Rock penetrowany pędzlem 11
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 25 2017 08:33:41


KAIEN
Wpis o tym, że lubię patrzeć, jak liżesz lody (tak naprawdę to nie o tym, ale ciii)

Ciepło. Przyjemnie. Bardzo przyjemnie.
O tak.
Cholera, te mokre sny. Czasem są tak realistyczne, że można się pogubić.
Prawda?
Przyjemne, kurwa mać.
Bardzo.
Śpij, Kaien. Śpij dalej, słyszysz? Nie waż się obudzić.
Nie.
Tylko nie to.
Nie. Kurwa, Kaien, śpij dalej.
Cholera.
Zamruczałem i otworzyłem oczy.
Szkoda. A było tak fajnie.
Eee? Co?
Przetarłem oczy i zacząłem kojarzyć. No tak. Dziś moje urodziny. Kochana blond głowa między udami w najlepsze rozpieszczała mnie porannym lodem.
Urodzinowym.
Wyszczerzyłem się i znowu zamruczałem, tym razem głośniej, z zadowoleniem.
- Obudziłeś się wreszcie - powiedziałeś, liżąc mojego penisa. - Wszystkiego najlepszego, Kaien.
- Dziękuję. - Znowu się wyszczerzyłem i pogładziłem cię po włosach. - Możesz kontynuować.
- Mmmh.
Cholera.
Zmrużyłem oczy i odchyliłem głowę. W pokoju było ciepło i słonecznie. Gładziłeś moje uda i bez przerwy obciągałeś, a ja po prostu leżałem i rozkoszowałem się pieszczotami. Nie myślałem. Było ciepło, przyjemnie i cudownie. Rozgrzane usta, szorstki język, włosy łaskoczące skórę na udach - wszystko było przyjemne i trochę kosmiczne. Czułem się nieco senny, ale poruszałem biodrami i mruczałem jak kot.
Aż do wytrysku. Do samego końca. To był leniwy, poranny lodzik.
Cudowne.
- Potem będzie ciąg dalszy - powiedziałeś, ocierając spermę z brody.
- Nie wątpię.
- Poczekaj, zaraz wracam. - Uśmiechnąłeś się i wstałeś z łóżka.
- Dokąd idziesz?
- Zrobię ci śniadanie, chcesz?
- Chcę. Jajecznicę z trzech jajek. I dodaj jeszcze dwa białka. Dziękuję - powiedziałem, łapiąc cię za udo.
- Nie wybrzydzaj. Zrobię normalną.
- Nie, zrób wyjątkową. Dla mnie - zamruczałem, próbując cię udobruchać, bo znów wyczułem focha. - Urodzinową. Na oleju kokosowym.
- Chyba trochę przesadzasz. - Uśmiechnąłeś się, bo zacząłem macać twój tatuaż.
- Wcale nie. Przecież jadłem z tobą czipsy, pizzę i zapiekanki. Teraz twoja kolej.
- No dobra, tylko żartuję. - Westchnąłeś, a ja zacisnąłem dłoń na twoim pośladku.
- Najlepiej bez soli.
- Okej. Możesz już mnie puścić.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Zakochałem się w twoim udzie.
- Idiota - wyszczerzyłeś się, a ja przyciągnąłem cię do siebie. - Co?
- Dzięki za loda. Myślałem, że to sen. Serio.
- Tak?
- No. - Pogładziłem cię po włosach, a potem cmoknąłem w usta.
- Zrobić ci kawę?
- Zrób.
- Z chudym mlekiem?
- Tak. Dziękuję, Senju. Na razie będę grzeczny - powiedziałem, patrząc ci uważnie w oczy.
- Nie ma za co. Masz dziś urodziny, zrobię, co zechcesz. - Uśmiechnąłeś się znowu, a ja pocałowałem cię w skroń.
- Doceniam to.
- Naprawdę?
- Tak.
- To idę.
- Poczekaj. Mam dla ciebie fajne wdzianko.
- Oszalałeś?
- Mówiłeś, że zrobisz wszystko. - Zwlokłem się z łóżka i otworzyłem szafę.
- Ale...
- Masz.
- Fartuszek? Serio? - Spojrzałeś na mnie z krzywym uśmieszkiem, a ja wróciłem do łóżka.
- Tak. Ma otwory w odpowiednich miejscach. Włóż go, ale najpierw zdejmij bokserki.
- Jesteś niewyżytym zboczeńcem. - Wyszczerzyłeś się, więc ja też.
- Wiem. Miałeś mi przygotować śniadanie do łóżka. I kawę.
- I mam to zrobić w żółtym fartuszku w kaczki?
- W kaczuszki.
- Aha.
- Tak.
- Dobra. - Zdjąłeś bokserki i założyłeś fartuszek, a ja leżałem i szczerzyłem się jak głupi.
- Odwróć się.
- To nie jest sesja BDSM, a ja nie jestem twoją suką.
- Nie, ty jesteś moją Kaczuszką.
- A ty jesteś pierdolnięty. Wyglądam jak kretyn - powiedziałeś, patrząc w lustro.
- Wcale nie. Wyglądasz jak Senju. Ruchałbym, ale na razie mi nie stoi.
- No i dobra, możesz się gapić. - Wypiąłeś się i poruszyłeś dupą, a ja parsknąłem śmiechem. - Zadowolony?
- Tak.
- Prezent na pewno ci się spodoba - powiedziałeś i zebrałeś włosy w ogon. - To ja spadam.
- Dobra. Czekam z niecierpliwością. Pasuje ci ten fartuszek.
- Wiem.

Właśnie tak. Alkohol i śmieciowe żarcie będzie wieczorem. I tort urodzinowy. Teraz będę grzeczny i postaram się dbać o bicki. Ostatnio trochę odpuściłem, również na siłowni. Koncerty, imprezy, urodziny. Potem się jakoś ogarnę. Może kupię nową odżywkę białkową. Tulku mówił, że sterydy to gówno i nie warto zaczynać.
A ja lubiłem swoje nowe ciało. Znaczy, zawsze siebie lubiłem, ale teraz wyglądałem dużo lepiej.
I tak miało zostać. Dobre bicki to jest to.
I pośladki. I uda. I brzuch.
Wszystko.

Rozwaliłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Różne myśli cisnęły mi się do głowy, ale wszystkie olewałem. Chyba się nawet trochę zdrzemnąłem, ale obudził mnie boski zapach jajecznicy na oleju kokosowym. Mocno się dokształciłem w tej dziedzinie. Odżywki, łączenie składników, węgle, rozkład posiłków okołotreningowych, ćwiczenia - nie miałem dość. Od czasu do czasu robiłem sobie cheat day, czyli taki oszukany dzień. Jadłem wtedy z tobą pizzę i chlałem piwo, a potem znów byłem grzeczny. Zaczęło mi się to podobać, serio. Czułem się silny, piękny i wspaniały.
Serio, nie przesadzam.
Przestałeś mieć do mnie o to pretensje, a ja starałem się nie olewać twoich zachcianek. Raz w tygodniu pozwalałem sobie popłynąć. Na imprezach piłem głównie piwo, zresztą Tulku też to robił, a przecież on również ćwiczył na siłowni. Fajnie, bo mieliśmy teraz o czym gadać. Wiadomo, odkąd miał Martę, był bardziej spokojny i nie pił tak dużo, ale dalej był sobą. Ciekawe, czy gdybym ja był z kobietą, też zachowywałbym się inaczej?
- Co ty pierdzielisz? Odkąd jesteście z Senju parą, też zachowujesz się inaczej - powiedziała Saki, a ja zerknąłem na Ki-Kiego.
Zwykle nie imprezował z nami, ale tym razem został. Po ostatnim koncercie wszyscy byli padnięci, więc imprezki nie było. Była później. Wynajęliśmy bar i bawiliśmy się do rana. Wszyscy byli rozluźnieni i szczęśliwi. Ja też. Odwaliliśmy przecież kawał dobrej roboty. Czekała mnie jeszcze konferencja i kilka wywiadów, ale na razie nie zaprzątałem sobie tym głowy. Po prostu chlałem. Lizałem się z tobą przy barze, a ktoś bił brawa. Pewnie Futrzak. Wszystko było takie proste i cudowne. Czułem się świetnie. Byłem pijany, szczęśliwy i napalony. Nad ranem próbowałem cię bzyknąć, ale mi nie stanął.
Nic dziwnego.
Nie miałem też kaca, ale to pewnie zasługa masy mięśniowej. Zresztą, nieważne.
Ty miałeś. Zawsze opieprzałem cię za to, że mieszałeś leki z alkoholem, ale nie chciałeś słuchać.
- Nie dobijaj mnie, dobra? - wychrypiałeś, a ja zgrzytnąłem zębami.
- Jesteś nieodpowiedzialny.
- Och, naprawdę?
- Tak.
- Chyba będę rzygać.
- To marsz do kibla. Nie, skarbie, nie tutaj!
- Cholera.

Ale i tak było fajnie. Nawet ta trudna rozmowa o Kocie i Renie wyszła nam na dobre. Prawdę mówiąc, odetchnąłem z ulgą. Po weekendzie w górach miałem dziwne myśli, głównie o Renie. Nie mogłem się przełamać, a ty i Kot byliście napaleni, co mnie mocno stresowało. Czułem wtedy, że naciskacie. Na szczęście potem wszystko poszło się jebać. No prawie. Myślałem już o tym i chętnie wziąłbym Futrzaka do trójkąta, ty zresztą też, ale był jeszcze Ren. Była przeszłość, zazdrość i urażona męska duma. Tego nie dało się przeskoczyć. Dlatego byłem ci wdzięczny za tę rozmowę. To ty miałeś jaja, nie ja. Było mi trochę smutno, bo ostatnio i tak mało obcowałem z Kotem, ale z drugiej strony wszystko nareszcie wróciło do normy. Przynajmniej taką miałem nadzieję.
- Przecież to nie koniec świata. Dalej będziemy z nimi obcować. Spotykać się i imprezować - powiedziałeś, gdy znów macałem twój tatuaż.
- Wiem. Myślisz, że powinniśmy pogadać z Kotem?
- Myślę, że tak.
- Boli cię jeszcze?
- Co? - Zamrugałeś, patrząc mi w oczy.
- No skóra.
- Nie.
- To dobrze.
Pamiętałem, że przed wejściem do studia nogi mi się trzęsły w kolanach. Serio. Bałem się. Nie igieł, nie bólu, ale tak ogólnie. Byłem spięty i dziwnie nakręcony, ale poszło lepiej, niż myślałem. Bolało, ale przecież anal też bolał, nie?
No.
A ja byłem dzielnym Kaienem. Udawałem, że mam wyjebane.
Miałem wrażenie, że ostatnio za bardzo skupiałem się na koncertach, wywiadach i siłowni, przez co mogłeś czuć się zaniedbany. Kilka razy nawet dostałem opieprz.
Teraz koncerty się skończyły, ale z siłowni rezygnować nie zamierzałem.
Dobra, nieważne.

- Śniadanie gotowe - powiedziałeś, wracając do pokoju. - Zaraz dostaniesz swój prezent, ale najpierw kawa.
- Dziękuję, słońce.
- Na co się gapisz?
- Na bułeczki. I serdelka. Trzepałeś przy robieniu jajecznicy?
- Tak.
- Tak? - zdziwiłem się i zacząłem rechotać, ale tylko wywróciłeś oczami.
- Przyniosłem ci te wstrętne białkowe batoniki, bo wiem, że lubisz. - Uśmiechnąłeś się i usiadłeś na łóżku. - Dzisiaj mógłbyś sobie pofolgować.
- Pofolguję. Wieczorem. Obiecuję - powiedziałem, popijając kawę. - Wiem, że cię to wkurza, ale po prostu dbam o siebie.
- Aha. Czyli ja nie dbam?
- Nie marszcz tak brwi, bo będziesz miał zmarszczki.
- Spierdalaj, słońce.
- Jutro też sobie pofolguję, przecież wiesz.
- No ja myślę. Urodziny święta rzecz.
- Dzięki, Kaczuś.
- Nie.
- Dobra: dzięki, Senju. Zjesz ze mną?
- Nie, dziękuję. Wolę dokarmiać swoje boczki.
- Których nie masz.
- Mam.
- Gdzie Pierdziuś?
- Sra.
- Fuuuj - skrzywiłem się, ale parsknąłeś śmiechem.
- Jezu, Kaien.
- Dobra ta jajecznica, serio.
- Wiem, bo robiona z miłością.
- Fajnie, że masz dziś wolne. Ładnie ci w tym fartuszku.
- Wiem.

Chciałem flirtować dalej, ale zadzwoniła komórka.
Futrzak. Wiadomo. Gadałem z nim i wpierdzielałem jajecznicę, a ty poszedłeś do siebie, a potem wróciłeś z ładnym, czerwonym pudełkiem.
- Dobra, kochanie, muszę kończyć, bo Senju w fartuszku czeka - powiedziałem, a Kot ryknął śmiechem. - No co? Też lubimy odgrywanie ról.
- Przecież ja nic nie mówię.
- I dobrze. Zadzwonię później. Widzimy się jutro na imprezie.
- Spieprzaj, wpadnę wieczorem z winem.
- Kotuś...
- Okej, bez męża. Chętnie schlałbym się z tobą jak dawniej.
Aż mi się zrobiło gorąco, ale ładnie się wywinąłem. Wolałem to odłożyć na później. Rozmowę też. Nie dzisiaj. Dzisiaj chciałem być szczęśliwy i zadowolony.
Rozłączyłem się, a ty podszedłeś bliżej.
- Jeszcze raz: wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, skarbie - powiedziałeś, podając mi pudełko.
- Dziękuję, skarbie. Już mam się bać?
- Trochę.
- No dobra - powiedziałem i dotknąłem twojego penisa.
- No co?
- Nic. Mówiłem, że ten fartuszek jest boski. Ta dziura pasuje jak ulał.
- Dobierałeś ją do rozmiaru mojego członka? - Uniosłeś brew, a ja otworzyłem pudełko.
- Chciałbyś.
- Powiedz, kiedy będziesz gotowy, wypróbujemy go - powiedziałeś, siadając mi na kolanach.
- To jest... Wygląda jak...
- No?
- To nie jest dildo. Ani wibrator. To nie jest korek. To... masażer? - Nagle mnie olśniło, a ty klasnąłeś w dłonie.
- Brawo.
- Chcesz wymasować mi prostatę?
- A ty nie chcesz?
- Yyyh, chcę? - Spojrzałem ci w oczy, a ty objąłeś mnie za szyję. - Ale później, dobra?
- Wieczorem?
- Wieczorem.
- Nie mogę się doczekać.
- Wiem - wyszczerzyłem się i pogładziłem cię po włosach. - Masz zboczone pomysły.
- Mam dobrego nauczyciela - zamruczałeś i przytuliłeś się mocniej.
- Nie zdejmuj fartuszka, dobra?
- Przez cały dzień mam łazić z gołą dupą? - szepnąłeś, całując mnie po szyi.
- Tak. Masz coś przeciwko?
- A jak ktoś do nas wpadnie? Na pewno wpadnie. Na przykład Reira. Albo Kot. Albo...
- Przecież widzieli cię nago - powiedziałem i zacząłem ci lekko trzepać.
- To nie to samo. - Sapnąłeś i zassałeś mi płatek uszny.

Lizaliśmy się chwilę, a ja czułem, jak szybko twój fiut nabrzmiewał w mojej dłoni.
To będzie cudowny dzień, na bank. Tak cudowny, że postanowiłem zorganizować domówkę. Cichą, spokojną, tylko dla najbliższych przyjaciół. Przynajmniej nie będę miał wyrzutów sumienia, że olałem Futrzaka.
Nie olałem. Po prostu wolałem unikać spotkań we czwórkę. Jeszcze z nim nie pogadaliśmy, choć byłem pewien, że wyczuł już pewne zmiany.
Niestety, musiałeś się przebrać.
Szkoda.
Po południu wpadła Reira z Darenem, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć, że będą rodzicami. To jakiś kosmos. Na pewno będzie dobrą matką, taką pierdolniętą, zboczoną i szaloną, ale było mi trochę żal Darena. Widziałem, że był spięty i chyba zszokowany. Potem przyjechał też Saen, oczywiście, bez Daniela. Yuki w ogóle nie odbierał, pewnie też gdzieś imprezował>/i> z Emilem. Zaprosiłem nawet Chloe i Biancę, ale w końcu nie przyjechały, bo coś tam. Pewnie Chloe znowu wkurzała się, że będą sami faceci.
- Dzięki, nie wiedziałam, że jestem facetem - powiedziała Reira, wpierdzielając czipsy.
- Nie żryj tyle, bo przytyjesz.
- A co cię to obchodzi? I tak pójdzie mi w cycki.
- Mamuśka.
- Pedał.
- Coś powiedziała, ty kryptolesbo?
- Jezu, przestańcie. - Westchnąłeś, a ja serio zacząłem się martwić, że z bab była tylko Reira.
Cóż.
Futrzak wpadł wieczorem. Z Renem. Nikt się nie schlał, nie lizał, nie macał. To była grzeczna, nudna domówka. Jedliśmy tort, potem pizzę, później znowu tort. Nikt nie palił trawy. Nie rzygał. Chyba po raz pierwszy pomyślałem, że da się imprezować kulturalnie.
Serio.
- Starzejesz się - powiedziałeś, gdy wszyscy wyszli.
Było już po północy.
- Ty też. Jutro damy czadu. Znowu będziesz rzygać jak kot.
- Nie będę. Po prostu mam wrażliwy przewód pokarmowy.
- Jasne.
- Przygotuję kąpiel, co ty na to? - Przycisnąłeś mnie do ściany, a ja zacząłem rechotać.
- W porządku.
- I zrobię ci masaż prostaty.
- Dobra.
- Lubię, jak jesteś taki chętny.
- Zawsze jestem chętny.
- Może nawet cię bzyknę? - Zagryzłeś zalotnie wargę, a ja złapałem cię za pośladki.
- Jesteś pijany.
- Nie.
- Jasne.
- To jak?
- Nie.
- To mogłoby być urodzinowe bzykanie. Zgódź się, będzie fajnie.
- Nie.
- Skoda. To idę. - Westchnąłeś, macając moje pośladki.
- Daj buzi.
- Daj dupy.
- Cwaniaczek. - Wyszczerzyłem się, a ty dalej ugniatałeś moje buły. - Cuchniesz piwem.
- A ty fiołkami. Dobrze, że Kot o nic nie pytał.
- No.
- Kiedy z nim pogadamy?
- Nie wiem. Chyba się domyśla.
- Na pewno. Kaienciu? - zamruczałeś, wsuwając mi dłonie pod koszulkę.
- Tak, Kaczusiu?
- Nie. Mówiłem, że nie.
- No dobra. - Objąłem cię mocniej, a ty zacząłeś się śmiać. - O co chodzi-
- Widziałem, jak Saen na ciebie patrzył.
- On zawsze tak na mnie patrzy.
- Pewnie chce.
- Na pewno.
- Wszyscy cię chcą. - Wydąłeś wargi, a ja ryknąłem śmiechem.
- Nieprawda.
- Chloe potajemnie marzy o twoim fiucie.
- Oczywiście.
- Myślisz, że Saen chciałby... no wiesz? - Uniosłeś brew, a ja wpakowałem ci dłoń w bokserki.
- Myślę, że tak. A ty?
- Trójkąt? Znowu?
- No.
- Nie wiem, może.
- Saen jest w porządku - szepnąłem, liżąc cię w ucho.
- Już nie jest z Danielem?
- Nie musi z nim być, żeby się ruchać.
- Chyba masz rację. - Sapnąłeś i przechyliłeś głowę.
- A Furi?
- Furi? - zdziwiłeś się, a ja zacząłem ci trzepać.
- No. Młody jest, napalony, chyba nas lubi.
- Chcesz bzyknąć kotka?
- Kotka?
- Wygląda jak kotek.
- A ty nie chcesz? - Otarłem się o ciebie, a potem pocałowałem mocno w usta.
- Nie wiem. On chyba...
- Cicho.
- Puść mnie. Przygotuję kąpiel, a ty przygotuj dupę.
- Nie chcę.
- Kaien.
- Nie.
- Jesteś pijany.
- Nieprawda, tylko trochę. Jeżu, jak ja lubię cię macać. - Westchnąłem, bez przerwy się o ciebie ocierając.
- Wiem, ale puść mnie. Zaraz wracam, dobra?
- No dobra.
- To idę.
- Idź.

Gdy zniknąłeś w łazience, ja wróciłem do salonu i zacząłem wpierniczać tort. Popijałem go winem i czułem, że znowu wszystko zaczyna płynąć. Wirować i drgać. Śmiałem się do siebie i jarałem jak głupi. Jutro na bank ktoś coś odwali. To będzie świetna impreza. Dobrze, że dziś się nie schlałem, to jutro nie będę miał kaca.
- Chodź, gotowe - powiedziałeś, a ja otworzyłem oczy i przeciągnąłem się jak kot.
- Już?
- Tak. Weź masażer.
- Skąd ty masz takie pomysły?
- Mam. A tak w ogóle to wiesz co?
- Co?
- Podoba mi się, że nie jesteś już taki spięty.
- Nigdy nie jestem spięty, o co chodzi? - Objąłem cię w pasie i cmoknąłem w nos.
- O dupę. Cieszę się, że jesteś otwarty na nowe doświadczenia. Dupa też.
- Przecież już wcześniej to robiliśmy. Dawno temu.
- To nie to samo. Wtedy było inaczej.
- No tak. Może. Nie wiem.
- Naprawdę. To dla mnie ważne - powiedziałeś, patrząc mi w oczy.
- Mój anus?
- Nie nabijaj się - fuknąłeś, a ja objąłem cię mocniej.
- Nie nabijam się. To tylko dupa, nie?
- Właśnie.
- Dobra, to chodź.
- Mmh.

Najpierw była długa, relaksująca kąpiel. Czułem się nieco senny i pijany, ale po prostu zamknąłem oczy i dałem się wymacać. Masowałeś mi bary i plecy, potem ramiona i pośladki. Długo, zmysłowo, pieszczotliwie i delikatnie. Każdy centymetr skóry, każdy mięsień i otwór. Mruczałem, sapałem i serio myślałem, że trysnę od samego macania. Był nawet krótki masaż penisa, ale - no właśnie - krótki.
Szkoda.
Potem były długie, namiętne i mokre pocałunki. Lizanie. Wpychanie jęzorów do ust, mlaskanie i zawroty głowy. Było gorąco, mokro i zmysłowo.
Słodko. Cholernie słodko. Bezczelnie, zadziornie i twardo.
Twardo.
Jeżu, chciałbym już włożyć.
- Nie możesz - powiedziałeś i spojrzałeś na mnie tak bezwstydnie, że aż dostałem dreszczy.
- To wezmę cię siłą.
- Nie dziś.
- A kiedy?
- Jutro? - Sapnąłeś, gdy złapałem nasze fiuty w dłoń.
- Może być. Dziś jest jutro.
- Spadaj. Podnieś się i wypnij. Zrobię coś fajnego.
- Rimming? - wyszczerzyłem się, a ty fuknąłeś. - No co?
- Dobra, może być rimming. Wypnij się.
- Fajnie jest mieć urodziny - powiedziałem i odwróciłem się tyłem, a potem wypiąłem dupę.

Od razu poczułem twoje dłonie na biodrach. Paznokcie. Niecierpliwe pieszczoty i ugniatanie.
A potem był tylko kosmos. Cieplutki, szorstki język, usta i palce. Lizały, całowały, rozciągały i drażniły. Czułem, jak cała twarz mi płonie. To było cholernie przyjemnie.
Jak zawsze, zresztą.
Cholernie.
Już chciałem dojść, ale nagle poczułem w sobie coś większego. Nie coś - to był masażer. Sapnąłem i wygiąłem się w plecach, a ty wepchnąłeś go głębiej.
Ja pierdolę.
Pierdolę.
Pierdolę.
Wibracje rozeszły się po całym ciele, a ja zacząłem się trząść. Nie mogłem tego kontrolować. Czułem się rozpychany, ale to było zajebiste uczucie.
No nie wierzę normalnie.
Chyba się starzeję. Cholera, jak słodko.
Ja pierdolę, ale czad.
O kurwa mać.
Zastękałem jak niedoruchana kurwa i zacząłem kręcić dupą.
Przeklinałem.
Mruczałem.
Sapałem.
Warczałem.
...
Cholera,.
To było niesamowite. Boskie. Wspaniałe. Niezwykłe. Zajebiście zajebiste. Wyjebane w kosmos.
Po prostu... kurwa, no.
Przyjemne. Po prostu przyjemne.
Już nie myślałem. W ogóle. Nie powstrzymywałem się. Fapczyłem jak szalony, a w dupie wibrował masażer. Prostata kwiczała z radości, a ja stękałem, sapałem i zakrywałem twarz dłonią.
Ja pierdolę, jaki kosmos.
A gdy zacząłeś obciągać, trysnąłem.
O tak, tryskałem.
Tryskałem, cholera jasna.
Długo, mocno i obficie. Bardzo.
Bardzo.
Serio.
Chyba rechotałeś i całowałeś mojego fiuta, a ja po prostu odpływałem. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze.
Aż tak dobrze.
Kurwa mać.
Nie no, ja pierdolę. Chyba mięknę.
- I jak? - spytałeś rozbawionym głosem, a chwilę później wyjąłeś ze mnie to narzędzie tortur.
- No - wychrypiałem, odgarniając mokre włosy z czoła.
- To dobrze. - Zmyłeś spermę z twarzy, a ja zanurzyłem się po szyję w wodzie.
Ja pierdolę.
JA PIERDOLĘ.
Nogi mi się trzęsły z podekscytowania. Co tam nogi - cały dygotałem.
- Cieszę się, że masaż gruczołu krokowego przypadł ci do gustu - powiedziałeś, podając mi kieliszek szampana. - Wszystkiego najlepszego, skarbie.
- Kocham cię, Kacz...cz... cz... Senjuś - wyszczerzyłem się i wypiłem wszystko duszkiem.
- Bzyknąłbym cię teraz.
- Nie wątpię.
- Jeszcze kilka takich sesyjek i sam będziesz mnie o to błagać - powiedziałeś, zaniżając głos i przysuwając się bliżej.
- Nic z tego.
- Jeszcze szampana?
- Tak. Kocham cię, Kaczuszko kochana.
- Ja ciebie też.
- Ten masażer jest do dupy.
- Bo jest. Wkładasz go właśnie w dupę.
- No właśnie.
Chyba zaczynałem lubić dupne masażery.

* * * * *

Impreza urodzinowa była doskonała. No dobra, nie doskonała - była zajebista. Dopiero potem się dowiedziałem, że Yuki i Emil byli u znajomych, dlatego nie mogli przyjechać. Ale za to przyjechała lesbijka naczelna Chloe ze swoją uroczą laską, którą ja kiedyś uratowałem. Fajny jestem, nie? Była też Reira, była Saki, Mai, Saya, Marta i inne laski. LASKI. Były dziewczyny.
Uf.
Nawet Dan z Aną. Chyba bycie tatusiem całkiem mu służyło, bo był TROCHĘ milszy. A może po prostu wyluzował, bo mieliśmy teraz dwa miesiące wolnego?
Starałem się nie schlać, ale chyba mi nie wyszło. Na szczęście nie musiałem kontrolować swoich odruchów. Wszyscy nas akceptowali, większość nam wręcz kibicowała, więc spoko. Znowu lizałem się z tobą przy barze, potem macałem Kota (fuck), później prawie przelizałem się z Reirą, ale uratowała ją Saki. W sumie to wszystko było nie tak, bo to Reira mnie molestowała. A ja oczywiście nie miałem nic przeciwko, bo ty też nie miałeś nic przeciwko. Nie ogarnąłem wszystkiego, nie zauważyłem, kiedy zniknął Chris, potem Furi, a następnie Chloe i Bianca. Straciłem poczucie czasu. Nie pamiętam, ile wypiłem, ale dużo. Kochałem wszystkich, a wszyscy kochali mnie. Alkohol lał się strumieniami, ktoś palił trawkę, Reira macała Saki, a Adrian i Miles całowali się w kącie. Nad ranem paliłem z Ablem i Saenem na zewnątrz, a później ktoś dał mi trawę. Była obrzydliwa, ale rechotałem po niej jak kretyn. Abel też.
Do domu wróciliśmy dopiero o siódmej rano. Wiem, młodość, te sprawy. Życie jest piękne, nie?

* * * * *

No, życie jest piękne. Prawie. Powiedzmy.
Znowu byłem spięty, ale przynajmniej ogarnąłem przemówienie. Może nie całe, ale udało mi się streścić najważniejsze myśli. Praktyka czyni mistrza.
No.
Co prawda nie miałem na to czasu, po prostu poczułem napływ weny i jakoś poszło. Przecież nikt nie napisze tego lepiej niż ja. Resztą zajął się ten koleś od przemówień. Serio, jak o tym wszystkim myślałem, to byłem zszokowany, że tak łatwo to ogarnąłem. Moje życie zmieniło się na lepsze. Miałem wszystko. Mogłem robić to, co kochałem.
Co uważałem za słuszne.
Dobre. Potrzebne i ważne.
Jeżu, ale ja jestem zajebisty. Nigdy nie odejdę z zespołu, prędzej wyrzucę Dana. Co? Ja nie dam rady?
Dam.
Kot na pewno mnie wesprze.
Ale nie musiałem wywalać Dana ani nikogo. Jak już wspominałem, był ostatnio bardziej miękki. Wszyscy wyluzowali. Ki-Ki skupił się na terapii, Tulku udawał świętoszka, a Futrzak dalej prowokował. Chyba coś mu odbiło, to pewnie ten stres pourazowy. No i jeszcze ta wpadka w Stanach. Na pewno wiedli teraz wesołe życie.
No na bank.

Ja spotkałem się z Giną, poznałem też jakiegoś fajnego kolesia po czterdziestce, który - jak się później okazało - też należał do Organizacji. Był chyba całkiem w porządku. Inteligentny, kulturalny, miał szczery uśmiech i białe zęby.
O, też bym sobie wybielił. Ciekawe, czemu wcześniej na to nie wpadłem?
Gina mnie we wszystko wtajemniczyła, ale i tak miałem chaos w głowie. Zawsze miałem. Wciąż odnosiłem wrażenie, że coś mi umknie. Mimo to byłem pewny siebie, wiedziałem, co robię i w co wierzę. Poza tym byłem dość wyszczekany, ale bez przesady. Po prostu lubiłem czasem prowokować. No i ludzie, z którymi tu obcowałem, byli bardziej rozgarnięci niż fani czy dziennikarze. Niż większość ludzi ogółem. Wiedzieli, po co tu są, o co walczą i co chcą przekazać. W skrócie - mieliśmy wspólne cele i tylko to się liczyło. Nikogo nie obchodziło, z kim sypiam i czy rucham kogoś na boku.

- Denerwujesz się? - spytałeś, gdy leżeliśmy już w łóżku.
To jutro. Kurde, ale ten czas zapierdziela.
- Trochę, ale to raczej podjaranie - powiedziałem, leniwie smyrając twoje udo. - Ale masz miękką skórę.
- Co?
- Skórę masz miękką.
- Tak? - Uśmiechnąłeś się i przysunąłeś bliżej.
- No. Co robisz?
- Nic - zamruczałeś i zacząłeś się o mnie ocierać.
- Właź na górę.
- Co? - Zamrugałeś, a ja pogładziłem cię po włosach.
- Chodź tu i się wypnij. Dawaj dupę.
- Wieczorne lizanie przed snem?
- No.
- Naprawdę?
- Tak, wskakuj.

Dopasowanie to jednak ważna rzecz. Ruchanie, szacunek, zaufanie - wszystko jest ważne, nie? Bliskość, czułość i takie tam.
Prawda?
Cholera, ależ ja jestem wrażliwy. A może szczęśliwy?
Wkładałem ci palec w dupę, lizałem jaja i myślałem o miłości. O tym, jak zajebiście mocno cię kocham.
Najmocniej.
- Szybciej - wysapałeś, poruszając biodrami.
- Co?
- Zaraz dojdę, nie przestawaj. Szybciej. O cholera.
Faktycznie. Ja tu o miłości, a ty o tryskaniu. Boże, Kaien, skup się.
No dobra, skupiłem się.
No dobra, kłamię. Wcale nie.
Obciągałem i wkładałem ci palce w tyłek, a ty wierciłeś się i sapałeś jak opętany. W końcu nie mogłeś się skupić na obciąganiu, więc tylko kręciłeś dupą i drapałeś mi uda. Zawsze mnie to jarało. Ślicznie odpłynąłeś, a ja szczerzyłem się i byłem z siebie dumny. Też chciałbym tak czasem odpłynąć. Nie myśleć, nie skupiać się na twojej przyjemności, tylko ruchać albo być...
No właśnie. Być co? Ruchanym? Chyba raczej nie.
Po prostu też chciałem zrzucić z siebie odpowiedzialność. Przynajmniej na chwilę. Czerpać przyjemność, nie dając nic w zamian.
Mruczałeś, stękałeś i wydawałeś z siebie te wszystkie cudowne odgłosy, które nakręcały mnie jak cholera.
Może kiedyś.
No i nakręciły. Miało być leniwe lizanie, ale też dałem się ponieść. No dobra, lizanie było. Dużo lizania. Czystych, miękkich, różowych dziur, śliny i preejakulatu.
Ale musiałem wsadzić i zrobiłem to. Mówiłem, że cię kocham, nie?
No właśnie. To było wsadzanie z miłości. Chyba zawsze było.
- Hej! - mruknąłeś, gdy złapałem cię za uda, a potem prawie zgiąłem wpół.
- Cicho bądź, słońce - wysapałem, dalej macając twoje pośladki.
- Mówiłeś, że nie masz siły. - Spojrzałeś mi w oczy, a ja przycisnąłem ci kolana do klatki piersiowej.
- Kłamałem.
- Skurwiel. Prawie doszedłem.
- Zaraz dojdziesz, obiecuję. - Wyszczerzyłem się znowu i zacisnąłem dłoń na penisie.
- Trochę mi niewygodnie.
- Tak lepiej? - Parsknąłem śmiechem, napierając mocniej. - Może powinieneś zacząć ćwiczyć jogę?
- Spierdalaj, co?
- Wygodnie?
- Nie.
- To dobrze.
- Mógłbyś w końcu prze...

Przestałem. Nie gadałem więcej, tylko rżnąłem. Mocno, namiętnie i głęboko. Macałem uda, dawałem klapsy i ruchałem.
Ruchałem.
Ruchałem.
Do upadłego. Tak, jak chciałem. Nie myśląc, nie skupiając się na tobie, po prostu wpychałem fiuta, wbijałem się coraz szybciej i odpływałem.
Jeżu, jak dobrze.
Nie wiem, kiedy doszedłeś, bo ja doszedłem szybko. Pocierałem członkiem o twój odbyt i tryskałem. Wkładałem go znowu do środka, potem wyjmowałem i drżałem.
Drżałem na całym ciele.
Cholera, to było przyjemne.
Gdy przywaliłeś mi stopą w brzuch, ocknąłem się i głośno westchnąłem.
Cudowne.
- Prawie mi kark złamałeś - fuknąłeś, odgarniając włosy z twarzy, a ja opadłem na łóżko.
Byłem zjebany.
- Nieprawda.
- Jesteś okrutny i bezduszny. - Uśmiechnąłeś się, gdy wtuliłem twarz w twoje ramię.
- Wiem.
- Zadowolony?
- Tak.
- Pozbyłeś się napięcia przed jutrzejszą konferencją?
- Tak. Cieszę się, że pojedziesz ze mną.
- Oczywiście, że pojadę. Będę twoim wsparciem moralnym.
- Dziękuję - zamruczałem leniwie i potarłem nosem o twój sutek. - Też będę twoim wsparciem, jak będziesz miał wystawę.
- Wiem.
- Kiedy doszedłeś?
- Co?
- No kiedy miałeś wytrysk?
- Jesteś niemożliwy.
- Jestem. - Objąłem cię mocniej i zamknąłem oczy.
- Nie zasypiaj, muszę do łazienki.
- Nie musisz. Sperma łączy.
- Obrzydliwe.
- To z czego rżysz?
- Z niczego.
- Tatuaż ci się chyba ładnie zagoił.
- Tobie też.
- To co, robimy nowe?
- Kaien, spadaj. Serio, muszę wstać.
- Nie.
- Puszczaj.
- Nie - zamruczałem, gdy próbowałeś się wyrwać z moich objęć. - Jestem silniejszy, nic z tego.
- Jesteś umięśniony, to nie znaczy, że silniejszy.
- Chcesz się przekonać?
- Puszczaj, bo...
- Bo co? - sapnąłem, przyciskając cię do łóżka.
- Bo nic.
- Kocham cię.
- Wiem.
- Powiedz, że też mnie kochasz.
- Też cię kocham. Teraz mnie puścisz?
- No dobra. - Westchnąłem i odsunąłem się.
Rozwaliłem się na łóżku, a ty poszedłeś do łazienki. Nie wiem, kiedy wróciłeś, bo zasnąłem.

* * * * *

Coś chyba było ze mną nie tak, bo nie miałem ochoty na poranny seks. Albo wręcz przeciwnie - byłem skupiony, poważny i trochę spięty. Denerwowałem się, ale to nic nowego. W takich chwilach zawsze byłem nieco zestresowany. Dlatego nie robiłem z siebie idioty, nie wygłupiałem się i prawie w ogóle nie odzywałem. To był ważny dzień. Wiedziałem, że te wszystkie osoby na mnie liczyły. Każde słowo, emocja czy nawet spojrzenie było na wagę złota. Dla nich to znaczyło bardzo wiele.
Zawsze dziwnie się czułem w garniturze. W uporządkowanej fryzurze i dobrych butach też. Trochę sztucznie i bez sensu, ale czego się nie robi dla dobra sprawy?
Nie wyluzowałem, do tego zaczęła mnie boleć głowa. Byłem jednak zdziwiony, bo okazało się, że przyszedł nie tylko Kot z Renem, ale też reszta znajomych. Nawet Dan. Może sumienie ruszyło? Nie, pewnie nie.
Ale i tak skupiałem się głównie na tobie. Kontakt wzrokowy, kilka uśmiechów, głębszych wdechów i zacząłem się powoli rozluźniać. To nie był, kurwa, koncert. To było coś więcej. Na szczęście nic mi nie zadrżało - ani głos, ani powieka, ani nogi w kolanach.
Nic. Mimo napięcia byłem pewny siebie. Nikt nie mógł mi podskoczyć. W sumie to nawet nie obchodzili mnie dziennikarze. Prawie. Trochę obchodzili, przecież chciałem coś przekazać światu. Po prostu... nie wiem, nagle wszystko stało się takie proste i właściwe.

Po wszystkim spotkałem się jeszcze z kilkoma osobami, bo Gina mnie do tego zmusiła. Dla kogoś to były ofiary przemocy, dla mnie ludzie. Mieli swoje obawy, fobie i zaburzenia. Od razu pomyślałem o Kocie. Może uda mi się namówić go na te spotkania? Musiałbym pogadać z Renem.
Ale i tak cieszyłem się, że przyszedł. Lepsze to niż bezmyślne dawanie dupy komu popadnie.
Boże, ja serio chyba się starzeję.
- Dojrzewasz, nie starzejesz - powiedziałeś, gdy spotkanie dobiegło końca.
Rozdałem jeszcze kilka autografów, potem dorwałem Ginę i tego fajnego kolesia po czterdziestce i pojechaliśmy na kolację. Gdyby nie on, pewnie musiałbym wysłuchiwać nudnych kazań organizatorów i ich wymagań z kosmosu. Wolałem bardziej artystyczne towarzystwo. Gina była fajną babką, zawsze miała świetne pomysły, choć często ją za to opieprzali. Ja nie lubiłem rutyny. Owszem, jak coś działało, to było dobre, ale Crispin (to ten fajny koleś) zawsze powtarzał, że nie znosi ograniczeń i chce przeć do przodu.
Śliniłem się trochę na twój widok, bo świetnie wyglądałeś w koszuli i zwykłych klasycznych spodniach. Do tego grzecznie ułożone włosy i mina niewiniątka. Wiem, chciałeś zrobić na nich dobre wrażenie.
Ja też.
Wino było zajebiste (powinienem napisać: wyśmienite, ale jebać to), jedzenie i towarzystwo też. Gina dalej uważała, że powinienem założyć własną organizację, i mówiła, że chętnie pomoże. Crispin również. Nikt nam nie przeszkadzał, tylko jakieś młode kobiety próbowały zwrócić na siebie moją uwagę.
Ale byłem zbyt zajęty rozmową. Lekko pijany, napalony i optymistycznie nastawiony do życia.

Do czasu. W nocy zarzygałem łazienkę, a potem zasnąłem na podłodze. Nie pamiętam, jak znalazłem się w łóżku. Pewnie mięśnie to nie wszystko. Dlatego postanowiłem ograniczyć alkohol.

Wykurowałem się do poniedziałku. Zresztą co mi tam poniedziałek. Mieliśmy teraz wolne, więc zająłem się siłownią i odnawianiem kontaktów międzyludzkich. W piątek miała do nas wpaść Saya z Mattem, w sobotę chciałem się spotkać z Biancą, a w niedzielę z Futrzakiem. Potem miałem zamiar wpaść do Ki-Kiego i spytać, jak leci. Serio się o niego martwiłem, był przecież częścią grupy. Jednym z nas. Jednym z debili, bez których nie mogłem żyć.

Ustaliliśmy w końcu, że lecimy na Maltę, choć marudziłeś trochę, że za gorąco.
- 28 stopni to nie 40, dasz radę.
- Chyba nie mam wyboru.
- To najlepszy wybór, wziąłem pod uwagę twoją niechęć do upałów - powiedziałem, macając Pierdzioszka. - Ty to w ogóle masz przerąbane, nie?
- Dlaczego?
- Bo źle znosisz ekstremalne temperatury.
- No tak. Pojedziesz dziś na siłownię?
- No. Chcesz ze mną?
- Co? Nie, nie chcę.
- Oj tam. Przekonasz się, to fajna sprawa. I zrzucisz boczki - dowaliłem na koniec.
- Skurwiel.
- Żartowałem.
- Wiem.
- Tylko siłownia, my we dwóch, spocone ciała...
- I Jake.
- Powiemy, żeby spadał.
- Nie, Kaien, to nie dla mnie. - Zaśmiałeś się, bo uszczypnąłem cię w bok.
- Szkoda, a mogło być tak fajnie. Tylko ten jeden raz. Proszę, Kaczuś.
- Miałeś mnie tak nie nazywać.
- Zgódź się.
- Nie chcę. - Wywróciłeś oczami, ale czułem, że ulegasz.
- Tylko dzisiaj. Obiecuję, że nie będę cię macać.
- Nie podoba mi się ta myśl. Nie chcę. Kropka.
- Szkoda - westchnąłem i poszedłem zrobić sobie herbatę.
No bo w sumie szkoda. Ciągle narzekałeś, że puchniesz po lekach, a waga nie spada, więc pomyślałem, że to mogłoby pomóc. Wysiłek fizyczny zawsze pomaga.
Chyba.
- Jestem zbyt skupiony na przygotowaniach do wystawy. Nie naciskaj.
- Nie naciskam. Zapomnij. Gadałem wczoraj z Saenem.
- Tak? O trójkącie? - rzuciłeś z sarkazmem, a ja wyczułem nutki zazdrości.
- Nie, wbrew pozorom nie myślę tylko o tym, jak kogoś przelecieć.
- Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Nieważne. I co u niego? Przelatuje Daniela?
- Nie wiem. W niedzielę pogadamy z Kotem? - spytałem i podszedłem bliżej, żeby objąć cię w pasie.
- Tak. - Spojrzałeś mi prosto w oczy, a ja pocałowałem cię w czoło. - Myślę, że już wie.
- Też tak myślę.
- Czyli zamiast Kota będzie Saen?
- Nie powiedziałem tego.
- Ale pomyślałeś.
- Senju, o co ci chodzi? - mruknąłem, patrząc ci w oczy.
- O nic.
- Jesteś zazdrosny? Jak nie chcesz z Saenem, to powiedz. Przecież nie będę nalegać.
- Nie jestem. O nic nie chodzi, po prostu...
- Co?
- Nie wiem, może chcę mieć cię tylko dla siebie? Na razie. Troszeczkę.
- Więc to zazdrość.
- To nie zazdrość. Chcę trochę odpocząć. - Westchnąłeś, wsuwając mi ręce pod koszulkę.
- W porządku. Nie myśl za dużo.
- Mmh.
- Na pewno Bianca ci pasuje? - spytałem, gdy wtuliłeś się we mnie mocniej.
- Tak, jest fajna, miła i spokojna. Lubię ją.
- Wiem. Dobra, będę się zbierać. Na pewno nie chcesz pojechać ze mną?
- Nie. Może kiedyś. - Uśmiechnąłeś się i pocałowałeś mnie lekko w usta.
- Trzymam cię za słowo.
- Muszę dziś skończyć te opisy.
- Dobra, to nie przeszkadzam.

* * * * *

- No chyba cię pojebało.
- Przecież to tylko malutka prośba. Propozycja - jęknąłem, ale Chloe zacisnęła szczękę i wbiła we mnie wściekłe spojrzenie.
- Właśnie, kochanie - wtrąciła łagodnie Bianca, ale lesbijka naczelna wydęła wargi, a potem zaczęła nerwowo sapać.
- Pojebało was, nie? Chyba nie sądzisz, że będzie twoją sprzątaczką?
- Chloe, posłuchaj.
- To, że jej pomogłeś, nie znaczy, że jest ci coś winna. Poza tym... matko, nie. - Zapaliła papierosa i mocno zaciągnęła się dymem. - Serio, nie. Nie ma mowy.
- Żadna praca nie hańbi - powiedziała twardo (!) Bianca, ale Chloe była nieugięta.
- Serio, przestańcie. Jak mogłeś wpaść na coś takiego? Ja pierdolę.
- Boże, to tylko kilka dni w tygodniu. Nie ogarniamy tego burdelu - powiedziałem i zacząłem się wkurzać.
Nie no, przecież nikogo nie obraziłem.
- Moja kobieta nie będzie sprzątaczką.
- Bo jesteśmy facetami, tak? - syknąłem, a ona aż się zapowietrzyła.
- Nie.
- Chloe, ale ja chcę - wtrąciła znów Bianca, a potem zacisnęła mocno usta.
- Właśnie, niech sama zdecyduje.
- Pierdol się. Nie.
- Chloe.
- Nie. Chyba już o tym rozmawiałyśmy - powiedziała, patrząc Biance w oczy.
- Ale...
- Nie.
- Dobra, pierdolę to - burknąłem i też zapaliłem. - Nie obraziłem cię ani nic.
- Nie zrozum mnie źle, ale ona nie będzie twoją sprzątaczką.
- Dobra, załapałem.
Boże, kto ją tak skrzywdził i dlaczego?
Rozmowa była napięta i mało przyjemna, bo serio nie spodziewałem się, że Chloe będzie na nie. Bianca pewnie by chciała, ale cóż... Aż by się chciało napisać: baby. Wiedziałem jednak, że nie wszystkie były takie. Może powinienem poprosić Reirę? Albo tę laseczkę, co pomogła w sprawie Kota? Jak ona miała na imię?

- Szkoda, że się nie zgodziła. - Też byłeś zawiedziony.
- Cóż, wybrała Chloe, nie nas, to chyba oczywiste. - Włączyłem laptopa i zacząłem czytać nowy wywiad z Danem. - Znasz Reirę lepiej ode mnie, myślisz, że mogłaby się zgodzić?
- Jest w ciąży.
- Tak, w czwartym tygodniu.
- W piątym.
- Ciąża to nie choroba. Pewnie nawet teraz rucha Darena straponem.
- Bo wie, co dobre. Też ruchałbym cię straponem. Na dwa baty. Fiutem i straponem.
- Ostatnio jara cię moja dziura, co?
- Dziwi cię to?
- Absolutnie.
- Mówiłem już, że lubię zamianę ról. Ty też mówiłeś. Mam nawet nagranie.
- Taki jesteś mądry?
- Tak.
- Dziś wieczorem wypróbuję masażer na tobie.
- Ale to jest twój prezent.
- Wiem, ale lubię się wszystkim dzielić z kochaną Kaczuszką - powiedziałem, a ciebie zatkało.
Bingo.
- Kaien.
- Tak, Senju?
- A jak Kot się obrazi?
- Kot? - zdziwiłem się i podrapałem w głowę. - Nie sądzę. Ma wielu znajomych do ruchania.
- Rozmawiałeś z Yukim?
- Nie.
- Myślisz, że po prostu nam nie wyszło? - Usiadłeś obok, a ja objąłem cię ramieniem.
- Co nie wyszło?
- Te spotkania. Myślałem, że...
- Myślałeś, że?
- Że skończy się na seksie.
- Ty to jednak jesteś napaloną suką - zamruczałem, pocierając nosem o twoją szyję.
- Sam jesteś napaloną suką. Ty nie myślałeś? Widziałem, jak ci sterczał.
- Myślałem. Lubię cię związywać. Jesteś wtedy taki bezbronny i uległy.
- Nie kłam.
- Nie kłamię.
- Nie o to mi chodzi.
- Wiem, o co ci chodzi, Senju - powiedziałem, obejmując cię mocniej. - Chcesz mi coś powiedzieć?
- Co powiedzieć?
- Chyba musimy ustalić jakieś zasady.
- Nie rozumiem. - Spojrzałeś mi w oczy, a ja zmarszczyłem brwi.
- Mówiłeś, że nie chcesz nikogo oprócz mnie.
- Oj, spadaj - fuknąłeś. - Nie to miałem na myśli. Po prostu... nie wiem, nie było ci przykro?
- Nie. Yuki już na wstępie powiedział, że to będą "lekcje bondage", nie seks. Chcesz umówić się z nimi na seks?
- Co? - Zamrugałeś, a ja mimowolnie zacząłem się szczerzyć. - Przestań się nabijać.
- Nie nabijam się. To chcesz czy nie?
- Nie. Nie wiem.
- Bo chcesz tylko mnie, prawda? - powiedziałem mruczącym głosem i pocałowałem cię w szyję.
- Kaien?
- Tak, Senjuś?
- Chyba muszę do kibla, brzuch mnie jakoś tak dziwnie boli.
- Sraczka?
- A spierdalaj.
- Czyli z anala nici?
- Spier-da-laj.
- A może to ciąża?
- Boże, ale z ciebie idiota.
- Też cię kocham. Kaczuś.
- Dupek.

* * * * *
- Ja chcę! Chcę i mogę! Umiem gotować, będę wam sprzątać, prać i pieścić wasze dziecko. Proszę, zgódźcie się. - Jeszcze nigdy nie widziałem tak nakręconej Agaty. - Kaien, proszę. Mogę to robić za darmo!
- Nie możesz tego robić za darmo, poza tym jesteś jeszcze dziec... niepełnoletnia - W porę ugryzłem się w język.
- I co z tego? Znam się na tym.
- Od kiedy? - wtrącił Mans, a ona wydęła wargi.
- Od zawsze.
- Jakoś nie zauważyłem.
- Brat, spadaj. Nie kompromituj mnie. Mógłbyś mi pomóc.
- Nie musisz gotować ani nic. - Zaśmiałem się, a ona skrzyżowała ręce na piersiach.
- Będę sprzątać, odkurzać, zmywać, prać i wszystko, co chcecie. Mogę to robić po szkole.
- Senju, co o tym sądzisz? - spytałem, a ty dalej namiętnie lizałeś lody.
Lody, he he. LODY.
- Chyba powinniśmy się zgodzić.
- Tak?
- Właśnie! Senju ma rację. Zgódź się.
- Mógłbyś przestać? Bo mnie rozpraszasz - powiedziałem, zabierając ci loda.
- Ale co? Zgłupiałeś? Oddawaj.
- Pewnie za bardzo mu się kojarzy - wtrąciła Agata, a mnie zrobiło się gorąco.
- Dzieci i ryby głosu nie mają - powiedziałem, a ona poruszyła znacząco brwiami.
- Nie jestem już dzieckiem. Ani rybą. Kojarzy ci się, co?
- Mans, zrób coś.
- Agata, mam nadzieję, że się zabezpieczasz? - spytał, a mnie zatkało.
W sumie... nie powinno, nie?
- Nie uprawiam seksu. Z facetami.
- Co?
- Co?!
- Co???
- Nic, żartuję. To jak?
- Ale jak to nie uprawiasz seksu z facetami? - Mans zacisnął szczękę, a ty wywróciłeś oczami.
- Przecież mówię, że żartuję.
- Z kobietami?
- Spadaj. To jak? Kaien, mogę? Mogę, prawda? - spytała, robiąc minę zbitego psa.
- Senjuś?
- Może. Jak oddasz mojego loda.
- Oddaj mu loda, niech poliże - powiedziała Agata, a ja znowu się spiąłem.
Dzieci to jednak są zboczone. Kurwa, jakie dzieci? Ona jest nastolatką, tylko seks jej w głowie.
Chyba.
Dziewczyny też tak mają, nie? A może się nie znam.
- Dobra, możesz sobie polizać, masz.
- Nie, dziękuję, kupisz mi nowego.
- To jak? Zgadzacie się? - Agata nie dawała za wygraną.
- A twój brat się zgadza? - spytałem, patrząc na Mansa.
- On pracuje dla was, to ja też mogę!
- Ale ty jesteś...
- MOGĘ. Udowodnię to. Dajcie mi szansę. Pliz.
- Na rozmowie kwalifikacyjnej nie miałabyś szans - powiedział Mans, a ona walnęła go w żebro.
- Kaien, zgódź się. Poprzednia lesba nie chciała - mruknąłeś, a ja wywaliłem lody do śmietnika.
- Nie jestem lesbą. Jakby co - wyjaśniła Agata, a ja znowu parsknąłem śmiechem.
- Nawet jakbyś była, to co z tego?
- No właśnie nic. Czyli zaczynam od jutra? - spytała i klasnęła w dłonie.
- Dobra, możesz spróbować. - Westchnąłem i rozejrzałem się. - Właźcie do wozu, bo chyba widzę napalone fanki.
- Życie jest do bani. - Też westchnąłeś i wsiadłeś do samochodu. - Gdzie mój lód?
- Potem ci kupię.
- Albo da ci swojego. - Agata dalej prowokowała.
Dziwnie się z tym czułem, bo przecież... no, była taka młoda.
- Nie mów mi, że ty byłeś święty, bo nie uwierzę.
- Ale to co innego. Boże, ale jestem stary. - Westchnąłem, a Agata objęła mnie ramieniem.
- No, jesteś staruszkiem, ale fajnym. Wiecie, że wciąż nie mogę uwierzyć, że się przyjaźnimy? Naprawdę.
- Wyluzuj, dziecino.
- Obiecuję, że was nie zawiodę. Zobaczycie.
- Mam nadzieję - wtrącił Mans, a ona znów wydęła wargi.
- Naprawdę. To o której mam jutro wpaść?

Ja pierdolę. Chyba wolałbym Furiego w fartuszku.