Sklep do którego weszli był mały, przytulny, ale miał duży wybór męskich ubrań. Wszystko ładnie posegregowane leżało na półkach lub wisiało na wieszakach. Sprzedawczyni stała za ladą i uśmiechnęła się do nich.
- Czym mogę służyć?
- Chcielibyśmy dla tego chłopaka kupić białą koszulę.
- Zaraz coś wybierzemy. Proszę podać swój rozmiar.
Meiji podał i podreptał za nimi w stronę działu z koszulami.
- Mam tu kilka, które będą na pana pasować. Różni je tylko wykończenie i rodzaj materiału. Proszę może je pan przymierzyć w przymierzalni obok.
- Dziękuję - wziął koszule i wsunął się do pomieszczenia za kotarą. Zdjął kurtkę i sweter. Założył jedną z koszul.
- Ubrałeś się to wyjdź. Chce cię zobaczyć - usłyszał głos Satoru.
- Już, już - wyszedł dopinając ostatni guzik - To tylko koszula. Kupmy ją i porozmawiajmy. Obiecałeś, że wyjaśnisz mi pewne rzeczy.
- Ta ma za długie rękawy - podniósł mu rękę - Widzisz. Poza tym materiał jest jakiś szorstki. Na pewno masz tam lepsze - pociągnął go do przymierzalni - Zdejmuj to co masz na sobie.
Zdjął koszulę zostając w samym podkoszulku na ramiączkach. Według niego to była dziwna sytuacja. Robił zakupy z innym chłopakiem. Z chłopakiem, który chce zapłacić za zakup. Co z tego, że jest mu to winien? Satoru pomógł mu założyć koszulę delikatną w dotyku jak jedwab z ozdobnymi zakończeniami.
- Ale ona nie będzie nadawała się do szkoły. Jest za elegancka.
- Będzie. Nie ma wymogów co masz pod marynarką - obejrzał go dookoła - Tą kupimy jest idealna.
Poprawił mu kołnierzyk stając bardzo blisko. Białowłosy poczuł upragnione ciepło i chciał tego znacznie więcej. Wpatrzył się w niego. Szarooki jakby wbrew sobie pochylił się i musnął wargi chłopaka tak delikatnie, że ten miał wrażenie jakby to skrzydła motyli poruszyły się i ledwie dostrzegalnie dotknęły go.
- Zdejmij to ja pójdę zapłacić, a ty dołączysz do mnie jak się ubierzesz - powiedział Aizawa i wypadł z kabiny.
- Uciekasz? Czy aż tak bardzo boisz się, że możesz coś do mnie poczuć?
Dwie minuty później dołączył do chłopaka. Satoru miał zmartwioną minę.
- Stało się coś? - położył mu rękę na ramieniu.
- Dzwonił Hayato. Ma kompletnego doła, bo jego facet wyjechał.
- Jedź do niego. On cię potrzebuje.
- Nie przeszkadza ci to? Mieliśmy porozmawiać.
- Nie. Tylko odwieź mnie do domu.
Satoru kiwnął głową i opuścili sklep. Nie porozmawiali o tylu ważnych sprawach.
***
Hayato stał w przedpokoju wtulony w przybranego brata i chlipał. Nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze jak Etsuya wyjeżdżał, tęsknił, ale nie czuł jakby jego świat mógł się zawalić.
- Uspokój się on wróci - pogłaskał go po głowie.
- Słyszałem co ona mówiła.
- A słyszałeś to co on ci powiedział? Mam wrażenie, że go nie słuchałeś.
- Słuchałem - odsunął się od niego.
- Chodź zrobię kakao i porozmawiamy.
Weszli do kuchni. Satoru od razu wyjął karton mleka z lodówki i wlał do rondelka. Po jakimś czasie postawił dwa parujące kubki na stole i usiadł obok długowłosego. Hayato wziął kubek w obie dłonie ogrzewając je.
- On nie zamierza ukrywać swojej orientacji.
- Najwyższy czas.
- Nie rozumiesz. Jeżeli nie będzie mógł już grać to później obwini mnie za ten stan rzeczy. Dawniej bywały momenty, że naciskałem go na coming out. Później przestałem, ale to i tak siedziało w nas. Co będzie jeżeli tam w samotności przemyśli wszystko i zadecyduje, że lepiej pozbyć się mnie?
- Kocha cię i wróci do ciebie. Nie wierzę, że w środowisku filmowym panuje duża homofobia. Tam wszyscy sypiają ze wszystkimi.
- No właśnie, a jak kogoś pozna. Przecież ja przy nim jestem szarą myszką. Nic mu nie mogę dać - zalewał się łzami.
- Głuptasku - objął go i pocałował w czubek głowy - Możesz mu dać jedyną na świecie rzecz.
- Co?
- Miłość.
- Ale wtedy miał tylko mnie, a teraz?
- Nie przejmuj się na przyszłość. Zrobiłeś się strasznie niepewny siebie słoneczko. Gdzie ten zadziorny Hayato sprzed kilku miesięcy?
- Zniknął.
- Spakuj się i wróć na czas jego nieobecności do domu. Rodzice myślą, że miałeś tu mieszkać tylko przez tydzień, dwa.
- To chyba dobry pomysł. A nie zostawisz mnie dziś? Wróćmy do domu jutro.
- Nie zostawię - przytulił go mocniej.
Daishi uspokajał się powoli. Nabierał pewności, że wszystko będzie dobrze. Satoru zawsze potrafił go pocieszyć.
- To co zrobimy kolację? - zapytał Aizawa.
- Nie jestem głodny. Posiedźmy tak sobie dobrze?
I siedzieli. Nie musieli nic mówić. Rozumieli się bez słów od dzieciństwa.
***
Obudził go jakiś hałas. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest, ale dość szybko dotarło do niego w jakiej znalazł się sytuacji. Leżał nago w obcym łóżku? poprawka w łóżku faceta z którym spędził niesamowicie upojne chwile. W łóżku swojego pierwszego mężczyzny, którego to on miał przelecieć, a stało się inaczej. Z przekroczeniem progu sypialni oddał mu się bez sprzeciwu. Jak miał się teraz zachować, co robić? Był w sypialni sam, ale na pewno nie w mieszkaniu. Cóż przydałby mu się prysznic. Jak mógł o tym nie pomyśleć zaraz po? po tym. Za oknem zrobiło się ciemno. Cholera, a on nie porozmawiał z Satoru. Gdzie miał teraz spędzić noc? Może wynajmie pokój w motelu? Najpierw jednak musiał się pozbyć śladów świadczących dobitnie co robił kilka godzin wcześniej. To było szaleństwo. Pytanie, czy chce to powtórzyć? Podniósł się i owinął prześcieradłem. Wyszedł z pokoju i podążył za słyszanymi dźwiękami. Rozglądał się po drodze do, jak przypuszczał aneksu kuchennego połączonego z jadalnią. Poprawka z bardzo luksusową jadalnią i salonem.
- Obudziłeś się to fajnie. Siadaj zaraz będzie kolacja - Ichiro w fartuszku smażył coś na patelni. Włosy upiął klamrą na środku głowy.
- Wygląda uroczo. Zaraz ja tak pomyślałem? Uroczo? Lecz się Jiro. Ty gotujesz?
- Jak się mieszka samemu trzeba umieć to robić. Nie cierpię żywić się w barach.
- Mogę wziąć prysznic?
- Nie musisz pytać. Łazienka jest na prawo od sypialni. Czyste ręczniki wiszą w szafce.
- Dzięki. Tylko się wykąpię i się wynoszę nie będę ci przeszkadzał - po raz pierwszy w życiu był taki niepewny siebie. Co się z nim u licha działo?
- Nie przeszkadzasz mi i zostaniesz. Kolacja prawie gotowa. Zrobiłem ją dla dwóch osób.
- To ja zaraz wrócę.
Oparł się o ściankę kabiny i pozwolił wodzie spływać swobodnie. Chyba oszalał, a może to sen? Co on najlepszego robi? Raczej już zrobił. Kochał się z nim, teraz zostanie na kolacji. Przecież lubi dziewczyny, a tu takie coś. Ukrył twarz w dłoniach. Drgnął gdy poczuł jak ktoś zakręcił wodę i później objęcie.
- Ja tego nie chciałem. Nie jestem taki.
- Ciii. Gdybyś nie chciał nie pozwolił byś mi się do siebie zbliżyć.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
- Spokojnie.
- Wlazłeś pod prysznic w ubraniu - zauważył.
- Dlatego zakręciłem wodę. Długo nie przychodziłeś, więc pomyślałem, że cię pogonię.
- Dlaczego to wszystko robisz? Przeleciałeś mnie bo miałeś na to ochotę, ale teraz mógłbyś mnie wyprosić ze swego mieszkania.
- Lubię cię. Lubię towarzystwo i raczej do rana nie pozwolę ci stąd wyjść.
- Co masz na myśli? - serce załomotało mu w piersi o wiele mocniej.
Arato przyciągną go do głębokiego pocałunku.
- Nie pozwolę ci tak szybko odejść.
- Dlaczego?
- Powiedziałem już. Lubię cię i podobasz mi się. Przywiozłem cię tu mając faktycznie plan zerznięcia twojego słodkiego tyłeczka, ale w trakcie wszystko się zmieniło. Nigdy nie znałem kogoś takiego jak ty.
- To komplement?
- Może. Teraz zjedzmy coś, bo przed nami długa noc i nie myśl, że pozwolę ci spać.
Zdjął z wieszaka czarny szlafrok i podał mu go.
- To ci wystarczy. Dopóki znów tego z ciebie nie zdejmę.
- Ale mnie boli? no wiesz.
- A kto powiedział, że to ty będziesz teraz pasywem?
Jiro zrobi wielkie oczy.
- Pozwolisz mi?
- Jak będziesz wiedział jak to wziąć - położył jedną z jego dłoni na swoim pośladku - To będzie twoje. Oddaję się tylko stanowczym mężczyznom, którzy wiedzą jak się mną zająć. Technikę już poznałeś. Reszta zależy do ciebie. Najpierw jednak zjedzmy, bo padam z głodu.
Jiro na chwilę został sam w łazience chcąc przetrawić tą informację. Ichiro mu pozwoli być na górze?
- Mam wiedzieć jak to sobie wziąć? Czemu nie. Robiłem to już, co prawda z dziewczyną, ale czy to się coś różni?
I w drodze na kolację zaczął sobie przypominać co robił z nim Arato, tak teraz to on będzie górą.
***
Następne dni zleciały głównie na nauce i przygotowaniach do testów. Meiji nie miał okazji na poważniejsze rozmowy z Satoru. Wychodzili zazwyczaj z Hayato na miasto. Chłopak dzięki temu czuł się lepiej. Lubił obserwować ich stosunek do siebie. Wtedy zyskał pewność, że Satoru potrafi kochać. On jest trudny do pożycia, nie ufny, boi się miłości - przypomniał sobie słowa Ryutaro - Teraz to wiem, tylko jak mam dotrzeć do niego? Ciągle chowa się do swojej skorupy. Na razie pozostaje mi cieszyć się z tego co mi daje. Drobne pocałunki, uśmiech i cieplejsze spojrzenie od czasu do czasu.
Tymczasem Jiro często przebywał w mieszkaniu Arato. Połączył obu zajebisty seks w którym nie jeden raz dominował. Uwielbiał jak Ichiro był pod nim. Jak jego mięśnie drgały pod skórą, a kiedy dochodził napinały się w taki sposób, że doprowadzało go to samego do potężnego orgazmu. Publicznie nadal udawali, że są tylko znajomymi. Zapisał się na jego zajęcia i szły mu one znakomicie.
Dwa tygodnie minęły jak z bicza trzasł aż nastał kolejny czwartek w ich życiu. Zima nie dawała za wygraną, maltretowała ludzi śniegiem i mrozem bez opamiętania.
Tego dnia Meiji tuż po lekcjach chciał zagadać do Satoru, ale ten przeszedł obok niego obojętnie. Jakby go nie widział i nie słyszał. Pobiegł za nim, ale na jego drodze stanął Jiro.
- A dokąd to maleńki? - nadal reagował na niego nerwowo.
- Muszę porozmawiać z Satoru. Unika mnie dzisiaj i chcę wiedzieć dlaczego. Przepuść mnie.
- Ja ci powiem. On już nie che się z tobą widywać.
- Jak to?
- Normalnie. On się tylko zabawił. Chociaż myślałem, że przynajmniej zaciągnie cię do łóżka.
- Zabawił? Kłamiesz!
- Pomyśl, jednego dnia cię poniewiera a drugiego idzie do kina, sądziłeś, że dlaczego to robi?
- Przecież on? - głos mu się łamał, więc wolał milczeć. Nie wierzył w to.
- Spotyka się z tobą z litości. Myślisz, że normalnie rozmawiał by z kimś takim?
- Wiem, że nie jestem mu obojętny.
- Oszukał cię. Umie dobrze grać swoje role. Uważam, że powinieneś znać prawdę.
W tym momencie Meiji poczuł, że jego serce pęka, a odłamki upadają z hukiem na ziemię rozsypując się na proch.
- To nie prawda. Muszę wiedzieć - pobiegł w miejsce, gdzie mógł zastać Satoru. Siedział z Hayato na parapecie. Wyglądał na znużonego. Coś mówił do długowłosego, a tamten pokiwał głową.
Wziął głęboki oddech i podszedł do nich.
- Satoru możemy się dziś spotkać?
- Nie mogę. Nie mam czasu.
- Rozumiem, a kiedy będziesz miał czas?
- Słuchaj nie mam ochoty gadać - ton głosu stał się ostrzejszy.
- Z nim rozmawiasz - wskazał na Hayato.
- On jest mi bliski. Ty jesteś nikim.
Meiji cofnął się o krok.
- Nikim? - opuścił wzrok na podłogę - Nigdy nie będę ci bliski. Byłem ślepy, wierzyłem jak szczeniak, że? bo ja? . A tymczasem to prawda.
- Co jest prawdą? Znów się rozbeczysz malutki chłopczyku? - zapytał szyderczo.
Białowłosy popatrzył na niego ze złością, a oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- Jedną z rzeczy które nienawidzę to litość. Dałeś mi tak zwany tydzień dobroci dla zwierząt?! - mówił przez łzy - Nie trzeba było tego robić i dawać mi nadzieję, bo ja cię? urwał.
- Meiji o co chodzi? - zapytał spokojnie Daishi i chciał podejść do zranionego chłopaka.
- Zapytaj swego przyjaciela! Nie chcę cię więcej widzieć Aizawa! Nie chcę, żebyś spotykał się ze mną z litości!
Odwrócił się od obu chłopaków i pobiegł do wyjścia. Chciał wrócić do domu. Wszelkie nadzieje legły gruzem. Nie miał szans na szczęście. Słyszał, że ktoś za nim biegnie. Wyrwał się chwytającej go ręce.
- Stój Meiji! - krzyczał Satoru.
- Zostaw mnie. Chcesz wiedzieć o co chodzi zapytaj Jiro. On przynajmniej powiedział mi prawdę! Dałeś mi to odczuć dziś! Odwal się!
Zostawił go na środku holu zdezorientowanego. W szatni modląc się, żeby Aizawa nie przyszedł założył kurtkę i wybiegł na dwór. Biegł zdyszany ulicami, byle szybciej znaleźć się w domu. Schować w swoim pokoju i zostać tam na wieki. Pięknooki spotykał się z nim z litości. Gdyby chociaż Satoru powiedział coś miłego do niego nie upewnił by się w tym. Najgorsze co go mogło zawsze spotkać to czyjaś litość. Ile osób z początku po wypadku do niego przychodziło tylko z tego powodu. Wie o tym, bo słyszał ich rozmowy, kiedy myśleli, że śpi. Litowali się nad biednym kaleką. Tak trzeba, bo on już nigdy nie będzie chodził. Później nawet oni go zostawili samego. Jego telefon dzwonił bez ustanku, więc go wyrzucił w najbliższą zaspę.
Wpadł do domu zdyszany i zapłakany. Od razu trafił na brata, który przypatrywał mu się.
- Co zostawił cię? Nie byłeś wystarczająco dobry?
- Zamknij się! Nienawidzę cię rozumiesz?! Nienawidzę, bo mnie odtrąciłeś! Po co ja przeżyłem ten wypadek.
- Może lepiej jakbyś umarł - wyrwało się Kazunariemu.
Białowłosy skulił się w sobie słysząc te słowa. Popatrzył na brata z tak wielkim bólem, że niejedno lodowe serce roztopiło by się.
- Meiji ja nie chciałem tego powiedzieć.
- Chciałeś! Chciałeś! Chciałeś! - a kolejne słowo było coraz głośniejsze.
Wypadł z domu i biegł przed siebie nic nie widząc z powodu zalewających oczu łez. Jedno miał tylko w głowie uciec jak najdalej stąd i nie wrócić. Mijał przechodniów jakby byli tylko tłem do inscenizacji przedstawienia. Czuł jak zimno wkrada się pod ubranie, a oczy bolą od łez.
- Powiedział, że lepiej żebym umarł. Drugi się litował? Dlaczego moje życie musi być takie do dupy?
W pewnym momencie przystanął nie mogąc nabrać tchu. Nie znał tej części miasta, mimo tego jak mogło być tu niebezpiecznie samemu o zmroku oparł się o stary budynek, aby odpocząć. Nikt nie przechodził tędy, ani nie przejeżdżał. Był załamany, zły, upokorzony, zniechęcony do życia. Cierpiał jak nigdy wcześniej. Nie widział dalszej drogi przed sobą. Nie miał sił myśleć o przyszłości. Ona się już nie liczyła, a przez krótką chwilę miał nadzieję na coś o czym nie śmiał wcześniej marzyć.
- Kogo my tu mamy? - usłyszał jakiś głos z boku.
Z sercem podchodzącym mu do gardła zobaczył dwóch młodych chłopaków, którzy nie wyglądali na miłe towarzystwo. Wysoki brunet z kręconymi włosami i kilkudniowym zarostem stanął naprzeciw niego.
- Młody masz kasę?
- Nie mam.
- Słyszysz? Nie ma. A co masz chłopaczku? Potrzebujemy zajarać, a nie mamy za co.
- Odczepcie się ode mnie.
- Ej - niższy blondyn z sińcami pod oczami podszedł do niego i nim szarpnął - Nie odzywaj się tak do nas. My tu po dobroci, a ty z pyskiem startujesz. To oddawaj komórę.
- Naprawdę nic nie mam.
- Nie mam i nie mam. Wkurzasz mnie. Masz fajną kurtkę - mówił brunet - Pewnie ci mamusia kupiła. Dało by się ją opchnąć u Shoten? - zwrócił się do swego kolegi.
- Dawaj ją! - niższy zaczął rozpinać mu okrycie. Meiji nie walczył, wiedział, że nie da rady im dwóm - Dobry chłopiec. A teraz życzymy ci dobrej nocy - chłopak uderzył go mocno w głowę i brzuch. Białowłosy upadł na kolana.
- A to, żebyś sobie zapamiętał na drugi raz, że nie ma, ja nie mam. Masz mieć! - krzyknął któryś z nich i kopnął go, a stopa obuta w ciężki but typu glan trafiła na nadgarstek co wywołało duży ból w lewej ręce - Spadamy zanim pojawią się gliny.
Usłyszał oddalające się w biegu kroki. Upadł chodnik i zwinął się w kłębek czując ból żołądka, dłoni i lekkie zamroczenie. Z łuku brwiowego lała się krew zostawiając bordowe ślady na śniegu. Było mu bardzo zimno. Próbował się podnieść, ale nogi, choć je na całe szczęście czuł, odmówiły mu posłuszeństwa, więc leżał na śniegu czekając, aż mu ktoś pomoże, albo odejdzie na zawsze dając innym święty spokój.