Rozdzia艂 8: Szampon za sze艣膰 dych
- Dzielny pacjent - powiedzia艂 Doktor 呕urawski, pochylaj膮c si臋 do zwierz臋cia. - Nie by艂o tak 藕le, co? Wcale nie bola艂o - m贸wi艂 dalej, a Maciej a偶 przewr贸ci艂 oczami w wyrazie godnym po偶a艂owania. Na usta cisn臋艂o mu si臋: "uwa偶aj, bo ci臋 zrozumie", czego jednak ostatecznie nie wypowiedzia艂. Jasne by艂o, 偶e 呕urawskiego (tak, to ten sam przystojny weterynarz, kt贸ry uparcie ignorowa艂 maciejowe zaloty) bardziej interesowa艂 ten zapchlony kundel, ni偶 jego tymczasowy w艂a艣ciciel. I gdzie tu sprawiedliwo艣膰?
Wyszy艅ski ju偶 jednak da艂 sobie spok贸j z podrywaniem przystojnego weterynarza. Skoro ten wola艂 zwierz臋ta, nie b臋dzie si臋 przecie偶 wtr膮ca膰, pomy艣la艂 z艂o艣liwie. 呕urawski do艣膰 mocno urazi艂 jego dum臋 podrywacza.
- Wi臋c? To wszystko, tak? - zapyta艂 Maciej, si臋gaj膮c po portfel. Nie mia艂 zamiaru sp臋dza膰 w klinice ani chwili d艂u偶ej. I tak ju偶 po艣wi臋ci艂 temu psu mas臋 czasu.
- Tak, rana 艂adnie si臋 zagoi艂a - odpowiedzia艂 m臋偶czyzna i u艣miechn膮艂 si臋 do Macieja lekko. Mia艂 ciemny zarost, pe艂ne usta i troch臋 orli nos. W og贸lnym rozrachunku by艂 jednak do艣膰 przystojny. Na tyle przystojny, 偶e Maciej jeszcze wizyt臋 temu robi艂 z siebie idiot臋, zagadywa艂 go i generalnie liczy艂 na jak膮艣 odpowied藕. Nic z tego, 呕urawskiemu bardziej do gustu przypad艂 kundel ni偶 on sam. - To naprawd臋 艣wietny pies - powiedzia艂, kiedy odwr贸ci艂 si臋 do komputera, 偶eby wypisa膰 kart臋 pacjenta. - Jak si臋 wabi? Musz臋 jako艣 podpisa膰 ten plik - wyja艣ni艂, wskazuj膮c na ekran monitora. - Bo rozumiem, 偶e "pies" ju偶 nieaktualne? Adoptuje go pan? - zagadn膮艂. Szkoda tylko, 偶e nie potrafi艂 porusza膰 偶adnych innych temat贸w, a zamiast "adoptuje go pan?" Maciej wola艂by us艂ysze膰 "u ciebie czy u mnie?".
- Nie - odpowiedzia艂 Maciej tonem wypranym z emocji. Spojrza艂 z niech臋ci膮 na psa, kt贸ry w艂a艣nie przysiad艂 przy jego nodze, by zaraz po艂o偶y膰 si臋 na ciemnych p艂ytkach i zacz膮膰 wylizywa膰 sobie brzuch. - Nie wiem, co z nim zrobi臋, ale jest u mnie tylko tymczasowo - powiedzia艂 to, co powtarza艂 sobie ju偶 od jakiego艣 czasu.
呕urawski zmarszczy艂 brwi, ale kiwn膮艂 g艂ow膮.
- To b臋dzie dwadzie艣cia z艂otych za dzisiaj - podliczy艂.
- A jaki艣 szampon dla niego u pana dostan臋? - zapyta艂 jeszcze Maciej, przegl膮daj膮c zawarto艣膰 swojego portfela w poszukiwaniu drobniejszych banknot贸w. Weterynarz spojrza艂 na niego zdziwiony, ale kiwn膮艂 g艂ow膮.
- Dostanie pan, ale mamy tylko lini臋 lecznicz膮 - odpowiedzia艂, na co Maciej skrzywi艂 si臋.
- Czyli nie mog臋 go nim umy膰? - zapyta艂, nie rozumiej膮c.
- Mo偶e pan, oczywi艣cie, 偶e mo偶e, nawet bym zaleca艂 wyk膮panie go w odpowiednio dobranym szamponie. To uspokoi jego sk贸r臋, nie ma jej w najlepszym stanie. Zreszt膮, zwyk艂e szampony zawieraj膮 mas臋 szkodliwych detergent贸w...
- Ale? - Maciej si臋 zirytowa艂. Chcia艂 ju偶 st膮d wyj艣膰, wepchn膮膰 psa do swojego samochodu (cholera jasna, przez kundla b臋dzie musia艂 go w 艣rodku wysprz膮ta膰) i wr贸ci膰 do mieszkania. By艂 w艂a艣nie po o艣miu godzinach pracy, 艂a偶enie po weterynarzach i za艂atwianie spraw psa nie by艂y dla niego wymarzonym zaj臋ciem na wiecz贸r.
- Ale szampony lecznicze s膮 do艣膰 drogie - doko艅czy艂.
- Ile? - zapyta艂, 艂api膮c za banknot pi臋膰dziesi臋cioz艂otowy, bo mia艂 szczer膮 nadziej臋, 偶e razem z dzisiejsz膮 wizyt膮 wi臋cej go to nie wyniesie.
- Sze艣膰dziesi膮t z艂otych.
Cholera jasna.
Maciej a偶 zgrzytn膮艂 z臋bami. Spojrza艂 na psa, kt贸ry w艂a艣nie ociera艂 sw贸j 艣mierdz膮cy 艂eb o nogawk臋 jego spodni.
- Niech b臋dzie - skapitulowa艂.
A podobno to na kobiety m臋偶czy藕ni wydawali najwi臋cej pieni臋dzy.
***
Rozejrza艂 si臋 jeszcze po mieszkaniu, 偶eby upewni膰 si臋, 偶e na pewno by艂o czysto. Nie lubi艂 ba艂aganu, a jeszcze bardziej nie lubi艂 zaprasza膰 ludzi, kiedy mia艂 nieuporz膮dkowane. Wychowanie mamy i co tygodniowe wielkie sprz膮tanie w domu, gdy jeszcze mieszka艂 z rodzicami, nauczy艂o Macieja czysto艣ci. Pod tym wzgl臋dem jego mama, ta niska, drobna, niepozorna kobieta, by艂a potworem. Wszystko zawsze musia艂o znajdowa膰 si臋 na swoim miejscu i to akurat wry艂o si臋 w pod艣wiadomo艣膰 Macieja do tego stopnia, 偶e potrafi艂 zdenerwowa膰 go nawet samotny kubek na blacie.
Nigdy tylko nie nauczy艂 si臋 dobrze gotowa膰, mimo 偶e mama by艂a ca艂kiem niez艂膮 kuchark膮 i cz臋sto bra艂a go za dzieciaka do kuchni. Zawsze mia艂 jednak dwie lewe r臋ce, je偶eli chodzi艂o o kucharzenie, i nawet jajecznicy nie potrafi艂 przyrz膮dzi膰.
- Jak teraz naszczasz albo nasrasz, to wypieprz臋 ci臋 przez okno - warkn膮艂, gro偶膮c psu palcem. Kundel popatrzy艂 na niego weso艂o, nic nie rozumiej膮c i merdaj膮c rado艣nie ogonem (co za idiota stwierdzi艂, 偶e te zwierz臋ta s膮 inteligentne?). Maciej przewr贸ci艂 oczami i jakby od niechcenia wyci膮gn膮艂 d艂o艅, 偶eby pog艂aska膰 zwierz臋 po g艂owie, gdy nagle rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi.
Mimowolnie u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, czuj膮c rosn膮ce napi臋cie. Zupe艂nie jakby um贸wi艂 si臋 na seks, a nie na k膮panie jakiego艣 艣mierdz膮cego psa. Nim otworzy艂, zerkn膮艂 jeszcze na swoje odbicie w lustrze. Wygl膮da艂 dobrze. Wcale nie tak, jakby jako艣 specjalnie si臋 przygotowa艂; mia艂 na sobie zwyk艂e d偶insowe spodnie i bia艂膮 koszulk臋 z tr贸jk膮tnym dekoltem. Lekki zarost i nieu艂o偶one w艂osy tylko pot臋gowa艂y wra偶enie, 偶e naprawd臋 nie przejmowa艂 si臋 tym spotkaniem. Przecie偶 Filip wcale nie musia艂 wiedzie膰, 偶e jak膮艣 godzin臋 ogarnia艂 swoje mieszkanie, a drug膮 godzin臋 my艂 si臋, goli艂 (bynajmniej nie na twarzy) i dobiera艂 ciuchy. Mimo wszystko jednak - pomimo tej ca艂ej akcji przygotowawczej - raczej nie liczy艂 na zbyt wiele. Zna艂 ju偶 Filipa, dzieciak lubi艂 poci膮ga膰 za sznurki i pewnie nie da si臋 ot tak zaci膮gn膮膰 do 艂贸偶ka.
- Hej - rzuci艂 Filip, kiedy ju偶 Maciej mu otworzy艂, a nast臋pnie, nawet nie czekaj膮c na zaproszenie, wparowa艂 mu do mieszkania. Wyszy艅ski zmarszczy艂 brwi i obejrza艂 si臋 nieco zaskoczony. Nie skomentowa艂, zamkn膮艂 tylko drzwi, po czym przekr臋ci艂 jeszcze klucz w zamku.
- Buty - upomnia艂 Wilczy艅skiego, gdy ten przeszed艂 przez ca艂y przedpok贸j, rozgl膮daj膮c si臋 ciekawie po apartamencie, zupe艂nie jakby by艂 tu pierwszy raz. Chocia偶, z tego co Maciej sobie przypomina艂, nigdy oficjalnie nie zaprasza艂 go do siebie. Kiedy艣 tylko g贸wniarz pom贸g艂 mu wnie艣膰 kundla do mieszkania i na tym ko艅czy艂y si臋 filipowe wizyty w jego czterech 艣cianach.
Wilku ju偶 wtedy stwierdzi艂, 偶e podoba mu si臋, jak 偶yje Maciej. Podoba艂 mu si臋 porz膮dek, ascetyczny wystr贸j wn臋trza i to, 偶e mieszkanie naprawd臋 wygl膮da艂o na drogie. Pieni膮dze z pewno艣ci膮 by艂y czym艣, za co Filip m贸g艂by kogo艣 pokocha膰. W ko艅cu g艂贸wnie dla nich wci膮偶 wytrzymywa艂 z Pacu艂膮. Nic mu tak nie imponowa艂o jak zera na koncie.
- To ile mi zap艂acisz? - zapyta艂 i jakby nigdy nic kucn膮艂, kiedy podszed艂 do niego pies. Zwierz臋 najpierw go pow膮cha艂o, a gdy ju偶 rozpozna艂o, pomacha艂o weso艂o ogonem. Wilczy艅ski mimowolnie u艣miechn膮艂 si臋 i zaraz pog艂adzi艂 kundla po g艂owie.
- Pi臋膰dziesi膮t z艂otych? - odpar艂 Maciej, patrz膮c jak Filip zaczyna bawi膰 si臋 nadgryzionym uchem ma艂ego potwora. Wyszy艅ski odruchowo u艣miechn膮艂 si臋 na ten widok pod nosem. By艂o co艣 przyjemnego w tej scenie, kiedy Wilku tak nachyla艂 si臋 nad przyb艂臋d膮, patrzy艂 mu w oczy i tarmosi艂 jego rzadk膮 sier艣膰.
- Siedemdziesi膮t - podbi艂 stawk臋 i wreszcie wsta艂, 偶eby w ko艅cu 艣ci膮gn膮膰 buty.
- Wysz艂oby taniej, gdybym zawi贸z艂 go do fryzjera - odpowiedzia艂 Maciej spokojnym tonem i za艂o偶y艂 r臋ce na piersi.
- Ale to nie o us艂ug臋 chodzi. - Filip obr贸ci艂 si臋 do niego z szerokim, aroganckim u艣miechem. - A o moje towarzystwo.
Maciej nie m贸g艂 powstrzyma膰 rozbawionego parskni臋cia. Bezczelno艣膰 Wilczy艅skiego i jego pozbawiona granic pewno艣膰 siebie stanowi艂a ca艂kiem przyjemn膮 odmian臋 po 艁ukaszu, kt贸ry nie mia艂 poj臋cia, co zrobi膰 ze swoim 偶yciem. Ju偶 dziewi臋tnastoletni g贸wniarz zdawa艂 si臋 mie膰 wi臋cej jaj od ponad trzydziestoletniego faceta, pomy艣la艂 z艂o艣liwie.
- A co wchodzi w pakiet tego twojego towarzystwa? - zapyta艂, spogl膮daj膮c Filipowi w oczy. I pomimo tego, 偶e stali w stosownej odleg艂o艣ci, czu艂, jak atmosfera mi臋dzy nimi g臋stnieje. Nie wiedzia艂, jak Wilczy艅ski to robi艂, 偶e tak przyci膮ga艂 go do siebie. Jednocze艣nie w zakamarkach g艂owy Macieja wci膮偶 pojawia艂a si臋 alarmuj膮ca my艣l, 偶eby nie da膰 sobie zamydli膰 oczu. W ko艅cu dzieciak mo偶e i by艂 chudy, do艣膰 niepozornie wygl膮daj膮cy, ale za to cholernie cwany. W ka偶dej chwili m贸g艂 zrobi膰 co艣, co mu zaszkodzi, a Maciej p贸藕niej b臋dzie 偶a艂owa膰 swojej nieuwagi.
I mo偶e w艂a艣nie to tak ci膮gn臋艂o Wyszy艅skiego do niego. Ta niepewno艣膰. Mia艂 wra偶enie, jakby obcowa艂 z jakim艣 dzikim zwierz臋ciem, kt贸re w ka偶dym momencie mo偶e mu odgry藕膰 r臋k臋. To z pewno艣ci膮 by艂o ciekawe do艣wiadczenie.
- Na pewno nie to, co my艣lisz - odpar艂 Filip i jakby nigdy nic odwr贸ci艂 si臋 do zwierz臋cia, a ca艂a gor膮ca atmosfera w jednym momencie leg艂a w gruzach. Maciej a偶 zgrzytn膮艂 z臋bami, dobrze wiedz膮c, 偶e dzieciak specjalnie z nim pogrywa艂. A Maciej, 偶eby pokaza膰, 偶e wci膮偶 nie wypad艂 z obiegu, musia艂 kontynuowa膰 gierk臋.
Filip zdecydowanie by艂 wyzwaniem. Ale przecie偶 ju偶 nie takich mia艂 w 艂贸偶ku, to tylko kwestia chwili, a偶 w nim wyl膮duj膮. Ka偶dy mu w ko艅cu ulega艂.
- Dobra, to daj mi jakie艣 r臋czniki - powiedzia艂 Filip, jeszcze pochylaj膮c si臋 nad psem i klepi膮c go pob艂a偶liwie po g艂owie, na co zwierz臋 zaskomla艂o, a ruchy jego chudego ogona tylko si臋 wzmog艂y. - Idziemy ci臋 k膮pa膰, 艣mierdzielu - rzuci艂 do psa. Maciej popatrzy艂 na t臋 dw贸jk臋 z uniesion膮 brwi膮, ale nie skomentowa艂. Odwr贸ci艂 si臋 tylko do szafy komandor, jak膮 mia艂 zamontowan膮 w przedpokoju, rozsun膮艂 jedno skrzyd艂o i si臋gn膮艂 po r臋cznik. Ten najbrzydszy i najbardziej wys艂u偶ony, nadaj膮cy si臋 tylko na szmat臋, bo przecie偶 nie przeznaczy dla psa czego艣 nowszego. - A jak ju偶 b臋dziesz czysty, to mo偶esz wytarza膰 si臋 w po艣cieli swojego bucowatego pana - kontynuowa艂 Filip, a Maciej tylko przewr贸ci艂 oczami. - A tak w艂a艣ciwie - zacz膮艂 Filip, odwracaj膮c si臋 do Wyszy艅skiego. - Jak go nazwa艂e艣?
Maciej uni贸s艂 brwi. Nie spodziewa艂 si臋 takiego pytania. Popatrzy艂 najpierw na Filipa, a p贸藕niej na siedz膮cego tu偶 obok psa; dysz膮cego i rozsiewaj膮cego dooko艂a nieprzyjemny zapach zepsutych z臋b贸w. Wyszy艅ski mimowolnie u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e zwierzak mia艂 lekkiego zeza. Prawe oko lekko ucieka艂o mu na bok, a偶 by艂o wida膰 kawa艂ek bia艂ka.
- Nie nazwa艂em - odpowiedzia艂 spokojnie. - Po co mam nazywa膰?
- Bo nazywa si臋 swoje zwierz臋ta? - odpar艂 pytaniem, powoli wstaj膮c z kucek.
- Ale to nie jest moje zwierz臋 - skwitowa艂 Maciej i ruszy艂 do 艂azienki, nawet nie ogl膮daj膮c si臋 za Filipem. Us艂ysza艂 tylko, 偶e dzieciak ruszy艂 za nim.
- No jako艣 z nim mieszkasz, karmisz i wyprowadzasz na spacery - ci膮gn膮艂 dalej Filip. - Wi臋c chyba jednak w jakiej艣 cz臋艣ci jest tw贸j...? - urwa艂. Znale藕li si臋 w du偶ej 艂azience, utrzymywanej w ciemnych, szarych barwach. Jasne kafelki pod艂ogowe przyjemnie kontrastowa艂y z grafitowymi 艣cianami. Nie to jednak tak wmurowa艂o Filipa. Popatrzy艂 na ogromny prysznic z wn臋k膮, w kt贸rej mo偶na by艂oby usi膮艣膰, jakim艣 urz膮dzeniem na baterii prysznicowej (czy tam by艂 zegar i radio?), i poczu艂 ogromn膮 zazdro艣膰. 艁azienka w jego mieszkaniu przy tej wygl膮da艂aby jak jaki艣 zapuszczony festiwalowy toi-toi. U Macieja nawet kibel przypomina艂 tron!
Mo偶e powinienem si臋 Maciejowi o艣wiadczy膰?, przemkn臋艂o mu przez my艣li, a po chwili uzna艂 to za ca艂kiem zabawne. Chcia艂by zobaczy膰 min臋 Wyszy艅skiego, gdyby przed nim kl臋kn膮艂. Z drugiej strony zrozumia艂by to pewnie do艣膰 opacznie i nie od razu pomy艣la艂by o pier艣cionku zar臋czynowym.
- Szampon? - zapyta艂 jeszcze, a Maciej wskaza艂 na szklan膮 umywalk臋, na brzegu kt贸rej sta艂 szampon z ogromnym zielonym krzy偶em na etykiecie. Filip zmarszczy艂 brwi, si臋gn膮艂 po buteleczk臋, odwr贸ci艂 i spojrza艂 na cen臋. - Serio? Sze艣膰 dych? - Popatrzy艂 na Wyszy艅skiego sceptycznie, na co m臋偶czyzna wzruszy艂 oboj臋tnie ramionami.
- Bra艂em, co by艂o.
- Jak b臋dziesz mia艂 jeszcze kiedy艣 ch臋膰 na sponsorowanie nieswoich ps贸w, zg艂aszam si臋 - rzuci艂 tylko z rozbawieniem, podchodz膮c do prysznica. Chcia艂 odkr臋ci膰 wod臋 i ustawi膰 jej odpowiedni膮 temperatur臋, ale w jednej chwili poczu艂 si臋 jak przybysz z odleg艂ej przesz艂o艣ci. Si臋gn膮艂 do srebrnej wajchy, 偶eby j膮 przekr臋ci膰. Ta jednak ani drgn臋艂a.
- W g贸r臋 i w d贸艂 - poinstruowa艂 Maciej, nie k艂opocz膮c si臋 jednak, 偶eby podej艣膰 i mu pom贸c. Opar艂 si臋 o 艣cian臋, obserwuj膮c ruchy Filipa z lekkim u艣miechem.
- No przecie偶 wiem - warkn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by, czuj膮c si臋 jak zacofany idiota, niepotrafi膮cy nawet obs艂u偶y膰 prysznica. - Okej - sapn膮艂 cicho, kiedy woda polecia艂a. Odwr贸ci艂 si臋 przodem do psa, kt贸ry siedzia艂 na 艣rodku 艂azienki, obserwuj膮c wszystko z zainteresowaniem. Filip wyd膮艂 usta, zastanawiaj膮c si臋, jak, do cholery jasnej, k膮pie si臋 psy? Nigdy jeszcze tego nie robi艂. Ale to przecie偶 nie mog艂o by膰 trudniejsze od wyk膮pania Tomka przechodz膮cego faz臋 "woda i myd艂o jest be". Skoro da艂 sobie rad臋 z rzucaj膮cym si臋 i gryz膮cym sze艣ciolatkiem, umycie psa nie powinno by膰 wyzwaniem.
- Kundel, chod藕 - powiedzia艂, kucaj膮c. Pies, z艂akniony uwagi, od razu podni贸s艂 swoje chude cztery litery i podszed艂 do niego, machaj膮c szybko ogonem. Filip tylko cudem zrobi艂 unik przed zbli偶aj膮cym si臋 j臋zorem. Z艂apa艂 zwierz臋 za pysk i odsun膮艂 go od siebie. - Ale spok贸j - sapn膮艂, staraj膮c si臋 udawa膰, 偶e by艂 w pomieszczeniu sam. Stoj膮cy i obserwuj膮cy go Maciej w niczym nie pomaga艂. Zreszt膮, Wyszy艅ski chyba nawet nie chcia艂 pom贸c. Dobrze si臋 bawi艂, patrz膮c na wszystko z odleg艂o艣ci.
B艂agam ci臋, wsp贸艂pracuj, poprosi艂 kundla w my艣lach, 艂api膮c go pod przednimi 艂apami. Z ci臋偶kim st臋kni臋ciem uni贸s艂 go kilka centymetr贸w nad pod艂og膮. Ju偶 mia艂 wstawi膰 go do ogromnego brodzika, kiedy pies chyba si臋 rozmy艣li艂. Spr贸bowa艂 mu si臋 wyrwa膰, ale w ostatniej chwili Filip wepchn膮艂 go pod prysznic. Woda lej膮ca si臋 ze s艂uchawki, kt贸r膮 wcze艣niej ustawi艂 pod odpowiednim k膮tem, by nigdzie si臋 nie rozla艂a, teraz trysn臋艂a w jego stron臋, bo pies tr膮ci艂 w膮偶 艂ap膮.
Maciej widz膮c ten rozgrywany cyrk przed nim, nie m贸g艂 si臋 nie za艣mia膰.
- Pom贸g艂by艣! - krzykn膮艂 Filip, nie potrafi膮c opanowa膰 sytuacji. Kundel musia艂 wyczu膰, co si臋 艣wi臋ci, i jak ka偶dy przyk艂adowy czworon贸g przestraszy艂 si臋 wizj膮 k膮pieli. Skomla艂, rzuca艂 si臋, a nawet drapa艂, pr贸buj膮c wydosta膰 si臋 spod prysznica. A woda la艂a si臋 we wszystkie strony. - Kurwa ma膰!
Maciej westchn膮艂 ci臋偶ko i pokr臋ci艂 g艂ow膮. Jeszcze przez kilka chwil nic nie robi艂, przygl膮daj膮c si臋 Filipowi. Jego czerwieniej膮cym od wysi艂ku policzkom, w艂osom opadaj膮cym na twarz, kiedy pochyla艂 si臋 nad psem, mokrej koszulce przyklejaj膮cej mu si臋 do cia艂a... tak, na tej cz臋艣ci wzrok Macieja zatrzyma艂 si臋 na d艂u偶ej. Filip by艂 chudy, o tym wiedzia艂 ju偶 wcze艣niej. Mia艂 szczup艂e ramiona, kt贸re jednak teraz, gdy walczy艂 z psem, napina艂y si臋 i pokazywa艂y jaki艣 tam zal膮偶ek mi臋艣ni. Cia艂o z pewno艣ci膮 nie by艂o atutem Wilczy艅skiego, nic ciekawego; same ko艣ci. Ale mimo to Maciej lubi艂 mu si臋 przygl膮da膰 i nie obrazi艂by si臋, gdyby Filip zechcia艂 艣ci膮gn膮膰 t臋 przekl臋t膮 koszulk臋.
- Dobra - powiedzia艂 w ko艅cu, postanawiaj膮c wkroczy膰 do akcji. Wilku zerkn膮艂 jeszcze na niego przez rami臋, a pies korzystaj膮c z jego chwili nieuwagi, wyskoczy艂 spod prysznica (oczywi艣cie ca艂y mokry i jeszcze bardziej 艣mierdz膮cy). 呕eby tego by艂o ma艂o, nim kt贸rykolwiek z nich zd膮偶y艂 zareagowa膰, otrzepa艂 si臋 z wody, ochlapuj膮c wszystko, co znajdowa艂o si臋 nieopodal. W tym Macieja.
Cholera jasna.
- Oddam ci臋 - powiedzia艂 spokojnym g艂osem, patrz膮c na zwierz臋 z ch臋ci膮 mordu. - Jak Boga kocham, oddam ci臋 - powt贸rzy艂, prawie 偶e zgrzytaj膮c ze z艂o艣ci z臋bami.
艁azienk臋 opr贸cz odg艂os贸w dysz膮cego psa po chwili wype艂ni艂 r贸wnie偶 艣miech Filipa. Przyjemny, weso艂y, jaki艣 taki lekki. Maciej spojrza艂 na ch艂opaka, w pierwszej chwili nie rozumiej膮c, a gdy do dostrzeg艂 jego rozbawiony wyraz twarzy, mimowolnie sam si臋 u艣miechn膮艂. Nawet nad tym nie zapanowa艂. Nie zapanowa艂 r贸wnie偶 nad my艣l膮, kt贸ra wkrad艂a mu si臋 do g艂owy i tyczy艂a si臋 mniej wi臋cej tego, 偶e Wilczy艅ski zdecydowanie powinien wi臋cej si臋 艣mia膰 w ten spos贸b, a nie wykrzywia膰 swoje usta w z艂o艣liwym grymasie.
Szybko jednak wyrzuci艂 to ze swojej g艂owy. Ch臋膰 zaci膮gni臋cia Filipa do 艂贸偶ka by艂a okej. My艣lenie o weso艂ym 艣miechu Wilczy艅skiego jako o ca艂kiem przyjemnym odg艂osie i kontemplowanie rozbawionej twarzy ch艂opaka by艂o ju偶 mniej okej.
- Jeden zero dla kundla, Maciusiu. - Czar prys艂. Mo偶e i trwa艂by dalej, ale wszelkie "Maciusie" doprowadza艂y Macieja do szewskiej pasji. By艂y znacznie bardziej irytuj膮ce od kundli wyskakuj膮cych spod prysznica i zachlapuj膮cych mu ca艂膮 艂azienk臋.
- Zaraz ciebie wepchn臋 pod ten prysznic - sykn膮艂 tylko i spojrza艂 na psa, zastanawiaj膮c si臋, jak by艂oby naj艂atwiej go utemperowa膰. Od razu pomy艣la艂 o kilku mniej lub bardziej (dla psa zdecydowanie mniej) przyjemnych rzeczach, ale doszed艂 do wniosku, 偶e za takie co艣 mia艂by na karku wszystkie organizacje 艣wiata walcz膮ce o dobro zwierz膮t. Pozostawa艂o wi臋c inne, troch臋 bardziej humanitarne wyj艣cie. Nic nie m贸wi膮c, odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 na chwil臋 do przedpokoju. Filip zmarszczy艂 brwi, ale kiedy Maciej wr贸ci艂, ju偶 od progu pokazuj膮c, co niesie, zrozumia艂.
- Ca艂kiem genialne rozwi膮zanie jak na ciebie - skomentowa艂 i podni贸s艂 si臋 z p艂ytek. Maciej nic nie odpowiedzia艂, tylko podszed艂 do tego przekl臋tego kundla, nawet na Filipa nie patrz膮c. Za艂o偶y艂 psu czerwone szelki, jakie poleci艂a im babka z zoologicznego, a jak si臋 p贸藕niej okaza艂o, by艂y ca艂kowicie nieprzydatne - pies ci膮gn膮艂 na nich jak szalony. Zupe艂nie jakby zaprz臋gni臋to go w sanie i kazano je wlec. Obro偶a pod tym wzgl臋dem lepiej sprawdza艂a si臋 na spacerach. Dobrze, 偶e kupno tego dziadostwa nie posz艂o na marne, pomy艣la艂, kiedy z 艂atwo艣ci膮 uni贸s艂 psa, 艂api膮c za pasek od szelek. Kundel wierzgn膮艂, ale tym razem nie mia艂 przewagi.
- Jestem genialny - wyrwa艂o mu si臋 w przyp艂ywie podziwu dla w艂asnej b艂yskotliwo艣ci. Filip popatrzy艂 na niego sceptycznie.
- No nie powiedzia艂bym. Ale dawaj mi go tu, bo serio 艣mierdzi. Ca艂y ju偶 wal臋 zdech艂ym szczurem - burkn膮艂 z niezadowoleniem, krzywi膮c si臋 w i艣cie arystokratyczny spos贸b. Jakby nigdy nie mia艂 do czynienia z brudem.
- Kusisz jeszcze bardziej - zakpi艂 Maciej, wstawiaj膮c psa pod prysznic i przytrzymuj膮c go za szelki, kiedy Filip oblewa艂 zwierz臋 wod膮.
- Dobrze wiedzie膰, co si臋 kr臋ci, Maciu艣 - powiedzia艂 jakby nigdy nic, a Maciej tylko mocniej zacisn膮艂 d艂o艅 na pasku od uprz臋偶y. Nie skomentowa艂, bo wiedzia艂, 偶e jego sprzeciw na nazywanie siebie "Maciusiem" m贸g艂by przynie艣膰 odwrotny efekt. Wtedy to z pewno艣ci膮 Maciusie pada艂yby z ust Filipa kilkaset razy na sekund臋.
- Gdyby艣 zdj膮艂 koszulk臋, mo偶e bym si臋 zastanowi艂 - odparowa艂, patrz膮c, jak Filip si臋ga po szampon.
- Romantycznie. Pe艂no psiej sier艣ci dooko艂a, a w艣r贸d niej my, nadzy, spoceni i podnieceni. Ju偶 mnie nie podpuszczaj, bo jeszcze to rozwa... kurwa. O Bo偶e. - A偶 si臋 skrzywi艂, kiedy podsun膮艂 sobie pod nos otwart膮 buteleczk臋 szamponu.
Maciej zmarszczy艂 brwi, w pierwszej chwili nie rozumiej膮c. Gdy jednak zapach dotar艂 i do jego nozdrzy, wszystko sta艂o si臋 jasne.
Ca艂膮 kabin臋 prysznicow膮 wype艂ni艂 mocny od贸r przywodz膮cy na my艣l w臋dzon膮 szynk臋.
- Co to jest? - zapyta艂 Maciej, autentycznie zdziwiony. Zapomnia艂 nawet skrzywi膰 si臋 z obrzydzeniem.
- Szampon leczniczy przeciwko paso偶ytom - przeczyta艂 etykiet臋. - Koi i przynosi ulg臋 wra偶liwej sk贸rze, jednocze艣nie tworz膮c barier臋 przeciwko paso偶ytom. Polecany przez weterynarzy - zamrucza艂 pod nosem. - Wi臋c? Chcesz psa-szynk臋? - zapyta艂 z rozbawieniem i spojrza艂 w g贸r臋, na nachylaj膮cego si臋 nad nim i nad psem Macieja, kt贸ry wci膮偶 trzyma艂 zwierz臋, bo to od czasu do czasu pr贸bowa艂o si臋 jeszcze wyrwa膰.
- Chyba lepiej pies-szynka ni偶 pies-padlina, hm? - odpar艂, sam jednak nie wiedz膮c, co lepsze. Popatrzy艂 w przera偶one oczy kundla i a偶 mia艂 ochot臋 si臋 za艣mia膰. Dlaczego wszystko obraca艂o si臋 przeciwko niemu i nie pozwala艂o mu mie膰 pachn膮cego psa pod dachem?
- No nie wiem, efekt chyba podobny. To 偶y艂o i tamto 偶y艂o - odpowiedzia艂 Filip, ale w ko艅cu wyla艂 szampon na grzbiet zwierz臋cia. - B臋dziesz najseksowniejsz膮 szyneczk膮 na dzielni - rzuci艂 z dziwn膮 czu艂o艣ci膮 do psa, kiedy ten popatrzy艂 na niego ze strachem i nadziej膮, 偶e go zaraz wypuszcz膮. W ko艅cu k膮piele by艂y takie przera偶aj膮ce.
***
Maciej opad艂 na kanap臋 i popatrzy艂 na siedz膮cego tu偶 obok psa - ju偶 zadowolonego, bo tortury (takie jak na przyk艂ad mycie i suszenie r臋cznikiem) dobieg艂y ko艅ca. Zwierz臋 zamerda艂o ogonem, kiedy wy艂apa艂o jego wzrok. Przybli偶y艂o si臋 do niego jeszcze bardziej i opar艂o 艂eb na sk贸rzanej sofie, wlepiaj膮c w Wyszy艅skiego b艂yszcz膮ce, pe艂ne uwielbienia 艣lepia.
- Jak w w臋dzarni - rzuci艂 Filip, kt贸rego niezmiernie bawi艂 fakt unosz膮cego si臋 wsz臋dzie nieprzyjemnego zapachu. Wyszy艅ski ju偶 nawet nie mia艂 si艂y, 偶eby pos艂a膰 mu poirytowane spojrzenie.
- Nie chcesz mo偶e go wzi膮膰 do siebie? - zapyta艂 Maciej i nagle wsta艂, podszed艂 do okna, by po chwili otworzy膰 je na o艣cie偶. Jeszcze moment, a mia艂 wra偶enie, 偶e padnie trupem na pod艂og臋; w ca艂ym mieszkaniu panowa艂 tak potworny zaduch, 偶e tylko si臋 modli艂 o przetrwanie nocy. Poprzedni zapach kundla teraz wydawa艂 mu si臋 o wiele przyjemniejszy. Nie wiedzia艂 tylko, czy s膮dzi艂 tak, bo po prostu zapomnia艂, jak pies 艣mierdzia艂, kiedy na przyk艂ad wraca艂 ze spaceru w deszczu, czy od贸r w臋dzonki faktycznie by艂 najgorszy ze wszystkich.
- Nie zmie艣ci si臋 ju偶 u mnie - odpowiedzia艂 Filip ca艂kowicie powa偶nie, popatruj膮c na Macieja z zastanowieniem. Nie chcia艂 st膮d i艣膰 pomimo tego, 偶e wszystko dooko艂a capi艂o, a jego koszulka wygl膮da艂a, jakby wytarza艂 si臋 na pod艂odze w salonie fryzjerskim albo jeszcze gorzej. Musia艂 przyzna膰, 偶e ten wiecz贸r by艂 ca艂kiem fajny. A Maciej by艂 zabawnym go艣ciem, nawet je艣li zabawny by膰 nie chcia艂. Co jednak naj艣mieszniejsze - pomimo ci膮g艂ych deklaracji Wyszy艅skiego na temat swojego nielubienia i obrzydzenia do tej chudej przyb艂臋dy, kundel jako艣 wci膮偶 siedzia艂 w jego apartamencie. Ba, by艂 k膮pany w szamponie za sze艣膰 dych! A Filip my艣la艂, 偶e to jego szampony za ponad trzy dychy zaliczaj膮 si臋 do wy偶szej jako艣ciowo p贸艂ki.
Maciej popatrzy艂 na niego zaciekawiony, opieraj膮c si臋 o kamienny parapet.
- Nie mieszkasz sam? - zapyta艂, dopiero teraz zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e naprawd臋 nic nie wiedzia艂 o Filipie.
- Nie - odpowiedzia艂 Wilku i za艣mia艂 si臋 cicho. - Ty pewnie wyprowadzi艂e艣 si臋 z domu ju偶 jako dwulatek, ale sorry, normalni ludzie nie s膮 a偶 tak zaradni - zakpi艂.
- To ile masz rodze艅stwa? - kontynuowa艂, nie zwracaj膮c uwagi na przytyk Filipa.
- Pi膮tk臋 - odpar艂 od razu. Nie s膮dzi艂, 偶eby Maciej z t膮 wiedz膮 m贸g艂 mu jako艣 zaszkodzi膰.
Wyszy艅ski zapatrzy艂 si臋 na moment na Filipa. W艂a艣ciwie to du偶a rodzina pasowa艂a do tego dzieciaka.
- Masz ochot臋 na piwo? - zapyta艂 w pewnym momencie, urywaj膮c temat. Jako艣 zachcia艂o mu si臋 potrzyma膰 Wilczy艅skiego troch臋 d艂u偶ej w swoim mieszkaniu. Mia艂 mo偶e nawet nadziej臋, 偶e co艣 z tego wyniknie, chocia偶 z drugiej strony wola艂 si臋 na nic nie nastawia膰. Znaj膮c Filipa i tak co艣 wywinie w najlepszym i najmniej spodziewanym momencie, zostawiaj膮c go na lodzie... albo raczej bez loda, ale za to ze sporym, niecierpi膮cym zw艂oki problemem w spodniach.
- Niech b臋dzie - odpar艂 od razu Filip. Mia艂 na dzisiejszy wiecz贸r dwie opcje do wyboru: Maciej albo B艂a偶ej; nic wi臋c dziwnego, 偶e wola艂 tego pierwszego. Pacu艂a naprawd臋 mocno go ju偶 irytowa艂, do tego stopnia, 偶e teraz najch臋tniej zerwa艂by z nim wszelkie kontakty.
Kiedy Maciej by艂 w kuchni, wyci膮gn膮艂 telefon. M贸g艂by troch臋 rozejrze膰 si臋 po tym przestronnym, do b贸lu czystym pomieszczeniu, ale... nie chcia艂. Nawet je艣li normalnie pewnie ju偶 dawno zajrza艂by Wyszy艅skiemu w ka偶dy k膮t, to mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e po czym艣 takim istnia艂y raczej marne szanse na pojawienie si臋 w tym apartamencie po raz drugi. A Filip zdecydowanie chcia艂 tu jeszcze zawita膰.
Dwa nieodebrane po艂膮czenia, jeden SMS. Nie jest tak 藕le, skomentowa艂 ironicznie w my艣lach, u艣miechaj膮c si臋 krzywo pod nosem, kiedy przeczyta艂 kr贸tk膮, ale jak偶e wymown膮 wiadomo艣膰: "gdzie jeste艣?". B艂a偶ej ca艂y czas stara艂 si臋 go kontrolowa膰, a on mia艂 ju偶 tej kontroli po dziurki w nosie. Nie m贸g艂 jednak od tak zerwa膰 z nim kontaktu, bo p贸ki B艂a偶ej sam tego nie zrobi, raczej niewiele mia艂 do gadania.
Maciej wr贸ci艂 do salonu z dwoma odkapslowanymi piwami. Filip schowa艂 wi臋c telefon do kieszeni i z rozbawionym u艣miechem odebra艂 butelk臋.
- Wsypa艂e艣 co艣? - zapyta艂, ale najwidoczniej nie bardzo si臋 tym przejmowa艂, bo ju偶 po chwili przyssa艂 si臋 do gwintu.
Maciej prychn膮艂 i uni贸s艂 brwi w ten sw贸j absolutnie maciejowy spos贸b pod tytu艂em: "kpisz ze mnie?". Zabawne, 偶e Filip zacz膮艂 ju偶 rozszyfrowywa膰 mimik臋 twarzy Wyszy艅skiego.
- My艣lisz, 偶e ja musz臋 komukolwiek, czegokolwiek dosypywa膰, 偶eby zaci膮gn膮膰 go do 艂贸偶ka? - prychn膮艂, a Filip a偶 mia艂 ochot臋 si臋 za艣mia膰. Oho, dochodz膮 te pe艂ne wy偶szo艣ci tony, skomentowa艂 w my艣lach. Maciej zdecydowanie mia艂 zawy偶one ego.
- Naprawd臋 my艣lisz, 偶e uda ci si臋 mnie zaci膮gn膮膰? - zapyta艂 Filip, u艣miechaj膮c si臋 pod nosem z rozbawieniem, a gdy Maciej na niego spojrza艂, mia艂 ochot臋 parskn膮膰 艣miechem. A偶 zagryz艂 warg臋, powstrzymuj膮c si臋, 偶eby poci膮gn膮膰 t臋 rozmow臋 troch臋 d艂u偶ej.
- Gwa艂ty mnie nie kr臋c膮 - powiedzia艂 Wyszy艅ski i wzruszy艂 ramionami, jakby wcale nie zauwa偶a艂 ubawionego wyrazu twarzy Filipa.
- Wi臋c liczysz, 偶e sam ci dam? - ci膮gn膮艂, a Maciej popatrzy艂 na niego autentycznie zaskoczony.
- Sk膮d ten pomys艂, 偶e cokolwiek od ciebie chc臋? - Oczywi艣cie, 偶e k艂ama艂. On to wiedzia艂 i Filip r贸wnie偶. Ale takie gry by艂y ca艂kiem wci膮gaj膮ce dla nich obu.
Wilku popatrzy艂 na niego ze zmru偶onymi oczami, jakby oceniaj膮c. Nic nie powiedzia艂, prychn膮艂 tylko, jasno daj膮c mu zna膰, 偶e uwa偶a co innego i popi艂 piwa.
- Nie doko艅czyli艣my ostatnio - rzuci艂 jakby nigdy nic, zmieniaj膮c temat. Maciej zmarszczy艂 brwi, nie rozumiej膮c od razu, a pies le偶膮cy gdzie艣 na pod艂odze obok ich n贸g zaburcza艂 nisko i przewr贸ci艂 si臋 na drugi bok.
- Czego nie doko艅czyli艣my? - zapyta艂 spokojnie Maciej, si臋gaj膮c stop膮 w skarpetce do brzucha zwierz臋cia i jakby ca艂kowicie od niechcenia, zacz膮艂 go g艂adzi膰. W pokoju zn贸w rozbrzmia艂 gard艂owy odg艂os, a pies tylko nadstawi艂 si臋 jeszcze bardziej do pieszczot. Wyszy艅ski, raczej nie艣wiadomie, u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem na ten d藕wi臋k, co jednak nie usz艂o uwadze Filipa. Wilku skupi艂 si臋 jednak na wzi臋ciu kolejnego 艂yka piwa. Wola艂 nie komentowa膰 zabawnej postawy Macieja do psa. Wyszy艅ski pewnie wszystkiego by si臋 wypar艂, w ko艅cu z jednej strony to dla niego g艂upi, bezu偶yteczny kundel, a z drugiej kupowa艂 mu drogie szampony, 偶eby p贸藕niej u艣miecha膰 si臋 w ten spos贸b na (ca艂kiem urocze) pomruki zwierz臋cia.
I w tym momencie Filip pomy艣la艂 - przez bardzo kr贸tk膮 chwil臋 - 偶e Maciej nie m贸g艂 by膰 z艂y. Pewnie i stara艂 si臋 kreowa膰 na faceta, u kt贸rego pierwsze miejsce zajmowa艂 on sam, ale zdecydowanie by艂o w Macieju co艣 wi臋cej.
A p贸藕niej Wilczy艅ski tak po prostu wyrzuci艂 z g艂owy te nieprzyjemne my艣li. Jeszcze, nie daj Bo偶e, si臋 zakocham, stwierdzi艂, oczywi艣cie ironicznie i nawet nie chcia艂 dopu艣ci膰 do siebie, 偶e mog艂oby by膰 inaczej.
- Informacja za informacj臋 - przypomnia艂 i wzruszy艂 ramionami. - Nie wiem jak ty, ale ja nie wyczerpa艂em pyta艅 do ciebie - doda艂 z szerokim, troch臋 za szerokim jak na gust Macieja u艣miechem. Czasem, gdy Filip si臋 u艣miecha艂, Wyszy艅ski a偶 ba艂 si臋, co takiego klu艂o mu si臋 pod sufitem.
- Dobra - odpar艂 Maciej tonem, jakby w艂a艣nie si臋 do czego艣 przymusza艂. - Zagrajmy - kiwn膮艂 g艂ow膮, nie chc膮c za bardzo zdradza膰, 偶e faktycznie - by艂o kilka pyta艅, na kt贸re odpowiedzi z ch臋ci膮 by pozna艂. Niech si臋 jednak g贸wniarz nie czuje zbyt pewnie.
Filip a偶 zacisn膮艂 d艂o艅 mocniej na butelce. Wypi艂 ju偶 p贸艂 piwa i mo偶e nie by艂 nawet lekko wstawiony, ale j臋zyk z pewno艣ci膮 mu si臋 troch臋 rozwi膮za艂. No i procenty te偶 podsyci艂y jego ciekawo艣膰.
- Dlaczego 艁ukasz ostatnio u ciebie by艂? - zapyta艂. Tak, to z pewno艣ci膮 jedna z wa偶niejszych rzeczy, jakich chcia艂 si臋 dowiedzie膰 o Macieju. Albo raczej o jego kontaktach z 艁ukaszem.
Wyszy艅ski u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, daj膮c zna膰, 偶e Filip nie zab艂ysn膮艂 oryginalno艣ci膮 i 偶e w艂a艣nie tego si臋 spodziewa艂.
- Co ci臋 trzyma przy B艂a偶eju? - Maciej zada艂 swoje pytanie, a Filip po chwili namys艂u kiwn膮艂 g艂ow膮 na znak zgody. Odpowiedzia艂by chyba na wszystko, byleby dowiedzie膰 si臋 wi臋cej o tamtym facecie. I oczywi艣cie o jego aktualnych stosunkach z Wyszy艅skim.
- By艂 u mnie, bo... - urwa艂. Sam nie wiedzia艂, jak powinien ubra膰 to w s艂owa. Obr贸ci艂 butelk臋 w d艂oniach, zastanawiaj膮c si臋, co mo偶e powiedzie膰, a co lepiej zostawi膰 dla siebie. - O偶eni艂 si臋. - Nie chcia艂 dodawa膰, 偶e z jego siostr膮. - I stwierdzi艂, 偶e to jego najwi臋kszy 偶yciowy b艂膮d. A przyszed艂... tak pogada膰 - zako艅czy艂 troch臋 ko艣lawo, wi臋c zaraz p贸藕niej wzi膮艂 g艂臋boki 艂yk piwa.
Filip zapatrzy艂 si臋 na Macieja, trawi膮c zdobyte informacje. A偶 zagryz艂 warg臋, robi膮c to zreszt膮 do艣膰 cz臋sto. I niestety, co Maciej zauwa偶y艂 od razu, po takim zagryzaniu jego du偶e usta wygl膮da艂y jeszcze bardziej poci膮gaj膮co.
- Czujesz co艣 do niego? - rzuci艂, ignoruj膮c pytanie Wyszy艅skiego, kt贸re wci膮偶 wisia艂o w powietrzu.
Maciej, nie kontroluj膮c tego, popatrzy艂 na niego ca艂kowicie zdziwiony i zbity z panta艂yku. Nie by艂 przygotowany na tak daleko id膮ce wnioski. Szybko jednak doprowadzi艂 si臋 do porz膮dku, przewr贸ci艂 oczami i 偶eby zatuszowa膰 swoje zdezorientowanie, zn贸w poci膮gn膮艂 z butelki.
- Twoja kolej - przypomnia艂, kiedy ju偶 prze艂kn膮艂.
- Trzyma mnie przy nim hajs - odpowiedzia艂, wzruszaj膮c ramionami, jakby to by艂a najlogiczniejsza odpowied藕 pod s艂o艅cem. W mi臋dzyczasie telefon w kieszeni Filipa zawibrowa艂, jakby B艂a偶ej pod艣wiadomie wiedzia艂, 偶e w艂a艣nie o nim mowa.
- Tylko tyle? - Maciej spojrza艂 na niego skonsternowany. 呕e te偶 sam si臋 nie domy艣li艂, przecie偶 zna艂 ju偶 Filipa na tyle, by wiedzie膰, co dzieciakiem kierowa艂o. A nie by艂y to zbyt wyg贸rowane pobudki.
- No - odpar艂, ignoruj膮c swoj膮 kom贸rk臋. - Serio, Pacu艂a nie jest ani jako艣 szalenie inteligentny, ani 偶aden z niego mister-gej-poland. - Zn贸w wzruszy艂 ramionami, kiedy m贸wi艂, nie patrzy艂 jednak na Macieja. Si臋gn膮艂 stop膮 do psa i tak jak Wyszy艅ski, zacz膮艂 g艂adzi膰 nog膮 sier艣膰 kundla. Zwierz臋 zn贸w najpierw zamrucza艂o, a p贸藕niej wystawi艂o si臋 na kolejne pieszczoty. - A ja potrzebuj臋 kasy - doda艂 ju偶 ciszej, jakby nie艣wiadomie.
- Czemu? - zapyta艂 Maciej, nagle szalenie zaciekawiony 偶yciem prywatnym Filipa. Nie potrafi艂 oderwa膰 od niego oczu. W jednej chwili przesta艂 by膰 dla niego tym samym, irytuj膮cym dzieciakiem, kt贸ry ukrad艂 mu kom贸rk臋. Ju偶 wcze艣niej Maciej zauwa偶y艂, 偶e g贸wniarz wydawa艂 si臋 ca艂kiem inteligentny, nawet je偶eli czasem pos艂ugiwa艂 si臋 j臋zykiem prosto z rynsztoka, to... Wyszy艅ski naprawd臋 lubi艂 z nim rozmawia膰.
- To twoje kolejne pytanie? - Filip jednak wci膮偶 pozostawa艂 czujny. Maciej u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem i kiwn膮艂 g艂ow膮. - Okej. To teraz moje, ale ja odpowiem szczerze i ty te偶, jasne? - zapyta艂, na co Maciej poczu艂 uk艂ucie niepokoju. Nie powinien si臋 zgadza膰, to mog艂oby by膰 zbyt wiele.
Kiwn膮艂 g艂ow膮.
By艂 g艂upi. Tak cholernie g艂upi, przecie偶 ten szczyl m贸g艂 to p贸藕niej wykorzysta膰 jako艣 przeciwko niemu.
Ale i tak nie chcia艂 rezygnowa膰.
- Wi臋c moje: czujesz co艣 do niego?
Zapad艂a cisza. Maciej doskonale wiedzia艂, 偶e nie powinien na to odpowiada膰. Nie powinien nawet rozwa偶a膰 mo偶liwo艣ci odpowiedzi.
- Nie wiem - odezwa艂 si臋 w ko艅cu, troch臋 jednak naginaj膮c prawd臋. Bo co艣 tam do 艁ukasza musia艂 czu膰, skoro nie potrafi艂 wyrzuci膰 go z g艂owy przez tyle lat, ale przecie偶 nie podzieli si臋 tym z Wilczy艅skim.
- I my艣lisz, 偶e taka odpowied藕 wystarczy? - prychn膮艂 nagle poirytowany Filip. Bo telefon wci膮偶 dzwoni艂, a on udawa艂, 偶e wcale tych wibracji nie czu艂, no i Maciej ewidentnie chcia艂 obej艣膰 temat g艂upim "nie wiem".
- Nie wiem - powt贸rzy艂, wzdychaj膮c ci臋偶ko i opadaj膮c na oparcie kanapy. - Naprawd臋, nie wiem. By艂em z nim za szczeniaka, trwa艂o to kilka d艂ugich lat, dorastali艣my, zmieni艂o si臋 w co艣 powa偶niejszego i on stwierdzi艂, 偶e si臋 偶eni. Ca艂a historia. Min臋艂o ju偶 troch臋 czasu, 偶yj臋 dalej, wiedzie mi si臋 ca艂kiem-ca艂kiem. Nie mog臋 narzeka膰 - mrukn膮艂, a Filip popatrzy艂 na niego uwa偶nie. Pami臋ta艂 ton g艂osu Macieja, kiedy 偶egna艂 si臋 z 艁ukaszem na korytarzu. Pami臋ta艂 te偶 wyraz twarzy Wyszy艅skiego, 艁ukasz nie m贸g艂 by膰 mu oboj臋tny, tego by艂 pewny.
I w艂a艣ciwie na t臋 chwil臋 ta wiedza mu wystarczy艂a. Bo nagle zrobi艂o mu si臋 cholernie 偶al Macieja, a on nie chcia艂 czego艣 takiego czu膰 do 偶adnego z facet贸w, kt贸rzy mu si臋 podobali. Musia艂 utrzymywa膰 granice i nie wykracza膰 poza nie. Fajnie by艂oby usidli膰 jako艣 przy sobie Macieja, ale ta relacja nie mog艂aby p贸j艣膰 r贸wnie偶 w drug膮 stron臋. Nie chcia艂by tego, przera偶a艂a go ju偶 sama my艣l.
- A ja potrzebuj臋 hajsu, bo... mam du偶膮 rodzin臋, m贸wi艂em ... burkn膮艂, zaczynaj膮c skroba膰 etykiet臋 z butelki. Nie czu艂 si臋 pewnie, kiedy tak mu si臋 zwierza艂, ale umowa to umowa. - Mama pracuje ca艂y dzie艅, musz臋 jej si臋 od czasu do czasu dorzuci膰 - doda艂, udaj膮c, 偶e wcale nie czuje na sobie uwa偶nego, mo偶e nawet oceniaj膮cego spojrzenia Macieja. Zrobi艂o mu si臋 gor臋cej. - No i lubi臋 kas臋. - Zako艅czy艂 ju偶 z szerokim u艣miechem, 偶eby roz艂adowa膰 atmosfer臋 i nie wyj艣膰 na tak mi臋kk膮 kluch臋, jak膮 m贸g艂 si臋 sta膰 w oczach Wyszy艅skiego.
- M贸g艂by艣 si臋 wynie艣膰 od mamy. Wtedy mia艂by艣 wi臋cej pieni臋dzy dla siebie - zauwa偶y艂 dosy膰 trafnie.
- Ale nie chc臋 - powiedzia艂 tylko, przewracaj膮c oczami i zaka艅czaj膮c temat. Dopi艂 piwo i wychyli艂 si臋, 偶eby odstawi膰 butelk臋, kiedy nagle zamiast wibracji rozbrzmia艂a jedna z domy艣lnych melodyjek telefonu Filipa. Maciej spojrza艂 zdziwiony na ch艂opaka, a ten zaraz si臋gn膮艂 po aparat. Tylko dla B艂a偶eja mia艂 wy艂膮czony d藕wi臋k, wi臋c musia艂 dzwoni膰 kto艣 inny. A偶 zmarszczy艂 brwi, kiedy dostrzeg艂, 偶e to Maja.
- Odbierz - poleci艂 Maciej i podni贸s艂 si臋 z kanapy. Zaalarmowany jego ruchem pies r贸wnie偶 zerwa艂 si臋 na cztery 艂apy. - Ja p贸jd臋 do kuchni po kolejne piwo. I mo偶e zam贸wi臋 pizz臋, hm? - zaproponowa艂, a Filip ochoczo na to przysta艂.
Kiedy Maciej i nieopuszczaj膮cy go na krok kundel (ca艂kiem zabawny widok), wyszli z pomieszczenia, oddzwoni艂 do siostry, ciesz膮c si臋 - ma艂膮 bo ma艂膮 - prywatno艣ci膮.
- No hej, co si臋 sta艂o?
- We藕偶e tego swojego pacana na smycz, co?! - zaatakowa艂a go Maja od razu. Filip zmarszczy艂 brwi, w pierwszej chwili nie rozumiej膮c. - Ten debil wydzwania do mnie i pyta, gdzie jeste艣! No cham i prostak! Podobno mieli艣cie si臋 dzisiaj spotka膰 i... - Filip szybko oderwa艂 telefon od ucha i spojrza艂 na wy艣wietlacz, a dok艂adniej: na zegar. Cholera! Zapomnia艂! To znaczy - nie zapomnia艂, bo mia艂 jeszcze jak膮艣 godzin臋, ale i tak pewnie by si臋 nie zebra艂 na czas...
- Masakra - sapn膮艂 i przeczesa艂 nerwowo d艂oni膮 w艂osy. Naprawd臋 mia艂 ju偶 tego do艣膰, bo nawet je艣li faktycznie by si臋 dzisiaj nie pojawi艂, to co? Stanie si臋 co艣? Nagle spadn膮 im dochody? Odejd膮 stali klienci? Przecie偶, do jasnej cholery, to mia艂o by膰 zwyk艂e spotkanie z ch艂opakami! Jak zawsze by tylko siedzieli, chlali i zastanawiali si臋, co zrobi膰, by mie膰 wi臋cej kasy i jak pozby膰 si臋 konkurencji na rynku.
B艂a偶ej nie mia艂 prawa tak go kontrolowa膰. A on wiedzia艂, 偶e jest w dupie. Czarnej i g艂臋bokiej. Chyba po raz pierwszy nie wiedzia艂, jak si臋 wygrzeba膰 z takiego bagna.
- Dobra, dzi臋ki, ja... zadzwoni臋 do niego - sapn膮艂, chocia偶 nie wiedzia艂, czy to dobry pomys艂. Najch臋tniej uda艂by, 偶e zgubi艂 telefon, ale p贸藕niej i tak musia艂by stan膮膰 oko w oko z rozw艣cieczonym Pacu艂膮. A, jak zd膮偶y艂 si臋 przekona膰 przez te lata wzajemnej wsp贸艂pracy, Pacu艂a mo偶e i by艂 g艂upi, ale lepiej go nie denerwowa膰. Wcze艣niej Filip zawsze umia艂 z nim sobie poradzi膰, ale teraz ju偶 nawet mu si臋 nie chcia艂o. By艂 tym wszystkim zm臋czony. - Nie martw si臋, wszystko jest okej. Poradz臋 sobie z nim - uspokoi艂 siostr臋 i po chwili ju偶 si臋 roz艂膮czy艂. Spojrza艂 jeszcze na wy艣wietlacz. Najch臋tniej zosta艂by tutaj, w tym przyjemnym apartamencie, z Maciejem u boku, pij膮c kolejne piwo i wypytuj膮c go o szczeg贸艂y z 偶ycia. - Maciej, ja b臋d臋 si臋 zbiera膰! - krzykn膮艂, wstaj膮c, a nast臋pnie chowaj膮c telefon do kieszeni. Prawie podskoczy艂, kiedy zobaczy艂 m臋偶czyzn臋 w drzwiach. Nim zd膮偶y艂 si臋 zdenerwowa膰, 偶e Maciej pewnie wszystko s艂ysza艂, ten go ubieg艂:
- Chodzi o twojego goryla? - zapyta艂, a na jego twarzy nie wida膰 by艂o chocia偶by cienia kpiny. Maciej pozostawa艂 raczej spokojny, 偶eby nie powiedzie膰 "beznami臋tny".
- Mhm - odmrukn膮艂 tylko, nie widz膮c sensu zag艂臋biania si臋 w szczeg贸艂y.
- My艣la艂em, 偶e sobie z nim radzisz - powiedzia艂, kiedy Filip przecisn膮艂 si臋 obok niego w przej艣ciu do przedpokoju. Tam od razu dopad艂 do swoich but贸w, nie chc膮c zbyt d艂ugo prowadzi膰 rozmowy o B艂a偶eju.
- Niekt贸re psy zrywaj膮 si臋 ze smyczy - rzuci艂 tylko wymijaj膮co, szybko zawi膮zuj膮c sznur贸wki w swoich adidasach. Maciej przygl膮da艂 mu si臋 w milczeniu przez chwil臋. Patrzy艂 na jego szczup艂e r臋ce, lekko zgarbione ramiona, ko艣cisty ty艂ek... a nast臋pnie na twarz. Na zmarszczone w tak cholernie pewnym siebie grymasie brwi, na usta, kt贸re pewnie czasem wi臋cej papla艂y, ni偶 powinny. Jasne by艂o, 偶e Filip nie mia艂 z tym B艂a偶ejem szans. By艂 mo偶e i wyszczekany, cwany i ca艂kiem inteligentny, ale to czasem stanowczo zbyt ma艂o. Filip igra艂 z ogniem, to zawsze si臋 藕le ko艅czy艂o.
- Skoro nie potrafisz wychowa膰 amstaffa, to mo偶e powiniene艣 wzi膮膰 si臋 za labradora? - rzuci艂 g贸rnolotnie i dopiero po chwili zda艂 sobie spraw臋, jak g艂upio to zabrzmia艂o. W tym przekonaniu utwierdzi艂 go Filip, kt贸ry spojrza艂 na Macieja z do艂u, by po chwili parskn膮膰 艣miechem.
- A widzisz jakiego艣 w okolicy? - zapyta艂, na co Maciej podszed艂 do drzwi, 偶eby mu je otworzy膰. Lepiej jak najszybciej uci膮膰 temat, bo faktycznie posun膮艂 si臋 za daleko w swoim umoralnianiu.
Filip, gdy zauwa偶y艂 u niego lekkie rumie艅ce, a偶 si臋 zapatrzy艂 na jego przystojn膮 twarz. Zawstydzenie u Macieja z pewno艣ci膮 by艂o czym艣 niecodziennym i godnym zapami臋tania. I - lepiej, 偶eby Wyszy艅ski nigdy si臋 o tym nie dowiedzia艂 - absolutnie s艂odkim. Oczywi艣cie, o ile ponad trzydziestoletni podrywacz z klubu m贸g艂 by膰 s艂odki. - Ja w sumie widz臋 jednego labradora z ca艂kiem dobrym rodowodem - poci膮gn膮艂 temat dalej, jednak to przynios艂o odwrotny skutek od zamierzonego. Maciej tylko si臋 zirytowa艂, przewr贸ci艂 oczami i wskaza艂 na korytarz.
- Mo偶esz lecie膰 spr贸bowa膰 z艂apa膰 amstaffa - warkn膮艂. A Filip pomy艣la艂 w tamtym momencie, 偶e taki zdenerwowany Maciej te偶 wygl膮da艂 ca艂kiem interesuj膮co. Na tyle, 偶eby Wilczy艅ski odrzuci艂 wszystkie logiczne my艣li, przysun膮艂 si臋 do m臋偶czyzny i tak po prostu go poca艂owa艂.
Zdezorientowany Maciej otworzy艂 szerzej oczy, spodziewaj膮c si臋 po Filipie wszystkiego, dos艂ownie wszystkiego - wyniesienia mu po艂owy dobytku, trza艣ni臋cia z pi臋艣ci w twarz, kolejnej zgry藕liwej uwagi rzuconej w jego stron臋, ale nie poca艂unku. Przyzwyczai艂 si臋 ju偶 do tego, 偶e Wilczy艅ski przez ca艂y czas go zwodzi艂 i tylko do owego zwodzenia si臋 ogranicza艂. Nie by艂o mowy o zrobieniu kroku w prz贸d.
Maciej nie m贸g艂 si臋 jednak d艂ugo nacieszy膰 poca艂unkiem. Poczu艂 tylko j臋zyk przesuwaj膮cy si臋 po jego wargach i w艂a艣ciwie nim zd膮偶y艂 zorientowa膰 si臋 w sytuacji, Filip ju偶 si臋 odsun膮艂. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko w ten sw贸j bezgranicznie bezczelny i g贸wniarski spos贸b, odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i tyle Maciej go widzia艂. Odg艂os szybko stawianych na schodach krok贸w jeszcze przez jaki艣 czas roznosi艂 si臋 po klatce, na co twarz Wyszy艅skiego rozja艣ni艂a si臋 u艣miechem.
Tak si臋 zachwyci艂, 偶e o windzie zapomnia艂, pomy艣la艂 z rozbawieniem, zamykaj膮c drzwi. Nawet nie upomnia艂 si臋 o swoje pieni膮dze.