋 nabawi艂 - prychn膮艂 m臋偶czyzna, na co Filip, nie wytrzymuj膮c, wyskoczy艂 zza ramienia Macieja, spoliczkowa艂 nieznajomego i zaraz wr贸ci艂 na miejsce.
Maciej oniemia艂. Przeciwnik nie bardzo. Maciej poczu艂 mocne szarpni臋cie.
- 呕eby艣 sam syfu si臋 nie nabawi艂! - krzykn膮艂 jeszcze Filip zza plec贸w Macieja, przypominaj膮c w tym momencie, nie przymierzaj膮c, ma艂ego, z艂o艣liwego psa, k膮saj膮cego po kostkach i chowaj膮cego si臋 pomi臋dzy nogami w艂a艣ciciela. Filip rzeczywi艣cie mia艂 co艣 z kundla, tyle 偶e nie by艂 zbyt odwa偶nym kundlem o silnych szcz臋kach. Raczej g艂o艣nym, upierdliwym i cwanym ratlerkopodobnym stworem.
Niestety jednak, to na Macieju skupi艂a si臋 ca艂a z艂o艣膰 nieznajomego. Filip grzecznie ustawi艂 si臋 za jego plecami, a w polu ra偶enia pozosta艂 osamotniony Maciej. Nim jednak wydarzy艂o si臋 co艣 gro藕niejszego (w ko艅cu Maciej za bardzo nie wiedzia艂, jak si臋 bi膰, znajdowa艂 si臋 na przegranej pozycji), pomi臋dzy nich wesz艂a ochrona. Ogromny, 艂ysy facet targn膮艂 nim, zagrozi艂 wyrzuceniem z klubu, a Wyszy艅ski ... cho膰 zdecydowanie powinien to zrobi膰 Filip - przeprosi艂 grzecznie, obieca艂, 偶e ju偶 si臋 co艣 takiego nie zdarzy i zaci膮gn膮艂 szczekaj膮cego Wilczy艅skiego na drug膮 stron臋 Heavenu.
- Jeste艣 nienormalny! - krzykn膮艂 na Filipa, czuj膮c, jak emocje rozsadzaj膮 go od 艣rodka. Dopiero teraz zaczyna艂 rozumie膰 powag臋 sytuacji.
Filip w odpowiedzi za艣mia艂 si臋 w ten sw贸j z艂o艣liwy spos贸b, przyci膮gn膮艂 Macieja do siebie, poca艂owa艂 mocno, a Maciej nawet nie wiedz膮c kiedy, zapomnia艂 o ca艂ym zdarzeniu.
Przekl臋ty, g艂upi ratlerek.
Zn贸w wr贸cili do picia. Wyszy艅ski nie wiedzia艂, 偶e nie powinni - bo sk膮d? Nie mia艂 poj臋cia, jak mocn膮 g艂ow臋 mia艂 Filip, ani jak bardzo jest ju偶 pijany. Zdania sk艂ada艂 ca艂kiem zgrabnie, ruchy mia艂 ju偶 bardziej nieskoordynowane, ale znowu nie porusza艂 si臋 tak strasznie nieudolnie, 偶eby Maciej si臋 tym przej膮艂.
No ale sta艂o si臋 - jeden drink, p贸藕niej kolejny, b臋d膮cy ju偶 gwo藕dziem do grobowej trumny.
- Niedobrze mi - powiedzia艂 Filip tu偶 po odstawieniu dopitego (no bo jak偶eby inaczej, alkohol mia艂by si臋 zmarnowa膰?!) napoju. Maciej popatrzy艂 na niego uwa偶nie, jeszcze nie przeczuwaj膮c nadchodz膮cego armagedonu.
- Ale 偶e jak? - zapyta艂 z niezrozumieniem, bo nawet nie dopuszcza艂 do siebie my艣li, 偶e mog艂oby dzisiaj nie sko艅czy膰 si臋 na seksie.
Filip nagle przycisn膮艂 d艂o艅 do ust i wszystko sta艂o si臋 jasne - b臋dzie rzyga膰. Kiedy jednak jego cia艂o wzdrygn臋艂o si臋 w konwulsjach, sta艂o si臋 jeszcze bardziej jasne - b臋dzie rzyga膰 zaraz. Maciej wi臋c, od razu trze藕wiej膮c, z艂apa艂 Filipa i korzystaj膮c z tego, 偶e bli偶ej im by艂o do wyj艣cia z klubu, ni偶 do toalet, niemal wypchn膮艂 dzieciaka z Heaven. Nie mia艂 poj臋cia, jak mu si臋 to uda艂o, ale Wilczy艅ski zwymiotowa艂 od razu po przekroczeniu progu. Niby szcz臋艣cie, niby Maciej m贸g艂by si臋 cieszy膰, 偶e nie zrobi艂 tego na parkiecie, bryzgaj膮c na otaczaj膮cych ich imprezowicz贸w, ale niestety: Filip nie wycelowa艂 i troch臋 ucierpia艂y na tym nowe, sk贸rzane buty Wyszy艅skiego za siedem st贸w. Oniemia艂y popatrzy艂 na czubki swoich niegdy艣 b艂yszcz膮cych, eleganckich pantofli i a偶 nie wiedzia艂, co robi膰. Bo z jednej strony wezbra艂a si臋 w nim z艂o艣膰 (chyba mia艂 to nawet na nogawkach spodni!), a z drugiej wystarczy艂o, 偶e popatrzy艂 na dr偶膮cego w spazmach Filipa, by z艂o艣膰 mu zaraz przesz艂a. Wilczy艅ski w og贸le nie przypomina艂 tego samego Wilczy艅skiego, jeszcze jakie艣 p贸艂 godziny temu podskakuj膮cego przy barze do nieznajomego osobnika. By艂 raczej drobnym, upitym, bezbronnym Wilczy艅skim, kt贸ry przy odrobinie nieszcz臋艣cia m贸g艂by si臋 zakrztusi膰 w艂asnymi wymiocinami.
I jak obrzydliwe by to nie by艂o - albo, co bardziej tu pasuje - jak niepodobne by to nie by艂o do Macieja, przytrzyma艂 Filipa, a gdy ten ju偶 wszystko zwr贸ci艂, otar艂 mu twarz, zadzwoni艂 po taks贸wk臋, usadzi艂 na murku i na samym ko艅cu zabra艂 si臋 za wycieranie swoich but贸w.
Mia艂 ju偶 przecie偶 wpraw臋. Nie tak znowu dawno temu wdepn膮艂 tym samym pantoflem w ogromn膮 psi膮 kup臋. Wymiociny znajdywa艂y si臋 na tym samym poziomie w piramidzie obrzydlistw, chcia艂oby si臋 wi臋c powiedzie膰, 偶e nic nowego mu si臋 nie przytrafi艂o.
Maciej jednak m贸g艂by wyci膮gn膮膰 z tego jeden, troch臋 zabawny wniosek: kundel jak kundel, ka偶dy zapaskudzi ci buty.
***
Maciej nie by艂 osob膮 religijn膮, raczej si臋 nie modli艂, do ko艣cio艂a te偶 by艂o mu zawsze nie po drodze. Siedz膮c jednak z Filipem w taks贸wce, sk艂ada艂 ca艂膮 litani臋 do Matki Bo偶ej, 偶eby tylko przypadkiem Wilczy艅ski mu si臋 nie porzyga艂. Niemi艂y, gruby i oczywi艣cie stary taks贸wkarz jak to si臋 dzia艂o, 偶e wszyscy taks贸wkarze byli pod sze艣膰dziesi膮tk臋, pomi臋dzy siedzeniem a kierownic膮 trzymali ogromny, wyhodowany na biedronkowych czipsach i Coli Original b臋ben, a pod nosem dumnie wdzi臋czy艂 im si臋 w膮s... Maciej naprawd臋 liczy艂, 偶e kiedy艣 uda mu si臋 natrafi膰 na przystojnego taks贸wkarza, bo chyba nie mia艂 do tego szcz臋艣cia.) zanim zada艂 swoje standardowe pytanie "dok膮d?", ostrzeg艂 Wyszy艅skiego, 偶e jak Filipowi chocia偶by troch臋 si臋 uleje, to b臋dzie p艂aci膰 za dezynfekcj臋 tapicerki. Maciejowi jednak nie u艣miecha艂o si臋 wracanie autobusami, zreszt膮, podejrzewa艂, 偶e Filip w swoim aktualnym stanie m贸g艂by tego nie przetrwa膰. Podj膮艂 wi臋c ryzyko, w rezultacie czego ca艂膮 drog臋 dr偶a艂 na ka偶de czkni臋cie, bekni臋cie czy jakikolwiek inny 偶o艂膮dkowy odg艂os ze strony Wilczy艅skiego. Ju偶 nie chodzi艂o nawet o pieni膮dze, po prostu naprawd臋 lubi艂 swoja marynark臋.
Cudem uda艂o im si臋 dojecha膰 bez 偶adnych sensacji. Te dopiero zacz臋艂y si臋 przed wej艣ciem do apartamentowca. Filip zgi膮艂 si臋 w p贸艂, zabrudzaj膮c trawnik, a tleniona blondynka w r贸偶owych dresach, kt贸ra wysz艂a na nocny spacer ze swoim 艣nie偶nobia艂ym malta艅czykiem w r贸偶owej spineczce, nie zapomnia艂a nie skomentowa膰. Maciej nic jej nie odpowiedzia艂, wyobrazi艂 sobie tylko, jak bierze swojego kundla, przez przypadek b艂膮dzi z psem po pi臋trach w apartamentowcu, a niestety psu zachciewa si臋 siku i za艂atwia swoj膮 potrzeb臋 prosto na drzwi tlenionej. A偶 u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, doskonale wiedz膮c, 偶e by艂 jeszcze pijany i 偶e gdyby nie mia艂 do ogarni臋cia Filipa, to mo偶e urzeczywistni艂by swoje fantazje.
Wepchn膮艂 na p贸艂 przytomnego ch艂opaka do windy, przytrzymuj膮c go przy tym w pasie. Smr贸d Filipa by艂 okropny, ale Maciej sam nie wiedzia艂, czy m贸g艂by konkurowa膰 z zapachami, jakie czasem wydziela艂 jego pies.
- I po co ja to robi臋? - zapyta艂 samego siebie, kiedy winda pomkn臋艂a w g贸r臋. Popatrzy艂 na blad膮, zamar艂膮 w p贸艂艣nie twarz Filipa. Ca艂y czas trzymaj膮c dzieciaka jedn膮 r臋k膮, wychyli艂 si臋 drug膮 i odgarn膮艂 mu mokre pasemko z twarzy. Nie powiedzia艂by tego na g艂os, a ju偶 w og贸le nie powt贸rzy艂by tego po wytrze藕wieniu, ale przecie偶 nie m贸g艂 zostawi膰 Filipa samego w takim stanie. Seksu na pewno nie b臋dzie (Maciej raczej nie przejawia艂 nekrofilskich zap臋d贸w), sam jednak nie wiedzia艂, czy po tylu szklankach whisky stan膮艂by na wysoko艣ci zadania, wi臋c jakie艣 plusy z tej patowej sytuacji da艂 rad臋 wyci膮gn膮膰.
Dotarga艂 zw艂oki Filipa do drzwi, kt贸re zreszt膮 cudem otworzy艂. Ju偶 w progu powita艂 go st臋skniony za wszystkie czasy pies, ale tym razem Maciej musia艂 go zignorowa膰.
- Przyprowadzi艂em ci innego kundla do towarzystwa - powiedzia艂 w przyp艂ywie czarnego humoru i procent贸w. - Podobnie 艣mierdzicie, dogadacie si臋 - doda艂, zamykaj膮c za sob膮 drzwi nog膮, by zabra膰 si臋 za kolejne wyzwanie: przetransportowanie Filipa do 艂azienki. To jednak nie okaza艂o si臋 wcale tak trudne. Uda艂o mu si臋 jako艣 tam dotrze膰, a nawet posadzi膰 p贸艂 przytomnego dzieciaka na zamkni臋tej klapie sedesu. Wilczy艅ski ockn膮艂 si臋 na moment (ale tylko na moment), kiedy Maciej obmywa艂 mu twarz i w艂osy. Zaraz jednak zn贸w zapad艂 w sw贸j pijacki letarg, a Wyszy艅ski kontynuowa艂 oporz膮dzanie go. Ostro偶nie 艣ci膮gn膮艂 ubrudzone ubranie, wrzuci艂 je do pralki, a p贸藕niej - nie maj膮c innego wyj艣cia - zabra艂 Filipa do swojej sypialni. Wiedzia艂, 偶e nikim innym raczej by si臋 tak nie zaopiekowa艂, ba, kim艣 innym nawet by si臋 nie przej膮艂! Ca艂e jednak szcz臋艣cie, 偶e wcale nie dr臋czy艂y go teraz my艣li typu: jak, po co i dlaczego. B臋d膮c pijanym, bardzo 艂atwo odci膮膰 si臋 od racjonalnego podchodzenia do pewnych spraw. W tamtym momencie wa偶niejsze by艂o, 偶eby zawr贸ci膰 do 艂azienki po misk臋, przystawi膰 Filipowi pod nos, uda膰 si臋 do kuchni, wstawi膰 wod臋 na herbat臋 rumiankow膮, a gdy ta ostygnie - wla膰 chocia偶 troch臋 w nie偶ywego. Ba艂 si臋, 偶e po takim wymiotowaniu Filip m贸g艂by si臋 odwoni膰. Nie zapomnia艂 r贸wnie偶 o postawieniu mu przy 艂贸偶ku butelki wody i aspiryny. Kiedy sko艅czy艂, okry艂 jeszcze zw艂oki Wilczy艅skiego kocem, bo dzieciak zaczyna艂 si臋 trz膮艣膰 przez sen.
Dopiero po tym m贸g艂 si臋 zabra膰 za czyszczenie but贸w, nastawienie pralki i wyj艣cie na nocny spacer z psem, w ko艅cu nie widzia艂o mu si臋 poranne wdepni臋cie w szczyny, czy - co gorsza - w co艣 ci臋偶szego. Do艣膰 mia艂 atrakcji z takimi nieprzyjemno艣ciami. Gdy ju偶 si臋 z tym wszystkim upora艂, u艂o偶y艂 si臋 obok Filipa, a kiedy zda艂 sobie spraw臋, 偶e dzieciak le偶a艂 tak, jak sam go u艂o偶y艂 i ani na milimetr si臋 nie poruszy艂, szybko poderwa艂 si臋 do siadu. Nachyli艂 si臋 nad Wilczy艅skim z ogromn膮 gul膮 w gardle i seri膮 nieprzyjemnych my艣li w g艂owie. 艢mierdz膮cy alkoholem i wymiocinami oddech owia艂 jego policzek, na co Wyszy艅ski odsapn膮艂 z ulg膮. Filip 偶y艂, jutro b臋dzie mie膰 ogromnego kaca, a Maciej postara si臋 te偶, 偶eby nie omin膮艂 go r贸wnie偶 kac moralny. Wszystko w normie, pomy艣la艂, odwracaj膮c si臋 do Filipa plecami. Zgasi艂 艣wiat艂o, ale zanim zasn膮艂, spu艣ci艂 jeszcze r臋k臋, 偶eby poklepa膰 le偶膮cego pod 艂贸偶kiem psa. Zwierz臋 musn臋艂o j臋zykiem wierzch jego d艂oni; chudy ogon uderzy艂 w rado艣ci kilka razy o pod艂og臋, a zm臋czony Maciej zapad艂 w g艂臋boki, pijacki sen.
***
Filip przebudzi艂 si臋 z kompletn膮 nie艣wiadomo艣ci膮 miejsca, w kt贸rym si臋 znajduje. Sapn膮艂 ci臋偶ko, popatruj膮c na nieznane mu pomieszczenie. Pr贸bowa艂 przypomnie膰 sobie chocia偶 strz臋pki ko艅ca wczorajszej nocy, ale nic z tego. Napotka艂 jedynie jedn膮, wielk膮 wyrw臋 w pami臋ci. Chyba faktycznie troch臋 przesadzi艂 z alkoholem, co zreszt膮 uzmys艂awia艂 mu posmak wymiocin w ustach i poczucie og贸lnego rozbicia. Poranki na kacu by艂y okropne. Kto je w og贸le wymy艣li艂?
Gdy jego jeszcze zaspane spojrzenie zatrzyma艂o si臋 na szerokich plecach, upstrzonych kilkoma pieprzykami i jedn膮, d艂ug膮 blizn膮 ci膮gn膮c膮 si臋 od 艂opatki do 偶eber, zamar艂 na kilka chwil, nie wiedz膮c, co ma my艣le膰. Szybko odgarn膮艂 ko艂dr臋, ale gdy dostrzeg艂, 偶e ani on, ani Maciej nie pozbyli si臋 przez noc bielizny, odetchn膮艂. Do艣wiadczenie podpowiada艂o mu troch臋 o s艂abej jako艣ci seksu po alkoholu. Ta jako艣膰 niestety mog艂aby by膰 jeszcze ni偶sza, kiedy on ledwie co kontaktowa艂. A przecie偶 nie chcia艂 si臋 b艂a藕ni膰 przed Maciejem.
No i je偶eli ju偶 by do czego艣 mia艂o doj艣膰, zdecydowanie chcia艂 by膰 tym, kt贸ry zaci膮gn膮艂by Macieja do 艂贸偶ka, nie na odwr贸t.
Ju偶 mia艂 wsta膰 i ruszy膰 do 艂azienki (kt贸r膮 zreszt膮 doskonale zd膮偶y艂 pozna膰 dzi臋ki k膮paniu w niej psa), gdy w zasi臋gu jego wzroku pojawi艂a si臋 miska, butelka wody i blister aspiryny. A偶 uni贸s艂 brwi, ogl膮daj膮c si臋 na Macieja pogr膮偶onego w ci臋偶kim 艣nie. Naprawd臋 o wszystko zadba艂, zabrz臋cza艂o mu w g艂owie, a w klatce piersiowej obudzi艂o si臋 nieznane, ale przyjemne uczucie. Nie pr贸buj膮c go w 偶aden spos贸b analizowa膰, si臋gn膮艂 po wod臋 i odkr臋ci艂 j膮. W tym momencie Maciej sapn膮艂 i przewr贸ci艂 si臋 na wznak, 艣ci膮gaj膮c na siebie spojrzenie Filipa, kt贸ry przez kilka chwil nie potrafi艂 oderwa膰 wzroku od jego 艂agodnej, zmorzonej snem twarzy.
Przez moment mia艂 ochot臋 wyci膮gn膮膰 do niego r臋k臋 i pog艂adzi膰 Macieja po chropowatym od porannego zarostu policzku. Nic jednak nie zrobi艂, przestraszy艂 si臋. W zamian szybko wsta艂 z 艂贸偶ka i pod pretekstem ch臋ci jak najszybszego od艣wie偶enia swojego oddechu, pogna艂 do 艂azienki, zapominaj膮c nawet o wzi臋ciu aspiryny na 膰mi膮cy b贸l w skroniach.
Dopiero gdy znalaz艂 si臋 w toalecie, m贸g艂 odetchn膮膰. Ochlapa艂 twarz zimn膮 wod膮, kt贸ra na moment przynios艂a mu ukojenie. Z lustra spogl膮da艂y na niego wyko艅czone zbyt du偶膮 ilo艣ci膮 alkoholu ciemne, podkr膮偶one oczy. Je偶eli mia艂by siebie teraz oceni膰, stwierdzi艂by, 偶e wygl膮da na dziesi臋膰 lat starszego. Zm臋czenie dla nikogo nie by艂o 艂askawe.
Nie bardzo si臋 jednak tym przej膮艂, zacz膮艂 przeszukiwa膰 szafki, 偶eby znale藕膰 jakie艣 zapasowe szczoteczki. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e gdyby to Maciej wyl膮dowa艂 u niego w mieszkaniu, 偶adnej nowej szczotki do z臋b贸w by nie znalaz艂. Ca艂e szcz臋艣cie Filip by艂 go艣ciem u Macieja, a nie na odwr贸t, wi臋c w jednej z szuflad, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 ca艂y arsena艂 przer贸偶nych olejk贸w, krem贸w i innych dziwnych s艂oiczk贸w z maziami, natrafi艂 na to, czego szuka艂.
Podczas szorowania z臋b贸w nie odm贸wi艂 sobie przejrzenia maciejowych specyfik贸w antystarzeniowych. Za艣mia艂 si臋 pod nosem, ale jako艣 nie by艂 szczeg贸lnie ubawiony swoim odkryciem. Gdyby znalaz艂 te kremy jeszcze miesi膮c temu, mo偶e w艂a艣nie turla艂by si臋 po pod艂odze, a p贸藕niej zatruwa艂by 偶ycie Macieja r贸偶nymi k膮艣liwymi 偶arcikami. Teraz jednak bez s艂owa zasun膮艂 szuflad臋, wyp艂uka艂 usta, a p贸藕niej wzi膮艂 szybki, od艣wie偶aj膮cy prysznic, po kt贸rym poczu艂 si臋 zdecydowanie lepiej.
Zawsze kiedy troch臋 sobie popi艂, mia艂 problemy ze snem. Zrywa艂 si臋 o nienormalnych porach, 偶eby w okolicach godziny czwartej czy pi膮tej popo艂udniu zdycha膰 ze zm臋czenia. Tym razem wcale nie by艂o inaczej, kiedy umyty i odziany jedynie w r臋cznik zawi膮zany w biodrach przeszed艂 do kuchni, zorientowa艂 si臋, 偶e dopiero wybi艂a si贸dma rano. I co on niby mia艂 tutaj robi膰 przez tyle czasu?
Z jednej strony m贸g艂by obudzi膰 Macieja i wtedy nie nudzi艂by si臋 sam. Zaraz jednak gdy ten pomys艂 wpad艂 mu do g艂owy, stwierdzi艂, 偶e to g艂upie. Nie chcia艂 go budzi膰. Nie mia艂 poj臋cia dlaczego, ale po prostu czu艂 wewn臋trzn膮 niech臋膰. Zajrza艂 tylko do sypialni, 偶eby upewni膰 si臋, 偶e Maciej na pewno 艣pi.
No i spa艂. A chudy, 艂ysawy pies wiernie pochrapywa艂 na pod艂odze tu偶 przy Macieju. Podni贸s艂 jedynie 艂eb, popatrzy艂 swoimi ciemnymi oczami na Filipa i nie wyczuwaj膮c zagro偶enia, z powrotem u艂o偶y艂 g艂ow臋 na swoich 艂apach.
Wilczy艅ski cicho wycofa艂 si臋 do salonu. Pokr臋ci艂 si臋 troch臋 po nim, ale opr贸cz rzuconej na kanapie bluzy i dresowych spodni Macieja nie znalaz艂 nic ciekawego. Niewiele my艣l膮c, si臋gn膮艂 po ubrania. Takie paradowanie w samym r臋czniku o si贸dmej rano, nawet latem, nie mog艂o mu wyj艣膰 na zdrowie. W szczeg贸lno艣ci, 偶e nadchodz膮cy dzie艅 nie zapowiada艂 si臋 ciep艂o. Na niebie wisia艂y k艂臋by czarnych chmur, z kt贸rych spada艂 rz臋sisty deszcz.
Opatuli艂 si臋 bluz膮 Macieja, a kiedy wyczu艂 dobrze znany zapach b臋d膮cy mieszank膮 perfum, papieros贸w i lekko wyczuwalnego potu, mimowolnie jeszcze bardziej zapad艂 si臋 w ubranie. Usiad艂 na sofie i z braku lepszego zaj臋cia w艂膮czy艂 telewizor, czuj膮c dziwny spok贸j. Nawet nie wiedzia艂 kiedy, a zasn膮艂 z kapturem bluzy zaci膮gni臋tym na swoj膮 g艂ow臋 i w za du偶ych spodniach, kt贸rych nogawki zakrywa艂y mu stopy.
***
Obudzi艂y go d藕wi臋ki jakiej艣 rozmowy. Nie mia艂 poj臋cia, kto bra艂 w niej udzia艂 i dlaczego rozgrywa艂a si臋 ona w jego mieszkaniu, kiedy on nawet nie zna艂 tych g艂os贸w. Powoli podni贸s艂 si臋 do siadu, patrz膮c na swoj膮 sypialni臋 ze zmarszczonymi brwiami. 艢pi膮cy na pod艂odze pies jakby wyczu艂 jego ruch; odg艂os ogona uderzaj膮cego o panele rozni贸s艂 si臋 po pomieszczeniu.
Maciej szybko przypomnia艂 sobie wczorajszy wiecz贸r, a w艂a艣ciwie to ju偶 noc. Zerkn膮艂 jeszcze tylko na puste miejsce obok siebie, 偶eby zaraz wsta膰, czego zreszt膮 po偶a艂owa艂. Musia艂 przytrzyma膰 si臋 艣ciany, 偶eby nie run膮膰 z powrotem na 艂贸偶ko przez atak nag艂ych md艂o艣ci i zawrot贸w g艂owy. Ostry b贸l zaraz rozbrzmia艂 u podstawy jego czaszki, przypominaj膮c, 偶e nie by艂 ju偶 m艂odym, jurnym dwudziestolatkiem, mog膮cym pozwoli膰 sobie na picie bez konsekwencji. Ostatnimi czasy coraz gorzej reagowa艂 na alkohol, kace powoli stawa艂y si臋 nie do wytrzymywania. A oczywi艣cie fakt, 偶e wczoraj nim po艂o偶y艂 si臋 spa膰, troch臋 ju偶 wytrze藕wia艂, mia艂 tu niewielkie znaczenie.
Gdy prze艂kn膮艂 ju偶 b贸l 偶o艂膮dka, g艂owy, mi臋艣ni i wszystkiego, co tylko mo偶liwie, bez s艂owa ruszy艂 w kierunku drzwi. Nie musia艂 nawet ogl膮da膰 si臋 na psa, 偶eby wiedzie膰, 偶e ten p贸jdzie za nim. D藕wi臋ki pazur贸w uderzaj膮cych o pod艂og臋 skutecznie to potwierdzi艂y.
Wyszed艂 do przedpokoju, sk膮d odg艂osy prowadzonej konwersacji, a raczej wywiadu, sta艂y si臋 dono艣niejsze. Szybko te偶 zrozumia艂, 偶e w jego mieszkaniu nie zal臋g艂y si臋 nagle obce osoby, a po prostu kto艣 w艂膮czy艂 telewizor. Podejrzewa艂 nawet, kto. Wszed艂 do salonu, pr贸buj膮c nie zrobi膰 tego w pozycji na emeryta: b臋d膮c zgi臋tym w p贸艂, usi艂uj膮c tym samym z艂agodzi膰 jako艣 b贸l 偶o艂膮dka. Z trudem wyprostowa艂 si臋, a gdy dostrzeg艂 zwini臋t膮 w pozycji embrionalnej posta膰 na kanapie, co艣 go jakby porazi艂o. Ale w taki ca艂kiem przyjemny spos贸b. Usta wykrzywi艂y si臋 w mimowolny u艣miech, a on kilka chwil sta艂 w progu, patrz膮c na pogr膮偶on膮 we 艣nie twarz Filipa. Najbardziej uwag臋 Macieja przyku艂 ubi贸r dzieciaka, a dok艂adniej dresy, kt贸re nawet na Wyszy艅skiego by艂y przydu偶e, a w kt贸rych Filip si臋 niemal topi艂.
Obecno艣膰 Wilczy艅skiego w jego mieszkaniu nagle wyda艂a mu si臋 ca艂kowicie naturalna. Wpasowywa艂 si臋 w salon, zupe艂nie jakby codzienno艣ci膮 by艂y dla niego drzemki na jasnej, sk贸rzanej kanapie w deszczowe dni.
Maciej si臋gn膮艂 po pilota, wy艂膮czy艂 telewizor, a w mieszkaniu zapad艂a b艂oga cisza, przerywana jedynie d藕wi臋kami kropel uderzaj膮cych o szyby. Nim Maciej odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂, pies przemkn膮艂 mu pomi臋dzy nogami, wpad艂 do pomieszczenia, by zaraz przycisn膮膰 sw贸j mokry nos do zadartego nosa Filipa. Wyszy艅ski zd膮偶y艂 tylko sykn膮膰 ostrzegawczo na zwierz臋. Nie chcia艂 budzi膰 dzieciaka, w艂a艣ciwie to nawet pomy艣la艂 o przyniesieniu mu koca z sypialni, kiedy sta艂o si臋 jasne, 偶e ten nie b臋dzie wcale potrzebny.
- O fuuj - w pomieszczeniu rozleg艂o si臋 zaspane sapni臋cie. Maciej a偶 za艣mia艂 si臋 pod nosem, patrz膮c na jeszcze nie do ko艅ca wybudzonego Filipa, pr贸buj膮cego uciec od natarczywego j臋zora.
- Przed chwil膮 liza艂 sobie jaja - rzuci艂 Maciej, nie mog膮c si臋 powstrzyma膰. Za艣mia艂 si臋 jeszcze g艂o艣niej na widok wykrzywionej w grymasie obrzydzenia twarzy.
- Ohyda - sapn膮艂 Filip, siadaj膮c na kanapie i wycieraj膮c mokry policzek. Zadowolony z siebie pies zamerda艂 ogonem, wbijaj膮c w Wilczy艅skiego swoje niewinne paciorkowe 艣lepia.
- Jest kac? - zapyta艂 Maciej jakby nigdy nic. Jakby przez ostatnie kilka minut wcale nie wpatrywa艂 si臋 w 艣pi膮cego Filipa i wcale nie zastanawia艂, dlaczego, do jasnej cholery, obecno艣膰 dzieciaka wcale mu nie przeszkadza艂a. A, trzeba przyzna膰, Maciejowi naprawd臋 wiele rzeczy przeszkadza艂o, w szczeg贸lno艣ci je偶eli te rzeczy narusza艂y jego przestrze艅 osobist膮.
Filip ziewn膮艂 rozdarcie i podni贸s艂 si臋 z kanapy.
- Nie - powiedzia艂 po chwili namys艂u, oceniaj膮c sw贸j stan samopoczucia, po czym jego twarz poja艣nia艂a przez u艣miech. - Nic a nic - doda艂 z zadowoleniem, na co Maciej zmarszczy艂 brwi.
I jaka tu by艂a sprawiedliwo艣膰? Wypi艂 o wiele mniej, p贸藕niej ogarn膮艂 obrzyga艅ca, upra艂 jego ciuchy, po艂o偶y艂 spa膰, a na koniec jeszcze wyprowadzi艂 psa, 偶eby na drugi dzie艅 zdycha膰!
Sapn膮艂 ci臋偶ko i opad艂 na kanap臋. Potar艂 pulsuj膮ce b贸lem skronie.
- A powinien by膰 - powiedzia艂 z charakterystyczn膮 dla ich rozm贸w z艂o艣liwo艣ci膮.
- M艂odo艣膰, Maciusiu, m艂odo艣膰 - odci膮艂 mu si臋 z szerokim u艣miechem.
- Nie ciesz si臋 tak, na twoim miejscu pragn膮艂bym si臋 zapa艣膰 pod ziemi臋 - prychn膮艂 w odpowiedzi Maciej, nie maj膮c jednak zamiaru rozwija膰 bardziej tej my艣li. Nawet wi臋c kiedy Filip popatrzy艂 na niego z jawnym niezrozumieniem, nie wyt艂umaczy艂. Skoro nie pami臋ta艂 - jego sprawa. Niech przynajmniej troch臋 pog艂贸wkuje i pomy艣li, co takiego m贸g艂 zrobi膰 po pijaku. Kac poalkoholowy mo偶e i go omin膮艂, ale Maciej o ten moralny z pewno艣ci膮 zadba.
Filip wyd膮艂 swoje kszta艂tne wargi z zastanowieniem, by zaraz zaj膮膰 miejsce tu偶 obok Macieja. Dresy, kt贸re mia艂 na sobie, faktycznie by艂y na niego o kilka rozmiar贸w za du偶e, ale w dziwny spos贸b pasowa艂y mu. Sam Filip zreszt膮 nie pali艂 si臋 do przebrania ich.
- Fajnie, 偶e mnie nie zostawi艂e艣 - mrukn膮艂 po chwili, przerywaj膮c cisz臋 panuj膮c膮 w pomieszczeniu. Maciej popatrzy艂 na niego, 偶eby zaraz wzruszy膰 ramionami.
- Bez przesady, ledwo co 偶y艂e艣 - odpar艂, bo rzeczywi艣cie nie wyobra偶a艂 sobie porzucenia Filipa na pastw臋 losu.
Wilczy艅ski u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, zupe艂nie jednak inaczej, ni偶 robi艂 to zazwyczaj. W tym u艣miechu nie by艂o chocia偶by cienia z艂o艣ci. Pr臋dzej zm臋czenie zarwan膮 noc膮 i po prostu... wdzi臋czno艣膰? Albo przynajmniej co艣 na jej kszta艂t.
Na chwil臋 zapad艂o pomi臋dzy nimi milczenie. Pies ziewn膮艂 rozdzieraj膮co, wydaj膮c przy tym 艣mieszne st臋kni臋cie, by zaraz u艂o偶y膰 si臋 pod kanap膮. Deszcz dudni艂 w szyby, a z g贸ry dobieg艂y ich odg艂osy czyich艣 krok贸w - uroki 偶ycia w mieszkaniach. Nawet apartamentowce nie by艂y wolne od d藕wi臋k贸w s膮siad贸w. Maciej zamkn膮艂 oczy, bo b贸l g艂owy powoli stawa艂 si臋 nie do zniesienia, kiedy nagle poczu艂 ci臋偶ar na swoich kolanach. Uchyli艂 powieki i ze zdziwieniem spojrza艂 na nogi Filipa, kt贸re ten, jakby nigdy nic, wcisn膮艂 mu na uda.
- Nie za bardzo si臋 rozgaszczasz? - zapyta艂, jednak bez nagany w g艂osie. By艂 zbyt zm臋czony.
- Prze艣pijmy si臋 jeszcze, a p贸藕niej ogarniemy 艣niadanie - zarz膮dzi艂 Filip, zupe艂nie jakby to on by艂 gospodarzem. Maciej jednak ju偶 tego nie skomentowa艂, nie mia艂 si艂y. Westchn膮艂 tylko ci臋偶ko, opar艂 g艂ow臋 o oparcie i przymkn膮艂 oczy, a jego d艂o艅 jakby samoistnie zacz臋艂a g艂adzi膰 nag膮 艂ydk臋 Filipa, wsuwaj膮c si臋 pod nogawki lu藕nych spodni.
Zn贸w zapad艂a cisza, kt贸r膮 przerwa艂o grzmienie. Obaj zasn臋li, u艣pieni rozbrzmiewaj膮c膮 za oknem kakofoni膮 letniej burzy i siarczystego deszczu.
***
Wybudzi艂y ich piskliwe, prosz膮ce d藕wi臋ki. Z pocz膮tku 偶aden nie zareagowa艂, a Maciej spr贸bowa艂 nawet odgoni膰 natr臋ta nog膮, 偶eby m贸c wr贸膰 do snu. Niestety jednak, niewiele to da艂o, piszczenie wr贸ci艂o ze zdwojon膮 si艂膮.
- Szlag - sapn膮艂 Maciej, powoli rozbudzaj膮c si臋 i zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e naprawd臋 musi podj膮膰 jakie艣 kroki, je偶eli nie chcia艂 mie膰 w mieszkaniu powodzi. Filip st臋kn膮艂, powierci艂 si臋, ale po chwili uchyli艂 senne powieki.
- Co...? - wychrypia艂.
- Pies - wyja艣ni艂 kr贸tko Maciej, 艂api膮c obie nogi Filipa, 偶eby unie艣膰 je troch臋 nad sob膮. Gdy wsta艂, u艂o偶y艂 je na kanapie z dziwn膮, niepasuj膮c膮 czu艂o艣ci膮. Prawdopodobnie sam nawet jej nie dostrzeg艂, by艂 na to zbyt zaspany. - Musz臋 go wyprowadzi膰 - wyja艣ni艂, patrz膮c jeszcze na Filipa rozci膮gni臋tego na jego kanapie. U艣miechn膮艂 si臋 pod nosem i skierowa艂 si臋 do sypialni. Musia艂 si臋 przecie偶 ubra膰, w samych slipkach na zewn膮trz nie wyjdzie.
Wilczy艅ski podni贸s艂 si臋 do siadu, obserwuj膮c, jak pies wybiega z pokoju, 偶eby dotrzyma膰 Maciejowi kroku i przypadkiem, bro艅 Bo偶e, nie zostawi膰 go na chwil臋 samego. Mimowolnie u艣miechn膮艂 si臋 na ten widok, rozczulony. Kto by pomy艣la艂, 偶e ten facet, kt贸ry jeszcze niedawno zapiera艂 si臋 r臋kami i nogami, 偶e "偶adnego psa w moim mieszkaniu nie b臋dzie!", nauczy si臋 偶y膰 ze zwierz臋ciem w takiej symbiozie.
- Powiniene艣 go nazwa膰 - krzykn膮艂 w pewnej chwili, kiedy Maciej wyszed艂 ju偶 z sypialni ubrany w inne domowe ubrania. Zajrza艂 jeszcze do salonu, narzucaj膮c na siebie lekk膮, przeciwdeszczow膮 kurtk臋.
- Po co?
- Jako艣 do niego musisz m贸wi膰, co nie? - Filip przewr贸ci艂 oczami. Jego d艂ugie, si臋gaj膮ce za lini臋 偶uchwy w艂osy by艂y teraz w ca艂kowitym nie艂adzie. Zd膮偶y艂y troch臋 ju偶 przeschn膮膰 od czasu porannego prysznica, ale zdecydowanie przyda艂aby im si臋 szczotka.
- Dajemy sobie rad臋 - odpowiedzia艂 Maciej oboj臋tnie, bo nie mia艂 zamiaru my艣le膰 nad takimi pierdo艂ami jak imi臋 dla psa. Pies przecie偶 i tak nie zrozumie, 偶e ma na imi臋 Ciapek, a nie Reksio, co wi臋c za r贸偶nica? - Zaraz wracam, zachowuj si臋 - krzykn膮艂 jeszcze i po chwili w mieszkaniu rozbrzmia艂 trzask zamykanych drzwi.
Filip podni贸s艂 si臋 powoli z kanapy, zastanawiaj膮c si臋, co zrobi膰. Szybko jednak dosta艂 odpowied藕 od swojego 偶o艂膮dka - przyda艂oby si臋 艣niadanie. Powl贸k艂 si臋 wi臋c do kuchni (do艣膰 ma艂ej, ale, jak wszystko w tym mieszkaniu, bogato urz膮dzonej) i bez ceregieli zajrza艂 Maciejowi do lod贸wki. Po starym kawalerze raczej nie spodziewa艂 si臋 niczego szczeg贸lnego, ot, liczy艂 na w miar臋 艣wie偶y ser czy jak膮艣 w臋dlin臋, mo偶e pasztet, bo ten przecie偶 mia艂 d艂ug膮 dat臋 przydatno艣ci, no i ostatnie kromki czerstwego chleba.
Zdziwi艂 si臋.
Wn臋trze lod贸wki mo偶e i nie by艂o wypchane po same brzegi, ale z pewno艣ci膮 da艂o si臋 z jej zawarto艣ci wykombinowa膰 ca艂kiem syte (i, o zgrozo, zdrowe! Kto by pomy艣la艂?) 艣niadanie. Wyci膮gn膮艂 wi臋c jajka. Prawie parskn膮艂 艣miechem, widz膮c na ich opakowaniu ogromny napis "wolny wybieg".
- Maciu艣 dba o zwierz膮tka - powiedzia艂 do siebie, ale o dziwo nie zrobi艂 tego w z艂o艣liwym tonie. Po prostu stwierdzi艂 fakt, a na koniec jeszcze u艣miechn膮艂 si臋 lekko, zdziwiony, ile jeszcze rzeczy o Macieju nie wie. Nast臋pnie si臋gn膮艂 po cebul臋, pomidory (ca艂kiem 艣wie偶e) i boczek. Ju偶 mia艂 si臋 zabra膰 za przyrz膮dzanie im jajecznicy, kiedy jego uwag臋 przyku艂 telefon le偶膮cy na blacie, tu偶 obok czajnika elektrycznego. Bez namys艂u si臋gn膮艂 po aparat, a偶 zagryzaj膮c warg臋. Zgrabnie go odblokowa艂, 偶eby zaraz dowiedzie膰 si臋, 偶e Maciej mia艂 dwie nieprzeczytane wiadomo艣ci, obie od nieznanego numeru. Nie czuj膮c chocia偶by uk艂ucia dyskomfortu przegl膮dania czyjej艣 skrzynki odbiorczej, zabra艂 si臋 za odczytanie SMS-贸w.
D艂ugo zastanawia艂em si臋, czy napisa膰. Pewnie masz mnie ju偶 dosy膰, ale nie mog臋 tak po prostu zignorowa膰 pewnych spraw. Wci膮偶 jeste艣 mi bardzo bliski, chyba bardziej ni偶 chcia艂by艣 by膰. Zreszt膮, czasem ci臋 nie rozumiem. Tamten poca艂unek troch臋 mi namiesza艂, nie mam poj臋cia, czego ode mnie chcesz, i my艣l臋, 偶e sam nie wiesz - czyta艂, a jego serce zacz臋艂o dudni膰 mu w piersi. R臋ka troch臋 mu zadr偶a艂a z irytacji, kt贸rej pochodzenia nie zna艂. Albo raczej zna艂 i w艂a艣nie to go przera偶a艂o. W dodatku - jaki, do cholery, poca艂unek?! - Jak podszed艂 dzisiaj ten dzieciak, zrozumia艂em, 偶e chcia艂bym by膰 na jego miejscu - tu wiadomo艣膰 si臋 urywa艂a. By艂a zbyt d艂uga, wi臋c wys艂a艂o w dw贸ch SMS-ach. Filip szybko przewin膮艂 w d贸艂 i wr贸ci艂 do czytania. - Odezwij si臋 do mnie, jak znajdziesz chwil臋. Mo偶e jest ju偶 za p贸藕no, 偶eby niekt贸re rzeczy naprawi膰, ale tym razem nie mam zamiaru odpuszcza膰, 艁.
W Filipie zawrza艂o. Nie musia艂 si臋 nawet zastanawia膰, kim by艂 ten "艁", ju偶 po pierwszym zdaniu wiedzia艂. Dr偶膮cym z t艂umionej irytacji palcem nacisn膮艂 na ustawienia wiadomo艣ci. W tamtym momencie ma艂o co my艣la艂, wiedzia艂 jedynie, 偶e Maciej nie mo偶e tego przeczyta膰. Na samo wyobra偶enie, 偶e bierze telefon, a p贸藕niej odpisuje 艁ukaszowi r贸wnie ckliwie, mia艂 ochot臋 co艣 rozwali膰.
Gdy jednak usun膮艂 problematyczne SMS-y, nie poczu艂 ulgi. Musia艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e 艁ukasz nie odezwie si臋 do Macieja po raz drugi. Dopiero gdy doda艂 jego numer do numer贸w blokowanych, odetchn膮艂. Jakby nigdy nic od艂o偶y艂 telefon i zabra艂 si臋 za jajecznic臋.
Nie poczu艂 wyrzut贸w sumienia nawet wtedy, kiedy Maciej wr贸ci艂 do mieszkania i zajrza艂 do kuchni. Szybko zapomnia艂 o tym, co zrobi艂, wracaj膮c do normalno艣ci. W艂a艣ciwie to nawet odczuwa艂 zadowolenie i co艣 na kszta艂t dumy. W ko艅cu dzi臋ki niemu Maciej zn贸w nie wpakuje si臋 w toksyczny zwi膮zek, Wyszy艅ski powinien by膰 mu wdzi臋czny.