Jiro po szkole od razu jechał do Ichiro. Jeszcze gdy był w szkole Satoru dopadł go na korytarzu i musiał mu wyznać co powiedział Matsurze.
- Jak mogłeś to powiedzieć?!
- Gówniarz nie będzie cię wykorzystywał. Zabierasz go wszędzie, podwozisz do szkoły, a w zamian nie daje ci nic. Odczepi się w końcu od ciebie.
- Jesteś głupi. Nic nie rozumiesz! Po co się wpieprzasz do mojego życia!
Nie rozumiał w każdym razie nie do końca.
Skręcił w znany mu skrót. Nie cierpiał tej dzielnicy, ale tędy bliżej było do wieżowca w którym mieszkał Arato. Na dworze zmierzchało, ale lampy, o dziwo całe, oświetlały ulicę. W oddali coś przykuło jego uwagę. Przyśpieszył i gdy znalazł się w pobliżu obiektu zobaczył ciało leżące na skraju chodnika. Był jaki był, ale na pewno nikogo nie zostawił by w takiej sytuacji, zwłaszcza jeżeli ta osoba potrzebowałaby pomocy. Szybko się zatrzymał i wysiadł z samochodu. Podszedł do leżącej osoby i zmrużył oczy na widok białych włosów.
- Niemożliwe ? uklęknął i podniósł twarz drżącego chłopaka ? Meiji? Co ty tu do jasnej cholery robisz? Meiji hej otwórz oczy. Otwórz oczy do cholery!
Ktoś go wołał i rozkazywał. Posłusznie uniósł powieki. Przed sobą zobaczył Oshimę.
- Meiji ty krwawisz. Możesz wstać? Zabiorę cię do auta i zawiozę do szpitala.
- Nie do szpitala - wyszeptał - Zimno.
Jiro pomógł mu wstać i zaprowadził do samochodu. Ściągnął swoją kurtkę i okrył nią chłopaka. Ze schowka wyjął ręcznik papierowy i zwinąwszy dość grubą warstwę przyłożył do rany.
- Przytrzymaj to.
Wsiadł od strony kierowcy.
- Dlaczego nie chcesz do szpitala? Jesteś wyziębiony i masz rozbity łuk brwiowy. Nie wiem co jeszcze. Musisz jechać do szpitala. I pewnie trzeba wezwać policję.
- Nie chcę do szpitala. Zaraz zgłoszą to bratu - głos miał zachrypnięty - Nie chcę go widzieć.
- To co ja mam z tobą zrobić?
Białowłosy nic nie odpowiedział. Oshima wyjął telefon i nacisnął jeden przycisk. Czekał aż Arato odbierze.
=Jiro czemu cię jeszcze nie ma?
- Jechałem do ciebie i znalazłem Meijiego, pamiętasz go to ten chłopak z białymi włosami z mojej szkoły. Chyba ktoś go pobił. Proponowałem, że zawiozę go do szpitala, ale on nie chce. Jest zmarznięty, ma rozwalony łuk i nie wiem co mu tam jeszcze zrobili. Nie wiem co mam robić.
=Przyjedźcie do mnie - powiedział i rozłączył się.
Jiro nacisnął pedał gazu. Meiji popatrzył na niego. Chłopak uważnie patrzył na drogę. Dłonie zaciskał mocno na kierownicy, na twarzy widać było zdenerwowanie. Meiji jęknął z bólu, kiedy auto podskoczyło na wyboju.
- Przestraszam. Zaraz będziemy u Ichiro.
Pomógł mu wysiąść i przerzucając jego zdrową rękę przed swoje ramiona, zaprowadził do apartamentowca. Na parterze czekał już na nich Ichiro. Wziął białowłosego na ręce i zaniósł do windy. Szybko znaleźli się w mieszkaniu.
Meiji oszołomiony słyszał ich głosy dochodzące z daleka. To tak jakby byli za ścianą w innym pokoju.
- Położymy go w sypialni. Zobaczę co mu jest, ale wątpię czy obejdzie się bez lekarza - mówił Arato. Położył rannego chłopaka na swoim łóżku nie przejmując się, że ubrudzi pościel - Nie podoba mi się jego nadgarstek. Zostań z nim ja przyniosę apteczkę i wodę.
Jiro patrzył na dygoczącego z zimna białowłosego. W pokoju było bardzo ciepło, ale to niedostatecznie ogrzewało go. Usiadł przy nim.
- Meiji słyszysz mnie?
- Tak - powiedział i zakaszlał.
- Jesteśmy w mieszkaniu mojego znajomego. On zna się na pierwszej pomocy.
Mężczyzna wszedł do pokoju niosąc pod pachą apteczkę i miskę wody.
- Jiro pomóż mi.
- Co mam robić?
- Masz tu ręcznik i umyj mu twarz z tej krwi, ja zaraz przygotuję opatrunki. Niestety, ale nie obejdzie się bez lekarza. Jak tylko cię ogrzejemy zawozimy do szpitala. Z tego jak kaszlesz możesz się dorobić zapalenia płuc.
- Nie...
- Nie ma nie. Możesz mieć jakieś obrażenia wewnętrzne i wstrząs mózgu, także musi cię zobaczyć lekarz.
Oschima ostrożnie przemył jego twarz. Rozcięcie na łuku wyglądało poważnie, ale na szczęście krew już przestała płynąć.
- Trzeba będzie to zszyć. Coś ty tam robił? - zapytał. Ręcznik zabarwił się na czerwono.
Meiji nie odpowiedział tylko chciał odwrócić głowę, ale Ichiro mu nie pozwolił.
Po kilku minutach z nałożonymi opatrunkami i okryty kilkoma kocami poczuł się lepiej. Niestety mimo próśb, czekał właśnie na karetkę. Leżał z zamkniętymi oczami i rozpamiętywał wydarzenia dzisiejszego dnia. Bolały go, ale za to dowiedział się o paru sprawach. Kazunari dobił go tym swoim zdaniem " Może lepiej jakbyś umarł". To było by mu na rękę. Nie musiał by się męczyć z bratem pedałem.
- Co ja mu zrobiłem? - myślał - Szkoda, że ci dwaj z ulicy mnie nie zabili. Wszyscy mieli by spokój. Satoru też. Muszę przestać go kochać. Tylko jak? Niech mnie ktoś tego nauczy. Starałem się kierować w życiu uczuciami. Nie wyszło, więc nie warto tego robić. Tylko ja nie chcę zostać sam i nie jestem w stanie przestać go kochać. Nie mogę. Nie umiem. Nie chcę.
Zamyślił się tak głęboko, że nawet nie wiedział, że nie jest sam w pokoju. Jiro siedział na krześle przy łóżku i przyglądał mu się. Widział dwie łzy wypływające spod powiek i znaczące mokrym śladem skroń chłopaka. Tym samym zrozumiał o czym on może myśleć.
- To moja wina, że tu leży. Gdybym mu nie powiedział tych rzeczy? On naprawdę kocha Satoru. Faktycznie jestem głupi, ale nie wiedziałem. Nie chciałem, żeby mój przyjaciel znów cierpiał. Rozkochany przez durnego chłopaczka i zostawiony. Bylem głupi sądząc, że Sato pozwolił by na to. Przecież się nie angażował od czasu tego chłopaka.. jak mu tam? Sachiego? Tak, chyba tak. Sam mówił, że już nigdy nikogo nie pokocha.
Drzwi do sypialni otworzyły się i wszedł Arato.
- Karetka już przyjechała.
***
- Satoru chodź już jest ciemno - Hayato pociągnął przyjaciela za rękę.
- Jeszcze chwilę - powiedział wilgotnym głosem. Usilnie powstrzymywał płacz.
Stali na cmentarzu przy pomniku z białego marmuru. Znicz płonął, a jego ogień kręcił się w kółko poruszany powietrzem dostającym się do środka. Dziś była rocznica śmierci Sachiego. Ciągle miał w pamięci tamten dzień. Minęło dwa lata, a on nie potrafił zapomnieć.
- Byłem gówniarzem, ale kochałem go. Bardzo kochałem - nieposłuszna łza spłynęła po policzku.
Daishi widząc to pogładził jego ramię dodając mu tym gestem otuchy. Wiedział, że ten dzień jest dla Satoru najtrudniejszy w roku. Chłopak wtedy oddalał się od wszystkich. Był nieprzystępny, często agresywny i ranił wszystkich wokół. On cierpiał inni tez powinni to czuć. Dlatego zawsze wtedy byli tylko w dwóch, bo nikogo innego Aizawa nie dopuszczał do siebie. Nawet nie chciał iść do szkoły, a on go namówił i żałował tego. Ofiarą złego dnia stał się białowłosy, mógł go uprzedzić i zapomniał to zrobić. Teraz chłopak myśli, że Satoru naprawdę spotykał się z nim z litości, a Jira to zabije jak go spotka.
- Chodźmy do domu - odezwał się szarowłosy.
Wyszli z cmentarza i wsiedli do auta Hayato. Satoru oparł głowę o zagłówek. Chciał, żeby ten dzień się skończył.
- Mam wrażenie jakby to chwilę temu był pogrzeb. Czasami tak mi go brakuje. Tej jego ślicznej twarzy. Delikatnego dotyku i śmiechu. Nie raz zastawiam się jakby on obecnie wyglądał i nijak nie mogę tego sobie wyobrazić. Wiesz gdyby nie zdjęcia zapomniałbym jak wyglądał - już nie porównywał wyglądu Meijiego do Sachiego.
- Gdybyś pokochał kogoś to ten dzień nie był by tak trudny dla ciebie.
Satoru popatrzył na niego ze złością.
- Pokochał? Ja nie potrafię już kochać.
- Pieprzysz jak popapraniec. Umiesz kochać. Kochasz mnie, naszych przybranych rodziców, rodzeństwo. Kochasz nawet swój samochód. Kochasz również Jira, mimo jego trudnego charakteru. Może właśnie dlatego, bo w tym jesteście do siebie w wielu względach podobni.
- Akurat. Zresztą to inna miłość. A Jiro dostanie w zęby tylko nie w miejscu publicznym.
Zadzwonił telefon Aizawy. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
- O wilku mowa. Nie mam ochoty z nim gadać ty odbierz - podał mu komórkę.
- Mam nadzieję, że jak coś to gliny nie zobaczą, że gadam za kierownicą - pomruczał do siebie - Halo.
Satoru patrzył jak mimika twarzy Daishiego się zmienia od zwyczajnej typu skupiony kierowca do zatroskanej - No ok dzięki Jiro.
- I czego chciał?
Hayato popatrzył na niego.
- Meiji jest w szpitalu.
Satoru poczuł niepokój i coś co przypominało ból w sercu.
- Jjj? jak to w szpitalu. Co mu się stało? Mów do cholery!
- Już tam jadę zaraz się dowiemy. I nie krzycz na mnie.
- Ale to nic poważnego? - dopytywał.
- Nie wiem. Jiro powiedział tylko, że jest w szpitalu.
- A co on tam robi? Jak mu coś zrobił to na pewno wybiję mu wszystkie zęby - zacisnął dłonie w pięści - Jedź szybciej. Guzdrzesz się jak ślimak.
Hayato uśmiechnął się. To był znak, że Satoru zapomniał o swoim bolesnym dniu, który zastąpił niepokój o Matsurę. Miał ochotę się roześmiać z tego jaki jego przybrany brat jest ślepy.
- To według ciebie jest szybciej?
- Chce cało dojechać do szpitala nie w kawałkach. Martwisz się o niego. Nie jest ci obojętny i nie waż się temu sprzeciwić.
- Och odwal się - powiedział to, ale nie w złości. Zaraz przypomniał sobie te same słowa skierowane dzisiaj do niego. Nie było to miłe wspomnienie.
***
Po długiej walce z recepcjonistką, która uparła się ich nie wpuścić o tej godzinie na oddział, biegli na drugie piętro co sił w nogach. Długie i zawiłe szpitalne korytarze okazywały się niekończącą plątaniną nitek, która ich denerwowała. Ten kto to zaprojektował powinien odpowiadać przed sądem za utrudnienia w dotarciu na miejsce. W końcu po szaleńczym biegu za który by ich wyrzucono stąd, zobaczyli Jiro. Rozmawiał z długowłosym chłopakiem, nie mogli zobaczyć kto to jest, bo stał do nich tyłem. Satoru przyśpieszył, chcąc rzucić się na Oshimę i go udusić. Był pewien, że przyjaciel zrobił coś białowłosemu i dlatego tamten wylądował w szpitalu. Jak inaczej Jiro by o tym się dowiedział? Hayato jednak skutecznie powstrzymał go przed nierozważnym krokiem, łapiąc za nadgarstek i rzucając mu piorunujące spojrzenie.
- Jiro gadaj mi tu zaraz coś mu zrobił? - jego głos ciął powietrze jak najostrzejsze sztylety, które wbijały się bezbłędnie w słuchacza do którego były skierowane.
Oshima popatrzył na przybyłych przyjaciół. Zerknął również na towarzyszącego mu Arato nie będąc pewnym jak wytłumaczy jego obecność.
Arato zaplótł ręce na piersi i patrzył na swojego kochanka oraz jego przyjaciela z niemałym zainteresowaniem.
- Odpowiesz mi na pytanie? I co on tu robi? - szarooki wskazał na Arato.
- Nic nie zrobiłem Meijiemu, poza tym co mu powiedziałem w szkole. A Ichiro... on...
- Ostatnio zakumplowaliśmy się - wybawił z opresji kochanka - Jechał do mnie, kiedy znalazł tego chłopaka na ulicy.
- Na ulicy? Gdzie i co się stało? - wtrącił Daishi.
- Jak mówił Ichiro jechałem do niego i znalazłem Meijiego - nie zauważył od kiedy mówi o nim używając imienia białowłosego - leżącego na chodniku. Z tego co wnioskuję został pobity i okradziony. On wiele nie mówił, ale to w jakiej sytuacji został znaleziony mówi samo za siebie. Krwawił, był wyziębiony, a mimo to upierał się, żeby nie zabierać go do szpitala. Pomogłem mu podnieść się i wsiąść do auta. Zawiozłem go do mieszkania Ichiro, który go opatrzył i zadzwonił po karetkę.
- Ale nic mu nie grozi? - pytał Satoru. Ciągle czuł nieopuszczający go niepokój.
- Nie - odpowiedział Arato - Podejrzewałem, że może mieć wstrząśnienie mózgu, ale na szczęście nic takiego nie ma, ale miał rozcięty łuk brwiowy, który lekarze musieli zszyć oraz ma lekko zwichnięty nadgarstek. Nie mógł długo leżeć zaraz po napadzie, ale mimo tego bardzo przemarzł, ponieważ ukradli mu kurtkę. Teraz śpi i tak powinno być do rana po tym środku, który dostał. Możecie go zobaczyć jest w tym pokoju - wskazał na drzwi.
- Długo ma zostać w szpitalu? Jego rodzina wie o tym co się mu stało? - Aizawa poczuł się lepiej słysząc, że białowłosemu nic nie będzie.
- Ze dwa dni - Jiro wyprzedził kochanka w odpowiedzi, bo ten już otwierał usta - Rodzina dowie się jutro. Meiji błagał, żeby ich nie zawiadamiać, bo nie chce widzieć brata. Jutro też pojawi się tu policja. Dziś był dyżurny oficer i tylko porozmawiał z nami. Lekarze starają się też uchronić go przed zapaleniem płuc.
- Gdzie to się stało? - zapytał Satoru.
- Na Meguro- ku to jedna z tych ulic w których grasują zorganizowane grupy przestępcze - mówił Arato - nikt normalny się tam nie zapuszcza. Prawdopodobnie trafił na głupich opryszków inaczej już mógł nie żyć.
Szarooki aż się cofnął. Meiji mógł dziś stracić życie? I umarł by w przeświadczeniu, że spotykał się z nim z litości. Przeczesał włosy palcami burząc je jeszcze bardziej.
- Mogę się domyślić co tam robił. Obaj jesteście temu winni - Hayato był zły - Ty mu nagadałeś bzdur, a ty się zachowałeś jak buc. Nie usprawiedliwia cię jaki to dzień. Pewnie chciał uciec od was jak najdalej i tam zaszedł. Teraz jak nadal chcecie tu stać to proszę bardzo stójcie sobie ja idę go zobaczyć zanim ktoś naprawdę nas stąd wywali i opieprzy za przebywanie w szpitalu o tej porze! - jak powiedział tak zrobił znikając za drzwiami pokoju numer osiemdziesiąt trzy.
- Idź Satoru. My już pójdziemy - powiedział Jiro.
Aizawa jeszcze raz przyjrzał się uważniej przyjacielowi i jego nowemu koledze.
- Jakim cudem wy się za kumplowaliście?
- Zapisał się do mnie na kurs i daję mu również prywatne lekcje.
- Tak jakoś wyszło - tylko tyle wymruczał Oshima. Szarookiemu nie uciekł lekki rumieniec, który pojawił się na policzkach przyjaciela, zanim ten odwrócił głowę.
- On się rumieni? Pierwszy raz w życiu to widzę - podniósł brwi do góry - Aha. Mam nadzieję, że lekcje satysfakcjonują was obu - powiedział i wszedł do sali w której leżał Matsura.
Chłopak spał spokojnie. Jego klatka piersiowa unosiła się w regularnych oddechach. Gdyby nie opatrunek na twarzy i lewym nadgarstku wydawać by się mogło, że wszystko jest w idealnym porządku.
- Masz rację to moja i Jiro wina. Nie powinienem był go tak potraktować - wyszeptał.
- Wszystko mu wyjaśnisz jutro.
- Masz rację - nagle zmienił temat - Nie wiesz co Jiro robi z Arato? Wie, że on jest gejem?
- Trener jest gejem?
- Jak byłem z Meijim na randce to widzieliśmy go w klubie. Nie zachowywał się tak jak by przyszedł tylko na drinka. Powiedział bym, że był na polowaniu.
- W Pegazie?
- A gdzie? Są w dobrych stosunkach.
- Coś sugerujesz? Przecież Jiro jest hetero.
- I tu mi się nie zgadza. Zarumienił się jak Arato powiedział, że daje mu też prywatne lekcje.
Hayato otworzył oczy szeroko.
- Nie sądzisz, że oni...?
- Nie. Chyba nie. Sam mówiłeś, że Jiro jest hetero.
- Właśnie. Wracajmy do domu. Nic tu po nas.
Satoru westchną ciężko, ale posłuchał przybranego brata.
Po powrocie do domu usiedli do kolacji i opowiedzieli wszystkim co się przydarzyło białowłosemu.
- Co za bydlaki - pani Daishi nalała mężowi soku - Niedługo porządny człowiek nie wyjdzie na ulicę.
- A policja już wie? - zapytał jej mąż.
- Tak, ale przesłuchają go dopiero jutro - Hayato popatrzył na ojca - I mam nadzieję, że ich złapią. Mayuko co masz taką minę?
Ciekawi mnie co teraz zrobi Kazu - położyła łokcie na stole i splotła palce dłoni - Wyparł się Meijiego gdy dowiedział się o jego preferencjach seksualnych.
- Meiji bardzo to przeżywa - Ryutaro otarł usta serwetką.
- Masz z nim masaże. Mówił coś o Kazunarim? o mnie?
- Sorrki Satoru, ale uważam, że zwierza mi się w tajemnicy. Nic ci nie powiem. Jak chcesz się czegoś dowiedzieć zapytaj się jego. Powiem ci tylko, że ostatnio był szczęśliwy jak mówił o tobie.
Satrou przełknął ślinę. Coraz bardziej odczuwał ciężar winy. Mógł mu nie pozwolić wyjść ze szkoły. Nie chciał jego krzywdy, już nie. Na początku jak się poznali pewnie by się ucieszył z tego co się stało, lecz teraz wywoływało to tylko smutek. Usłyszał odsuwanie krzesła co wyrwało go ze świata myśli.
- Dzięki mamo za kolację - Hayato dał przybranej matce całusa w policzek - Pójdę do siebie. Muszę odrobić lekcje.
- Czekaj idę z tobą - Satrou wstał - Muszę skorzystać z twoich notatek. Dziś nie miałem do tego głowy.
- Ok, ale to ostatni raz.
- Nie ma mowy. Jutro nie idę do szkoły, tylko jadę do szpitala. Muszę z nim porozmawiać. Dzięki za jedzonko. Pyszne było.
- Twoja ulubiona zapiekanka, ale i tak mało zjadłeś - zmartwiła się pani Daishi.
- Mam dziś okropny dzień.
Kobieta wstała i podeszła do niego.
- Również o nim pamiętam i wiem co to za dzień. Wiesz, że Sachi był dla mnie jak syn, ale nie chciałby, żebyś się smucił. Natomiast Meiji wyzdrowieje. Nie wiem co się miedzy wami wydarzyło, ale szczera rozmowa jest dobra na wszystko. Bardzo się zmieniłeś od kiedy on pojawił się w twoim życiu. Częściej jesteś z nami, uśmiechasz się i nawet złość, która cię rozsadzała powoli wyparowała. I pamiętaj, że my - gestem ręki wskazała wszystkich - jesteśmy twoją rodziną i cię kochamy. Tak samo i ciebie Hayato.
- Też was kochamy prawda Saciu. No nie bądź taki trudny w okazywaniu uczuć, bo każdy wie co czujesz - klepnął go w plecy.
- To jak wiecie to po co mam mówić? Chodź się lepiej uczyć.
Pociągnął go za sobą, chcąc uniknąć odpowiedzi. Oczywiście, że ich kochał. Dali mu dom, kiedy nikt inny nie chciał tego zrobić. Zawsze będą mu bliscy. Są jego rodziną w końcu sam sobie to przyznał. Pierwsi rodzice odeszli, ale ma drugich co nie znaczy, że zapomniał o tych rodzonych. Tak samo jak nie zapomni i nie zdradzi Sachiego będąc z kimś innym. Jedyną osobą z którą chciałby być jest ten chłopak leżący samotnie w szpitalu.
***
- On się domyślił wszystkiego. Wie, że my...
- Jiro przymknij się już. Chciałbym spać. Nawet jak wie to co z tego?
Obaj leżeli w łóżku w uprzednio zmienionej pościeli. Oshima wgapiał się w sufit i marudził.
- Wstydzę się. Nie może wiedzieć. Jak bym miał mu wytłumaczyć, że całe życie lubiłem dziewczyny, a nagle sypiam z fac... - reszta słowa utonęła w gorącym pocałunku, który oddał z ochotą.
- To co będziesz już spał?
- Teraz? Nie ma mowy o spaniu - lubieżny uśmieszek wykwitł mu na ustach.
Odepchnął Ichiro, który wylądował na plecach i zachłannie pocałował. Czekała ich długa noc, ale bynajmniej nie nieprzyjemna, kiedy głośny aprobujący jęk wyrwał się z ust Arato.