Americana 29
Dodane przez Aquarius dnia Maja 15 2017 07:42:40


Rozdział 29: Teściowa

Serce niemal podeszło mu do gardła, kiedy w drzwiach pojawiła się starsza kobieta patrząca na niego ni to ze zdziwieniem, ni to z irytacją. Była siódma wieczorem, jakiego innego powitania miał się spodziewać?, pomyślał, wsuwając drżące ręce w kieszenie kurtki. Dobrze wiedział, że nie pozostawił sobie żadnej drogi ucieczki. Skoro już powiedział ?a?, wypadałoby też powiedzieć ?b?. Jednak nieustępliwy wzrok pani Schneider w niczym mu nie pomagał.
- Dobry wieczór - powiedział grzecznie i tylko cudem nie skłonił się w pół. Cholera jasna, jeszcze nigdy - przenigdy! - tak się nie denerwował przed jakąś obcą babą. No ale miał do czynienia z matką Jasia, to trochę zmieniało postać rzeczy. Z jednej strony chciał wypaść dobrze, a z drugiej wiedział, że późna godzina już na samym początku go skreślała. - Jest może Janek?
Kobieta zmarszczyła brwi. Miała nieprzyjemny, srogi wyraz twarzy, ale mimo to wydawała się całkiem ładna, nawet jeśli mogła mieć sporo ponad pięćdziesiąt (może nawet sześćdziesiąt?) lat. Jej farbowane na blond włosy, idealne paznokcie, pełne, może trochę poprawiane chirurgicznie usta i gęste rzęsy, zapewne będące dziełem jakiejś kosmetyczki, nie pozostawiały wątpliwości - pomimo wieku poświęcała sporo uwagi swojemu wyglądowi. Była tak skrajnie inna od jego mamy, młodszej, a i tak prezentującej się znacznie starzej. Zaniedbanej i zmarnowanej przez życie. Obie zostały wyciągnięte ze skrajnie różnych światów - porównywanie ich ze sobą nie było fair, a mimo to Aleks nie mógł się powstrzymać.
- Dobry wieczór - odpowiedziała tak oschle, że po plecach Aleksa aż przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Momentalnie przez głowę przewinęły mu się te wszystkie głupie żarty i anegdotki o teściowych i już wiedział: to wcale nie są jedynie opowiastki. Mama Janka z pewnością była takim zimnym babskiem z dowcipów, które najchętniej zatrzymałoby swoich syneczków jedynie dla siebie. - Kim pan jest? - zapytała, nic sobie nie robiąc z jego wcześniejszego pytania.
- Kolegą - mruknął, czując, że pomimo sterczenia na dworze przed drzwiami, robi mu się nieprzyzwoicie gorąco.
- Janek nie trzyma się z takimi kolegami - niemal wypluła ostatnie słowo, mierząc jego poprzecieraną, skórzaną kurtkę krytycznym spojrzeniem, by następnie przenieść wzrok na twarz Aleksandra. Kolczyk w brwi z pewnością jej się nie spodobał.
- No a jednak - odpowiedział, już nie siląc się na uprzejmość. Wzruszył ramionami, ale wciąż się denerwował. Co za babsztyl, pomyślał i tylko cudem nie wypowiedział tego na głos. - Mogę wejść? Gramy razem w zespole i muszę z nim o czymś porozmawiać - wyjaśnił szybko, kiedy pani Schneider wciąż nie odsuwała się od drzwi. Wreszcie jednak chyba skapitulowała, skrzywiła się jeszcze z niechęcią, aż w końcu wpuściła go do przedpokoju.
- Ale nie na długo - upomniała.
Aleks aż zgrzytnął zębami.
- Oczywiście - odparł, ściągając buty. Te również nie uniknęły krytycznego, oceniającego spojrzenia mamy Janka.
- Jest już późno, następnym razem miej tyle kultury i nie nachodź ludzi o takich godzinach - pouczyła go z tą swoją wiecznie niezadowoloną miną, a Aleks powstrzymał się od przewrócenia oczami. Miał ochotę pokazać jej środkowy palec i powiedzieć, że mogłaby czasem poluźnić pasek w spodniach. W zamian jednak (zupełnie jak nie on) tylko uprzejmie się uśmiechnął, dusząc w sobie wszystkie niecenzuralne słowa, jakie najchętniej skierowałby pod adresem tej kobiety, po czym pognał schodami w górę, ku pokojowi Janka na poddaszu. Była matką jego - chyba jeszcze - chłopaka, musiał się jakoś zachować i wsadzić w buty swoją dumę.
Kiedy jednak stanął przed drzwiami do pokoju Jasia, poczuł jeszcze większe zdenerwowanie, niemogące się równać z tym, które pojawiło się na widok pani Schneiderowej.
I co teraz? Co mu powie? Jak zacznie rozmowę? Od przeprosin? A może od wytłumaczeń? - te i tysiące innych myśli zaczęły kłębić się w jego głowie, a on zdał sobie sprawę, że kompletnie nie przygotował się do rozmowy z Jankiem. Nie miał pojęcia, jak powinien to rozegrać, w jakim nastroju mógł być chłopak - i co najważniejsze - czy wszystko już było z nim w porządku.
Odetchnął. Położył dłoń na klamce. Skoro nic nie wymyślił, to teraz na pewno nie wpadnie mu do głowy gotowe rozwiązanie. Otworzył drzwi. Serce mocno kołatało mu w piersi, aż niemal był pewny, że to właśnie jego dudniący dźwięk odwrócił uwagę Janka od czytanej książki.
Chłopak leżał na łóżku, tuż obok znajdowała się wysoka, zapalona lampa stojąca, oświetlająca tylko małą część pomieszczenia i dająca idealne światło do lektury. Aleks doskonale widział, jak na twarzy Jaśka pojawia się zdezorientowanie. Białecki z pewnością był najmniej spodziewaną osobą, która mogłaby wejść do jego pokoju.
- Hej - rzucił Aleks cicho, nie bardzo wiedząc, co innego powiedzieć. Wsunął ręce do kieszeni spodni i rozejrzał się po znanym mu już fioletowym pomieszczeniu. Panował tu idealny porządek i albo Jasiek był takim pedantem, albo to wszystko sprawka tej hetery, którą Białecki miał wątpliwą przyjemność poznać.
- Hej - odpowiedział Schneider, zamykając książkę i odkładając ją na bok.
W głowie Aleksa momentalnie zapanowała całkowita pustka, chociaż jeszcze chwilę temu jedna myśl goniła drugą, żeby zbić się w trudny do rozplątania kłębek. Zapatrzył się na Janka, stojąc jak ten idiota na samym środku pokoju. A milczący Schneider wcale nie ułatwiał mu zadania.
- To... - Boże drogi, powiedz wreszcie coś mądrego! zganił samego siebie, czując, jak zaczynają palić go policzki. Jeszcze nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Nigdy na nikim aż tak mu nie zależało. I nigdy nie był o krok od stracenia tej osoby. Zacisnął dłonie w pięści, dochodząc do wniosku, że nawet jeśli teraz zrobi z siebie debila, to przynajmniej w dobrej wierze. - Przepraszam - wydukał w końcu. - Naprawdę przepraszam, ja nie wiem, co mi wtedy odwaliło. - Nie patrzył na niego. Miał świadomość, że gdyby tylko spojrzał, zaciąłby się. Janek cały czas milczał, więc Aleks pomyślał, że powinien mówić dalej. Przetarł twarz dłonią, biorąc głęboki wdech. - Szukam pracy - wyznał w końcu. - Dzisiaj wysłałem jakieś kilkadziesiąt CV, oczywiście jeszcze nie mam żadnej odpowiedzi, ale... - Podniósł wreszcie spojrzenie na słuchającego go w ciszy Janka. - Ale coś znajdę.
- Naprawdę chciałeś mu obciągnąć dla albumu? - beznamiętny ton Janka niemal zadudnił Aleksandrowi w uszach, sprawiając, że po plecach przebiegły mu nieprzyjemne, prawie że palące dreszcze zdenerwowania. Nieprzystępny wyraz twarzy Jasia również nie poprawiał jego samopoczucia. Coś Białeckiemu jednak podpowiadało, że Schneider już nie był zły. Ochłonął i pozostawał raczej spokojny, ale w nieprzyjemnym tego słowa znaczeniu.
- Jaś... - jęknął, robiąc krok do przodu. Janek na dźwięk swojego imienia skrzywił się mimowolnie.
- Naprawdę jesteś taką dziwką? - zapytał, a głos mu zadrżał. Aleks zamarł, uchylił usta, wpatrując się w Schneidera z niedowierzaniem.
Był dziwką, cholera jasna. Nie mógł nawet zaprzeczyć.
I stał tak na środku pokoju, garbiąc się i szukając na podłodze jakiegoś punktu zaczepienia dla swojego rozbieganego spojrzenia. Wyglądał jak największa sierota świata, co wcale nie pasowało do Białeckiego. Zdawało się kłócić z jego przybraną na co dzień maską zarozumialca, choleryka i człowieka nieprzejmującego się absolutnie niczym.
Coś ścisnęło Janka w piersi na ten żałosny widok. Nie chciał, żeby Aleks tak wyglądał, żeby stracił całą pewność siebie, którą on - w życiu nie powiedziałby mu tego na głos - tak uwielbiał. Bo było coś w Aleksie zadzierającym wysoko głowę i patrzącym na każdego z góry. Coś z jednej strony zabawnego, a z drugiej strony poświadczającego jego wysoką samoocenę. A Jaś nie chciał, żeby Białecki nagle zaczął gorzej siebie postrzegać, bo gdyby tak się stało - nie byłby już tym samym Aleksandrem, którego wszyscy kochali: i on, i Remigiusz, i nawet mało wylewny Adam.
Podniósł się z łóżka, by następnie, nie czekając ani minuty dłużej, podejść do kochanka i przyciągnąć go do siebie. Objął go ciasno ramionami, opierając swój podbródek na czubku jego głowy.
- Już - prawie nie poznał swojego głosu. Był tak łagodny jak nigdy. - Już okej - dodał, gładząc jego wciąż zgarbione plecy. Aleks, który wcześniej był zbyt zaskoczony, żeby jakkolwiek na to zareagować, zreflektował się i bez słowa wtulił w Janka, wciskając swoją twarz w jego pierś. W tamtym momencie już nawet nie przeszkadzała mu ich spora różnica wzrostu. - Naprawdę szukasz pracy? - zapytał Jaś po chwili, nie odsuwając się od partnera.
- Mhm - wyburczał Aleks. Janek, którego samo wspomnienie Krakowa przyprawiało o nieprzyjemne dreszcze, uśmiechnął się lekko, trochę rozczulony. Musi zapamiętać takiego uroczego Białeckiego. Doskonale wiedział, że ten widok może się nie powtórzyć.
- I kończysz z... tym?
- Kończę - odpowiedział, przytulając się do niego jeszcze mocniej, niemal odbierając mu tym samym dech w piersiach. Jaś jednak nie miał serca, żeby go teraz od siebie odsunąć. Pozwolił się więc podduszać.
Stali tak chwilę, nie odzywając się już ani słowem. Aleks chciał mu powiedzieć, ile Jaś dla niego znaczył. Jak bardzo bał się, że go straci. O swoim przeszywającym, paraliżującym strachu, który pojawił się, gdy Janek miał swój atak. Chciał naprawdę wiele wyznać, ale nie umiał. Żadne słowa nie chciały mu przejść przez gardło, nie potrafił ułożyć ani jednego logicznego zdania. Nigdy nikomu przecież czegoś takiego nie mówił, wiele osób w swoim życiu kochał - albo raczej wydawało mu się, że kocha - wszystko jednak dusił w sobie.
Tym razem też zdusił.
Odsunęli się od siebie i bez słowa przenieśli się na łóżko. Obaj wiedzieli, co teraz nastąpi. Ta sprawa w końcu musiała zostać wyjaśniona.
- Co się wtedy stało? - zapytał wreszcie Aleks, nawet nie rejestrując tego, że jego dłoń odnalazła dłoń Janka, a ich palce splotły się ze sobą jakby bezwiednie. - Pytałem Remigiusza - powiedział, nie mając nawet zamiaru kłamać.
- I co ci powiedział? - Jaś spojrzał na niego, a jego szare oczy w pokojowym, żółtym świetle przybrały zielonkawobrązową barwę. Mimo to wydawały się Aleksowi piękne i wiedział, że oświetlenie nie miało tutaj nic do rzeczy. Po prostu uwielbiał go całego. A, co najgorsze, był o krok od stracenia tego wszystkiego.
Przykre, że życie musiało dać mu poważnego liścia w twarz, by się w końcu ocknął. Jednak to nie tak, że nagle zauważył wszystkie swoje błędy. Dopiero zaczynał je dostrzegać, wciąż zespół był dla niego bardzo ważny, wciąż najchętniej wyciągnąłby komórkę i zatelefonował do Krzysztofa po pieniądze, wciąż żyłby marzeniami, bo tak najłatwiej, ale to pociągało za sobą konsekwencje. A jedną z tych konsekwencji był chłopak siedzący obok i przyglądający mu się uważnie.
- Niewiele - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Że jak byłeś dzieckiem, to często chorowałeś. I w sumie tyle. - Wzruszył ramionami, wpatrując się w kochanka uważnie, zupełnie jakby mógł wyczytać odpowiedź z jego twarzy.
Jaś westchnął i zwilżył nerwowo usta.
- Nie lubię o tym mówić - mruknął niechętnie.
- To poważne? - zapytał od razu Aleks, czując, jak serce zaczyna bić mu szybciej w piersi. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać.
- I tak, i nie - mruknął wymijająco, na co Białecki aż sapnął ciężko. Wspiął się jednak na wyżyny swojej cierpliwości, zdając sobie sprawę, że teraz pewnie trochę podrepczą w kółko. Sam by pewnie niechętnie mówił o swoich chorobach, więc nie mógł mieć Jaśkowi niczego za złe.
- Jak bardzo ?tak? i jak bardzo ?nie??
Jaś parsknął cicho z rozbawieniem, słysząc to pytanie.
- Na tyle nie, że od dziesiątego roku życia nie chodzę co miesiąc do lekarza - odpowiedział mu w tym samym tonie, postanawiając utrzymać tę rozmowę w stylu, jaki nadał jej Aleksander.
- A na ile to poważne? - Wpatrzył się w niego uważnie, zaciskając mimowolnie palce na dłoni Janka.
- Nie no, jest dobrze - powiedział wymijająco i uśmiechnął się, na co Białecki prychnął. Irytowało go takie pobłażliwe podejście. Pytał, to chciał, cholera jasna, wiedzieć! W szczególności, że taki atak mógłby się kiedyś powtórzyć, a on nawet nie wiedziałby co robić. Na samą myśl o tym, coś go boleśnie ścisnęło w piersi.
- No, raczej dobrze nie było w Krakowie - warknął.
- Przecież przeszło. - Janek wzruszył ramionami, bagatelizując sprawę, a Aleks miał ochotę mu przyłożyć.
- A jak kiedyś nie przejdzie?! - podniósł głos, pochylając się do niego z napiętym wyrazem twarzy. - Jak coś się stanie, to, kurwa, nawet nie będę wiedział, co się dzieje - prychnął. Jaś zamrugał, nie spodziewając się takiej reakcji po Aleksandrze. Jeszcze trzy miesiące temu nawet by nie pomyślał, że Białeckiego może obchodzić ktokolwiek poza nim samym i jego szczurami.
Mimowolnie się uśmiechnął. Wiedziony impulsem pochylił się, żeby musnąć ustami wargi Aleksa zaciśnięte w wyrazie irytacji.
- Idę jutro do mojego kardiologa. On mi powie, czy jest się czym martwić - powiedział łagodnie i nawet nie mógł przed sobą ukryć, że taki martwiący się o niego Aleks w pewnym stopniu go rozczulał.
- A to był pierwszy taki atak od jakiegoś czasu? - zapytał Białecki, wciąż poirytowany małomównością Jasia.
Schneider uchylił i zaraz zacisnął wargi, nie wiedząc, jak zareaguje Aleks, kiedy mu powie, że już od kilku tygodni czuł nieprzyjemne kołatanie serca. I że od kilku tygodni nic z tym nie zrobił. Nie chciał mówić mamie, wpadłaby w panikę. Zaraz zaczęłaby obdzwaniać wszystkich znanych sobie lekarzy i ciągnąć go po przychodniach. No i oczywiście bał się, że z tych nerwów sama będzie miała zawał. Z drugiej strony co kilka miesięcy i tak chodził na badania kontrolne, więc gdyby faktycznie coś było nie tak, dowiedziałby się.
- Atak tak - odparł spokojnie. - Po prostu się zdenerwowałem, jak byłem młodszy to na przykład nie mogłem za bardzo się męczyć - dodał, decydując, że tyle z informacji o aktualnym stanie zdrowia Aleksowi wystarczy. Zresztą, sam Jaś nie wiedział, co teraz się z nim działo, więc nie mógł powiedzieć Białeckiemu nic więcej. - Mama miała poważny problem, żeby zajść w ciążę - mruknął, decydując, że opowiedzenie historii swojej choroby będzie znacznie łatwiejsze. - Nie wiem dokładnie, ile razy poroniła i ile dzieci zmarło. Jedyny brat, o którym mówiła, dożył dwóch tygodni. - Aleks nie spuszczał wzroku z profilu Janka. Milczał, patrząc na jego poruszające się podczas mówienia wargi i nos, który czasem marszczył, przez co wydawał się być jeszcze bardziej zadarty niż w rzeczywistości. - No i w końcu urodziłem się ja. - Wzruszył ramionami. - Byłem w miarę zdrowy, ale później wykryto u mnie niewydolność serca. - Wreszcie spojrzał kątem oka na Aleksa. - Generalnie to miałem jakieś dziesięć lat, kiedy mogłem zacząć normalnie żyć. Wcześniej ciągle siedziałem w szpitalach. Poprawiło mi się, ale wciąż nie mogłem ani biegać, ani wykonywać bardziej męczących prac. Wiesz, jak takie coś jest wkurzające dla dzieciaka? - zapytał, a jego głos przybrał lekkich tonów. Nie chciał robić ze swojego życia dramatu.
- Podejrzewam - odpowiedział Aleks i mimowolnie uśmiechnął się, czując się jeszcze bliżej Janka niż kiedykolwiek. Bliżej niż ktokolwiek. - Moi rodzice byli alkoholikami - mruknął, sam właściwie nie wiedząc dlaczego. Może chciał, żeby i Janek znalazł się tak samo blisko. - Tata był kawałem skurwysyna, mama, kiedy nie piła, była całkiem okej. - Teraz to Schneider słuchał w milczeniu. Wielu rzeczy, jeżeli chodzi o Aleksa, albo się domyślił, albo zaobserwował, albo wyłapał z krótkich, mało wylewnych opowiadań Białeckiego. - Jak miałem siedemnaście lat, to nie wytrzymałem. Poznałem wtedy takiego Wojtka. Miał z pięćdziesiątkę na karku, ale był całkiem miły i zaoferował mi mieszkanie. Spałem u niego, no i... - chrząknął. Zaczął się denerwować. Jego wzrok błądził gdzieś po fioletowej ścianie. Nigdy nikomu tego nie opowiadał, ale teraz czuł, że chciał to zrobić. - No i dawał mi za to kasę - burknął. - Kiedy zaproponował, żebym się wyprowadził z domu, nawet nie pomyślałem, że jeszcze nie jestem pełnoletni i że związek siedemnastolatka z pięćdziesięciolatkiem to coś niezbyt... no wiesz. - Zaczęło mu brakować słów. Kątem oka zauważył, jak Janek kiwnął głową. Poczuł też, że dłoń chłopaka zacisnęła się mocniej na jego, więc mówił dalej: - Nie kochałem go. Ale wtedy myślałem, że tak. Nagle miałem wszystko, o czym zawsze marzyłem: kogoś, kto się o mnie martwił, przejmował się moim zdaniem i nigdy nie podniósł na mnie ręki. Wojtek był takim sugar daddy, podniecało go opiekowanie się kimś młodszym i słabszym - mruknął. Słowa same opuszczały jego usta, bez ingerencji mózgu, ale może tak było lepiej. I zdecydowanie łatwiej. - Później po drodze było jeszcze kilku, nie spałem z nimi regularnie. - Wzruszył ramionami, a jego spojrzenie wciąż unikało Janka. - Na dłużej był tylko Tomek. Wtedy jeszcze sypiałem z Wojtkiem. Tomek dobrze płacił, ale przerażał mnie. Lubił przemoc w łóżku. - Aż się wzdrygnął na samo wspomnienie. - No i wreszcie Krzychu. Krzysztof... ja wiem, co sobie o nim myślisz. - Po raz pierwszy spojrzał na Janka. Spodziewał się zobaczyć jakąkolwiek oznakę zniesmaczenia na jego twarzy. Nic takiego jednak nie miało miejsca, Jaś słuchał go uważnie, nie oceniając. - Że stary dziad znalazł sobie młodego. Ale... Krzychu jest okej, wiesz? Nawet nie masz pojęcia, ile mi pomógł. On... on chyba czuje się samotny.
- I dlatego znalazł sobie do łóżka dwa razy młodszego chłopaka potrzebującego kasy? - zapytał Jaś, krzywiąc się na samo wyobrażenie. Nie potrafił postrzegać Krzysztofa jako kogoś dobrego, dla niego był osobą, która skrzywdziła Aleksa tak samo, jak wszyscy inni faceci.
Białecki uśmiechnął się. Nie wiedział, jak mógłby odpowiedzieć na to pytanie, więc tego nie zrobił. Nie przekona Janka do swojego zdania i wcale się temu nie dziwił.
Nastała chwila milczenia. Jaś zdawał się trawić zdobyte informacje, a Aleks nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć. Siedział więc cicho, walcząc ze wstydem i wyrzutami sumienia, które pojawiły się dopiero teraz. Może nie powinien Jankowi aż tak się zwierzać? Na samą myśl, że mógłby go odstraszyć, aż zapierało mu oddech w piersiach.
- Nie chcę, żebyś się o mnie martwił - odezwał się w końcu Janek, odwracając się przodem do Aleksa, żeby móc spojrzeć mu w twarz. - Nie jestem żadnym kaleką, normalnie funkcjonuję. Jestem normalny, okej? - zapytał, na co Białecki kiwnął głową. - Urodziłem się ze słabo wykształconą prawą komorą sercową - kontynuował swoją opowieść, dochodząc do wniosku, że skoro Aleks zdradził mu o sobie znacznie więcej, niż mówił innym, on też powinien odwdzięczyć się tym samym. - Jak byłem dzieckiem, to przeszedłem masę operacji. Mama mi powtarza, że cud, że żyję i tak dalej. - Wzruszył ramionami, zapatrując się na ścianę, by zaraz parsknąć śmiechem. - Ona wszystko zawdzięcza Bogu. To trochę słabe, jeżeliby patrzeć na kawał dobrej roboty, którą odwalił mój lekarz, no nie? - zapytał z krzywym uśmiechem. Aleks, jako zatwardziały ateista, nie mógł nie przyznać mu racji. Co więcej, to kolejny argument potwierdzający jego punkt spojrzenia na religie. Gdyby to nie było dziwne, Białecki z chęcią wypisałby sobie swój ateizm na czole, żeby tylko przypadkiem nikt nie pomyślał o nim jak o katoliku. Mimo to teraz w żaden sposób nie skomentował wzmianki o mamie Janka i jej wierze w Boga. To raczej nie byłoby na miejscu, walka z religiami musi poczekać. - Jest coś jeszcze, co powinniśmy sobie powiedzieć? - zapytał po chwili Jaś. Aleksander uśmiechnął się mimowolnie, czując się dziwnie lekko. Może i dobrze, że Janek nie skomentował tego, co od niego usłyszał, takie pełne zrozumienia pominięcie tematu, bez drążenia go, wydawało się całkiem okej.
- Teściowa to straszny babsztyl - powiedział Aleks, przewracając oczami. - No, chyba już wszystko - dodał z szerokim, rozbawionym uśmiechem. Jaś aż parsknął.
- Teściowa?
- A co, ?mama?? - zapytał, unosząc brew.
- Czyli powinienem ją uprzedzić, że ma zięcia? - Jaś zaśmiał się, już wyobrażając sobie minę swojej mamy, gdyby jej to powiedział.
- O Jezu, raczej się nie ucieszy. - Aleks skrzywił się teatralnie. - Powiedzmy, że pierwsze wrażenie nie wyszło mi zbyt dobrze - dodał, na co Jaś trącił go stopą.
- Nie ucieszy się. Z tego związku nie będzie dzieci. - Ulga, jaką obaj czuli, kiedy tak żartowali, była niewyobrażalna. Po wszystkim, co stało się w Krakowie i po swoich zwierzeniach, dobrze było tak się rozluźnić. Inna sprawa, że obaj jeszcze trochę dziwnie się czuli, kiedy zdawali sobie sprawę, jaki wydźwięk ma słowo ?teściowa? i ?związek?. Ale tak - byli razem i rozumieli się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Żaden z nich oczywiście tego nie wypowiedział na głos.
- Wynajmiemy surogatkę - ciągnął Aleks. - I zatopimy się w gejowskiej propagandzie.
- Myślę, że moja mama tego nie udźwignie - odparł Jaś, kręcąc z rozbawieniem głową. Co gorsze, naprawdę potrafił wyobrazić sobie siebie z Aleksem. Tylko że zamiast dziecka z matki zastępczej, w tej wizji pojawiał się jakiś pies bądź kot. Ewentualnie stado szczurów. I z jednej strony ta wizja trochę go przerażała, w końcu miał tylko osiemnaście lat, było więc odrobinę za wcześnie na snucie dalekosiężnych planów, ale z drugiej... Aleks to Aleks. Osoba, na której w tym momencie naprawdę mocno mu zależało.
- Nie wie, że jesteś gejem? - zapytał Białecki, unosząc brew.
- Wie - odparł Jaś, wzruszywszy ramionami. - To znaczy... nigdy z nią tak otwarcie nie rozmawiałem. Ale myślę, że podejrzewa. - Aleks nie mógł tego zrozumieć. Jak ktoś mógł wiedzieć, jednocześnie nie wiedząc? Ale nigdy nie był ze swoją mamą na tyle blisko, żeby rozumieć tego typu rodzinne relacje. - Taka gejowska parada w rodzinie może być przerażająca. - Białecki skwitował to śmiechem.
- Dobra, w sumie to chyba będę się zbierać. Zła teściowa to zła teściowa. I tak już mnie chyba nie lubi. No i nie pozwoliła mi zbyt długo u ciebie siedzieć - mruknął, wydymając wargi. Jaś podniósł się z łóżka i kiwnął rozbawiony głową. Cieszył się, że właśnie tak ten dzień się kończył.
I miał nadzieję, że teraz już będzie dobrze.
Tak, wszystko będzie dobrze.
- Chcesz w sobotę iść ze mną kelnerować? - zapytał, zanim wyszli z pokoju. Białecki zerknął na niego zdziwiony.
- W sobotę?
- Mhm, zarobisz sobie trochę, nim znajdziesz pracę na stałe - powiedział i wzruszył ramionami.
Aleks na samą myśl, że Jaś znowu wyskoczy z gołą klatą i z samą muszką na szyi, poczuł nieprzyjemne ukłucie zazdrości. Zignorował je jednak. Skoro mieli być razem i skoro będzie mieć cały czas Janka na oku...
- Okej - powiedział, kiwając głową.