Więzi 4
Dodane przez Aquarius dnia Maja 23 2017 07:17:54


Rozdział 4: Związki


Otworzył ciężkie powieki i rozejrzał się po pokoju. Panowała w nim ciemność. Ciężkie zasłony nie przepuszczały słońca, chociaż na podłodze pod nimi malowała się cienka jasna linia oznajmiająca, że nastał już nowy dzień. Zakasłał dwa razy i przekręcił się na bok dostrzegając stojącą na szafce butelkę whisky opróżnioną prawie do końca.
- Cholera - zaklął ochryple, po czym spojrzał na zegarek. Zmrużył oczy i dojrzał wyświetlającą się godzinę 10.47. Opadł ciężko na poduszki. Nawet wczoraj nie czuł się taki skacowany i zmęczony mimo pobytu ze znajomymi w restauracji i w klubie. Chyba to spotkanie z klientem wykończyło go doszczętnie, a alkohol dobił. Zwlókł się z łóżka i poczłapał do łazienki, zauważył, że spał we wczorajszych bokserkach. Ostre światło kazało mu zmrużyć oczy, gdy przemywał twarz wodą. Umył zęby i już myślał żeby wziąć długą kąpiel w wannie, gdy usłyszał ciche pukanie do swojej sypialni. Wyszedł z łazienki i w tym momencie drzwi pokoju lekko się uchyliły i zajrzał przez nie Patryk.
- O, w końcu wstałeś. - Posłał mu szeroki uśmiech, który Jakub ledwo zauważył w panującym półmroku. - Lubisz sadzone?
- Co? - spytał lekko zdezorientowany. Zaczęła boleć go głowa.
- No, czy lubisz jajka sadzone, bo właśnie chciałem nam zrobić. - Patryk wyraźnie go widział w padającym z łazienki świetle. Dobrze zbudowaną sylwetkę ubraną jedynie w obcisłe bokserki. Miał nadzieję, że mężczyzna nie zauważył jak się rumieni.
- Tak. Wezmę prysznic i zaraz przyjdę - odparł i szybko wrócił do łazienki. Odprężająca kąpiel musiała poczekać, ale może to lepiej. Szybko się odświeży i zaraz będzie do życia.
Bielański szybko uciekł do kuchni, gdzie wziął kilka głębszych oddechów.
Cholera, niech on nie chodzi cały czas taki rozebrany - pomyślał sobie, a potem zabrał się za szykowanie śniadania. Sam nie spał już od dwóch godzin, ale zjadł kawałek wczorajszej pizzy i to mu na razie wystarczało, lecz pomyślał, że jak Jakub w końcu wstanie, to odwdzięczy mu się jakoś za gościnę.
Jak tylko Wyrzykowski wyszedł zza przesuwnych drzwi, Patryk zabrał się do smażenia. Przed mężczyzną postawił wcześniej przygotowaną kawę.
- Nie wiedziałem, jaką pijasz, więc zrobiłem zwykłą czarną - oznajmił rozbijając jajka o patelnię. - Lepsze sadzone byłyby na boczku, ale dużo to ty w lodówce nie masz.
- Rzadko jadam w domu - odpowiedział Jakub i pomasował sobie skronie.
- Weź jakiś proszek. - Patryk zerknął na niego.
- Już wziąłem. - Wypił łyk kawy, po czym wstał i dolał sobie trochę mleka. Zajrzał chłopakowi przez ramię na patelnię. - Dziewiętnastolatek, który umie gotować. To chyba rzadkość w obecnych czasach. - Uśmiechnął się sarkastycznie.
- Bez przesady. - Chłopak odwzajemnił uśmiech. - A poza tym, jak jesteś z takiej rodziny jak moja, to musisz umieć radzić sobie sam. - Uśmiech zszedł z jego twarzy, gdy dotarło do niego, że powiedział za dużo. Nie chciał opowiadać obcemu o swoich problemach, wystarczy, że ten uratował mu życie.
Jakub spojrzał z zaciekawieniem i zauważył zmianę w jego postawie.
- Twoja przyszła małżonka będzie szczęśliwa, nie będzie musiała być typową żonką siedzącą w kuchni. - Stwierdził, że nie będzie wchodził na ten temat, skoro Patryk sam go nie pociągnął. - Moja by nie miała tyle szczęścia. - Nauczył się rozmawiać z obcymi ludźmi, jakby był zwykłym heterykiem. Nie wszyscy naokoło musieli od razu wiedzieć, że jest gejem.
- No właśnie - zagaił Patryk podając mu talerz z jedzeniem. - Ile ty masz lat- Wygląda jakbyś nie miał dziewczyny, tym bardziej żony. - Był bardzo ciekawski, czemu taki facet jak Jakub nie ma kobiety.
On tymczasem zajął się jedzeniem. Jajka okazały się świetnie wysmażone. Patryk do tego podał chleb tostowy z serkiem waniliowym.
- Nie mam dziewczyny, jakoś tak wyszło. Żony tym bardziej. - Zaśmiał się głośno. - Co do lat, to pewnie dla ciebie stary piernik jestem.
- Bez przesady, pewnie masz ze trzydziechę na karku. Chociaż patrząc po tym, jak jesteś zarobiony, chatę masz niezłą, ciuszki też, zadbany, wysportowany. - Patryk skupił całą uwagę na dokańczaniu swojego jedzenia, żeby tylko nie patrzeć w oczy Jakubowi. - Równie dobrze możesz być dobrze zakonserwowanym czterdziestolatkiem.
Wyrzykowski zaśmiał się gromko, i na słowa Patryka i na całą tą sytuację. Nie przypuszczał, że będąc na kacu, tak dobrze będzie mu się rozmawiało z chłopakiem, chyba z marginesu, o ponad dziesięć lat młodszym od siebie.
- A co, jeśli jestem starszy? - Zastanawiał się, jak chłopak zareaguje na taką nowinę. Patryk przyjrzał mu się z poważną miną, zdziwiony.
- E, nie. Nie masz tylu zmarszczek, a na lifting to mi nie wygląda. - Ucieszył się, że może bezkarnie wpatrywać się w jego twarz i oczy. Mógł dokładniej mu się przyjrzeć. Jakub miał obecnie podkrążone oczy od niewyspania i kaca, ale te nie odbierały mu uroku. Wyrzykowski miał kanciastą męską twarz z długim nosem posiadającym niewielki garb. Golone prawdopodobnie wczoraj, włosy na brodzie zaczynały już odrastać. Brązowe przenikliwe oczy były głęboko osadzone, okolone czarnymi rzęsami. Jeszcze wilgotne włosy, były jasnobrązowe, gdzieniegdzie poprzetykane pierwszymi siwymi włosami, które dodawały mu powagi. Pełne usta uśmiechały się ukazując rząd równych białych zębów, powodując zmarszczki mimiczne na policzkach. Jego twarz, wesoła, chociaż zmęczona, przykuwała pewnie uwagę wielu kobiet, jak i mężczyzn, w tym Patryka, który zamarł na chwilę wyłączając swoje myślenie.
- Patryk? - Jakub wyrwał go z zamyślenia.
- Sorry, zamyśliłem się. To ile masz lat? - Bielański próbował się nie zaczerwienić i skupić na jedzeniu.
- W tym roku skończę trzydzieści cztery.
- O, to niewiele się pomyliłem. I nie trafiła się żadna kobitka przez czternaście lat, którą chciałbyś za żonę?
- Nie myślę o ślubie, nie jest mi potrzebny - odparł w zamyśle Jakub. - Miałem kogoś stałego przez kilka lat, ale to się skończyło.
Bielański spojrzał na jego nagle posmutniałą twarz. Dobrze wiedział, jak mógł się czuć. On sam może nie był z Tomkiem kilka lat, ale w jego wieku kilka miesięcy to i tak dużo. Dla niego to było dużo.
- Ja też miałem... kogoś, aż do środy. - Sam nie wiedział, czemu mu to mówi. Chyba potrzebował się wygadać, bo rany były jeszcze świeże. Agata była za bardzo w temacie, a ktoś z zewnątrz... ktoś z zewnątrz nie mógł go oceniać, czy to było dobre, czy złe, po prostu mógł współczuć.
- To dlatego chciałeś skoczyć? - Podchwycił Jakub. Podszedł do ekspresu żeby zrobić sobie nową kawę.
- Może. - Chłopak dziabał widelcem resztki jajka. - To trwało tylko kilka miesięcy, ale było intensywne. W tym związku czułem, że żyję, że to, co się dzieje w moim domu mnie nie dotyczy. Nie musiałem tam nocować, widywać zbyt często rodziców, miałem w kimś oparcie.
Mężczyzna wpatrywał się w zgarbione plecy. Jego głos by ciężki, przybity. Jakub miał ochotę zrobić najnaturalniejszą rzecz, czyli podejść i go przytulić, ale przecież nie wypadało. Tak mógł robić tylko z Michałem. Oczywiście zamiast tego, usiadł z powrotem przy kuchennym blacie i popijał kawę. Milczenie trwało nadal, gdy Patryk dokończył jedzenie, a potem odstawił brudne naczynia.
- Jakie masz dzisiaj plany? - zapytał Jakub nadal nie ruszając się z miejsca. Musiał przerwać tą dobijająca ciszę.
- Wieczorem wpadnę na imprezę do jednego klubu, możliwe, że znajdę tam kogoś, u kogo będę mógł pomieszkać przez jakiś czas. A do tej pory to szczerze nie wiem, co ze sobą zrobić. - Zaśmiał się nerwowo. - Chyba powinienem poszukać jakiejś pracy. Możliwe, że koleżanka mi załatwi coś u siebie, ale się nie odzywa od czwartku po kłótni ze swoim chłopakiem. - Po co ja mówię mu takie szczegóły? - A ty? Potrzebujesz popracować, czy coś? Nie chciałbym ci przeszkadzać.
- Może później popracuję, a za godzinę jadę na siłownię.
- I cały wieczór będziesz pracował? - zdziwił się.
- Możliwe - odparł Jakub i przeniósł się na kanapę włączając telewizor. Patryk usiadł koło niego.
- To chodź ze mną, na imprezę. Rozerwiesz się trochę, przestaniesz być takim sztywniakiem. - Uśmiechnął się szeroko pokazując nie całkiem proste, ale białe zęby.
Jakub spojrzał na niego marszcząc brwi.
- Dobra, żartowałem, może nie sztywniakiem, ale wizja ciebie ślęczącego nad pracą w sobotni wieczór jest lekko przygnębiająca. Chociaż widzę, że potrafisz sam się nieźle zabawić. - Patryk uciekł wzrokiem gdzieś na ścianę, bo to stwierdzenie od razu nasunęło mu inne skojarzenie, ale nie mógł dać po sobie poznać, co takiego mógłby mieć na myśli. - Jakieś towarzystwo ci się przyda i to inne niż pewnie masz na co dzień.
Wyrzykowski trochę się zawstydził na słowa chłopaka. Faktycznie, wczorajsze picie w samotności nie było najlepszym pomysłem. Szczególnie, że w pewnym momencie miał niebezpieczne myśli, co do swojego gościa. Znowu.
W końcu Jakub dał się przekonać do wyjścia na imprezę, ale miał nie pić i prowadzić. Natomiast teraz umówili się, że wychodzą z domu, gospodarz na siłownię, a Patryk nie lubił bezczynnie siedzieć w domu, więc miał wrócić, jak Jakub będzie już z powrotem. Postanowił rozejrzeć się za ewentualną pracą i zadzwonić do Agaty, której milczenie zaczynało go już denerwować i jednocześnie niepokoić. Wychodząc samemu przez hol posłał uśmieszek ochroniarzowi i nim ten zdążył zapytać, kim jest i co tu robi, śpiewnie odpowiedział na te pytania oraz zapewnił, że jeszcze wróci. Pomyślał, że skoro spotkał już aż trzech ochroniarzy, to więcej ich tu chyba nie ma i od teraz będzie miał spokój z przedstawianiem się, chociaż sekundę później zganił się w myślach, bo przecież nie miała zamiaru dużo dłużej się zasiedzieć u Jakuba. Aczkolwiek idea pozostania tutaj na kilka następnych nocy wydawała się kusząca. Własne wielkie łóżko, własna łazienka, kasa na jedzenie i miłe towarzystwo, w sumie nie mógł narzekać. Tylko jak długo Jakub będzie go znosił? Chłopak zastanawiał się, dlaczego mężczyzna właściwie mu pozwala na przebywanie w jego mieszkaniu. Czy to jeszcze jest jakiegoś rodzaju troska, obawa po tym jak Patryk chciał skończyć ze swoim życiem? Przecież to on powinien być mu coś winien, a nie na odwrót.
Znowu pojechał do Agaty na Wolę i stanął przed niskim blokiem. Okna w jej mieszkaniu były zamknięte, komórki nie odbierała. Zaczynał się poważnie martwić o przyjaciółkę. Zadzwonił domofonem, ale nikt się nie odezwał. Była możliwość, że Agata jest w pracy. Odszedł kilka kroków od klatki, ale zawrócił na pięcie, gdy ktoś właśnie wyszedł zza drzwi prowadząc małego pieska. Kobieta w średnim wieku zaaferowana swoim szczekającym przerośniętym szczurem zwanym Chihuaha, nie zwróciła uwagi na Patryka, który skorzystał z okazji i wślizgnął się na klatkę. Przeskakując po dwa stopnie szybko znalazł się na drugim piętrze i usłyszał dobiegający z mieszkania hałas telewizora. Czyli jest w domu - pomyślał. Długo się nie zastanawiając zaczął walić w drzwi pięścią krzycząc, że w budynku jest pożar i ewakuacja. Nie musiał długo czekać na reakcję, drzwi do mieszkania otworzyły się natychmiast a w nich stanęła spanikowana Agata.
- Czeee... - Uśmiech zaraz zszedł z twarzy Patryka, gdy zobaczył dziewczynę. Wepchnął ją prędko do mieszkania i złapał za ramiona.
- Co on ci kurwa zrobił?! - krzyknął rozwścieczony.
- A ty, co kurwa odpierdalasz z tym pożarem? - żachnęła się i wyrwała z mocnego uścisku. - Pewnie wszyscy na klatce słyszeli i panika zaraz będzie. - Szczelniej otuliła się szlafrokiem, pod którym miała tylko bieliznę i usiadła ponownie na kanapie.
- Co miałem zrobić? Nie odbierasz ode mnie telefonu, smsów, domofon zlewasz. Martwiłem się o ciebie.
Usiadł obok niej i spojrzał w twarz. Agata miała fioletowego siniaka tuż pod prawym okiem, na kości policzkowej. Teraz z Patrykiem wyglądali podobnie. Niedbale spięte, nieumyte włosy i bałagan w mieszkaniu, wskazywały na to, że dziewczyna nie siedzi w domu od dzisiaj.
- Nie gadaliśmy przez kilka miesięcy, a teraz się o mnie martwisz? - prychnęła.
- Zrobił to przedwczoraj, po moim wyjściu? - Nie odpowiedział na jej pytanie. - Czy to przeze mnie?
- Nie wszystko kręci się wokół ciebie.
- Jednak kłótnia zaczęła się ode mnie. Przepraszam. - Oparł łokcie o kolana i podparł brodę dłonią. Zasępił się.
Siedzieli w salonie na kanapie, w telewizji leciał jakiś paradokumentalny serial, na który nie zwracali uwagi.
- Witek cały czas ma mi za złe Ankę i wcale mu się nie dziwię. - Zaczęła mówić cicho Agata. - Ale zapewniałam go już tysiące razy, że to skończone i naprawdę tak jest. Od tamtej pory się z nią nie kontaktowałam, ale on ciągle sobie wyobraża nie wiadomo co. Że ona przychodzi do Światów i tam się spotykamy. Owszem, widziałam ją tam, raz. Ale ona mnie chyba nie, nie podeszłam też i nie gadałam z nią. W ogóle to słyszałam, że wyjechała do Anglii. Ktoś tak mówił o Zygiego. - Westchnęła i mówiła dalej, a Patryk tylko słuchał. - Nie pierwszy raz się o nią pokłóciliśmy, o moją pracę też, że to burdel i tak dalej, że przyprowadzam do domu samych homosiów, że mogłabym się obracać w normalnym towarzystwie. Czasami się zastanawiam, w kim ja się zakochałam, bo chyba nie w tym Witku, co jest teraz.
Po policzkach zaczęły spływać jej łzy, palcami obu dłoni międliwa kawałek sznurka z różowego szlafroka. Wstrząsnął nią spazm szlochu i wtedy Patryk spojrzał na nią, otworzył szeroko oczy i nagle mocno przytulił. Wtedy coś w niej odpuściło i głośno się rozpłakała.
- Nigdy wcześniej mnie nie uderzył. Obiecał, że nigdy już tego nie zrobi. Przepraszał mnie kilka godzin, nawet wczoraj miał nie iść do pracy, ale wręcz wyrzuciłam go, nie chciałam na niego patrzeć. Ale już sama nie wiem, chyba nadal go kocham. Jest inny, ale to nadal mój Witek.
- Bredzisz. Powinnaś od niego odejść - powiedział surowo odsuwając się trochę i podał jej chusteczki. - Jak tylko spotkam skurwiela, to przysięgam, że go zabiję. - Był wściekły. W domu już dawno przyzwyczaił się do bicia. Wiedział, że jest skazany na rodziców aż skończy osiemnaście lat, wolał dom niż przytułek. Ale Agata może zrobić, co zechce, nie musi trwać przy tym tyranie z przerostem ego.
Dziewczyna uśmiechnęła się smarkając w chusteczkę.
- Mój rycerz na białym koniu. - Poczochrała jego farbowaną czuprynę. - Przepraszam młody, że się nie odzywałam, mam nadzieję, że nie mieszkasz gdzieś pod mostem?
Patryk opowiedział jej, jak wygląda sytuacja, na co Agata skwitowała, że koniecznie musi poznać tego Jakuba.
- Ale, ale. Chcesz go przyprowadzić do Zygiego, do gniazda os?
- Przecież nie wszyscy będą tam homo. - Machnął ręką. - Zwykle towarzystwo jest pół na pół.
- Ja właśnie martwię się o tą połówkę, z której te wszystkie ciotki rzucą się na twojego faceta.
- To nie jest mój facet! - Patryk obruszył się i zaczerwienił. - On nawet nie jest homo, miał dziewczynę przez kilka lat.
- Do tego dowie się, że jesteś gejem - dodała, na co znowu machnął ręką.
- Trudno, coś wymyślę - rzucił, dłużej się nad tym nie zastanawiając.
- Szkoda, że nie mogę pójść z wami, nie z taką buźką. - Wydęła wargi z niesmakiem. - Jakiś tydzień posiedzę w domu, aż się wygoi, w klubie powiedziałam, że jestem chora, ale potem spróbuję cię wkręcić do pracy, o ile nadal jesteś zainteresowany.
- Pewnie! - Ożywił się. - Nie będę musiał łazić po knajpach i świecić oczami. Żadnego CV ani rekomendacji przecież nie posiadam. Tylko to pewne, tak? Dasz radę załatwić?
- Tak, tak, z tym raczej nie będzie problemu. Masz już wprawę kelnerską z "Indygo", do tego jesteś ładniutki, szef nie będzie robił problemów, zawsze mają braki, bo studenciaki się zmieniają.
Patryk zaczął zastanawiać się, co zrobi przez cały tydzień. Przecież nie może tak długo siedzieć Jakubowi na głowie. Do czasu pierwszej wypłaty minie trochę czasu, a na hostel kasa też się zaraz skończy. Koniecznie będzie musiał znaleźć kogoś na dzisiejszej imprezie, kto przygarnie go pod swój dach.
Posiedział jeszcze trochę i porozmawiali sobie z Agatą od serca, jak kiedyś. Ona kazała mu zrobić zdjęcie Jakuba, żeby mogła obczaić to ciacho, a on kazał jej doprowadzić się do porządku i nie gnuśnieć na kanapie przez cały tydzień. Nic więcej nie mówił o Witku, wystarczyło, że słuchał o nim, a krew zaczynała w nim wrzeć. Jego przyjaciółka tak samo nie mogła oddać uderzenia, jak on nie mógł oddać ojcu. Ta bezsilność bolała go bardziej niż siniak pod okiem. Ale on Witkowi dałby radę, facet był wysoki i szczupły, zero mięśni, tylko mocny w gębie. Rozmyślał nad poczekaniem na niego, aż wróci z pracy i wtedy spuściłby mu łomot. Zerkał na Agatę rozmyślając o tym. Co ona by powiedziała, gdyby to zrobił? Kibicowałaby mu, czy strzeliła focha? Raz płakała nad swoim losem, by zaraz mówić, że chyba i tak nadal go kocha. Chyba jednak teraz mu daruje, ale jeśli spotka go przy okazji, to nie będzie już miał litości.
Długo rozmawiali, aż w końcu zrobiło się późno i lada chwila mógł zjawić się Witek. Nie chcąc następnej kłótni, Patryk zmył się szybko i popędził czym prędzej do mieszkania Jakuba. Przemknęło mu przez myśli, że nie wymienili się telefonami, a przecież mogłoby się okazać, że Jakuba nie ma w domu i znowu Patryk musiałby czekać na niego przy ochronie. Na szczęście dla niego, ochroniarz o nic go nie wypytywał, a wręcz przywitał miło i nie zatrzymywał. Pod drzwiami mieszkania chłopak zawahał się, czy ma zadzwonić, czy może okaże się, że Jakuba rzeczywiście nie ma w domu. Zaryzykował i nacisnął klamkę, a drzwi od razu ustąpiły i wszedł do środka. W mieszkaniu panowała cisza, więc przeszedł od razu dalej upewnić się, że ktoś jest w domu, a nie został obrabowany. Z gabinetu dochodziło ciche stukanie w klawiaturę i gdy tylko zajrzał do środka, zastał Jakuba siedzącego przy biurku. Mężczyzna pisał coś na laptopie zerkając na papiery leżące na biurku. Siedział wyprostowany i skupiony. Nogi miał skrzyżowane w kostkach, stopy bose. Ubrany był w czarne dresowe spodnie i czarną koszulkę. W tym kolorze jego skóra wydawała się być bardziej opalona, a włosy jaśniejsze.
Podszedł w jego stronę cichym krokiem i rzucił się ostentacyjnie na skórzany fotel, a Jakub aż podskoczył na krześle.
- Co porabiasz? - rzucił chłopak wesoło.
- Nie słyszałem jak wchodzisz - odpowiedział Jakub i odsuwając się od biurka założył nogę na kolano, a na jego twarzy zagościł nikły uśmiech.
- Chciałem się zakraść i coś zwędzić, ale pomyślałem, nie, tu nie ma nic ciekawego. - Zaśmiał się perliście.
- Widzę, że masz dobry humor, udało ci się coś załatwić? - Jakub brał jego zachowanie za dobrą monetę. Wolał go widzieć wesołego niż przybitego, jak przy śniadaniu.
- Koleżanka załatwi mi pracę - odparł zgodnie z prawdą, woląc przemilczeć mniej sympatyczną cześć spotkania z Agatą. Znowu nałożył swoją maskę. - Tylko, że dopiero za tydzień, bo teraz siedzi chora w domu. Więc dzisiaj koniecznie muszę znaleźć kogoś z mieszkaniem, żeby nie siedzieć ci na głowie tak długo.
Jakub zawahał się. Nie wiedział, co ma powiedzieć, nie wiedział, co ma myśleć. Był dyrektorem działu handlowego dużej międzynarodowej spółki, a nie wiedział jak ma sobie radzić z tym dzieciakiem.
- Bardzo dobra nowina z tą pracą, a jeśli chodzi o mieszkanie... - Nie może tu długo siedzieć, nie mam na tyle siły... - To możesz tu zostać dłużej, jakbyś nikogo innego nie znalazł. - Patryk uniósł brwi do góry, a Jakub miał ochotę zrobić to samo. Sam nie wierzył, że to powiedział. - Bo przecież nie pozwolę żebyś tułał się po hostelach lub spał na dworcu - dodał pospiesznie.
Patryka trochę zatkało. Nie spodziewał się takiej reakcji, sądził raczej, że Jakubowi ulży, jak się go pozbędzie. Albo to tylko maska życzliwości, którą pokazałby każdej innej osobie, nie tylko jemu.
- Dziękuję, ale nie chcę nadużywać twojej gościnności - odparł spokojnie i wstał z fotela. - Wychodzimy o dziewiątej - rzucił jeszcze przez ramię nie patrząc na mężczyznę i zamknął się w swoim pokoju.
Wszyscy nakładają maski, on obojętności i siły, Jakub życzliwości i cierpliwości, Agata wyrozumiałości i miłości. Każdy jest dwulicowy, nawet, jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy, nawet, jeśli nigdy nie chciał taki być. Może trzeba było rzucić się z tego mostu? Wszyscy mieliby spokojniejsze życie.