Następnego dnia w szpitalu policja przesłuchała białowłosego oraz sporządziła portrety pamięciowe sprawców. Po godzinie męczarni pielęgniarka poprosiła ich o wyjście tłumacząc, że pacjent musi odpocząć. Podała mu leki, zmieniła opatrunek i w końcu chłopak został sam. Nie na długo jednak, bo zaraz do pokoju wszedł Satoru i stanął obok drzwi. Masura wstrzymał oddech. Nie był pewien, czy chce go widzieć.
- Nie wyrzucisz mnie?
- Co mi z tego przyjdzie jak to zrobię? Poza tym to publiczne miejsce ? jego głos był cichy i zachrypnięty.
- Co jest z twoim głosem?
- To przez zapalenie krtani. Mogę mówić tylko szeptem, a najlepiej by było, żebym się nie odzywał, chociaż to jest niemożliwe.
- Widziałem, że była tu policja - przysunął sobie krzesło bliżej łóżka i usiadł. Wyglądał jak zbity pies i może dlatego Meiji nie kazał mu wyjść.
- Tak. Mam nadzieję, że ich złapią. Kto wie ile osób napadli. Skąd wiesz, że byli?
- Siedziałem pod drzwiami od rana i nabierałem odwagi przed wejściem.
- Jestem aż tak straszny?
- Nie - odpowiedział szybko - Bałem się, że ochrzanisz mnie i wywalisz za drzwi. Słuchaj ja chcę, cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie, słowa. Trafiłeś na naprawdę podły dla mnie dzień. Dzień w którym dopuszczam do siebie tylko Hayato. Dlatego, że był ze mną zawsze od dziecka i zna mnie na wylot, przed nim nie muszę kryć się za żadną maską. Ty nie jesteś dla mnie nikim, ale powiedziałem to bo chciałem cię zranić. Po raz kolejny zraniłem przypadkową osobę po to, aby sam nie cierpieć. Jak myślisz dlaczego tak cię unikałem? Wczoraj była druga rocznica śmierci Sachiego. Opowiadałem ci o nim pamiętasz? - Meiji przytaknął - Sądziłem, że pogodziłem się z jego śmiercią, ale się myliłem. Jednakże wczoraj też coś się zmieniło. Nie jestem pewny do końca co, ale przeraziłem się jak usłyszałem, że jesteś w szpitalu. Naprawdę lubię cię i nie chciałbym, abyś cierpiał.
- Nie? To pewnie stąd ta litość.
- Nie spotykałem się z tobą z litości. To Jiro tak powiedział chcąc cię odsunąć ode mnie. Tłumaczył, że po to, żebyś mnie nie wykorzystywał?
- Nie wykorzystywałem cię. Ja? - machnął zdrową ręką - Nieważne.
- Wiem, że nie wykorzystywałeś. Fajnie się z tobą bawiłem w każdej chwili, kiedy byliśmy razem. Naprawdę z całego serca cię przepraszam. Jak chcesz mogę nawet kleknąć i to powiedzieć.
- Lepiej siedź.
- Wiem jakim jestem osłem. Czasem zastanawiam się po co istnieję i nie znajduję odpowiedzi. Przepraszam Meiji.
Z ust Aizawy wypływał potok słów, a Meiji go słuchał z niewzruszoną miną. Może jeszcze wczoraj rzucił by mu się na szyję słysząc: - Po wyjściu ze szpitala wybierzemy się do kina i na kolację - ale nie teraz. To doświadczenie uświadomiło mu wiele spraw nad którymi się nigdy nie zastanawiał. Ot uznał, że jak kocha Satoru to ten będzie z nim, ale to nie tak działa. Owszem byli raz na randce, późniejszych spotkań tak nie traktowali, nie z jego winy, ale jedna randka nie oznacza, że jest się z kimś związanym. Szczególnie jak ta druga osoba nie wykazuje chęci zbliżenia się. Całować się też nie całowali, poza tymi krótkimi momentami mimo tego, że Meiji nie raz wykonywał pierwszy krok. Aizawa wciąż się wycofywał i nadal nie wyjaśniał dlaczego, co było bardzo frustrujące. Także wszelkie przyszłe kroki w stosunku do Satoru musi sobie dokładnie przemyśleć. Spodziewał się, że już to zrobił, bo po wczorajszym zachowaniu chłopaka był pewien, że musi przestać go kochać. Teraz słowa, które usłyszał zmieniły sytuację na tyle, że nie rozważa odrzucenia uczuć, ale nie na tyle, żeby je wyznać. Zwłaszcza, że pięknooki wcześniej nie okazywał chęci bycia z nim blisko. Na szyję mu się nie rzuci, nie będzie też wychodził z inną inicjatywą i pozwoli mu samemu zadecydować. Nie będzie nikogo zmuszał do czulszych gestów. Pozostawi decyzję Satoru samemu opierając się nawet przed spotkaniami. Niech Aizawa zabawi się w łowcę, a on będzie udawał niedostępnego. Odwróci role i zobaczy co z tego wyniknie. Na pewno nie będzie płakał. Nie chciał być nazywany płaczliwym chłopczykiem. Tak, nadal to go bolało, chociaż już miej.
- Nie powinieneś słuchać Jiro. Widzisz jak cię traktuje.
- Tak jak ty z początku. Skoro wierzyłem tobie to i jemu też mogłem. Co nie? - popatrzył na szarowłosego ze złością.
- Mogłeś. Przez to co obaj zrobiliśmy uciekłeś i znalazłeś się na tamtej ulicy? - dotarło do niego pytanie szarookiego. Aż ze wstydem musiał się przyznać sam sobie, że ponownie odleciał w głąb swych myśli i nie słyszał co on mówi.
- Posłuchaj - wyszeptał - Wczoraj ty, Jiro i mój brat sprawiliście, że czułem się jak śmieć, który wszystkim przeszkadza i wszyscy chcieli by się go pozbyć raz na zawsze. Szedłem, biegłem na oślep dokądś gdzie bym zniknął raz na zawsze z waszego życia...
- Co zrobił twój brat? - przerwał mu.
- Powiedział, że wolałby, żebym umarł. Brzydzi się mną.
- Twój rodzony brat ci tak powiedział? - aż wstał z oburzenia.
- Będzie lepiej jak już pójdziesz. Jestem zmęczony.
- Dobry jesteś w zmianie tematu. Dobrze jak chcesz nie będę tego dłużej drążył. Mogę przyjść później?
- Jak chcesz - obojętność w głosie nie pozostała niezauważona.
- Chcę - pochylił się i chciał go cmoknąć w usta, ale Meiji odwrócił głowę i wargi dotknęły jego policzka - To będę później.
- Podziękuj Jiro za pomoc w moim imieniu.
- Powiedział, że po lekcjach tu przyjdzie. Idę na spacer. Potrzebujesz czegoś?
- Nie, ale dziękuję, że pytasz. Nie czuj się winny nie zmuszam cię, żebyś przychodził. Na pewno masz wiele innych spraw do załatwienia.
- O nie, nie, nie. Ja tu przyjdę bo chcę posiedzieć z tobą, a nie, że muszę. I zapamiętaj to sobie. Ja się nie lituję nad nikim. Robię co chcę. Będę za godzinę.
Drzwi się otworzyły i wszedł Kazunari. Satoru zmierzył go wzrokiem jasno mówiącym co myśli o jego zachowaniu. Starszy chłopak minął go nic sobie z tego nie robiąc i podszedł do łóżka.
Aizawa zawahał się chwilę, po czym stwierdził, że lepiej będzie jak zostawi braci samych, więc wyszedł z sali.
- Sprawdzasz, czy jeszcze żyję? - syczący głos mimo szeptu nie wydał się niczym przyjemnym - Obawiam się, że cię zawiodłem.
- Nie mów tak. Chcę, żebyś żył. Nawet nie wiesz co przeżyłem, kiedy nie wróciłeś do domu. Szukałem cię całą noc. Nawet do mamy nie dzwoniłem. Bałem się, że już cię nie zobaczę - przemierzał nieduży pokój wszerz - Prawie oszalałem ze strachu o ciebie. To co powiedziałem wczoraj... Nie chciałem... byłem zły i stało się. Przepraszam za te ostatnie tygodnie - Meiji popatrzył w okno na obłoki sunące po niebie. Przecinała je biała linia zostawiona przez lecący niedawno samolot - Przesadziłem, wiem. Nie jestem sobą.
Białowłosy spojrzał na niego ze złością.
- Nie jesteś? Jak to miło słyszeć. Nie jesteś sobą to kim w takim razie? - żałował, że może tylko szeptać podczas, gdy miał ochotę wrzeszczeć na niego - Mój braciszek nie jest sobą odkąd powiedziałem mu, że jestem pedałem. Koń by się uśmiał z tego co mówisz. To jaka jest twoja prawdziwa osobowość. Co? Powiedz mi. Albo nie, odpowiedz na jedno pytanie. Dlaczego tak bardzo nienawidzisz homoseksualistów, że odrzuciłeś mnie, własnego brata?
- To nie zgodne z naturą, nienormalne.
- Pieprzysz. Takie bajki możesz mówić pięciolatkowi nie mnie. Idź lepiej do domu i nie przychodź. Nie jesteś zdolny zaakceptować mnie i uważasz do tego za głupka. Twoja nienawiść jest jakaś dziwna, chora i to nie jest normalne.
- Mama już wie, wróci po południu...
- Nie zmieniaj tematu. Mów lub wyjdź.
- Co mam ci powiedzieć?! - krzyknął - Taki jestem? Nie umiem w sobie tego pokonać przez to jak na pierwszym roku studiów jakiś pedzio mięśniak chciał mnie zgwałcić?
Matsura doznał szoku.
- To nie prawda.
- Prawda. Poza tym nie wierzę że gej potrafi kochać, chodzi im tylko o zaliczanie kolejnych tyłków. I tym kolejnym będziesz ty, a może poczęstują cię jakąś chorobą?
- Przestań. Jak to się stało, że on...
- Na imprezie u mojej ówczesnej dziewczyny. On był starszy. Widywałem go nie raz na uczelni. Nawet nie wiedziałem, że jest ciotą. Rozbolała mnie głowa i poszedłem na tyły domu. On dołączył do mnie. Zaczęliśmy rozmawiać i wtedy zatkał mi usta dłonią i zaciągnął w krzaki... zaczął rozbierać i gadać jak mnie zerżnie... - przerwał - Całe szczęście ktoś go szukał więc musiał mnie puścić. Zagroził, że jak komuś o tym powiem to naprawdę mnie dopadnie. Milczałem ze wstydu i strachu do dziś.
- Później już nic nie robił?
- Nie. Widocznie znalazł kogoś kto mu dawał.
- Kazu trafiłeś na bydlaka. W każdym środowisku są dobrzy i źli. Wśród homo również. Nie zamykaj wszystkich w jednej klatce.
- Każdy pedał to...
- Ej ja też nim jestem. Też jestem zły? Też chcę tylko zaliczać? A heterycy nie robią tego? W szkole na około słyszę jak to chłopcy zaliczają jedną po drugiej i szczycą się jakby zdobyli puchar świata w złapaniu zdobyczy.
Kazunari patrzył na niego dłuższą chwilę zanim usiadł i odezwał się tak cicho, że Meiji ledwie go usłyszał.
- Nie ty nie jesteś zły, ale nie umiem tego przetrawić.
- To naucz się mnie akceptować, albo odrzuć już teraz. Zostaw też swoją dziewczynę, bo jej dwóch braci to geje, a jeden z nich jest dla mnie bardzo ważny. Ja dla niego nie liczę się w takim względzie, ale mam wielką nadzieję, że to się zmieni.
- Nie chcę być cierpiał. Z dziewczyną...
- Też by mogła mnie zranić. I powiem ci coś jeszcze są geje, którzy lubią zaliczać, ale są i tacy, którzy potrafią pokochać i żyć ze swoim partnerem do śmierci. Ja należę do tych drugich. Nie oceniaj wszystkich jedną miarą braciszku - zaczął męczyć go kaszel - Za dużo mówię, a nie wolno mi.
Kazu ukrył twarz w dłoniach. Meiji patrzył na niego z niepokojem.
- Nie chcę cię stracić Meiji, ale daj mi czas - wstał i zwyczajnie wyszedł.
Białowłosy nie winił go za to. Domyślił się jakie to dla niego trudne. Brat nie zaakceptuje go od razu, ale to i tak był duży krok do przodu w ich wzajemnych relacjach.
***
Satoru kupił kilka czasopism i wrócił do szpitala. Pod drzwiami pokoju w którym leżał Meiji stał Jiro wyraźnie zdenerwowany.
- Dlaczego nie wszedłeś? On wie, że przyjdziesz - podszedł do niego. Już nie był zły na niego za numer, który wywinął.
- Nie wiem, może śpi, czy coś.
Aizawa zmarszczył brwi wyraźnie słysząc niepewność chłopaka. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Oshima wsunął się tuż za nim. Meiji popatrzył na nich.
- Tu, żebyś się nie nudził mam dla ciebie gazetki. Z tego co mówiłeś to te powinny cię zainteresować - położył je na stoliku - To ja wyjdę na trochę, żebyście mogli pogadać.
- Zostań - Jiro powiedział szybko - O ile tobie to nie przeszkadza - spojrzał na Matsurę.
- Nie. Jesteście tu po to, żeby nie czuć się winnymi tego co się stało? - zapytał ostrożnie, raczej tak dla pewności co do ich intencji.
- Czujemy się winnymi, ale nie dlatego tu jesteśmy - mówił szarooki - Na pewno nie ja.
- Ja też nie. Meiji...
- Już nie białasie?
- Nie. Chcę cię za wszystko przeprosić. Nadal nie rozumiem co mną kierowało, kiedy zachowywałem się wobec ciebie jak ostatni kretyn. Wczoraj naprawdę się wystraszyłem i dotarło do mnie moje postępowanie. Nie mówię, że od razu się zaprzyjaźnimy, ale jakoś żyć w dobrych stosunkach będziemy potrafili. Nie wiem tylko co ty na to.
- Nie mam nic przeciw i chciałbym ci podziękować za pomoc.
Porozmawiali jeszcze o lekcjach i Satoru z Jiro musieli wyjść gdyż przyszła mama białowłosego. Kobieta wyściskała go ostrożnie, nie obeszło się bez jej łęz, ochrzaniła za jego lekkomyślność i jeszcze wycałowała. Chłopak ucieszył się, że są sami, bo przez jej zachowanie wstydu by się najadł, przecież nie był już dzieckiem. Wiedział jednak, że się martwiła to pozwolił jej na chwile czułości. Zaproponowała, że zawiadomi jego ojca, ale wnerwił się i kategorycznie zakazał jej to robić.
- Nic mi nie jest. Jutro wyjdę poleżę z tydzień w domu i wyzdrowieję. Mamo naprawdę dobrze się czuję.
Ustąpiła po czym wmusiła w niego kilka mandarynek i ciasto biszkoptowe z galaretką.
- Chcesz mnie utuczyć?
- To tylko deser. Jak wrócisz do domu to będę ci smaczne obiadki gotować. Wzięłam kilka dni wolnego, żeby się tobą zaopiekować.
- Nie musiałaś, dam sobie radę. Zresztą jest Kazu.
- On pracuje i nie może być przy tobie cały czas.
Do pokoju weszła pielęgniarka.
- Zmiana opatrunku panie Matsura.
- Przyjadę jutro synku, żeby odebrać cię ze szpitala. Odpoczywaj.
Pożegnał się z nią i pozwolił zmienić sobie opatrunek. Gdy pielęgniarka wyszła, zadowolony z chwili spokoju zamierzał zasnąć. Niestety drzwi ponownie się otwarły i wszedł nie kto inny jak Aizawa.
- Zamierzam spać. Jestem zmęczony.
- Nie przeszkadzaj sobie. Ja tu chwilkę posiedzę i poczytam - usiadł i wziął jeden z magazynów. Było to pismo motoryzacyjne. Wiedział, że chłopak w przyszłości chce zrobić prawo jazy i kupić samochód, a tutaj było dużo informacji o wszystkich markach zarówno tych drogich jak i tańszych - Śpij.
Ułożył się wygodnie i nawet nie wiedział kiedy zasnął z ulgą na sercu.
***
Wieczorem Hayato usiadł przed komputerem w swoim pokoju i przeglądał wiadomości mailowe, które ostatnio dostał od Etsuyi. W środowisku filmowym wiadomość o jego orientacji przyjęli bez większych problemów. Niektórzy nawet domyślali się, że tak jest, kiedy odmawiał kobietom randek. Dziennikarze zaczęli się rozpisywać o tym i zastanawiali się kim jest jego tajemniczy kochanek. Szybko jednak znaleźli inny temat i aktor miał spokój. Owszem byli tacy co zdawali się szydzić z niego, ale nie przejmował się tym. Prace na planie dobiegały końca i niedługo mieli się spotkać. Czasem rozmawiali przez Skypa, ale Etsu był tak zajęty, że nie trwało to nigdy długo.
Długowłosy rozmarzył się. Nareszcie przestaną się ukrywać. Przedstawi go rodzinie, która domyślała się, że kogoś ma, ale milczał na temat tej osoby. Och jakże był wdzięczny, że trafił do takich sympatycznych i tolerancyjnych ludzi. Czasami zastanawiał się kim byli jego prawdziwi rodzice. Jednak nigdy nie miał i nie ma ochoty ich odszukać.
Przyjście kolejnego maila oznajmił cichy dźwięk. Zauważając nadawcę nacisnął na wiadomość. Ciekaw był, czy Etsuya napisał mu kiedy wraca. Z błyskiem w oku zaczął czytać.
Hayato.
Nie wiem jak ci to napisać, ale poznałem kogoś. Przepraszam, ale ty jesteś tak daleko, a ja czuję się taki samotny i odkąd wyznałem im prawdę o sobie, pewien chłopak nie dawał mi spokoju. Umówiłem się z nim kilka razy. Wczoraj wylądowaliśmy w łóżku i ja... Zrozum dzielimy razem pracę, on od dawna mnie kochał, chyba nie jest mi obojętny. Przepraszam, ale nie możemy być dłużej razem. Jesteś taki młody. Potrzebuję kogoś starszego, doświadczonego. Poza tym chcę poszaleć. Żegnaj. Etsuya.
Zamrugał kilka razy. Nie wierzył własnym oczom. On tego nie mógł napisać. Przecież obiecał, że będzie z nim. Wróci i będą razem. Ostra strzała wbiła się do jego serca niczym cierń. Raniła boleśnie. Każde słowo czytane od nowa wyrywało mu kawał serca z ciała. Do tego czuł rozlewającą się w jego wnętrzu wściekłość. Nawet nie myśląc zaczął pisać.
Ty sukinsynu!
Jak śmiałeś mnie tak potraktować?! Kimże ja dla ciebie byłem przez ten czas?! Zniszczyłeś wszystko to co nas łączyło. Proszę bardzo, być sobie z tym facetem, ale wiedz jak bardzo cierpię i żałuję tego co było między nami. Jak wstydzę się tego co mówiłem i robiłem również w łóżku. Widziałeś mnie w najintymniejszych chwilach, spoconego, podnieconego i krzyczącego twoje imię. W sytuacjach do których nikt nie miał dostępu. Wiedz jak bardzo teraz tego żałuję. Żałuję, że cię poznałem, pokochałem, ale dziękuję chociaż za prawdę, którą napisałeś. Jakbyś mnie okłamywał, a ja robił sobie nadzieję byś był ostatnią świnią na świecie. Tak to jesteś tylko marną podróbką człowieka!
Wysłał wiadomość i wyłączył komputer. Później długo siedział w tym samym miejscu dopóki ktoś nie zapukał do drzwi i wyrwał go z marazmu.
- Chcę być sam!
- To ja. Właśnie wróciłem od Meijiego. Pewnie jesteś ciekaw co z nim.
Hayato miał dziś zajęcia do samego wieczora, więc nie mógł odwiedzić chłopaka w szpitalu. Wstał i podszedł do okna. Zrobił to po to, żeby Satoru nie zobaczył jego czerwonej z wściekłości twarzy.
- Wejdź, ale na chwilę. Jestem zajęty.
Usłyszał skrzypienie drzwi.
- Czym?
- Mów co z nim i wyjdź - wiedział, że robi źle, ale chciał zostać sam.
- Jutro wraca do domu. Lekarze stwierdzili, że nie grozi mu zapalenie płuc. Jest tylko ostro przeziębiony? Hayato wszystko w porządku? - zbliżył się do niego i położył mu rękę na ramieniu.
Daishi strącił rękę i przeszedł na środek pokoju. Wziął kubek po herbacie i uderzył nim o ścianę.
- Nic nie jest w porządku! Zostawił mnie. Rozumiesz? Zostawił! - krzyczał, a w końcu uwalniane łzy zostawiały mokre ślady na policzku - Znalazł sobie kogoś! Zerwał ze mną przez internet! Nawet nie przyjechał i nie powiedział mi to w oczy. Rok. Rok czasu byliśmy razem. A on to zmiął jak kartkę papieru i wyrzucił do śmieci! - zacisnął zęby i wytarł łzy wierzchem dłoni - Nie będę za nim płakał. Nie będę!
Satoru ostrożnie podszedł do chłopaka w którym aż gotowało się od negatywnych emocji i bólu. Wiedział, że teraz nie może go zostawić samego. Mimo prób, że zostanie uderzony przez długowłosego, przytulił go i pozwolił się wypłakać.
Wściekłość odeszła pozostawiwszy tylko pustkę i dozę cierpienia.