KittyKot.doc
-Wena przychodzi niespodziewanie, czyli co robić, żeby się natchnąć (dopchnąć?)?
Mieliśmy trochę przerąbane.
Trochę.
Tak jakby.
Bardziej Ren niż ja, ale to prawie to samo, nie? Byliśmy przecież małżeństwem. Jedność, nierozerwalna całość i takie tam, prawda?
Prawda.
Ren był nieco rozdrażniony, ale wcale mu się nie dziwiłem. Uprawiał przecież seks z bratem. Z BRATEM, do cholery. Dobra, niby nie wiedział, niby nikt nikomu nie wkładał, ale no... Robili CO NIECO. Ja bym pewnie się trochę załamał, ale potem obrócił wszystko w żart.
Ren chyba też próbował.
Mnie plotki już nie ruszały, ale było mi żal mamusi i rodziców Rena. Na szczęście moja rodzicielka była wyrozumiała.
- Mam nadzieję, że się zabezpieczacie? Wiesz, to bardzo ważne - powiedziała, a ja prawie parsknąłem śmiechem.
Wiem.
- Mamo, jestem odpowiedzialnym facetem. Nie rucham nieznajomych bez gumy.
- Ale ruchasz.
- Ale co?
- Nieznajomych. Chociaż jak ja byłam młoda...
- Co robiłyście z Seiko? - spytałem, a ona mruknęła, a potem chrząknęła.
- Dobra, kochanie, muszę lecieć. Pamiętaj: prezerwatywy.
- Pamiętam.
Tak, to była dziwna rozmowa.
Z rodzicami Rena nie miałem na razie kontaktu, nie chciałem się wtrącać w ich sprawy. Za to przyłapałem męża na rozmowie z braciszkiem. Gadali przez Skype'a, był też Marcel, który miał potem przez nas trochę problemów.
Chyba miał. Powinien się przyzwyczajać do takich rzeczy, jeśli chce być sławny. Ja oczywiście dostałem opieprz od Kaiena, trochę od Saki i nawet od Dana, ale miałem to w dupie. Cóż, zdarza się, oni też nie byli święci. Cholera, no, stało się. Zresztą pisali o mnie już wszystko, dlaczego teraz miałbym się przejmować?
Na szczęście Ren nie topił smutków w alkoholu. Zresztą nie był smutny - był zmieszany i chyba trochę wkurwiony. Co ciekawe, po kilku dniach już się ogarnął, choć podejrzewałem, że w środku dalej to wszystko przeżywał. Wiedziałem jednak, że będzie szukać kontaktu z bratem. Też chciałbym mieć brata, bo Kaien to już mnie całkowicie olał. Ciepłym moczem.
Eee, stop. Z tym nie do niego.
No dobra, trochę też do niego, bo wpadliśmy do nich w niedzielę. Nareszcie. Po urodzinach był nakręcony i chyba nawet szczęśliwy, pewnie prezenty mu się spodobały. Pamiętałem, jak ten matoł mnie macał przy barze i wysyłał sprzeczne sygnały. Najpierw miałem wrażenie, że mnie unikał, a potem znowu byłem zmieszany, bo chyba się do mnie kleił.
No debil.
Wiedziałem już, co powiedzą. Od kilku tygodni wiedziałem. Czułem to, bo nie byłem głupi. Najpierw robiłem aluzje, żartowałem i dawałem Senju do zrozumienia, że chciałbym to powtórzyć, ale potem przestałem się łudzić.
Nie chcieli nas.
Wiedziałem, co powiedzą. Że sumienie, że nie mogą, że przeszłość, że zazdrość i jebana męska duma. Dlaczego ja byłem ponad to? Dlaczego Ren był? To nie tak, że nas to nie ruszało, ale... cholera, no, przeszłość to przeszłość.
Ja chciałem szaleć.
Żyć.
Ruchać się i kochać cały świat.
- Dobra, wyluzujcie - powiedziałem, żeby uspokoić Senju.
Biedak był spięty i pewnie układał sobie to wszystko w głowie. Domyśliłem się, że to był jego pomysł.
Kaien nie lubił Rena.
Senju nie lubił, jak Kaien podrywał mnie.
A ja?
Ja kochałem ich wszystkich.
Oczywiście, wydrapałbym Senju oczy, gdyby dobierał się teraz do mojego Rena, ale... Grupowy? Czemu nie?
- Po prostu doszliśmy do wniosku, że to bez sensu - wtrącił Kaien, a Senju chrząknął.
- Dobra, mówię wam - rozumiem. Prawda, Ren?
- Prawda.
Byłem pewien, że akurat teraz wcale go to nie obchodziło. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Mnie było trochę smutno, bo lubiłem nasze orgie, ale skoro czuli się z tym źle? Nie będę ich przecież zmuszać.
Ani gwałcić, prawda?
Ach, gwałty. Ciekawe, czy dałbym teraz radę? Może powinienem pogadać z Renem? Zorganizowalibyśmy sobie małą scenę gwałtu. Minęło już sporo czasu, więc myślę, że mogłoby być fajnie.
Ale nie zawracałem mu teraz głowy fantazjami. Musiał przecież pogodzić się z tym, co usłyszał, i przetrawić to.
- Naprawdę w porządku? - spytał Kaien, gdy popijałem beztrosko piwo.
- Tak, spoko. Koniec tematu. Nie to nie. Macie coś do jedzenia?
Tak naprawdę było mi jednak przykro.
No debil, no.
- Jasne. Zaraz przyniosę. - Senju poszedł do kuchni, a Kaien zrobił minę zbitego psa.
- Kotku, idę zapalić - odezwał się Ren, a ja pokręciłem głową.
- Ja nie idę.
Zostaliśmy z Kaienem we dwóch, ale nie miałem pojęcia, co mu powiedzieć. Pewnie czuł się winny. Może też było mu przykro?
- Co to za mina? - spytałem i szturchnąłem go z ramię.
- Spieprzaj.
- To pomysł Senju?
- Nie, nasz wspólny.
- Kłamiesz.
- O co ci chodzi?
- O nic. Pewnie macie rację.
- Mamy rację. Ren jest jakiś spięty czy tylko mi się wydaje? - spytał, patrząc mi uważnie w oczy.
- Trochę, ale to tajemnica.
- Spoko.
- To co: zostańmy przyjaciółmi? - Wyszczerzyłem się, a Kaien walnął mnie w żebro.
- Bardzo śmieszne, przecież zawsze nimi byliśmy.
- No, z bonusem.
- Mówię serio.
- Ja też, ale i tak trochę mi szkoda. Było fajnie - powiedziałem i uśmiechnąłem się delikatnie.
No debil.
- Mnie też.
- Tak?
- Tak.
- Senju wie?
- Domyśla się.
- Jesteś świetnym partnerem, tylko pozazdrościć - powiedziałem, gdy objął mnie ramieniem.
- Dzięki.
- Wyrzekasz się swojej zboczonej połowy. Jesteś romantyczny jak cholera.
- Niczego się nie wyrzekam.
- Bo Senju jest dla ciebie najważniejszy.
- Oczywiście.
- Właśnie poczułem się odrzucony. - Westchnąłem, a on znowu rąbnął mnie w żebro.
- Wiesz co, Futrzak?
- Nie, nie wiem.
- Myślę, że już czas wydorośleć.
- Mówisz o sobie?
- Mówię ogólnie. - Westchnął, a potem dopił piwo.
- Czyli ze mną zrywasz?
- Tak.
- To boli. - Wywróciłem oczami, a Kaien otworzył kolejne piwo.
- Spierdalaj, kochanie.
- Sam spierdalaj. Mamy wielu chętnych, nie musicie się tak spinać.
- Jak było z Marcelem? - spytał nagle, a ja fuknąłem i odsunąłem się.
- A z Saenem?
- Ale co z Saenem- To było wieki temu. No i nikt o tym nie wie. Myślę, że powinieneś być ostrożniejszy.
- Nie jesteś moją mamusią.
- Mogę być twoim tatusiem - powiedział, a ja parsknąłem śmiechem.
- Kto jest twoim tatusiem? - Senju wrócił do salonu, a ja znów wywróciłem oczami.
- Pilnuj tego zwyrola, bo chyba ma zapędy pedofilskie.
- Raczej zoofilskie. Co ten Ren taki ponury? - spytał Kaien, a jego Pierdzioszek wskoczył mu na kolana.
- Odwal się od mojego męża, dobra?
- Wyluzuj, skarbie.
- Kotku, muszę wracać - powiedział Ren, a ja od razu zacząłem się niepokoić.
- Stało się coś?
- Nie, po prostu muszę pogadać ze Steve'em i wysłać mu parę dokumentów. Możesz zostać, jeśli chcesz. - Pocałował mnie w czubek głowy, a ja zacząłem się wkurzać.
To pewnie przez tego dziada! To przez tego chuja Makoto!
- Nie, pojadę z tobą.
- Nie musisz. Możesz zostać.
- Pojadę.
Pojechałem.
Tak naprawdę prawie nie pogadaliśmy z Kaienem. Ani z Senju. Niby wiadomo, że nas olali, nie chcieli więcej orgii i fajnych spotkań, ale... no właśnie. Miałem nadzieję, że ta rozmowa będzie bardziej emocjonalna. Wyszło... jakoś tak zupełnie naturalnie i bez spiny. Oczywiście, było mi przykro i smutno, bo kochałem Kaiena, ale miałem przecież Emila! I Yukiego. I Akihiko (chyba)- Zresztą jak powiedział Kaien, chyba czas wydorośleć.
Chwila.
Jakie wydorośleć? Miałem przecież wielu znajomych, z którymi mógłbym... z którymi moglibyśmy. CHOLERA, dlaczego teraz o tym myślałem? Powinienem wspierać Rena, a nie marzyć o kutasach.
Wspierałem, choć nie chciał mi nic powiedzieć. Faktycznie pisał ze Steve'em, wysłał mu jakieś pliki i tyle. Wciąż miałem nadzieję, że to tylko moje schizy i nie działo się nic złego.
Na szczęście Ren był inteligentnym facetem, pewnie wszystko przemyślał, poukładał to sobie i żył dalej. Ja jednak byłem pewien, że dużo myślał o Tylerze. Całe szczęście, że o zdjęciach wszyscy dość szybko zapomnieli.
Starałem się dbać o Rena i go rozpieszczać, żeby nie czuł się pokrzywdzony przez los. Próbowałem nawet robić kolacje, ale zawsze musiałem coś spieprzyć. Zamawialiśmy wtedy pizzę albo jakąś chińszczyznę i spędzaliśmy wieczór tylko we dwóch. Czesałem mu włosy, a on popijał wino i mruczał. Robiłem też masaż skóry głowy, a wtedy to już w ogóle odlatywał. Potem masaż innych części ciała. Nie, nie tych, o których pomyśleliście. Tylko trochę. Masowałem, ugniatałem i klepałem jego pośladki, ale nie pozwalał mi tknąć odbytu. Byłem jednak cwany i dotykałem go... językiem. Wiedziałem, że temu nie będzie mógł się oprzeć.
Nie mógł.
Raz przygotowałem dla Rena kąpiel, wymasowałem mu kark i plecy, a potem uda. Był mocno podniecony, ale nie rzucił się na mnie. Nie zdominował, nie zeszmacił - nic. Po prostu doszedł bezgłośnie, a potem zanurzył się po szyję w wodzie i zamknął oczy.
- Chodź tu - odezwał się po dłuższej chwili, gdy już serio myślałem, że zasnął.
Objął mnie, a ja przytuliłem się do niego plecami i tak leżeliśmy w ciszy. Może czekał na mój ruch, ale nie odważyłem się. Nie chciałem naciskać. Jak będzie chciał, sam mi powie.
Ale nie powiedział, bo był Renem. Może nie miał takiej potrzeby uzewnętrzniania się.
Ja za to miałem pewne potrzeby. To nie tak, że nie uprawialiśmy seksu, wręcz przeciwnie. Po prostu brakowało mi ciekawych sesji.
Dlatego właśnie postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Sam zorganizowałem sesję, żeby odciążyć męża. Podejrzewałem, że miałem teraz wyższe libido niż on, bo fapczyłem co wieczór, nawet po seksie. Po prostu byłem bardzo napalony. Nie mogłem uwierzyć, że Senju po lekach miał spadek libido. Ja czułem, że byłem nieco rozchwiany emocjonalnie, ale przecież było dużo lepiej niż pół roku temu.
Chciałem. Nie przemawiała do mnie terapia Hoshiego, Ren też tak uważał, dlatego po prostu zmieniłem terapeutę. Pogadałem z Senju, potem z Akihiko, i w końcu podjąłem decyzję. Mogłem się leczyć u najlepszych specjalistów, więc korzystałem. Zresztą nie musiałem nigdzie jechać, bo mój urok osobisty, uśmiech i kasa załatwiały sprawę. Pierwsze spotkanie miało się odbyć we wtorek, choć dalej uważałem, że nie potrzebuję już terapeuty. Ren jednak był nieugięty, a ja udawałem, że się cieszę, ale byłem trochę spięty.
O właśnie. Mój mąż też był spięty, ale nie lubił o tym rozmawiać, a ja nie naciskałem. Ponieważ sam nie proponował żadnych sesji, ja to zrobiłem. Bez żadnych zbędnych gadżetów, wymyślnych ciuszków ani scenariuszy.
Ren znów siedział do późna i coś pisał, więc najpierw zdjąłem mu koszulę i zrobiłem relaksujący masaż karku. Potem zamknąłem się w łazience i porozciągałem trochę palcami. Nawilżyłem odpowiednio tyłek, żeby Ren miał mniej roboty, i wepchnąłem malutki korek. Następnie siedziałem i wąchałem jego koszulę, a potem włożyłem ją i zerknąłem w lustro. Dyndała na mnie, ale to nic. W filmach laska zawsze wkłada koszulę swojego faceta. Nie byłem laską, ale też mnie to jarało. Zresztą uwielbiałem zapach Rena, więc czułem teraz pewnego rodzaju tęsknotę zmieszaną z oczekiwaniem. Może przez to nieco się wyciszyłem i nie byłem już taki nakręcony.
Potem poszedłem cichaczem do kuchni i wyjąłem z lodówki wino. Gdy wróciłem do pokoju, Ren palił na balkonie. Gdy jednak zobaczył mnie w swojej koszuli, szybko wrócił do środka.
- Co ty knujesz? - uśmiechnął się i objął mnie w pasie.
- Nic, nie zwracaj na mnie uwagi. Chyba jest trochę za duża.
- W sam raz dla ciebie - zamruczał i pocałował mnie leciutko w czoło. - Ładnie wyglądasz w moich ciuchach.
- Powiedzmy.
- Ponętnie.
- Tak uważasz? - Zagryzłem wargę i spojrzałem mu zalotnie w oczy.
- Tak.
- Jeśli chcesz, mogę ci pomasować pewne części ciała.
- Kotku? - Pogładził mnie po włosach, a ja objąłem go w pasie.
- Tak?
- Nie obrazisz się?
- Nie.
- Trochę mnie rozpraszasz - powiedział miękkim głosem, a ja wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową.
Zawsze miał delikatną, ciepłą, dość jasną skórę, lekko zarysowane mięśnie (nigdy nie był zbytnio przypakowany ani chudy) i zero włosów. Lubiłem gładkie klaty.
Nie tylko klaty.
Kłaki między zębami to nic fajnego. No chyba że blond puszek Senju.
Kurczę, ale szkoda, że się nas wyrzekli. Debile.
- Mówię ci, nie zwracaj na mnie uwagi. Tylko trochę z tobą posiedzę. - Odkleiłem się od Rena i podałem mu kieliszek wina. - Masz.
- Chciałbym skończyć ten artykuł.
- Kończ.
- To też, ale później. Dobra? - Pocałował mnie w czubek głowy, a ja westchnąłem.
- Okej. Najwyżej pobawię się korkiem.
- Włożyłeś korek? - Wsunął mi ręce pod koszulę i pogładził pośladki. - Faktycznie. Niegrzeczny Kotek.
- Bardzo.
- Często tak robisz, jak nie ma mnie w domu?
- Czasami. - Spojrzałem na niego prowokująco, a on zacisnął dłonie na moich pośladkach.
- Myślę, że artykuł może poczekać.
- Mówiłeś, że...
- Nieważne. Kładź się na brzuchu i rozsuń nogi.
Prawie pisnąłem z radości. Wypiłem wino duszkiem i rzuciłem się na łóżko. Znowu poczułem przyjemną falę ciepła. Rozsunąłem nogi i wypiąłem się, a Ren tylko usiadł obok i pogładził mnie po udzie. Potem drażnił mnie chwilę, wkładając i wyjmując korek, a następnie dał klapsa i wstał z łóżka. Ciekawe, czy go nakręciłem? Chciałbym, żeby tak było.
- Masz ochotę na coś konkretnego? - spytał, wracając z kneblem i klamerkami.
Kurwa. KLAMERKAMI.
Pieprzony sadysta.
- Tak, na brak klamerek.
- Nic z tego. Wiesz, jak lubię je na twoich sutkach.
- Ren.
- Zrobię to delikatnie - zamruczał i pogładził mnie po plecach.
- Nie da się zrobić tego delikatnie.
- Da się - powiedział i przytulił się, przyciskając mnie do łóżka.
Poczułem przyjemny ciężar jego ciała i rozluźniłem się. Ren pocałował mnie w kark, a potem wsunął mi rękę pod koszulę i przejechał paznokciami po skórze. Zadrżałem i poczułem, że sutki od razu zrobiły się twarde.
Nie, ja nie chcę klamerek.
- Najpierw założę ci knebel - wyszeptał, liżąc mnie w ucho.
- A potem?
- Potem bardzo powoli i łagodnie założę klamerki. Jednocześnie będę ci trzepać. Albo obciągać. Albo zrobię ci rimming. Co byś chciał? - zamruczał i ugryzł mnie lekko w szyję.
Wariowałem. W środku wszystko drżało, płonęło i krzyczało. Ren był w swoim żywiole - zmysłowy, władczy, pewny siebie i wręcz perwersyjny. Szeptał mi do ucha różne świństwa, a ja drżałem i ocierałem się o materac. Całował mnie po szyi, masował ramiona i lizał kark, potem znów wsuwał mi ręce pod koszulę i drapał skórę. Nie zdjął spodni, ale czułem, że miał erekcję.
Udało się.
Oddech miał przyśpieszony, więc na pewno nieźle się podjarał. Też starałem się, jak mogłem. Potem kazał mi się podnieść i zaczął rozpinać koszulę. Siedziałem grzecznie i czułem szalone pulsowanie w skroniach.
W mózgu.
W gardle.
W klatce piersiowej i w kroczu.
Wszędzie.
Wszędzie pulsowało.
Dotykał mnie samymi opuszkami palców, niby przypadkiem, a ja podniecałem się jak głupi. Potem pomasował mi sutek, pochylił się i zaczął go ssać.
Zamknąłem oczy i przechyliłem głowę.
Cholera, ale przyjemne.
Zsunął mi koszulę z ramion, nie przestając lizać moich sutków, a następnie pchnął mnie na łóżko. Sapnąłem i odgarnąłem włosy z czoła. Było cholernie gorąco, choć za oknem grzmiało i błyskało.
Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy poczułem lekki, kłujący ból. Ren dalej mnie całował, wkładał mi język do ust, drażnił jego koniuszkiem zęby i lizał wargi. Ciągle czułem jego zwinne palce na fiucie. Zsuwał napletek, łaskotał główkę i masował jądra, a potem znów trzepał płynnymi, miękkimi ruchami. To dlatego zupełnie odleciałem i nie poczułem, jak zakłada mi klamerkę. Syknąłem i otworzyłem oczy, ale nie odsunąłem się. Ren uśmiechał się jak cwaniak, ale widziałem też, że był nieźle nakręcony.
- I jak? - spytał, całując mnie w dolną wargę, akurat w to miejsce, gdzie miałem bliznę.
- Drań - sapnąłem, a on pocałował mnie mocniej.
- Mówiłem, że zrobię to delikatnie. Wypnij się - szepnął i liznął mnie w ucho.
Znowu zadrżałem i poczułem uderzenie gorąca. Grzecznie spełniłem polecenie, a Ren miękkim ruchem wyjął ze mnie korek i pomasował pulsującą dziurę.
- Widzę, że o wszystko zadbałeś - powiedział nieco rozbawionym głosem, a ja poczułem falę wstydu.
Cholera.
- Mam na myśli lubrykant i rozciąganie. Prawda? - dodał, dalej mnie masując.
- Tak - wychrypiałem i spuściłem głowę.
Włosy opadły na poduszkę, a w skroniach pulsowało tak mocno, że bałem się, że dostanę jakiegoś wylewu.
Serio.
Czułem nawet posmak krwi w ustach.
Było gorąco, wręcz duszno.
Cholera.
Poczułem, jak Ren rozsuwa mi pośladki, a potem...
... potem, potem, potem.
Cholera jasna.
... zaczyna mnie wylizywać. Delikatnie, zmysłowo i niezwykle dokładnie. Jak wkłada język do środka, zasysa, liże i masuje. Ugniata moje pośladki i drapie paznokciami skórę. Jak drażni cieplutkim, szorstkim językiem, dotyka pieszczotliwie penisa, głaszcze i całuje.
Całuje i liże.
Liże.
Liże mnie.
Bez końca.
Kurczę.
Sapałem jak wariat, mruczałem i jęczałem, a gdy Ren w końcu się zmęczył (znudził?), pchnął mnie na plecy i pocałował w pępek.
- I jak? - spytał i spojrzał na mnie w taki sposób, że znów poczułem wstyd.
- Mmh - mruknąłem, a on złapał mnie za biodra i przyciągnął bliżej.
- Nie boli cię? - Znowu ten uśmieszek.
- Co ma mnie... boleć? - Zamknąłem oczy i uniosłem biodra.
- Sutki? - spytał i odsunął się na chwilę.
Otworzyłem oczy i wziąłem głęboki wdech.
Ale duszno.
Ren zdjął spodnie, zostając w samych bokserkach, i znowu przysunął się bliżej.
- Nawet nie poczułeś, jak ci ją założyłem? - Uśmiechnął się i dotknął mojego sutka.
Cholera jasna. Chodziło mu o klamerkę.
Stop.
Serio, kiedy to zrobił?
- Nie - powiedziałem, a on dotknął mojego policzka.
Pewnie byłem czerwony jak burak. Na bank.
- Obiecałem ci, prawda? - szepnął i przycisnął mnie znowu do łóżka.
- Tak.
Gdy otarł się o mnie, jęknąłem i poczułem, jaki jest twardy. Dalej był w bokserkach, nie śpieszył się z ich zdejmowaniem. Pewnie chciał mnie nakręcić i sprawić, żebym sam go błagał o zerżnięcie.
- Teraz założę ci knebel - powiedział szeptem, patrząc mi prosto w oczy.
- Mmh.
- Chcę, żebyś był cicho - uśmiechnął się, a ja drgnąłem.
- Ren?
- Tak, Kocie? - Dotknął mojej blizny na wardze, a ja znów zadrżałem.
- Będzie bolało?
Patrzył mi prosto w oczy. Wiedziałem, że nie skłamie.
- Nie - powiedział niskim głosem, a ja poczułem się dziwnie podekscytowany.
- To dobrze - szepnąłem, gdy pogładził mnie po włosach.
Powietrze było duszne, przesiąknięte oczekiwaniem i napięciem. Wiedziałem, że Ren nie będzie się ze mną cackać. Czułem to. W jego spojrzeniu, gestach i sposobie, w jaki mnie dotykał. Na pewno chciał się rozładować, poza tym sam go przecież zachęcałem i kusiłem.
Najpierw przyciągnął mnie do krocza i kazał je lizać przez materiał bokserek. On w tym czasie ruchał mnie korkiem. Trzymał za włosy, gładził moje ramiona, szyję i sutki, a raczej klamerki. Faktycznie byłem tak nakręcony, że prawie nie czułem bólu.
- Zdejmij mi bokserki, ale bez pomocy rąk - powiedział, gdy znów wessałem się w jego krocze.
Szybko poszło, więc Ren był zadowolony, miał przecież cudownego mnie. Kotka czy tam pieska, a może po prostu uległą kurwę.
- Grzeczny chłopiec - pochwalił mnie, gładząc po włosach.
To chyba przeradzało się w sesję.
Spojrzałem mu w oczy i znów poczułem ciary na plecach. Cholera, miał takie... takie, no, TAKIE spojrzenie. Spojrzenie mojego domina.
Pana.
Właściciela.
- Otwórz usta, założę ci knebel - odezwał się po chwili milczenia, a ja znowu drgnąłem.
Już? Tak szybko? A lodzik?
- Coś nie tak? - spytał, ale pokręciłem głową. - To dobrze. Otwórz usta, nie będę powtarzać.
- Przepraszam - rzuciłem mimowolnie, a Renowi drgnęła brew.
Chyba też był zdziwiony. Uśmiechnął się samymi kącikami ust, a ja poczułem się jak idiota.
- Myślisz, że mógłbym zmienić zdanie? - spytał po chwili, zakładając mi knebel.
Nie wiedziałem, o co chodziło, więc tylko spojrzałem mu pytająco w oczy.
- Myślisz, że chcę, żeby cię bolało?
Pokręciłem znowu głową, a Ren przeprowadził dłonią po swoim penisie. Potem zsunął napletek, dotknął łagodnie główki, a następnie znów zacisnął dłoń mocniej. Nie odrywał ode mnie wzroku.
Prowokował czy próbował mnie jeszcze bardziej nakręcić?
Nie miałem pojęcia. Czułem za to, że zaczynam się ślinić. Wiedziałem, jak Ren to uwielbiał. Dalej nie zawracałem sobie głowy klamerkami, bo prawie mnie nie bolało. Jak on to robił? Jak zaczarowany śledziłem ruchy jego dłoni na członku. Takie miękkie, zgrabne i cholernie zmysłowe. Fiut mi sterczał tak mocno, że myślałem, że trysnę od samego patrzenia. Drań, wiedział, jak mnie nakręcić.
Przysunął się bliżej, złapał mnie za włosy i przyciągnął do krocza. Zamknąłem oczy, a on uderzył mnie penisem w policzek. Dotykał knebelka, nosa i policzków, a ja traciłem rozum. Myślałem, że oszaleję. Na samym początku miałem nadzieję, że to będzie zwykłe, leniwe ruchanie, potem - wściekłe, ale krótkie i ostre rżnięcie. Teraz? Nie miałem pojęcia, czego chciał Ren. Miałem nadzieję, że nie pissingu ani wkładania mi pięści w tyłek. Na piss nie miałem dziś ochoty, poza tym musielibyśmy przenieść się do łazienki. Fisting bolał, więc odpadał.
Na bank.
Zaraz.
Zaraz!
Ren chciał, żeby mnie bolało? Nieee, na pewno blefował.
Szmacił moją twarz, a ja mruczałem i stękałem jak kurwa. Jak posłuszna, uległa, napalona suka.
Jak pies, który łasi się do pana.
Matko, to było takie... upokarzające? Samo myślenie o tym pozbawiało mnie resztek godności.
- Grzeczny piesek. Spójrz na mnie - powiedział, a ja poczułem, że za chwilę dojdę.
Serio.
Spojrzałem Renowi w oczy, dając mu do zrozumienia, co się święci, ale uśmiechnął się lekko i pchnął mnie na łóżko. Chyba zrozumiał, ponieważ trącił klamerki palcami, a ja od razu jęknąłem.
Trącił mocniej.
Znów jęknąłem.
Byłem napięty jak struna.
Matko.
Cholera.
Ren pociągnął za klamerkę, a ja pisnąłem i zacisnąłem powieki.
Bolało.
Kurwa mać, bolało!
Pogładził moje żebra, następnie pępek, a potem pociągnął za drugą klamerkę. Omal się nie szarpnąłem, na szczęście opamiętałem się w porę.
Spiąłem się, czekając na ból.
Kurwa mać.
Nie chcę.
Nie.
Ale Ren mnie więcej nie dręczył. Znowu pogładził moje żebra, a ja otworzyłem oczy.
- Ochłonąłeś trochę? - spytał, świdrując mnie wzrokiem, a ja kiwnąłem głową.
Faktycznie ochłonąłem.
Boże, ale ten mój mąż jest mądry.
To zadziałało jak najlepsza technika przedłużania stosunku. Dalej miałem erekcję, ale nie bałem się już, że dojdę od samego gapienia się na fiut Rena.
Otarł mi ślinę i dotknął delikatnie klamerek. Zawsze się w takich chwilach niepokoiłem. A co, jeśli znowu zacznie mnie dręczyć? Wystarczył jeden silniejszy ruch.
Szarpnięcie.
Ren doskonale to rozumiał, dlatego się ze mną droczył. Lubił, gdy byłem zdany na jego łaskę. Uwielbiał mój strach i uległość. Akurat teraz sam byłem w szoku, że jeszcze kilka tygodni temu to ja bzykałem go w dupę. Życie potrafi zaskakiwać.
Na szczęście nic więcej nie robił. Syknąłem, gdy zdejmował mi klamerki, bo jednak trochę bolało. Później rozmasował sutki i znów zaczął je lizać. Odetchnąłem z ulgą i zamknąłem oczy.
To koniec tortur?
Ren nie zdjął mi knebla i miał rację. Pieprzył mnie w pozycji, której nie chciał wtedy Kaien, a ja darłem się jak opętany. Sapałem, stękałem i wrzeszczałem, śliniłem się jak cholera, a on bez przerwy mnie ruchał.
Wchodził szybko i rytmicznie, a potem znów zwalniał.
Przyciskał mnie do łóżka, a ja jęczałem i wypinałem dupę.
Wypinałem.
Dupę.
Ciągle.
Bez przerwy.
Wchodził. Wychodził.
Wkładał. Wyjmował.
Ruchał.
Boże.
Boże.
Kurwa.
Mać!
Doszedłem prawie od razu, ale nie przestawał mnie rżnąć.
Rżnął.
Rżnął.
Ruchał, rżnął i pieprzył.
Nawet gdy zacząłem płakać, był bezlitosny. Szlochałem i krztusiłem się śliną, a on wbijał się we mnie aż po jaja.
Bolało, ale nie chciałem, żeby przestawał. Czułem, jak mocno przyciska mnie do łóżka, jak trzyma za biodra, jak drży i wchodzi coraz chaotyczniej.
Coraz szybciej.
Ostrzej.
Mocniej.
Kurwa.
W końcu zastękał i spuścił się w środku, a ja przestałem ryczeć. Było mi strasznie gorąco, włosy kleiły się do szyi, pociłem się jak cholera i ogólnie byłem wykończony. Taki wymięty, pusty i zerżnięty.
O właśnie. Czułem się wyruchany. Porządnie wyruchany. Ren też się nieźle rozładował, bo od razu opadł na łóżko i zamknął oczy. Dupa mnie trochę bolała, ale warto było. Może Ren się w końcu rozkręci i zorganizuje dla mnie jakąś porządną sesję? Ze skrępowaniem, droczeniem się i wydawaniem poleceń. Sam zdjąłem knebel, a mąż objął mnie pasie.
- Chcesz zapalić? - mruknął.
Też był spocony i rozgrzany.
- Jest za gorąco.
- Myślę, że będzie burza.
- Też tak myślę.
- To ja idę zapalić.
- To idę z tobą.
- Najpierw pozbądź się tego białego czegoś między pośladkami. - Zaśmiał się, podając mi chusteczki.
- Ciekawe, czyje to coś.
- Moje?
- Czy ja wiem? - Spojrzałem na niego zadziornie, a on tylko parsknął śmiechem.
- Pocieszny jesteś.
- Sam jesteś pocieszny - fuknąłem i zacząłem wycierać spermę.
- Pomóc ci?
- Nie, dziękuję.
- Nie udawaj twardziela, chwilę temu płakałeś w poduszkę.
- Bzdury.
- Lubię, jak płaczesz z rozkoszy - powiedział miękkim, mruczącym głosem, a ja poczułem ciarki na plecach.
- Przestań, bo mnie zawstydzasz - rzuciłem, wkładając bokserki. - Cholera, cały się kleję.
- Ja też. Kotku?
- Tak?
- Jeśli chcesz, w weekend zorganizujemy coś większego.
- Sesję? - ożywiłem się, a Ren uśmiechnął się szeroko.
- Tak.
- Ren? - Objąłem go lekko za szyję, a on spojrzał mi w oczy.
- Tak?
- Chyba mam pomysł.
Lało jak z cebra, od czasu do czasu grzmiało, ale było ciepło, fajnie i cudownie. I pusto jak w kalwińskim zborze, cicho jak makiem zasiał, ani żywej duszy. Powietrze zaczynało już pachnieć ozonem, a ja zadzierałem głowę i szczerzyłem się jak głupi. Kałuże były ciepłe, Ren obejmował mnie mocno, a ja rechotałem i chyba trochę płakałem z radości, a może ze wzruszenia? To była prawdziwa więź zmokłych kur.
Kogutów?
Po prostu staliśmy w deszczu, ale to nie była słodko-pierdząca scena z filmu. Nie. Rechotałem, płakałem i macałem Rena, a on macał mnie. Byłem pewien, że nikt tego nie widział, więc korzystałem, ile wlezie. Zmokły Ren był seksowny jak diabli, koszulka kleiła mu się do ciała, a ja obejmowałem go mocniej i bez przerwy się śmiałem, aż mnie szczęka zaczęła boleć.
Wróciliśmy do mieszkania, gdy prawie przestało padać. Paliliśmy znowu na balkonie i gapiliśmy się na tęczę. Tak bardzo wyluzowałem, ochłonąłem.
Natchnąłem się.
Wróciłem do pokoju, wziąłem gitarę i zacząłem brzdąkać.
Wybrzdąkałem chyba nowy kawałek.